Trzeci Raz – Epilog II

Został nam jeszcze jeden, bardzo ważny wątek, o którym nie można zapomnieć…

raz to, co stanowiło sens jego życia go zawiodło.

Nie pomogło też porządkowanie ksiąg, ani pisanie własnej, którą zaczął dawno temu. Wydrukowane literki ciągnęły się niezrozumiałymi rzędami, a atrament zdążył wyschnąć, zanim koniec pióra dotknął białej kartki.

Któregoś wieczoru spróbował się upić. Celowo i z rozmysłem. Myślał, że zatraci się w mocnym smaku Ognistej, utopi w szklaneczce z bursztynowym płynem to, co go przepełniało i następnego dnia z ulgą powita zwykły ból głowy. Jednak szklaneczka okazała się za płytka, trunek za słaby, w porównaniu do jego uczuć niewystarczająco gorzki i już z pierwszym łykiem przyszło rozczarowanie i rosnący strach, że nie uda mu się uciec przed prześladującymi go słowami.

Czuł się niczym chory. Niczym popadający w obłęd człowiek, całkowicie świadom tego, co się z nim dzieje i przerażony tym, co czyhało następnego dnia. Gdyby tylko mógł, próbowałby się schować, ukryć, ale nie miał pojęcia gdzie.

Bo wszędzie był koniec świata. To co znał runęło, u stóp otworzyła się przepaść i nie wiedział, czym ją wypełnić.

Wiedział tylko Dlaczego.

Doszedłszy do siebie w poprzednią środę poszedł się wykąpać, by spłukać z siebie brud i wspomnienia, po czym wypił eliksir na sen bez snów i zasnął. Zbudził się po północny i dopiero wtedy odważył się przemyśleć to, co się wydarzyło. Późna pora nie miała znaczenia, a może nawet pomogła – w ciągu dnia bałby się przyjrzeć swoim uczuciom. Mrok był… bezpieczniejszy.

Hermiona. To jedno słowo wyjaśniało Wszystko. Choć nie, były też inne, lecz długo ich szukał. Pomoc…? Zrobienie czegoś dla niego? Ochrona? Oddanie…?

Nikt nigdy niczego dla niego nie zrobił. Niczego co naprawdę się liczyło.

Och, za szkolnych czasów był oczywiście James Potter; wszyscy rozpływali się nad jego heroizmem i wmawiali Severusowi, że Potter zaryzykował życiem DLA NIEGO. Prawda była taka, że Potter zrobił to, by chronić własną skórę – gdyby Black doprowadził ten żart do końca tak, jak planował, Potter i jego doborowa banda wylecieliby ze szkoły.

Kilka lat później Dumbledore obiecał mu chronić Lily. Nie było to zrobienie czegoś DLA NIEGO per se, tamtego wieczora zawarli transakcję, ale przez jakiś czas Severus sądził, że Albus naprawdę to zrobi. Cóż… wkrótce okazało się, że była to tylko transakcja, w której dał wszystko, w porównaniu do tego prosił o niewiele i nie otrzymał nic.

Sześć lat temu była też kampania na rzecz jego uwolnienia, zorganizowana przez… no właśnie przez Hermionę. Do której po jakimś czasie przyłączyli się niektórzy uczniowie i nauczyciele – jak te kurki na dachu, obrócili się zgodnie z wiatrem.

Ale to, co zrobiła dla niego Hermiona tydzień temu… Nie chciałam, żeby cię zabił… Zabiła człowieka – ona, ostatnia osoba na ziemi, którą ktoś mógłby o to posądzić. Zabiła DLA NIEGO. By go chronić.

Merlinie… nadal nie znajdował odpowiedniego słowa – ponieważ takowe nie istniało.

Dlatego czuł coś, czego nie czuł jeszcze nigdy – przedziwne uczucie, które rozpierało mu serce, pierś, głowę… I pęczniało coraz mocniej. Nie umiał się go pozbyć, wyrzucić go, uciszyć, oswoić…

Chwilami to doprowadzało go do szaleństwa – wtedy wściekał się na siebie i wszystko dookoła, miotał, raz nawet zgarnął na ziemię rząd fiolek z blatu w pracowni. Za nimi poleciał kociołek, a potem sprzęt do warzenia i ocknął się dopiero na widok srebrnego noża, leżącego na ziemi.

Po takich napadach osuwał się na fotel i próbował nad sobą zapanować. Ale nie stawiał już Osłon – bo musiałby trzymać je bardzo długo i bał się, że opuszczenia ich by nie przeżył.

Były też momenty, kiedy chciał do niej pójść i… Nie wiedział nawet po co, co mógłby jej powiedzieć. Po prostu ciągnęło go do niej jak psa do swojego pana i to go przerażało. A gdy dochodził do siebie, nienawidził się za swoją słabość.

I walczył, wciąż walczył – z tym, ze sobą…

Ale mimo mijających dni nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Bogowie, jeszcze nigdy nie czuł się tak bardzo bezradny.

 

Żeby nie patrzeć na zegarek, nie odliczać czasu, nie wspominać i nie myśleć wybrał się na Pokątną. Prócz zwykłych zakupów postanowił też zajrzeć do Sluga i Jiggera po ingrediencje i nabyć przybory do pisania u Scribbulusa.

Wychodząc od tego ostatniego z torbą pełną buteleczek atramentu i ruloników nieomalże wpadł na Ritę Skeeter. Na jej widok skrzywiła się nie tylko jego twarz.

Ubrana w sukienkę w krzykliwe kolory czarownica przepuściła go i natychmiast podbiegła kilka kroków i zastąpiła mu drogę.

– Severus Snape we własnej osobie – zawołała z emfazą, przywołała gestem jakiegoś młodego mężczyznę i sięgnęła do torebki po podkładkę do notowania oraz wściekle zielone pióro. – Ależ się cieszę, że cię widzę! Mam nadzieję, że urlop z dala od niedouczonych imbecyli dobrze ci mija?

Severus patrzył na nią chwilę, po czym przesunął wzrok na towarzyszącego jej czarodzieja.

– Niestety nie z dala. Na Pokątnej też ich spotykam.

Młody człowiek wytrzeszczył na niego oczy i poczerwieniał, ale Skeeter tylko się zaśmiała.

– Snape, doszły nas słuchy, że zjawiłeś się w Ministerstwie, żeby sprzedać twojego byłego przyjaciela Rookwooda.

Wściekłość buchnęła w Severusie niczym morze oliwy, do którego ktoś wrzucił zapaloną pochodnię. W jednej sekundzie zapłonęło serce i milczał tylko dlatego, że próbował zdusić w sobie pożar. I nie wyć jak Gus.

– Myślałeś pewnie, że znów zostaniesz bohaterem, ale tym razem wyszło inaczej – ciągnęła Skeeter, nie doczekawszy się odpowiedzi. – W świetle tego, co się stało, określiłabym to mianem Pomyłki Stulecia. Nie sądzisz?

O kilka słów za daleko. Czy raczej o całą jej obecność.

– Jeśli chcesz zobaczyć pomyłkę… proponowałbym ci przejrzeć się w lustrze, Skeeter – wycedził, czując jak jego maska topnieje niczym kostka lodu wrzucona w płomienie. – Jesteś Pomyłką pod – spojrzał na jej czoło, a potem przesunął wzrokiem po całej jej sylwetce – każdym względem. I radziłbym ci zejść mi z drogi – warknął, sięgając po nową różdżkę i zaczął turlać ją wymownie w dwóch palcach. Magia, iskrząca na powierzchni skóry i polerowanym drewnie była niemal widoczna, a na pewno wyczuwalna. – Chyba, że chcesz się przekonać, jak spędzałem niektóre wieczory w służbie Czarnego Pana. Kiedyś bardzo cię to interesowało.

Skeeter pobladła, a pióro, które nie zaczęło jeszcze nic notować zadrżało.

– Snape, dobrze wiesz, co by się stało, gdybyś coś mi zrobił!

– Nawet przy twojej głupocie nie zdecydowałabyś się ryzykować. A TERAZ…

Maska znikła, odsłaniając Mrok na bladej twarzy i Skeeter i jej towarzysz cofnęli się gwałtownie. Severus ruszył przed siebie, w obojętnie jakim kierunku.

– Jesteś chory, Snape! – wrzasnęła za nim dziennikarka, lecz nawet się nie odwrócił. Może tym lepiej dla niej.

I owszem, był chory. Chciał uciec od tego, co wydarzyło się tydzień temu, dokładnie o tej porze, ale nie mógł!

Musiał odczekać chwilę i się uspokoić przed deportowaniem się do siebie – coś, co jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło, więc odszedłszy kilkanaście jardów zatrzymał się przy byle której wystawie i stanąwszy przodem do niej przymknął oczy i wyobraził sobie białą mgłę. Bardzo rzadką, zwiewną. Nie po to, by się w niej zanurzyć, lecz by tylko musnąć ją końcami palców.

Powoli ogarnął go spokój i zaczęły docierać do niego głosy ludzi dookoła.

– Po prostu podziękuj jej. I koniec. Będziesz mógł o wszystkim zapomnieć.

W pierwszej chwili Severus nie miał pojęcia, kto to powiedział i do kogo. Odwrócił głowę i ujrzał dwóch młodych ludzi, którzy przystanęli za nim. Ci zerknęli na niego, ich spojrzenia się spotkały i od razu uciekli.

Może właśnie to powinieneś zrobić.

Im bardziej się zastanawiał, tym większej nabierał pewności, że tak należało postąpić. Nie wiedział JAK, ale na pewno to mogło pomóc mu obrócić kartę i zamknąć pewien rozdział.

 

 

Mieszkanie Hermiony

Koło 13-tej

 

Środa nie była pierwszym dniem, kiedy Hermiona wyszła z domu – robiła to od kilku dni, lecz tego dnia wyjątkowo jej na tym zależało. Więc rano znów wybrała się na plażę w Dover; jak anonimowa turystka wmieszała się między roześmianych ludzi i chłonęła ich szczęście.

To bardzo pomagało, chyba równie mocno, co długie sesje z Gregiem.

Za pierwszym razem, gdy się tam zjawiła czuła się trochę jak w innej rzeczywistości… Albo jakby świat nagle zwolnił i mogła go lepiej zobaczyć. Przyglądała się ludziom i przez długą chwilę dostrzegała tylko to, że… żyją. Że są wolni.

Potem zaczęła dostrzegać więcej: widziała, jak są roześmiani, radośni, beztroscy… Coś w niej zapragnęło poczuć to samo i przez jakiś czas spacerowała, żyjąc szczęściem innych, aż wreszcie sama je poczuła. Może je ukradła, może przypomniała sobie czasy, kiedy też taka była… to nie miało znaczenia. Po prostu chłonęła wszystkie kolory tęczy, odwzajemniała uśmiechy dookoła, smakowała wiatr, radosny gwar, piski mew, szum fal… była szczęśliwa, że idzie do przodu – jakby każdy krok pozwalał jej oddalać się od jej prywatnego piekła. I była też szczęśliwa, że jest to jej dane, bo tak niewiele brakowało, by to straciła.

W następne dni robiła to samo i nawet jeśli czasami dawała krok wstecz, to był tylko jeden przy setkach przed siebie. Te kroki nauczyły ją, że trzeba cieszyć się chwilą, tym co się ma, bo nie wiadomo, co przygotował los, co czeka za zakrętem. Carpe diem… Dokładnie. Już Horacy pisał „Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie”. Miał rację, świętą rację.

W którymś momencie lunął deszcz; niektórzy ludzie rozpierzchli się w poszukiwaniu schronienia, ale ona została na plaży z wesołą grupą i razem z nimi zaczęła tańczyć w strugach wody lejących się z nieba. I uwierzyła, że właśnie na tym polega życie – by umieć tańczyć w deszczu, a nie czekać, aż wyjdzie słońce.

Te wyjścia na świat były przełomem. Ściany w domu czy stronice książek wciąż potrafiły jeszcze znikać i pociągać ją do sali w Kelty, ale już o wiele rzadziej.

Nie wiedziała, czy wróciwszy do czarodziejskiego świata uda się jej widzieć wszystko w ten sam sposób, więc póki co nie planowała się tam pokazywać. Nie wybrała się też do rodziców – ich nie zmyliłby uśmiech, więc uznała, że musi jeszcze trochę odczekać, by nie przeżyli szoku. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie wyprowadzić się gdzieś na stałe – niekoniecznie do Australii, ale choćby do Francji. Francuski znała, na pewno by sobie poradziła, mogłaby wciąż łatwo odwiedzać znajomych…

Miała czas na podjęcie decyzji – tak sobie mówiła, bo to pozwalało jej odsuwać od siebie inny temat do przemyślenia. Temat, który sprawiał, że niebo zaciągało się chmurami i choć nie padało, nie wiedziała, jak tańczyć.

Severus Snape.

Dlatego gdy tuż po pojawieniu się w domu pojawił się przed nią lśniący Jastrząb, spokój w którym trwała raptownie się skończył i wszystko zawirowało jej przed oczami.

Patronus przysiadł na oparciu krzesła, dokładnie jak niemal dwa miesiące temu i odezwał się – lecz tym razem jego głos był zupełnie inny. Miękki, jakby pełen wahania. A może smutku?

– Jeśli możesz się teleportować… Zjaw się o trzeciej na polanie przy zwalonym drzewie. Tam, gdzie zabrałem cię za pierwszym razem. Jeśli nie możesz, to prześlij odpowiedź Patronusem lub napisz na galeonie. Albo… – urwał, po czym dodał po chwili. – Będę czekał. – Znów urwał na moment. – Snape. – Po czym natychmiast odleciał.

Wyciągnąwszy rękę dotknęła oparcia krzesła i westchnęła ciężko. Snape. O Boże…

Nie miała pojęcia, o której wysłał jej wiadomość, bo przebywając między mugolami otoczyła się zaklęciem, które blokowało pojawienie się Patronusów, ale na szczęście do trzeciej miała jeszcze trochę czasu. Dużo… i jednocześnie mało.

Przywoławszy w myślach niedawny taniec w deszczu wyczarowała Wydrę i przesłała mu krótką odpowiedź. „Będę tam. Hermiona”.

 

Polana przy zwalonym drzewie

Tuż przed 15tą

 

 

Hermiona aportowała się tuż za granicą drzew, tak jak sobie wyobraziła i od razu zobaczyła stojącego kilka jardów dalej, w pełnym słońcu Severusa. Na jego widok w piersi rozlało się jej słodko-gorzkie uczucie; cieszyła się widząc go i wróciły odpychane na siłę uczucia; tęsknota, chęć dotknięcia go, przytulenia się, czy choćby stanięcia koło niego i odetchnięcia zapachem, który z nim kojarzyła. I jednocześnie czuła niewysłowiony ból.

Severus ubrany był w czarną koszulę i czarne spodnie – jak wtedy, gdy przyszła do jego kwater w Hogwarcie. Nawet pasek od spodni wyglądał na ten sam. Słysząc trzask aportacji obejrzał się na nią, odwrócił i czekał nieruchomo, gdy podchodziła do niego.

– Dzień dobry… Severusie – powiedziała, zatrzymawszy się krok od niego.

Jego czarne oczy lustrowały przez chwilę jej twarz, jakby widział ją po raz pierwszy, albo wręcz przeciwnie, dobrze znał, lecz stracił z oczu na całe lata i teraz próbował rozpoznać rysy jej twarzy. Potem skinął lekko głową.

– Jak się czujesz? – spytał miękko po kolejnej chwili.

– Dobrze – uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. – W porównaniu do zeszłego tygodnia o wiele lepiej. A… ty?

Severus powoli potaknął.

– Chcę… cię gdzieś zabrać – odezwał się, sięgając po jej rękę.

 

Żadnej mgły, nawet tej najbardziej zwiewnej – tak sobie postanowił przed wyjściem z domu. Musiał poradzić sobie z jej widokiem, dotykiem, bliskością… głosem. Ze wszystkim. I gdy poczuł pod palcami jej drobną dłoń, to była jedna z trudniejszych rzeczy, z jakimi musiał się w życiu zmierzyć.

Gdy Hermiona zacisnęła swoje palce dookoła jego, obrócił się na pięcie i pociągnął ją za sobą.

Zjawili się w wąskiej alejce między rzędem grobów. Bardzo zarośniętej alejce: powiedzielibyście, że przyroda wygrywała tu z ludźmi. Drzewa zwieszały swoje długie konary aż do ziemi, gdzie spotykały bujną trawę oraz chwasty i wszystko tonęło w głębokim cieniu, rozpraszanym odrobinę przez słońce, przezierające przez gęste liście. Stare nagrobne płyty były tak porośnięte mchem i pnączami, że nie można było zupełnie odczytać napisów. Poprzechylane we wszystkie strony, podważone korzeniami, zarośnięte kępami paproci sterczały zupełnie chaotycznie.

Nie mieli długiej drogi do przejścia – Severus upewnił się, że Hermiona złapała równowagę, lawirując z trudem między płytami podszedł do jednej, wyraźnie nowej i zatrzymał się. Hermiona dołączyła do niego i przyjrzała się jej.

Płyta była płaska, zaokrąglona u góry. Na szarym tle widać było napis:

 

Augustus Rookwood

1946 – 21.07.2004

Przeszedł od Mroku do Światła

 

– Och… – westchnęła.

– Shacklebolt to napisał – wyjaśnił Severus, czytając kolejny raz krótkie zdanie. Jemu zupełnie na tym nie zależało, ale Shacklebolt uparł się napisać coś od siebie.

Zabrzmiało to, jakby chciał się usprawiedliwić, więc odwrócił wzrok.

– To… poruszające. I prawdziwe – przyznała Hermiona.

Bo takie było. Nadal nie przepadała za tym człowiekiem, ale musiała przyznać, że okazał się dobrym przyjacielem dla Severusa i Lucjusza Malfoya. I gdyby nie on… Gdyby Ifryt go nie zabił, nie wiedzieliby czego się spodziewać i być może to Severus by…

Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy poczuła gorąc jego dłoni. Zaskoczona podniosła głowę i ujrzała wpatrujące się w nią czarne oczy. Pełne czegoś, czego nie umiała nazwać – ale z pewnością jeszcze nigdy nie widziała u niego tego spojrzenia.

Mężczyzna zerknął na płytę, z powrotem na nią, uścisnął mocno jej dłoń i nagle się domyśliła. To musiało być podziękowanie – nie potrafił tego powiedzieć, ująć w słowa, więc robił to tak, jak umiał! O Boże…

Również zerknęła na grób i wróciwszy wzrokiem do jego oczu oddała uścisk. W głębokiej czerni coś zamigotało i oboje wiedzieli, że zrozumiała je i przyjęła.

Severus chciał cofnąć rękę, ale Hermiona ją przytrzymała i chwilę tak stali, wpatrując się w nagrobną płytę i jednocześnie pozwalając ich umysłom, a może sercom się spotkać. Czasem nie potrzeba słów ani Legilimencji, by rozmawiać.

Nie wiadomo, ile mogliby tak stać, gdyby nie przerwało im czyjeś wołanie, dobiegające z oddali. Rozłączyli raptownie dłonie, jak nieprzytomni wrócili do rzeczywistości i Severus ruszył w kierunku alejki.

– Kiedy… został pochowany? – zapytała Hermiona, podchodząc do niego, gdy już wyszli spomiędzy szpaleru płyt. – Byłeś przy tym?

Severus zawahał się. Idąc na spotkanie sądził, że tym co zrobił uda mu się uciszyć niedające mu spokoju myśli, ale teraz, patrząc na zbliżającą się kobietę widział wyraźnie, że to nie było możliwe. Jej słowa… jej głos… ona sama była silniejsza niż Wieczysta Przysięga. Była niczym oddech. A on był za słaby, żeby go sobie odmówić.

Dlatego wyciągnął ku niej rękę.

– Nie tu – mruknął, a gdy posłusznie ją ujęła, deportował ich.

 

Miejsce, w którym się zjawili było zupełnie inne, a jednak w pewnym sensie takie samo. Pojawili się na wąskiej uliczce, na której stało kilka zrujnowanych domów. Zawalone ściany, dziury ziejące w miejscu okien, gdzieniegdzie popękane, brudne szyby, zarwane dachy, kikuty drewnianych belek, sterczące w niebo… Nawet porośnięta chwastami droga wydawała się być martwa.

Tuż przed sobą Hermiona dostrzegła zniszczoną, ceglaną ścianę i gdy Severus pociągnął ją na nią, mało nie krzyknęła. Lecz zanim zdążyła otworzyć usta i wyrwać się, dała krok przed siebie i naraz ujrzała szeroko otwarte drzwi.

– Cc-gdzie… – zaczęła i urwała.

Weszli do pomieszczenia, które wyglądało na niewielki salonik. Stare, zużyte meble, przetarty dywan i półki z książkami, ciągnące się na wszystkich ścianach. Merlinie, to musi być…

– Jesteśmy w moim domu – powiedział Severus, rozglądając się dookoła.

Mój Boże… Kiedyś powiedział, że jego dom jest pod Zaklęciem Fideliusa… A skoro ją do niego wprowadził, to znaczy…

– Kto jeszcze może tu wejść?

– Lucjusz. A teraz ty – odparł, unikając jej wzroku.

Boże… Nic innego nie przychodziło Hermionie do głowy. Jeśli tak skryty człowiek jak on pozwolił, by była drugą osobą na ziemi, która znała jego Tajemnicę…

Severus spojrzał na nią i naraz wydał się jej strasznie… kruchy. Złamany. Była pewna, że gdyby sięgnęła ku niemu, mogłaby dotknąć jego duszy.

Może warto spróbować…? Ostatni raz? Nie chciała pozwolić, by strach przed odrzuceniem i porażką przekreślił jej marzenia.

A od kiedy go zobaczyła, te marzenia wróciły z całą mocą. By móc dotknąć pionowej zmarszczki między jego brwiami i ją wygładzić… Patrzeć, jak błądzi palcem po brzegu książki, zupełnie jakby kreślił znane sobie tylko słowa… by móc przykryć jego dłoń swoją, zamknąć oczy i śledząc w myślach każdy ruch czytać historie, które pisał… By odkryć świat, o którym jej opowiadał; błądzić w oparach eliksirów, dać się prowadzić i go odnajdować… I by móc mu się oddać… i przyjąć go w zamian.

Na świecie było pełno mężczyzn, ale… żaden z nich nie był NIM.

– Severus… – powiedziała, postępując ku niemu. – Proszę… powiedz. Jak się teraz nazywam…?

Jak się teraz nazywała? Doskonale znał odpowiedź. Od zeszłego tygodnia powtarzał ją setki razy – w głowie i na głos, świadomie i przez sen. Nawiedzała go wbrew jego woli i wyglądało na to, że będzie nawiedzać nadal. Ale powiedzenie jej na głos oznaczało przyznanie się. Jak do słabości…

Czując gorycz porażki Hermiona zwiesiła głowę i już miała się odsunąć, gdy dostrzegła jakieś poruszenie koło siebie. I sekundę później tuż koło ucha usłyszała cichutki głos:

– Hermiona.

Z głośnym westchnieniem przytuliła się do niego; ukryła twarz w czarnej koszuli i zaciskając oczy, żeby powstrzymać pieczenie zacisnęła palce na cienkim materiale. Chwilę potem Severus zamknął ramiona dookoła niej, przygarnął ją i zanurzył twarz w zmierzwione włosy.

– Hermiona – powtórzył odrobinę głośniej. Tak żeby usłyszeli to oni oboje, ale nikt inny na świecie.

Pieczenie pod powiekami przybrało na sile, tak samo jak ucisk w gardle, lecz ten był zupełnie inny niż podczas znienawidzonych ataków paniki i Hermiona mu się poddała.

– Dzię…kuję – szepnęła, wtulając się jeszcze mocniej.

Ciepło jego ciała, miarowe kołysanie jego piersi, prędkie bicie serca, jego zapach… a nade wszystko wspaniałe uczucie bezpieczeństwa. Nie miała pojęcia, ile tak stała – mogłaby trwać tak wiecznie i nadal by się tym nie nacieszyła.

Gdy się odsunęła, na koszuli widniała mokra plama.

– Przepraszam – mruknęła, podnosząc głowę.

Powinien ją teraz pożegnać, ale nie potrafił. Jego życie było całkowicie rozdarte, na dobrą sprawę jego duża część nie należała do niego, a do kobiety, którą trzymał w objęciach. A skoro zabrał ją tak daleko…

Nie myśląc, pozwalając sobie tylko na czucie Severus otarł palcem łzy z jej policzków, po czym bardzo wolno pochylił się i ją pocałował.

To był bardzo delikatny pocałunek. Smakował jak… powitanie. Może jak przebaczenie. Z pewnością jak zaproszenie.

Ich usta otarły się o siebie, powróciły już pewniej i zaczęły odkrywać na nowo to, co już znali. Ich miękkość. Ciepło. Wilgoć. Wspólny oddech. Do tego doszły pierwsze, nieśmiałe muśnięcia języka… śmielsza odpowiedź… ciche, wspólne westchnienie…, zaciśnięte na koszuli dłonie i zanurzające się we włosy palce…

Gdy ich pocałunek zaczął przeradzać się w coś gorętszego, Hermiona odsunęła się. To była ostatnia chwila przed całkowitą utratą rozsądku. Mogła tym wszystko zepsuć, ale… mogła też wygrać.

– Severus… – przytrzymała jego ręce i zajrzała mu w oczy. – Ja… Nie potrafię tak…. Bez żadnych uczuć… Rozumiesz?

Rozumiał. Kiedyś to mu powiedziała – że nie zamierzała związać się z nikim bez uczuć. Czy coś podobnego.

– A to, co do ciebie czuję… Nie wiem, czy to przez te fale, czy one tylko pomogły, czy… to dlatego, że jesteś jaki jesteś… Nie wiem kiedy, ale się w tobie zakochałam…

Oczywiście, że była w nim zakochana. Gdyby tylko go lubiła, nigdy nie zrobiłaby tego, co DLA NIEGO zrobiła.

– Wiem, że ty nie… – zająknęła się. – Nie wiem, czy potrafisz, czy… – urwała i przygryzła usta.

Severus sam nie wiedział. Nigdy nie kochał taką prawdziwą miłością – jego uczucie do Lily to była chora desperacja i żałosne pragnienie liczenia się choć dla jednej osoby na świecie. Nie przypuszczał też, żeby potrafił pokochać i w ogóle czy kiedykolwiek potrafiłby się na to odważyć – to, co teraz czuł do Hermiony z pewnością nie było miłością. Czym było – nie potrafił powiedzieć, poza tym, że to nie ona stanowiła część jego życia, tylko jego życie w dużej mierze należało do niej.

Więc nadal milczał, patrząc jej w oczy.

Marzenia Hermiony zaczęły odpływać niczym jasne obłoczki na niebie, przeganiane ciężkimi, ołowianymi chmurami. Może właśnie przegrałaś wszystko…?

– Wiem, że mnie nie kochasz – powiedziała drżącym głosem. – Ale może będziesz w stanie dać mi coś, co… jakąś namiastkę tego, czego potrzebuję… – żebrała o każdy ochłap. – Wiem, że nie będziemy spacerować pod rękę po Pokątnej… że nie będziesz przynosił mi kwiatów czy… Nie wiem… Nie będziemy chodzić na romantyczne kolacje, ale… – spojrzała na niego błagalnie. – Porozmawiajmy, proszę… Może jest coś, co możesz zaakceptować. Cokolwiek…

Nie miał pojęcia, CO mógłby jej dać – tak żałosna była jego znajomość tego typu uczuć. Ale… może ona wiedziała, a on mógł to zaakceptować. I tak długo, jak jej to wystarczało, jak długo ona chciała…

Bardzo delikatnie ujął ją za rękę i wskazał kanapę.

– Chodź. Porozmawiajmy…

 


Kochani,

Przyznaję, że to bardzo, ale to bardzo otwarty epilog. Ostatnią scenę, ostatnią rozmowę Hermiony i Severusa miałam w głowie jak tylko zaczęłam pisać.

Ale fakt, że to opowiadanie kończy się tak w mojej głowie nie oznacza, że nic dalej się nie dzieje – zostawiam Wam pole do popisu:

Happily after ever? Czy może nie znajdą nic, co Severus mógłby zaakceptować? Albo po pewnym czasie zostaną dobrymi przyjaciółmi? Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie co tylko chcecie 😉

 

Jestem szalenie ciekawa, jak TERAZ widzicie Gusa. I jak widzicie plan wyeliminowania Drisa… Szczególnie to ostatnie brzmi… koszmarnie. Ale czy w tym kontekście jest koszmarne? Co WY byście zrobili, będąc na miejscu naszych bohaterów?

Od razu przyznam – ja również troszkę pobawiłam się Waszym umysłem, też Was zmanipulowałam. I zacieram rączki, czekając na Wasze komentarze 😉

 

A teraz, jak to zwykle bywa na samym końcu… bardzo dziękuję moim dwóm Betom; czyli mojej Mamie Mamuś-Anni i Avie. Praca ze mną nie jest łatwa bo jestem uparta jak osioł – dziewczyny były wspaniałe i nie tylko poprawiały literówki czy interpunkcję, ale wyłapywały przeróżne błędy logiczne, nieścisłości itd. I jeśli znajdziecie w opowiadaniu jakieś dziwolągi, powstawiane w dziwnych miejscach przecinki czy dziwną składnię – to tylko dlatego, że to ja uparłam się, że tak ma być.

Wielkie podziękowania również dla Dubhean – za długie rozmowy, porady i sugestie. Kobieto – bez Ciebie ten fick byłby… inny. Bardzo też chciałam Ci podziękować za to, jak dzięki Tobie wyewoluowałam.

Chciałam też uściskać tu DarkLordsBetę – za wszystkie porady medyczne. Zawsze stawiam na realizm i dobrze było mieć ze sobą kogoś obdarzonego taką wiedzą!

Bardzo dziękuję tym, którzy byli ze mną, kiedy publikowałam to opowiadanie rozdział po rozdziale – dziękuję, że wytrzymaliście aż do końca 😉

Dziękuję też wszystkim za czytanie, za gwiazdki i komentarze (to prawdziwa nagroda dla autora, wiedzieć że to, co robi ma jakikolwiek sens, że się komuś podoba).

Gorące uściski!!!

Anni

 

Rozdziały<< Trzeci Raz – Epilog ITrzeci Raz – Słowo od Autora >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 6 komentarzy

  1. Anni, ciężko przyjąć do wiadomości, że to już koniec. Opowiadanie jak każde, które wyszło spod Twoich palcy, to istna rewelacja. ❤️Dałabym wiele, aby na mojej półce z książkami stały Twoje dzieła wydane przez największe wydawnictwa.

    Mam nadzieję, że to co pisałaś na fb to taki żart (kiepski😅) i że jeszcze coś nowego dla nas stworzysz. 😉

    Życzę dużo szczęścia w nowych przedsięwzięciach ❤️❤️❤️

    Ps Sev ma wybaczone swoje paskudne zachowanie, w końcu jak sama wspomniałaś to Severus Snape 🤷🏻‍♀️

    1. 😉 Wszystko co dobre, zawsze szybko się kończy 😉 Choć ten fick i tak był dość długi… i strasznie zagmatwany 😉
      Słonko, to jest prawdziwy, zapierający dech w piersiach komplement! Wierz mi, zrobiło mi się… no, cieszę się, że siedzę 😉 I nie wiem, co odpowiedzieć – słów mi brak! 😉
      Ach, i teraz wyszło szydło z worka… mam kiepskie żarty! 😉 Dobrze już, dobrze 😉 No niestety nie jest to żart, ale najprawdziwsza prawda. Wiele osób odchodzi, z różnych powodów – ja postanowiłam doczekać aż do skończenia tego ficka (jak coś zacznę, MUSZĘ skonczyć) i przede wszystkim chciałam się pożegnać.

      P.S. – cieszę się, że wybaczyłaś Severusowi jego zachowanie! Jest… IDEALNY. Boski. Poezja kanonu z czasem uchyloną maską, ale tylko czasem. Zdeydowanie uważam go za „mojego najlepszego” Seva 😉

      Dziękuję bardzo, bardzo gorąco za przemiłe słowa – ja ten komentarz będę musiała sobie gdzieś przekleić i wydrukować, żeby w mniej wesołych chwilach (jeśli takie będą) móc go przeczytać i zobaczyć jak wychodzi słońce – nawet w najbardziej pochmurny dzień!
      Uściski serdeczne, Ty też się mocno trzymaj i również powodzenia – w czym tylko sobie zażyczysz!
      Anni

  2. Popieram Severus wyszedł fajny 🥰 i bardzo podoba mi się portret psychologiczny Hermiony po zabiciu Drisa. PTSD bardzo realistyczne (takich realnych uczuć i rozmyślań brakowało mi w książkach J.K.R, ale to książki dla dzieci a ja jestem stara wiec tez inaczej na to patrzę 🙈).

    Dziękuję ❤️

    Jeszcze raz powodzenia 😘

    1. Przybijam piatke, Slonko!
      Mi tez ich brakowalo, tak jak w wielu fickach. Cos koszmarnego sie dzieje, konczy i… wszystko wraca do normy; wszyscy ida na piwo… ops, pardon, na herbatke do Molly Weasley).
      Ale jak mowisz, HP to miala byc ksiazka dla dzieci, z przejaskrawionymi bohaterami, zeby dzieci widzialy, kto jest zly, a kto dobry. Zgadzam sie z Toba w tysiacu procentach.
      I coz, ja tez jestem stara, wiec tez inaczej na to patrze… 😁😁😁
      Dziekuje jeszcze raz za rozmowe 😘🤗

      1. Tez notka ode mnie: jak pisalam juz kilka razy wczesniej – bedzie mi mega brakowac tej wspolpracy, bo byla wspaniala 😻
        Fick jest super, byl viekawy i Sev tez jest tutaj super przez swoje bycie Snape’em xD
        Wszystkie moje zale i wzdychania znasz dobrze, bo pisalam Ci prywatnie, ale po raz kolejny powtorze to co mi na serduszku ciazy: GUSA CI NIE DARUJE. Zabilas moje sloneczko 😭😭😭 nadrobilas slicznym nagrobkiem ale nadal mam bol serduszka… Dobrze, ze mam swoje glupie gierki i multum ksiazek w bibliotece wstydu do ogarniecia (i fickow!, i filmow!, i seriali!) bo bys systematycznie dostawala info: GDZIE MOJ GUS?!

        Ja sie nie zegnam, bo nie zamierzam. Za dobrze sie z Toba bawie i mam nadzieje, ze kiedys znowu wrocisz do pisania i wviagniesz mnie ponownie w to szalenstwo 😻😁

        1. Hej Kochana!
          Nie zegnaj sie, z pewnoscia bedziemy mialy okazje pogadac, przeciez nie samymi fickami sie zyje 😁
          Sev tu byl Snape’em miedzy innymi dzieki Twoim uwagom, wiec to tez i Twoja zasluga i bardzo Ci za to dziekuje.
          A Gus… sama wiesz, czemu to zrobilam….. ale wierz mi, bylo mi przykro, naprawde. Mam nadzieje, ze mi to w koncu wybaczysz 😁
          BARDZO Ci dziekuje za cala pomoc, nie tylko przy tym ficku – mamy juz ladne kilka lat pracy ze soba na koncie i to doskonalej! Rzadko mozna znalezc dobra bete (a przynajmniej ja nie mialam szczescia do innych). Wiec jeszcze raz wielkie podziekowania i…
          Z pewnoscia do przeczytania! 🫠🫠🫠🤗🤗🤗

Dodaj komentarz