Trzeci Raz – Rozdział XXIX

Ona też się wtedy uśmiechnęła i cieszyła zarówno widokiem, jak i ulotnym momentem bliskości, bynajmniej nie fizycznej. Bliskości myśli, celów, pragnień…

Lecz jak każda dobra chwila, tak i ta skończyła się zbyt szybko; uśmiech znikł i starając się ukryć nagłe zakłopotanie Hermiona ruszyła przed siebie.

I z każdym krokiem czuła, że będzie potrzebować czegoś więcej niż małego cudu sprzed chwili, żeby wyjaśnić pozostałe szczegóły. Skupianie się na rozkazach było jeszcze zbliżone do Imperiusa, lecz rozpisywanie ich w formie równań numerologicznych i aktywowanie lub tworzenie przesłania i umieszczanie go w dziwnym naczyniu nie miało z nim nic wspólnego. Tak samo sposób tworzenia i rozchodzenia się fal, zupełnie niezauważalny wpływ na świadomość, proces utwardzania przekonań… to wszystko było zbyt techniczne, żeby wystarczyły niejasne aluzje, niedopowiedzenia, pytania czy… czy zamieranie z otwartymi ustami.

Bo pytania również prowadziły donikąd. Gdy spytała Severusa, czy wie na czym polega grawitacja, przez długą chwilę patrzył na nią z grymasem, po czym tylko skinął głową i przyspieszył, aż musiała do niego podbiec.

W końcu więc zaczęła tłumaczyć, w jaki sposób działają płaty mózgu w nadziei, że to go naprowadzi. Ograniczyła się tylko do tych obszarów i funkcji, na które wywierały wpływ fale.

Z początku dość rzadko, potem, w miarę jak rosło zmęczenie coraz częściej, Gwarancja Milczenia kradła jej słowa i odbierała zdolność wykonania choćby najmniejszego gestu. Hermiona walczyła zaciekle, aż ta walka zaczęła sprawiać fizyczny dyskomfort, który przerodził się w ból, słaby bo słaby, ale jednak.

Ale to nie ból był najgorszy, ale coraz silniejsze wrażenie, że to nie ma sensu. Bo co mógł zrozumieć z tego Severus?

Zdążyła skończyć wyjaśnienia i zastanawiała się, co jeszcze może do nich dodać, gdy doszli na niewielką piaszczystą łachę, na której jakaś dziewczynka rysowała patykiem coś na ziemi.

Przechodząc koło niej Hermiona spojrzała kątem oka na jej rysunek i momentalnie zabiło jej serce.

Dziewczynka zrobiła kółko z muszelek i teraz rysowała dookoła niego odchodzące w każdą stronę kreski. Wyglądało to na słońce albo kwiatek, lecz jej natychmiast skojarzyło się z ich sprawą.

Chciała coś powiedzieć czy choć wskazać go, lecz widząc w nim tajemnicę, której nie wolno jej było przekazać zastygła jak spetryfikowana.

– Granger… – zaczął Severus, który minął ją i dopiero wtedy zorientował się, że została w tyle.

Proszę na to spojrzeć…

Merlinie, nawet tego nie mogła wykrztusić! Może próbowała za mocno? Albo już za długo? Coś w niej zawyło z frustracji i zapragnęła tupnąć nogą ze złości, szarpnąć się, rzucić biegiem przed siebie – cokolwiek! ale nie była w stanie.

Mała spojrzała na nią i uśmiechnęła się szeroko.

– Podoba się pani? Mi tak!

Hermiona nie mogła odpowiedzieć, na szczęście dziewczynka nie zwróciła uwagi na jej zachowanie i wróciła do rysowania. Severus przyjrzał się muszelkom i kreskom, zerknął gdzieś za jej ramię i wziąwszy ją lekko pod ramię pociągnął za sobą.

Dotyk jego dłoni na przedramieniu był tak oszałamiający, że przezwyciężył koszmarną niemoc i Hermiona mogła ruszyć za nim. I zrobiłaby wszystko, by dotrzymać mu kroku, by nie rozluźnił już i tak lekkiego uścisku, by jej nie uciekł… Zaś jakaś cząstka w niej postanowiła spróbować jeszcze raz.

Gdzie pan mieszka? Udało się raz, może uda drugi?

– Gdzie pan mieszka?

Severus spojrzał na nią, marszcząc lekko brwi i odparł powoli, z wyraźnym namysłem.

– W Manchester. Tam, gdzie świeci słońce.

Nie, nie o to chodzi! Hermionę złapało za gardło, ale tym razem ucisk był zupełnie inny, a sekundę później zapiekły ją oczy. Stop. Koniec. Merlinie, koniec.

– Mo… możemy skończyć? Na teraz? – poprosiła, ocierając palcami łzy. – Już więcej nie mogę…

Nie chodziło o słońce, chodziło o środek, z którego w każdą stronę rozchodzą się fale. Z okolic Manchesteru na teren praktycznie całej Wielkiej Brytanii.

Lecz dała tym Severusowi złą wskazówkę.

Severus potaknął i spojrzawszy jeszcze raz na wzgórze, za którym zaszło słońce dodał:

– Wracajmy już.

Miał wystarczająco dużo informacji do uporządkowania i przemyślenia. Po jej reakcji wywnioskował, że chyba nie chodziło o słońce. Ale w takim razie o co? Może nie chodziło o rysunek, ale o coś związane z dziećmi? Może na nie ten Imperius działa inaczej? Albo o płeć? To wam też przyszło do głowy…

Grawitacja nic mu nie mówiła. Nie umiał jej z niczym powiązać. Ani z zaklęciami, ani Niewybaczalnym, ani nawet z płynnym Imperiusem. Co na Merlina mogło przyciągać coś do ziemi…?

Manchester CHYBA rozumiał – tam musiało się coś dziać. Albo tam mieszkał człowiek od Imperiusa, albo tam rzucał go najczęściej, lecz to kłóciło się z ich pomysłem, że Imperius jest w wielu dostępnych ogólnie miejscach… A skoro wszyscy czarodzieje w Wielkiej Brytanii byli pod wpływem – to wskazywałoby jednak na pierwszą opcję. W każdym razie z Manchester do Aalst było równie daleko co na Szetlandy, więc tu też byli bezpieczni.

Aluzja o porządkowaniu w archiwum czegoś związanego z praktyką w Hogwarcie była prosta do rozszyfrowania – jej praktyka łączyła się z umysłem, ich sprawa również – to było łatwe, poza tym wiedział, że w Departamencie Tajemnic istnieje Sekcja Umysłu. Nieco trudniej było z faktem, że nie była już do końca sobą i należała do Ministerstwa. Należała do nich. Nie powiedziała, że wchodziła w skład personelu. Więc musi to oznaczać, że jest z Ministerstwem w jakiś sposób złączona. Uzależniona od nich… Nie Wieczystą Przysięgą, niczym, co by zagrażało jej życiu… A przynajmniej tak powiedziała…

W tym momencie przypomniał sobie, że to miało tłumaczyć, że nie działa na nią Legilimencja.

Legilimencja to wgląd w myśli. Jeśli nie masz dostępu do jej myśli z powodu jej przynależności do… Departamentu Tajemnic, to znaczy, że zrobili coś z jej myślami. Zablokowali je. Tylko te związane z jej pracą, dodał, przypominając sobie, że zobaczył jej INNE myśli.

Dość. Zdecydowanie lepiej było przemyśleć wszystko na spokojnie, by nie wyciągnąć błędnych wniosków i nie zablokować się na nich.

Należało zająć się czymś innym i dać umysłowi odpocząć… A biorąc pod uwagę pewne marzenia, które podpatrzył, „zajęcie się czymś innym” brzmiało bardzo… obiecująco i z wielką chęcią zamierzał teraz ją w tym kierunku poprowadzić.

Dlatego też jak doszli do domku i kobieta przystanęła z lekkim wahaniem, gdy podszedł do drzwi swojego pokoju, przesunął po niej powoli wzrokiem i powiedział niskim głosem:

– Buness to nie Londyn. Jeśli nie chcesz zmarznąć podczas kolacji, albo co chwilę rzucać czar rozgrzewający, lepiej idź się cieplej ubrać. I zapukaj do mnie, jak będziesz gotowa.

 

Od tego spojrzenia Hermionie zrobiło się dziwnie słabo. Zupełnie nie myślała o tym, że mogą razem pójść na kolację! Do Severusa, którego znała, o wiele bardziej pasowała wizja jedzenia samemu w pokoju. Z drugiej strony nie wyobrażała sobie również, że może wejść do niego i zastać go leżącego na łóżku… I ich spacer też dużo dał – nie liczyło się ile mil przeszli, tylko ten jeden czy dwa kroki, które zrobili ku sobie.

– Zaraz będę gotowa – potaknęła i nagle przypomniała sobie, co jeszcze zaskoczyło ją, jak po niego przyszła. – Skąd pan wie, że to ja pukam?

– Bo zanim się zjawiłaś, rzuciłem na ten domek zaklęcie Odrazy. Jak sądzisz, ile jeszcze osób magicznych może chcieć do mnie przyjść?

Hermiona uśmiechnęła się. Zaklęcie Odrazy sprawiało, że mugole starali się trzymać od oznaczonego nim miejsca z daleka.

– Na takim końcu świata? Myślę, że tylko ja jedna. Ale to znaczy, że nikt nie będzie mógł przejść tą ścieżką i goście będą biegać po trawniku.

 

Brew Severusa podjechała do góry, tak samo jak kącik ust. Cóż, to było dokładnie to, o co mu chodziło.

– Istotnie. Tylko ty jedna – mówiąc to pochylił się lekko ku niej. – Co do reszty gości zaś – wzruszył ramionami, prostując się – tym lepiej. Przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał. A teraz już idź. I się pospiesz.

 

 

Trochę później

 

Początkowo kolacja przebiegała bardzo spokojnie. Dostali stolik pośrodku sali, w której siedziało już kilka osób, grało radio, a czasem słychać było odgłosy z kuchni i nieśmiałe romantyczne myśli, które rozbudziła w Hermionie odpowiedź Severusa natychmiast znikły. No może większość…

Gdy pani z recepcji, najwyraźniej będąca również kelnerką podała im karty i zapytała, co będą pić, Severus po krótkim namyśle wybrał szkocką Glenfiddich. Hermiona przejrzała listę alkoholi, lecz nazwy niewiele jej mówiły, a po dzisiejszym dniu czuła, że potrzebowała czegoś mocniejszego niż herbata. Poza tym nie chciała wyglądać przed nim jak mała dziewczynka, więc w końcu poprosiła o jakąś sherry. Jej niepewność nie uszła jego uwagi, bo gdy żeby coś powiedzieć rzuciła „nie wiedziałam, że pija pan whisky” odparł „nie wiedziałem, że pijasz jakikolwiek alkohol”.

Czekając na podanie przystawki zaczęła mówić o coraz popularniejszym wśród mugoli ziołolecznictwie, zdążyła bowiem zauważyć, że odpowiadały mu wszelkie tego typu tematy. I istotnie, Severusa to zaciekawiło i zanim się zorientowała, zaczęli porównywać magiczne i mugolskie sposoby leczenia. A potem, jak to zwykle bywa, zeszli na inne tematy – na jego eliksiry, z nich na czarodziejskie studia, CWSL, możliwości znalezienia zatrudnienia w magicznej Wielkiej Brytanii oraz Australii. Okazało się, że Severus znał czarodziejski świat Australii lepiej niż ona, więc coraz bardziej podekscytowana zaczęła go o wszystko wypytywać.

Z każdą chwilą znikało z niej napięcie, jakby ktoś zdejmował z niej kolejne warstwy ciężkich płaszczy i robiło się jej lżej. Udało się jej też spojrzeć na wszystko z dalszej perspektywy i zobaczyć, że mimo komplikacji wszystko zaczynało się układać. Odkryła akta projektu i mogli przestać błądzić po omacku. Co do tajemnicy, już dziś przecież udało się jej przekazać trochę wiadomości. Severus wyciągnie wnioski, jutro zada odpowiednie pytania, uda się jej powiedzieć więcej i posuną się do przodu. Dris… Dris wcale nie był aż tak wielkim problemem. Nie był pierwszym, który ją podrywał, tylko zachował się o wiele bardziej agresywnie niż inni i tyle. A skoro nie może protestować, to pójdzie się poskarżyć Coxowi… albo Kingsleyowi! Och tak! A ten już mu naprostuje poglądy!

A jeśli chodziło o Severusa… W tym momencie coś w niej się uśmiechnęło.

W trakcie spaceru zupełnie zapomniała o zakończeniu ich sobotniego spotkania, za to dwie godziny, jakie spędzili razem sprawiły, że poczuła się pewniej w jego towarzystwie. Teraz myśl o tym, że może on też coś do niej czuje wróciła i wróciły odpychane wbrew sobie uczucia. Wpierw ostrożnie, niczym maleńki, szemrzący strumyczek, lecz gdy patrzyła na jego twarz z tak bliska, na eleganckie dłonie, słuchała niskiego, głębokiego głosu, do strumyczka dołączyły kolejne… i następne… Zaś pewność siebie została i odważyła się spojrzeć – tak naprawdę spojrzeć w jego oczy… i utonęła w nich. Niczym w głębokim, czarnym jeziorze.

Przyjrzała się też, jak po upiciu kolejnego łyka whisky oblizał wargi i przemknęło jej przez myśl, jak mogą smakować… i jakby to było móc zrobić to samej… Potem jej wzrok wrócił do jego dłoni i patrzyła, jak długie, wąskie, zręczne palce gładzą brzeg szklaneczki, ujmują sztućce, jak ociera je o serwetkę… i bez trudu mogła sobie wyobrazić, co jeszcze może nimi zrobić…

A potem kelnerka pomyliła się, przynosząc herbatę i wtedy wszystko wyrwało się spod kontroli.

 

– Smacznego – powiedziała, stawiając filiżankę przed Severusem i zabrawszy koszyczek z chlebem wróciła za kontuar.

Siedząca naprzeciw Hermiona Granger roześmiała się i błądząc powoli palcami po szyi, tuż koło ucha, w miejscu, które zamierzał posmakować, powiedziała:

– To mi nie wygląda na whisky.

Głęboki bursztynowy kolor herbaty był podobny do szkockiej, choć w sumie bardziej przypominał jej sherry, którą wypiła i której nie pozwolił jej na nowo zamówić. Doskonale wiedział, że rzadko pijała alkohol, bo już po jednym kieliszku wyraźnie się rozluźniła i nie chciał, żeby się upiła. Nie tylko nie tknąłby kobiety wbrew jej woli, ale również takiej, która nie wiedziałaby, co robi.

Pochyliwszy się nad filiżanką wciągnął niezbyt jeszcze mocny aromat i już chciał rzucić zjadliwy komentarz, gdy usłyszał:

– Zostań tak…!

 

Smugi pary, unoszące się znad filiżanki praktycznie pionowo do góry, ku sufitowi!, ale przede wszystkim widok Severusa, który zanurzył w nią twarz skojarzyły się Hermionie z fluctumentisem. Nie do końca, nie wyglądało to tak samo, ale…

Znajomy paraliż wrócił, lecz łagodniej niż pod koniec spaceru i Hermiona zmusiła się do myślenia o czym innym.

Gdy Severus uniósł trochę głowę, wciąż pochylając się nad herbatą, kilka kosmyków włosów zsunęło mu się na twarz; na policzki, na oczy… Hermionie nie raz włosy wchodziły do oczu i na takiej samej zasadzie, jak gdy widzimy kogoś dłubiącego w oku i sami zaczynamy mrugać, ogarnęła ją przemożna ochota odgarnięcia ich. Zupełnie odruchowo sięgnęła przez stół i odsunęła mu włosy z twarzy.

Jakieś niesforne pasemko włosów uciekło jej i na nowo osunęło się na policzek. I z szeroko otwartymi oczyma, lekko rozchylonymi ustami i tym kosmykiem Severus wyglądał… O, Merlinie…

Myśli o ich sprawie zmieszały się z nagłym zrozumieniem, co robi, czyjej twarzy dotyka oraz szalonym, zwariowanym, porażającym pragnieniem, by pochylić się ku niemu, odszukać jego wargi własnymi…

– Severus – szepnęła.

Niekłamany szok, który ujrzała w jego oczach odrobinę ją ostudził. Odgarnęła mu włosy jeszcze raz, zanurzając w nie trzęsące się palce, założyła delikatnie, niemal pieszczotliwie za uszy i przytrzymała je.

Świat dookoła zniknął, odpłynął, wszystkie dźwięki zamarły gdzieś tysiące mil od nich i kilkanaście szalonych uderzeń serca trwali tak, nie odrywając wzroku od oczu tej drugiej osoby. I gdy powoli do oszołomionego umysłu Hermiony zaczęły na nowo docierać rozmazane wciąż obrazy sali dookoła, tuż koło nich rozległ się męski głos.

– Jeśli robi mu pani inhalację, trzeba przykryć głowę.

Nie wiedzieć kiedy oboje wyprostowali się – Severus o wiele wolniej i wciąż na nią patrząc i Hermiona dostrzegła dwójkę starszych państwa tuż koło nich. Pan pokiwał głową z uśmiechem.

– Dokładnie, moi drodzy. Weźcie choćby serwetkę, tylko poproście o czystą.

– John, kochanie, idziemy – rzuciła do niego pani.

– Mary, sama dobrze wiesz…

– Idziemy – powtórzyła na to, najwyraźniej zorientowawszy się, że coś przerwali. Bynajmniej nie inhalację. – Wybaczcie, ale mój mąż jest lekarzem i ma dziwny zwyczaj patrzenia na wszystko przez pryzmat swojego zawodu. I wpychania nosa w nieswoje sprawy – dodała, unosząc wymownie oczy do góry.

Ten gest zupełnie jak przez mgłę skojarzył się Hermionie z powodem, dla którego tak się zachowała, dla którego go dotknęłaś i powiedziałaś do niego po imieniu i zdążyła jeszcze machnąć ręką w stronę Severusa i powiedzieć do pana „Mógłby mu pan wyja…”. Znajome dławienie złapało ją za gardło, ale bardzo szybko przeszło na widok morderczego wzroku mężczyzny na wprost, bo starszy pan zaczął tłumaczyć mu, na czym polega inhalacja.

Wyjaśnienia dotyczące wdychania oparów i oczyszczania zatok, w połączeniu z wręcz idealnym gestem, jakim pan przesunął palcami po nosie Severusa i zatrzymał je na jego skroniach… Gdyby tylko mogła, na pewno by mu podziękowała. Niestety nadal nie była w stanie się odezwać, za to zrobił to sam Severus.

– To wyjątkowo… oświecające – rzucił lodowato i skinąwszy głową odsunął się na oparcie.

Gdy starsi państwo wyszli, chwilę wpatrywał się w Hermionę i po chwili milczenia powiedział cicho:

– Mam głęboką nadzieję, że miałaś ważny powód, żeby zrobić ze mnie głupca. Tak samo jak żeby zwrócić się do mnie po imieniu. Bo będzie cię to drogo kosztować.

Słysząc to Hermiona drgnęła. Głupca? Nie! Drogo kosztować…????

– Przepraszam… Nie chciałam…

– Chciałaś – przerwał jej. – Zwłaszcza to drugie.

Severus. Merlinie, chciała, chciała do szaleństwa! Teraz, kiedy już wymówiła jego imię, chciała móc to zrobić znów.

– Nie, ja…

– Nie kłam. Ostatnimi czasy zdarza ci się kłamać… A ja mam dobrą pamięć… Hermiono.

To niedwuznaczne nawiązanie do soboty i fakt, że wymówił… JAK wymówił jej imię skradły jej oddech. Kolejne zaś sprawiły, że świat zawirował.

– I jestem pewien, że nie zamierzasz protestować.

O Boże… O Merlinie… Ostrzegł ją wtedy, że ją ukarze. Ostrzegł… Obiecał… Och, nie, nie zamierzała protestować. Tylko…

– Skąd… wiesz? – Och, obojętnie jak zamierzał to zrobić, nie była w stanie wrócić do mówienia do niego przez „pan”. To byłby olbrzymi krok do tyłu, zaś ona marzyła, by biec przed siebie. Z zamkniętymi oczyma, prosto do Severusa. – Użyłeś Legilimencji?

Na myśl o tym spuściła wzrok i zatrzymała go na rozpiętym kołnierzyku białej koszuli, widocznym spod zupełnie rozpiętego surduta. Rozpięte były tylko trzy guziki, ale od razu wyobraziła sobie, jak rozpina kolejny i następny, zanurza dłoń pod materiał, racząc się gładkim gorącem pod palcami…

Merlinie, to co ją ogarnęło to już nie było kilka niewinnych szemrzących strumyczków, to była prawdziwa rzeka, której prąd pochwycił ją i nie potrafiła już mu się oprzeć.

Severus zaśmiał się cichutko. Praktycznie czuł jej spojrzenie, które zbudziło w nim myśli kłębiące się od jakiegoś czasu w jego umyśle. Pełne gładkiej skóry, spiesznego oddechu, jej wilgoci, splecionych gorących ciał i głośnego krzyku. I wszystko w nim zaczęło domagać się, by stały się rzeczywistością.

– Widzę, że nie opuszcza cię odwaga – zakpił. – Bardzo po gryfońsku. Nie. Nie potrzebuję Legilimencji, wszystko masz wypisane na twarzy. – Niemal fizyczny dotyk na piersi nie ustawał, więc dorzucił, przypominając sobie jej marzenia. – Dalej… Hermiono.

„Dalej”…! To słowo, dokładnie TEN SAM niski pomruk…! I znów jej imię… Hermiona poderwała głowę i spojrzała na niego rozszerzonymi oczami. Świat dookoła zawirował jeszcze mocniej, czuła się jak pijana. Jak półprzytomna. Jakby ŚNIŁA. Znów. Tym razem na jawie.

– … – tym razem zabrakło jej słów z innego powodu.

– Poza tym wystarczy prześledzić twój wzrok, żeby zgadnąć, czego chcesz.

O Jezu. O Boże, chciała. Całej reszty. Do końca. I dalej.

Skądś dobiegł jakiś dziwny dźwięk i oboje wrócili do rzeczywistości. Za kontuarem stał barman, który odstawił na gładki blat tacę z wymytymi kieliszkami.

– Już zamykamy – oznajmił niepewnym tonem. – Jeśli chcecie państwo skończyć pić, możecie zabrać naczynia do waszego pokoju…

Podnosząc się Severus jednym łykiem opróżnił szklaneczkę i spojrzał na wstającą Hermionę. Kobieta nic nie powiedziała, nie sięgnęła po filiżankę ani nie uczyniła żadnego innego gestu.

– Bierzesz herbatę czy nie? – rzucił i gdy potrząsnęła głową, odwrócił się w stronę barmana. – Proszę dopisać do rachunku. Pokój numer jeden.

Mężczyzna odstawił kieliszek i zrobił krótką notatkę.

– Dziękuję. Mam nadzieję, że kolacja była udana.

Powiedział to pewnie zupełnie odruchowo do Severusa, na co ten uśmiechnął się kącikiem ust.

– Wyborna. Idealna – dorzucił, przesuwając głodnym wzrokiem po sylwetce Hermiony.

– Więc życzę równie wybornego wieczoru – zaśmiał się domyślnie barman.

To troszkę otrzeźwiło Hermionę. Nigdy nie lubiła tego typu uwag, więc prychnęła krótko. Wyszło to dziwnie słabo.

– Ja też życzę WAM udanego wieczoru.

Severus znów zaśmiał się i sięgnąwszy po jej rękę, powiódł ją ku wyjściu.

 

Ledwie wyszli na zewnątrz, Hermiona poczuła, jak złapał ją w pasie i jednym gładkim ruchem pchnął na ścianę. Och… !!! Zderzenie z murem bardziej zaskoczyło ją niż zabolało. O wiele bardziej świadoma była jego rąk, które oparł po obu stronach jej głowy… i jego ciała, gdy przysunął się do niej.

– Powiedz mi, że mnie nie chcesz – wymruczał.

Jego usta niemal – niemal muskały brzeg jej ucha, gorący oddech owiewał jej szyję, czuła fantomowy dotyk jego piersi i bioder – bo tylko stał tuż obok sprawiając, że wszystko w niej aż krzyczało, by się o nią oparł, przycisnął do ściany, by go poczuć… O Boże… Bliżej…  Zaś jego głos – niski, głęboki pomruk brzmiał jak obietnica, jak czarny jedwab, sunący po rozpalonej nagiej skórze…

– Ssever… – zabrakło jej tchu, nie była w stanie mówić, oddychać. Wiedziała tylko, że go chce, rozpaczliwie, jak nigdy nikogo, niczego innego na świecie.

– Powiedz mi. Że mnie nie chcesz – warknął i polizał ją.

– … że… Tak. Tak! – w tym momencie fala pragnienia chlusnęła na nią z siłą powodzi i ją wyzwoliła. – Chcę! Severus…

Nic więcej nie udało się jej powiedzieć, bo mężczyzna z głuchym westchnieniem odnalazł jej wargi.

Był gwałtowny, dziki, nieposkromiony. Nie wiedziała, czy to ona rozchyliła dla niego usta, czy on to zrobił, ale gdy jego język sięgnął po jej, nie miało to już żadnego znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Jednocześnie ich ciała wreszcie się spotkały, przycisnął ją całym sobą do ściany, poruszył biodrami i… O Boże! Poczuła, jak bardzo on chciał jej.

Chyba krzyknęła – nie wiedziała, nic innego do niej nie docierało, ale w tym momencie Severus odsunął się i złapał ją za rękę.

– Chodź – pociągnął ją w kierunku domku.

Ruszyła za nim jak automat, ściskając jego dłoń – żeby czuć choć namiastkę dotyku, bo tylko to trzymało ją przy życiu, bez tego była pewna, że by umarła. I poszłaby nawet i na kraniec świata, byle ten kraniec był blisko, gdzieś tu… Boże, prędzej…

Ledwo panując nad sobą Severus poprowadził ją do jej pokoju. Klucz! Nie miał czasu, nie miał siły go o nią pytać, czy próbować otworzyć nim drzwi! Wyszarpnął z kieszeni surduta różdżkę i otworzył zamek zaklęciem, a gdy oboje weszli do środka, zamknął go, innym zaklęciem zaciągnął zasłony i rzucił zaklęcie wyciszające.

– Muff…liato? – upewniła się Hermiona.

– Nikt tu nie wejdzie. Ale wierz mi, bez tego wszyscy by cię usłyszeli – zapewnił ją, zapalając światło i ściągając jej sweter z ramion. Chciał mieć wszystko; dotyk, smak, zapach i widok.

Gdy tym razem odnalazł jej usta, był delikatniejszy. Wodził wargami po jej wargach, przygryzał lekko, jakby raczył się nią, a jego język pieścił jej. Smakował whisky, pikantną przyprawą z kolacji, czymś cierpkim, ale przede wszystkim nim. Severusem.

Jednocześnie jego dłonie zaczęły pożerać jej ciało, każdy fragment, do którego mógł sięgnąć, aż wróciły do guzików sukienki i jego palce zaczęły rozpinać je jeden po drugim, za każdym razem zanurzać się coraz głębiej pod materiał… i znaczyć rozpalone ślady na gładkich krągłościach.

Ten dotyk sprawił, że Hermiona straciła rozum, wymacała jego guziki i niemal zaczęła je wyrywać.

– Niecierpliwa? – wymruczał gdzieś w jej włosy, rozpinając jej kok.

– Proszę…

To jedno słowo sprawiło, że jej sukienka była pierwsza, która opadła na ziemię. Jego surdut dołączył do niej, gdy całował zachłannie jej szyję. Nie chcąc tracić czasu szarpnął za poły koszuli, zdarł ją i złapawszy kobietę jedną ręką przez plecy, drugą za biodra przycisnął ją do siebie tak, by poczuła co ją czeka. A potem jego dłonie rozpoczęły wędrówkę po jej ciele.

Ramiączka stanika ześliznęły się za najlżejszym muśnięciem palców. Pospiesznie rozpiął go, zdjął i zaczął dotkać i całować, zaś przy pierwszym muśnięciu jego języka Hermionie wyrwało się głuche, przeciągłe westchnienie i zacisnęła palce na jego ramionach.

– Severus…

Jego wargi, dłonie… już po chwili to było zbyt wiele i za mało równocześnie, więc przyciągnęła jego twarz i sięgnęła do jego ust.

W jej pocałunkach była gorączka, lecz nie tylko. Była jakaś szalona namiętność, czułość, tkliwość, których Severus nigdy nie doświadczył. Żadna kobieta nigdy w ten sposób go nie całowała i zupełnie tego nie pojmował, zaś jej dotyk, jej usta nie pozwalały mu się skupić.

To było… Merlinie, jakby… Zupełnie jakby…

I nagle zrozumiał! Cofnął się lekko i przytrzymał ją za ramiona.

– Nie myl… seksu z… miłością.

Na kilka chwil świat się zatrzymał i Hermiona zamarła w bezruchu, gdy jego słowa przedarły się do jej zamroczonego umysłu. To znaczy, że dla niego… że on tylko chciał… jej ciała. Nic więcej…

Powinna go odepchnąć. Powinna go wyrzucić. Powinna powiedzieć „Nie”. Wiedziała o tym. Ale nie była w stanie. Zabrał ją za daleko, rozpalił za mocno, każda komórka jej ciała krzyczała i wyrywała się ku niemu, a uczucie pustki po tym, jak się odsunął sprawiało wręcz fizyczny ból. Dlatego choć wiedziała, że później będzie tego żałować, szarpnęła głową i przyciągnęła go z powrotem.

Żar wrócił w jednej chwili. Podzwanianie sprzączki od paska, gdy pospiesznie go rozpinała zginęło w jej jękach, kiedy jego palce wsunęły się pod gumkę majtek i zanurzyły głębiej.

Hermiona musiała chwycić się jego ramion, by ustać, bo z każdą chwilą rozkosz wzbierała w niej tak gwałtownie, że miała wrażenie, iż ledwie sekundy dzielą ją od spełnienia. Chciała tego, lecz równocześnie do szaleństwa chciała go poczuć, być wtedy pełną, być jego… Nie tak! Nie w ten sposób!

– Nie tak! – wydyszała, łapiąc go za rękę. – Chodź…! Chcę… Weź mnie… Proszę!

Cała kontrola, jaka w Severusie pozostała, pękła w jednej chwili. Och, to nie miał być spokojny, leniwy seks! Warknąwszy głucho szarpnięciem rozpiął do końca spodnie, kopnięciami nóg zrzucił buty i zdarł nogawki, po czym przykucnął i ściągnął ocalałą sztukę jej bielizny. Zrobił to trochę krzywo i Hermiona poczuła wilgotny ślad po wewnętrznej stronie uda.

A potem głodny jej ciała pchnął ją na ścianę i tłumiąc ustami jej krzyk przylgnął do niej.

Boże, pustka po nim aż bolała! Jednocześnie mocny nacisk niemal dokładnie tam, gdzie tak bardzo go pragnęła doprowadzał ją do szaleństwa, więc kołysząc biodrami spróbowała unieść jak najwyżej jedną nogę, przycisnąć go, naprowadzić, cokolwiek…

Ponaglany jej jękami Severus złapał ją w pasie i uniósł odrobinę. Hermiona natychmiast objęła go nogami, więc ruszył w kierunku łóżka.

O Boże… ulga, gdy poczuła go tam, gdzie chciała była tylko chwilowa. Gdyby tylko nie dzielił ich cienki materiał jego bielizny…! Łóżko było blisko i daleko zarazem i z każdym krokiem miała ochotę krzyczeć, mdleć i umierać.

Ledwie opuścił ją na ziemię i sięgnął do slipów, Hermiona odsunęła mu ręce.

– Pozwól… – usiadła i chłonęła go rozpalonym wzrokiem.

Merlinie, przemoczyła mu je wzdłuż ciągnącej się aż do gumki wypukłości… Lecz wilgoć pod palcami na pewno była jego.

Oczywiście, że chciał jej pozwolić… Ale gdy jej palce… Och, gdy zaczęła… A potem… O, bogowie…!!!!

Musiał zacisnąć dłonie w jej włosach, żeby nie upaść i zapanować choć trochę nad tym, co wyrywało mu się z gardła, gdy powoli, rytmicznie prowadziła go na koniec świata.

– Stop – wydyszał w końcu i pchnął ją na łóżko.

Kiedy ją odszukał, droczył się tylko odrobinę, zarazem by odzyskać nad sobą panowanie, jak i żeby ukarać ją za to, co przed chwilą z nim zrobiła.

– Proszę… Proszę… Severusie… Błagam, Se… – osunął się powoli i obojgu z piersi wyrwał się krzyk. Ona dokończyła szeptane gorączkowo jego imię, on zaś zawołał coś, czego sam nie rozumiał.

I nie zrozumiał znów i znów i znów…

Hermiona patrzyła gdzieś w przestrzeń szeroko otwartymi, niewidzącymi oczami, chłonąc każdy ruch jego bioder, każdy dotyk, w sobie i na ciele, które stało się jednym wijącym się kłębkiem ognia i wychodząc mu gorączkowo na spotkanie. Podniecenie sprzed chwili wróciło błyskawicznie i znów znalazła się na krawędzi. Jeszcze odrobina, jeszcze…

– Proszę…

Naraz dotarło do niej, że nie użyli żadnego zabezpieczenia, nic. I jeśli Severus w niej dojdzie… O Boże… W tym momencie poczuła, że to jest dokładnie to, czego chce, czego pragnie, byłaby w stanie przytrzymać go, byle nie uronić ani kropli… O tak…! Proszę, tak…!!

– Tak, Severus…!

Świadomość, co się może stać, co właśnie robią pchnęła ją jeszcze dalej i wystarczył jego jeden gwałtowny ruch, by wszystko dookoła wybuchło w niej falą ekstazy, z jego zdławionym imieniem w tle.

Severus zamarł na chwilę, patrząc na kobietę pod sobą. Na jej wygięte ciało, odrzuconą do tyłu głowę. Czuł jej zaciśnięte na ramionach palce i… rozkosz, przetaczającą się przez nią tak wyraźnie, że z gardła wyrwało mu się westchnienie. Przez kilka sekund do dziwnie pustego umysłu dotarło też jej wołanie, lecz jego ciało zaczęło domagać się tego samego, więc zaczął poruszać się na nowo, coraz mocniej, gwałtowniej, skupiając się już tylko na sobie.

Ledwie chwilę później zaczął tracić nad sobą jakąkolwiek kontrolę, a oszalały oddech nie dorównywał już równie oszalałemu, galopującemu sercu. Jego ruchy stały się zupełnie chaotyczne i wtedy przypomniał sobie jej krzyk „Severus!” i rozkosz targnęła nim z taką siłą, że z głośnym, głuchym jękiem osunął się w jej objęcia.

 

Przez dłuższą chwilę Severus leżał niemal bezwładnie, aż Hermiona poruszyła się i spróbowała się odsunąć, bo trudno było jej oddychać. Mężczyzna przechylił się na bok i położył ciężko na wznak, zostawiając cienką smużkę wilgoci w poprzek jej uda.

Hermiona skrzywiła się lekko i rozejrzała w poszukiwaniu różdżki, by rzucić zaklęcie czyszczące, ale jej sweter, w którym ją ukryła leżał za daleko. Później, uznała i osunęła się na poduszkę. Jej umysł był dziwnie pusty… chyba w ogólne go nie miała.

Leżeli obok siebie aż ich oddechy się uspokoiły. W końcu zaczęło się jej robić zimno i już zamierzała wyciągnąć spod nich kołdrę i ich przykryć, gdy Severus odetchnął głęboko, usiadł, po czym wstał i nie krępując się nagością podszedł po swoje ubranie.

Odwracając wzrok Hermiona wyciągnęła na wierzch kołdrę, przykryła się i dopiero wtedy odważyła się na niego spojrzeć.

– Wypij – Severus zdążył już narzucić na siebie koszulę i założyć buty i teraz stał z resztą ubrań w jednej ręce, a w drugiej trzymał małą fiolkę.

– Co…

– Eliksir antykoncepcyjny – wyjaśnił i w tym momencie Hermiona dostrzegła kolor.

Eli… Miał ze sobą eliksir?!

– Zabrałeś ze sobą… – wciąż ciężko się jej myślało, ale z każdą sekundą wracała jej trzeźwość umysłu. – Założyłeś z góry, że…

– Wolałbym, żeby ten wieczór nie miał jakichś daleko idących konsekwencji – uciął, poprawiając naręcze ubrań i spojrzał na zegarek przy łóżku. – Zajrzyj do mnie jak tylko wrócisz z Londynu, postaram się do tego czasu przemyśleć to, co mi… przekazałaś.

Wolałbyś… Zajrzyj jak wrócisz… Och ty sukinsynu…

W tym momencie z całą siłą wróciły do niej jego słowa „Nie myl seksu z miłością” i ból, gorycz, wściekłość i nienawiść dosłownie w niej eksplodowały.

Uprzedził cię. Lojalnie cię uprzedził, że chce się tylko z tobą przespać… Czy raczej tylko cię przelecieć. Że to nie oznacza nic więcej. To ty jesteś tą durną.

Kolejny raz. Trzeba było go wyrzucić stąd razem z tymi cholernymi, pieprzonymi ciuchami. Albo bez! A ty jeszcze chciałaś kochać się z nim bez zabezpieczenia…! Idiotka.

Nie wiedziała nawet, czy nienawiść czuje do niego, czy do siebie samej!

– Dobranoc, Granger – usłyszała jeszcze, po czym dobiegło ją stuknięcie zamykanych drzwi.

Hermiona spojrzała na nie takim wzrokiem, że powinny pęknąć i rozsypać się w proch. Po czym czując znajomy – wcale nie z powodu Gwarancji Milczenia – ucisk w gardle sięgnęła po fiolkę z eliksirem.

Wściekłość i nienawiść były tak silne, że ledwo się opanowała, by nią za nim nie cisnąć. Wypij. Zdecydowanie będzie lepiej uniknąć KONSEKWENCJI. I małego Snape’a.

Trzęsąc się coraz bardziej ostrożnie odkorkowała fiolkę i wypiła całą, calutką zawartość.

A potem wzięła zamach i rzuciła nią w stronę drzwi.

Fiolka pewnie i by doleciała, gdyby udało się jej nią porządnie rzucić. Ale w tym momencie do oczu napłynęły łzy, wszystko w niej się złamało i Hermiona osunęła się z cichym łkaniem na poduszkę.

Rozdziały<< Trzeci Raz – Rozdział XXVIIITrzeci Raz – Rozdział XXX >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 2 komentarzy

    1. Och, ten Sev… 😉 Jest prawdziwym draniem… ale przecież to Severus Snape 😉
      Przetrwaj, przetrwaj! 😉 Bo warto! 😉
      Uściski!

Dodaj komentarz