Goniąc Szczęście Rozdział 20

11:57

 

Zjawili się pośrodku zatłoczonego nabrzeża i Severus aż westchnął z ulgi. Gdyby Hermiona nie rzuciła zaklęcia…

Ale nie miał czasu pomyśleć, co mogłoby się stać, bo kobieta obok ścisnęła mu gwałtownie rękę, zachłysnęła się powietrzem i krzyknęła głośno. A potem upuściła torebkę i… zaczęła biec!

Hermiona nie miała pojęcia, gdzie jest. Gdzie biegnie. Dokąd. Wiedziała tylko jedno – że to tu! Że ONI tu są! Zaledwie o wyciągnięcie ręki!

Gdy przed chwilą wylądowała, Kamień zapłonął i zaczął aż drżeć w jej kieszeni, niedawny ucisk nieomalże zgniótł jej klatkę piersiową i wycisnął jej całe powietrze z płuc, zaś obezwładniająca PEWNOŚĆ bez mała zwaliła ją z nóg!

A Hermiona dała jej się ponieść. Absolutnie. Z bezgraniczną nadzieją. Z MIŁOŚCIĄ.

Choć to było zupełne szaleństwo! Pędziła przed siebie, w nieznanym mieście, nieznaną drogą i czuła, że to właściwy kierunek.

Zarazem wiedziała i nie wiedziała. Obłęd!

Była ślepą, która zaufała i z otwartymi ramionami rzuciła się w nicość. I teraz biegła, za dnia i w zupełnej ciemności, jakby na pamięć, nie widząc, ale wiedząc, nie poznając, ale czując, z coraz większą Pewnością, napędzana rosnącą nadzieją i kierowana coraz bardziej pulsującym gorącem.

Wymijała wlokących się ludzi, uskakiwała przed nadchodzącymi z naprzeciw, lawirowała między nimi, ilekroć zwolniła, podbiegała do przodu jeszcze prędzej, by odzyskać straconą sekundę, na przekór palącym coraz bardziej płucom, kłującemu bólowi w boku, czy zaschniętym zupełnie ustom…

Naraz wpadła gwałtownie na kogoś przed sobą i bez mała runęła na ziemię.

– Hej! – wrzasnął ten, obracając się i złagodniał natychmiast. – W porządku?

Hermiona spojrzała na niego i dostrzegła coś, co do tej pory ignorowała. Twarz.

Twarz była zupełnie obca, ale wraz z nią spłynęło na Hermionę olśnienie. Twarze! Wszędzie dookoła są ludzkie twarze! Patrz! ZOBACZ!

Złapała oddech, chyba szarpnęła głową dla potwierdzenia i znów ruszyła biegiem, ale tym razem wolniej, rozglądając się gorączkowo dookoła.

Była pewna, że jest we właściwym miejscu! Właśnie tu, właśnie teraz, o jard, o wyciągnięcie ręki, może o cal. I musi tylko spośród setek twarzy wyłowić TE DWIE.

Jakiś punk. Długowłosy blondyn. Rudowłosa wysoka dziewczyna. Bardzo posiwiały starszy pan o lasce…

Zwolniła jeszcze bardziej, do szybkiego marszu, przyglądając się płynącym dookoła twarzom.

Brunet w okularach przeciwsłonecznych… Jakiś Azjata obwieszony aparatami. Młodziutka mama z dzieckiem na ręku.

To nie On. I nie Ona.

Skup się.

Ścisnęła różdżkę w ręku i modląc się do Boga, Merlina i wszystkich bożków świata, przystanęła i rozejrzała się dookoła.

Jej wzrok prześliznął się po grupie nastolatków czekających w kolejce na wejście na pokład jakiegoś jachtu, ominął małe dzieci rzucające kamyki do morza, zatrzymał na sekundę na kobiecie o długich, splątanych jak jej włosach i… zupełnie obcych oczach i przesunął się na nadchodzącego z naprzeciw mężczyznę.

Również obcego.

Gdzieś w tle mignęła jej szczupła, opalona twarz okolona krótką, szpakowatą brodą, gęste czarne brwi, ciemne oczy…

???

!!!

Mężczyzna minął ją i na jego miejscu wyrósł ktoś inny, ale Hermiona nawet go nie dostrzegła, porażona nagłym wrażeniem, że widzi coś znajomego… Te oczy…

Jakiś facet przed nią zatrzymał się właśnie, więc fuknęła pod nosem, dała krok w bok i spojrzała na tamtego mężczyznę w oddali.

Pochylał się właśnie nad słupkiem cumowniczym. Ruchem, który jej coś przypominał, pociągnął za linę, odczekał chwilę… w jakże jej znajomy sposób przesunął ręką po krótkich, szpakowatych włosach i wyprostował się…

Boże jedyny! TAK!!!! TO BYŁ ON!!!!!!!!!!

Rozpoznanie po prostu eksplodowało w niej! Z nową energią skoczyła przed siebie, z całej siły odepchnęła kogoś, kto zaszedł jej drogę i z przeciągłym krzykiem „TATO!!!!” runęła ku niemu.

 

Nagły krzyk przebił się ponad zwykły gwar i Wendel z roztargnieniem spojrzał w tamtym kierunku. Jakaś kobieta biegła w tę stronę, ale to nie był zwykły bieg. Wyglądało to tak, jakby jej życie od tego zależało.

Odruchowo zerknął przez ramię, ale nie dostrzegł nic, co by to wyjaśniało, więc obrócił się ku niej i naraz zalęgło się w nim dziwne przekonanie…. które w sekundy urosło do pewności, że, nie wiedzieć czemu, ona biegnie do niego!

Co jest?!

 

Hermiona dopadła go bez mała przewracając, rzuciła mu się na szyję i przytuliła mocno, z całej siły.

Tato!!!

Ale to było za mało, więc wtulała twarz w jego ramię, opierała czoło o jego pierś, zaciskała kurczowo lewą rękę mnąc mu koszulę, próbowała na niego spojrzeć i natychmiast przytulała się jeszcze bardziej…

Boże kochany, udało się! Udało! Znalazłam cię! Znalazłam was! I nie zostawię już nigdy więcej! Wszystko będzie dobrze. Wszystko się poukłada. Ale jesteś, Boże, jak to dobrze, że już jesteś…!

Tato…

To wszystko krzyczała w głowie, czepiając się rozpaczliwie jego ramion, bo równocześnie dotarło do niej, co się właśnie stało. I choć jeszcze bała się uwierzyć, zrozumienie odebrało jej głos, rozum, ścisnęło w gardle i zaczęła się trząść jak febrze.

– Proszę pani…

Hermiona zacisnęła silniej rękę na koszuli ojca.

– … ato – wykrztusiła jedno z dwóch najpiękniejszych słów na świecie i wstrząsnęło nią głuche łkanie.

O mój Boże…

 

 

Wendel przytrzymał kulącą się i wieszającą na nim kobietę; mógłby powiedzieć, że zasłabła, gdyby nie nieustający, niemal spazmatyczny uścisk jej palców na jego ramieniu.

– Dobrze się pani czuje?

Udało mu się odsunąć ją odrobinę, na tyle, by zobaczyć zalaną łzami i jednocześnie wykrzywioną w próbie uśmiechu twarz.

– Proszę usiąść.

Potrząsnęła przecząco głową i spojrzała na niego.

– …ato – słowa zdławił krótki szloch i po policzkach popłynęły łzy, ale natychmiast pociągnęła nosem i znów uśmiechnęła się nieporadnie. – Na-wet… nie wie…! Jak!… Cie-szę!

To było niesamowite, łkała i śmiała się jednocześnie, ani na chwilę nie przestając ściskać kurczowo jego koszuli i był pewien, że gdyby spróbował odsunąć jej rękę, podarłaby mu ją na strzępy.

– Tato…!

Tato? Żaden tato, moja droga.

– Proszę pani – zaczął łagodnym tonem. – Bardzo mi przykro, ale to pomyłka.

 

 

Pomyłka? Hermiona potrząsnęła głową i nieomal się roześmiała.

– Nie! Na pewno nie. Ale ty nie rozumiesz – otarła mokry policzek o swoje ramię i natychmiast przytuliła do niego z powrotem. – Jeszcze nie.

Wendel miał ochotę parsknąć śmiechem, ale nie chciał urazić tej kobiety. Najwyraźniej spotkanie z ojcem miało dla niej duże znaczenie, więc jak zrozumie, jak bardzo się myli, będzie w szoku.

– Musi pani odpocząć. Na pewno to pani dobrze…

– Musimy porozmawiać, tato – powiedziała z naciskiem Hermiona, przełknęła łzy i wreszcie udało się jej uspokoić, choć nie puściła go. Nie zamierzała, o nie! Nie zamierzała puścić go nigdy w życiu! – Wszystko ci… wytłumaczę. Poza tym… – rozejrzała się dookoła.

Skoro znalazła ojca, gdzieś tu pewnie była jej mama. Może jeszcze nie doszła skądś tam. Z parkingu, z któregoś z pobliskich sklepików… A może była na tym jachcie? Obrzuciła krótkim spojrzeniem pokład.

Ale nie było sensu pytać o nią ojca. Nie w tej chwili. Musieli po prostu usiąść gdzieś z dala od ludzi, poczekać na nią i… I przede wszystkim musiała teraz porozmawiać z Severusem! Jeszcze w Spinner’s End rozmawiali o przywracaniu pamięci i doskonale pamiętała, że jedyną osobą, która jego zdaniem była w stanie to zrobić, był francuski Mistrz Umysłu.

No właśnie, gdzie jest…

Dokładnie w tym momencie z głośnym terkotem przejechał na deskorolce jakiś chłopak, a zaraz za nim wyłoniła się wysoka sylwetka.

Na jego widok w Hermionie wybuchła zupełnie inna radość. Powiedział jej rano, że dziś im się uda i teraz, trzymając ojca za ramię, zastanawiała się, jak mogła mieć jakiekolwiek wątpliwości. Z nim wszystko musiało się udać! Zdecydowanie, Severus był najlepszą rzeczą, jaka jej się przytrafiła w życiu!

Jej ręka, kurczowo zaciśnięta na koszuli ojca, drgnęła, bo tak bardzo chciała rzucić mu się na szyję, uścisnąć najmocniej jak potrafiła i dziękować, dziękować, dziękować tak gorąco, jak to tylko było możliwe, ale za nic na świecie nie puściłaby człowieka, którego właśnie odnalazła.

 

 

Severus podszedł do nich, obrzucił ich uważnym, niemal nieufnym spojrzeniem i odstawił torebkę Hermiony na ziemię. Czuł się jak idiota, niemal biegnąc za nią, z wyszywaną koralikami torebką w ręku!

– Jesteś pewna, że to twój ojciec?

– Oczywiście!  – odparła natychmiast.

– Na pewno nie – odezwał się równocześnie Wendel, patrząc równie uważnie na nowo przybyłego mężczyznę.

Severus zignorował go zupełnie. A więc udało się. Dar zadziałał. Wygrali. Powinien się cieszyć – oczywiście dla niej, ale z niewiadomych powodów poczuł bolesne ukłucie zawodu. Przecież po to zabrałeś ją do Australii, tylko po to. Więc o co ci chodzi?

Skupił się na jej uśmiechu – prawdziwym, promiennym uśmiechu kogoś, kto właśnie sięgnął nieba, pełnym triumfu, ciepła i… miłości, ukłucie zawodu złagodniało i Severus poczuł, jak się uśmiecha.

Wygraliście oboje. Hermiona znalazła rodziców, a tobie udało się jej pomóc.

A jeśli chodzi o rodziców…

– Gdzie jest twoja matka?

Hermiona z trudem oderwała wzrok od uśmiechającego się Severusa i zerknęła na ojca, który odezwał się poddenerwowanym tonem.

– Nie wiem, gdzie jest pani matka. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. I najlepiej idźcie wygłupiać się gdzie indziej, bo przestało mnie to śmieszyć.

Naprawdę przestało go śmieszyć.

Ile ona może mieć lat? Koło trzydziestki? Może ciut więcej? Powiedzmy 35 dla łatwego rachunku.

35 lat temu to on dopiero co skończył Royal Military Academy * i zaczął służbę. Przez jakiś rok miał jeszcze wtedy dziewczynę, ale potem wysłali go do Izraela, potem przyszedł Sudan, Cypr i… Jugosławia.

Być może w czasie tego jednego roku…

Nigdy nie był fizjonomistą, nie potrafił dostrzec podobieństw między ludźmi, do tego stopnia, że Monika powiedziała mu kiedyś, że nawet gdyby stanęły przed nim bliźnięta, dla niego i tak nie byłyby podobne. Tak samo, jak nie widział różnic między niektórymi kolorami. Trudno, tak bywa, zdarzają się gorsze choroby.

Dlatego nawet jakby chciał, nie umiał powiedzieć, czy ta kobieta była podoba do niego lub do Pam, jego dziewczyny.

Nie. Niemożliwe! Nie żeby byli święci, ale zawsze uważali! Poza tym Pam nigdy nie próbowała się z nim skontaktować, ani przez jego jednostkę, ani potem, jak odszedł z wojska!

W grę wchodziła też inna opcja. Jakaś głupia baba szukała łatwego zarobku i próbowała wrobić go w ojcostwo! I choć w dobie badań genetycznych bardzo łatwo mógł temu zaprzeczyć, pozostawała jeszcze strata czasu na procesy i badania, stres i nieunikniony rozdźwięk w małżeństwie.

Mowy nie ma! Nie pozwoli, żeby jakaś idiotka zniszczyła mu życie!

– Może wy macie czas, ale mi się spieszy!

– Gdzie. Jest. Twoja. Żona – wysoki brunet zwęził oczy i wbił w niego tak ostre spojrzenie, że coś w Wendellu się skurczyło. To nie był facet, którego można było tak łatwo odprawić!

Zaś kobieta obok parsknęła dziwnie.

– Tato!

Cholera!

– Nie jestem twoim ojcem! – wybuchnął i dodał z satysfakcją. – Na całe szczęście moja żona jest tysiące mil stąd, w Londynie, z dala od tego waszego cyrku.

W dwójkę przed nim jakby piorun strzelił.

– Gdzie??? – wyjąkała kobieta.

Severus zamarł na moment, ale natychmiast się opanował i przywołał spokojny wyraz twarzy. Hermionie się to nie udało.

GDZIE jest? W Londynie? W Anglii – w Londynie??! I gdzie dokładnie?! W… domu??! Nie, nie wejdzie tam! Trzeba się dowiedzieć, aportować się tam natychmiast, z nim, znaleźć ją! I…

– Dość – uciął Severus, jakby był w jej umyśle. – Zbieramy się stąd. Trzymaj go mocno.

Hermiona błyskawicznie zacisnęła palce na ramieniu ojca, Severus złapał ją za drugą rękę, pomyślał o Birriani i już – już był w trakcie wymawiania zaklęcia i zamierzał się obrócić, gdy jego wzrok padł na znajomą twarz.

Birriani, zaklęcie… w ułamku sekundy wszystko wyleciało mu z głowy na widok młodego zielonookiego bruneta w okrągłych okularach. Tego bruneta z blizną na czole.

O JASNA CHOLERA.

POTTER!

Potter i… Weasley! dodał, na widok rudowłosej dziewczyny stojącej koło niego. Nie TEN Weasley, ale TA Weasley, lecz dźwięk tych irytujących, wkurzających, znienawidzonych słów wstrząsnął nim, na sekundę krew ścięła mu się w żyłach, a potem zawrzała gwałtownie.

Potter, Weasley i… Granger!

Zrozumienie po prostu eksplodowało w nim.

– Czemu mi nie powiedziałaś?! – odwrócił się do Hermiony. – Czemu mi nie powiedziałaś, do jasnej cholery?! – warknął i ścisnął jej dłoń, tę, w której trzymała różdżkę, tak mocno, że aż krzyknęła z bólu.

– Ej, zostaw ją! – jej ojciec błyskawicznie podbił mu rękę.

– Czego? – spytała równocześnie zaskoczona Hermiona. – To boli….!

Pieprzyć „boli”.

– Czemu mi nie powiedziałaś, że ściągnęłaś swojego najlepszego przyjaciela?

– Przyjaciela…? O…

– Jak to bardzo po ślizgońsku. Jeśli nie uda się jednemu, to w odwodzie jest jeszcze ten drugi, tak?

– … O czym ty mówisz?

– Nawet niegłupie. Szkoda, że nie miałaś odwagi mi o tym powiedzieć! A ja cię miałem za stuprocentową gryfonkę!

Hermiona spojrzała na niego, zdezorientowana.

– Severus? O czym ty mówisz?

Jednym wściekłym ruchem Severus złapał ją za ramię i obrócił we właściwym kierunku.

– O tym! – wręcz wypluł to z siebie.

Po jej reakcji pojął, że się mylił.

Nie wiedząc zupełnie, o co mu chodzi, Hermiona posłusznie spojrzała przed siebie i… zobaczyła dwie znajome sylwetki, stojące zaledwie kilka jardów dalej.

?????????

Przez jakąś chwilę – kilka sekund, minut, a może godzin po prostu nie rozumiała, co widzi. Zupełnie, jakby Świat się zatrzymał. Stanął w miejscu, stał się cichy i dziwnie pusty. Widziała, POZNAWAŁA, ale nic z tego do niej nie docierało.

Aż wreszcie jej mózg zaskoczył, świat ruszył z miejsca jak szalony i Hermiona aż zachłysnęła się zrozumieniem.

Harry????? I Ginny????? TUTAJ???

Niemożliwe. Wykluczone. To było jakieś szaleństwo, absurd! Dwójka jej najlepszych przyjaciół tu, w Australii??? Skąd mieliby się tu wziąć? I niby czemu?

To się nie mogło dziać naprawdę! To…

Nagła panika ścisnęła jej gardło, a serce zaczęło się tłuc w jej piersi jak spłoszony ptak w klatce. To był tylko sen! To wszystko jej się tylko śniło! Zaraz obudzi się w Birriani, sama, bez rodziców i może nie uda się jej ich znaleźć, nigdy…!

Już chciała zacząć krzyczeć, gdy Harry i Ginny ruszyli, jakby niepewnie w jej kierunku i Hermiona zupełnie nieświadomie wyciągnęła przed siebie rękę. Im szybciej ich dotknie, tym szybciej obudzi się lub… uwierzy. Bo tylko dotyk mógł wypełnić pustkę.

Chłopak zatrzymał się dwa kroki od niej, wodząc wytrzeszczonym wzrokiem między nią…, Seveursem… i jej ojcem.


* Royal Military Academy  – Królewska Akademia Wojskowa

 

Kilka chwil wcześniej.

 

Przemykając między spacerującymi ludźmi Ginny i Harry szli wzdłuż nabrzeża i przyglądali się mijanym zakotwiczonym jachtom lub pustym stanowiskom. Nie zwracali żadnej uwagi na widoczne w dali morze, przypływające lub odpływające łodzie, straganiki z pamiątkami, słodyczami czy lodami – jedyne, co ich interesowało, to numery na słupkach i nazwy firm na reklamach i rozkładach wycieczek. 35… Sunlover Coral Cruises… Fitzroy Luxury Trip… 45… Coral Reef Dream… Full-day Trips…

– Tam! Stanowisko 50! – wydyszała Ginny.

Istotnie, ponad głowami ludzi przed nimi pojawiła się w oddali duża tablica z numerem „50”. Harry szarpnął głową w odpowiedzi i przepchnąwszy się pomiędzy idącą przed nimi parą pociągnął Ginny za sobą i zaczął biec. Byle szybciej. Byle bliżej!

Kilkanaście kroków dalej dostrzegli już samotne maszty jakiegoś jachtu. Parę sekund później w luce między ludźmi mignęła im jego sylwetka. Wyprzedzili kogoś i widzieli już białą nadbudówkę! Trzy jardy dalej dostrzegli wysokiego, szczupłego mężczyznę! Mężczyznę ze zdjęć Hermiony!

Harry krzyknął triumfalnie! Mieli ich! Znaleźli ich!!! O Merlinie….!!!!!

Ojciec Hermiony rozmawiał z kimś… W stojącej tyłem do nich czarnej sylwetce było coś dziwnie znajomego. Naraz ten ktoś sięgnął ręką w bok, obrócił się ku nim i…

Harry zatrzymał się jak wryty.

?????????!!!!!!!

Snape.

Ich spojrzenia się spotkały i Harry’emu głos uwiązł w gardle.

– Czemu… – zaczęła Ginny, która wpadła mu na plecy i po kurczowym ściśnięciu ręki poznał, że ona też go zobaczyła.

Przez całe długie wieki Snape patrzył na nich tak ciężkim wzrokiem, że nie śmieli nawet oddychać, a potem odwrócił się, ale choć przestali widzieć jego twarz, wciąż mieli ją przed oczami. Jak również zupełną pustkę w głowie.

– Harry….?

– Ginny…

– Co… cz-ty-czy…cz-też…

Oboje nie mogli oderwać spojrzenia od czarnej wysokiej sylwetki, czarnych postrzępionych włosów… Harry nawet bał się mrugać, bo jeśli mrugnie i będzie go nadal widział…

Naraz Snape odsunął się gwałtownie i któreś z nich aż jęknęło.

Kilka jardów od nich stała Hermiona. Spojrzała na nich, znieruchomiała na moment, a potem jej oczy rozszerzyły się gwałtownie, otworzyła usta w wyrazie skrajnego osłupienia, które po chwili przeszło w  przerażenie.

 

Harry ruszył przed siebie jak automat, a Ginny razem za nim. Nie wiedząc na kogo patrzeć wodził wzrokiem między Hermioną, jej ojcem i Snape’m i naraz jakimś cudem znalazł się tuż koło nich. Zatrzymało ich najpewniej wściekłe spojrzenie czarnych oczu.

– Hhhh-a…ha-hary??? – wykrztusiła Hermiona i dotknęła jego ramienia.

– Hh….iona??? – bąknęła obok niego Ginny.

– Co… – zaczął i urwał.

Niemożliwe. Wykluczone. Merlinie, to się nie mogło dziać! Nawet w najbardziej zwariowanym mugolskim filmie coś takiego nie miało prawa się wydarzyć!

 

Wendell pogubił się już zupełnie. Boże, co się tu działo? Nowo przybyła dwójka najwyraźniej również go poznawała, choć żadne z nich nic mu nie mówiło. Ani młoda, długowłosa dziewczyna o płomienno-rudych włosach, ani czarnowłosy chłopak, wyglądający jakby zobaczył upiora. Oboje nie wyglądali na turystów, w dodatku chłopak przewiesił sobie przez rękę coś, co wyglądało jak płaszcz. Zwariował zupełnie.

Wysoki brunet skrzywił się mocno.

– Proszę, proszę – wycedził. – Pan Potter i panna Weasley.

– Co-wy-tu rr-obicie?? – dokończył młody chłopak.

– Och, nie tak szybko, Potter. To raczej was należy o to zapytać. Już wyzdrowiałeś? Czy może uciekłeś z Kliniki?

Ach, tak. To wszystko wyjaśniało. Wendell odchrząknął i spojrzał na zegarek.

– Widzę, spotkanie po latach – powiedział głośno. – Coś cudownego. Więc korzystajcie z okazji, ja was zostawiam, bo trochę mi się spieszy. Bawcie się dobrze.

Po czym zrzucił drugą cumę i wskoczył zwinnie na schodki katamaranu. O dziwo nikt mu nie przeszkodził. Nastawiony na lekkie bujnięcie w prawo przechylił się w przeciwnym kierunku… i zatoczył na barierkę, gdy jacht pozostał nieruchomy. Co jest…?

Na drugich schodkach stanęła ta jakaś kobieta i Wendell już chciał na nią krzyknąć, gdy następne słowa odebrały mu głos.

– Hermiona??? Co się z tobą stało???

Hermiona? Przecież dokładnie tak samo nazywa się ta dziewczyna, która mieszka w naszym domu?

Na pewno to był zbieg okoliczności. Akurat tak się złożyło, że myślał o Tamtej Hermionie Granger, bo niedawno dostał SMSa od Moniki w sprawie ich domu. To rzadkie, bardzo rzadkie imię, ale przecież na świecie musi być pełno Hermion. Po prostu przez przypadek on miał do czynienia z dwiema…

Niektórzy nie spotykają żadnej, a ty dwie? W tym samym czasie??

I sądząc po akcencie, Ta Hermiona też jest Angielką.

O cholera.

– Jaka „Hermiona”? – usłyszał sam siebie, zupełnie jakby stał obok.

– Hermiona Granger – odparła kobieta z uśmiechem. – Tato.

Cholera jasna! Miał rację! To było takie proste!

Hermiona Granger miała już połowę ich domu. Teraz ich odnalazła, pewnie za pośrednictwem kancelarii prawnej i próbowała wrobić go w ojcostwo, żeby dostać drugą połowę!

– Dzwonię do mojego adwokata – powiedział dobitnie, wyjmując z kieszeni komórkę i rzucając jej wyzywające spojrzenie. – A zaraz potem na policję, żeby was stąd zabrali.

Wspiął się zwinnie na cały czas nieruchomy pokład, przeszedł przez salonik i…

 

 

Severus smagnął różdżką i podskoczył do ojca Hermiony, który runął na pokład. Złapał go pod pachy, kopnięciem odepchnął krzesło i zapierając się mocno jedną nogą, bardzo powoli opuścił go na wypolerowane deski. Bezwładne ludzkie ciało jest o wiele trudniej utrzymać, niż osobę przytomną, ale na szczęście znalazł się dokładnie za nim i mężczyzna osunął się wprost na jego pierś.

– Tato! – krzyknęła Hermiona, podskakując do nich.

– Drętwota – wyjaśnił, opuszczając ostrożnie jego głowę. – Nic mu nie będzie.

Hermiona przesunęła delikatnie palcami po twarzy ojca i uśmiechnęła się czule. Merlinie, to była prawda. Nie śniło się jej, to się działo naprawdę!  Na myśl o tym zalało ją szczęście i ulga tak ogromna, że zabrakło jej słów, żeby odpowiedzieć.

Boże, czuła się, jakby bujała gdzieś w chmurach, jakby mogła dotknąć słońca. Nie, jakby to ono mogło dotknąć jej, tak była wysoko. I nic nie mogło tego zniszczyć. Była… nietykalna. Bo znalazła go. Merlinie przenajświętszy, znalazła rodziców!!!

Pocałowała go w czoło, podniosła się i dostrzegła Harry’ego i Ginny. No właśnie, na dodatek byli tu i oni!

Ginny wpatrywała się w nią wielkimi oczami.

– Hermiona? – powtórzyła w osłupieniu.

Nie trudno się było domyślić, o co jej chodzi. Hermiona podeszła do nich i przytuliła ich oboje. Mocno. Bardzo mocno, jakby chciała wyrzucić z siebie choć część uczuć, które ją przepełniały.

– To nic, Ginny. Nic się nie dzieje – powiedziała i znów wtuliła twarz w ich włosy. – O mój Boże, to nic – chlipnęła i łzy znów popłynęły jej po policzkach.

Harry poklepał ją lekko po plecach, patrząc równocześnie na Snape’a, który klęczał nad jej ojcem i z zupełnie nietypową dla niego łagodnością kreślił różdżką jakieś figury ponad jego twarzą. Odruchowo upewnił się, że nikt nie może go zobaczyć i odsunął się.

– Hermiona… co ty tu robisz? Co WY tu robicie?

Hermiona otarła oczy, spojrzała znów na ojca i Severusa i uśmiechnęła się.

– Znala… znalazłam… – ale więcej nie była w stanie powiedzieć, więc tylko kiwnęła ręką w stronę Harry’ego. – Wpierw wy.

– Nie sądzę, żeby opowieść Pottera, bez wątpienia pasjonująca, była w tej chwili najważniejsza – przerwał im Severus, wstając. – Trzeba go stąd zabrać, gdzieś, gdzie nikt nas nie będzie widział.

– Chcecie tu przywrócić mu pamięć? – spytał Harry, zerknąwszy na dość wąską kanapę przy stole. Nie było to miejsce na tak skomplikowany zabieg, nie mówiąc już o tłumie mugoli zaledwie kilka jardów dalej.

Hermiona również się rozejrzała i dostrzegła schodki w dół.

– Nie, Harry, to zbyt skomplikowane – zaprzeczyła i wskazała je Severusowi. – Poczekajcie, zobaczę, jak tam jest.

Kilka stopni w dół prowadziło do dość dużego, ocienionego pomieszczenia, które stanowiło kuchnię i salonik. Przez pootwierane okienka pod sufitem wpadało powietrze i było tu o wiele przyjemniej niż na pokładzie. Po obu stronach znajdowały się również schodki w dół, a na końcu pomieszczenia zamknięte drzwi, ale Hermiona już tam nie zaglądała, to tu wystarczyło w zupełności.

– Może być – oznajmiła, wychodząc na pokład. – Jest miejsce i jest chłodno… O, cholera.

Niezacumowany jacht zdryfował już lekko na bok, szczęściem nadal był blisko brzegu.

– Chodź, Harry, pomożesz mi!

Chłopak natychmiast złapał ją za rękę.

– Rzuciłaś Invisus Mugoletum? – upewnił się.

– Tak. Chodź, szybko – pogoniła go Hermiona. – Rzuć Accio, a ja podam ci cumy i…

– Nie mogę.

– Merlinie! Zgubiłeś różdżkę?! – faktycznie, Harry nie miał jej ani w ręku, ani w kieszeni jeansów.

– Póki co, nie mogę używać magii. Wyjaśnię ci później. Ty nie możesz?

Hermiona jeszcze chwilę patrzyła na niego, zaniepokojona, po czym zerknęła na jacht i przygryzła lekko usta. Jeśli ludzie zobaczą, że drobna kobieta podciągnie taki duży jacht jednym szarpnięciem za linę, zrobi się zbiegowisko.

– Będzie o wiele lepiej, jak ty to zrobisz. Skacz na brzeg i udawaj, że ciągniesz, a ja rzucę zaklęcie. I pospiesz się!

Jak tylko Harry zeskoczył na nabrzeże, Hermiona złapała zwiniętą luźno pierwszą cumę i tak, jak to widywała spacerując z ojcem po porcie w Londynie, wzięła mocny zamach i wyrzuciła ją za burtę. Harry złapał ją, z miną siłacza pociągnął i Hermiona miała ochotę parsknąć śmiechem, bo to przypomniało jej te wszystkie cudowne chwile w Hogwarcie i w Norze. Niewątpliwie od tamtego czasu Harry wydoroślał, ale w tej chwili akurat nie można tego było o nim powiedzieć.

Odczekała chwilę, aż poczuła, że jacht drgnął lekko i jakby od niechcenia machnęła prawą ręką.

– Accedo brzeg.

Merlinie, co za szczęście, że nie zdryfowaliśmy dalej! wybuchło jej w głowie, gdy jacht podpłynął gwałtownie do brzegu i bez mała zgniótł rząd odbijaczy na rufie. Szybko zarzucili też i drugą cumę i odetchnęli z ulgą.

Severus przyglądał im się stojąc z założonymi na piersi rękoma, ale nie skomentował tego w żaden sposób, tylko wskazał głową ojca Hermiony.

– Weźcie go za nogi.

Nie tyle nie mógł, ale nie chciał pomóc sobie magią i lewitować go, bo jak żywa stanęła mu przed oczami scena sprzed kilkunastu dni, kiedy musiał przenieść przez Przejście dwie kobiety: jedną z nich wylewitował, bo nic dla niego nie znaczyła, drugą przeniósł na rękach.

Ten mężczyzna zaś był jej ojcem.

Ułożyli go na kanapie, Hermiona wyjęła z kieszeni Kamień, cały czas gorący i odłożywszy go na stół usiadła obok ojca i wzięła go za rękę. Co prawda wiedziała, że go znalazła, ale Wiedzieć i Czuć to dwie różne rzeczy.

Zmienił się, i to sporo, ale jej zdaniem teraz był jeszcze przystojniejszy, niż sześć lat temu. Koło oczu pojawiły się zmarszczki, tak zwane kurze łapki i dzięki nim nawet śpiąc wyglądał, jakby się uśmiechał. Poza tym posiwiał i teraz miał cudownie szpakowate włosy i lekki, równie szpakowaty zarost, który odcinał się mocno od ładnej, brązowej opalenizny. O dziwo brwi pozostały nadal czarne, a między nimi pojawiła się delikatna zmarszczka. Piękna, kochana zmarszczka, zupełnie jak u Severusa…

Na myśl o Severusie wróciła z planety pod tytułem „Tata” i otrząsnęła się.

– Zdjąłeś z niego Drętwotę i go uśpiłeś? – spytała go, a gdy potaknął, ciągnęła. – Co teraz robimy?

– Za kilka godzin zawiadomię francuskiego Mistrza Umysłu, że potrzebujemy jego pomocy. Póki co, zastanawiam się, jak się do niego dostaniemy.

Harry, który siedział z Ginny po drugiej stronie dużego stołu, spojrzał zaskoczony na Hermionę.

– Nie czekamy na twoją mamę?

– Moja mama jest właśnie w Londynie.

– Gdzie?!

– W Londynie?! – Ginny wymieniła spojrzenia z Harrym i dodała. – Teraz?! Właśnie teraz, kiedy my jesteśmy w Australii, ona jest w Londynie?

– Dokładnie – westchnęła Hermiona. – Szaleństwo, prawda?

– Czemu potrzebujecie Francuzów, nasi Uzdrowiciele nie wystarczą? – Ginny zerknęła przelotnie na  Severusa. – Wróćcie do Londynu, zawiadomcie Mathiasa, a skoro mama jest w Londynie, może nawet przyjdzie odwiedzić dom i tam ją spotkasz.

– Jej mama znajdzie się tak czy inaczej – odpowiedział powoli Severus. – I nie, nasi Uzdrowiciele nie mają wystarczającej wiedzy i doświadczenia, by przywrócić im pamięć, za to mogą zniszczyć ją bezpowrotnie. Moim zdaniem tylko Francuzi, czy gwoli ścisłości francuski Mistrz Umysłu może to zrobić.

– Więc niech choć sprawdzą, gdzie jest mama Hermiony, a potem odeślą was do Francji.

– Ginny… – zaczęła Hermiona, ale przerwał jej Severus.

– Panno Weasley, czy ja mówię w jakimś obcym języku, czy przestaliście rozumieć już nawet angielski? Nawet ja nie zamierzam próbować legilimencji, więc tym bardziej nie pozwolę, żeby ktokolwiek inny ich dotknął.

– W takim razie lepiej się pospieszcie – powiedział zdecydowanym, twardym tonem Harry i gestem pokazał jacht. – Bo jak pani Granger wróci do domu i nie zastanie męża, to się trochę zdziwi.

– O czym ty mówisz, Potter?

– Jak to… domu? – rozejrzała się dookoła Hermiona.

– To jest ich dom – wyjaśnił Harry. – Z tego, co wiemy, to po wyjeździe z Anglii przyjechali do Mackay i zamiast kupić dom i pójść do pracy w jakiejś klinice dentystycznej kupili jacht i otworzyli firmę oferującą wycieczki na rafę koralową.

Hermiona spojrzała na Kamień leżący na stole. Więc to po prostu czysty zbieg okoliczności, że akurat ostatni adres był niedaleko portu… i że akurat tata tu był. Gdyby nie to, teraz bylibyśmy już gdzie indziej, w innym mieście i szukali dalej. I dziś… i jutro…

A potem Dar przestałby działać i wróciłabyś do domu z niczym…

Ale jak w takim razie znaleźli ich Harry i Ginny?? Mieli po prostu szczęście, czy jak?

Severus myślał dokładnie o tym samym.

– Może będzie łatwiej, jak powiecie nam, co wiecie.

– No właśnie, jak ich znaleźliście?

Harry zawahał się na krótką chwilę, po czym wzruszył ramionami.

– Tak naprawdę to znalazł ich Dudley. W takiej… gazecie, dostępnej na całym świecie. Po prostu przeczytał artykuł o Monice i Wendellu Wilkins, dentystach z Londynu, którzy latem 97-go roku przeprowadzili się do Mackay i założyli firmę Coral Bay Trip. I kiedy spytałem go, czy ma ich adres, powiedział mi, że zamieszkali na jachcie.

– O Merlinie – westchnęła Hermiona, patrząc na śpiącego obok ojca. TO dopiero było szaleństwo.

Nie znajdowała innych słów, żeby oddać to, co się właśnie stało.

Severus zmusił się do zachowania kamiennego spokoju.

– Skąd nagle twój kuzyn w tym wszystkim? Tak nagle, przez przypadek, znalazł artykuł o nieznanych mu ludziach i skojarzył, że chodzi o rodziców Hermiony? I jak się tu dostaliście, skoro nie wolno wam używać magii, przylecieliście samolotem?

Harry potrzebował kilku sekund, żeby sobie uzmysłowić, że Severus Snape przestał mówić i czeka na odpowiedź. Kiedy przyszedł do nich do domu, mówił „panna Granger”…

– Nie dokładnie – otrząsnął się. – Kiedy…. wyzdrowieliśmy i…. widzieliśmy się po raz ostatni, pomyślałem, że skoro i tak jesteśmy na zwolnieniu, to możemy wybrać się do Australii i poszukać twoich rodziców – spojrzał na nadal oszołomioną Hermionę. – Przecież wiedzieliśmy, że chciałaś ich znaleźć. Więc poprosiliśmy Dudleya o listę dentystów w Australii, on ma do takich danych dostęp. A on zamiast tego poradził nam, żeby poprosić tutejsze Ministerstwo o listę wszystkich małżeństw Monik i Wendellów Wilkins i wysłać im listy, że niby wygrali konkurs na najlepsze małżeństwo i zaprosić w jakieś miejsce na rozdanie nagród.

– Konkurs na co? Na najlepsze małżeństwo?? – powtórzyła za nim Hermiona. Słowo „szaleństwo” nabrało nowego, głębszego znaczenia i czuła, że przestaje już nadążać.

– Dokładnie. W ten sposób zamiast szukać ich wszystkich mieliśmy po prostu zjawić się tam i ich sobie obejrzeć. I nawet już zaczęliśmy, ale dosłownie przed… godziną? zadzwonił do mnie Dudley i powiedział o Mackay.

– Harry, czemu mi nie powiedziałeś?

– Bo… o tej porze jest przecież noc w Anglii, poza tym jak miałem…

– Nie mówię o tym teraz, ale w ogóle! – potrząsnęła głową Hermiona. – Mogliśmy wybrać się razem, mogłam ci… pomóc! Tym bardziej, że nie możecie używać magii!

Harry zerknął na Ginny, na Snape’a i znów na Ginny.

– Bo… wiedzieliśmy, że to dla ciebie ważne i nie chcieliśmy…

– Oczywiście, że ważne! Jak myślisz, co my tu robimy?!

Severus z trudem powstrzymał uśmiech widząc, jak Potter się męczy. Ale jak bardzo to by nie było zabawne, teraz nie było na to czasu.

– Możesz przestać się wysilać, Potter – rzucił, turlając różdżkę między palcami. – Nie usunąłem jej wspomnień.

Na krótką chwilę zapadła cisza, w której słychać było odgłosy z nabrzeża, miarowy chlupot fal uderzających o burtę i krzyki mew kołujących nad nimi. Ach, i spokojny oddech śpiącego na kanapie mężczyzny.

– Czego mi nie zrobiłeś?? – spytała w końcu Hermiona, obracając się w stronę Severusa.

– Nie usunąłem ci pamięci – odparł, patrząc jej prosto w oczy z kamiennym spokojem.

– Chciałeś… usunąć mi pamięć?!

– Owszem. Był czas, kiedy uważałem, że to najlepsze wyjście.

– Chciałeś, żebym zapomniała o rodzicach? I o czym…. ?!

– Hermiona, spokojnie! – zawołała naraz Ginny, łapiąc się za głowę. – Pomalutku. Bo za chwilę oszaleję. To nie tak. I daj sobie wyjaśnić – powiedziała z naciskiem, bo Hermiona już otworzyła usta. – Skoro wszystko pamiętasz… Jak wyszłaś z Kliniki, znów wpadłaś w depresję i przestałaś odpowiadać na sowy, na wołanie przez kominek, na Patronusy… Nawet nie chciałaś otwierać nam drzwi. Więc Harry poprosił profesora Snape’a o pomoc. Profesor Snape uznał, że najlepiej będzie, jak usunie ci wszystkie wspomnienia związane z aferą Rayleigh, bo sądziliśmy, że to z tego powodu masz depresję. I wtedy Harry stwierdził, że jeśli w dodatku uda nam się znaleźć twoich rodziców, będzie jeszcze lepiej.

– Nie chcieliśmy ci robić nadziei – dodał natychmiast Harry.

Hermiona kiwnęła powoli głową, ale musiała się jeszcze upewnić.

– I chciałeś usunąć mi tylko wspomnienia z… weekendu?

– Chciałem usunąć ci wspomnienia z niemal całej tej sprawy, wmówić, że natknęłaś się na nazwisko Rayleigh przy okazji inspekcji, powiedziałaś mi o tym i po prostu poszliśmy do niej i znaleźliśmy antidotum – jego głos był miarowy, spokojny, taki, jaki kochała.

– I żadnych wspomnień z Howden Dam?

– Ani Howden Dam, ani Azkabanu, ani dworku Rayleigh.

– I… dlaczego tego nie zrobiłeś?

– Bo kiedy do ciebie przyszedłem, zrozumiałem, że to w niczym nie pomoże.

Nie musiał dalej mówić. Jedyne, co mogło pomóc, to odnalezienie jej rodziców. I właśnie to zaproponował i równocześnie Harry i Ginny pomyśleli o tym samym.

Hermiona pochyliła się nad stołem i ukryła twarz w dłoniach. Boże, ta trójka była bez wątpienia jej najlepszymi przyjaciółmi. Wspaniałymi przyjaciółmi. I kochała ich wszystkich do szaleństwa!

– Jesteście cudowni – powiedziała w końcu z czułym uśmiechem. – I jednocześnie wariaci.

Harry parsknął dziwnie, zaś Severus pochylił się gwałtownie z ostrzegawczą miną.

– Uważaj na słowa – syknął. – Mam ci przypomnieć, w jakim stanie cię zastałem? I co musiałem ci powiedzieć, żeby wreszcie dotarło do ciebie, że to, co robisz, to głupota?

Hermiona przyjrzała mu się, nadal się uśmiechając. Merlinie, nawet kiedy się złościł, był… piękny. I nie wiedziała nawet, czy się złościł, bo w czarnych, aksamitnych oczach czaiło się tyle ciepła i… troski? Że to nie mogła być złość.

– Gawain był o wiele mniej zachwycony tym pomysłem – przerwał jej kontemplację Harry. – Kiedy o nim usłyszał, dostał szału.

Ciepło i troska znikły jak za machnięciem różdżki.

– Tak podejrzewałem, że zaszczyt wezwania na dodatkowe, pilne przesłuchanie zawdzięczam tobie, Potter – rzucił kwaśno Severus. – Ale nadal nie udało mi się zgadnąć, co nowego chciał usłyszeć Robards po tym, jak opowiedziałem jemu i ministrowi CAŁĄ historię i przekazałem Wszystkie wspomnienia. Bo chyba nie oczekiwał, że zacznę coś Wymyślać dla jego przyjemności.

– Nic nie wiem o dodatkowym przesłuchaniu – odparł Harry. – Ale biorąc pod uwagę wagę sprawy, wcale mu się nie dziwię, że się wściekł.

Severus zacisnął palce dookoła różdżki.

– Jedna dziesiąta moich zeznań starczy do skazania Rayleigh na dożywocie w Azkabanie lub Pocałunek Dementora. Nie można skazać jej dziesięć razy, choć wierz mi, bardzo tego żałuję.

– Pewnie pan nie wie, ale nie tylko Wizengamot będzie śledził ten proces, ale i ICW – powiedział Harry, zadzierając trochę głowę, jakby w ten sposób mógł spojrzeć z góry na swojego profesora, który tylko wzruszył ramionami.

– Mam ci powiedzieć, gdzie na liście moich priorytetów znajduje się Wizengamot i ICW?

– Przez Rayleigh zginęło kilku mugoli i mało brakowało, żeby ta liczba podskoczyła do pięciuset – ciągnął niezrażony Harry. – Posypały się Niewybaczalne. Musieliśmy wystąpić o pozwolenie na używanie Imperiusa i Uzdrowiciele zaczęli go rzucać jeszcze zanim dostali na niego zgodę. I do tego musieliśmy wyjawić istnienie magii mugolskim Uzdrowicielom. ICW weźmie nas pod lupę i będziemy musieli się bardzo starać, żeby to wytłumaczyć.

– Robards będzie miał okazję zabłysnąć przed całym czarodziejskim światem, powinien się chyba cieszyć?

– To nie będzie proces publiczny.

– Ach tak, prawda. Gdyby świat się dowiedział, do czego można używać Niewybaczalnych… Na przykład tak jak tu – wskazał głową śpiącego ojca Hermiony – ludzie mogliby zacząć je wybaczać.

Nie wziął ze sobą eliksiru Słodkiego Snu, więc zdecydował się po prostu rzucić na niego Imperiusa i kazać mu spać. To było zdecydowanie lepsze niż rzucanie na niego Drętwoty za każdym razem, gdy zacznie wracać do przytomności lub gorzej, spetryfikowanie go. W tym stanie nie mógłby się ruszyć, ale przez kilka godzin widziałby ich i słyszał.

Cały czas z tego samego powodu. To był ojciec kobiety, którą wniósł do domu na rękach.

Ginny złapała Harry’ego za rękę, ale ten tylko potrząsnął głową. Już od dawna obiecywał sobie, że nie da się więcej tłamsić Snape’owi i ciągle mu się to nie udawało, ciągle to Snape miał rację, albo miał więcej argumentów, lecz tym razem poczuł, że to koniec. Nie mógł używać magii? Żaden problem, znalazł rodziców Hermiony bez pomocy magii. Dwa tygodnie temu uratował mu życie i był gotowy poświęcić swoje i życie Ginny, żeby uratować je drugi raz, więc nie będzie mu teraz Snape udowadniał, że jak zwykle to on jest lepszy i wie więcej!

– Problem użycia Niewybaczalnych to jedna sprawa – powiedział, podnosząc się powoli. – Do tego posługiwał się pan nielegalną różdżką, zakradł do Ministerstwa i używał tam czarnej magii w dobrej wierze i być może jeszcze coś. Panie profesorze. Ale ja też święty nie byłem. I nie wiadomo, jak zareagowaliby ludzie, gdyby dowiedzieli się, że przeszukałem nielegalnie tajne akta w Archiwum i rzeczy mojego szefa. Że wprowadziłem do Azkabanu nie raz, a kilka razy Hermionę jako Aurora, aresztowałem kolegę bez otwierania sprawy przeciw niemu i podszywając się pod Szefa Biura Aurorów odroczyłem pańską egzekucję!

Z początku jeszcze panował nad swoim głosem, ale potem przestał i mówił coraz głośniej, a ostatnie zdanie po prostu wykrzyczał, po czym nie czekając na reakcję Snape’a, wybiegł na pokład.

Ten z pewnością zacząłby z niego szydzić czy umniejszyłby to, co on, Harry, zrobił i nie zamierzał tego słuchać! Już i tak powiedzenie Snape’owi prosto w oczy tego, co powiedział i JAK powiedział wymagało chyba tyle samo odwagi, co zrobienie tego wszystkiego, co wtedy zrobił.

Hermiona złapała Severusa za rękę i przycisnęła ją do jego uda.

– Severus! Proszę! – zawołała i gdy spojrzał na nią płonącym wzrokiem, powtórzyła cicho i spokojnie. – Proszę. – I by uniknąć kłopotliwego milczenia, spytała Ginny. – Jak się tu dostaliście? Naprawdę przylecieliście samolotem? I gdzie mieszkacie?

Dziewczyna odgarnęła włosy lekko trzęsącą się ręką i odchrząknęła.

– Nie, jakim samolotem? Przecież ja nie istnieję dla mugoli. Harry poszedł do Gawaina i poprosił o umówienie nam spotkania z Doris Coleman, szefową australijskich Aurorów i o klucz do Inter-Portalu do Metropolii. Wynajęliśmy tam hotel i do przemieszczania się….

Po słowach „klucz do Inter-Portalu” Severus przestał słuchać. Nie dlatego, że nie interesowały go dokonania Pottera i Weasley (no dobrze, nie interesowały go), ale ponieważ to był sposób na dostanie się do Paryża!

Nie mógł posłużyć się aportacją – Hermiona nie tolerowała jego eliksiru i istniała szansa, że jej ojciec też mógł źle go znosić. Rozważał już pomysł zrobienia międzynarodowego świstoklika – ale pomijając już fakt, że byłby to nielegalny świstoklik, wolał nie myśleć o tym, w jakim stanie ojciec Hermiony dotarłby na miejsce. Im większa odległość, tym trudniej było wylądować na obu nogach, już na terenie Wielkiej Brytanii mało komu się to udawało, co dopiero mówić o przeleceniu na drugi koniec świata.

Inter-Portal był doskonałym rozwiązaniem, do którego on z Hermioną nie mieli dostępu…

– Macie klucz powrotny? – spytał Ginewrę Weasley, przerywając jej jakieś wyjaśnienia.

– Klucz… do Inter-Portalu? – upewniła się ta i kiwnęła głową. – Dla dwóch osób.

– Daj mi go.

– Harry go ma. Harry…!

Słysząc Ginny Harry natychmiast wrócił do salonu i zmusił się do nie patrzenia na Snape’a.

– Harry, masz przy sobie klucz do Inter-Portalu? – spytała Ginny. – Pokaż go profesorowi Snape’owi.

– Po co?

Severus wyciągnął do niego rękę w oczekującym geście.

– Harry – wtrąciła się Hermiona. – Severus chce sprawdzić, czy możemy go użyć, żeby dostać się do Paryża. Ja… nie mogę się tam aportować.

– Czy tobie zawsze trzeba wszystko tłumaczyć w detalach, żebyś zrozumiał? – dorzucił Severus.

Harry zignorował jego pytanie, wyciągnął z woreczka na szyi klucz i podał mu go, patrząc na Hermionę.

– Czemu nie możesz się aportować?

– Do aportacji na taką odległość trzeba wypić eliksir chroniący płuca, a ja nie toleruję jakiegoś składnika tego eliksiru. Kiedy się tu aportowaliśmy… niewiele brakowało, a by to była moja ostatnia aportacja – skrzywiła się Hermiona i widząc minę Harry’ego, czym prędzej dodała. – Tego nie można było przewidzieć!

Harry usiadł koło Ginny i przyjrzał się, jak Snape bada klucz.

– To jest klucz do Londynu.

– W tej chwili tak – potwierdził spokojnie Severus.

– Możesz go przekierować na Paryż? – ożywiła się Hermiona. – Tylko jeśli ja użyję Inter-Portalu, Harry i Ginny nie będą mogli już tak wrócić do domu…

Ginny złapała ją za rękę i ścisnęła mocno.

– Nie przejmuj się nami. Poproszę Doris o pomoc, na pewno się zgodzi – zapewniła ją ciepło. – Najważniejsze, żebyście z twoim ojcem dotarli bezpiecznie na miejsce.

– Poza tym zawsze mogę was aportować do Londynu – dodał Severus. – Nietolerancja eliksiru chroniącego płuca jest bardzo rzadka.

– I nie sądzę, żebyście mieli takiego samego pecha jak ja – dorzuciła głośniej Hermiona, przeczuwając następne zdanie. Coś o byciu wyjątkowym, Wybrańcem, czy cholera wie, co jeszcze.

Severus spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza, czyli piąta w Paryżu. Musiał poczekać jeszcze ze dwie godziny. Równie dobrze mogli spędzić je w bardziej sensowny sposób, niż na towarzyskiej pogawędce.

– Za dwie godziny będę mógł wysłać Patronusa do Chancerela – powiedział cicho, przechylając się do Hermiony. – Przez ten czas spróbuję przestawić ten klucz na Paryż, a ty zobacz, czy jest tu coś do jedzenia. Jak tylko Chancerel nam odpowie, nie będzie na to czasu.

– Skoro tu mieszkają, to na pewno coś jest – uśmiechnęła się Hermiona. – Swoją drogą… nie posądzałam moich rodziców o takie szaleństwo.

Severus już miał ochotę powiedzieć, że już teraz wiedział, po kim Hermiona odziedziczyła temperament, ale z uwagi na towarzystwo tylko uniósł w górę kącik ust.

– Zostawię was samych – rzucił, wstając.

 

Rozdziały<< Goniąc Szczęście Rozdział 19Goniąc Szczęście Rozdział 21 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz