Jednym machnięciem różdżki czarodziej otworzył okno i rozpoznał sowę Lucjusza Malfoya. Ptak wskoczył natychmiast do środka, podfrunął do krzesła i przysiadłszy na oparciu wyciągnął ku niemu nogę z rulonikiem pergaminu.
– Przestań się kręcić – syknął do niego, gdy trzeci raz próbował rozwiązać rzemyk. – Nie ruszaj się, bo użyję zaklęcia i będzie mi obojętne, co odetnę.
Sowa zamarła w bezruchu i wreszcie mu się udało. Rozwinął pergamin i na widok krótkiej wiadomości jego brew powędrowała wysoko do góry.
Severus musiał przyznać, że już się zdziwił – taki pośpiech nie pasował do jego raczej flegmatycznego, dobrego byłego przyjaciela. Kropka po pierwszym zdaniu przypominała kleksa – wyglądało to trochę tak, jakby Lucjusz wahał się przed napisaniem kolejnego.
Do powrotu Granger zostało mu jeszcze sporo czasu (bo tego wieczoru z pewnością nie zamierzał stracić!), więc założył surdut, zapiął guziki i spojrzał na sowę siedzącą na oparciu krzesła i łypiącą na niego wielkimi oczami.
– Chodź tu – wyciągnął do niej rękę i ptak pospiesznie na nią wskoczył. – Eurus to bóg wiatru*, wiesz? – rzucił z drwiną i dodał z krzywym uśmieszkiem. – Pokażę ci, co to znaczy szybkie latanie. Eurus.
Po czym obróciwszy się na pięcie deportował z cichym trzaskiem.
Jeszcze bardziej zaskoczył go fakt, że drzwi otworzył mu sam Lucjusz.
– Bogowie, Severusie, szedłeś na piechotę? – zawołał na powitanie. – Czy też Spinner’s End przeniesiono na koniec świata?
– Nawet nie wiesz, jak jesteś blisko – odparł Severus, wchodząc do środka i opanowując się, by się nie zaśmiać, bo bardzo go to stwierdzenie rozbawiło.
Malfoy już miał zamknąć drzwi, gdy zawahał się i wyjrzał na dwór.
– Gdzie jest moja sowa?
– Wyrwała mi się, jak tylko zjawiliśmy się przed bramą. Odniosłem wrażenie, że teleportacja nie przypadła jej do gustu.
Uspokojony starszy czarodziej zatrzasnął duże skrzydło, eleganckim gestem wskazał Severusowi drogę i ruszył przed siebie.
– Jestem pewien, że cię zaskoczę – obwieścił triumfalnie.
– Z wiekiem stajesz się coraz bardziej tajemniczy – uśmiechnął się na to Severus i postanowił o nic nie pytać. Zaraz i tak miało się okazać, a w ten sposób mógł go trochę zirytować.
Podczas drogi długim korytarzem Lucjusz nie odezwał się ani słowem, choć po sposobie w jaki trzymał głowę, czy kołysał na boki swoją nieodłączną laską Severus widział, że coś w nim pęcznieje i z każdym krokiem coraz trudniej przychodziło mu panowanie nad sobą.
– Jakież to szczęście, że gabinet nie znajduje się dalej – zadrwił, gdy obaj zatrzymali się przed drzwiami.
Lucjusz odpowiedział mu podobnym kpiącym uśmiechem, otworzywszy drzwi o dziwo wszedł pierwszy i nie odrywając od niego oczu wykonał zapraszający gest.
Severus przeszedł przez próg i tylko dzięki latom doświadczenia udało mu się zachować nieprzenikniony wyraz twarzy.
W fotelu po prawej od wejścia siedział Draco, zaś po lewej, przodem do nich…
– Augustus Rookwood – powiedział powoli w ramach powitania.
Widząc reakcję Severusa, Gus wybuchnął śmiechem i podniósł się.
– Mówiłem ci, że nic po sobie nie pokaże – rzucił do Lucjusza i ruszył w stronę stolika z barkiem. – Severusie, dobrze cię widzieć, wiesz? Ognista, o ile dobrze pamiętam? – sięgnął po butelkę whisky.
– Widzę, że świeżo zakończony pobyt w Azkabanie nie zaszkodził twojej pamięci – skomentował Severus, podchodząc do wolnego fotela koło Rookwooda.
Gus nalał mu połowę szklaneczki, zmroził zaklęciem i podszedł, żeby mu ją wręczyć.
– Mam nadzieję, że nie zacząłeś wierzyć w bzdury ogłaszane przez Ministerstwo?
– Czasem i durniom zdarza się mieć rację, choćby przez czysty przypadek.
– Nie tym razem – odparł Gus, siadając wygodnie i krzywiąc się poprawił frak, sądząc po eleganckim kroju najwyraźniej Lucjusza. – Co powiesz na to, że to właśnie ci durnie mnie wypuścili, zamiast faceta, który siedział w celi naprzeciwko, lecz nie teraz, tylko w listopadzie zeszłego roku?
Severus zakołysał szklaneczką i wciągnąwszy głęboki aromat upił odrobinę.
Zgodnie z tym, co znalazł Potter, w listopadzie Ministerstwo zwolniło Ila. Zamiast zboczeńca wypuścić na wolność Śmierciożercę. Istotnie, banda durniów.
Poza tym Augustus nie sprawiał wrażenia kogoś, kto dopiero co opuścił Azkaban. Owszem, w porównaniu do człowieka, którego pamiętał z okresu wojny postarzał się, posiwiał i wychudł, ale wyglądał i poruszał się o niebo lepiej, niż gdy on sam z niego wychodził.
– Więc to tym chciałeś mnie zaskoczyć? – zwrócił się Severus do starszego Malfoya, unosząc szklaneczkę i przyglądając mu się przez nią.
– To jeszcze nic, wierz mi mój drogi – zaśmiał się ten w odpowiedzi. – Szukałeś człowieka, który sprawił, że poczerniał nasz Mroczny Znak… więc cię do niego przyprowadziłem.
Czyżby? To takie proste? Unosząc wysoko brew Severus spojrzał na Gusa, na co ten pokiwał głową z satysfakcją.
– Do jednego z dwóch – poprawił ojca Draco z bardzo dziwnym wyrazem twarzy.
– A kim jest ten drugi i dlaczego go tu nie ma?
– Jest pośród durniów – odparł Lucjusz.
– A nie ma go, bo właśnie jego będziemy musieli zabić – uzupełnił Gus.
—————————–
* Eurus – rzymski bóg wiatru
Ministerstwo Magii, Wydział Pocztowy
O tej samej porze – 14:54 – 13:57
Listów do krajów arabskich nie było wiele, ale z każdą chwilą rosła ilość przesyłek do pozostałych państw. Czarodzieje na ogół zawiadamiali w nich o ograniczeniach wynikających z zamknięcia granic, zapewniali bliskich czy dalszych znajomych lub partnerów handlowych, że wszystko u nich w porządku, jednak proporcjonalnie do wzrostu ilości listów rosła też ilość „dziwnych przesyłek”.
Ponieważ zaś każda przechwycona sowa pojawiała się w Wydziale i była odsyłana dopiero po kontroli, zaczynało brakować miejsc w specjalnych klatkach, w związku z tym Dris zaglądał na dół coraz częściej.
Teraz też musiał to zrobić. Dlatego też choć narada dotycząca poszukiwań Gusa przez Aurorów i Służbę Bezpieczeństwa jeszcze się nie skończyła, dał dyskretny znak Kingsleyowi i wyszedł.
Aidan wyjaśnił mu, że jedną z podstawowych zasad posługiwania się Zmieniaczami Czasu było nie tylko uniknięcie wpadnięcia na kogoś, kto mógł widzieć go równocześnie w innym miejscu, lecz również na samego siebie. Dlatego przy cofaniu się w czasie zawsze istniała niewielka różnica między miejscem, w którym się znalazło a czasem; pozwalało to ukryć się przed swoim drugim „ja”.
O 13:57 zajrzał na chwilę do gabinetu i od razu wyszedł na kolejne spotkanie – w związku z tym powinien odczekać do 14:57, cofnąć się o godzinę i natychmiast fiuuknąć wewnętrzną siecią do Wydziału Pocztowego lub ukryć się za biurkiem – lecz bawiło go przyglądanie się „temu drugiemu Drisowi”.
Teraz wyjął spod galabii łańcuszek ze Zmieniaczem Czasu, poczekał do właściwej godziny i obrócił maleńką klepsydrę zawieszoną na dwóch obrączkach jeden raz. Momentalnie wszystkie barwy rozmyły się dookoła i w uszach przez kilka sekund huczały głosy wielu ludzi – ten aspekt podróży w czasie bawił go znacznie mniej. Gdy nagle z przedziwnego chaosu wyłonił się na nowo jego gabinet, oparł się wygodnie o biurko i spojrzał na drzwi.
Chwilę później dotarł do niego odgłos kroków. Uśmiechając się lekko Dris spojrzał na klamkę, a gdy drzwi otwarły się, skłonił się „drugiemu Drisowi”. Ten podchodząc do niego odwzajemnił uśmiech – w końcu przecież na podróże w czasie nastawił się od wczoraj i nie było to żadne zaskoczenie, o którym tyle ględził Aidan.
– To lepsze niż zawody na wielbłądach – rzucił do swojego drugiego „ja”.
– Przynajmniej ja na ciebie nie napluję – odparł ten.
Dris przyjrzał się, jak sam zabiera kilka rolek pergaminów z biurka i wychodzi. Dopiero wtedy podszedł do kominka i przeniósł się do Wydziału Pocztowego.
Żeby ułatwić wszystkim posługiwanie się Zmieniaczami Czasu Archibald oddał Drisowi swoje biuro z kominkiem i regularnie przynosił odłożone przez swoich ludzi podejrzane przesyłki. Arabowi było to bardzo na rękę – od przeraźliwego skrzeczenia i syków rozzłoszczonych ptaków oraz zapachu wilgotnej karmy, której pełno było w klatkach kręciło mu się w głowie i zbierało na wymioty.
Tym razem pudełko zastąpiło pudło pełne większych i mniejszych kopert czy paczek. Dris póki co zignorował je i sięgnął do koszyczka, w którym znajdowały się listy do krajów arabskich.
No dalej, Gus, na pewno to zrobiłeś… myślał, wertując pospiesznie plik kopert. Oman, Bahrajn, Kuwejt, Iran… MAROKO!
Serce zabiło mu mocniej, zaś na widok dokładnego adresu ruszyło galopem. Poderwał głowę i spojrzawszy na drzwi wskazał je ręką i uczynił nią krótki, ostry ruch; cichy zgrzyt zamykanego zamka dobiegł go już jak sunąc palcami po śladach sklejenia otwierał kopertę.
Gdy skończył czytać, serce waliło mu z zupełnie innego powodu. Na Allaha, gdybyś tego nie przewidział i ten list doszedł do Marokańczyków… byłbyś martwy.
Przełknąwszy ślinę przeczytał list jeszcze raz, potem jeszcze raz, o wiele wolniej i o wiele spokojniej.
Ale przewidziałeś. Jesteś genialny. I jak zwykle ci się udało. Jak zwykle masz szczęście.
Naturalnie musiał założyć, że Gus domyśla się, że sprawdzał pocztę i będzie próbował go przechytrzyć, wysyłając kolejny list, więc musiał kontynuować kontrolę.
Tak samo musiał mieć oko na pozostałe przesyłki i nadal dyskretnie przeglądać korespondencję do Ministerstwa – Gus mógł przecież próbować zdyskredytować go w oczach rządu lub przesłać list do byle kogo w innym kraju i prosić o przekazanie go do Maroka czy Arabii Saudyjskiej.
To drugie jest mało prawdopodobne, bo z każdym oczkiem w łańcuchu traci coraz bardziej kontrolę nad przesyłką.
Choć po prawdzie nie ma kontroli nad niczym, ty zaś masz całkowitą.
Zerknął z zainteresowaniem na zdęcie olbrzymich, białych klifów w Dover – nie miało to żadnego znaczenia, jak najprawdopodobniej miejsce wysłania sowy, ale postanowił kazać Ifrytowi tam zajrzeć. Następnie zniszczył pocztówkę i z uśmiechem zajął się pobieżnym przeglądaniem pozostałej korespondencji.
W zasadzie wszystko zaczynało się powoli układać. Dwóch Aurorów, wysłanych do Oxfordu po dziesiątej potwierdziło, że Portal jest już zamknięty, więc sprawę zniknięć miał już z głowy. Gus zachowywał się zgodnie z przewidywaniami i niebawem również miał wpaść w jego ręce – czy to złapany przez czarodziejów przy kolejnej próbie wysłania listu lub szukania jedzenia, czy to przez Ifryta, lub gdy w końcu nie uda mu się wypchnąć go ze swojej jaźni.
Dawał mu nie więcej niż trzy, cztery dni.
A jeśli o dawanie czasu chodzi… Skoro wszystko się układało i odpadł mu jeden problem, mógł zająć się wreszcie Hermioną. Po ostatniej rozmowie powinna zdążyć przemyśleć sobie wszystko i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
No i pozostaje ten ktoś, z kim… Trzymana w ręku jedna z wielu stron jakiegoś listu buchnęła płomieniem; Dris zgasił ją i przyjrzawszy się mocno nadpalonym brzegom zmiął i wyrzucił do kosza.
Ten człowiek już jest trupem. I dobrze byłoby zajrzeć dziś bardzo dyskretnie do jej jaźni, żeby dowiedzieć się, kto to… BYŁ.
Dwór Malfoyów
O tej samej porze
– Byłeś blisko – zauważył Lucjusz. – Szukałeś kogoś pośród Sfery Decyzyjnej, ale nie wziąłeś pod uwagę jednej osoby. Idrisa Benhammady, doradcy naszego drogiego Ministra. Co nie dziwi, to nowa, dopiero co wzeszła gwiazda, która zabłysła dzięki staraniom Gusa.
Severus upił spory łyk whisky i odstawił szklaneczkę na stół. Cóż, gdyby tylko wiedział, że Augustus był na wolności, byłby jego pierwszym podejrzanym. Ale instynkt cię nie zwodzi. Benhammada ci nie pasował i teraz już wiesz, czemu.
– Powiedzmy, że ostatnimi czasy trochę się poróżniliśmy – podjął Gus filozoficznym tonem. – On odwrócił się ode mnie, ja od niego… To się zdarza, gdy ludzie zmieniają strony – postanowił dogryźć trochę Severusowi, w końcu należało mu się. – Wczoraj wieczorem odkryłem, że trochę mi dokopał, więc uznałem, że czas dokopać jemu i postanowiłem zwrócić się o pomoc do ludzi, na których mogę liczyć. Trzydzieści tysięcy galeonów na Lucjuszu i Draco nie zrobią wrażenia, a co do ciebie, wiem jak nienawidzisz Ministerstwa.
– Odprawiłem na dziś całą służbę – dodał od razu Lucjusz. – Narcyza wie, a Astorię Draco odesłał rano do rodziny. Ja zaś – w jego głosie pojawiła się nutka pretensji – od razu wysłałem do ciebie sowę. I dałem jej eliksir przyspieszenia. Trochę zajęło ci zjawienie się tu – zauważył kwaśno.
– Bo byłem w Buness, na północy Szetlandów – odparł Severus i dla odmiany to on chwilę delektował się wyrazem zaskoczenia na twarzach pozostałych. – Żeby być jak najdalej od… nazwijmy to co robisz „Imperiusem” – spojrzał uważnie na Augustusa.
Imperiusem…? Gus zmarszczył brwi i niemal natychmiast zaskoczył. A więc to tak nazywa fale! Genialne! Czy raczej ten facet jest genialny! Och, ile by dał, by zamiast z Drisem pracować z Severusem!
– Nie powinieneś narzekać – ciągnął Severus, zwracając się do Lucjusza. – W końcu wiecie więcej ode mnie. Zawsze, kiedy miałeś takie wrażenie, bardzo cię to cieszyło.
– No właśnie nie – zaoponował Draco. – Dlatego tak na ciebie czekaliśmy.
– To ma związek z Departamentem Tajemnic – wyjaśnił Gus. – Będziesz musiał użyć Legilimencji, żebym mógł ci wszystko pokazać. A kiedy ty powiesz o wszystkim Lucjuszowi i Draco, mój umysł odnajdzie tę wiedzę w waszych i wreszcie będę mógł mówić. Właśnie dzięki temu mogłem rozmawiać z Drisem. Bo on potrafi zaglądać do ludzkich umysłów.
To w jakim stanie był Severus po wieczorze z Hermioną doskonale ilustrował fakt, że dopiero teraz dotarły do niego implikacje spotkania z Augustusem. Miał przed sobą nie „człowieka od Mrocznego Znaku”, lecz „człowieka od Imperiusa”. Wszystkie problemy miały się rozwiązać same – koniec z szukaniem go po omacku, domyślaniem się, jakie są jego cele i irytującymi rebusami Granger. Czymkolwiek był ten „Imperius”, również miał się skończyć – zamierzał dopilnować tego osobiście. Zaś jeśli chodziło o Benhammadę… To był przede wszystkim problem Augustusa, ale biorąc pod uwagę natychmiastową odrazę, którą poczuł do tego człowieka, nie miał nic przeciw temu, by Gus zrealizował swoją groźbę.
Popatrz na to z innej strony – przy okazji tej sprawy trafiła ci się doskonała okazja rozwinięcia biznesu i najlepszy seks w życiu. I masz w perspektywie kolejny.
Gus przekręcił trochę fotel, poprawił się w nim i spojrzał Severusowi prosto w oczy.
– Tylko proszę, zrób do delikatnie – pociągnął z niesmakiem za poły fraka. Nie miał pojęcia, jak Lucjusz może w czymś takim chodzić. – Od ostatniej sesji Legilimencji z Voldemortem minęło sporo czasu, lecz wciąż ją pamiętam.
– „Delikatnie”? Za moich czasów Azkaban był więzieniem, nie rozpieszczającym ludzi sanatorium – kącik ust Severusa zadrgał w uśmiechu, po czym czarodziej spoważniał i utkwiwszy wzrok w jasnych oczach Rookwooda szepnął: – Legilimens.
– To znaczy, że to te fale oddziałują na Mroczny Znak? – westchnął Draco pół godziny później. – I pomyśleć, że z tego powodu zamierzałem uciekać na drugi koniec świata!
Sesja Legilimencji z Severusem potrwała ponad kwadrans. Gusowi nie chodziło w niej, by pokazać mu wszystko, ale na tyle dużo, by rozwiązało to całkowicie Gwarancję Milczenia i by go do siebie przekonać (przekonanie Lucjusza i Draco przyszło bardzo ciężko i udało się chyba tylko dlatego, że jako Śmierciożercy należeli niejako do rodziny). Pokazał więc fragmenty rozmów Niewymownych w trakcie prowadzenia Projektu, które wyjaśniały ideę, zasadę działania fal oraz budowę naczynia do ich przesyłania, a następnie pierwszą emanację, którą przeprowadzili razem z Drisem.
Następnie Severus przekazał to wszystko Lucjuszowi i Draco i pod koniec jego wyjaśnień Gus poczuł, jak umysł mu się odblokowuje. W założeniu twórców Gwarancji Milczenia miało to pozwolić Niewymownym na rozmowę z osobami wtajemniczonymi w Projekt i twórczą wymianę poglądów. Niewiarygodne, jak dziurawe były środki ostrożności Ministerstwa!
– Owszem, choć nie wiem czemu – wzruszył ramionami, odstawiając kieliszek z brandy. – Więc skoro mogę już mówić…
W wielkim skrócie opowiedział o poznaniu Drisa i ich współpracy; o tym mógł mówić i zdążył to wyjaśnić obu Malfoyom, więc teraz zrobił to dla Severusa, po czym przeszedł do ich celów i planu przejęcia władzy w kraju.
Słuchając go, Severus w myślach kręcił z niedowierzaniem głową. Merlinie, trafili idealnie, od samego początku. To znaczy Granger miała rację. Jej raport dokładnie oddawał plany Augustusa i Benhammady. Odgadli też niektóre spośród założeń, które już były wprowadzane w życie. Więc teraz już wiesz z całą pewnością, dlaczego tak pragnąłeś kobiety.
Rozumiał też już czemu Granger chciała uciec za granicę i czemu pasowały jej Szetlandy; musiała się domyślić, że fale obejmują tylko większość terytorium Wielkiej Brytanii. Wszystko, co mu sugerowała również stało się jasne i oczywiste. Naturalnie dopiero teraz.
No i musiał przyznać, że nigdy nie udałoby się jej przekazać mu tych wiadomości. Choć znając ją, pewnie jakimś cudem zbudowałaby własny fluctumentis, wyciągnęła swoje przesłania i zaczęła robić konkurencję Augustusowi.
– … dzięki Granger wszystko nieoczekiwanie nabrało rozpędu – to mówiąc Gus spojrzał na niego z błyskiem w oku. – Dris wyszperał w umyśle jej znajomego, że jego babka miała problemy z pamięcią i kazał mu prosić Granger o jakieś zaklęcie na to, ona zaś uwarzyła eliksir-cud. Severus, mówię ci, nawet ty byłbyś zafascynowany! Nie wiem, co dokładnie w nim było, ale okazał się rewelacyjny!
W tym momencie resztka upojnej mgiełki, która otaczała Severusa, odcinając go od wszystkiego dookoła rozwiała się jak za mocnym podmuchem wiatru i ujrzał świat w prawdziwych barwach, taki, jaki jest – w którym problemy nie rozwiązują się same jak za strzeleniem palców i nawet jeśli cudem jeden zniknie, na jego miejscu natychmiast wyrastają kolejne.
Cholera. Nie tyle nie zamierzał im mówić o jego układzie z Granger, ile po prostu jeszcze nie myślał, czy to zrobić (dobrze, samo „nie myślał” wystarczy), ale teraz widział jak na dłoni, że będzie musiał. Zgodnie z jego założeniem „człowiek od Imperiusa” mógł chcieć sprawdzać na przykładzie niektórych znanych ludzi, czy jego działania przynoszą efekty – Granger jako przykład nadawała się idealnie, a z jej opowiadań wynikało, że Benhammada czasem się z nią widywał. Zapewne nie bez powodu. A skoro znał się na Legilimencji…
– Istotnie, wzmocnienie działania eliksiru poprzez dodanie mugolskich leków jest fascynujące – powiedział powoli. – A jeszcze bardziej wasze szczęście, że go dostaliście.
Bo po wyjaśnieniach działania fal widział doskonale, jaką rolę pełnił jej eliksir w procesie wpływania na umysły. Zupełnie w ciemno trafili na jedną, jedyną osobę na świecie, która miała szansę go wynaleźć i nawet o tym nie wiedząc udało im się ją nakłonić, by go dla nich zrobiła!
Gus zamarł z otwartymi ustami. TEGO na pewno Severusowi nie pokazał, więc skąd on o tym wiedział? Skoro eliksir wymyśliła Granger….? A może właśnie nie ona? Może to wyjaśnia „jej” geniusz?? Na myśl o tym, że całkiem przez przypadek Severus już im pomógł zachciało mu się śmiać.
– Skąd wiesz?! Nie mów mi, że to ty go uwarzyłeś?!
– Powiedzmy, że odrobinę pomogłem w przygotowaniu drugiej butelki. Tej, dla której zabiliście jej znajomego.
– Pomogłeś…? Czekaj… skąd wiesz o Arvinie?!
W tym momencie posypały się również pytania ze strony Lucjusza i Draco, lecz Severus uciszył ich wszystkich ruchem ręki.
– Luźna dyskusja, aczkolwiek całkiem przyjemna, musi chwilę poczekać – wyjął z kieszeni galeon, stuknął w niego różdżką i pomyślał „Sama? Szybko!”. Po czym ignorując Draco, który zachłysnął się głośno powietrzem spojrzał na Augustusa. – Mamy problem. Ona wszystko wie. I kiedy mówię „wszystko”, dokładnie to mam na myśli.
Gus zamarł na chwilę, po czym osunął się w fotel jak balon, z którego zeszło powietrze.
Dureń! Skończony dureń! Imbecyl, a nie dziecko szczęścia! To było dokładnie to, czego się obawiał i co próbował wyjaśnić Drisowi! Że pracując w Departamencie Tajemnic Granger zetknie się z aktami projektu i się zorientuje!
Ale to wyjaśnia skąd wie o falach, o fluctumentisie… a jak sam powiedział ten idiota, nie wiedząc, że coś się dzieje, nie miała tego do czego dopasować! I natychmiast spłynęło na niego zrozumienie. Imperius! Severus rozwikłał drugą część zagadki, a Granger ma z nim jakiś układ, oto skąd wie!
Owszem, Severus miał rację, mieli problem, ale… Pochyliwszy głowę spojrzał na podłogę i spróbował ocenić jego rozmiar.
Nawet jeśli Granger wiedziała wszystko, nie miała pojęcia o ich spotkaniu. Więc nawet jeśli Dris zajrzy do jej jaźni, dowie się tylko o niej. To wszystko. Oni pozostaną bezpieczni…
Draco „kontaktowe galeony” znał doskonale z piątej klasy i biorąc pod uwagę kto je stworzył oraz zaistniałą sytuację, nietrudno było dopowiedzieć sobie całą resztę.
– Napisałeś do niej? – spytał, starając się spojrzeć na byłego Opiekuna swojego domu, ale moneta przyciągała jego wzrok jak magnes.
Dopowiedzieć resztę nie było trudno. O wiele trudniej było zrozumieć fakt, że Severus najwyraźniej miał z Granger jakiś układ. On. Z Granger. Szaleństwo!
Słysząc to Gus poderwał głowę. Napisał do niej?! Merlinie, nie, tylko nie to!!
– Napisałeś? CO napisałeś?!
– Póki co, żeby znalazła jakieś ustronne miejsce – odparł Severus, nieświadomie obracając palcami monetę w lewej dłoni. – Każę jej trzymać się z dala od Benhammady. Z tego co się orientuję, mają ze sobą kontakt, a lepiej, żeby nie zobaczył, że Granger wszystko wie.
– Z tego co się orientujesz…? – powtórzył z niedowierzeniem Lucjusz.
Gus machnął ręką ze zniecierpliwieniem.
– Nic nie rób! Trzymanie się od niego z daleka nic nie da, a jeśli Granger się o nas dowie, wszystko trafi szlag, więc nic jej nie mów!
Severus uniósł lekko brew.
– Co masz na myśli mówiąc, że to nic nie da?
– Bo Dris nie stosuje Legilimencji, tylko przejmuje jaźń – westchnął ciężko Gus. – W ten sposób może posiąść jej umysł i dowiedzieć się wszystkiego, co ona wie. I wierzcie mi, jak mówię „wszystko”, ja też dokładnie to mam na myśli – kiwając głową powiódł wzrokiem po trzech czarodziejach. – Właśnie tak udało mu się podejść jej znajomego. Ale to jeszcze nic, bo może również kazać jej zrobić cokolwiek zechce i ona to zrobi, czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jestem pewien, że właśnie w ten sposób kazał któremuś z Aurorów w Azkabanie zabić tego drugiego i rzucić Avadę na siebie samego.
Severus spojrzał na wciąż milczącą monetę. Nie podobało mu się to. Cholernie mu się nie podobało. A już zwłaszcza ostatnie zdanie.
– Można wyczyścić jej pamięć?
– Nie. Nie znam się na przejmowaniu jaźni, lecz boję się, że nie – przyznał Gus. – Wyczyszczenie pamięci sprawia, że nie pamięta się niektórych wspomnień, ale one wciąż są w umyśle. Dlatego Voldemort mógł wyciągnąć od Berty to, co widziała u Croucha. Jak Dris przejmuje czyjąś jaźń, WSZYSTKIE wspomnienia są niejako jego, więc nie musi stosować tortur, tylko po prostu po nie sięgnąć.
– I nie potrzebuje do tego kontaktu wzrokowego?
– Nie. Może to zrobić kiedy chce, skąd chce i z kim chce, wystarczy żeby miał choć krótką styczność z daną osobą – mówiąc to, Gus słyszał swój własny głos. W którym z każdym słowem rósł niepokój, aż pod koniec przerodził się niemal w pewność. – Severus, powiedz mi, że nigdy go nie spotkałeś?! Nie rozmawiałeś z nim?!
– Niestety tak. Dziś rano.
Jasny, pieprzony świat. Gus zaklął i rąbnął pięścią w oparcie fotela. Jeśli ktokolwiek z nich mógł się spotkać z Drisem, jego zdaniem był to Lucjusz, cholerny arystokrata, który lubił zawierać znajomości z wysoko postawionymi ludźmi, żeby potem móc błyszczeć nimi przed innymi! Ale nie Severus, który omijał wszystko, co wiązało się z Ministerstwem niczym groszopryszczkę!
Dlaczego, dlaczego, dlaczego?! Merlinie, ilość kamieni, które nagle zaczęły wyrastać na prostej wydawałoby się drodze była porażająca!
– Spokojnie – powiedział, siląc się na ten spokój. – Nieważne, spokojnie. Powiem ci, jak rozpoznać próbę przejęcia jaźni. Regularnie próbuje to zrobić ze mną, ale jak wiesz czego się spodziewać, możesz go powstrzymać, szczególnie że znasz się na Oklumencji.
To była bardzo dobra nowina – dla Granger. Severus nie zamierzał pozwolić temu sukinsynowi na przejęcie choćby skrawka jego ciała, z pomocą Augustusa lub bez. Udało mu się to setki razy z Czarnym Panem i był pewien, że gdyby Benhammada odważył się spróbować, wyleciałby z jego umysłu jeszcze szybciej niż kafel na mistrzostwach świata w Quidditchu. Ale nie chciał, żeby cokolwiek stało się Hermionie Granger.
– To się doskonale składa. Będziesz mógł powiedzieć to również i jej – ujął monetę w dwa palce i obrócił ją trzecim.
– Nie, wykluczone! Severus, posłuchaj – Gus pochylił się ku niemu i wykonał gest, jakby chciał wyrwać mu monetę, ale opanował się i oparł łokcie na kolanach. – Jest jeszcze coś, czego nie zdążyłem ci powiedzieć. Drisowi służy najpotężniejszy, najbardziej wredny Ifryt jaki istnieje. Widziałem, co potrafi zrobić… wierzcie mi, nie chcielibyście tego oglądać. Na to bydlę nie ma sposobu, nie działają na niego żadne nasze zaklęcia, nic. I tak się składa, że to bydlę mnie szuka. Rozumiesz? Jeśli Dris dowie się przez Granger o naszym spotkaniu, będzie mógł je wysłać na nas wszystkich.
Severus pieprzył również Ifryta. Czy raczej był to kolejny argument za tym, by ściągnąć tu Granger jak najszybciej i ją ochronić.
– Granger słynie z tego, że szybko się uczy – zapewnił go nietolerującym sprzeciwu tonem.
Gus już otworzył usta, gdy Lucjusz odchrząknął teatralnie.
– Severusie, przypuszczam, że to wyjaśnia, czemu nie chciałeś się przyznać, w jaki sposób zdobyłeś listę więźniów w Azkabanie – odezwał się, oglądając niby od niechcenia swoją wypielęgnowaną dłoń. – I dlaczego byłeś taki tajemniczy, jak mówiłeś, że masz swoje plany na to, jak rozwikłać tę zagadkę. Ale byłoby dobrze, gdybyś wziął pod uwagę, że… MOJA miłość do osób mugolskiego pochodzenia nie jest, jak już wiemy, naturalna, jest ograniczona – podniósł na niego wzrok i dokończył twardo – i przede wszystkim niebawem się skończy.
W tym momencie galeon stał się ciepły i ciężki. Nie dając nic po sobie poznać Severus wstał i schował go do kieszeni.
– W takim razie pozwól, że skorzystam z niej póki jeszcze mogę – odparł z lekkim uśmiechem, turlając różdżkę w palcach i błyskawicznie spoważniał. – Ściągam ją tu, a jak się zjawi, Lucjusz lub Draco zabiorą nas w miejsce, które tylko oni będą znać. To powinno rozwiązać problem, czyż nie? I nie radziłbym wam mnie powstrzymywać – utkwił w Augustusie wzrok, który wbił go w fotel, ledwo zauważalnie pokręcił głową, po czym przywołał Patronusa.
– Granger, zostaw wszystko, co robisz i zjaw się natychmiast w dworze Lucjusza Malfoya. Tak, dobrze słyszałaś, w dworze Malfoya.
Gus popatrzył, jak świetlisty Jastrząb machnął skrzydłami i zniknął w ścianie, zamknął oczy i odchylając głowę do tyłu powoli wypuścił powietrze. To już nie były kamienie, które wyrastały mu pod nogami, to były do jasnej cholery głazy. Choć pomysł wyniesienia się stąd trochę ratował całą sytuację.
– Cóż – przemówił po chwili milczenia Lucjusz. – Panna Granger była tu tylko jeden raz i to dość dawno, więc sugerowałbym, żebyś po nią wyszedł. Inaczej mogłaby zabłądzić.
Severus nie zdążył odpowiedzieć, bo w gabinecie pojawiła się błyszcząca Wydra i podskoczyła ku niemu.
– Daj mi pół godziny, mamy właśnie…
Mężczyzna smagnięciem różdżki uciął wiadomość i przywołał Jastrzębia.
– Powiedziałem NATYCHMIAST – warknął.
Patronus wzbił się pod sufit tak gwałtownie, że aż rozkołysał wiszący nad nimi żyrandol.
– „Daj”? – zadrwił Gus. – Mój przyjacielu, mam nadzieję, że się z nią nie pieprzyłeś i Dris się o tym nie dowiedział, bo jeśli tak, to jesteś martwy.
– Grozisz mi? – zapytał spokojnie Severus.
– Ja? Oczywiście, że nie. Tylko stwierdzam fakt. Dris ma na jej tle obsesję i jest ZABÓJCZO zazdrosny. A wnioskując z tego, że jesteście na „ty”…
Severus popatrzył na niego beznamiętnie.
– Odbiegasz odrobinę od tematyki naszego spotkania – skinął im głową i ruszył do wyjścia.
Gdy drzwi zamknęły się za nim, pozostali wymienili między sobą spojrzenia pełne konsternacji.
Draco wyglądał, jakby miał zaraz zsunąć się z fotela, na twarzy Lucjusza pojawiło się niedowierzenie graniczące z osłupieniem, zaś Gus… Ten naraz wybuchnął śmiechem.
– Święta Granger ze Złotej Trójcy i czterech Śmierciożerców. To dopiero będzie spotkanie! – pokręcił głową. – Nie wiem, jak wy, ale ja zamierzam je smakować!