Goniąc Szczęście Rozdział 21

Zrobienie obiadu trochę potrwało, ale to akurat nie stanowiło problemu, bo Hermiona mogła przy okazji opowiedzieć Harry’emu i Ginny, co działo się od chwili, gdy wypisała się z Kliniki.

Zaczęli od zaglądania do wszystkich szafek w kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia i ku zdumieniu Hermiony znaleźli niemalże tylko gotowe jedzenie w puszkach. Jej mama zawsze preferowała świeże owoce i warzywa, więc taka radykalna zmiana trochę ją zaniepokoiła. W końcu wybrali cannelloni w sosie pomidorowym i Ginny zaczęła na nowo otwierać wszystkie szafki, żeby znaleźć jakieś garnki, zaś Hermiona spróbowała zapalić gaz na kuchence, ponieważ mikrofalówka nie działała. W ogóle żadne urządzenie elektryczne nie działało, a z kranu nie ciekła woda.

Nie mając zapałek rzuciła w końcu Lacarnum Inflamare na kartkę papieru i od niej zapaliła gaz na dwóch palnikach.

– Jak oni mogą tak mieszkać – mruknęła, zdmuchnąwszy płomień i oczyściła powietrze z dymu. – Aerem!

– Nie ważne, mów, co powiedział ten Ill-oo’ka? – ponagliła ją Ginny, zamykając którąś z szafek. – Zgodził się?

– Tak – Hermiona jak najostrożniej przykręciła gaz i to przypomniało jej, jak gotowała obiad w Spinner’s End. – Następnego dnia zabrał nas tam, gdzie akurat było jedno z plemion Aborygenów. Liru. I rozmawialiśmy z ich Przywódcą duchowym, Bupogulem Cośtam. Ginny, masz ten garnek? Były gdzieś na dole.

Rudowłosa zanurkowała do najniższej szafki i z okrzykiem ulgi wyjęła duży srebrny gar.

– Mam! Może być?

– Znajdź jeszcze pokrywkę, były gdzieś obok.

Harry obejrzał z obu stron puszkę i odsunął jedną z szuflad w poszukiwaniu otwieracza do konserw.

– No i co zrobił ten Dupoghul? – zamknął ją z trzaskiem i otworzył drugą. – Ktoś widział gdzieś otwieracze do konserw?

– Jaki… ach! – zachichotała Hermiona. – Sprawdź niżej…

– Tam jest cebula. Nie ma koło ciebie?

Hermiona odsunęła szufladkę koło siebie i spośród otwieraczy do butelek, noży do ostryg, korków do butelek, obieraczek do warzyw i szczypczyków kuchennych wyciągnęła otwieracz.

– Faktycznie, masz rację. Więc w skrócie wzmocnił moją zdolność odczuwania miłości i dał mi Kamień, który na nią reagował.

To nie była chwila, żeby opowiadać im szczegóły, szczególnie, że właśnie w tym momencie Harry wbił za mocno otwieracz i sos prysnął wszędzie dookoła.

– Cholera – syknął i spojrzał na stół. – Ten, co tam leży? A już myślałem, że zabrałaś jakiś na pamiątkę z Australii. Albo… – rozejrzał się i przysunąwszy do Hermiony i Ginny dorzucił szeptem. – Albo to na Snape’a. Żeby go walnąć w ten durny łeb, jak zaczyna być zbyt wredny.

Hermiona wybuchnęła śmiechem. Zdecydowanie, to nie był moment, żeby powiedzieć im, że oddała 12 lat swojego życia.

– On wcale nie jest wredny – zaprotestowała i dodała, pokazując siebie. – W każdym razie, Ginny, to jest efekt magii, która będzie działać jeszcze jutro.

Ginny z triumfalną miną podała jej zbyt małą pokrywkę.

– Merlinie, to dlatego! Bo dookoła ciebie wyczułam tyle miłości, że to po prostu zwaliło mnie z nóg.

Harry przerzucił do garnka zawartość pierwszej puszki i rozejrzał się po kuchni.

– Gdzie jest śmietnik?

 

 

W tym samym czasie

 

Szukając jakiegoś cichego, ustronnego miejsca, Severus zajrzał do pomieszczenia obok saloniku. Była to malutka sypialnia i na widok łóżka lekko się zawahał, ale tylko na chwilę. Nie zależało mu na przestrzeni, nie potrzebował stołu czy biurka, a poza tym nie zamierzał zwiedzać całego jachtu.

No i być może pomógł mu głos Pottera dochodzący zza pleców. Sypialnia, nie sypialnia, wszystko było dobre, byle dalej od niego. I od Weasley przemknęło mu przez myśl.

Temperatura była tu trochę wyższa, bo słońce zaglądało przez liczne otwarte okienka w ścianach i suficie, rzucając na podłogę, pościel i ściany większe i mniejsze rozpalone prostokąty. Severus rzucił Frigeo, ściągnął małe zasłonki na oknach od strony południowej i dopiero wtedy usiadł na łóżku, by przyjrzeć się Kluczowi do Londynu.

 

Wyglądał zupełnie niepozornie, jak zwykły, mały kluczyk. Pewnie dlatego wiele osób na bazie skojarzeń traktowało Klucze do Inter-Portali na równi ze świstoklikami, co było olbrzymim błędem.

Świstokliki były bardzo prostym środkiem magicznego transportu. Zrobione z jakiegokolwiek nieożywionego przedmiotu, przenosiły siebie oraz ludzi, którzy akurat je dotykali, w ściśle określone miejsce i praktycznie każdy mógł je zrobić.

Klucz z kolei był bardzo złożonym obiektem magicznym. Robiony był ze specjalnego stopu srebra odlewanego przez gobliny, tworzenie go składało się z kilku etapów i wymagało współpracy z Niewymownymi.

Najpierw czarodziej z Departamentu Transportu Magicznego wycinał w srebrze klucz. W takim kluczu zapisywał Miejsce Przeznaczenia, określał ilość osób mających się nim posługiwać i przekazywał go Niewymownym razem z wnioskiem podpisanym przez Ministra, jego Zastępcę, Szefa Biura Aurorów lub Szefa Departamentu Tajemnic.

Niewymowni rzucali na niego Podwójne Zaklęcie Interakcji, dzięki któremu magia strzegąca Drzwi rozpoznawała Klucz, a Klucz aktywował Inter-Portal, będący bez tego długim na tysiące mil korytarzem. Etap ten zarezerwowany był dla Niewymownych z bardzo prostego powodu – tylko oni mieli prawo znać specyficzną dla każdego kraju magię strzegącą Drzwi.

Następnie klucz wracał do Departamentu Transportu Magicznego do zapieczętowania go i dopiero wtedy stawał się Kluczem.

Na całe szczęście zmiana Miejsca Przeznaczenia była mniej skomplikowana – należało rozpieczętować Klucz, przekierować go na jakiekolwiek inne miejsce i zapieczętować na nowo.

Biorąc pod uwagę wszystkie inne dostępne mu sposoby podróżowania, Severus nigdy nie interesował się Inter-Portalami. Jednak kilka lat temu, kiedy Czarny Pan szukał najlepszego sposobu na dostanie się do Ministerstwa, by wykraść Przepowiednię, kazał mu dowiedzieć się wszystkiego na ten temat. Severus, z pomocą Dumbledore’a przepytał więc Flitwicka, a potem wspólnie z Augustusem zrobił na próbę jeden Klucz, właśnie z Francji. Czarny Pan dał go do przetestowania jednemu ze Śmierciożerców, ten utknął w Bastylii i, jak można się było tego spodziewać, Severus z Augustusem zostali ukarani. Podczas następnego spotkania Rookwood powiedział mu, że gdyby to był Pettigrew, z chęcią dałby się ukarać nawet i drugi raz i Severus nie mógł się z nim nie zgodzić.

Naraz zza drzwi doszedł głośny wybuch śmiechu, Severus wrócił do rzeczywistości i poczuł, że ma kurczowo zaciśnięte pięści. Zostaw przeszłość i skup się na chwili obecnej!

Nie chcąc, by cokolwiek go rozpraszało, rzucił Quiesus i dopiero, gdy dookoła zaległa idealna cisza, zajął się Kluczem.

Przede wszystkim musiał odnaleźć i złamać Pieczęć. Tego akurat nigdy nie robił, ale dzięki wyjaśnieniom Flitwicka znał teorię.

Stuknąwszy w Klucz różdżką i szepnąwszy „Apertum”, zaczął przesuwać nią po całej powierzchni. Sprawdził w ten sposób całą nasadę, zjechał na cienką nóżkę i gdzieś w połowie odniósł wrażenie, że różdżka zahaczyła o coś i zaczęła to ciągnąć. Żeby się upewnić Severus wzmógł nacisk na Klucz, dotarł aż do samego końca i dopiero wtedy pociągnął gwałtownie ku sobie.

I dosłownie poczuł, jak Pieczęć pękła, fala magii rozeszła się na wszystkie strony i lekko poczerniałe srebro rozbłysło mocno od środka.

To była ta łatwiejsza część… Teraz trzeba zmienić Miejsce Przeznaczenia.

– Ad Cursum – powiedział bardzo wyraźnie. – Francja, Paryż, Bastylia.

Trzy świetliste symbole określające Inter-Portal spłynęły z jego różdżki i zatańczyły na gładkiej powierzchni.

Severus odruchowo wstrzymał oddech. To był właśnie ten moment, który go niepokoił. Osiem lat temu po prostu stworzył nowy Klucz, a nie zmieniał już istniejący i teraz nie wiedział, czy Klucz, który ma już zapisane Miejsce Przeznaczenia, zaakceptuje nowe, czy trzeba będzie je wpierw usunąć. Flitwick wspominał o dwóch możliwych zaklęciach i musiał przyznać, że oba brzmiały mało… zachęcająco.

Roztańczone światełka pełgały po powierzchni niczym krople deszczu po szkle i złapał się na tym, że cały spięty śledzi je wzrokiem, jakby mógł w ten sposób popchnąć je do środka.

Na piersi zaczęło mu się robić ciężko, mocne bicie serca przeszło w łomotanie… i naraz jeden z symboli wniknął w Klucz i pociągnął za sobą pozostałe!

Severus odetchnął i ciężar znikł.

Teraz pozostało mu tylko zapieczętowanie Klucza. Coś, co już kiedyś udało mu się zrobić.

– Sigillum ultimae inditio.

Ledwo koniec różdżki dotknął błyszczącego metalu, cały Klucz rozjarzył się oślepiającym blaskiem, jakby przejrzało się w nim tysiąc słońc jednocześnie i zgasł. Jeszcze tylko przez sekundę widać było cieniutką, niemal zupełnie przeźroczystą warstewkę połyskującą na całej powierzchni, a potem i ta znikła, wchłonięta przez Klucz i wszystko ustało.

Klucz do Paryża był gotowy.

Patrząc na niego Severus nie mógł się nie uśmiechnąć. Udało mu się.

Co prawda jeszcze w saloniku przyszło mu do głowy, że jeśli mu się nie uda, w najgorszym przypadku Hermiona i jej ojciec będą mogli dostać się do Londynu, stamtąd zaś on mógł aportować ich do Paryża, bo do teleportacji na taką odległość eliksir ekspansyjny nie był potrzebny. Jednak Klucz do Bastylii był bezsprzecznie najlepszym rozwiązaniem.

Udało się tobie i udało się jej pomyślał, przypominając sobie ich poranną rozmowę. W takich sytuacjach najważniejsze było wierzyć do końca.

Jego umysł jakby tylko na to czekał. Klucz, jej ojciec, Potter i Weasley… wszystko momentalnie wywietrzało mu z głowy i zobaczył scenę sprzed kilku godzin. Hermiona, wchodząca do jego pokoju, podchodząca powoli do okna…

Dziś znów założyła tę czarną sukienkę, w której miała figurę Kirke i wabiła go każdą krągłością. Tę samą czarną sukienkę, co tamtego wieczora, kiedy tak niewiele brakowało, by TO się stało.

TO powinno się stać!

I teraz, siedząc na dużym łóżku tak łatwo mógł sobie wyobrazić, co mogłoby się dziać teraz, gdyby tamten wieczór skończył się inaczej i gdyby teraz byli sami…

Opanuj się. Weasley umie wyczuwać emocje innych ludzi. I byłoby zdecydowanie niewskazane, by wyczuła twoje.

Czym prędzej zdjął Quiesus, dotarły do niego stłumione odgłosy z kuchni i by zająć myśli czymś innym rozejrzał się dookoła.

Sypialnia była malutka, ale wyraźnie urządzona w taki sposób, żeby wykorzystać każdą możliwą przestrzeń. Prócz dużego łóżka dostrzegł kilka szafeczek, coś jakby biurko na zawiasach wystające ze ściany, z płytkimi półkami pełnymi papierów i książeczek, a za nim przejście do łazienki. Stąd gdzie siedział, widać było małą umywalkę i część przeszklonego prysznica.

W tej chwili całe pomieszczenie skąpane było w łagodnym półmroku, ale gdy wszedł, słońce zaglądało przez liczne okienka. I pewnie nocą można było przez nie dostrzec księżyc i gwiazdy.

Oczami wyobraźni natychmiast zobaczył ich leżących tu razem, z jeszcze splątanymi nogami, rękoma… jeszcze zdyszanych i nieprzytomnych… Mógłby naciągnąć na nich tę gładką, miękką pościel i mogliby patrzeć na czarne, rozgwieżdżone niebo. I miarowy chlupot fal mógłby utulić ich do snu. O ile oczywiście by na to pozwolił…

Nagle pukanie do drzwi sprowadziło go na ziemię, ale zanim zdążył zareagować, do sypialni zajrzała Hermiona.

– Nie przeszkadzam? Chciałam ci powiedzieć, że obiad już gotowy – powiedziała i rozejrzała się dookoła z zaciekawieniem. – Całkiem nieźle tu.

Severus przywołał ją kiwnięciem głowy, więc weszła, zamknęła drzwi i… usiadła obok na łóżku.

O Merlinie…

– Klucz ustawiony na Paryż – pokazał jej kluczyk. – Możemy wybrać się tam w każdej chwili.

– Cudownie! Jesteś genialny! – westchnęła Hermiona, sięgając po niego.

Delikatne muśnięcie jej palców przyprawiło go o dreszcze. Opanuj się, człowieku. TO zdecydowanie nie jest moment na takie myśli! A tak łatwo byłoby objąć ją, przechylić powoli na łóżko i… Merlinie, rozkołysać cały jacht!

Przestań! Idioto! Severus zaczął tracić do siebie cierpliwość. W takim stanie absolutnie nie mógł zjawić się koło Weasley!

– Idź już jeść, ja zaraz do was dojdę… – cholera, nawet mówiąc o obiedzie z Potterem nie mógł się od niej uwolnić!

Ale to był sposób. Pomyśleć o Potterze. Wyobraź sobie, że siadasz z nim przy tym samym stole i podajesz mu sól. I zbierasz po nim talerze, bo oczywiście on nie może używać magii.

Hermiona wyszła, a on jeszcze przez chwilę snuł tego typu myśli i na koniec stwierdził, że obecność Pottera ma jednak swoje plusy. Jednak te nie miały długo potrwać.

 

 

Londyn, Hotel Hilton, pokój Moniki

4:20

 

Na pewno doskonale wiecie, jak to jest, jak człowiek obudzi się w środku nocy i za nic nie może zasnąć. Nie pomaga przewracanie się w pościeli i poprawianie poduszki, kiedy nasz organizm zdecydował, że dla niego noc już się skończyła.

Leżymy wtedy w głębokiej ciszy, patrzymy jak ciemność powoli nabiera kształtów, łunę miasta za oknem powoli zastępuje nachodzący świt, a z mroku wyłaniają się meble, obraz na ścianie czy kwiaty we flakonie. I cały czas w głowie aż kłębi się od myśli.

Monika przewróciła się tysięczny raz na prawy bok i spojrzała w okno, które nadal stanowiło jaśniejszą plamę w ciemności. Zbudziła się godzinę temu, jak na ironię, bo właśnie dziś zamierzała dłużej pospać. Nie chcąc spotkać na śniadaniu ludzi z Sympozjum mogła zejść do restauracji hotelowej dopiero koło dziewiątej, więc postanowiła spakować się rano i wymeldować zaraz po śniadaniu.

I przed seansem z doktorem Andersem pojechać popatrzeć na dom.

Dom. Od wczoraj to słowo brzmiało zupełnie inaczej. Tak jak „życie”.

Póki co oba te słowa były puste i dziś miały się zapełnić – nie wiedziała jeszcze czym, ale była pewna, że nigdy już nie będą takie same. I bała się tego i chciała.

Nie mogąc dłużej leżeć, Monika wstała i podeszła do okna, za którym świat pogrążony był nadal we śnie. Tutaj, bo w… domu o tej porze jest już po południu. Wendell o tej porze już chyba jest na morzu. Choć może jeszcze nie?

Wczoraj wieczorem była zbyt rozbita, żeby móc do niego zadzwonić. Tęskniła za nim straszliwie, może właśnie z powodu tego, czego się dowiedziała, jeszcze bardziej, ale nie była w stanie z nim rozmawiać. Bo co miałaby mu powiedzieć? „Kochanie, wszystko w porządku, bawię się doskonale” czy „Nie miałam jeszcze czasu pojechać do domu”?

Ale teraz zdążyła już trochę ochłonąć i nie marzyła już o niczym innym, jak o tym, by wreszcie go zobaczyć, móc się do niego przytulić i… być może wypłakać.

Jeszcze trochę pomyślała, zerkając na telefon leżący na biurku.

 

 

Australia, jacht Wendella

O tej samej porze

 

Obiad trwał bardzo krótko, bo biorąc pod uwagę towarzystwo Severus nie zamierzał ryzykować. Już i tak miał wrażenie, że panna Weasley przygląda mu się zdecydowanie za często, więc gdy tylko zjadł, zaklęciem odesłał do zlewu nakrycia i wyszedł na pokład. Z dala od wygodnego, dużego łóżka i miękkiej, zachęcającej pościeli.

Na wszelki wypadek zamknął za sobą przesuwane drzwi, usiadł na zadaszonej kanapie i wrócił do planowania dalszych kroków. Dzisiejszego popołudnia i… ranka.

Kiedy tylko Chancerel mu odpowie, wyśle Hermionę z jej ojcem Inter-Portalem do Bastylii, a sam się tam aportuje. Będzie musiał na pewno udzielić niezbędnych wyjaśnień co do stanu umysłu Grangera, a potem wróci do Metropolii po Pottera i Weasley i zabierze ich do Anglii.

Co dalej – zobaczy się, bo wszystko będzie zależało od tego, jak szybko Chancerel przywróci pamięć ojcu Hermiony i gdzie będzie jej matka.

Był pewien, że Jean-Louis Chancerel im pomoże. Po wojnie oczyścił z zarzutów bycia Śmierciożercą jego wnuka, który, jak Bagman, z głupoty udzielał informacji jemu i kilku innym sługom Czarnego Pana, ale nigdy Śmierciożercą nie był. Przed nim kilka osób z Zakonu próbowało go uniewinnić, ale Wizengamot potrzebował zeznania „z drugiej strony” i dokładnie to dostał. Po jego wyjaśnieniach młody Dominique został wypuszczony z Azkabanu i od tego czasu Chancerel gotów był zrobić dla niego wszystko.

Dlatego kilka lat temu pomógł Andersonowi otrząsnąć się z koszmarów z dzieciństwa i zapewnił Severusa, że to wcale nie oznacza, że spłacił wobec niego dług.

Jak uda mu się przywrócić pamięć państwu Granger, z pewnością zmieni zdanie i zabroni ci zbliżać do siebie na dziesięć mil.

Severus rzucił okiem na Hermionę i Pottera stojących naprzeciw siebie i mówiących coś podniesionymi głosami. Przez zamknięte drzwi dobiegały tylko niewyraźne wołania, które porywał wiatr i które zlewały się z gwarem na brzegu, ale wyraźnie było widać, że się o coś kłócą.

Może o usunięcie pamięci. Albo o używanie Imperiusa. Swoją drogą całe szczęście, że Granger śpi, bo nie wiadomo jak wytrzymałby słysząc i widząc to wszystko.

Na myśl o ojcu Hermiony Severus sprawdził czas. Było dopiero w pół do trzeciej, musiał poczekać jeszcze przynajmniej z godzinę.

I w tym momencie zerwała się również panna Weasley. I odwróciła się w stronę Hermiony.

Co jest, do cholery? Niewiele myśląc wstał, trzema długimi krokami podszedł do drzwi i rozsunął je mocnym szarpnięciem.

 

 

Kilka chwil wcześniej

 

Ginny przez chwilę oglądała Kamień, po czym podała go Harry’emu.

– Nic nie czuję – powiedziała.

Harry również nic specjalnego nie poczuł. Kamień był dziwny, zupełnie niespotykany w Anglii, ale poza pęknięciami, wyglądającymi jak żyłki oplatające serce był tylko zwykłym kamieniem.

– Ja też nie. Ani ciepła, ani żadnego pulsowania – stwierdził, obracając go w palcach.

Hermiona uśmiechnęła się lekko. Oczywiście, że nic nie poczuli, tak samo, jak nie poczuł Severus. Może opowiedzieć im o Darze Aborygenów? Wiedziała, że to nie będzie proste, ale przecież kiedyś musiała im to wyjaśnić, a chyba trudno było o lepszy moment. Siedzieli przy stole, popijając herbatę i podjadając kruchutkie ciasteczka oblane czekoladą, które Harry znalazł w którejś z szafek. Zdążyła już opowiedzieć im o jej wizycie w Metropolii, o Intra-Portalach i Birriani, a w tym czasie Ginny udało się rozczesać jej włosy, bo po aportacjach i szalonym biegu po nabrzeżu po eleganckim koku nie było nawet śladu.

– Bo tylko ja mogę to poczuć. Jeszcze dziś i jutro, bo dostałam go tylko na pięć dni.

– To dobrze – uznała Ginny. – Bo wyglądasz na o wiele starszą. Powiedziałabym, jak twoja mama na którejś z fotografii, które nam pokazywałaś, prawda, Harry? – mrugnęła do niego okiem.

Serce Hermiony przyspieszyło i zupełnie odruchowo otarła wnętrze dłoni o sukienkę.

– No… to akurat zostanie. Bo jestem starsza. Mam… to znaczy za kilka miesięcy będę miała 36 lat.

Ginny zastygła ze szklanką w połowie drogi do ust, a Harry’emu Kamień zamarł rękach. Od dobrej chwili cały czas żartowali, Hermiona była w cudownym nastroju, zupełnie, jak za najlepszych czasów w Norze i nie bardzo wiedział, czy to nie kolejny żart z jej strony.

– Jak to… 36 lat? – odezwała się Ginny.

Harry odniósł wrażenie, że Hermiona się uśmiechnęła i zrobiło mu się lżej.

– No wreszcie się przyznałaś. Zawsze cię o to podejrzewałem. Tak naprawdę to jesteś Stara-Panna-Wiem-To-Wszystko.

– Harry, mówię poważnie.

– Ja też – parsknął śmiechem.

Hermiona przez chwilę szukała właściwych słów, żeby wyjaśnić wszystko jak najprościej. I możliwie bezboleśnie.

– Ten Aborygen, o którym wam mówiłam, dał mi swój Dar wyczuwania miłości, ale w zamian za to zażądał połowy mojego życia. Mojej młodości. I tego nie można cofnąć.

Ginny i Harry wymienili spojrzenia i chłopak dosłownie poczuł, jak włosy jeżą mu się na głowie.

– Po co? – wykrztusili z Ginny równocześnie.

Hermiona nie bardzo zrozumiała, co mają na myśli. Przecież chyba wyraźnie powiedziała, że dzięki niemu mogła wyczuwać miłość? Ale być może to było jasne tylko dla niej.

– Dar był po to, żebym mogła wyczuć z daleka obecność osób, które kocham – powtórzyła, siląc się na spokój, choć coraz trudniej było jej zapanować nad oddechem i zerknęła kątem oka na Harry’ego. Doskonale pamiętała, jak czasem potrafił się wściec i po jego minie już widziała, że się jej oberwie. – A on potrzebował tego, żeby chronić swój naród.

– Oddałaś 12 lat w zamian za 5 dni? – upewniła się Ginny. – Zdajesz sobie sprawę, że to zupełnie niewspółmierne? Przecież przez te pięć dni mogłaś tu nie trafić. Sama mówiłaś, że to dziwne, że nie wyczułaś ich obecności w tym jakimś centrum handlowym.

Harry myślał dokładnie o tym samym, z tym, że o wiele konkretniej.

– Pieprzę jego naród – prychnął i spojrzał w stronę Snape’a na pokładzie. – I on na to pozwolił??

ON??? Hermiona na chwilę zamarła z niedowierzenia, a potem wybuchło w niej zrozumienie. I wściekłość. Odstawiła na oślep szklankę i rozległ się głośny brzęk, gdy trafiła w talerzyk z ciastkami.

– Harry, nawet nie próbuj! – fuknęła, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że Ginny wyjmuje jej szklankę z rąk. – Żeby było jasne! Nie, Severus na to NIE pozwolił! Wpierw próbował ofiarować połowę swojego życia zamiast mnie. A kiedy się nie zgodzili, kazał im się wypchać i kazał mi wracać do Birriani, tam, gdzie mieszkamy. To JA się na to zgodziłam. Ja, rozumiesz?!

Harry potrząsnął głową. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!

– Jeśli był tam z tobą, to znaczy, że ci pozwolił! Powinien ci zabronić, powinien cię powstrzymać! Powinien…!

– Jak, spetryfikować mnie?! – żachnęła się Hermiona. – A może mnie przekląć?!

Harry zerwał się z siedzenia i wczepiwszy palce we włosy zaczął chodzić wzdłuż stołu.

– Hermiona, czy do ciebie dociera, co się stało?! Straciłaś bezpowrotnie…

– Nie straciłam, a ODDAŁAM! – warknęła Hermiona i naraz zorientowała się, że też stoi, choć nie mogła sobie przypomnieć, żeby wstawała.

– Obojętnie! Więc ODDAŁAŚ bezpowrotnie DWANAŚCIE lat ze swojego życia! Dwanaście lat, kiedy kochałaś, śmiałaś się, bawiłaś, uczyłaś! Oddałaś te wszystkie lata z nami! – zabrzmiało to zupełnie jakby oskarżał ją o zdradę ich przyjaźni.

– Harry… – zaczęła Ginny.

– I po nic! Bo gdybyś tego nie zrobiła, znaleźlibyśmy twoich rodziców czy tak, czy inaczej – kontynuował zaciekle Harry, zatrzymując się przed Hermioną i Ginny. – Gdyby nie ON – machnął ręką w kierunku pokładu powyżej – siedziałabyś jutro w domu, czytając książkę czy gotując obiad, a my przyszlibyśmy do ciebie z twoimi rodzicami! I jutro nadal miałabyś 24 lata! I twoich rodziców!

Hermionie na krótką chwilę zabrakło słów. To był absurd, zupełny absurd! I do tego mówił to jej najbliższy przyjaciel!

Już sama nie wiedziała, co raniło najbardziej – właśnie to, czy fakt, że znów obwinia Severusa. Dosłownie czuła, jak rozrywał jej serce na drobne kawałki!

Złapała brzegi stołu – żeby się oprzeć, żeby wytrzeć o coś ręce, zająć je czymś – nie ważne, cokolwiek, byle nad sobą zapanować!

– Wiesz, w czym leży problem? – powiedziała, z trudem wymawiając poszczególne słowa. – Że tu chodzi o Severusa Snape’a. Gdyby to NIE BYŁ on, tylko ktokolwiek inny, wściekłbyś się na mnie, powiedziałbyś mi, że jestem głupia, że podjęłam złą decyzję. Ale ponieważ to jest on, to jest jego wina! Zawsze tak jest, zawsze to on jest winny!

Ginny miała dość. Nie cierpiała takich chwil, kiedy jej chłopak i jej najbliższa przyjaciółka zaczynali się kłócić. Ale ten raz był inny. Harry był wściekły, ale Hermiona… Hermiona zachowywała się zupełnie jak wtedy, gdy mimo zastrzeżeń Harry’ego uparła się wziąć do Azkabanu wszystkie eliksiry. Tylko wtedy napędzała ją histeria, a teraz??

– Uspokójcie się – zawołała, również wstając i rozkładając między nimi ręce. – Hermiona, nie przesadzaj. Mam ci przypomnieć, co zrobił Harry dwa tygodnie temu? Ocalił mu życie i gotów był poświęcić swoje i moje, żeby uratować go po raz drugi, więc stwierdzenie, że „zawsze to on jest winny” to olbrzymia przesada – odwróciła się od wiszącej nad stołem Hermiony i spojrzała na swojego chłopaka. – Harry, przykro mi, ale Hermiona ma rację. Skoro to ona podjęła decyzję, to ona ponosi za to odpowiedzialność. Poza tym teraz, po fakcie, łatwo gdybać. Ale życie nie polega na gdybaniu.

W tym momencie drzwi odsunęły się na bok mocnym szarpnięciem i stanął w nich Severus Snape.

 

Severus przesunął powoli wzrokiem pomiędzy Hermioną i Ginny, jeszcze przed sekundą zwróconymi w stronę Harry’ego i ściągnął brwi.

– Wnioskując po twoich krzykach, masz jakiś problem, Potter?

Harry’m aż wstrząsnęło, jakby dostał prosto w twarz. Ja! Do jasnej, pieprzonej cholery, czemu znów to JA mam problem!

– Tak. Wielki. Powiedzmy… – rozejrzał się demonstracyjnie po suficie – jak 12 lat życia! Jak mógł pan na to pozwolić?!

– Pozwolić? – jedna brew Severusa powędrowała w górę. – To nie było moje życie, więc nie ja decydowałem, czy pozwalałem tylko panna Granger. Ale mniemam, że już ją o to spytałeś, dała ci odpowiedź, ale ty jak zwykle nic nie zrozumiałeś. Dokładnie jak przez sześć lat, kiedy miałem wątpliwą przyjemność cię uczyć.

Mogłeś ją powstrzymać! Wielki panie profesorze! I „panna Granger”, też mi coś!

Ale to nie to miało zaboleć… nie to bolało! najbardziej, więc Harry odetchnął głęboko i zebrał się w sobie.

– Jak widać na naszym przykładzie, można było znaleźć rodziców Hermiony bez ponoszenia takich ofiar, bez ponoszenia ŻADNYCH ofiar, nawet bez magii – zadrwił.

Severus skinął głęboko głową.

– Mogę ci nawet powiedzieć, że można było ich znaleźć nie ruszając się z Londynu, więc skoro jesteś taki mądry, to powiedz mi, co tu robisz?

– To, że ja z Ginny tu jesteśmy, nie ma żadnych konsekwencji, żadnych! Ani mi, ani jej nic się nie stało, nic nie straciliśmy!

– Harry – rzuciła ostrzegawczo Ginny.

– Za to konsekwencje tego, że wy tu jesteście, że PAN ściągnął tu Hermionę, są przeogromne! – zawołał Harry, szarpnął głową w stronę Hermiony i dorzucił drwiąco. – I przed nami nie musi pan jej nazywać „panną Granger”.

– Harry! – krzyknęły równocześnie Ginny i Hermiona.

Severus gestem dłoni nakazał spokój i powoli ruszył w kierunku Harry’ego.

– Brawo, panie Aurorze. Cóż za wnikliwa analiza – wycedził. – Więc to moja wina, że HERMIONA podjęła taką, a nie inną decyzję?

– Nie – odparł Harry, zadzierając głowę. – To pana wina, że w ogóle do tego doszło.

– Kiedy mnie prosiłeś o pomoc, miałeś zupełnie inną minę.

– Pomoc? – parsknął Harry. – To nazywa pan pomocą? Skrzywdził ją pan, a ona chyba zwariowała, skoro…

– HARRY! – Ginny pociągnęła go za rękę, ale Severus był szybszy.

Podskoczył do niego, złapał lewą ręką za ramię i ścisnął jak imadło. Ale różdżkę trzymał przyciśniętą do uda.

– Potter. Nie waż się dokończyć tego zdania – wycedził niskim, nabrzmiałym wściekłością głosem. – Masz szczęście, że jesteś bez różdżki, bo przekląłbym cię tak, że nie wyszedłbyś z Munga przez następny miesiąc – odepchnął go i popatrzył na niego z góry. – Robię to z uwagi na Hermionę, tylko z uwagi na Hermionę. Bo wiem, że jej na tobie zależy. Więc ułatw mi to i nie zbliżaj się do mnie.

Po czym trzema długimi krokami podszedł do drzwi i wyszedł pospiesznie na pokład.

 

Hermiona spojrzała za Severusem – kiedy przechodził obok, coś w niej zapragnęło złapać go za rękę i przytrzymać, choćby na sekundę dłużej, ale nie była w stanie. To, co się stało… jej kłótnia z Harry’m, JEGO kłótnia z Harry’m i przede wszystkim to, co powiedział na końcu sprawiło, że aż zakręciło się jej w głowie. Potrzebowała czasu, żeby to ogarnąć, rozpaczliwie potrzebowała czasu i równocześnie to, co dojrzała w jego oczach mówiło jej, że go nie ma. Musiała go odnaleźć jak najszybciej i z nim porozmawiać!

Z nim… i z Harry’m.

Czarna sylwetka znikła jej z oczu, więc obróciła się do Harry’ego. O, Boże. Wyglądał, jakby przeżył koniec świata. Opuszczone wzdłuż ciała ręce, kurczowo zaciśnięte dłonie, przekrzywione okulary, poczochrane włosy i szeroko otwarte, pełne bólu i wściekłości oczy. Na ten widok aż ścisnęło się jej serce.

Oczywiście, że się mylił, ale co było najpiękniejsze w tym to to, że jego zdaniem miał rację i w jej obronie potrafił zetrzeć się z Severusem Snape’m. Musiała mu to powiedzieć. I przy okazji wyjaśnić coś jeszcze.

Bez zastanowienia podeszła do niego i przytuliła go mocno.

– Harry. Proszę. Posłuchaj mnie – szepnęła gdzieś w jego włosy. – Kocham cię jak brata. JESTEŚ moim bratem. Dlatego nigdy bym ci tego nie powiedziała, bo tak nie myślę. Bo doceniam to, co dla mnie zrobiłeś. Że chciałeś znaleźć moich rodziców. Ale skoro masz pretensje do Severusa, że mnie tu ściągnął, to… ktoś równie dobrze mógłby ci powiedzieć, że powinieneś mieć pretensje do siebie, że mi nic nie powiedziałeś. Gdybyś mi powiedział, nie byłoby mnie tu – spojrzała z bliska w jego oczy i na sekundę przygryzła usta. – Więc proszę. Nie oskarżaj Severusa. Nigdy więcej nie oskarżaj Severusa w mojej obecności.

Po czym odwróciła się i wybiegła na zewnątrz.

 

Na chwilę zapadła cisza. Zupełna, absolutna, nieomal namacalna cisza, i trwała przez Bóg wie ile dudniących głucho uderzeń serc dwóch osób. Ginny spoglądała na Harry’ego, zaś ten patrzył w kierunku, w którym zniknęła Hermiona. Dopiero co wyszła, ale on wciąż słyszał jej ostatnie słowa i widział, jak biegnie do NIEGO.

W końcu przesunął trzęsącą się ręką po włosach, poprawił okulary i wreszcie odwrócił się do swojej dziewczyny.

– Ginny…

– Harry – Ginny spróbowała go objąć, ale ją odsunął i spojrzał znów na drzwi.

– Ginny. To niemożliwe.

– Harry – powiedziała bardzo łagodnie Ginny. – Trochę cię poniosło. Nawet bardziej niż trochę.

– To nie-mo-żli-we.

– Nie możesz go obwiniać za to, że ściągnął tu Hermionę. Chciał jej pomóc, tak jak ty.

Harry potrząsnął głową. Nie o to mu chodziło.

Przed oczami miał wieczór, kiedy Hermiona biegała po domu przygotowując jedzenie i picie, żeby jak najszybciej wybrać się do Azkabanu. Nic do niej nie docierało, miał wrażenie, że liczy się tylko jedno. Czy raczej jeden człowiek. Severus Snape.

Błagał wtedy Ginny, żeby mu powiedziała, że Hermiona się w nim nie zakochała i Ginny powiedziała, że nie.

Ginny wie wszystko.

– Nie o tym mówię – spojrzał na nią z dokładnie taką samą miną jak wtedy. – Powiedz mi. Błagam, powiedz mi TERAZ to samo.

Dziewczyna milczała chwilę, zanim potrząsnęła głową.

– Nie wiem, Harry. Przykro mi.

Harry osunął się ciężko na siedzenie przy stole, zdjął okulary i oparł czoło o blat.

 

 

Chaos. Zupełny chaos. Oto, co miała Hermiona, wybiegając z saloniku. W jej głowie szalały tysiące myśli, obijając się o siebie i choć próbowała je śledzić, przeskakiwała z jednej na drugą, nie mogąc nawet na ułamek sekundy się skupić i pomyśleć, co ma mu powiedzieć.

Jest wściekły, ale na kogo? Na mnie? Na Harry’ego? Na nas wszystkich? A może na siebie samego? Boże, tylko nie to! I proszę, żeby tylko się nie deportował!

Nie. Na pewno tego nie zrobił! Przecież postanowił ci pomóc!

Żeby tylko go nie stracić!

„Robię to z uwagi na Hermionę, tylko z uwagi na Hermionę”. O Merlinie…  „I przed nami nie musi jej pan nazywać „panną Granger””… „ Robię to z uwagi na Hermionę”…

Może Ava miała rację???! Może naprawdę coś dla niego znaczysz?

O, mój Boże, proszę, błagam…!

Przeskakując po dwa schodki Hermiona wybiegła na pokład i rozejrzała się. Nie było go na rufie, ale po drugiej stronie nadbudówki dostrzegła czarną sylwetkę i coś w niej aż jęknęło z ulgi. Nie deportował się! Został! Dzięki Bogu…!

Za nic na świecie nie odwlekłaby tej rozmowy, choć nie wiedziała, dokąd ją ona zaprowadzi.

 

Severus przeszedł szybko na drugą stronę jachtu, za maszt ze zwiniętym żaglem, za olinowania i zatrzymał się dopiero koło relingu. Ledwie splótł ciasno ręce na piersi, za nim rozległy się gwałtownie tupnięcia, zamarły na chwilę, a potem doszedł go cichy odgłos zbliżających się kroków.

Nie musiał się obracać, żeby wiedzieć, kto za nim stoi. Mocny powiew wiatru przyniósł zapach, którego szukał na poduszce.

Wziął głęboki oddech, zatrzymał go na chwilę i ręce same zaczęły się rozluźniać.

 

Hermiona podeszła powoli, jak najciszej, zatrzymała się obok i objąwszy rękoma spojrzała na niego. Nie zareagował zupełnie na jej obecność, tylko wbijał z uporem wzrok w dal, mrużąc oczy – co nauczyła się rozpoznawać jako tłumioną wściekłość. Był niczym dzikie, poddenerwowane zwierzę, które dopiero co odparło atak i nadal gotowe jest walczyć.

– Sever… – przełknęła z trudem dławiącą gulę w gardle. – Jak się czujesz? – spytała cicho i bez mała wstrzymała oddech, klnąc się jednocześnie.

Merlinie, ty idiotko, co za durne pytanie! Ale to było jedyne, co w tej chwili przyszło jej do głowy. Przecież musiała jakoś zacząć!

Severus milczał dłuższą chwilę.

– Spytaj mnie za dziesięć minut – rzucił w końcu.

Chwała Bogu, odezwał się!

– W jego przekonaniu miał rację i… – Severus nawet nie drgnął, więc ciągnęła troszkę głośniej – chciał mnie bronić, ale… porozmawiałam z nim. I chyba zrozumiał, że się myli. Na pewno zrozumiał.

– Bardzo interesujący sposób wyciągania wniosków. Szczególnie u kogoś, kto skończył Szkołę Aurorów.

O dziwo w jego głosie brzmiało więcej bólu niż ironii i Hermionie ścisnęło się serce. Merlinie, więc wziął to do siebie! O nie!

– Przep… Przykro mi. Naprawdę. Ale…

– Nie przepraszaj – powiedział miękko Severus, odwracając się wreszcie do niej. – Nie ty.

Hermiona chciała mimo wszystko mówić dalej, lecz jego widok, tak blisko, skradł jej słowa.

Wiatr zwiał mu kilka kosmyków włosów na twarz i wyglądał uroczo i… nad wyraz pociągająco zarazem. Tak pociągająco, że coś się w niej obudziło i ledwie się powstrzymała, by ich nie odgarnąć.

– Ja… wiem, co myślisz.

 

Jej wzrok był niemal jak dotyk i Severus aż przechylił głowę, lgnąc do niego. Lecz w odróżnieniu od dotyku nie przyniósł ukojenia, tylko jeszcze większe pragnienie.

Tamten wieczór, kiedy to POWINNO się stać, poranek po nim, jego sen, Merlinie, jak bardzo realistyczny, mahoniowa pościel sprzed chwili, w której tak łatwo mógł ich sobie wyobrazić… wszystko to zawirowało gwałtownie i pociągnęło go za sobą.

– Czyżby? A niby skąd?

Kolejny podmuch wiatru przesunął długi kosmyk aż na podbródek i Hermiona sięgnęła po niego. Zrobiła to odruchowo, zanim zdała sobie z tego sprawę i w ostatniej chwili, w panice złapała swoje włosy. Ale obezwładniająca potrzeba dotknięcia go została i nie potrafiła już dłużej się opierać. Był jak… magnes. Im bliżej była, tym bardziej ją przyciągał. I tym bardziej chciała mu się poddać. Zrobić coś… cokolwiek… nieważne co, byle tylko… TO się stało.

– Mam kobiecą intuicję.

Nonsens! Oszalałaś. Merlinie, co ty wygadujesz?! Słyszała swój głos, jakby gdzieś w niej tkwiła jakaś inna Hermiona, która mówiła coś, nad czym zupełnie nie panowała! Coś, co miało prowadzić tylko do jednego.

– Intuicję, mówisz? – mruknął Severus. – I co… Jeszcze podpowiada ci ta… Kobieca intuicja?

Nie intuicja, a zwariowana, szalona nadzieja podpowiadała jej, że Severus mógł pomyśleć, że ona też tak uważała i to go zabolało. Zawiodło. Właśnie to sprawiło, że wyszedł, bo to by znaczyło, że mu na niej zależy. Że Ava ma rację. Że to długie, przeszywające spojrzenie czarnych oczu znaczy to, co tak bardzo chciałaby, żeby znaczyło…

Ale tego powiedzieć mu nie mogła.

– Że… – przygryzła dolną wargę. – Że jest ci z tym źle?

Zniknęli ludzie, niebo, morze, zniknął cały świat dookoła i Severus widział tylko ją. Stojącą zarazem tak blisko i tak daleko. Tak blisko, że gdyby była, dojrzałby cieniutką bliznę przy jej skroni, czy ledwie widoczną kreskę przy płatku jej ucha, tak blisko, że mógł dostrzec wilgotny ślad na jej zmysłowych ustach, drobniutkie zmarszczki wokół jej oczu, pełnych nadziei i strachu jednocześnie, tak blisko, że doskonale czuł jej przyspieszony oddech… I jednocześnie zbyt daleko, by sprawić, żeby straciła go zupełnie.

– To nie to chcesz mi powiedzieć, prawda? Hermiono?

O Boże…, o mój Boże… Jego głos pieścił każdą literę jej imienia jak jedwab, sunący leniwie po rozgrzanym, nagim ciele i Hermiona dostała dreszczy i zrobiło jej się tak słabo, że bez mała osunęła się na niego.

– Ss-kąd… wiesz?

– Bo gdy jesteś niepewna lub boisz się coś powiedzieć, przygryzasz usta – jego wzrok przesunął się po nich powoli.

Wolno, bardzo wolno. Tak wolno, że… aż parzył. Naraz wszystko się rozmyło, wyblakło i sprowadziło do dwóch kolorów. Bieli i czerni. Czerni jego targanych wiatrem włosów, jego gęstych brwi, refleksów słońca tańczących w błyszczących czarnych oczach, bieli zakrzywionego, ukochanego, dumnego nosa…

Nie umiejąc się opanować, Hermiona zsunęła wzrok na jego lekko rozchylone usta i bezwiednie oblizała swoje. Boże, nie potrafiła czekać! Czuła się, jakby do tej pory była głęboko pod wodą i płynęła rozpaczliwie ku powierzchni, łaknąc powietrza i dusząc się coraz bardziej, a on był oddechem, którego potrzebowała, bez którego umierała! I właśnie teraz wynurzyła się i wszystko w niej aż drżało, by go wzięła!

Zachłysnęła się powietrzem i w jednej sekundzie, w porywie szaleństwa podjęła decyzję.

– Chciałam ci… powiedzieć, że ja… tak nie myślę – wszystko w niej aż się trzęsło, z przerażenia i pragnienia zarazem, gdy dała ostatni, mały krok ku niemu i znalazła się tuż obok. Wiatr zwiał jej włosy na jego koszulę i tam zostały. – Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. I… – przełknęła z trudem ślinę i odnalazła jego oczy. Szeroko otwarte, zupełnie jak jej. – I nawet nie wiesz, jak… jak bardzo jestem ci wdzięczna.

Delikatnie oparła ręce na jego ramionach i wspięła się na czubki palców.

– Bardzo – szepnęła i pocałowała głęboką, pionową zmarszczkę między brwiami.

Severus zadrżał. Więc… to była prawda! Wtedy, wieczorem… Merlinie, miał rację! Chciała go, tak jak on chciał jej!

– Ci – Hermiona przesunęła wargami wzdłuż jego nosa. Boże, błagam…

Nie potrafiąc czekać już ani sekundy dłużej Severus poderwał głowę i odszukał jej usta.

Hermiona aż krzyknęła, zaskoczona. Lecz zanim zdążyła zareagować, Severus zanurzył jedną rękę w jej włosach, drugą przygarnął ją mocno, ledwie świadomy trzymanej w niej różdżki i pocałował namiętnie.

O bogowie… Jej wargi były ciepłe, wilgotne i miękkie, tak jak śnił, jak marzył… Gdy Hermiona odpowiedziała równie gorąco i przysunęła się do niego, z gardła wyrwał mu się zduszony jęk i pogłębił pocałunek. Przesunął ustami po jej ustach, odnalazł dolną wargę i przygryzł ją lekko, dokładnie tak, jak tego pragnął, a potem natychmiast wrócił do obu i niemal wpił się w nie, zachwycony słodyczą, jej westchnieniami, jej dłońmi zaciskającymi się na jego ramionach i uczuciem jej ciała lgnącego do jego ciała.

Hermiona straciła oddech, rozum, zaczęło się jej robić słabo i sama nie wiedziała już, czy wtula się w niego, żeby nie upaść, czy żeby być jak najbliżej. Wspięła się na palce, oddała pocałunek równie mocno i jakby w nagrodę usłyszała pomruk satysfakcji.

Severus zacisnął palce w jej włosach, a potem ani na chwilę nie zrywając szalonego, dzikiego pocałunku, zaczął gorączkowo poznawać ją obiema dłońmi, od nasady włosów, przez plecy, w dół, tak daleko, jak tylko mógł sięgnąć. Merlinie, chciał dotknąć jej całej, każdego skrawka jej ciała jednocześnie, tu i teraz! Westchnął głucho, gdy jej dłonie podjęły tę samą wędrówkę, odnalazł jej krągłe biodro i jednym gwałtownym ruchem przycisnął ją do siebie.

O Boże! Hermiona aż jęknęła mu w usta, czując, jak bardzo jej pragnie. O Boże…! Wygięła plecy w łuk, ocierając się o niego lekko i Severus oszalał. O tak, Merlinie, o tak…! Bez wahania rozchylił jej wargi językiem, zanurzył w gorącym wnętrzu i…

– Hermiona!!!!

Odskoczyli od siebie jak oparzeni.

– Gdzie…?! – od strony zejścia na pokład rozległ się łomot.

Zupełnie nieprzytomni, nic nie rozumiejąc, ciężko dysząc i nadal drżąc od emocji spojrzeli w stronę nadbudówki. Przez kilka sekund nic się nie działo, a potem wypadł zza niej…

W Severusie coś po prostu eksplodowało. POTTER. ZABIJĘ CIĘ.

– Twoja mama dzwoni! – rzucił się ku nim Harry, wymachując telefonem. – Szybko!

Hermiona zachwiała się i nie ruszyła ani na krok. Jaka mama?

Harry dopadł ich, bez mała wepchnął jej telefon w rękę i jęknął z zawodu, bo telefon właśnie przestał dzwonić.

– Cholera, nie mogłem go znaleźć! Był pod gazetą! Może za chwilę znów zadzwoni! – krzyczał, machając rozpaczliwie rękoma. – Próbowałem odebrać, o tu wcisnąłem, ale nic!

Hermiona gwałtownie pochyliła głowę, ścisnęła telefon w ręku i spojrzała na niego niewidzącym spojrzeniem, próbując usilnie dojść do siebie i równocześnie chcąc zostać tam, gdzie była. W niebie. W JEGO ramionach, tam, gdzie mogła nadal czuć jego usta, jego smak, jego dłonie, słyszeć jego westchnienia, męskie pomruki…

O Jezu… O Boże… O Merlinie…

Znów zakręciło się jej w głowie.

– Hermiona, przepraszam! Naprawdę próbowałem odebrać! Ale nie wiem, czemu nie zadziałało – powiedział Harry skruszonym głosem.

– Dobrze. Już dobrze – wykrztusiła Hermiona, łapiąc oddech. – Spokojnie.

– Skoro nikt nie odebrał, to może zadzwoni jeszcze raz!

– Yhm. Na pewno.

Harry zerknął na jej mocno zarumienioną twarz, którą wyraźnie próbowała ukryć spuszczając wzrok i przeniósł spojrzenie na Snape’a. Ten stał niemal tyłem do nich kilka stóp dalej, lekko oparty o reling, z mocno splecionymi rękoma i z całej jego sylwetki wyraźnie emanowała zimna furia.

Gdyby Harry był bardziej spostrzegawczy, czy może raczej gdyby pomyślał o tym, żeby przyjrzeć się dokładniej Hermionie, pewnie zauważyłby nabrzmiałe usta, jeszcze rozszerzone źrenice i TO nieprzytomne spojrzenie, jakie mają kochankowie, którzy właśnie przeżywają uniesienie ich życia, ale to mu zupełnie do głowy nie przyszło. Jego umysł podsunął mu inne wyjaśnienie, o wiele bardziej prawdopodobne w zestawieniu z cholernym Snape’m.

Cholera, musiał się na nią wściec i się pokłócili. Może o te parszywe dwanaście lat. Miał tylko nadzieję, że Hermiona nie poddała się i mu się odgryzła.

– W porządku? – spytał cicho Hermionę, chcąc dodać jej otuchy i dodał głośniej. – Przepraszam, jeśli przeszkodziłem, ale…

– Rozmawialiśmy – odparła natychmiast Hermiona.

Severusem aż zbladł i z całej siły zacisnął pięści, bez mała miażdżąc różdżkę. „Przepraszam, JEŚLI przeszkodziłem?. Całe jego rozpalone pragnieniem ciało aż wyło w proteście i to było jeszcze gorsze niż Crucio! Każda komórka jego ciała, każdy nerw, każdy włosek wyginały się ku niej i musiał walczyć jak szalony, żeby nie ulec, nie porwać jej na nowo w ramiona i nie zacałować do nieprzytomności! Był oszalałym zabłąkanym, który konał z pragnienia, ktoś właśnie dał mu łyk wody i natychmiast oderwał ją od ust!  „JEŚLI”???!

„Jeśli” to było nieporozumienie tysiąclecia!!

– JEŚLI przeszkodziłeś? – warknął, odwracając się do niego gwałtownie. – Powiedz mi, Potter. Ty się specjalnie starasz, czy wpieprzanie się tam, gdzie cię nie proszą, to jakaś naturalna predyspozycja?

– Dzwoniła mama Hermiony – odparł natychmiast Harry, zaskoczony nagłym atakiem, ale mimo to postąpił w jego kierunku. – Mam wrażenie, że pojawiliśmy się tu wszyscy po to, żeby ją odnaleźć?

– Już dobrze, Harry – przystopowała go Hermiona.

Severus miał dość. Czas było zawiadomić Chancerela i wybrać jak najszybciej do Paryża, bo inaczej nie powstrzyma się i Pottera przeklnie, udusi albo utopi. Jeszcze nigdy w całym swoim życiu tak bardzo o tym nie marzył!

– Wracamy na dół i zbieramy się stąd – rzucił krótko, tonem nie dopuszczającym sprzeciwu. – Potter, przodem! – i gdy ten ruszył, przesunął głodnym, pełnym obietnicy spojrzeniem po ustach Hermiony, zsunął je na jej szyję i wzdłuż jej ciała i dodał niemal szeptem. – Dokończymy tę rozmowę innym razem.

Hermiona poczuła, że płonie.

Rozdziały<< Goniąc Szczęście Rozdział 20Goniąc Szczęście Rozdział 22 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz