Trzeci Raz – Rozdział XXVII

Dla większości ludzi wyglądała pewnie na zamyśloną, ale takie zachowanie pasowało i do chorej.

W mieszkaniu przysiadła na brzegu kanapy i popychając wzrokiem wskazówkę zegara powtórzyła to, co zaplanowała powiedzieć Severusowi. Problem polegał na tym, że póki była sama, mogła mówić na głos co tylko chciała, ale nie miała pojęcia, jak dalece zwiąże ją Gwarancja Milczenia. Sądząc po tych kilku razach w trakcie rozmów z Drisem, dużo mu nie powiesz. Niech to szlag trafi…! Praca w Departamencie Tajemnic okazała się zarówno zbawieniem, jak i przekleństwem.

Kilka sekund po dwunastej w kominku buchnęły zielone płomienie i usłyszała znajome „Granger”. W każdej innej sytuacji serce szarpnęłoby się w niej na dźwięk jego głosu, lecz teraz radość, nadzieja i obawa przed spotkaniem były tak odległe, że równie dobrze mogły być w innej galaktyce.

 

Severus nie miał pojęcia, co takiego mogło się wydarzyć, że Granger błagała o spotkanie. Jej poprzednie prośby brzmiały o wiele mniej desperacko. Obawiał się, że to miało związek ze sprawą Imperiusa, albo jej eliksirem – co de facto sprowadzało się do tego samego. Może z jakiegoś powodu poczuła się zagrożona lub przyszedł do niej ktoś i poprosił o ulepszony eliksir na poprawienie pamięci? Bo raczej nie przypomniała sobie jakiejś reakcji ubocznej mugolskiej substancji, którą koniecznie musiała z nim sprawdzić.

W każdym razie z pewnością nie zmieniła zdania jeśli chodzi o… ciebie i twoją niewypowiedzianą propozycję. A szkoda, bo TAKIE zakończenie ich spotkania byłoby jak najbardziej… pożądane.

Niezależnie od powodu postanowił dać jej bardzo wyraźnie do zrozumienia – bo widać zawoalowane sugestie w jej wypadku nie wystarczały – że nie zamierza pozwolić jej na wzywanie go, kiedy tylko coś się jej uwidzi.

Ale na widok jej miny cięta uwaga zamarła mu na ustach.

 

– Boże, wreszcie! – westchnęła Hermiona, podnosząc się gwałtownie.

Zmarszczywszy brwi Severus zerknął wymownie na zegar.

– Nie odniosłem wrażenia, żebym…

– Wie pan, gdzie pracuję? – przerwała mu i nie czekając na odpowiedź, ciągnęła: – Wiem wszystko. Gorzej, że niestety nic nie mogę powiedzieć.

Severus już zamierzał na nią warknąć, gdy dotarły do niego jej słowa i kolejny raz skradły jego.

O cholera. To musiało dotyczyć sprawy Imperiusa – mieli to. A raczej ona ma. Bo skoro nic nie może powiedzieć… Momentalnie przypomniał sobie Augustusa Rookwooda. Czarny Pan wyczytał w jego umyśle wszystko, co było mu potrzebne, tak liche były zabezpieczenia Ministerstwa.

– Legilimencja? – rzucił krótko.

– Nie da rady. Po zakończeniu wojny wpro…wadzili nowe środki…

Chciała powiedzieć, że Ministerstwo wprowadziło nowe środki ostrożności i wyjaśnić, na czym one polegają, ale nie musiała się wysilać, reakcja jej ciała mówiła sama za siebie. W połowie słowa odebrało jej głos i zamarła z otwartymi ustami. Merlinie, nie mogła nawet ich zamknąć, mrugnąć okiem, czy dać znać ręką, nic!!! Stała jak spetryfikowana i jedyne, co mogła, to łapać powietrze!

O cholera, powtórzył Severus i zmusił się do myślenia. Co mogli zrobić po zakończeniu wojny? Skoro Legilimencja odpada?

– Wieczysta Przysięga? Złożyłaś Wieczystą Przysięgę?

Hermiona przestała walczyć i koszmarny paraliż minął.

– Nie. To nie na tym polega.

– Nic, co by zagrażało twojemu życiu? – pokręciła głową. – Więc spróbuję mimo wszystko.

– To na nic – zaprzeczyła i równocześnie mignęła w niej panika, bo uzmysłowiła sobie, co Severus może znaleźć w jej myślach. Ale miał rację, to była jedna, jedyna szansa, Ministerstwo mogło sądzić, że nikt i nic nie złamie nowych zabezpieczeń, ale on był Mistrzem, więc jeśli ktokolwiek mógł je obejść, przebić się przez nie, to tylko on. W tej sytuacji jej obawy i sekrety się nie liczyły.

– Skup się na tym, co wiesz. Jeśli nie będziesz mnie powstrzymywać, to nie powinno boleć – poinstruował ją, podchodząc bliżej i zaglądając jej w oczy. – Na trzy. Raz… Dwa…

Nie powinno boleć? Na myśl o tym ogarnął ją zupełnie inny strach, ale było już za późno, bo w tym momencie Severus powiedział „trzy”.

Hermiona czym prędzej utkwiła wzrok w jego oczach, a gdy szepnął „Legilimens” poczuła przedziwny dotyk W ŚRODKU głowy, jakieś poruszenie – nie bolesne, za to bardzo nieprzyjemne. Z trudem udało się jej zignorować chęć ucieczki i lęk przed nieznanym oraz bólem i pomyślała:

Mens Dominatio! Panowanie nad umysłami! To nie Imperius, to fale zawierające jeden lub więcej rozkazów.

Skupiła się z całej siły na tym, co chciała mu pokazać i przed oczami defilowały jej przeglądane od rana stronice, wykresy, szkice, całe pliki dokumentów i jednocześnie jakby w tle majaczyły czarne oczy utkwione w jej oczach – nie dostrzegała ich wyrazu, lecz coś jej mówiło, że Severus nic z tego nie widział. Skoncentrowała się więc tak, że to aż zabolało i krzyknęła w myślach: Fale są w powietrzu, wszędzie! To projekt Ministerstwa, może stać za tym Kingsley, Robards, Cox… ktokolwiek ma do tego dostęp, więc nie możemy im nic powiedzieć!

Jednak sądząc po braku jego reakcji nawet tego nie zobaczył.

 

Severus przez sekundę widział ciepły brąz jej oczu, lecz niemal natychmiast otworzył się przed nim jej umysł. Otworzył całkowicie i jakaś jego część zachwyciła się tym, co ujrzał.

Ale to nie był czas na podziwianie, więc zatrzymał się w oczekiwaniu na obrazy, dźwięki… lecz nic takiego nie nadeszło. Daj jej chwilę.

Kolejne sekundy nic nie przyniosły, więc bardzo ostrożnie dotknął pierwszej myśli, którą znalazł. Tej najświeższej, która logicznie powinna być tą, której szukał.

Ujrzał jakąś chudą czarownicę mówiącą coś o smoczych łuskach… To nie to. Czym prędzej sięgnął po inną…

Jakiś starszy czarodziej przy bramce w Ministerstwie, chyba strażnik… Otwarta mugolska książka… Kręcący się w kuchni kot… On sam, stojący za nią… Usłyszał swój głos, a raczej cichy pomruk, mówiący „Dalej” i… napłynęło bardziej wrażenie, niż obraz – rozkoszy, dotyku i pocałunków, z nim związane…

To musiały być jej marzenia i innym razem chętnie przyjrzałby się im dokładniej – teraz tylko uśmiechnął się w duchu i porzuciwszy je bardzo ostrożnie spróbował znaleźć coś – cokolwiek! dotyczącego sprawy Imperiusa.

Lecz na nic.

Gdy wycofał się łagodnie, w szeroko otwartych oczach Hermiony Granger nie dostrzegł ani bólu, ani paniki, tylko niepokój; to oznaczało, że nie była świadoma tego, co zauważył. A to niestety była bardzo zła nowina – musiała być bardzo skoncentrowana na swoich odkryciach, a skoro on nie zauważył nawet śladu po nich… Cóż, to znaczyło, że Ministerstwo dobrze odrobiło pracę domową.

– Zna-zobaczył pan to? To, o czym myślałam?

– Nie – odparł, cofając się o krok. W głowie mignęło mu jej marzenie, ale natychmiast je odrzucił. Nie teraz.

 

Hermiona skrycie odetchnęła z ulgą – najwyraźniej udało się jej ukryć to, czego tak bardzo nie chciała mu pokazać.

– Spróbuję coś wymyślić. Znaleźć jakiś sposób – wzruszyła bezradnie ramionami. – A póki co, musimy… uciec z Anglii.

A niech to szlag trafi!!! Poddała się natychmiast i jak tylko odzyskała panowanie nad sobą, zaklęła na głos.

– Cholerne Ministerstwo! – i krzywiąc się spróbowała z innej strony.

Wakacje. Pomyśl o… o tym, że jedziecie gdzieś we dwoje. W romantyczną podróż. Do licha, o wakacjach chyba wolno ci mówić?!

Zamknęła oczy i odetchnąwszy głębiej spróbowała sobie to wyobrazić.

– Do Belgii. Pojedźmy gdzieś do Belgii. Albo Francji – odezwała się, na sekundę przypomniał się jej powód i gardło znów się jej zacisnęło, lecz momentalnie wyobraziła sobie, jak spacerują po jakimś mieście, trzymając się za ręce… On obejmuje ją w pasie, ona opiera głowę o jego ramię… Wręcz poczuła promieniujące od niego ciepło. Co to może być za miasto? Gdzie byłaś?

– Paryż. Tuluza – wyrzuciła z siebie pospiesznie. – Może Hiszpania.

Gdy otworzyła oczy, ujrzała jak Severus wpatruje się w nią z dziwnym wyrazem twarzy.

– Teraz? – spytał i zalała ją ulga.

Zrozumiał!!

– Tak. Im… dalej od… – ostatnie słowa znów zamarły jej na ustach i Hermiona miała ochotę zawyć z niemocy i wściekłości zarazem.

Przeglądając akta w Archiwum bardzo szybko porzuciła czytanie o celach oraz założeniach projektu i w kolejnych dokumentach znalazła opisy kilku testów emisji fal, czy jak to nazywali: emanacji. Niewymowni robili to w różny sposób – myśleli o rozkazach, zapisywali je w formie równania numerologicznego, które następnie aktywowali albo umieszczali rodzaj przesłania w czymś na kształt wazonu zwanego fluctumentis – lecz za każdym razem oni, fluctumentis lub równanie znajdowało się dokładnie pośrodku pomieszczenia, Hermiona uznała więc, że obojętnie jak powstają te fale, analogicznie dzieje się to pośrodku Wielkiej Brytanii. A ponieważ zarówno skupienie się na rozkazach jak i aktywowanie równania wymagała sporo energii, wysnuła wniosek, że na pewno fale nie rozciągają się na sąsiednie kraje. Nie na Kontynent. Być może nawet nie na obrzeża Wielkiej Brytanii?

Sądząc po setkach innych akt, których jeszcze nie zdążyła przejrzeć, a które zawierały najpewniej dokumentację kolejnych testów i ich analizę, domyślała się, że z biegiem czasu znaleźli inne sposoby, lecz przypuszczała, że zasada rozchodzenia się fal pozostała taka sama – wznosiły się do góry, rozchodziły pod sufitem, a potem opadały pionowo w dół, zupełnie jak siła grawitacji. To oczywiście również mogło się zmienić, ale na czymś do cholery musiała się oprzeć.

Czym prędzej wróciła myślami do wyimaginowanej sceny spaceru, w myślach oparła się o jego ramię, odnalazła ich splecione palce i w momencie, gdy na nowo odzyskała władzę nad sobą, odezwał się Severus.

– Zajmę się znalezieniem jakiegoś miejsca. Poza granicami kraju – powiedział powoli, patrząc jej w oczy, jakby szukał w nich potwierdzenia. Hermiona chciała potaknąć, ale Gwarancja Milczenia znów ją powstrzymała. – Znalezieniem sposobu zajmiemy się wieczorem, tymczasem przejrzyj dokładnie wszystko, co tylko możesz na ten temat. I zarezerwuj dla mnie spotkanie z Shackleboltem na dziś lub jutro.

Hermiona potrzebowała chwili, żeby domyśleć się przyczyny. Ale w świetle jej odkrycia Kingsley niestety odpadał. Całe szczęście nie zdążyliśmy mu nic powiedzieć!

– Nie możemy… z nim… rozmawiać – podświadomie oczekiwała kolejnego ucisku w gardle i paraliżu, lecz o dziwo nie nadeszły. Wyglądało na to, że nie wolno jej było mówić o faktach związanych z tajemnicami znajdującymi się w Departamencie, ale mogła mieć własne przemyślenia. – To on może za tym stać.

Severus zrozumiał, co ma na myśli o wiele szybciej.

– Zarezerwuj je mimo wszystko – skrzywił się. I tak nie zamierzał mu nic mówić, tylko go wybadać, ale mierziło go, że w tej sytuacji musiał do pewnego stopnia zdać się na nią. – Przygotuj wszystko, co potrzebujesz na wyjazd i bądź w domu o… wpół do szóstej wieczorem. Coś jeszcze?

– Nie – potrząsnęła prędko głową Hermiona i rozejrzała się dookoła pod pozorem szukania rzeczy, które miała zabrać.

Kącik ust Severusa zadrgał lekko, gdy podchodził do kominka. Teraz, kiedy znał już sekret Granger, mógł wrócić do ich sobotniej rozmowy. Zwłaszcza, że wyglądało na to, że spędzą ze sobą trochę czasu. To dobra strona tego wszystkiego.

Z tego samego powodu postanowił, że przeniosą się do Aalst w Belgii. Mieszkał tam belgijski Mistrz Eliksirów, który mógł ich ugościć i nie było niebezpieczeństwa, że wpadną na jakąś kobietę, z którą kiedyś był.

 

 

Ministerstwo Magii, Biuro Służby Bezpieczeństwa / Biuro Aurorów

12:05

 

W drodze do wind Kingsley i Dris zatrzymali się w sekretariacie. Obie kobiety, poinformowane już przez Pete’a, siedziały blade i przestraszone; pani Rogers przed chwilą musiała płakać, a panna Brown na widok Ministra i Drisa podniosła się powoli i spojrzała na nich wielkimi oczami.

– Elisabeth, panno Brown – powiedział Kingsley. – Anulujcie wszystkie moje spotkania na dziś. Na jutro póki co zostawcie tylko i wyłącznie pilne, resztę również anulujcie. Na… za pół godziny zwołajcie nadzwyczajne, pilne spotkanie wszystkich szefów kluczowych departamentów w Sali Feniksa. Na piętnastą zorganizujcie również nadzwyczajną konferencję prasową w Atrium dla reporterów wszystkich gazet i czarodziejskiego radia. Ale przede wszystkim zawiadomcie natychmiast ICW, że zaistniała u nas sytuacja kryzysowa i jesteśmy zmuszeni zamknąć granice. Dalsze informacje przekażemy, jak tylko będziemy w stanie.

– O-oczywiście, panie Ministrze. Już – siąknęła nosem pani Rogers i odwróciła się do swojej koleżanki. – Margaret, łap czerwony pergamin i pisz do ICW! Natychmiast!

Kingsley zupełnie niepotrzebnie skinął na ochroniarza, we trzech zjechali piętro niżej i w pierwszej kolejności poszli do biura Służby Bezpieczeństwa, znajdującego się na końcu korytarza, na prawo od wind.

– Boże, Kingsley! – zawołał na widok Ministra Damian Asmus, szef Służby Bezpieczeństwa, zrywając się zza swojego biurka. – Co się, kurwa, dzieje?! – do środka wszedł Dris, a za nim Pete. Na widok Drisa czarodziej natychmiast się powściągnął i skinął głową na powitanie. – Przepraszam, ale… Był u nas Paul i… To prawda? Gawain i Rich naprawdę nie żyją?!

Kingsley na nowo poczuł ból rozrywający mu pierś, ale przemowa Drisa sprzed chwili pomogła mu zapanować nad sobą.

– Chciałbym móc powiedzieć ci, że nie. Wierz mi – westchnął ciężko. – Ale nie mamy czasu do stracenia. Musimy zablokować granice. Właśnie dlatego do ciebie przychodzę.

– Cholera… Paul wspominał, że przydałoby się to zrobić, ale… Wyobrażasz sobie konsekwencje? Setki zablokowanych czarodziejów, w tym obcokrajowców… To nie jest lekka decyzja.

Z powodu obecności Kingsleya Dris nie mógł powiedzieć mu, że ma stulić pysk i robić, co mu się każe – Asmus był kolejnym urzędasem na jego liście do usunięcia i zajmował na niej zaszczytne trzecie miejsce. Ograniczył się więc tylko do posłania mu spojrzenia, które mówiło wszystko.

Kingsley odchrząknął cicho. Dris miał rację, Paul jest za młody i wszystkim będzie łatwo podważyć jego decyzje. Z każdą chwilą widział coraz więcej zalet pracy z tym człowiekiem.

– Damian. Wprowadzam Czarny Klucz. Teraz, natychmiast – odezwał się twardym głosem, w którym nie słychać było zwykłego ciepła. Z jego oczu również znikło. – Wyobrażam sobie konsekwencje, ale wyobrażam sobie również, że Rookwood nie będzie grzecznie czekał, aż się zbierzemy i wszystko omówimy. Swoją drogą za chwilę dostaniesz zaproszenie, za pół godziny jest narada w tej sprawie. A teraz każ zamknąć granice w kierunku Z kraju, na terenie całej Wielkiej Brytanii.

Asmus spojrzał na Drisa, który uśmiechnął się z wyraźną drwiną i zaczął rozglądać po niewielkiej, obskurnej sali.

Szef Służby wydał odpowiednie rozkazy trójce swoich ludzi, którzy przeszli do przeszklonej salki obok i zaczął wypytywać Kingsleya o niektóre szczegóły, najwyraźniej do czegoś mu potrzebne. Znając je Dris spojrzał na czarnoskórego czarodzieja i mruknąwszy „Przyjrzę się” bez pytania poszedł za nimi.

Z zewnątrz niewielkie, po wejściu pomieszczenie okazało się olbrzymie. Jakby szafki pod ścianami odsunęły się kilkanaście kroków, a stojący pośrodku owalny stół rozsunął w każdą stronę.

Jeden z czarodziejów wskazał właśnie różdżką jedną z szaf – drzwiczki otwarły się z cichutkim skrzypnięciem i na stół śmignęło kilka zwiniętych rulonów pergaminów i z szelestem zaczęło się rozwijać, ukazując mapy.

Dris nigdy wcześniej nie widział, jak odbywa się zamykanie granic i choć wiedział, że to idiotyczne, wyobrażał sobie czarodziejów idących wzdłuż wybrzeża z różdżką w ręku i przemierzających tak dziesiątki tysięcy kilometrów. Jednak prostota rozwiązania bardzo go zaskoczyła.

– Na całej granicy mamy rozciągnięte zaklęcie blokujące – wyjaśnił gorliwie jeden z czarodziejów, pochylając się nad jedną z map ukazującą północno-wschodnią część Szkocji i przesunął palcem po pofalowanej linii brzegowej. – W zasadzie to mamy dwa rodzaje zaklęć, blokujące na wejściu albo na wyjściu. Teraz musimy tylko aktywować to na wyjściu.

– Najwięcej roboty tak naprawdę jest ze wszystkim, co się łączy z blokadą granicy – dorzucił jeden z jego kolegów. – Widzi pan, w kraju jest pełno ludzi, którzy będą musieli móc się przemieszczać. Mieszkańcy pracujący za granicą, turyści, politycy… Uzdrowiciele w pilnych przypadkach… Mamy rozwiązania dla nich wszystkich, będziemy musieli tylko je wprowadzić w życie. Wszyscy, którzy będą próbowali się deportować za granicę, zamiast w miejscu docelowym pojawią się na najbliższym punkcie kontrolnym, tak samo ci, którzy spróbują posłużyć się jakimkolwiek mugolskim sposobem transportu.

– Skąd osoba kontrolująca będzie wiedzieć, czy człowiek który jest przed nim jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje? – zapytał Dris, słuchając go z uwagą. Każda wiadomość, każde wyjaśnienie było władzą, a tej nigdy nie było za wiele.

– Mamy kilka procedur zamykania granic, na różne okazje. Z powodu wybuchu jakiejś choroby zakaźnej, z powodów politycznych, zagrożenia zewnętrznego i wewnętrznego, w tym właśnie na wypadek usiłowania ucieczki. Pamięta pan ten łuk, przez który musieliście przechodzić z okazji bankietu? – Dris natychmiast przypomniał sobie, czego dowiedział się w zeszłym tygodniu: że przejście pod nim dezaktywowało każdy rodzaj magii pozwalającej na zmianę wyglądu, i skinął głową z aprobatą. Mężczyzna zaś ciągnął, kierując różdżkę w stronę mapy. – Mamy tam coś podobnego, choć niewidocznego. Teraz będziemy musieli zorganizować kontrole, to z pewnością chwilę potrwa, ale na każdym punkcie kontrolnym będzie odpowiednia informacja, więc ludzie będą musieli poczekać.

– Informacje odpowiednie do sytuacji również musimy tam umieścić. I nie tylko, jest pełno innych rzeczy do zrobienia – do wyjaśnień dołączył trzeci czarodziej, tonem głosu delikatnie sugerując, że dobrze byłoby, gdyby Dris zostawił ich w spokoju.

Arab rzucił mu niemal wyzywające spojrzenie i pochyliwszy się nad mapą przyjrzał się jej dokładnie. W prawym górnym rogu dostrzegł dwie grupy wysp; jedna była tuż przy brzegu, druga była bardzo oddalona. Gdy przesunął po nich palcami, pergamin ożył i lekko urósł. Zupełnie jakby pod jego dłońmi rodziły się prawdziwe wyspy.

– Orkady i Szetlandy – podpowiedział ten, który pierwszy zaczął wyjaśnienia. – To cały czas Szkocja.

– Wiem – Dris pamiętał, że dookoła Wielkiej Brytanii było pełno rozrzuconych większych i mniejszych wysp. – Są dość daleko, wasze zaklęcia też je obejmują?

– Zaklęcia obejmują wszystkie terytoria Wielkiej Brytanii. Pytanie, które blokujemy?

– Czy ludzie będą mogli się między nimi normalnie przemieszczać?

– Oczywiście. Nawet nic nie zauważą. Blokada odeśle ich na punkty kontrolne tylko w przypadku próby przekroczenia granicy.

– Więc wszystkie – zdecydował Dris i widząc osłupiałe spojrzenia całej trójki zmarszczył lekko brwi. – Powiedziałem: Wszystkie.*

Odpowiedziało mu prędkie pochylenie głów i szelest pergaminów.

———————————-

* Wyjaśnienie trochę niżej

 

Punkt Kontrolny w Ramsgate

12:30

 

Severus aportował się z cichym pyknięciem w…

Zaskoczony, rozejrzał się dookoła, bo zamiast zadrzewionego pagórka nieopodal lasu i skromnego kamiennego domu ujrzał ogromną, pustą przestrzeń, porośniętą wyschniętą trawą i zasypaną piaskiem, na której kawałek dalej stała biała budka z kolorowym dachem. Daleko po lewej widać było zarys białych domów, zaś teren na wprost wydawał się kończyć w jakiś dziwny sposób, jakby za nim był jakiś uskok czy…

Morze. Widok nieodparcie kojarzył mu się z tym rozciągającym w pobliżu grani klifów. Morze…? Przecież nie mógł się pomylić przy teleportacji…?! A Aalst pośrodku Belgii nie leżało nad morzem!

Ale gdy wciągnął powietrze, wyczuł typowy dla wybrzeży zapach jodu, słonego piasku oraz wilgotnych kamieni.

Jeszcze bardziej zaskoczony przyjrzał się budce, na której widniał jakiś napis. Ruszył ku niej i dwa kroki dalej zaczął rozróżniać już niewielkie litery. Napis był niewątpliwie po angielsku.

Punkt kontrolny…? Co, do cholery…

Poszedłszy bliżej ujrzał tabliczkę, do której przyczepiony był kawałek pergaminu zasłonięty czymś przeźroczystym. Na pergaminie zaś widniało:

 

Z powodu zamknięcia granic wszystkie teleportacje poza granice kraju są możliwe tylko po uprzedniej kontroli przeprowadzonej przez Urzędników Ministerstwa na Punktach Kontrolnych.

Jeśli Urzędnik Ministerstwa na Twoim Punkcie jest nieobecny, poczekaj na jego pojawienie się (kolejne próby teleportacji nie przyniosą skutku, jak również używanie mugolskich sposobów transportu).

Więcej informacji w Dekrecie Ministra Magii nr…………..

 

Numeru dekretu nie było; najwyraźniej ktoś zapomniał go podać. Albo nie zdążył. Bo w porannym Proroku nie było na ten temat najmniejszej zmianki, więc musiała to być jakaś nowość. Na to wskazywałby również fakt, że nikogo jeszcze tu nie było – ani rzeczonego Urzędnika Ministerstwa, ani innych zablokowanych czarodziejów.

Severus zaklął cicho pod nosem. Na pewno nie zamierzał czekać – pomijając fakt, że nie miał zwyczaju czekać na innych, w obecnej sytuacji wolał uniknąć zwracana na siebie uwagi.

Na siebie i na Granger. Nie wiedział, czy zamknięcie granic miało związek ze sprawą Imperiusa, lecz w świetle tego, co mówiła Granger wolał zakładać najgorsze – czyli, że miało. Lepiej więc było, by Ministerstwo nie miało pojęcia, że przebywają za granicą. Rozwiązanie sprawy mogło zająć im trochę czasu – on mógłby jeszcze spędzić go u Geerta Wijnena, lecz Granger musiałaby wracać do kraju i jej podróże mogłyby zostać zauważone.

Musisz wymyśleć coś innego.

Jak przenieść się do innego kraju, kiedy wszystkie granice zostały zablokowane?

Nie miał wyboru, musiał znaleźć jakiś sposób, ale nie tu. Tak więc Severus pomyślał o Spinner’s End, obrócił się na pięcie i zniknął.

 

 

Ministerstwo Magii,

Szóste Piętro, Departament Magicznego Transportu – Wydział Pocztowy

15:05

 

Dris zatrzymał się przed olbrzymią ścianą w Wydziale Pocztowym, oklejoną ruchomymi zdjęciami różnych gatunków sów i udawał, że się im przygląda. Sowy łypały na niego wielkimi oczami, niektóre rozpinały skrzydła do lotu, a on czuł się, jakby jemu również te skrzydła wyrosły. Równie potężne, które od tego ranka uniosły go wysoko w górę. Na Allaha, jesteś prawdziwym dzieckiem szczęścia!

Bo doprawdy chyba nie mogło być już lepiej! Jeszcze dziś rano Gus był groźnym cieniem, który w każdej chwili mógł się pojawić i jeśli nie zdegradować jego pozycję, to ją poważnie osłabić, a teraz? Do teraz po cieniu nie zostało praktycznie ani śladu – jak w południe na Saharze, gdzie tylko fałdy piasku rzucają go odrobinę.

Gdy usłyszał, że tylko Gus może powstrzymać falę zniknięć, w lot przejrzał jego plan – przebiegły drań zrobił to specjalnie, żeby Gawain Robards nawiązał z nim kontakt. Być może nawet zamierzał w tym celu wrócić na chwilę do Azkabanu? Obojętnie jak zamierzał to rozegrać, teraz siedzi pewnie w jakiejś norze i czeka na Robardsa.

Aranżując jego ucieczkę oraz mordując szefa Aurorów, będącego jednocześnie zastępcą Ministra, Dris za jednym zamachem rozprawił się z byłym wspólnikiem oraz stworzył kryzysową sytuację, w której Kingsley Shacklebolt rozpaczliwie potrzebował silnego oparcia, które znalazł w nim i w przeciągu ledwie kilkunastu godzin uczynił z niego swoją prawą rękę.

Na zakończonym przed chwilą spotkaniu szefów kluczowych departamentów Kingsley zaproponował jego kandydaturę na miejsce Robardsa. Nie można było powiedzieć, by ta propozycja została przyjęta przez aklamację, lecz po falach nikt nie był w stanie protestować i wszyscy zgodzili się, by sprawował tę funkcję przez cały okres trwania Czarnego Klucza.

Drisowi to wystarczyło – nie miał wątpliwości, że po sprawnym przywróceniu spokoju stanie się bohaterem i w naturalny sposób okres ten zostanie przedłużony. A to, że niebawem oba problemy się rozwiążą, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Roger Cox na pewno znajdzie jakiś sposób na te zniknięcia, on zaś właśnie pozbawiał Gusa wszystkich kart, jakimi ten mógł zagrać.

Na konferencji prasowej za chwilę miało zostać ogłoszone największe polowanie na człowieka, jakie znał świat – Dris był pewien, że 30 000 galeonów za żywego lub martwego zdziała cuda. Prócz tego w gazetach i we wszystkich publicznych miejscach miał pojawić się list gończy z jego podobizną. A do tego należało dodać szukającego go cały czas Ifryta.

Znalazłszy się w potrzasku Gus mógł próbować ujawnić jego tożsamość – lecz z pewnością nie w Anglii. Tu Augustus był całkowicie spalony, każda próba kontaktu z kimkolwiek z rządu była skazana na niepowodzenie – gdyby nie został zabity na miejscu, jego słowo byłoby słowem szaleńca i znienawidzonego mordercy przeciw poważanemu doradcy i wice-Ministrowi kraju. Anonimem do Proroka czy nawet do Kingsleya Dris również specjalnie się nie przejmował – brednie w Proroku łatwo było zdementować, korespondencją do Kingsleya czy tak, czy inaczej zamierzał się zająć, a w razie konieczności mógł zapanować nad jego jaźnią. Tak samo jak jaźnią wszystkich, z którymi choć raz zamienił kilka słów. Poza tym już w ten weekend do fal dołączył uczucie zaufania do niego – miało zająć trochę czasu, zanim ludzie staną się mu ślepo posłuszni, lecz Gus musiał to podejrzewać.

Nie, o wiele bardziej prawdopodobne było, że Gus spróbuje zadenuncjować go w Ministerstwie Magii w Maroku, ostatecznie w Arabii Saudyjskiej – lecz Arabia stwarzała dla niego dodatkowe ryzyko, a drogi Augustus miał już wystarczająco dużo problemów na głowie i bez Saudyjczyków.

Tę kartę Dris również zamierzał wytrącić mu z ręki, ale w taki sposób, by ten o tym nie wiedział. Właśnie dlatego przyszli z Kingsleyem do Wydziału Pocztowego.

 

– Panie Ministrze, panie Benhammada – dobiegł go słaby głos Archibalda Mendozy, szefa „poczciarzy”.

Zastępując uśmiech błąkający mu się po ustach poważną, zbolałą miną Dris odwrócił się ku niemu.

Archibald był już leciwym czarodziejem, o zupełnie białych włosach, równie białej, długiej brodzie oraz wielkich okularach o bardzo grubych szkłach. I gdy Kingsley wyłuszczył mu cel ich wizyty, w przeciwieństwie do Damiana Asmusa bardzo się ucieszył z interwencji Drisa.

– Wszystkie przesyłki?! – zawołał, machinalnie zginając i rozginając róg pustej koperty. – Chcecie kontrolować wszystkie zagraniczne przesyłki?

– Nie „chcemy”, ale „będziemy” – poprawił do Dris. – Od teraz pańscy ludzie mają kontrolować wszystkie listy i jeśli tylko znajdą coś, co wyda im się podejrzane, obojętnie co by to nie było, mają dostarczyć to mi.

– Skąd? Tylko z Anglii? – to wyglądało na nieśmiałą próbę negocjacji.

– Z Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii – sprecyzował Kingsley. – Z całego terenu Wielkiej Brytanii.*

– Będzie pan zawalony stosem listów – ostrzegł Drisa staruszek.

– Wolę być zawalony stosem listów, niż pozwolić wymknąć się na wolność zwolennikowi Voldemorta – zripostował Dris, celowo używając imienia, którego wciąż bała się używać większość czarodziejów. – Nie wiem, co może zrobić Rookwood i nie chciałbym mieć tu za rok czy dwa trzeciej wojny.

Zgodnie z jego przypuszczeniem Mendoza pobladł tak, że niewiele brakowało, a kolorem przypominałby swoje włosy.

– Oczywiście! Na Merlina, pamiętam obie jakby to było wczoraj! Przekażę im zalecenia…

– To ja im przekażę. Proszę zwołać na JUŻ spotkanie całego personelu. Wyjaśnię im, na czym polegają ich zadania. Tak samo jutro rano chcę mieć tu całą poranną zmianę. Wprowadzimy również nocną i z nią również porozmawiam. Chcę spotkać każdego, kto tu pracuje.

Archibald spojrzał zdezorientowany na Kingsleya i nawet nie zorientował się, że koperta wypadła mu z ręki.

– Panie Ministrze… nie mamy tylu ludzi. Dostaniemy jakąś pomoc?

– I tak, i nie – odparł Kingsley, wyciągając z kieszeni duży czerwony, aksamitny woreczek. – Nie możesz dostać dodatkowych ludzi, fakt kontroli przesyłek musi zostać tajemnicą. Tylko w ten sposób Rookwood może wpaść w zasadzkę, rozumiesz? Ale to powinno rozwiązać problem – rozsupłał woreczek i wysypał zawartość na biurko.

Pięć klepsydr, zaczepionych na podwójnych obrączkach i zawieszonych na cieniutkich łańcuszkach błysnęło srebrem i ciepłą miedzią. Ziarenka piasku przesypywały się jeszcze chwilę bezszelestnie, aż one również znieruchomiały.

Trzech czarodziejów patrzyło na nie w milczeniu jeszcze moment, po czym znów odezwał się Kingsley.

– To są Zmieniacze Czasu, Archie. Pozwalają cofnąć się w czasie, w pewnych bardzo ściśle określonych warunkach i, że tak powiem, żyć równolegle drugim czy trzecim życiem. Zdajesz sobie sprawę, że nie jest to coś, czym Ministerstwo chce się afiszować. W normalnej sytuacji nigdy byśmy się nimi nie posłużyli, ale ta NIE JEST normalna. Jeszcze nie zdecydowałem, czy twoim ludziom zostanie usunięta pamięć, ale jeśli tak, będzie to dla ich dobra.

– Z dokładnie takich samych powodów ja mogę być zasypywany listami – dorzucił Dris, wyjmując z kieszeni galabii identyczną klepsydrę i zawahał się.

Wcześniej zamierzał pozwolić ludziom Mendozy na sprawdzanie listów do Maroka i Arabii Saudyjskiej, bo był pewien, że ten, kto trafi na list Gusa, przyniesie mu go, on zaś zamierzał zająć się jaźnią tej osoby. Jednak jeśli faktycznie interweniują Amnezjatorzy, mogło to być niebezpieczne.

– Skoro zaś o pomocy mowa… – podjął, zerknąwszy na starego czarodzieja, który wpatrywał się w pięć Zmieniaczy Czasu jak spetryfikowany. – Archibald… Myślę, że mogę wam pomóc. Zajmę się wszystkimi przesyłkami do krajów arabskich. Wy i tak nie odczytacie arabskiego pisma, a mi wystarczy rzucić na nie okiem.

Kingsley uniósł lekko brwi i sięgnął do swojego kolczyka.

– Jesteś pewien? Przecież Rookwood nie umie pisać po arabsku, a ty już i tak masz wystarczająco dużo rzeczy na głowie.

– Zrobię to – zdecydował Dris, unosząc wymownie Zmieniacz Czasu. – Nie wiem, czy nie umie pisać, ale zawsze może posłużyć się Imperiusem i zmusić kogoś do napisania takiego listu. Nie podejmujmy ryzyka tam, gdzie możemy je całkowicie wyeliminować. Poza tym ludzie Archibalda i tak będą mieli urwanie głowy ze sprawdzaniem każdej przesyłki pod kątem ukrytego atramentu.

Kingsley uścisnął Drisowi ramię, spojrzał na zegarek, a potem na Archiego.

– Ściągnij tu proszę wszystkich pracowników, Dris wszystko im wyjaśni. I z góry dziękuję – leciwy czarodziej oderwał pełne wdzięczności i uwielbienia spojrzenie od Araba, potaknął i pospiesznie wyczłapał z biura, jakby bał się, że ten zmieni zdanie.

Obaj mężczyźni odprowadzili go wzrokiem i Kingsley jeszcze raz uścisnął ramię Drisa.

– Tobie też bardzo dziękuję, mój drogi. Idę przygotować się na konferencję, dołącz do mnie w Atrium o wpół do czwartej – polecił mu i uśmiechnął się lekko, pierwszy raz od chwili, gdy Gawain wszedł do jego gabinetu. – A o czwartej masz bardzo ważne spotkanie.

Wyglądał trochę jak ojciec, który daje synowi jego wymarzony prezent.

———————–

* Bardzo ważne wyjaśnienie – żebyście nie pogubili się w kolejnych rozdziałach!

Wielka Brytania składa się z Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii Północnej. Posiada również wiele TERYTORÓW ZALEŻNYCH, jak Wyspa Man, Jersey, Akrotiri, Wyspy Dziewicze, Gibraltar, Kajmany, Bermudy, Falklandy, Turks i Caicos i inne.

Ponieważ Polska nie posiada TERYTORÓW ZALEŻNYCH, słysząc stwierdzenie „wszystkie terytoria” Wielkiej Brytanii odruchowo widzimy tylko Anglię, Szkocję, Walię i Irlandię – dla Brytyjczyka natomiast istnieje wielka różnica między „terytorium” i „wszystkie terytoria” Wielkiej Brytanii.

Dris jako Marokańczyk tej różnicy nie zauważył, dlatego każąc zamknąć granice „wszystkich terytoriów”, podczas gdy Kingsley ograniczył kontrolę poczty tylko do Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, zupełnie nieświadomie otworzył pewną furtkę…

 

 

Departament Tajemnic – Archiwum, Biuro Hermiony

Godzina później (16:45)

 

Tym razem, gdy Dris wszedł do dużego, okrągłego pomieszczenia w Departamencie Tajemnic, ściany pozostały na swoich miejscach, a głęboki półmrok, który pamiętał sprzed niecałej godziny pojaśniał odrobinę. Ale tylko odrobinę i idealnie gładka, czarna posadzka odbijała jego postać jak lustro – śnieżnobiała galabija i równie biała chusta płonęły w niej, widział nawet wyraźnie swoją twarz. Jakby kolejne pomieszczenie w gmachu Ministerstwa witało swego nowego pana, chłonęło jego oblicze, by móc zawsze go rozpoznać i się przed nim otworzyć.

– Cudownie, Aidan – odwrócił się do malutkiego czarodzieja, który wyprowadził go z pokoju, w którym dostał do przeczytania malutką książeczkę i posłał mu pełny ukontentowania uśmiech.

Dla Aidana, Rogera i Kingsleya Shacklebolta było to „wtajemniczenie na Poziomie VI”. Dla niego był to olbrzymi krok w realizacji jego planu. Kolejna przebyta wydma, przybliżająca go do oazy.

Poziom w tej chwili nie miał znaczenia, za chwilę i tak zamierzał stworzyć sytuację, w której otrzyma pełne uprawnienia, już choćby posługując się „ucieczką Augustusa Rookwooda” lub nowym stanowiskiem. Wszyscy ludzie byli już na jego rozkazy, za chwilę miała służyć mu również magia.

– Jeśli tylko ma pan jakieś pytania, uwagi, proszę nie wahać się do mnie przyjść. Z przyjemnością wszystko panu wyjaśnię! – zawołał Aidan, kłaniając mu się głęboko.

– To dobrze, bo mam pierwsze pytanie – Dris również mu się skłonił, na swój sposób. – Które z tych drzwi prowadzą do Archiwum?

– Te dokładnie na wprost to wyjście, a pierwsze po prawej to Archiwum – Aidan wskazał je machnięciem ręki. – Pewnie szuka pan pana Coxa?

– Nie, panny Granger. Mam dla niej ważną wiadomość.

– To będzie pierwsze pomieszczenie po prawej. Zaprowadzić pana?

– Dziękuję, mój drogi, poradzę sobie – zaoponował Dris. – Do widzenia.

– Udanego dnia, panie Benhammada – Aidan znów mu się ukłonił. – I powodzenia!

Dris stał jeszcze chwilę pośrodku, napawając się kolejnym sukcesem. Czuł się trochę jakby płynął, jakby unosił się nad ziemią i nawet bał się, że idąc może strącić głową gwiazdy, w które przemieniły się na czarnym sklepieniu głownie pochodni.

Miał już wszystko, czego chciał. Wszystko… z wyjątkiem jej.

Dlatego zdecydował pozwolić sobie na krótką chwilę wytchnienia i spotkać się z Hermioną, która, jak się dowiedział, była dziś w pracy. W razie czego miał ku temu bardzo ważny powód.

 

Dźwięk otwieranych drzwi jak zwykle zaskoczył Hermionę; po kilku godzinach spędzonych samotnie i w ciszy szczęknięcie klamki zawsze brzmiało nienaturalnie głośno. Tym razem też aż drgnęła, choć spodziewała się wizyty Coxa i nawet dziwiło ją, że jeszcze nie przyszedł po swój cenny raport.

Jakie było jej zdumienie, gdy odwróciwszy się ujrzała wchodzącego Drisa.

– Hermiona! Jak dobrze cię widzieć! – zawołał, rozkładając ręce i podchodząc do niej.

– Dris! Dzień dobry – uśmiechnęła się niepewnie, wstając i nie wiedząc jak zareagować.

Miała zabronić mu podejść, wyprowadzić go? W ogólne to jak to możliwe, że tu wszedł? A może wszyscy mogą wchodzić? I na przykład nie widzą akt, dokumentów…?

– Pewnie się zastanawiasz, dlaczego tu jestem, tak? – zaśmiał się, zatrzymując się tuż koło niej.

Hermionę owiał mocny, lecz wciąż przyjemny zapach perfum. Było w nim coś… dzikiego, męskiego, co pasowało do Drisa. Jednocześnie w tej chwili wyglądał znów jak mały chłopiec – zupełnie jak wtedy, gdy obserwował przeszklony wieżowiec, kiedy się spotkali koło Pokątnej.

– Właśnie zostałem wtajemniczony, do pewnego stopnia rzecz jasna, we wszystkie tajemnice – zdradził jej z błyskiem w oczach. – Już jako doradca Ministra muszę mieć dostęp do wielu informacji, a już tym bardziej jako jego zastępca. W dodatku biorąc pod uwagę, co się….

– Zastępca? – powtórzyła Hermiona, marszcząc brwi. – Zostałeś zastępcą Kingsleya?

– Nominowali mnie raptem kilka godzin temu. Dlatego Kingsley i Roger zorganizowali mi spotkanie z Aidanem.

– I dostałeś do przeczytania taką małą książeczkę? – usłyszała siebie jak echo, bo mimo wszystko spodziewała się, że nie będzie w stanie tego powiedzieć, lecz udało się!

– Dokładnie! I wyobraź sobie moje zaskoczenie, jak Aidan powiedział, że przeczytanie jej zajmie mi pół godziny – wybuchnął śmiechem. – W pierwszej chwili myślałem, że stroi sobie ze mnie żarty! Teraz możemy już ze sobą o wszystkim rozmawiać – dodał zmienionym głosem, pełnym ciepła i jakby lekko rozmarzonym.

Hermiona już otworzyła usta, żeby mu pogratulować, gdy dotarło do niej znaczenie tego, co powiedział. Faktycznie, możecie ze sobą rozmawiać… Mogłaś mu powiedzieć o książeczce… Czego Severusowi powiedzieć nie będziesz w stanie…

Może należało darować sobie próby wybadania Kingsleya – co prawda wróciwszy po południu do pracy zajrzała do sekretariatu i korzystając z okazji, że nikogo nie było, dopisała na jutro do listy spotkań spotkanie z Severusem i zaznaczyła jako bardzo pilne. Ale powiedzenie Kingsleyowi wszystkiego było bardzo ryzykowne, bo przecież to on mógł być „człowiekiem od Imperiusa”. Tak samo Gawain Robards czy Cox. Oni wszyscy byli podejrzani.

Natomiast Dris… był idealnym wyborem, zwłaszcza po tej nominacji! De facto należał teraz do Sfery Decyzyjnej, ale był poza podejrzeniami – pojawił się w Anglii, a tym bardziej w Ministerstwie, gdy projekt był już dawno w toku. Prócz tego mogła mu powiedzieć o falach, emanacjach, rozkazach, przesłaniach… o wszystkim! Był też bardzo inteligentny i mógłby im bardzo pomóc. I do tego był ofiarą tego projektu, więc na pewno chciałby to zrobić!

Oczywiście nie możesz powiedzieć mu nic bez konsultacji z Severusem. Na myśl o Severusie znów westchnęła ciężko w duchu. To dopiero był mętlik! Wmieszać w sprawę człowieka, który wyraźnie był w niej zakochany, kiedy ona była zakochana w Severusie i jednocześnie wiedziała, że powinna to skończyć, a Severus… Cholera wie, czy coś do niej czuł, czy nie.

Obrzuciła Drisa uważnym spojrzeniem. Był przystojny, tego nie można było mu odmówić. Inteligencji też nie. Był też dobrze ustawiony – Hermiona nie przywiązywała do tego uwagi, ale też wiedziała, że to ma wpływ na życie. Jak to się mówi, pieniądze szczęścia nie dają, lecz dobrze je mieć. I jest w tobie zakochany. Jednak ona nic do niego nie czuła, a nie zamierzała się wiązać z nikim bez miłości.

Nie czujesz, bo cały czas masz w głowie Severusa. Spróbuj o nim zapomnieć i przestań odpychać od siebie innych. Bo to jest właśnie to, co robisz.

– Wspaniała nowina – powiedziała, uśmiechając się. – Bardzo się cieszę. I bardzo ci gratuluję – poruszyła niezręcznie rękoma. Każdemu innemu uścisnęłaby rękę, gdyby była w bliższych układach, poklepałaby go po ramieniu, a w jeszcze bliższych, jak z Harry’m, wyściskałaby go, ale Dris nigdy nie podawał jej ręki na powitanie, więc teraz nie miała pojęcia, jak się zachować. – Zasłużyłeś na to.

 

W jej twarzy Dris odnalazł aprobatę i radość, jakby naprawdę się cieszyła. Jeszcze bardziej spodobało mu się to, co zobaczył w jej oczach. Na Allaha… Czyżby w ciągu jednego dnia mógł dostać WSZYSTKO? Oczywiście, że tak! Czekał już wystarczająco długo. Już czas, moja miła.

– Czy ktoś już ci mówił, że wyglądasz cudownie? – spytał cicho, sięgając palcami ku jej twarzy i przesunął opuszkami po czole, skroniach i policzku.

W Hermionie wszystko momentalnie zesztywniało.

Nie, nie, nie i NIE! To nie Severus! i Nie odrzucaj go, daj mu szansę! – dwie części umysłu wybuchły krzykiem w jej głowie i przez krótką chwilę stała jak ogłuszona. Nie miała pojęcia, że coś w niej może protestować aż z taką siłą i nie pojmowała czemu.

– Właściwie to… – po dzisiejszym poranku Cox i panna Fernbsy byliby innego zdania. – Kilka osób…

– Inni się nie liczą – przerwał jej cichym, lecz zdecydowanym tonem.

Szept, delikatny dotyk… i cztery krótkie słowa, które jednym szarpnięciem zerwały zasłonę niepamięci i Hermiona POCZUŁA, czemu coś w niej tak protestowało. Nie potrafiła zaakceptować w nim właśnie tej władczości, czy raczej niemego nakazu poddania się temu, czego on chciał.

Dris rozejrzał się dookoła po niewielkim pomieszczeniu bez okna, oświetlonym tylko słabym blaskiem dwóch szklanych kul, przesunął wzrokiem po małym biurku, na którym leżały pliki akt oraz drewnianym krześle i pokręcił głową.

– Skończyłaś już to, co miałaś do zrobienia dla Rogera?

Hermiona odruchowo zerknęła na dokumenty. Do szesnastej przeglądała akta projektu, ale potem wróciła do swojego „gabinetu” – jak dla żartów nazywała w myślach miejsce, które dla niej wygospodarowali. Siedzenie w Sekcji Umysłu nie było jeszcze podejrzane, zawsze mogła usprawiedliwić to ciekawością, lecz nie mogła wyjaśnić, czemu nie tknęła raportu, więc szybko zrobiła szkic pytań i odpowiedzi, starając się, żeby zajął jak najwięcej miejsca. Skończyć zamierzała jutro.

– Koniec z tym – zdecydował Dris, nie czekają na jej odpowiedź. – To nie jest miejsce godne ciebie. Jeszcze dziś porozmawiam o tym z Rogerem.

– Ale…

– Jutro już tu nie wracasz – uciął krótko. – Koniec z pracą w Ministerstwie. Jeśli będziesz miała z tego powodu jakieś problemy finansowe, powiedz mi, biorę wszystko na siebie. Przenosisz się do mnie, w obecnej sytuacji to jedyny sposób, żeby cię chronić.

– Dris, ja… Obe… Chronić? – to wszystko spadło na Hermionę tak nagle, że poczuła się zupełnie zagubiona. Merlinie, co to ma niby być?! To się chyba nie dzieje naprawdę! Fakt, że chciał decydować za nią ją oburzył, lecz nie czuła się w stanie zaprotestować, a reszty już zupełnie nie ogarniała. W JAKIEJ obecnej sytuacji i czemu chronić?! Boże, stało się coś? Siedziała sama dziewięć pięter pod ziemią, tam na górze równie dobrze mogła wybuchnąć wojna, a ona i tak by się o tym nie dowiedziała.

– Ty nic nie wiesz? – zdziwił się Dris. – Nie słyszałaś w południe, co się stało?

– W południe… trochę wcześniej wyszłam do siebie. Źle się czułam…

Arab pokręcił ze zgrozą głową. Nikt jej nie powiedział…! Oj, polecą za to głowy!

– Po pierwsze ci, którzy są odpowiedzialni za zaginięcia ludzi dotarli już do Londynu. Z zeznań świadków wynika, że atakują nawet niewielkie grupy ludzi i potrafią porywać również w trakcie aportacji. Po drugie rano z Azkabanu uciekł Rookwood, mordując przy tym Gawaina Robardsa i Aurora, z którym po niego przyszedł. W południe zamknęliśmy granice Wielkiej Brytanii, żeby nie pozwolić mu uciec oraz wprowadziliśmy blokadę…

Ostatnie słowa do Hermiony nie dotarły. Widziała, jak Dris porusza ustami, ale ich nie słyszała, bo w głowie jak echo rozbrzmiewały poprzednie, obijając się boleśnie o kości czaszki. Mordując… jakiegoś Aurora. Zamknęliśmy granice. Rookwood, mordując…

!!!!!!

– Harry?! To nie Harry?! – zawołała błagalnym tonem, łapiąc go za rękaw. – Wiesz, czy to nie był Harry?!

Gdyby Dris nie wiedział, że Harry Potter jest dla Hermiony jak brat, pewnie dostałby szału, lecz teraz poczuł tylko słabe ukłucie złości, które niczym balsam złagodził fakt, że go dotknęła. Pospiesznie sięgnął po jej rękę i ujął ją w swoje. Była… taka ciepła i delikatna…

– Nie, nie on – uścisnął ją lekko, rozkoszując się swoim zwycięstwem. Złapał ją. Miał ją. Już prawie-prawie była jego. – Uspokój się, to nie on. O piętnastej odbyła się nadzwyczajna konferencja prasowa w Atrium. Między innymi zaleciliśmy unikać aportacji oraz świstoklików, lecz prócz tego wydaliśmy wiele innych decyzji. Fakt, że nikt cię nie poinformował jest niewybaczalny – dorzucił ostrzej. – Ale teraz sama rozumiesz sytuację. Jesteś w podwójnym niebezpieczeństwie. Nie dość, że mieszkasz w Londynie, to jesteś na pierwszym miejscu na liście osób, które będzie chciał dopaść Rookwood, żeby się zemścić. Harry jest wytrawnym Aurorem, potrafi sobie z nim poradzić, Weasley jest Allah wie gdzie, ale z waszej trójki pozostajesz ty. Na jego miejscu złapałbym ciebie, żeby móc się tobą posłużyć, ściągnąć innych i was wszystkich pozabijać.

Ulga na chwilę ją ogłuszyła, ale potem jej myśli się odblokowały się i ruszyły galopem.

Prócz naszej trójki jest jeszcze Severus! Hermiona była pewna, że Rookwood równie mocno, jeśli nawet nie bardziej, będzie chciał zemścić się na zdrajcy, który przez cały czas pracował dla Zakonu i to przez niego trafił do Azkabanu!

Poza tym zamknęli granice… A Severus wybrał się na Kontynent! Co, jeśli nie będzie mógł wrócić? Przynajmniej będzie bezpieczny. Podwójnie bezpieczny, bo będzie z dala od Imperiusa.

W tym momencie włosy zjeżyły się jej na głowie, bo poraziła ją jeszcze inna myśl. A co, jeśli to wszystko jest ukartowane? Żeby w tej fazie projektu ludzie nie wyjeżdżali i przez to nie unikali wpływu fal??

Może te wszystkie zniknięcia są zaaranżowane? Nawet ucieczka Rookwooda mogła być zaaranżowana! Albo sfingowana!

Boże, jeśli tak, to znaczy, że ci, którzy za tym stoją, nie zawahają się przed morderstwami…

A jeśli Severus został zablokowany na Kontynencie, to nie bardzo miała jak się z nim porozumieć. Za pomocą Patronusów nic nie będzie mu w stanie powiedzieć! I naprawdę zostawała z tym wszystkim sama.

Jest jeszcze Dris…

Natychmiast przypomniała sobie – POCZUŁA jego zachowanie oraz decyzje podejmowane bez jej zgody i tym razem naprawdę coś złapało ją za gardło. I poczuła, że robi się jej dziwnie ciężko.

– O Boże – szepnęła, opierając się jak w transie o biurko.

– Dlatego – podjął Dris, przyglądając się jej uważnie. Dostrzegł oszołomienie, które niemal natychmiast zastąpiło przerażenie i w duszy krzyknął z radości. – Przenosisz się do mnie. Mam posiadłość w Kelty, na północy kraju i tam będziesz bezpieczna. Nie… – urwał na chwilę i postąpił ku niej. – Nie wyobrażam sobie ciebie stracić. Nie… Jesteś dla mnie wszystkim.

Po czym ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował.

Wszystko, co się działo, możliwe implikacje… Merlinie, świat oszalał! Tego było za dużo! I działo się zbyt szybko! Szalejące w Hermionie myśli i uczucia były tak obezwładniające i absorbujące, że nawet nie słyszała co mówił i poczuła dopiero jego pocałunek. Zaś ZROZUMIENIE, co właśnie zrobił zajęło jej całe dwie długie sekundy.

Zachłysnąwszy się zaskoczeniem złapała go za ręce, by go odepchnąć. Równocześnie Dris sam się odsunął – zaledwie odrobinę i wciąż przytrzymywał jej głowę.

– Jesteś moim słońcem, moim…

– Dris…

– … księżycem, jutrzenką…

– Dris!

– … moim Aniołem.

Jakimś cudem Hermiona oderwała jego dłonie, mężczyzna zamilkł i spojrzeli na siebie, oboje ciężko oddychając.

– Hermiono…

– Dris…

– Kocham cię…!

Merlinie, nie kochasz mnie! Tylko ci się tak wydaje!

– Posłuchaj, ja… – pokręciła głową.

– Jesteś moja. Jesteś mi pisana, rozumiesz?

To ty nie rozumiesz! To nie jest prawda! wybuchło w niej.

– Posłuchaj, to… to fale! To Imperius! To… Przykro mi… – zacisnęła oczy, bo wszystko w niej aż wyło, żeby to powiedzieć. Powiedzieć i mieć spokój. Powiedzieć i móc wszystko wyjaśnić. I zacząć pracować nad powstrzymaniem tego jakiegoś szaleńca!

W tej chwili wydawało się to najbardziej oczywistą, właściwą rzeczą, którą mogła zrobić!

Gdy otworzyła oczy, Dris wpatrywał się w nią w milczeniu, marszcząc mocno brwi. Jego konsternację, może panikę czuła tak wyraźnie, jakby była czymś materialnym, unoszącym się w powietrzu dookoła nich.

– Ja… – Boże, czemu powiedzenie tego było takie trudne?! I natychmiast pojęła. Z powodu przeklętych fal! – Ja… mam kogoś. Chłopaka – zachłysnęła się lekko powietrzem, bo wszystko się w niej trzęsło. – Jestem z kimś – wymówienie każdego słowa wymagało od niej wysiłku, każde było niczym ciężki, olbrzymi kamień, który nie chciał jej przejść przez usta. – I właśnie dziś w południe… Wyjeżdżam do niego. Przenoszę się. Ro…rozumiesz?

Te kilka słów obudziło w Drisie demona mordu. I z każdą chwilą, z każdym dudniącym w uszach oddechem ten demon rozpinał coraz bardziej skrzydła w jego duszy, karmiąc się jego wściekłością i żądając ofiary.

Nie odrywając wzroku od Hermiony odsunął się o krok, żeby nad sobą zapanować i nie zmiażdżyć jej zaciskającymi się kurczowo dłońmi. Czuł, że gdyby jej dotknął – jej twarzy, jej gardła… zamknąłby je w żelaznym uścisku i nie otworzył. Nie na czas.

Gdy dudnienie w uszach przeszło w łomot, rozbolały go palce, a obraz przed oczami zaczął falować w pulsującym rytmie, więc cofnął się jeszcze trochę.

– Kto to jest – wyrzucił z siebie.

Jeśli przed chwilą wszystko w Hermionie się trzęsło, teraz cała zaczęła dygotać. Ledwie zaczęła mówić, wszystko w Drisie się zmieniło; uśmiech, który z nim kojarzyła zniknął i jego twarz stała się napiętą maską rzeźbioną ślepą furią. Wyglądał jak szaleniec, który dotarł do krawędzi przepaści i nie miała pojęcia, czy nie chwyci jej i nie skoczy, ciągnąc ją za sobą. W jego oczach wpierw coś zgasło – umarło, a potem zapłonęło na nowo, lecz to już nie był ten sam człowiek. To nawet nie był już człowiek.

Zaś gdy usłyszała chrapliwy, zwierzęcy warkot, ogarnął ją równie zwierzęcy strach.

– Ddris…

– Kto to jest!

Merlinie, nie mogła nic wymyślić, żadne kłamstwo nie przychodziło jej do głowy, miała w niej tylko pustkę i ciemność.

– Nie znasz go…

Widząc jej przerażenie Dris zapanował nad sobą odrobinę. Nie ją pragnął zabić.

– Dowiem się – zapewnił ją tonem, który zamroziłby piekło. Zamierzał zajrzeć w jej jaźń, lecz nie teraz, teraz by się zorientowała. Musiał z tym poczekać, aż ochłonie. – Jesteś moja. A ja nie dzielę się tym, co należy do mnie. Niewierności również nie toleruję. Więc będzie lepiej dla niego… dla ciebie też, jeśli zniknie – sięgnął do jej twarzy i pogłaskał po policzku tępym, kanciastym ruchem. – Przemyśl to sobie. Daję ci chwilę na zmianę zdania… ale cierpliwy również nie jestem – powiedział i skinąwszy jej głową odwrócił się jednym, krótkim ruchem i prędko wyszedł.

Huk zamykanych drzwi odbił się wstrząsem w Hermionie i kobiecie wydało się, że dopiero teraz złapała oddech.

I dysząc i zachłystując się powietrzem zaczęła telepać się jeszcze bardziej.

O Bo… O… O… Bo… że… myśli jej się rwały, gdy osuwała się niezdarnie na krzesło.

Rozdziały<< Trzeci Raz – Rozdział XXVITrzeci Raz – Rozdział XXVIII >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz