Trzeci Raz – Rozdział VII

Ś… Ś…

Nagle zza grupki spacerujących starszych czarownic wyłoniła się Hermiona i pomachała mu ręką. Na jej widok chłopak wytrzeszczył oczy.

– Łał!

Sposób ubierania się Hermiony niewiele się zmienił od czasów Hogwartu – na ogół nosiła luźne jeansy, zbyt duże bluzy i trampki i tylko kilka razy widział ją w spódnicy. Teraz miała na sobie dopasowaną czarno-szarą sukienkę tuż za kolana, z lekkim dekoltem, sandały na niewielkim obcasie, zamiast zwykłego kucyka elegancki kok i – Harry nie był pod tym względem ekspertem, ale wydawało mu się, że zrobiła lekki makijaż.

– Hej, Harry – uśmiechnęła się na jego widok, podchodząc z dźwięcznym postukiwaniem obcasów.

– Wyglądasz…

– Byłam na obiedzie – zagarnęła za ucho kosmyk włosów. – No i jak, przeczytałeś wszystko?

– Z ludźmi z King’s? Myślałem, że świętujecie dopiero dziś wieczorem?

– Ze znajomym – odparła zdawkowo. – Więc?

Znajomym. „Znajomy” mógł oznaczać, że coś się święci i gdyby na jego miejscu była Ginny, nie odpuściłaby jej, ale Harry’ego plotki nie interesowały, więc tylko wzruszył ramionami.

– Ciekawe, nie powiem – przyznał. – Kiedy spojrzy się na to globalnie, widać… widać wszystko lepiej.

Hermiona zacisnęła usta i żeby nie powiedzieć czegoś złośliwego rozejrzała się po okolicy. Środowa rozmowa z Harry’m strasznie ją zirytowała – zachowywał się, jakby celowo zbijał każdy jej argument. Potem odniosła wrażenie, że nie tyle nie ma czasu, ale nie chce się z nią spotkać. Zobaczymy, jak zachowasz się za chwilę! Merlinie, wręcz miała nadzieję, że Snape ustawi go do pionu!

Wiedziała, że to było trochę… wredne z jej strony, ale od rana ją nosiło i wszystko ją irytowało. Ciężko jej było się rozluźnić podczas obiadu z Juanem i pewnie dlatego nie mogła zaliczyć go do zbyt udanych. To znaczy z początku było nawet fajnie, szczególnie gdy rozmawiali na temat różnych zaklęć i eliksirów, ale później zaczęli porównywać program nauki w Wielkiej Brytanii i w Hiszpanii i wyglądało to trochę tak, jakby Juan próbował jej udowodnić, że hiszpańscy czarodzieje mają wyższy poziom niż brytyjscy. A potem rozmowa zeszła na nich samych, Juan zaczął się bardzo interesować jej życiem osobistym i rzucił kilka aluzji, które niespecjalnie się jej spodobały.

Przestań, po prostu coś cię dziś pogryzło i wszystko źle interpretujesz. W każdym razie stała się strasznie oschła i obiad skończył się w diametralnie innej atmosferze niż się zaczął. Teraz z każdą chwilą było jej z tym coraz bardziej źle.

Będziesz musiała go przeprosić. I przy okazji postawić sprawę jasno.

Ale zanim zdążyła wymyśleć, kiedy i jak to zrobić, rozległ się cichy trzask aportacji i obok nich pojawił się Severus Snape.

– Granger. Potter – przywitał się z nimi zdawkowo.

– Dzień dobry, panie profesorze – odpowiedziała.

Harry kiwnął głową. Snape nie skomentował tego tylko złapał Hermionę za ramię.

– Mam nadzieję, że tym razem teleportacja nie będzie zaskoczeniem? – spytał jadowicie, po czym obrócił się i ledwie Hermiona zdążyła wziąć Harry’ego za rękę, pociągnął ich za sobą.

Zaledwie kilka sekund później zjawili się na znajomej polance. Harry potoczył dookoła uważnym, lekko podejrzliwym spojrzeniem.

– Gdzie jesteśmy?

Zaczyna się. Merlinie, daj mi cierpliwość.

– Gdzieś, gdzie możemy porozmawiać bez świadków – odparł Snape, podchodząc do pnia i opierając się biodrami o to samo miejsce, co poprzednio. – To ci musi wystarczyć.

Harry poprawił okulary. Nie przepadał za byciem przenoszonym w nieznane miejsca – w pewien sposób czuł się zdany na czyjąś łaskę, co stało w sprzeczności z jego instynktem Aurora. Oczywiście w przypadku wielu osób to nie stanowiło problemu, ale Snape nie wchodził w grono jego bliskich, zaufanych przyjaciół.

Hermiona stanęła trochę bokiem, żeby mieć przed sobą obu czarodziejów i równocześnie żeby słońce, które już zaczęło się zniżać, ale wciąż było ponad koronami drzew nie raziło jej w oczy.

– Zanim zaczniemy – odezwała się gwoli wyjaśnienia. – Nie rozmawiałam jeszcze z Harry’m, bo był zajęty, tylko podrzuciłam mu raport wczoraj.

Snape uniósł pytająco brew, więc Harry odpowiedział.

– Wróciłem bardzo późno, bo mieliśmy dużo pracy w Ministerstwie. – Zabrzmiało to, jakby się usprawiedliwiał za zrobienie czegoś złego, co go zirytowało i zacisnął lekko pięści, ale wzrok spuścił z innego powodu. Bo doskonale pamiętał scenę w łazience Jęczącej Marty zaraz po tym, jak rzucił Sectumsemprę na Malfoya i wolał nie powtarzać tego doświadczenia.

– Potter, zaczynasz mnie zaskakiwać, wiesz?

– Nie każdy ma dwa miesiące wakacji.

– Jak ci się nie podoba zawód to go zmień.

Czując jak coś zaczyna w nim pęcznieć Harry już otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy wtrąciła się Hermiona.

– Jak mówiłam – powiedziała głośno – Harry dostał raport wczoraj wieczorem, więc nie miał jeszcze możliwości niczego sprawdzić.

– Mam nadzieję, że miał choć możliwość się z nim zapoznać – wycedził Snape, na co chłopak posłał mu wściekłe spojrzenie. – Pierwsze pytanie, Potter. Jak zachowuje się twoja blizna?

– Przypuszczam, że jak pański Mroczny Znak.

Czekanie na odpowiedź na TO pytanie nie było łatwe. Do pełnego niecierpliwości wyczekiwania doszła tłumiona od rana irytacja i wszystko wybuchło w Snape’ie w jednej chwili. Jakiś fragment jego umysłu odnotował mrowienie w przedramieniu, ale nie zwrócił nawet na to uwagi. Wstał gwałtownie i pochylił się w kierunku Pottera, który odruchowo wyciągnął przed siebie różdżkę. Snape zaklęciem wytrącił mu ją z w ręki.

– Potter. Nie ma tu widowni – warknął niskim, pełnym groźby głosem. – Więc nie musisz popisywać się cwanymi odpowiedziami.

Do Hermiony dotarło, co się stało dopiero jakoś w połowie jego przemowy. Nigdy w życiu nie widziała, żeby ktoś poruszał się tak szybko! Niczym… atakujący wąż! W jednej sekundzie siedział, w drugiej już pochylał się nad Harry’m, a różdżka młodszego czarodzieja leżała na ziemi.

Żeby oszczędzić przyjacielowi jeszcze większego upokorzenia wylewitowała ją z ziemi prosto do jego ręki.

I dopiero wtedy dotarło do niej, O CO pytał Snape. Blizna… Mroczny Znak…. Czyli jednak…? Merlinie, zaczynała się już w tym wszystkim gubić.

– Harry… też chciałam o to zapytać – powiedziała, siląc się na spokój i posłała Snape’owi uważne spojrzenie.

Dotyk różdżki sprawił, że Harry poczuł się lepiej po tym przedziwnym ataku. Zacisnął palce dookoła niej i odczekał chwilę, aż lekkie oszołomienie minęło. Nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś wytrącił mu różdżkę, kiedy walczył, ale… nie bardzo rozumiał, CZEMU walczył. Czuł się trochę jak liść porwany przez silny wiatr.

– Nic się nie dzieje – odparł w końcu i przełknął twardą gulę w gardle. – Nie boli mnie od końca wojny. Od śmierci Voldemorta. Wszyscy wiemy, że Tom Riddle nie żyje, że zniszczyliśmy wszystkie horkruksy, więc nie może wrócić ponownie. Więc czemu pan o to pyta?

Czyli NIE Czarny Pan. O, Merlinie…!!!

Severus z trudem opanował się, by nie pokazać po sobie obezwładniającej ulgi. Opierając się z powrotem o pień, świadomy badawczego wzroku Granger wyjaśnił:

– Bo chcę wyeliminować wpierw najbardziej oczywiste podejrzenia, choćby były nie wiem jak bardzo nieprawdopodobne zanim przejdę do następnych. Skoro nie Czarny Pan to ktoś inny… – zamilkł na chwilę i sięgnął do ust zanim się odezwał. – Kto stoi na czele Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów?

– Archer Gumboil.

– Zakładam, że szefem Aurorów wciąż jest Robards, tak? – gdy młodszy czarodziej potaknął, Snape kontynuował. – A Amnezjatorów?

Spytał jeszcze o szefa Wydziału Niewłaściwego Użycia Czarów, Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, Wydziału Regulacji i Autoryzacji oraz Departamentu Tajemnic.

Harry wahał się za każdym razem, lecz odpowiadał, bo nie była to żadna tajemnica – dopóki Snape nie zapytał o szefa Bardzo Ważnych Osobistości Sekcji M I Trx.

– Nie wiem i nie chcę wiedzieć – rzucił zdecydowanym tonem. – O ile wszystkich innych można znaleźć w gazetach, o Sekcji M I Trx nikt nie pisze i to nie bez powodu.

Hermiona i Harry wymienili krótkie spojrzenia. Oficjalnie Sekcja ta wchodziła w skład Departamentu Edukacji i zajmowała się zatwierdzaniem dekretów oświatowych, ale była to czysta teoria, tak samo jak to, że podlegała Departamentowi Przestrzegania Prawa Czarodziejów. W praktyce pracownicy Sekcji byli szarymi eminencjami, to czym się zajmowali było spowite mgłą tajemnicy jeszcze głębszą niż praca Niewymownych i każdy, kto nie miał skłonności samobójczych schodził im z drogi. Hermiona usłyszała o tym, gdy musiała stawić się kilka razy przed Komisją Nowych Zaklęć w celu otrzymania patentu na Fundole i z ciekawości spytała o nich Harry’ego.

– A jak nazwa się szef Magicznych Wypadków i Katastrof… – zapytała łagodnie i dodała. – I Biura Sieci Fiuu?

– Klara Diks i… i… Cuthbert jakiś tam, nie pamiętam nazwiska – rozłożył ręce Harry.

– Więc sobie przypomnij, a jak ten radosny moment nastąpi to mi powiedz – poradził mu Snape.

Panna-Wiem-To-Wszystko jest najwyraźniej również Panną-Domyślam-Się-Wszystkiego, uznał w duchu. Świadczyło o tym jej ostatnie pytanie.

Pytał o osoby na tych konkretnych stanowiskach nie tylko dlatego, że to w tych departamentach zapadały kontrowersyjne decyzje, ale i dlatego, że ich głosy liczyły się podwójnie lub potrójnie podczas różnych głosowań w Ministerstwie, dzięki czemu zaliczali się niejako do sfery decyzyjnej. Te dwa ostatnie stanowiska również były na jego liście, ale nie chciał zarzucić Pottera zbyt skomplikowanymi pytaniami w obawie, że jego ograniczony mózg sobie nie poradzi.

Nie było sensu natomiast pytać o osobistego doradcę Ministra. Clark Feleo zmarł wczoraj wieczorem w Św. Mungu z powodu ciężkich ran odniesionych po ataku dwurożca.

– Będę potrzebował ich adresów. Wszystkich – nie wiedział jeszcze do czego, ale mogły się przydać.

Harry czuł, że to zaczynało iść za daleko. Wciąż nie było to nic tajnego, nikt z nich się nie ukrywał, ich miejsca zamieszkania były publicznie znane, ale…

– No nie wiem…

– Ja się ciebie nie pytam o zdanie, tylko mówię, co masz zrobić.

Chcesz, to sam to zrób! Harry pokręcił powoli głową, bo pęczniejąca w nim na nowo niechęć stawała się fizycznie nieprzyjemna.

– Coś jeszcze? Jakieś inne szczególiki?

Boże, oni się zaraz pozabijają, przemknęło Hermionie w panice przez myśl, gdy wodziła między nimi wzrokiem.

– Owszem. Sprawdź, czy nie odnotowaliście użycia Imperiusa w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Jasne, nietoperzu. Może jeszcze chcesz detale ze śledztwa.

– Mowy nie ma. Jak pan chce, może pan spytać o to Gawaina.

– Jak myślisz, Potter, po przeczytaniu tego raportu, dlaczego pytałem o Robardsa?

– Nie wiem i nie zamierzam na ten temat dyskutować! Tak się składa, że Gawain jest moim szefem!

Oni NAPRAWDĘ się pozabijają! Co ich napadło…?!

– I jestem Aurorem, którego obowiązują tajemnice! Nie chodzę i nie opowiadam innym o tym, co usłyszałem czy zobaczyłem! Albo podsłuchałem!

O Jezu. O Boże!!!

Wszystko trwało dosłownie ułamki sekund. Snape poderwał się i podskoczył do Harry’ego z wyciągniętą różdżką. Równocześnie chłopak osłonił się Tarczą, cofnął o krok i wymierzył w niego swoją.

A Hermiona zrozumiała!

– STOP!!! – krzyknęła, łapiąc ich za ręce i próbując je odepchnąć. – Przestańcie! To o to chodzi!!! – Obaj nawet na nią nie spojrzeli; czarne oczy wpiły się w zielone, a te odpowiedziały z tą samą dziką, przerażającą zawziętością. – Nie widzicie?! To właśnie o to chodzi…!!

Hermiona nie próbowała nawet sięgać po swoją różdżkę, przy tej dwójce nie miała najmniejszych szans. Dlatego też niemal uwiesiła się na ich rękach i wykrztusiła, bezskutecznie siląc się na spokojny ton.

– Proszę. Przestańcie. Posłuchajcie mnie. To jest… właśnie dowód. PROSZĘ…

Bardzo wolno opuścili ręce, wciąż patrząc na siebie i ciężko oddychając.

– Posłuchajcie mnie – szepnęła.

Nie wiedziała, który z nich pierwszy odwrócił wzrok. Nie miała pojęcia, ale w końcu liczyło się tylko to, że spojrzeli na nią obaj.

– Musicie reagować na to, co się dzieje, tak jak wszyscy – powiedziała pospiesznie. – Inaczej nigdy byście się tak nie zachowali. Możecie się nawzajem nie lubić, ale… Harry, normalnie byś się tak nie odezwał. Owszem, potrafisz być porywczy, ale nie z takiego powodu. Nie dlatego, że ktoś poprosił cię o pomoc… Rozumiesz?

Harry miał przed oczami tamtą noc, kiedy Śmierciożercy wdarli się do Hogwartu. Widział, jak Snape zamordował Dumbledore’a i jak uciekał wraz z resztą. Przypomniał sobie, jak go gonił, niesiony furią, oszalały z nienawiści i bólu, jak chciał złapać tego tchórza, rzucać na niego klątwę jedną po drugiej, zamordować go, zamordować ich wszystkich, podpalić cały ten świat…

Tymczasem Hermiona mówiła dalej, patrząc prosto w oczy Severusowi Snape’owi.

– Tak samo pan, panie profesorze. Z całym szacunkiem dla Harry’ego… nie dałby się pan tak łatwo sprowokować. Zrobiłby pan kilka ciętych uwag, zabiłby pan go sarkazmem, ale nie rzuciłby się pan na niego z różdżką. To dokładnie to, co widzicie w moim raporcie. Wszyscy zaczynają tak reagować. Bo ktoś nami manipuluje. Nie wiem kto, ani jakie ma cele, ale… musimy coś zrobić, zanim to zajdzie za daleko.

I zanim przestaniemy wiedzieć, kto jest kim i po której stronie stoi, dokończył w myślach Snape, szarpnięciem uwalniając rękę i odsuwając od nich o krok. Nienawidził kilku rzeczy i po zakończeniu wojny obiecał sobie, że już nigdy więcej na nie nie pozwoli. Jedną z nich było bycie manipulowanym.

– Zastanawiałam się nad tym i myślę, że skoro to nie… Czarny Pan – Hermiona postanowiła nie używać słowa „Voldemort” przy Snape’ie – w grę mogą wchodzić dwie opcje. Albo faktycznie ktoś rzuca Imperiusa na kogo popadnie, być może już od dawna i to są efekty, albo stoi za tym ktoś z Ministerstwa. Jedna, dwie, może więcej osób. I dlatego z jednej strony mamy te absurdalne zmiany, a z drugiej taką a nie inną atmosferę i takie a nie inne reakcje ludzi.

Gdyby ktoś chlusnął na niego lodowatą wodą, Harry z pewnością poczułby się dokładnie tak samo.

– Jeśli już, to w grę wchodzi raczej druga opcja. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś latał po całej Wielkiej Brytanii i miotał Imperiusem na prawo i na lewo i żebyśmy na to nie wpadli. Poza tym gdyby rzucił go na mnie, poczułbym to. Wy też.

– Och, można go rzucić tak, że nic byś nie poczuł, wierz mi – zapewnił go z wyraźną kpiną w głosie Snape, odgarniając kilka kosmyków włosów z twarzy.

Obaj spojrzeli po sobie, ale w ich wzroku Hermiona nie dostrzegła błysku szaleństwa, które widziała przed chwilą.

– Może to… powiedzmy „płynny Imperius”? – zasugerowała. – Albo coś podobnego. Wystarczyłoby dodać to do wody.

Harry zrobił krytyczną minę.

– U mugoli też, tak? Więc czemu nie działa na mugoli? Poza tym ciężko byłoby go dawkować.

– Do cholery, nie wiem czemu nie działa na mugoli! Może działa tylko w obecności magii?! – wybuchnęła Hermiona i natychmiast uniosła do góry ręce. – Przepraszam. Przed chwilą mówiłam, że coś się dzieje z ludźmi, a teraz sama krzyczę. Nie mam pojęcia, czemu nie działa na mugoli, tak tylko myślę na głos. Harry, po prostu sprawdź przypadki rzucania Imperiusa i okoliczności na przestrzeni… powiedzmy sześciu, ośmiu miesięcy – poprosiła

– Dobra, dobra, sprawdzę – westchnął chłopak. – I umówmy się od razu, że powiem wam tyle, ile mogę. Nie więcej, jasne?

– Jasne – uśmiechnęła się. – I zobacz też, czy w ciągu ostatniego roku czy dwóch nie zwolniono z Azkabanu kogoś, kogo profil by do tego pasował.

Harry już chciał powiedzieć, że wiedziałby o tym, bo Aurorzy regularnie obserwowali niebezpiecznych czarodziejów, którzy wychodzili na wolność, ale natychmiast się powstrzymał. Zgodnie z teorią manipulacji – jeśli oczywiście była to prawda, mogło to zostać ukryte.

– Sprawdzę i dam znać. Jeszcze coś? – zerknął na Snape’a, który potaknął.

– Owszem. Chcę też mieć listę zmarłych w Azkabanie oraz wszystkie wizyty. Odwiedzanych i odwiedzających.

Harry natychmiast zrozumiał, co starszy czarodziej miał na myśli. Ktoś mógł zostać wyprowadzony z więzienia w taki sam sposób jak Crouch.

– Hermiona? – zerknął na przyjaciółkę, ale ta pokręciła przecząco głową. – Dobrze, odezwę się w poniedziałek lub wtorek. Do widzenia.

I deportował się. Snape skinął Hermionie głową i również zniknął i kobieta została sama.

Słońce zdążyło się obniżyć i teraz lśniło między drzewami. Wyglądało jak biała kulka światła, od której na wszystkie strony rozchodziły się jasne promienie, rozjaśniając wszystkie kolory. Zupełnie jakby ktoś namalował las farbami, a potem pociągnął po świeżym rysunku mokrym pędzlem umaczanym w żółci, przemieniając zieleń liści w seledyn, brąz ściółki w jasne złoto, łagodząc ciemne kreski pni drzew i rzucając na wszystko roztańczone plamki.

– Całe szczęście, że dobrze się skończyło – mruknęła do siebie.

Ona sama też czuła się lepiej, najwyraźniej pomogło im uświadomienie sobie faktu, że ktoś nimi manipuluje. Pytanie było tylko – jak długo to potrwa.

To tak samo jak jadąc samochodem zobaczymy wypadek. Widok rozbitego auta kołami do góry potrafi nami zdrowo potrząsnąć i przypomnieć, jak powinniśmy się zachowywać. Odruchowo zwalniamy i przez jakiś czas jedziemy powoli i ostrożnie, respektując przepisy.

A potem nie wiadomo kiedy dogania nas rzeczywistość, naciskamy na gaz…

I wszystko zaczyna się na nowo.

 

 

Niedziela, 27 czerwca

Pluckey, Nawiedzony Dwór

Przed południem

 

– Gus, zastanawiałeś się kiedyś nad tym, czy jakbyś miał taką możliwość, zrobiłbyś coś inaczej w swoim życiu? – zapytał Dris, zamykając z trzaskiem książkę o Rijadzie. – Rozumiesz, zachował się w inny sposób, podjął inną decyzję…

Rookwood uniósł wymownie oczy ku niebu. Wczoraj wysłali kolejne fale. Dzień później niż zwykle, ale były bardzo silne i zawierały mniej negatywnych emocji i wspomnień, za to o wiele większą dawkę ich wizji świata, teraz siedzieli w ogrodzie na tyłach dworu, słońce świeciło, plan działał i nie mogło być lepiej. No z wyjątkiem faktu, że po spotkaniu z Granger Dris zwariował.

– Merlinie, zabierz go, bo oszaleję. Dris, wierz mi, jestem na tyle inteligentny, że rozumiem pojęcie „zrobić coś inaczej w swoim życiu”.

– No więc?

– Zajmij się historią, geografią i kulturą Arabii Saudyjskiej.

– Spędziłem tam siedem lat, zanim rok temu wpadli na mój ślad i nawiałem do Anglii.

– Więc odśwież sobie pamięć, bo może okazać się, że rok to zbyt dużo.

Dris zerwał się z krzesła, porwał swoją różdżkę w obie ręce i trzymając ją wyciągniętą przed sobą zaczął się kołysać i podrygiwać, nucąc jakaś arabską melodię, przy wtórze śmiechu Rookwooda.

– Jestem zmienionym człowiekiem – oznajmił, zatrzymując się w połowie obrotu.

Rookwood otarł lekko wilgotne policzki i odetchnął głęboko.

– Pewnie są rzeczy, które bym zmienił. Z drugiej strony wszystko co zrobiłem zaprowadziło mnie do tego – wskazał gestem ich obu.

Arab zbliżył się do niego i ująwszy w ręce jego głowę ucałował go z namaszczeniem w czoło.

– Bracie, jesteś dla mnie wszystkim – powiedział i usiadł z powrotem. – Ale wierz mi, nasze spotkanie było… jak objawienie! Wcześniej, kiedy ją obserwowałem, nie miałem okazji jej poznać, a teraz mogłem z nią porozmawiać i… Gus, ona jest niesamowita!

– Inteligentna, piękna, młoda i do tego panna.

– Ale nie jest dziewicą – skrzywił się strasznie Dris. – I właśnie o tym mówię. Gdybym wiedział, przeniósłbym się do Anglii zaraz po waszej wojnie i zabiłbym tego psa, który śmiał ją tknąć zanim by to zrobił!

– Nie pojmuję… – rzucił lekko zdezorientowany Rookwood. – Skoro Granger odpada, to co cię tak zmieniło?

– Oczywiście, że nie odpada! – zawołał Dris, siadajac gwałtownie bokiem. – Ta kobieta jest pełna ognia, dzikości, niezależna… I ma temperament. I ujarzmienie jej będzie… – uniósł ręce ku niebu. – Warte wszystkiego! Wszystkiego, Gus, rozumiesz?!

TO było niepokojące. Cholernie niepokojące i Rookwood spoważniał już do reszty i pokręcił głową.

– Mowy nie ma, żebyś zrobił to na siłę. To może odbić się negatywnie na naszych planach.

– Przyznaję, że to byłoby wspaniałe, ale nie, zrobię to inaczej – odparł marzycielskim tonem Dris. – Tak, że podda mi się całkowicie.

Co do tego Rookwood miał bardzo poważne wątpliwości. Dris wychowany był w duchu uległości kobiet, ich niezależność była dla niego czymś nowym, dziwnym, fascynującym i równocześnie stanowiła wyzwanie. I im bardziej były niezależne, tym większą czuł potrzebę by je złamać.

Znając jego gust uroda Granger nie była dla niego niczym szczególnym, ale biorąc pod uwagę jej poglądy, ambicje, upór i dumę kobieta była warta zaprzedania duszy i porzucenia raju.

Wcześniej o tym nie myślał – miał na głowie opracowanie całego planu i wdrożenie go w życie, lecz teraz dostrzegł jako lekką rysę. Która mogła bardzo szybko stać się kraterem. Granger była też jedną z najbardziej znanych osób w Wielkiej Brytanii, nic co robiła nie przechodziło bez echa i zniszczenie jej przez Drisa oznaczałoby dla nich koniec.

Dlatego też ujął różdżkę w dwa palce i tocząc ją między nimi pochylił się w stronę swojego wspólnika.

– Umówmy się tak, książę Benhammada. Możesz robić co ci się żywnie spodoba, pod warunkiem, że nie narazi to naszego planu. Więc jeśli chodzi o Granger, będę ci się bardzo dokładnie przyglądał – powiedział powoli, a jego stalowe oczy wbiły się niczym ostrza w jego twarz.

Dris oparł się bardzo mocno o oparcie krzesła. Sądząc po tym, jak cień drzew i krzewów kładł się na trawie, słońce świeciło dokładnie tak samo jak przed chwilą, ale on odniósł wrażenie, że przesłoniła je chmura.

– Gus….

– Dris, nie chcę patrzeć ci na ręce, ale dobrze wiesz, o jaką stawkę gramy, więc do cholery zacznij myśleć głową! – parsknął Rookwood. – A skoro już rozmawiamy o pannie Granger. Jesteś pewien, że pomoże nam jak prosiłeś? Bo mamy coraz mniej czasu.

– Jestem pewien. Wyczytałem to w jej spojrzeniu – odparł z drwiną Dris i odetchnął demonstracyjnie. – Dobrze, już dobrze, zrozumiałem.

Bracie, dodał w myślach.

Zgodnie z tym samym planem miał w niedługim czasie zająć się kwestią „uwolnienia Augustusa Rookwooda” – póki co bowiem nikt nie miał pojęcia o tym, że czarodziej został wypuszczony z Azkabanu.

Wygląda na to, że ta część planu napotka nieprzewidziane problemy…

Rozdziały<< Trzeci Raz – Rozdział VITrzeci Raz – Rozdział VIII >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Podoba mi się współpraca całej trójki i podejście Snape’a – azkaban, adresy wszystkich szefów… No, ale Hermiona jest tą najbardziej opanowaną i bez niej by gucio było :p
    Świetna robota, Anni, czekam na kolejny rozdział! <3

Dodaj komentarz