Cała ta historia zasługuje na porządnie zakończenie – chyba się ze mną zgodzicie…
Więc napisałam DWA epilogi – żeby odpowiednio potraktować każdy wątek. Zapraszam do pierwszego…
zjawić się w Kelty.
Reakcja Draco na śmierć Rookwooda tąpnęła Harry’m. Doszedłszy do siebie, klęcząc przy ojcu chłopak podniósł wzrok na Snape’a i spytał: „Gus…?”. Snape w odpowiedzi pokręcił tylko głową. „Ifryt?!” – Draco uczynił ruch, jakby zamierzał wstać i pójść do sali, ale wtedy Snape złapał go za rękę, przytrzymał, a gdy ten osunął się z powrotem na klęczki, ścisnął mu ją lekko.
Patrząc na Draco Harry widział siebie samego, gdy klęcząc nad Gawainem patrzył na nadchodzącego Andrija i czekał na jego słowa jak na wyrok. A ten tylko uścisnął mu ramię. I wiedział, że nigdy tego nie zapomni. Zarówno tu i tam w historię zamieszany był ten sam człowiek, stojąc niejako na dwóch krawędziach – dobra i zła.
Draco zabrał ojca do ich dworu i tam też zamierzał ściągnąć Uzdrowicieli z Kliniki. W tym samym czasie Kingsley odesłał obu arabskich Aurorów do siebie zapewniając, że Brytyjskie Ministerstwo Magii zawiadomi ich, kiedy mogą wrócić i dokończyć ich śledztwo. Tylko głupiec wziąłby to za życzliwą propozycję – tak naprawdę Kingsley nie tylko nie pozwolił im przebywać dłużej na miejscu morderstwa, ale też nie pozostawił wyboru co do stawienia się przed Ministerstwem z powrotem; mogli dokończyć swoje sprawy, lecz przede wszystkim musieli wyjaśnić swoją obecność bez zaproszenia na obcym terenie.
Aby nie stracić z nimi kontaktu zawarł z nimi Wiążącą Umowę – bardzo specyficzną magiczną umowę, dającą mu gwarancję ich posłuszeństwa w bardzo ograniczonym zakresie; w tym wypadku dotyczącą stawiennictwa się przed nim w tej konkretnej sprawie. Ci nie protestowali i nic dziwnego; po pierwsze będąc już podejrzanymi postawiłoby to ich w jeszcze gorszej sytuacji, po drugie ciężko odmówić Ministrowi Magii.
Harry w tym czasie dał Hermionie do wypicia eliksir uspokajający. Kiedy jego przyjaciółka westchnęła ciężko, wtuliła się w niego i tak zamarła, nabrał ochoty by wypić drugą fiolkę. Wlewając sześć lat temu do myślodsiewni wspomnienia Snape’a nie wiedział jeszcze, że cały jego świat wywróci się do góry nogami – teraz już czuł, jak ten świat zaczyna się wspinać.
A potem przeszli do kuchni. Nie było to może idealne rozwiązanie, ale najlepsze ze wszystkich, jakie mieli – w miarę neutralne i jednocześnie nie musieli oddalać się z miejsca, w którym wszystko się rozegrało.
W miarę; Harry z początku nie rozumiał, dlaczego Hermiona posyła od czasu do czasu spojrzenia na zaryglowane drzwi, prowadzące do spiżarni lub piwnicy i jednocześnie się kuli. Lecz gdy usłyszał wyjaśnienia, świat zawirował jak oszalały… a potem rozjechał go niczym walec.
Kingsley podniósł głowę i naraz uderzyła go cisza. Przez chwilę smakował ją pomimo pulsującego, rozrywającego skronie bólu – bo to oznaczało, że nie dowie się już nic nowego. A potem zaczął się zastanawiać, które z dziesiątek słów, które cisnęły mu się na usta powiedzieć.
Niesamowita historia. Szaleństwo. Czy może po prostu dobitnie – kurwa mać. Dokładnie to powiedział, gdy Harry pokazał mu wspomnienia Snape’a*. Ten człowiek ma talent do zaskakiwania cię. Wtedy wszystko okazało się prawdą i miał choć garść dowodów oraz zeznań różnych świadków. A teraz…? Nie mógł prosić ich o coś na poparcie ich wersji – dali mu wszystko, co mogli. Nie mógł też zabrać ich różdżek do sprawdzenia przez Priori Incantatem – bo ich nie mieli. I patrząc na Hermionę miał raczej ochotę spytać, jak może jej pomóc, a nie prosić o więcej.
Naraz poczuł, że chyba jest na to wszystko za stary.
– Rozumiem – Merlinie, zabrzmiało to raczej tak, jakby NIE rozumiał. – Teraz muszę wszystko rozważyć.
– Musisz rozważyć… – powtórzył Severus tonem pełnym jadu, unosząc wysoko brew.
Stojąc oparty o ścianę kilka kroków od kuchennego stołu wyglądał na wcielenie spokoju; z na ogół nieprzeniknionym wyrazem twarzy, lekko splecionymi na piersi rękoma i beznamiętnym wejrzeniem czarnych oczu, lecz było to możliwe tylko dzięki Osłonom.
Już wchodząc do kuchni wyobraził sobie gęstą, białą mgłę – dokładnie tak, jak to robił przed laty. Zanurzył się w niej i wszedł dalej, bardzo daleko, aż jego umysł i dusza poczuły jej chłód, dotyk i zapach… Mgła odgrodziła go od wszystkiego i wszystkich, pozwalając przywdziać maskę, ukoiła przemożne pragnienie ucieczki do samotności, w której niczym ranne zwierzę mógłby wylizać rany oraz do ciszy, w której mógłby zapanować nad chaosem, targającym jego uczuciami.
Tak silne Osłony stawiał tylko podczas najcięższych spotkań z Czarnym Panem, utrzymanie ich wiele go kosztowało, a opuszczenie miało kosztować nawet więcej, ale nie miał innego wyjścia – to, co się wydarzyło, wstrząsnęło posadami jego własnego świata.
I właśnie dlatego wybrał stanie pod ścianą. Im dalej, tym bezpieczniej. Tym łatwiej.
Słysząc to, pozorny spokój, w którym trwała Hermiona prysnął jak bańka mydlana.
– Kingsley, to wszystko prawda! – zawołała, podrywając się z krzesła i oparła się o stół. – Nie kłamiemy! Powiedz, co jeszcze możemy ci wyjaśnić…!
– Spokojnie, Hermiono – czarodziej przechylił się przez stół i uścisnął jej ręce. – To nie to, że…
Jego dotyk przypomniał jej arabskie napisy i krew; ta ostatnia, choć usunięta zaklęciami dla niej wciąż tam była i ze zdławionym jękiem kobieta wyszarpnęła mu dłonie i schowała je za plecy.
– Wierzymy wam – odezwał się pospiesznie siedzący obok Harry i złapawszy ją za łokieć pociągnął w dół. – Oczywiście, że wam wierzymy. Tylko spokojnie.
– Jako Minister muszę respektować przepisy. Zrozum to, proszę. Nie mogę ich obejść tylko dlatego, że cię znam i lubię. Mogę… i nagnę niektóre z nich, ale muszę wszystko sprawdzić i przemyśleć.
Hermiona dała się posadzić z powrotem i skuliwszy się na krześle próbowała zabrać ręce jak najdalej od siebie. Pod spód. Za oparcie. Za plecy. Zacisnąć je na siedzeniu, by tam zostały i jednocześnie niczego nimi nie dotykać, bo każdy dotyk niczym echo przywoływał widok czerwonych plam i smug, zlewających się z czarnymi znaczkami.
– Zrobię, co tylko mogę. Uwierz mi. Tylko wpierw muszę wszystko przemyśleć. Sprawdzić i przemyśleć. – Kingsley wiedział, że się powtarza, ale z każdym wypowiadanym powoli słowem dziewczyna przestawała się szamotać, a w jej oczach gasł popłoch. – Dajcie nam trochę czasu.
Tak naprawdę to w tej chwili sam go rozpaczliwie potrzebował, by móc zastanowić się CO DALEJ.
Zgadzając się na rozmowę z podejrzanymi (bo de facto nimi byli) już złamał część przepisów i z każdą chwilą pogrążał się coraz bardziej. Musiał więc spojrzeć na wszystko z perspektywy i zdecydować, czy iść w stronę standardowej procedury, czy szukać innego rozwiązania, przy czym w pierwszym przypadku musiał też znaleźć jakiekolwiek wyjaśnienie dwugodzinnej zwłoki w powiadomieniu Aurorów, co stawało się coraz trudniejsze, jeśli już nie niemożliwe.
Ale czas naglił nie tylko z tego powodu. Musiał jak najszybciej zakończyć Czarny Klucz – śmierć Rookwooda czy tak, czy inaczej musiała wyjść na jaw, a wraz z tym fakt, że on o niej wiedział. Z tym, że najpierw musiał podjąć decyzję, jak potraktować całą tę sprawę.
A do tego potrzebował choć chwili spokoju. Spokoju. Ty chyba jesteś szalony…
– Zrobimy tak – podjął, ignorując drwiące spojrzenie Snape’a. – Wrócicie teraz do siebie…
– Granger nie może zostać sama nawet na chwilę – przerwał mu Severus, patrząc na kołyszącą się miarowo kobietę. – Chyba, że chcesz ją mieć na sumieniu. Najlepiej, żeby jak najszybciej zajął się nią Uzdrowiciel Umysłu.
Kingsley potarł palcami pulsujące bólem skronie. To była kwadratura koła. Nie wiedząc, co zrobić z tą sprawą nie wiedział, co zrobić z Hermioną i na odwrót. Merlinie, pomóż.
– Mogę wrócić do domu – zaoponowała płaskim tonem Hermiona. – Dam sobie radę.
– Wykluczone.
Harry tak zagapił się na Snape’a, że zapomniał mrugać. Czegoś takiego mógł spodziewać się po… po wszystkich, ale nie po nim!
– Hermioną zajmę się ja – zaproponował, gdy zapiekły go oczy i się ocknął. – To znaczy Ginny. A jeśli chodzi o Uzdrowiciela… Może poprosimy Grega? – dopiero w tym momencie dotarło do niego, że wciąż patrzy na byłego profesora i odwrócił się do Kingsleya. – Dziś pewnie jest zajęty, więc może jutro. A dziś przydałoby się, gdyby Hermiona wypiła eliksir słodkiego snu i odpoczęła.
Po krótkim namyśle Kingsley potaknął. Takie rozwiązanie dawało mu czas. Greg był też dobrym pomysłem – jako ministerialny Uzdrowiciel Umysłu zapewniał wsparcie psychiczne Aurorom i Służbie Bezpieczeństwa, czyli ludziom, których wiązały przeróżne tajemnice. Dlatego prócz odpowiedniego stopnia wtajemniczenia, dzięki specjalnym zaklęciom rozumiał wszystko co mówili, lecz odbierał i zapamiętywał tylko ich stan.
– Poproszę Ginny, żeby oddała… małego Molly – ciągnął Harry, w ostatniej chwili powstrzymując się przed wymówieniem imienia syna i spojrzał na przyjaciółkę. – I została przy tobie, dopóki nie wrócę. Chyba, że chcesz przenieść się do nas?
– Nie, dziękuję – potrząsnęła głową Hermiona. Może jak się obudzisz, to to wszystko okaże się tylko koszmarem… – Chcę wrócić do siebie – dorzuciła żałośnie.
Kingsley już zamierzał powiedzieć, że będzie musiał rzucić na nich zaklęcie śledzące, bądź zawrzeć Wiążącą Umowę – w tym całym szaleństwie JAKOŚ przecież musiał się zabezpieczyć!, gdy przypomniał sobie napis na palcach Hermiony i zacisnął usta. Merlinie, nie możesz jej tego zrobić. Nie możesz rzucić na nią niczego, co byłoby choćby zbliżone do tego, co robił Dris!
Poza tym ona nie ucieknie. A Snape… Zerknął kątem oka na czarnowłosego czarodzieja i doszedł do wniosku, że jemu też może pod tym względem zaufać. Snape miał bardzo specyficzny kodeks moralny i równie specyficzne poczucie honoru, które zaprowadziły go aż do Wrzeszczącej Chaty sześć lat temu. Nie, on też nie zniknie.
– Odezwiemy się do was – powiedział więc tylko.
– Czyli to wszystko na dziś? – spytał Severus, odrywając się od ściany.
Kingsley potaknął, ale Harry machnął ręką.
– Panie profesorze… To zaklęcie, o którym pan mówił na początku… Którym ukrył pan Mroczny Znak Stevena. Mógłby pan rzucić je na… te napisy na rękach Hermiony?
Hermiona poderwała głowę. Harry…!!! Wdzięczność, która w niej wybuchła omal nie rozerwała jej serca!
Severus na wszelki wypadek zanurzył się jeszcze głębiej we mgłę i dopiero wtedy podszedł do niej i wyciągnął rękę. Hermiona oparła o nią końce palców – ona nie poczuła nic więcej niż tylko ciepło jego dłoni, on miał wrażenie, że biały tuman dookoła ledwie się utrzymał.
– Invisus – szepnął, przesuwając różdżką nad środkowymi palcami prawej, a potem lewej dłoni.
Wszyscy patrzyli, jak czarne arabskie znaczki znikają, zostawiając bladą, nietkniętą skórę. Gdy zniknął ostatni z nich, Hermionie wyrwało się głośne westchnienie. Wciąż tam były, ale nie oskarżały już z każdym spojrzeniem.
– Dziękuję – szepnęła, wodząc kciukami po nasadach palców.
Nakazując sobie ostatkami sił spokój, Severus potoczył wzrokiem po obecnych.
– Czy teraz to już wszystko? – nikt nie odpowiedział, więc dodał. – W takim razie czekam na wiadomości.
I wyszedł.
Byle prędzej. Byle wreszcie znaleźć się sam.
————————————————
* Ukłon w stronę “Second Life” Snarkyroxy. Jak nienawidzę przekleństw, zwłaszcza tego, tak tam wydawało mi się ono oczywiste. Rzadko się to zdarza, więc…
(co nie oznacza, że możecie zacząć ich używać w komentarzach 😉 )
Kingsley wymienił krótkie spojrzenie z Harry’m, mówiące wyraźnie „do widzenia by go nie zabiło”. Z drugiej strony to był Snape, więc grzeczne pożegnanie zabiłoby pewnie ICH.
– Harry, zabierz Hermionę do domu, ja zostanę i… przemyślę wszystko – powiedział do chłopaka, który pomógł jej wstać i podniósłszy się poklepał ją po ramieniu. – Hermiono, odpocznij teraz. Dojdź do siebie, zobaczysz że jutro wszystko będzie wyglądało inaczej. Wierz mi, wiem co mówię – na szerokiej, okrągłej twarzy pojawił się łagodny, ale pełen zmęczenia uśmiech.
– Dziękuję, Kingsley – odparła Hermiona, nie odrywając wzroku od dłoni; widok napisów wyrył się tak mocno w jej głowie, że wręcz bała się mrugać, by wspomnienie nie zastąpiło obrazu. – Za wszystko.
– Idź już, moja droga.
Harry wziął ją za rękę – nie było mowy, by teleportowała się sama, i kiwnąwszy mu głową wyprowadził ją z kuchni.
Kingsley chwilę stał rozglądając się dookoła, lecz jego wzrok tylko prześlizgiwał się po ścianach, meblach, oknie, niczego nie dostrzegając. Skupienie też nie przychodziło, nie tu.
W końcu jakby zrozumiał czego potrzebuje, przeszedł do sali, w której siedział Pete i zatrzymał się nad ciałem Drisa.
– Na Merlina… człowieku… Coś ty zrobił…?! – wyszeptał, ukrywając twarz w trzęsących się dłoniach.
Bał się, że jeśli nie zajmie czymś rąk, nie zapanuje nad sobą i przeklnie zwłoki.
Bo podobnie jak Harry wierzył Snape’owi i Hermionie. Nie od samego początku – przejście od całkowitego niedowierzania do akceptacji przypominało długą drogę mrocznym korytarzem w kierunku migoczącego na samym końcu światełka, które im bardziej się do niego zbliżał, tym stawało się jaśniejsze. Lecz w końcu dotarł aż do jego źródła.
Harry wierzył zapewne dlatego, że wierzył W Hermionę; to była jego przyjaciółka, ostoja prawdy i sprawiedliwości, zaś po ujrzeniu wspomnień Snape’a i odkryciu, że Snape poświęcił wszystko, z własnym życiem włącznie dla jego matki, chłopak do pewnego stopnia wierzył również W niego.
Dla Kingsleya Hermiona również była tą ostoją, ale widział też inne opcje. I wszystkie wyeliminował.
Hermionę na przykład mógł zmanipulować Snape lub ktoś inny; rzucić na nią Imperiusa, wszczepić fałszywe wspomnienia czy podsunąć fałszywe obrazy… Lecz nawet najsilniejszy Imperius nie zmieniłby jej tak bardzo, a jeśli chodzi o resztę, podczas dwugodzinnej rozmowy z nią Kingsleyowi na pewno rzuciłoby się w oczy coś, co by nie pasowało.
Poza tym to nie Snape wytatuował jej na rękach arabskie napisy.
Severus Snape potrafił knuć i kłamać – ale jeśli chodziło o realizację jakiegoś wielkiego planu. W każdym innym wypadku przyznałby się do tego otwarcie – przy jego pokręconym systemie wartości to było bardziej niż pewne. To, co się wydarzyło można byłoby określić tym mianem, ale ktoś, kto przez dwadzieścia lat był po stronie Światła nie mógł przejść nagle do absolutnego Mroku.
I coś mówiło Kingsleyowi, że Snape miał już dość Wielkich Planów.
Niewątpliwie uwiarygodniała ich zgodność ich historii z postępowaniem Drisa, od pojawienia się na bankiecie począwszy. Lecz koronnym argumentem był dla niego fakt, że ich wersja pasowała do faktów, o których nie mogli wiedzieć.
Na przykład teraz zrozumiał fortel Drisa polegający na mówieniu z akcentem z przedstawicielem ICW z Francji. Jeśli Hermiona wyłapała u niego francuski akcent, Jean-Pierre Charasse dostrzegłby go natychmiast. Tak samo pojął, dlaczego Dris uparł się kontrolować przesyłki do krajów arabskich, czemu na dobrą sprawę przejął dowodzenie Czarnym Kluczem i dlaczego chciał porozmawiać z każdym Aurorem, ze wszystkimi pracownikami Służby Bezpieczeństwa i poczciarzami. Widział już też co rozegrało się w Azkabanie.
Musiał się doskonale bawić podczas waszego spotkania w twoim gabinecie! Kingsley usłyszał w głowie głos Drisa, a przed oczami pojawiła się śnieżnobiała galabija, zabarwiona odcieniami szarości oraz smugami czerwieni w mroku. „A teraz proszę sobie wyobrazić, że pojawia się ktoś nowy, z jakimś szalonym planem i zaczyna wcielać go w życie”. „Voldemort próbował dwa razy, nie udało się, więc dlaczego nie spróbować Trzeci Raz?”
No właśnie. Trzeci Raz. Nawet Snape nie miał pojęcia o pomyśle, który jego zdaniem miał wzmocnić państwo, a w rzeczywistości miał wykoleić Ministerstwo.
„Mieliście dwie wojny, kto powiedział, że nie będzie trzeciej?” Czarnoskóry czarodziej prychnął w duchu. Nie byłoby trzeciej wojny. Dopuszczając Drisa do władzy dali mu odpowiednik Czarnej Różdżki.
I jeśli ktokolwiek się o tym dowie…
Jeśli ktokolwiek się o tym dowie, stanie przed Wizengamotem, oskarżony o zdradę stanu i trafi do Azkabanu.
Kingsley zwiesił głowę. Chciał przejść do historii jako nieskorumpowany, wierny krajowi i ludziom Minister Magii. Wierny Światłu. A tymczasem odkrył, że dołączył do całej rzeszy polityków splamionych różnymi aferami. Świadomie czy nie, prawdziwymi czy nie – to nie miało znaczenia. Nikt nie uwierzy, że dał się zmanipulować, że działał pod wpływem fal, jak wszyscy…
W tym momencie odrętwiały umysł zaskoczył – w tym przypadku nie było mowy o standardowej procedurze: publicznych przesłuchaniach i procesie oraz równie publicznym ogłoszeniu wyroku! Nie, bo sprawa dotyczyła Departamentu Tajemnic! W grę wchodziła tylko utajniona procedura; śledztwo i proces prowadzone przez kogoś, kto miał odpowiedni stopień wtajemniczenia. Lub kto wiedział już wystarczająco dużo na ten temat, dopowiedział sobie, myśląc o Harry’m.
To jednak wciąż oznaczało składanie zeznań pod przysięgą i zapewne oddawanie wspomnień, skoro w tej sytuacji trudno było o świadków. Tak więc jemu wciąż groził Azkaban za zdradę stanu, Harry’emu oskarżenie o współpracę z podejrzanymi, Hermiona wybroniłaby się z zarzutu morderstwa ponieważ działała w obronie własnej, ale ona, Snape i obaj Malfoyowie na pewno zostaliby skazani na kilka lat za współpracę z Rookwoodem, niepowiadomienie Aurorów o jego miejscu pobytu i wzięcie sprawiedliwości w swoje ręce.
Chyba że…
Istniała jeszcze inna opcja – zatuszowania wszystkiego. Jako Minister doskonale wiedział, za które sznurki należało pociągnąć i mógł to zrobić. Jednak oznaczało to zaciągnięcie zobowiązania wobec ludzi, od których poprzysiągł sobie trzymać się z daleka…
Kingsley spojrzał na martwego Drisa, na zrujnowaną salę, a potem przeniósł wzrok na szczątki ciała Rookwooda.
Wszedłszy do swojego domu Severus zamknął drzwi, oparł się o nie i dopiero wtedy opuścił Osłony.
Gęsta mgła rozwiała się i odsłoniła wszystko, co do tej pory od siebie odpychał – sceny, słowa… to, co umysł normalnie powinien stopniowo przyswoić i zareagować – to wszystko runęło na niego nagle, niczym spiętrzona lawina i pochłonęło go.
W jednej chwili wybuchły w nim dziesiątki obrazów i głosów; nakładały się na siebie jak dziesiątki filmów, wyświetlanych jednocześnie na tym samym ekranie.
Lecz ponad wszystkie wybijała się jedna scena i jeden głos. Koło niego stała Hermiona i mówiła „Nie chciałam, żeby cię zabił”.
Nie chciałam, żeby cię zabił. Nie chciałam, żeby cię zabił… Niczym echo, ale TO echo nie miało zamrzeć, ale tętnić w nim do skończenia świata.
– Bogowie… – jęknął, łapiąc się za głowę, dał krok do przodu i zatoczył na ścianę.
Patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem ruszył na pamięć w kierunku fotela. Dzieliły go od niego raptem trzy kroki… i wiele płytkich oddechów i szalonych uderzeń serca. Oraz powtórzone dwa razy to samo zdanie.
Gdy dotarł do niego, osunął się ciężko i zacisnąwszy oczy spróbował stawić czoła istnemu tsunami, którego nie mógł już dłużej od siebie odpychać.
Gdyby ktoś mógł go w tej chwili zobaczyć, nie poznałby go. Nie uwierzyłby, że ten kołyszący się miarowo, ukrywający twarz w dłoniach mężczyzna to Severus Snape.
Ale tak wyglądały jego powroty do rzeczywistości.
W końcu tsunami przeszło, morze jego duszy wygładziło się, czarodziej znieruchomiał, a po chwili podniósł głowę i rozejrzał się dookoła.
Skromny salonik wyglądał tak, jak go zostawił dwa dni temu – pod tym względem wszystko było takie samo. Zmieniło się co innego.
On.
Był tu tylko ciałem. Umysł i dusza były razem z Nią.
Westchnąwszy ciężko Severus przymknął oczy. Musiał to przemyśleć – ale nie teraz. Nie dziś. Innego dnia, na spokojnie.
Teraz nie był w stanie.
Harry aportował się z Hermioną na podwórku na tyłach bloku i zaprowadził ją do mieszkania.
W przedziwny dla ludzi i jednocześnie typowy dla zwierząt sposób Krzywołap wyczuł, że się zbliżają, bo gdy otworzyli drzwi, kot siedział już pod nimi i dosłownie rzucił się jej do nóg; zaczął się ocierać, mruczeć, miauczeć i nie pozwolił przejść nawet kilku kroków.
Hermiona wzięła go na ręce i z niesamowitą ulgą zanurzyła twarz w ciepłe, promieniejące miłością futerko. Na myśl, że kilka godzin temu, zanim stąd wyszła, nie była jeszcze morderczynią ścisnęło się jej gardło, lecz miarowe mruczenie prosto do ucha i wilgotny nosek moczący jej twarz niemal natychmiast rozluźnił znienawidzoną gulę.
Wciąż z kotem w ramionach osunęła się na kanapę i skuliła się w samym kącie; znajomy zapach, miękkie poduszki, ściany za plecami i zamknięta przestrzeń oraz odgradzający ją od zła tego świata Krzywołap sprawili, że zaczęła odtajać.
Harry wysłał Patronusa do Ginny i wziąwszy najbliższe krzesło przystawił je sobie koło kanapy.
– Hermiona… przepraszam, że ci nie uwierzyłem…
– Kiedy? – spytała, nie przestając tulić się do kota. – Teraz?
– Nie. Jak przyszłaś do mnie ponad miesiąc temu. Pamiętasz? Z twoim raportem – westchnął ciężko, pochylając się i opierając łokcie o kolana. – Byłem… ślepy. I durny.
– Teraz już wiemy, że to z powodu fal.
– Owszem, ale to mnie nie usprawiedliwia. Nie do końca. Praktycznie zawsze miałaś rację i tym razem też powinienem był cię posłuchać.
– Skąd mogłeś wiedzieć…
Harry nie chciał mówić, że szkoda, że aby przejrzeć na oczy potrzebował czegoś tak zwalającego z nóg jak to, że jego przyjaciółka zabiła człowieka i na chwilę zapadła cisza. Oboje wsłuchiwali się w kojące kocie mruczenie i szum samochodów za oknem.
– Co teraz będzie? – spytała w końcu Hermiona.
– Będziemy musieli wszystko sprawdzić i w zależności od…
– Nie chcę trafić do Azkabanu – przerwała mu głucho.
Powiedzenie na głos tego, czego tak bardzo się bała sprawiło, że gula w gardle pojawiła się na nowo, tak samo jak łzy w oczach.
– Nie chcę umrzeć w Azkabanie – szepnęła, zaczynając płakać na nowo.
Harry zerwał się z krzesła, usiadł obok i objął ją mocno.
– Spokojnie. Nie trafisz do Azkabanu.
– Skąd… możesz wiedzieć…? – chlipnęła, opierając czoło o jego ramię.
– Przyrzekam ci to – powiedział z całą mocą. – Z Kingsleyem wyciągniemy was z tego. – A jeśli nie, to cię stąd zabiorę, daleko stąd i ukryję. Choćby potem szlag miał mnie trafić.
– Przecież zabiłam człowieka.
– Liczą się okoliczności – zaoponował natychmiast. – Przypomnij sobie procesy! Molly nie trafiła do Azkabanu, bo zabiła Bellatrix!
– Ale to była wojna.
– To, co nam opowiedzieliście zakrawa na wojnę! Hermiona, spokojnie – uścisnął jej ramię. – Jutro porozmawiasz z Gregiem i spojrzysz na to w inny sposób. Wierz mi, on naprawdę potrafi pomóc. Ja… kiedyś pomógł mi…
Hermiona spojrzała na Harry’ego i po kilku sekundach Zobaczyła, co ma na myśli.
– Ty… Ty też…
– Tak. Dwa lata temu – chłopak zawahał się, po czym dodał. – Było ciężko, ale z tego wyszedłem. Ty też wyjdziesz.
– Nienawidzę się za to. Brzydzę się sobą – odparła, kręcąc głową. – Nie wyobrażam sobie, żebym mogła o tym kiedykolwiek zapomnieć.
– Nie zapomnisz. Ale będziesz na to patrzeć inaczej – zapewnił ją, patrząc na ścianę obok i widząc dziesiątki, setki scen z tamtego okresu. – Wszystko zależy od okoliczności. Jest olbrzymia różnica między zabiciem kogoś dla zabawy, z chęci zysku czy ze złości, a tym, żeby chronić własne życie. Czy życie kogoś innego. Rozumiesz? Zrobiłaś to dla dobra, nie dla zła.
Hermiona milczała chwilę, kołysząc się łagodnie z przymkniętymi oczami i pozorny spokój zaczął wracać na nowo. W końcu westchnęła ciężko i wyprostowała się.
– Więc? Co teraz?
– Jak tylko zjawi się Ginny, wyskoczę do Kwatery po eliksir dla ciebie.
– Idź teraz.
– Nie.
– Idź. A ja pójdę się wykąpać i przebrać.
Zdjęcie ubrań było kolejnym krokiem do odgrodzenia się od tego, co się stało. Ucieczki. Tak samo jak spłukanie z siebie brudu – potu, pyłu, szczątków drewna… Bo INNEGO brudu – morderstwa człowieka nigdy nie miała spłukać.
– Wykluczone, nie zostawię cię samej – powiedział twardo Harry. – Nawet Snape powiedział, że nie wolno cię zostawiać samej i pierwszy raz w życiu go popieram – przez jego twarz przemknął uśmiech. – Idź się wykąp, a ja zaczekam na Ginny.
Ginny zjawiła się kilka minut później. Otrzymawszy zaklęcia otwierające i zamykające kominek wpuścił ją i przykazawszy nie pytać Hermiony o nic, fiuuknął do Kwatery.
Czy też raczej do „Skrzydła Szpitalnego”, jak między sobą nazywali niewielkie pomieszczenie tuż obok, ze wszystkimi niezbędnymi dla Aurorów eliksirami. Eliksir słodkiego snu również tam był.
Na szczęście nikogo nie spotkał – choć biorąc pod uwagę fakt, że wszyscy Aurorzy byli teraz w terenie, nie było w tym nic dziwnego, a gdyby na kogoś wpadł, tamten pewnie nie miałby ani czasu, ani głowy do zadawania pytań. Tylko spotkanie z Paulem mogłoby przysporzyć problemów, więc Harry nawet nie zaglądał do Kwatery, tylko wrócił natychmiast do Hermiony.
– Pomyśl o czymś miłym jak będziesz piła – powiedział, gdy Hermiona zjadła już przyniesioną przez Ginny zupę z rozdrobnionymi jarzynami i kawalątkami mięsa, którą często serwowali Jamesowi i położyła się w łóżku. – To, co sobie pomyślisz przyjdzie ci do głowy, jak zaczniesz się wybudzać. Nie wiem, czy ten eliksir zawsze tak działał, tylko pani Pomfrey nic nam nie mówiła, czy dodali coś specjalnie dla nas, ale to niezły bajer.
Hermiona sięgnęła po odkorkowaną fiolkę i musiała unieść rękę, bo leżący koło niej Krzywołap oparł przednie łapki o jej klatkę piersiową i spróbował wczołgać się wyżej.
– To musi być jakieś wspomnienie?
– Nie. Jak nic nie przychodzi ci do głowy, to może być i marzenie. Co chcesz, byle było przyjemne.
Patrząc na purpurowy płyn Hermiona przypomniała sobie początek poniedziałkowego wieczoru; usta Severusa, jego dotyk, ich wspólne westchnienia… Ale natychmiast w głowie pojawiło się zakończenie i dzisiejszy poranek i przygryzła usta. Poza tym biorąc pod uwagę jego ostatnie zachowanie, fakt że wyglądał, jakby chciał trzymać się od niej z daleka, to było zupełnie bez sensu. Po co myśleć o czymś, co było skazane na niepowodzenie?
Cofnęła się więc myślami i odnalazła ławice kolorowych rybek, przemykających jej między palcami, barwne koralowce niemal na wyciągnięcie ręki oraz puszyste futerko małych koali.
– Dziękuję – mruknęła do Harry’ego i stojącej obok Ginny i głaszcząc Krzywołapa wypiła całą zawartość fiolki.
Natychmiast zaczęło ogarniać ją rozleniwienie i równie kojące ciepło – zaczęło się w brzuchu i powoli rozlało się po całym ciele. Czuła się zupełnie, jakby zanurzała się powoli w gorącej wodzie.
Gdy sięgnęło rąk i twarzy, jej ręka osunęła się na miękki koc, a Hermiona miała wrażenie, że czyjeś palce bardzo delikatnie musnęły jej powieki i pomogły im się zamknąć.
Dzię… ku.. – chciała powiedzieć, ale kolorowe rybki przemknęły tuż obok niej, unosząc jej słowa i pociągnęły ją w rozkołysaną, łagodną głębinę.
– Miej ją cały czas na oku, Gin – poprosił Harry i z westchnieniem ściągnął Krzywołapa z piersi Hermiony i położył obok niej. – A ty leż tu, nie chcesz chyba udusić swojej pani?
– Wiesz, kiedy wrócisz? – spytała Ginny, przyglądając się śpiącej przyjaciółce.
– Pojęcia nie mam.
Gdy Harry wrócił do Kelty, zastał Pete’a przed wejściem.
– Coś nie tak? – rozejrzał się dookoła, zaalarmowany. Przed rozmową z Hermioną i Snape’em rzucili na okolicę bardzo silne zaklęcia ochronne, żeby nikt inny nie mógł się tu dostać, ale skoro Pete stał na dworze…
– Wszystko w porządku – odparł ochroniarz i wskazał głową salę. – Szef jest tam. Wyglądał, jakby potrzebował trochę prywatności, więc… – zrobił minę mówiącą samą za siebie i prędko dodał. – Ale mam go na oku.
– Jasne – uśmiechnął się słabo Harry, nie dziwiąc się, że Pete nazwał Ministra „szefem”. Wszyscy wiedzieli, że tak o nim mówił. Klepnąwszy czarodzieja w ramię wszedł do środka i ruszył do Kingsleya.
Przejście dwudziestu jardów trwało zarazem sekundy jak i wieki.
– W Ministerstwie nikt mnie nie widział. Hermiona śpi, Ginny zostanie przy niej aż nie wrócę – zaraportował, odgarniając włosy i poprawiając okulary. – Więc… co teraz?
Starszy czarodziej milczał, wpatrując się w podłogę i obracając powoli kolczyk w uchu i tłumiona niepewność rozlała się Harry’emu po piersi.
– Kingsley… Hermiona nie kłamie, jestem tego pewien. Musimy… Wiesz, co się z nią stanie, jeśli… – w tym momencie zwracał się do Ministra, nie do przyjaciela i nie było łatwo powiedzieć mu, żeby zlekceważył dla niej wszystkie przepisy. – Nie możemy się od niej odwrócić i…
Kingsley uścisnął mu ramię i chłopak urwał w pół słowa.
– Byłeś sam, jak pojawił się Patronus Snape’a?
– Nie, byłem w Kwaterze. Ale nie przemówił, dopóki nie wyszedłem – odparł natychmiast, nie odrywając czujnego wzroku od jego twarzy, jakby jej rysy mogły podpowiedzieć mu, w którą stronę szli.
– Kto go widział?
– Tylko Pete! Ale nie wiedział czyj to Patronus!
Patrząc jeszcze raz na ciała Drisa i Rookwooda Kingsley potaknął w zamyśleniu. Istotnie, on też nie wiedział. Bo po procesie Snape’a dla wszystkich jego Patronusem jest Łania! Nawet w książkach o tym piszą.
Cóż… Skoro tak…
– Chodź, Harry – westchnął ciężko i nie oglądając się przeszedł do gabinetu.
Biurko pokrywała gruba warstwa kurzu i gruzu. Kingsley otworzył leżący na wierzchu zeszyt, wyrwał z niego kartkę i wziąwszy jeden z mugolskich ołówków zrobił krótką notatkę.
– Masz to doręczyć do rąk własnych – powiedział, składając kartkę na pół i zaczął pisać nazwisko adresata. – Potem wróć do Kwatery i powiedz Paulowi, że niebawem do niego przyjdę. Jeśli ktokolwiek będzie cię o coś pytał, mów, że nie masz prawa odpowiadać.
Harry spojrzał na trzy krótkie linijki i gwałtownie wciągnął powietrze.
McLevis
Patterson
Sekcja M I Trx
– Kiedy skończę rozmawiać z Paulem, wezwę cię do siebie i przekażę oficjalną wersję wydarzeń – dodał Kingsley. – No już, zmykaj.
Niedziela, 25 lipca,
Mieszkanie Hermiony,
Po 16-tej
– Ginny, przekaż proszę Molly, że bardzo dziękuję za wszystko – powiedziała Hermiona, przytulając ostrożnie przyjaciółkę, po czym pogłaskała delikatnie po główce śpiącego na jej rękach Jamesa. – W przyszłym tygodniu spróbuję wybrać się do Nory, to podziękuję jej osobiście. Nie wiem, jak się wam wszystkim odwdzięczę!
– Tylko nie próbuj gotować – zastrzegł od razu Harry, zerkając wymownie na kilka garnków oraz większych i mniejszych paczuszek na kuchennym blacie.
Przejęta Molly postanowiła zadbać o Hermionę na swój sposób i od kilku dni praktycznie nie wychodziła z kuchni. Zrobiła nawet ukochane przez nią pierożki z mięsem i bułeczki drożdżowe z konfiturą ze śliwek, które przypominały jej dzieciństwo.
– Dokładnie – zaśmiała się Ginny. – Jak zjawisz się z choćby najmniejszym ciastkiem, osobiście wyrzucę cię z domu!
– Wyleci jak na miotle – zgodził się z żoną Harry i pocałował ją w policzek. – Niedługo wrócę.
Gdy Ginny fiuuknęła z Jamesem na Grimm, starannie podtrzymywana wesoła atmosfera ustąpiła miejsca o wiele poważniejszej. Harry wyjął z torby najnowszy numer specjalny Proroka i podał jej.
– Same głupoty – powiedział od razu na wszelki wypadek.
Od środy wieczorem całe społeczeństwo czarodziejów żyło wstrząsającymi nowinami dotyczącymi śmierci Drisa i Augustusa Rookwooda oraz dramatycznym udziałem Hermiony. Zwykłe wydania zostały zastąpione specjalnymi, nawet dziś, lecz na ogół wszyscy powtarzali wciąż te same wiadomości, tylko z rzadka dorzucając jakieś „nowiny”. Śledztwo zostało przeprowadzone błyskawicznie i przede wszystkim pod kloszem i redakcje wiedziały tylko to, o czym Ministerstwo chciało, by się dowiedziały.
Hermiona nie pokazywała się w publicznych miejscach i rzuciła na mieszkanie zaklęcie blokujące całkowicie sowią pocztę, by uniknąć setek listów i wyjców, więc to Harry przynosił jej wszystkie gazety.
Wtuliwszy się w kąt kanapy zerknęła na duży nagłówek „Kulisy porwania Hermiony Granger” i podwinąwszy nogi zaczęła czytać na głos:
– Od kilku dni wszyscy niewątpliwie zadają sobie pytanie dlaczego i w jaki sposób to akurat Hermiona Granger stała się ofiarą Augustusa Rookwooda i jak udało mu się zwabić w pułapkę kogoś tak nieprzeciętnie inteligentnego jak Idris Benhammada… – zawiesiła głos i spojrzała wymownie na Harry’ego.
– Ich poziom uwielbienia dla niego sięgnął zenitu. Chyba postawią mu pomnik ze złota – skomentował cierpko. – Zaraz sama zobaczysz.
– Skąpe informacje, udzielane przez Służby Specjalne Ministerstwa, które prowadzą śledztwo tylko podsycają ciekawość. Nasi reporterzy dotarli do tajnych dokumentów, które rzucają światło na tę sprawę. Dla przypomnienia, w środę tuż przed południem Dris Benhammada stoczył niezwykle ciężki pojedynek z Augustusem Rookwoodem i udało mu się go zabić, lecz zmarł w wyniku odniesionych ran – urwała na chwilę, na moment gazeta znikła i pojawiła się sala w Kelty, a ona usłyszała rozdzierające wycie Gusa i poczuła chłód noża w dłoni. Musiała potrząsnąć głową, by móc na nowo dostrzec litery.
Siedzący na krześle obok kanapy i obserwujący czujnie Hermionę Harry pochylił się lekko ku niej, ale w tym momencie kobieta zaczęła czytać dalej.
– Z oficjalnych informacji wiemy, że Granger została porwana przez Śmierciożercę z Pokątnej około godziny dziesiątej. Z rozmów z jej kolegami i koleżankami z pracy dowiedzieliśmy się, że wyszła z Departamentu Tajemnic, w którym pracowała, nie powiadamiając o tym nikogo. To jednak rodzi pytanie, czemu znana z sumienności i przestrzegania zasad panna Granger wyszła w godzinach pracy… na zakupy? Prorok ma na nie odpowiedź! – przeczytała i przez jej twarz przemknął uśmiech: – Cóż za geniusze…
– Czytaj dalej, teraz będzie najlepsze!
– Jeden z tajnych dokumentów, do których dotarliśmy precyzuje, że czarownica otrzymała list nasączony czymś określanym „Imper’l’eau”. Czytaj Imperlo, z francuskiego l’eau, czyli „lo”, czyli woda – Hermiona znów opuściła gazetę i spojrzała na chłopaka wielkimi oczami. – Oni są poważni? Myślą, że ktoś im uwierzy?
– Nikt poza Niewymownymi nie ma pojęcia o Gwarancji Milczenia – wzruszył ramionami. – Poza tym Prorok słynie z pisania bredni, ale teraz ludzie chętnie przyjmą jakiekolwiek wyjaśnienie.
– Widzę – mruknęła i podjęła czytanie. – Jest to rodzaj Imperiusa w płynie, który badał Departament Tajemnic w okresie, kiedy pracował tam Rookwood. Śmierciożerca dodał go do atramentu i napisał nim list, w którym kazał jej zjawić się natychmiast przed Apteką Portwine’a, nikogo nie powiadamiając. Drugi z tajnych dokumentów to oficjalna decyzja Ministra Shacklebolta, pełniącego obowiązki Szefa Aurorów, o niewytaczaniu procesu dyscyplinarnego Paulowi Rodriguezowi za nieudzielenie pomocy Drisowi Benhammadzie. Ten ostatni miał o nią prosić dla Granger, która przez Patronusa powiadomiła go, że została złapana i jest szantażowana przez byłego chłopaka – zmarszczyła brwi i spojrzała na Harry’ego. – Skąd tu Paul? Dris na pewno mu nic nie mówił.
– Kingsley poprosił Paula o potwierdzenie, jakoby Dris prosił go o pomoc, a on odmówił. I od razu mu obiecał, że poprze jego decyzję – wyjaśnił.
– I Paul się zgodził? Przecież teraz powieszą na nim wszystkie psidwaki!
– Oczywiście, że się zgodził, nie wiesz nawet, jak chętnie! Polityka – dodał kwaśno, jakby to miało wszystko wyjaśnić. – To pokazuje, że Paul wykazał się profesjonalizmem i przedłożył dobro kraju nad interes prywatny, co jest niezbędne na stanowisku szefa Aurorów. A jeśli chodzi o Drisa, miało to chronić jego dobry wizerunek, który zostałby nadszarpnięty, gdyby ludzie dowiedzieli się, że rzucił obowiązki dla swojej dziewczyny.
A ponieważ Dris został okrzyknięty bohaterem narodowym i wyniesiony na ołtarze, Paul, który i tak już go uwielbiał, zgodził się na to natychmiast i powtarzał to wszystkim z takim przekonaniem, że Harry był pewien, że sam w końcu w to uwierzył. Wszystko dla „Drisa Wspaniałego”. Ten sukinsyn będzie czczony na równi z Merlinem! Ale choć to go mierziło, nie zamierzał protestować – to była cena, jaką kilka osób musiało zapłacić za ochronę Hermiony oraz ukrycie udziału Severusa Snape’a i Malfoya. I jego zdaniem było warto.
Ta sprawa pokazała mu, że nawet napisaną przez życie historię można było wymazać, uczynić z niej białą kartkę i napisać od nowa, INACZEJ. Pokazała mu też, jak łatwo jest wszystko przekłamać i manipulując mediami zmanipulować ludzi.
Z pewnością nie był to pierwszy i ostatni raz i coś mu mówiło, że nie wszystko o czym się uczył było prawdą. Lecz za kilkanaście, kilkadziesiąt lat Dris miał być tylko wspomnieniem na kartach książek, o którym ludzie przeczytają i natychmiast zapomną.
Natomiast dzięki temu Hermiona była bezpieczna i tylko to się liczyło.
– Przeczytaj resztę. Kogoś poniosła wyobraźnia, zebrał wszystko do kupy, ale wyszła mu fajna teoria i byłoby dobrze, gdyby ludzie ją podchwycili.
Kobieta poprawiła się w swoim bezpiecznym kącie i podniosła gazetę.
– Shacklebolt popiera decyzję Rodrigueza, który przedłożył szukanie Rookwooda, będące absolutnym priorytetem, nad prywatne porachunki Granger… Bla bla bla. Reasumując, Prorok tak oto widzi tamten dzień. Rookwood zdecydował się wyeliminować Drisa Benhammadę z pewnością dlatego, że to on stał na czele poszukiwań Śmierciożercy. Obserwując Drisa zauważył, że ten spotyka się z Hermioną Granger, która zawsze walczyła przeciw niemu, postanowił więc pozbyć się ich obojga za jednym zamachem. Zmusił Granger Imperiusem w liście do stawienia się na Pokątnej. Tam, ukrywając się najpewniej pod peleryną niewidką, porwał ją do posiadłości Drisa w Kelty, gdzie kazał jej wysłać do niego Patronusa, powiedzieć że złapał ją jej były chłopak i jej grozi i błagać o pomoc. Dris niezwłocznie poinformował o tym Rodrigueza, ten jednak ze zrozumiałych względów odmówił zajęcia się natychmiast tą sprawą (jak twierdzi Rodriguez, Dris Benhammada całkowicie to rozumiał). Nie otrzymawszy pomocy od Aurorów, Dris postanowił ratować ją sam i w tym celu opuścił Ministerstwo około w pół do jedenastej. Po jedenastej wysłał do Kingsleya Shacklebolta i Harry’ego Pottera Patronusa Sokoła… Sokoła??
– To zmyłka na wypadek, gdyby ktoś kiedyś odkrył, że Patronusem Snape’a jest teraz Jastrząb. Pete w Kwaterze rozpoznał w nim Sokoła i uznaliśmy, że to się może kiedyś przydać.
Hermiona kiwnęła głową i wróciła do lektury.
– Patronusa Sokoła z wiadomością, że udało mu się osaczyć Rookwooda i prosi o natychmiastowe wsparcie, jednak bardzo ostrożne, żeby ten się nie zorientował i nie zabił Granger. Przypuszczamy więc, że dopiero wtedy udało mu się zorientować, kto tak naprawdę włamał się do jego domu. Gdy Shacklebolt i Potter zjawili się na miejscu, Rookwood już nie żył, Dris zaś był w agonii z powodu ciężkich ran i pomimo natychmiastowej pomocy nie udało się go uratować – urwała i Harry natychmiast przechylił się i ścisnął jej rękę. – Jak wiemy Dris złamał Rookwoodowi różdżkę, więc Potter i Shacklebolt przystąpili do natychmiastowej identyfikacji rzucanych przez Śmierciożercę zaklęć. Dla tych, którzy nie wiedzą, Aurorzy potrafią zebrać „echa zaklęć” wiszące w powietrzu, jednak należy to zrobić bardzo szybko. Przy okazji znaleźli też zamkniętą w piwnicy Granger. Czarownica nie odniosła żadnych fizycznych obrażeń, ale Śmierciożerca musiał posłużyć się sobie tylko znanymi czarnomagicznymi zaklęciami, bo kobieta była w stanie szoku i do dziś pozostaje pod opieką Uzdrowicieli – głos jej zadrżał, ale ciągnęła dalej. – Z uwagi na fakt, że niektóre aspekty śledztwa dotyczą Departamentu Tajemnic, sprawę natychmiast przejęły Służby Specjalne, jedyne mające odpowiednie uprawnienia i kompetencje. Lista klątw, którymi posłużył się Rookwood na stronie trzeciej…
Dalej znajdowała się powtórka relacji z wczorajszej ceremonii pogrzebowej in absentia, bo – oficjalnie Saudyjczycy, w rzeczywistości Marokańczycy odebrali ciało już w czwartek wieczorem. Za nią była wyssana z palca biografia Drisa, a za nią krótkie, pełne uwielbienia wspomnienia osób, które się z nim spotkały oraz listy do reakcji. Wydanie Specjalne Proroka było grube jak niezła książka i nie dało się go zwinąć w rulonik.
Hermiona odłożyła gazetę i zapatrzyła się na ścianę na wprost.
Nie miała pojęcia, kto stał za zatuszowaniem całej tej sprawy – Harry powiedział tylko, że stało się to na prośbę Kingsleya. Ktokolwiek to był, musiał mieć dostęp do jej i Severusa drobiazgowych zeznań, bo choć w rezultacie sprzedana społeczeństwu historia była całkowicie inna, było w niej bardzo wiele nawiązań do ich przemyśleń i planów. Coś jakby ktoś zniszczył ulepionego przez nas bałwana i z tego samego śniegu ulepił innego. Ktokolwiek to zrobił, była mu dozgonnie wdzięczna.
Jej wzrok powędrował do gazety i Hermiona z rozmysłem usiadła na brzegu kanapy. Do tej pory potrzebowała oparcia za sobą – pustka dookoła kojarzyła się jej z mroczną, milczącą piwnicą – z tego samego powodu z salonie ciągle cichutko grało radio, a od wieczora świeciła się lampka na komodzie. Lecz teraz powtórzyła sobie w myślach historię z Proroka i… poczuła się lepiej. Pewniej.
Harry przyglądał się jej w milczeniu. Jego przyjaciółka jeszcze długo nie miała dojść do siebie i sądząc po własnym doświadczeniu, już nigdy nie miała być taka sama, ale była w o wiele lepszym stanie. Długie sesje z Gregiem bardzo jej pomogły i mogła już zostawać sama, choć cały czas musiała mieć pod ręką eliksir uspokajający na wypadek ataku paniki. Miarowe bujanie się jeszcze jej nie przeszło, z tego co wiedział kołysanie się na boki przed zaśnięciem też nie i zdaniem Grega to ostatnie mogło jej zostać na długo. Niewątpliwie pomogła jej również nowa różdżka, po którą Harry zabrał ją do doskonałego wytwórcy w Belgii.
Po tym, jak w piątek rano bardzo sędziwy marokański czarodziej sprawił, że czarne arabskie znaczki znikły definitywnie, czasami wciąż przyglądała się palcom, ale już prawie nie chowała dłoni.
Lecz najważniejsze było to, że mogła już wziąć do ręki nóż.
W tym momencie Hermiona usiadła inaczej i spojrzawszy na niego uśmiechnęła się.
On też się uśmiechnął. Wyjdzie z tego. Już zaczęła i będzie już tylko lepiej.