I choć pomysł był doprawdy szalony, zamierzała zrobić wszystko, żeby udowodnić mu, że Potrafi. To cię nic nie kosztuje, a jeśli go tym zainteresujesz… to może… może…
Ta myśl odgrodziła ją od ich odkryć, ustaleń, gafy, którą palnęła oraz jego nieoczekiwanego napadu złości. Była niczym cienki srebrny woal, który je przykrył; pamiętała – widziała przezeń wciąż zarysy, lecz wszystko stało się odległe i jedyne, co się w tej chwili liczyło, co widziała, to wspólne warzenie. Dlatego zlustrowała krytycznym okiem zastawiony sprzętem stół, domyślając się, że będą używać tych samych przyborów do mieszania przesunęła na środek perforowany kubek z nimi i dopiero wtedy wróciła po wagi.
Przebierając się niespiesznie w ubranie robocze Severus spróbował wymyśleć sposób, w jaki chronić Hermionę Granger. Niby miał na to czas, ale wolał zrobić to teraz, gdy jeszcze słyszał w myślach echo ich rozmowy, zamiast potem do niej wracać.
W grę wchodziły dwie opcje – uwarzenie fałszywego eliksiru pamięci oraz poinformowanie matki jej znajomego, że z jakichś powodów warzenie się opóźni. Pierwsza opcja była znacznie bardziej skomplikowana niż mogło się wydawać. Wolał zakładać, że człowiek od Imperiusa mógł ustalić, czy to, co otrzymał jest prawdziwe, więc fałszywy eliksir musiał być… idealny. W przeciwnym wypadku ten ktoś zorientowałby się, że ONA się zorientowała i… Biorąc pod uwagę sposób, w jaki zamordował jej znajomego, ją czekało pewnie coś równie koszmarnego.
Druga opcja dawała im trochę czasu – przez te kilka dni mógł popracować nad fałszywym eliksirem. Co prawda nie wiedząc, jak ten ktoś mógł go przetestować, nie wiedział na co zwracać uwagę, ale w końcu był przecież Mistrzem Eliksirów. Będziesz mógł, sukinsynu, rozłożyć go na składniki, a i tak nie odkryjesz, że nie będzie działał.
Ktoś inny z pewnością pomyślałby, że rozmowa z Shackleboltem również mogła coś dać – Minister mógł jakoś chronić Granger i zaangażować się w tę sprawę – ale dla Severusa to byłby przejaw optymizmu graniczącego z głupotą. Obie wojny nauczyły go, że nigdy nie należało polegać na innych, zwłaszcza gdy w grę wchodziło czyjeś życie.
Zatem opcja numer dwa, a potem numer jeden, zdecydował, poprawiając zebrane w kucyk włosy.
Wchodząc do pracowni mało nie wpadł na Hermionę, która niosła wagę. Przepuścił ją, przesunął wzrokiem po jej figurze i natychmiast przywołał się do porządku. Cholerny Imperius!
– Eliksir rozluźniający – powiedział ostrym tonem, kładąc koło niej bardzo rzadkie, ilustrowane wydanie „Kompendium Zaawansowanych Eliksirów Dla Eliksirotwórców” i podszedł do swojego zwykłego miejsca. – Co o nim wiesz?
Tak jak przypuszczał, kobieta aż westchnęła głośno na widok podręcznika i odstawiwszy wagę natychmiast po niego sięgnęła.
– Zalicza się do eliksirów Niestandardowych IV Klasy, to znaczy, że do warzenia go niezbędne jest posiadanie Piątej Kropli lub uprawnień równorzędnych. Są ku temu dwa powody – ciągnęła, podnosząc na niego wzrok. – Po pierwsze tylko ktoś o tak wysokich kwalifikacjach może określić ilość dwóch składników wchodzących w skład receptury, czyli jakiejś części wili i płatków oleandra. Płatki oleandra należy dodawać tak długo, jak długo będą się rozpuszczać, lecz jednocześnie nie może powstać wywar przesycony, natomiast przy dodawaniu części wili przenika do niego ich magia i należy umieć wyczuć jej ilość. Po drugie zaś źle uwarzony eliksir jest szalenie niebezpieczny, jak wywar tojadowy, może nawet okazać się śmiertelny. Przechowywany w ciemnym miejscu, w którym znajduje się choć trochę oddechu smoka jest zdatny do spożycia przez pięćdziesiąt pełni księżyca.
Jej odpowiedź brzmiała jak te sprzed kilku lat – równie gładka, logiczna i wyczerpująca i jednocześnie zupełnie inaczej. Kiedyś ogarniało go poirytowanie zanim jeszcze panna Granger otworzyła usta i starał się ignorować jej wiecznie podniesioną w górę rękę. Ta jednak w jakiś sposób go zahipnotyzowała – nie umiał powiedzieć dlaczego, ale jej słowa ukołysały go i złapał się na tym, że powtarza je w myślach, nie odrywając od niej oczu.
Pewnie dlatego, że tym razem mówi o czymś, na czym ci zależy. Na pewno tak było, ale nawet wtedy taka reakcja nie była normalna, więc przybrał surowy wyraz twarzy.
– Istotnie – powiedział, gdy skończyła mówić, udało mu się wreszcie odwrócić od niej wzrok i przesunął nim po zastawionym stole. – Ale jest jeszcze trzeci powód. Niektóre składniki należy przygotować tuż przed dodaniem do wywaru, co koliduje z warzeniem i bardzo komplikuje cały proces. Więc skoro chciałaś się dziś czegoś nauczyć… – zawiesił głos i spojrzał z powrotem na słuchającą w skupieniu czarownicę, która wyraźnie zamarła. – Zdecydowałem, że to ty się nimi zajmiesz.
Jej rozszerzone już i tak oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
– To znaczy…
– To znaczy – podchwycił, uciszając ją – że będziesz miała swój udział w przygotowaniu eliksiru. Który, jak sama powiedziałaś, może okazać się nawet śmiertelny, jeśli zostanie źle przygotowany, dlatego też oczekuję, że wszystko, co zrobisz będzie… idealne.
Hermiona odwróciła głowę, bo od mieszaniny emocji – dumy, obawy, ekscytacji i przedziwnego poczucia spełnienia aż zawirowało jej przed oczami.
– Dziękuję.
Powiedziała to niemal szeptem, bo bała się, że jeśli zrobi to głośniej, pryśnie czar i wszystko okaże się tylko snem. Pewnie też dlatego wciąż trzymała rękę na grubej księdze, śledząc palcem wypukłości. A może po to, że musiała się czegoś przytrzymać, żeby nie unieść się aż pod sufit.
Severus nie skomentował ani jej reakcji, ani podziękowań, tylko odwrócił się w stronę ściany z pierwszymi ingrediencjami.
– Jak brzmi prawo Saargora? – rzucił, przywołując pierwszą z nich.
Hermiona popatrzyła, jak wprawnie złapał sporej wielkości słoiczek i dopiero wtedy się odezwała.
– Substancji będzie dwa razy więcej niż wynosi średnica kamienia – powiedziała bardzo wolno, śledząc wzrokiem jakieś pudełko – i trzy razy więcej… niż dodawanej w uncjach.
Och, wiedziała na ten temat znacznie więcej i normalnie wyrecytowałaby wszystko, ale spektakl rozgrywający się przed jej oczyma zaprzątnął ją całkowicie.
Nagle przestrzeń dookoła wypełnił rozmazany błysk szkła, szarawe smugi kartoników i kolorowe ślady puszek. Severus łapał każdą z nich z wprawą żonglera, odstawiał płynnym ruchem na stół i zanim jeszcze dotknęła blatu przywoływał kolejną. I następną. I jeszcze jedną… Robił to z oszałamiającą łatwością i jednocześnie idealną precyzją, nabytą latami, więc nie była to poza, którą przed nią przyjął, demonstracja by zrobić na niej wrażenie.
Merlinie, co wcale nie oznaczało, że go nie zrobił! Oniemiała, przyglądała się każdej nadlatującej buteleczce, bezwiednie zaciskała palce, jakby mogła w ten sposób uratować cenne ingrediencje, gdyby nie udało mu się ich chwycić i dopiero, gdy odstawił na stół ostatnie pudełeczko, zorientowała się, że wstrzymuje oddech. Uffff…!
– Będę warzył na bazie ośmiu uncji* – odezwał się, wyjmując z pudełka malutką, szarą kulkę. – Przygotuj w odpowiednich ilościach pazury kruka, żywicę, liście ailhosty oraz kość nundu. Jeśli potrzebujesz sprawdzić przepis, jest na stronie osiemdziesiątej trzeciej. Pazury kruka będę potrzebował dokładnie za pół godziny.
– Oczywiście! Już!
Słysząc tę odpowiedź Severus skrzywił się i postanowił przyglądać się jej baczniej niż planował. O wiele, wiele baczniej, więc uważaj co robisz, Granger. Pomimo rozkojarzenia podczas ostatniego warzenia jej umiejętności i wiedza zaintrygowały go na tyle, że uznał, iż może z nich skorzystać, lecz teraz nabrał wątpliwości, czy aby nie była to zbyt pochopna decyzja.
Dlatego też usiadł dokładnie na wprost niej i wysypawszy na deseczkę dwie szczypty igieł szpiczaka zaczął je siekać, zerkając na nią od czasu do czasu kątem oka.
Póki co, pracowała tak, jak się spodziewał: idealnie. Przeczytała cały przepis, co było bardzo dobrym znakiem – zbytnia pewność siebie była jednym z podstawowych błędów i dopiero wtedy przeliczyła ilości poszczególnych składników. Zaniepokoił go tylko zapewne nieistniejący kosmyk włosów, który odgarniała od czasu do czasu – wystarczył jeden włos, by zepsuć eliksir, więc postanowił przyjrzeć się jej z bliska. Co prawda nie wrzucała składników do wywaru, ale mógł spaść do przygotowywanych ingrediencji, albo jeśli pochyliłaby się nad jego kociołkiem, albo… Obojętnie, po prostu musiał to sprawdzić.
Zupełnie nieoczekiwanie wyobraźnia podsunęła mu obraz, jak staje za nią i to on go odgarnia, przesuwając opuszkami palców po brzegu jej ucha, wolno i zdecydowanie dalej niż to konieczne, ona zaś z cichym westchnieniem odchyla lekko głowę w niemym zaproszeniu… Mógłby zsunąć je jeszcze niżej lub zastąpić wargami… Ciekawe, jak by na to zareagowała…
Zupełnie mimowolnie rozchylił usta, naśladując wyimaginowany ruch i wtedy wyobraził sobie jej Prawdziwą reakcję – rozszerzone oczy, pełne szoku i odrazy i czym prędzej zacisnął je w mocnym grymasie. Oszczędź sobie czasu i marzeń, głupcze.
Hermiona zapisała akurat ilość ostatniej ingrediencji, więc opuścił wzrok i z pewnym zdziwieniem ujrzał pod palcami czarny proszek.
Zgodnie z wyliczeniami Hermiona musiała przygotować dwanaście pazurów kruka. Była absolutnie pewna ilości, jednak świadomość, że to nie są ćwiczenia w CWSL, że właśnie warzą jeden z bardziej skomplikowanych eliksirów IV klasy oraz że warzy z Severusem Snape’em wciąż była odurzająca i czułaby się znacznie lepiej, gdyby Severus potwierdził jej wyliczenia. Z drugiej strony nie chciała wychodzić na rozhisteryzowaną idiotkę, która nie radzi sobie z podstawami. Zaufał jej nie bez powodu i nie chciała, żeby teraz nabrał wątpliwości.
Przestań. Na pewno dwanaście. Dziecko by to wyliczyło. Martw się lepiej, czy zrobisz to… na Wybitny.
Bo Severus Snape zadowalał się tylko wybitnością.
Położywszy przed sobą dwanaście zakrzywionych, czarnych szponów wybrała dużą, drewnianą deseczkę oraz jeden ze stalowych noży i zaczęła ostrożnie oskrobywać pierwszy z nich.
Jej obawy, że może nie odróżnić części nieoskrobanej od oskrobanej i tym samym zepsuć eliksir już na samym początku warzenia rozwiały się natychmiast. Ostrze noża zdejmowało cieniutką warstewkę, zostawiając na czarnej powierzchni jasny ślad. Trochę więcej czasu zajęło jej znalezienie sposobu trzymania nieporęcznych szponów tak, żeby się nie skaleczyć; stalowy nóż Severusa śmiało mógł służyć za skalpel.
Po oskrobaniu szóstego pazura spojrzała na zegarek i z zadowoleniem stwierdziła, że spokojnie zdąży przed czasem, więc zwolniła i popatrzyła dyskretnie na pracującego naprzeciw czarodzieja. I równocześnie poczuła radosne ciepło, rozlewające się po piersi, jakby zrobiła coś, na co jej zmysły wyczekiwały z utęsknieniem.
Severus mieszał powoli prawą ręką, lewą dosypując po odrobinie igieł szpiczaka. Wydawał się absolutnie pochłonięty tym, co robi; zwykle ściągnięte rysy twarzy rozluźniły się, głęboka zmarszczka między brwiami stała się cienką kreseczką… Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Prawdę powiedziawszy ta zmarszczka strasznie się jej podobała, dodawała mu charakteru i… uroku. Odłożyła siódmy pazur i wziąwszy następny znów na niego spojrzała.
Severus strącił z palców przyklejone do nich drobinki igieł szpiczaka i wtedy to poczuł – dziwne wrażenie, że jest obserwowany. Tego nie można było pomylić z niczym innym i oznaczało, że ktoś od jakiegoś czasu bacznie mu się przyglądał.
Jego wyszkolony latami szpiegowania instynkt momentalnie nakazał mu udawać, że się nie zorientował, więc sięgnął po talerzyk z resztką czarnego proszku i wsypał do wywaru.
Wrażenie nasiliło się i nagle ustało… a do niego dotarło, że przecież czas na udawanie dawno już minął – to nie była wojna, a on nie pracował z bandą Śmierciożerców, na których musiał uważać, lecz z Hermioną Granger.
Barwa wywaru przeszła właśnie z beżu w brąz. Zupełnie jak jej oczy, przemknęło mu przez myśl. Odstawił talerzyk i zerknął na nią. Skrobała właśnie ostatni pazur. Przesunęła nożem po wierzchu, podniosła wzrok i napotkawszy jego natychmiast opuściła głowę.
To go zaniepokoiło.
– Skończyłaś?
– Jużprawie – drgnęła i nóż osunął się bokiem na deskę.
Severus sprawdził czas – zostało mu półtorej minuty do wlania kropli krwi memortka i pięć do wrzucenia pazurów kruka, postanowił więc sprawdzić, czy wszystko w porządku. Odłożywszy mieszadło przysunął kryształowy flakonik do stojaka i przeszedł na drugą stronę stołu.
Czując, jak Severus staje za jej plecami Hermiona na moment znieruchomiała, a potem zmusiła się do ostrożnego i jak najbardziej naturalnego skrobania ostatniego, jak na złość lekko nadłamanego z tej strony pazura. Powinna zwracać uwagę na drobne pęknięcie, ale wszystko w niej zajęte było tym, co działo się za nią. Czy raczej troszkę z boku.
Niby przypadkiem przekrzywiła lekko głowę i kątem oka wychwyciła czerń jego ubrania roboczego.
– Czemu… – odchrząknęła lekko – należy je skrobać? – odważyła się podnieść głowę i spojrzeć na niego. – W Kompendium tego nie tłumaczą i nigdy nie spotkałam się z takim poleceniem.
Severus zebrał jedenaście gotowych pazurów, zbadał je dokładnie i ruchem głowy wskazał wymownie ostatni z nich.
– W przypadku wszystkich innych eliksirów czas rozpuszczania się pazurów może być dowolnie długi – kobieta wróciła do pracy, więc skorzystał z okazji i mówiąc dalej przyjrzał się jej fryzurze. – W tym muszą się rozpuścić przed dodaniem płatków oleandra… – Wszystkie włosy były dokładnie zebrane w ciasny kok i podpięte wsuwkami, pewnie na wszelki wypadek, bo użyła również zaklęcia. – Więc konieczne jest zdrapanie starej, mocno zrogowaciałej warstwy i… – te krótsze również przylegały idealnie, odsłaniając kształtne, drobne ucho – … i odsłonięcie świeżej. – Przesunął wzrokiem po brzegu, aż do równie kształtnego, zapewne… idealnego płatka. – Kiedy jest idealnie świeża… wtedy pazury szybciej się rozpuszczają – osunął spojrzenie po gładkiej szyi, przypominając sobie, jak w czasie ich rozmowy wodziła po niej palcami.
Aż napotkał brzeg roboczego ubrania i dotarły do niego dwie rzeczy: że plecie i że za chwilę spóźni się z kolejnym etapem warzenia! Merlinie, oszalałeś?! Skup się!
Dotychczas skrobanie przychodziło Hermionie z łatwością, ale tylko dlatego, że uważała na to, co robi. Teraz stało się to niemożliwe; czuła na sobie wzrok Severusa tak wyraźnie, jakby to był dotyk. Dotyk, który zaczynał parzyć, a jeśli to nie była jej wyobraźnia – to, GDZIE parzył sprawiało, że praktycznie oślepła, ogłuchła, zjeżyły się jej wszystkie włoski na przedramieniu i chyba tylko cudem udawało się jej utrzymać nóż w dłoni.
Merlinie, jego bliskość też nie pomagała. Stał ledwie kilka cali za nią i wystarczyło odchylić się do tyłu, przesunąć, czy poprawić na stołku, by móc go dotknąć…
Na myśl o tym wezbrało w niej pragnienie, by to zrobić. Było niczym pęczniejący w niej balon i opieranie mu się przychodziło jej z każdą chwilą coraz trudniej. Merlinie, choć na chwilę. Bez względu na konsekwencje… Merlinie, proszę…
Nie potrafiąc dłużej walczyć, niczym pijana odchyliła się odrobinę… i w tym momencie ujrzała oddalającą się od niej czerń.
– Skończ to, co robisz – rzucił surowym tonem Severus. – A potem zajmij się żywicą. I załóż rękawice – to ostatnie zdanie zabrzmiało jak fuknięcie.
Hermiona odetchnęła ciężko i zamrugała oczami, próbując oprzytomnieć.
Boże, opamiętaj się i skup!
Jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Tuż przed południem Severus dodał do wywaru liście trzepotki, kończąc tym przedostatni etap warzenia. Pazury kruka praktycznie się rozpuściły; wciąż wirowały na dnie niczym maleńkie igiełki, podrywane przeźroczystymi bąbelkami, ale nie było w tym nic niezwykłego. Jak dotychczas wszystko, co przygotowała Hermiona Granger było idealne.
Hermiona Granger. O ile jej praca była idealna, jej zachowanie… Zupełnie go nie rozumiał. Czasami w trakcie warzenia wyraźnie czuł na sobie jej wzrok i nie były to przelotne spojrzenia, które rzuca się na drugą osobę podczas wspólnej pracy. Nie było to też zwykłe, ciekawskie przyglądanie się.
Kilka razy był zbyt zajęty, by zareagować, bo warzenie wymagało absolutnej koncentracji, przy kilku innych okazjach spojrzał na nią, ale ilekroć to robił, od razu opuszczała głowę czy odwracała wzrok.
Taka reakcja ewidentnie kojarzyła mu się z chwilami, gdy uczniowie popełnili jakiś błąd i chcieli upewnić się, czy tego nie zauważył. Owszem, wielokrotnie nie dostrzegał samego błędu, lecz takim zachowaniem gwarantowali sobie jego bardzo wnikliwą uwagę.
Tym razem również podchodził kilka razy sprawdzić, co robi Granger, ale nie mógł dopatrzyć się niczego niepokojącego.
Rzucił na wywar Statis i postanowił, że dla odmiany to on się jej przyjrzy. Chwilowo nie miała nic do zrobienia, z przygotowaniem kości nundu musieli jeszcze poczekać.
Tak jak przypuszczał, przeglądała Kompendium. Palcami prawej ręki powoli gładziła brzeg – zwrócił na to uwagę, bo nie zamierzał pozwolić na bezmyślne zaginanie rogów czy skrobanie paznokciami po pozłacanych krawędziach stron. Co prawda dając jej podręcznik nie kazałeś jej na niego uważać, pomyślał, śledząc wzrokiem niemal hipnotyzujący ruch jej palców, ale przecież to jest naczelny mól książkowy Hogwartu, więc…
W tym momencie kobieta podniosła głowę. Severus odruchowo popatrzył na jej twarz, ich spojrzenia się spotkały i Granger natychmiast ją opuściła.
??? Przecież teraz nie może robić nic głupiego…?
– Zrobimy teraz przerwę – zdecydował, ściągając rękawice i wskazał jej pomieszczenie obok, w którym rozmawiali rano. – Każę skrzatom podać coś do jedzenia. Nie czekaj na mnie.
– Mogę poczekać, to żaden problem – zaprzeczyła trochę niepewnie.
– Powiedziałem, nie czekaj – powtórzył lekko poirytowanym tonem, ruszając do drzwi. Wybierał się na spotkanie z Krwawym Baronem i nie wiedział ile potrwa, lecz nie widział powodu, dla którego miałby to jej wyjaśniać. – Równo za godzinę masz zacząć przygotowywać kość nundu – dorzucił, otwierając drzwi i widząc jak posłusznie zamyka księgę i wstaje, wyszedł z pracowni.
Okazało się, że Irytek zabawiał się rzucaniem kałamarzami w portrety Henry’ego Bumblepufta oraz Elisabeth Burke, wiszące na Wielkich Schodach, koło przejścia do Sali Wyjściowej. Krwawy Baron przyprowadził go ze sobą i kiedy z Severusem skończyli z nim rozmawiać, poltergeist przypominał swoją miniaturkę i zaofiarował się wyczyścić oba obrazy własną czapką. Severus usunął plamy atramentu zaklęciami i powiadomił Irytka, że może sprawić, iż twierdza w Azkabanie wyda mu się przyjemniejsza niż mury Hogwartu.
– Miej go na oku – przykazał Krwawemu Baronowi, gdy poltergeist poszybował w górę schodów szybciej niż Znicz podczas meczu Quidditcha.
– Spróbuję, choć upilnować tę zakałę duchów nie jest łatwo. On nie ma za krzty pamięci ani rozumu – westchnął na to rezydent Slytherinu.
Severus w odpowiedzi wzruszył ramionami i ruszył na dół.
Prawdę powiedziawszy nie rozumiał, czemu ani Dumbledore, ani McGonagall się go nie pozbyli. Gdyby był dyrektorem szkoły, już dawno by go tu nie było – Irytek bał się Krwawego Barona tylko trochę bardziej niż jego. Ale skoro Albus i Minerwa nie przejmowali się poltergeistem, tym bardziej on nie zamierzał i z niejakim rozbawieniem przyglądał się ich codziennej walce ze złośliwym duchem. Nawet tym razem mógłby być ostrzejszy w stosunku do niego, ale jeśli jego plany miały się powieść, niebawem i duch i ten budynek miały być tylko wspomnieniem.
A odnośnie planów… Korzystając z okazji, że był sam, wrócił myślami do Hermiony Granger i idąc bardzo powoli w stronę swojej prywatnej pracowni spróbował zrozumieć jej przedziwne zachowanie.
Już choćby ostatnia scena, gdy spojrzała na niego i od razu w bok… Wtedy na pewno nie mogła zrobić nic głupiego, więc co to miało znaczyć…?
Takie ukradkowe spojrzenia prócz oczywistego kojarzyły mu się z czymś jeszcze – z wieczorami w barach, które zaczynał samotnie, lecz kończył w towarzystwie.
Czasem to on wyławiał z tłumu jakąś kobietę, czasem to ona ściągała wzrokiem jego. Pierwsze spojrzenia prawie zawsze były łagodne – taksujące, pytające, pełne sugestii. Swoisty dialog ciał, rozpalający powoli zmysły i składający obietnicę. Na ogół też były dyskretne i niewiele postronnych osób potrafiło dostrzec w nich nieme zapytanie i przyzwolenie.
Lecz to co innego. Tamte kobiety nie uciekały wzrokiem, gdy ich spojrzenia się spotkały. I kiedy zaczynały z nim igrać, wiedziały doskonale, czego chcą i czego chce on.
Z jednym wyjątkiem, przypomniał sobie. Milę spotkał jakieś trzy lata temu, gdy po zakończeniu czyjejś niezwykle nudnej prelekcji na Konwencji poszedł do baru. Przypatrywała mu się, lecz gdy tylko oddawał jej spojrzenie, spłoszona odwracała czym prędzej głowę i przez dobrą godzinę nie był pewien, o co jej naprawdę chodzi. Jak na ironię był pewien, że tamtego upojnego wieczoru w jej pokoju oboje długo nie zapomną, tak samo jak był przekonany, że rzeczywiście tak miała na imię.
Lecz to naprawdę co innego. To była Hermiona Granger, a nie jakaś nieznana kobieta, którą pociągał mrok i siła, które zawsze go otaczały, lub która szukała zapomnienia po zdradzie czy porzuceniu. Granger go znała i łączyły ich stosunki… zupełnie inne, niż te, na jakie masz ochotę, podsumował, bo podchodził właśnie do drzwi pracowni i czas było zakończyć bezprzedmiotowe rozważania.
Hermiona zdążyła już skończyć jeść i przejrzeć połowę dzisiejszego wydania Proroka, zanim Severus wrócił. Na widok wchodzącego czarodzieja mimo woli wyprostowała się i pochyliła bardziej głowę nad gazetą. Bardzo chciała móc z nim porozmawiać, o wszystkim i o niczym, jak z jej znajomymi, lecz coś jej mówiło, że w jego przypadku na taką pogawędkę nie ma co liczyć. Poza tym biorąc pod uwagę kilka uważnych, a nawet ostrzegawczych spojrzeń, jakie posłał jej podczas porannego warzenia, nie wiedziała na co może sobie pozwolić, dlatego też postanowiła poczekać i zobaczyć, jak on się zachowa.
– Jutro, najdalej w poniedziałek powiedz matce twojego znajomego, że warzenie eliksiru zajmie ci więcej czasu niż do tej pory – odezwał się Severus, siadając w tym samym fotelu, co rano.
– Mam wymyśleć jakiś powód, czy tylko ją uprzedzić? – spytała, domyślając się od razu, co ma na myśli.
– Jeśli w normalnych okolicznościach byś to zrobiła, to tak. Gdzie zwykle rozmawiałyście?
– Na ganku – oparła Hermiona, powoli rozluźniając i siadając wygodniej. – Ganek jest zamknięty, ale przeszklony, więc nikt nie mógł usłyszeć, co mówiłam. Ale mógł zobaczyć, że tam byłam.
Nalewając sobie wody Severus wyobraził sobie scenę i kiwnął głową.
– To, że nie mógł usłyszeć nie znaczy, że nie mógł potem dowiedzieć się szczegółów, więc zachowuj się naturalnie.
– Przy okazji spróbuję ją ostrzec, żeby na siebie uważała – Hermiona wskazała duży artykuł na pierwszej stronie o coraz częstszych przypadkach zniknięć czarownic i czarodziejów. – Wygląda na to, że to przytrafia się nie tylko w okolicy Oxfordu, lecz również niedaleko Londynu. A nie sądzę, żeby Ingrid czytała Proroka.
W jej głosie Severus wychwycił nutkę obawy, co wcale go nie dziwiło. Prorok zwykle wyolbrzymiał wszystko o czym pisał, ale te przypadki naprawdę były niepokojące. Przez chwilę rozważał, czy mógł coś na to poradzić, ale w końcu poddał się. Dobrze choć, że ona na siebie uważa, stwierdził i wracając do sprawy ulepszonego eliksiru wyjaśnił jej, że w ciągu kilku dni spróbuje uwarzyć fałszywy. Hermiona zasugerowała, że równie dobrze może dodać jakąś inną, w miarę neutralną mugolską substancję i przez dobry kwadrans zastanawiali się, która opcja jest lepsza, w końcu jednak odrzucili tę ostatnią.
– A jak poszło spotkanie z Krwawym Baronem? – zapytała Hermiona, przerywając krótkie milczenie, jakie zapadło.
Severus uniósł lekko jedną brew.
– Nie sądzę, żeby to należało do tematu. Natomiast – dodał, sprawdzając czas – za dziesięć minut masz zająć się ostatnim składnikiem, więc radziłbym ci się tym zainteresować. Przygotuj też odpowiednią ilość metokarbamolu, dodamy go zaraz po płatkach oleandra.
Nie przypuszczał, żeby popełnił przy nich jakiś błąd, ale taka opcja zawsze wchodziła w grę, a wtedy cały wywar nadawał się do wylania, wolał więc dorzucić pył z meteorytu i mugolskie lekarstwo dopiero po tym etapie.
– Będę mogła przyjrzeć się, jak dodaje pan płatki?
– Przyjrzeć się? – brew powędrowała jeszcze wyżej. Oczywiście wiedział, co ma na myśli, ale w zestawieniu z porannym warzeniem to zabrzmiało wręcz komicznie. – Odniosłem wrażenie, że robisz to od samego rana.
Hermiona pospiesznie wstała, odstawiła na bok swój talerzyk i sztućce i wyszła do pracowni.
Severus odprowadził ją wzrokiem i korzystając z okazji, przesunął nim po jej figurze, którą obcisłe ubranie robocze wspaniale podkreślało. Podczas ich rozmowy nie jadł, od śniadania minęło sporo czasu, ale teraz poczuł się głodny zupełnie w innym sensie. Zaś na myśl, jak łatwo się to ubranie zdejmuje…
Cholera, przestań! Od tego Imperiusa zupełnie tracisz rozum!
…
Imperiusa…
I wtedy zaskoczył. Pragnął jej z powodu Imperiusa. Na którego narażeni byli wszyscy. W tym i ona sama! I nawet jeśli faktycznie reagowała na niego lżej niż pozostali, jej dziwne zachowanie mogło świadczyć o tym, że… że ona również pragnie ciebie…
Lecz jak już wcześniej zauważył, to nie było to samo. Hermiony Granger nie mógł tak po prostu spróbować uwieść bez żadnych konsekwencji, gdyby jednak się mylił – zajmowali się przecież właśnie sprawą Imperiusa, poza tym miał nadzieję, że pomoże mu ulepszyć więcej eliksirów. Dlatego też wiadomość, którą zwykle zawierał w jednym spojrzeniu, tym razem musiał przekazać w wielu. I spróbować wcześniej się upewnić – należało tylko znaleźć odpowiedni sposób.
Severus Snape nie miał wielkiego doświadczenia, jeśli chodzi o kobiety, ale nie na darmo przez wiele lat był szpiegiem…
Dodanie listków oleandra okazało się tym razem trochę bardziej skomplikowane niż zazwyczaj, bo zwykła koncentracja Severusa była nadszarpnięta obecnością Hermiony Granger, która z każdą chwilą zajmowała w jego umyśle coraz więcej miejsca. Odrywał więc płatek po płatku, mieszając od czasu do czasu i przyglądał się, jak delikatne łezki o barwie dojrzałej maliny rozpuszczają się w wywarze. Z początku znikały ledwie musnęły powierzchnię i myśli Severusa zaczęły odpływać, gdy wyobraźnia podsunęła mu wizję, jak rozbiera ją w podobny powolny sposób, niczym kwiat, aż dociera do samego środka i wreszcie może raczyć się jej nektarem.
Po jakimś czasie płatki zaczęły znaczyć coraz dłuższe malinowe smugi dookoła brzegów kociołka, a potem kłaść się coraz dłuższym malinowym cieniem na dnie i Severus z niemałym trudem odgonił szaloną wizję i skupił się na tym, co robi.
Kiedy ostatni dorzucony płatek zniknął dopiero za trzecim powolnym obrotem, Severus wybrał jeszcze jeden, maleńki i upuścił go dokładnie na środek.
Malinowa łezka upadła na powierzchnię i przez chwilę kołysała się na niej łagodnie, niczym łódeczka na gładkiej powierzchni jeziora, po czym bardzo powoli zapadła się na dno. Przez kilkanaście sekund jej refleks barwił jeszcze szary kamień, a potem… znikła.
Wtedy wyprostował się i spojrzał na stojącą obok, oniemiałą czarownicę.
– Teraz twoja kolej – powiedział, odsuwając się i robiąc jej miejsce.
– Skąd… pan wie, że nie trzeba dodać więcej? – zapytała, z trudem odrywając wzrok od kociołka. – Skoro ten zniknął, może zniknąłby jeszcze jeden?
– Bo jestem Mistrzem – odparł cichym, niskim głosem, unosząc lekko w górę kącik ust.
Musiał poczekać jeszcze trochę, tyle by dać się jej skupić na dodaniu mugolskiego lekarstwa, lecz mógł uchylić jej rąbka tego, co dla niej zarezerwował.
Nigdy, w najśmielszych myślach Hermiona nie wyobrażała sobie, że warzenie może być tak porywające. Z pewnością sprawił to rodzaj składnika; kwiaty oleandra były piękne, lecz równie, a może nawet bardziej urzekający był sposób, w jaki Severus odrywał wdzięczne płatki i jak dorzucał je do wywaru. Na pewno bardziej! Każdy ruch jego dłoni był pełen gracji i elegancji, każdy płatek ujmował z oszałamiającą ostrożnością, jakby były utkane z mgły czy złotego pyłu i odrywał łagodnie i stanowczo zarazem. Niczym wielbiciel i pan jednocześnie. Na Boga, nie miała pojęcia, że ten mężczyzna mógł być tak delikatny! Jakby… jakby kochał je samym dotykiem.
A gdy wyobraziła sobie, jak łagodnie i stanowczo te dłonie mogłyby obejść się z nią… zabrakło jej oddechu.
Może na szczęście Severus przypatrywał się jej – to pomogło jej ochłonąć. Stanął pod ścianą, z rękoma splecionymi na piersi (stanie pod ścianą pomogło, splecenie rąk nie, z niewiadomych powodów coś w tej pozie ją pociągało) i przyglądał się w milczeniu, jak starając się zachować podobną elegancję doprowadziła wywar do wrzenia, dodała pył z meteorytu, a następnie metokarbamol.
Mugolska substancja rozpuściła się w gorącym płynie natychmiast. Hermiona dodała drugą porcję pyłu, zamieszała w kociołku i odłożyła mieszadło na spodeczek. Delikatne stuknięcie zabrzmiało wyjątkowo dźwięcznie.
– Zdecydowanie wolę pył z meteorytu – powiedziała cicho, odsuwając się. – Jest…
W tym momencie wpadła na coś za sobą. Zachłysnąwszy się zachwiała gwałtownie, lecz wtedy podtrzymały ją silne ramiona.
– O wiele łatwiejszy w użyciu? – mruknął Severus, cofając je niemal natychmiast.
OM…Merlinie! Hermiona wypuściła powietrze i tylko skinęła głową i wymamrotała przeprosiny, bo potrzebowała chwili, by ochłonąć, zarówno po nieoczekiwanym zderzeniu, jak i uczuciu ciepła i dotyku jego rąk… czy raczej ich nagłym braku. Do tej pory nie miała pojęcia, że można odczuwać gorąc i chłód jednocześnie!
– Masz kwadrans na rozgniecenie do końca kości nundu – oznajmił, wracając do warzenia, jakby nic się nie stało.
Piętnaście minut było aż nadto; osiem kawałków bardzo wysuszonej i kruchej kości lamparta, które wrzuciła do moździerza zmiażdżyła już dawno i może na szczęście, bo w tej chwili była zdolna tylko do mechanicznego kręcenia tłuczkiem, przeżywania w myślach na nowo tego, co właśnie się wydarzyło i łączenia z widokiem sprzed chwili.
Lecz jak to zwykle bywa, wspomnienia szybko zbladły, straciły wyraz i coś w niej zaczęło tęsknić do prawdziwego dotyku, prawdziwego widoku. Prawdziwego Severusa, nie tego z jej marzeń. Postawiła więc moździerz na stole, przytrzymała go inaczej i spojrzała na niego dyskretnie.
Czarodziej obrywał właśnie listki z suchej gałązki wiciokrzewu. Robił to nie tak delikatnie jak płatki oleandra, lecz wciąż było w tym piękno. Poezja.
Przyjrzała się, jak trzymał gałązkę, odginając lekko mały palec na bok. Było w tym coś zabawnego i… słodkiego zarazem. Rozczulającego, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało w zestawieniu z poważnym wyrazem twarzy.
Na myśl o tym podniosła lekko głowę i ich spojrzenia się spotkały.
Natychmiast przeniosła wzrok na stół – miała nadzieję, że zrobiła to na tyle gładko, że wyglądało na niewinne rozglądanie się. Obserwowała nogi stojaka, niewielki płomień liżący płaski spód kociołka, gładkie krzywizny, lekko pogrubione brzegi… jednocześnie odnotowując, że jego palce na nowo podjęły oskubywanie gałązki, które przerwał.
Powinna cieszyć się widokiem jego sylwetki, zarysem widzianych kątem oka dłoni i malować w myślach resztę, powinna zatrzymać się na tym i nie szukać dalej – to była granica, której nie wolno było przekroczyć – i próbowała. Lecz z każdą chwilą stawało się to coraz trudniejsze. Coś – jakaś przedziwna siła kazała jej spojrzeć na niego jeszcze raz. Rzucić okiem. Choć na moment. Na sekundkę. Przyzywała ją, rozpalając zmysły, kusząc, szepcząc obietnice, ujmowała jej twarz i ciągnęła w górę, ku niemu…
Nie potrafiąc już dłużej się opierać Hermiona przesunęła wzrokiem po ciasno założonych połach bluzy, lekko rozchylonym kołnierzyku… mocno zarysowanym podbródku… jego ustach…
I napotkała wciąż utkwione w niej czarne oczy.
Opuściła głowę tak gwałtownie, że aż zabolał ją kark, a serce zatrzepotało jej w piersi jak spłoszony ptak w klatce.
– Potrzebujesz pomocy? – spytał Severus lekko kpiącym tonem.
– Nnie – zaoponowała natychmiast i zajrzała do moździerza, w którym z kości został proch przemieszany z maleńkimi drobinkami. – Już skończyłam!
Severus niespiesznie odłożył niemal zupełnie oskubaną gałązkę i równie powoli przeszedł na jej stronę.
– Zobaczmy – powiedział i patrząc na nią wyjął jej z ręki tłuczek.
Ich palce otarły się i Hermiona zachłysnęła się lekko, bo odczuła to tak, jakby przeszył ją prąd elektryczny. Severus nie zareagował, tylko skontrolował stan kości i skinął głową.
– Wiesz, dlaczego jednorożce wolą dotyk kobiet od mężczyzn? – zapytał, odstawiając moździerz na stół.
Hermiona nie wiedziała, dlaczego o to pyta, pośród składników tego eliksiru nie było ani włosów, ani krwi, ani żadnej innej części tego zwierzęcia. Poprawna odpowiedź brzmiała: dlatego, iż dotyk czarodziejów był dla nich tylko zwykłym dotykiem, czarownic zaś pieszczotą. Już otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, lecz wtedy przemknęło jej przez myśl, że… to nie był temat, który powinna poruszać. Był zbyt delikatny, zwłaszcza w tym momencie. Nie wiedziała, czy nie ponosi jej wyobraźnia, marzenia, ale od jakiegoś czasu pojawiło się między nimi dziwne napięcie… Mogła wręcz wyczuć je palcami.
– Nie – potrząsnęła głową.
Severus uniósł w górę brew i zaśmiał się cichutko. Teraz miał niemal absolutną pewność, że Granger chciała tego samego co on, tylko bała się zrobić krok ku niemu.
– Powinienem… cię ukarać – w tej sytuacji powiedzenie „odebrać punkty” kojarzyło się z dawnymi czasami, a on nie chciał, żeby wróciła do nich myślami. „Ukaranie” brzmiało o wiele… sugestywniej.
Kobieta spojrzała na niego niepewnie, więc pochylił się i wdychając zapach jej skóry oraz włosów wyszeptał do ucha:
– Za kłamstwo.
Po czym natychmiast wyprostował i wziąwszy moździerz rzucił przez ramię na odchodnym:
– Wyłuskaj i rozgnieć dwadzieścia owoców jarzębiny. Będę ich potrzebował pod koniec warzenia.
Zgodnie z jego przypuszczeniem do końca warzenia nie poczuł na sobie już ani razu jej spojrzenia. Co jakiś czas zerkał w jej kierunku, lecz za każdym razem miała nisko opuszczoną głowę i obierała owoce jarzębiny z taką precyzją, jakby od tego zależały losy całego świata.
W zasadzie warzenie się skończyło, poza tym na tym etapie mógł już je przerwać, kiedy tylko chciał; najtrudniejszą część miał już za sobą. Przez chwilę pozwolił jej jeszcze rozgniatać już i tak idealnie rozgniecioną czerwoną masę, po czym wylewitował kociołek na drewnianą podstawkę, rzucił na niego Statis i przeszedłszy niespiesznie na drugą stronę stołu oparł się o niego tuż koło Hermiony.
– Sądzę, że rozgniatałaś je już wystarczająco długo – ocenił, zerkając na zawartość miseczki.
Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć. Warzenie dobiegało końca; gdyby przed przyjściem tu nie nauczyła się na pamięć przepisu, odgadłaby to po zestawieniu kociołka z palnika. Zostało do dodania jeszcze kilka mało istotnych składników i przyszło jej do głowy, że gdyby jej praca odpowiadała Severusowi, z pewnością skończyłby go warzyć wraz z nią. A tak…
Warzenie to nie tylko sposób przygotowywania składników czy dodawanie ich, to również cała otoczka; umiejętność współpracy, zachowanie, wyczucie co i jak robić… wiedza… Ta ostatnia przypomniała jej jego uwagę sprzed chwili i zagryzła usta.
– Jest coś, co mi nie daje spokoju – podjął cichym tonem; normalnie taki niski pomruk sprawiłby, że zrobiłoby się jej gorąco, lecz tym razem był to werdykt, na który czekała. I którego się bała. – Przez cały czas zerkałaś w moją stronę… Powiedziałbym, z pewnego rodzaju… fascynacją – zamilkł na chwilę i w ciszy pracowni z pewnością było słychać, jak zaczyna walić jej serce. – Możesz mi powiedzieć… to była fascynacja procesem warzenia… moimi dłońmi… czy też mną?
!!!!!!???!!!!
Ostatnie słowa niczym olbrzymia fala porwały ją i cisnęły w odmęty szoku, przerażenia, goryczy porażki i upokorzenia. Merlinie, to bolało!!!
Spodziewała się, że wytknie jej brak koncentracji, że powie jej, że się do tego nie nadaje, nawet że się na niej zawiódł… ale nie coś takiego! Oczywiście musiał zauważyć jej spojrzenia, ale nie przypuszczała, że będzie się z niej natrząsał, że wydrwi jej uczucia…!!
A powinnaś! Ktoś, kto mógł wydrwić twoje zęby na pewno jest w stanie to zrobić!
Serce tłukło się w niej jak oszalałe, tak mocno, tak prędko, że nie nadążała z oddechem i na chwilę pociemniało jej przed oczami.
– Nie…! – zamiast krzyku z piersi wydarło się jej westchnienie i to ją rozzłościło. Zaprzecz mu! Walcz! Nie daj się poniżyć jeszcze bardziej! – To nie…. to! Nie tak! Żaden proces! To znaczy żadna… fasny…cja! – Merlinie, wszystko się jej myliło i plątało! Nie umiała ani złapać tchu, ani się wysłowić! – Patrzyłam na warzenie! Oczywiście! Że na proces warzenia!
– Ach tak? – brew Severusa podjechała do góry.
Nadal ją wyśmiewał! Do wszystkich innych uczuć dołączyło poniżenie i Hermiona poczuła, że za chwilę się rozpłacze. A nie chciała płakać przy nim, nie tak jak w czwartej klasie!
Uciekaj! Powiedz coś i uciekaj!
– Oczywiście! Jak pan mógł… – wszystko się w niej trzęsło, gdy zsuwała się z wysokiego stołka. – Co za idiotyzm! A skoro…
– Uważaj na to, co mówisz, Granger!
– … skończyliśmy warzyć, to… Cieszę się, że się udało! – dała krok do tyłu, byle tylko się od niego odsunąć i sięgnęła po torebkę i rękawiczki. Prócz nich na stole nie było żadnych jej rzeczy. To znaczy poza metokarbamolem, ale… A po co ci to? Zostaw mu. W gardle zaczynało ją dławić i wiedziała, że długo nie wytrzyma. – Meto-b… Mugolskie lekarstwo może pan sobie wziąć. Przyda się panu do następnego eliksiru! – Spróbowała otworzyć torebkę, ale dłonie za bardzo jej dygotały, więc ścisnęła je w ręku i ruszyła prędko w kierunku drzwi. – Na pewno znajdzie pan kogoś, kto panu pomoże. Jakiegoś Mistrza. – Złapała za klamkę i pociągnęła. Oczy zaczęły już ją piec, więc zamrugała nimi i dopiero wtedy spojrzała na stojącego wciąż przy stole Severusa. Snape’a! – Dużo się dziś nauczyłam. I wystarczy! Do widzenia!
Świat przed nią zafalował, więc ostatnie słowa po prostu wyrzuciła z siebie.
To był koniec. Zatrzasnęła za sobą drzwi i rzuciła się biegiem długim korytarzem.
Z początku starała się biec cicho, żeby jej nie usłyszał, żeby się nie domyślił, ale gdy piersią szarpnęło pierwsze łkanie przestała dbać o cokolwiek i runęła przed sobie.
Byle stąd uciec! Byle dalej od niego!
Wiedziała, że dzisiejsze warzenie było… porażką. Chciałaś mu udowodnić, że Potrafisz, że można na tobie polegać, ale durnym gapieniem się na niego tylko się ośmieszyłaś! Po czymś takim na pewno nie zdecydowałby się zaproponować jej pomagania w warzeniu… Współpracy…
A teraz tym bardziej możesz o tym zapomnieć! Zawsze rzucał zjadliwe, sarkastyczne uwagi, zawsze potrafił ośmieszyć i jak widać nic się nie zmieniło!
Właśnie tak wyglądałby związek z Severusem Snape’em! Nawet jeśli przez chwilę czułabyś się cudownie, bo byście Rozmawiali, bo miałabyś wrażenie, że cię docenił, wszystko kończyłoby się właśnie tak! Miałabyś pięć minut uśmiechu i pięć godzin płaczu! Dokładnie jak gdy powiedział ci, że nigdy ci nic nie obiecywał! Wyraźnie dał ci do zrozumienia, że jesteś nikim. I teraz też pozwolił ci warzyć tylko dlatego, że potrzebował pomocy, ale jak tylko przestał, to nie zawahał się zadrwić z twoich uczuć!
Krzycząc w duchu wpadła do Sali Wyjściowej i kolejny raz otarła rękawem łzy.
Zapomnij o nim. Od teraz koniec z marzeniami. Z jakimkolwiek wyobrażaniem sobie czegokolwiek z nim w roli głównej! Czy zastanawianiem się, czy dobrze go zrozumiałaś! pchnęła drzwi i wybiegła na zewnątrz.
Nie będziesz się do niego odzywać. Niech teraz on to zrobi, jak się czegoś dowie. I może łaskawie zgodzisz się go wysłuchać!
A jeśli chodzi o Imperiusa… Och, do diabła z Imperiusem!
Nic jej tu nie trzymało. Nie miała wymarzonej pracy w Klinice, więc równie dobrze mogła rzucić tym wszystkim, zapomnieć, niech Snape i Ministerstwo się tym zajmą. Przecież był szpiegiem, powinien sobie poradzić!
Przeniesie się do Australii i poukłada sobie życie tam. Na spokojnie. Zostało jej jeszcze półtora miesiąca pracy dla Coxa i wyniesie się w cholerę!
I zapomni o nim. Na świecie było pełno mężczyzn. I każdy z nich był o stokroć lepszy od niego!
Może jednak powinnaś przestać odrzucać Drisa, ten przynajmniej się w tobie zakochał. Z powodu Imperiusa, ale jednak.
A jak nie Dris, to na pewno znajdziesz kogoś innego.
Byle dalej od Snape’a!
Severus stał przy stole i marszcząc brwi spoglądał na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Hermiona Granger. Jego pewność, że mogła chcieć go tak samo jak on jej nagle zbladła.
A może się pomyliłeś? Może patrzyła na ciebie z innego powodu?
Ale jeśli tak, to jakiego? Nie miał pojęcia. A jego marne doświadczenie z kobietami nie pomagało. Bo po prawdzie to doświadczenie ograniczało się do kobiet, które CHCIAŁY i nic nie przygotowało go na taką odpowiedź.
Wyraźnie mówiła NIE i jedno wiedział na pewno – nie zamierzał jej do niczego zmusić. W swoim życiu naoglądał się już wystarczająco dużo przemocy i za nic w świecie nie zrobiłby nic wbrew jej woli.
No właśnie, może byłeś za ostry? Zbyt… bezpośredni? Ale nigdy też nie miał okazji nauczyć się delikatności.
Rozum podpowiadał mu, że powinien ją jakoś łagodnie uciszyć. Na przykład… wymawiając jej imię. Wyobraził sobie, jak to robi, jak kładzie palce na jej ustach i przesuwa nimi powoli… a kiedy by zamilkła, bo na pewno by zamilkła, mógłby powoli się pochylić i ją pocałować… I dopiero potem przycisnąć do siebie, żeby poczuła, czego od niej chce… A potem zaprowadzić ją do swoich komnat i sprawić, że tego razu z nim nie zapomniałaby nigdy w życiu.
Lecz na to było już za późno. Severus potrząsnął głową i marzenie na jawie znikło. Cóż, wygląda na to, że ty możesz o niej zapomnieć.
Krzywiąc się wrócił na swoje miejsce, spojrzał na kociołek, na mugolskie lekarstwo, które mu zostawiła i skrzywił się jeszcze bardziej.
——————
* 1 uncja – 28,413 ml
Kochana, to jest tak dobre, że aż nie mogę wytrzymać do kolejnego rozdziału😅 Plizzz publikuj częściej! 🙏🏻🙏🏻🙏🏻❤️
Słonko 😉
Bardzo Ci dziękuję, cieszę sie, że Ci się podoba! 😉
Ale od lat każde opowiadanie publikuję zawsze w piątki, z regularnością kursującego Hogwart Express i tak zostanie 😉 Z jednej strony musicie czekać, wiem (wredna jestem!;), ale z drugiej masz gwarancję, że co tydzień w piątek będziesz miała nowy rozdział do przeczytania…
😉
Jeszcze raz dziękuję Ci za przemiłe słowa i… do następnego piątku! 😉
Uściski!!
A zatem torturujesz mnie 😅😅 No nic innego mi nie zostało jak grzecznie czekać na kolejne piątki 😉
A tak poza tym, jesteś świetna, każde Twoje opowiadanie pochłaniam ekspresowo ❤️❤️
bardzo, bardzo Ci dziekuje!!
milo na serduszku sie zrobilo i zaczne sie chyba rumienic 🙂