Goniąc Szczęście Rozdział 16

Wtorek, Londyn, mieszkanie Hermiony / mieszkanie Beth

Po 18-tej

Środa, Po 4-tej w nocy w Birriani

 

Nie chcąc ryzykować wpadnięcia na tego samego, wścibskiego sąsiada Mathias rzucił na siebie Kameleona i dopiero wtedy aportował się przed domem Hermiony.

Zastukał bardzo energicznie, na wszelki wypadek z całej siły nacisnął dzwonek i przyłożył ucho do drzwi. Nic. Spróbował jeszcze raz i jeszcze raz… I jeszcze raz. Aż rozbolały go kłykcie. I znów nic.

Obstukał wszystkie okna na parterze, znów bez rezultatu.  

Kilka lat temu Hermiona praktycznie zabarykadowała się w domu i nie odpowiadała na sowy, nawoływania przez Sieć Fiuu, pukanie do drzwi, więc istniała możliwość, że tym razem zrobiła to samo, ale z chwili na chwilę nabierał coraz większej pewności, że autentycznie jej nie ma. Nie poruszyła się ani jedna firanka, nie mignął żaden cień za oknami…

Ale gdzie w takim razie mogła być? Może w Norze? Bo przecież nie na Grimm, skoro Harry i Ginny…

O Merlinie!

To było jakieś szaleństwo. Harry i Ginny wybrali się właśnie do Australii szukać jej rodziców, podczas gdy oni wybrali się w tym samym czasie do Londynu! Zbiegło się, jak gacie Merlina w praniu!

Mathias wiedział, że jej ciotka w Paryżu zmarła, a poza nią Hermiona nie miała już żadnych bliskich krewnych wśród mugoli, więc gdziekolwiek by się nie chowała, była w czarodziejskim świecie. Co z kolei znaczyło, że mógł bezpiecznie wysłać jej Patronusa.

I żeby się upewnić co do jej miejsca pobytu, postanowił go wysłać stąd, a nie z Kliniki.

Był właśnie w połowie drogi na tyły domu, gdy po przeciwnej stronie zatrzymał się z ostrym piskiem samochód. Kierowca wysiadł, oparł się o drzwi i zapaliwszy papierosa… zaczął gapić na dom Hermiony.

Mathias zastygł nieruchomo i na wszelki wypadek wstrzymał oddech. O cholera…

Oczywiście gdy Harry uczył go zaklęcia Kameleona, zapewniał, że nikt go nie zobaczy, sam siebie nie widział, ale to nie zmieniało faktu, że czuł się cholernie, rozpaczliwie, idiotycznie odsłonięty! Może jak będzie szedł, to jego ciało nie dostosuje się tak natychmiast do otoczenia i ten tam COŚ zobaczy?

Doskonale pamiętał, jak panicznie się bał kilka dni temu, gdy zdradził Beth istnienie magii i nie zamierzał przeżywać tego po raz drugi!

Z nim ożenić się nie możesz przeleciało mu przez głowę i mało nie parsknął śmiechem.

Facet z naprzeciwka zaczął puszczać kółka z dymu i Mathias postanowił skorzystać z okazji. Bardzo wolno, krok za krokiem, podszedł do śmietnika i z ulgą wcisnął za kontener.

Ulgą, która niemal natychmiast wyparowała, gdy poczuł straszliwy smród i rękaw jego marynarki nasiąkł czymś… TYM czymś śmierdzącym!

Na całe szczęście chwilę później pojawił się pasażer i wsiadł do cholernego auta, cholerny kierowca wyrzucił niedopałek na ulicę i również wsiadł i ze strasznym rykiem cholerny samochód ruszył i zniknął mu z oczu.

Jedź i nie wracaj! Mathias z obrzydzeniem spojrzał na brudny, mokry rękaw, rzucił „Chłoszczyść” i  korzystając z okazji przebiegł na tyły domu Hermiony.

Stanąwszy między niewysoką przybudówką i dużą wierzbą płaczącą, która osłaniała go przed widokiem z okolicznych okien wrócił wspomnieniami do wczorajszego wieczora.

– Expecto Patronum!

Natychmiast pojawił się przed nim świetlisty rajski ptak, wywinął dwa szalone kółka dookoła niego i musnąwszy go gorącem skrzydła zawisł w powietrzu tuż przed nim.

– Hermiono, odezwij się do mnie. To pilne. Chodzi o Harry’ego – powiedział szybko i smagnął różdżką.

Patronus jednym machnięciem skrzydeł wzbił się natychmiast w niebo i sekundę później zniknął.

Zamiast wlecieć DO domu.

Teraz już Mathias mógł aportować się do Beth.

Wszystko, co miał jej do powiedzenia i o co chciał zapytać na jej widok wywietrzało mu z głowy na dobre kilka minut, akurat tyle, żeby się przywitać.

– Cudownie wyglądasz – szepnął w końcu jej do ucha, łapiąc oddech.

– Dziękuję – odszepnęła Beth, przesunęła palcami po jego policzku i zmarszczyła lekko nos. – Chętnie zwróciłabym komplement, ale… – spojrzała na nadal poplamiony rękaw jego marynarki i odsunęła się lekko. – Gdzie ty łaziłeś?

– Innymi słowy chcesz powiedzieć, że śmierdzę, tak?

– Trzeba ją wyprać. Ściągaj ją, dam zaraz do pralki.

– Tylko niech ci odda – zastrzegł, wyjmując z wewnętrznej kieszonki drogocenne fiolki.

Beth wybuchnęła śmiechem i złożyła marynarkę na pół, żeby się nie ubrudzić.

– Byłeś u Hermiony?

– Byłem, w południe i przed chwilą, ale jej nie było – odparł Mathias i ruszył za Beth do łazienki. – A ty dowiedziałaś się czegoś?

– Wiem wszystko – uśmiechnęła się Beth. – Monika Wilkins przyjechała bez męża, ma zarezerwowany pobyt do niedzieli. Mam numer jej pokoju, wiem, gdzie odbywają się jej seminaria i w jakich godzinach.

Merlinie, ona jest genialna!

­- Do niedzieli mamy dużo czasu. Wysłałem Hermionie wiadomość Patronusem, gdziekolwiek jest, na pewno go dostanie.

 

No cóż, Mathias nie pomyślał, że bywają… hmm… sytuacje, w których Patronus może być całkowicie niezauważony.

 

 

Birriani,

Po 8-smej rano

 

Z ciężkim westchnieniem Severus osunął się na poduszkę i rozluźnił zaciśnięte powieki. Powoli, bardzo powoli jego urywany oddech wyrównał się, zwolniło bicie serca i w końcu jedynym śladem po szalonym, zwariowanym śnie było tylko nieprzyjemne, żenujące uczucie wilgoci na brzuchu i prześcieradle. Sięgnął pod cienki koc i skrzywił się, zdegustowany.

Czuł się jak… jakiś żałosny nastolatek. Żeby coś takiego przytrafiło mu się we śnie?!

Merlinie, ale W JAKIM śnie! W tym śnie wszystko było tak niesamowicie realistyczne, że nie było się co dziwić. Jeszcze teraz bez mała czuł jej słodkie usta i drobne, nieposłuszne dłonie, wszędzie, oszałamiającą gorąc i miękkość jej idealnego i… pełnego ciała, słyszał w głowie echo jej błagalnych jęków, pamiętał jak wspaniale brzmiało jego imię, gdy krzyczała je i jak cudownie brzmiało jej.

Hermiona.

Severus aż zgrzytnął ze złości zębami i otworzył oczy. Tak z pewnością będzie prościej opędzić mu się od… I wtedy wzdłuż całej lewej nogi, biodra i całego ramienia poczuł nagły gorąc, zupełnie jak przed chwilą!

Jednym gwałtownym zrywem przekręcił się i spojrzał na poduszkę.

O Merlinie…!!!

Poduszka i łóżko obok było puste, zupełnie puste i pościel aż lśniła w świetle słońca, które musiało wyjrzeć właśnie zza chmury czy zza framugi, czy cholera jasna wie czego jeszcze!

Był sam!

Coś w nim jęknęło z ulgi i równocześnie coś innego aż zawyło z żalu i tęsknoty.

Zwariowałeś, idioto! warknął na siebie, ale nie mógł okłamać własnych myśli. Merlinie, jakaś część jego dałaby wszystko, byle ta poduszka nie była pusta…

Po raz drugi tego ranka Severus osunął się na nią ciężko i wtulił twarz w miękką tkaninę, jakby w rozpaczliwym poszukiwaniu choć śladu zapachu migdałów.

Gdy wczoraj wszedł za Hermioną do jej pokoju i ta powiedziała coś zupełnie bez sensu, naraz z całą jasnością dotarło do niego, że po prostu za dużo wypiła i tylko dlatego mówiła i zachowywała się tak, jak się zachowywała.

Dlatego choć coś aż krzyczało w nim, żeby zakończyć ten wieczór tak, jak pragnął, tak jak powinien się skończyć, nie mógł, po prostu nie mógł tego zrobić! To byłoby zupełnie jak wykorzystanie jej, a tego nie robił nigdy, nawet jako Śmierciożerca.

Więc po prostu kazał jej położyć się spać, otworzył zaklęciem okno, po czym wyszedł na dwór, żeby ochłonąć. Gdy wracając jakąś godzinę później zajrzał do niej, Hermiona spała dokładnie tak, jak się położyła, wtulona w poduszkę i wyglądała jak wcielenie niewinności.

Wcielenie niewinności! Aż skrzywił się na samą myśl o tym. Wczoraj wydawało mu się, że wyglądała i zachowywała się wręcz… kusicielsko, ale teraz, szczególnie Teraz! doszedł do wniosku, że po prostu on wszystko tak interpretował. Od tak dawna nie byłeś z kobietą, że najwyraźniej nie panujesz już nad sobą.

Severus westchnął ciężko. W jego przypadku pod tym względem wszystko było zawsze skomplikowane. Alex Rayleigh powiedział, że dla niego nie istnieje kobieta na jedną noc, ale było wprost przeciwnie. Seks sprowadzał się nawet nie do całych nocy, lecz do rzadkich, krótkich i jednorazowych aktów z mniej lub bardziej obcymi kobietami, po których zawsze szybko znikał. Jako profesor nie zamierzał pozwolić, by ten aspekt jego życia był publicznie znany, więc w czasie przerwy między obiema wojnami bardzo uważał wybierając sobie partnerki. Kiedy powrócił Czarny Pan, jego wybór zawęził się do kobiet z rodzin Śmierciożerców; po prostu przy okazji balów wyprawianych przez Malfoyów czy innych dobrze sytuowanych rodzin czystej krwi znikał z którąś z nich trochę przed końcem wieczoru. Po wojnie zaś pozwalał sobie na to tylko wtedy, kiedy wybierał się na Kontynent po niektóre ingrediencje, a biorąc pod uwagę, że od półtora roku pracował u Powella i jego prywatny biznes uległ poważnemu ograniczeniu i warzył tylko bardzo rzadkie, bardzo cenne eliksiry…

Cóż, nie pamiętał już nawet, kiedy ostatni raz uprawiał seks, więc nie było się co dziwić, że widok kobiecych kształtów tak na niego podziałał. Co go zaskoczyło, to fakt, że tym razem to były kształty Hermiony Granger!

Zwariowałeś. Trzymaj się od niej z daleka. Wytrzymaj jeszcze te kilka dni, a potem o tym zapomnij.

Po pierwsze Hermiona zajęła miejsce Griffina i przypuszczał, że będą się od czasu do czasu widywać, po drugie zdecydowanie nie wyglądała na „kobietę na jedną noc”.

Niestety wczoraj zrobił z siebie durnia, odkrył się przed nią i miał nadzieję, że nic z tego nie będzie pamiętać. A jeśli będzie… Na to też był sposób. Jeśli dziś będzie suchy, oschły… po prostu taki wredny Snape, nawet jeśli będzie coś pamiętała z wczorajszego wieczora, uzna, że się jej przywidziało.

Zdegustowany sobą, wyczyścił zaklęciem pościel, wziął porządny, zimny prysznic i dopiero wtedy zapukał do uchylonych drzwi pokoju po przeciwnej stronie korytarza.

– Tak?

Severus pchnął je mocno i wszedł do środka, nie zwracając uwagi na głośne stuknięcie klamki o ścianę. Mimo otwartego szeroko okna w powietrzu pachniało mocno rumiankiem, mirtem i eukaliptusem i ten cudowny zapach obudził w nim zupełnie inną tęsknotę. Za gorącym kociołkiem, unoszącą się z niego srebrną parą, dotykiem chłodnego noża i szorstkiej deski…

– Anderson – przywitał się krótkim skinieniem głowy.

Siedzący przy stoliku Tau uśmiechnął się do niego szeroko i gestem wskazał krzesło naprzeciw.

– Severus! Zdemolujesz mój pokój – sięgnął po kolejną, lekko poruszającą się gałązkę, w której Severus od pierwszego rzutu oka rozpoznał szalej jadowity i zaczął ją obskubywać z listków. – Już kończę, bez obaw! Hermiona jeszcze śpi…

To się nazywa powrót do rzeczywistości. Jeszcze silniejszym pchnięciem Severus zamknął drzwi za sobą i usiadł.

– To jest durne pytanie czy stwierdzenie faktu? Jeśli pytanie to proponuję, żebyś poszedł i sam się przekonał.

Tau zamarł z ręką w powietrzu i gałązka natychmiast zagięła się i zaczęła owijać dookoła jego palca.

– To jest pytanie. Drugie to co cię ugryzło?

– Mnie nic, ale ciebie za chwilę to spotka.

Mocnym szarpnięciem Tau oderwał roślinę i rzucił na deseczkę do krojenia ingrediencji.

– Bez obaw! A wracając do tematu, nie zamierzam do niej wchodzić. Nie… – zawahał się i pokręcił głową. – Nie wiem, jak… Może… Gdyby… No wiesz, o co chodzi. Nie potrafiłbym.

Severus wzruszył ramionami i spojrzał przez okno na grupkę dzieci siedzących na gołej ziemi i jedzących placki chlebowe.

– Jest coś, co z pewnością potrafisz. Znajdź mi eliksir przeciwbólowy i eliksir trzeźwości. Obawiam się, że bez tego mogę nie przeżyć całego jednego dnia z omdlewającą i kwękającą panną Granger.

– O bogowie – przewrócił oczami Tau, odłożył gałązkę i otrzepał ręce. – Nie mam tu nic, wszystko trzymam w pracowni. Wyskoczę po nie, możesz dokończyć?

– Oczywiście – stwierdził kąśliwie Severus. – Poobrywać listki, posiekać, pociąć łodygi… Jest jeszcze coś, co mógłbym zrobić? Nie krępuj się.

Aborygen wyszczerzył do niego zęby i wyszedł – sekundę później dało się słyszeć rytmiczne łupanie, gdy zbiegał ze schodów. Severus spojrzał na gałązkę szaleju, rozejrzał się po pokoju, znów na nią spojrzał i dotknął palcem. Sam nie wiedział, czy po to, żeby ją odepchnąć, czy przysunąć, ale wystarczyło najlżejsze muśnięcie i nie mógł się powstrzymać. Przesunął długim, wąskim palcem po gładkiej łodydze, cienkich, lekko chropowatych na końcach listkach, a roślina, najwyraźniej wyczuwając jego magię, zamarła natychmiast.

W sumie to czemu nie. Uśmiechnął się lekko i przysunął do siebie deseczkę. Minęło kilka dni, od kiedy warzył czy choćby dotykał ingrediencje i wyraźnie poczuł, jak bardzo mu tego brakuje. Jakby stracił kilka dni ze swojego życia.

Gdy niemal pół godziny później wrócił Tau, wszystkie łodygi były pocięte na idealne słupki i porozcinane dokładnie w połowie, a słoiczek obok pełen był posiekanych drobniutko listków.

– Zamknęli Intra-Portal i przedzierałeś się przez busz na piechotę? – na jego widok Severus uniósł wysoko brew. – Poukładaj sobie łodygi, nie wiem, w czym chcesz je trzymać.

Nie patrząc na niego, Aborygen postawił na stole podstawkę z kilkoma fiolkami i zerknął na zegarek.

– Tak mi trochę zeszło. Na szukaniu – odparł niechętnie, zerknął do słoiczka i jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu. – Niesamowite! Wiesz co, nie pamiętam już, kto powiedział mi, że to co My robimy, to zwykłe przygotowywanie składników i warzenie eliksirów, natomiast w twoim wydaniu to prawdziwa sztuka. Ależ ty masz cierpliwość!

Severus skrzywił się i już miał go spytać, co było nie tak, bo najwyraźniej coś było bardzo nie tak, ale natychmiast pomyślał o całym dzisiejszym dniu i uznał, że wystarczy mu problemów.

Na wszelki wypadek rzucił okiem na podstawkę i w trzech dodatkowych fiolkach rozpoznał eliksir nawadniający, wzmacniający i świeżości.

– Mała rada na przyszłość, Anderson – powiedział, wstając. – Jak chcesz coś przede mną ukryć, nie próbuj tego maskować idiotycznymi pochlebstwami.

Po czym wyszedł do korytarza i pchnąwszy mocno drzwi do pokoju Hermiony, wszedł do środka.

Hermiona spała zwinięta w ochronną kulkę, co dużo mówiło o jej stanie psychicznym po ostatnim koszmarze. Mógł wyperswadować jej porzucanie magii, ale potrzebowała czegoś więcej niż tylko ostrej przemowy, żeby dojść do siebie.

Przez chwilę Severus przyglądał się, jak oddycha miarowo, co mógł poznać po promieniach słońca, które padały przez szpary w zasłonie i malowały jasne kreski na jej policzkach, ramionach i podciągniętym aż do połowy uda materiale sukienki. W jakiś niezrozumiały sposób jej spokojny oddech uspokajał jego i w końcu złapał się na tym, że ich klatki piersiowe falują w jednakowym rytmie.

Włosy rozsypały jej się dookoła głowy, zupełnie jak w jego śnie i tylko jeden niesforny kosmyk osunął się jej na twarz. Severus złamał się – pochylił, ostrożnie odsunął go na bok i dopiero wtedy rzucił „Finite Incantatem”.

– Wstawaj – rzucił głośno. I sucho. – Już!

Hermiona drgnęła gwałtownie, uchyliła powieki i od razu jęknęła cicho i zasłoniła sobie oczy ramieniem.

– Severus… O Boże… To ty…

– Niezwykle ciekawe spostrzeżenie.

– Czy ja… Zaspałam. Która jest? – wymamrotała płaskim głosem.

– Zaspałaś to bardzo skromnie powiedziane – powiedział Severus i postawił podstawkę z fiolkami na stoliku nocnym.

– Nie łup…!

– Masz tu kilka eliksirów, które pozwolą ci doprowadzić się do… przyzwoitego stanu. Za dwadzieścia minut masz być na dole.

Hermiona powoli zsunęła nogi na ziemię, spróbowała usiąść i od razu złapała się za głowę.

– Dwadzieścia…??? Spróbuję.

Severus pochylił się ku niej i powiedział bardzo cicho:

– Jeśli będę musiał po ciebie przyjść drugi raz, zapewniam cię, nie będę miły.

 

 

Trzaśnięcie drzwiami zabrzmiało jakby runął co najmniej cały Hogwart i jeszcze przez chwilę echo pulsowało straszliwie gdzieś w środku jej czaszki. W końcu bardzo powoli zaczęło cichnąć, zupełnie jak burza, która oddalała się, ale w każdej chwili jakiś piorun mógł rąbnąć w ziemię tuż u jej stóp.

– O Merlinie…

Hermiona otworzyła ostrożnie oczy i wolno, starając się nie poruszyć głową, spojrzała na stolik nocny. Zamazany z początku obraz wyostrzył się wraz z silnym, pulsującym bólem, ale udało się jej wytrzymać i nie zacisnąć powiek.

Fiolki z eliksirami. ZAKORKOWANE fiolki z eliksirami!

Mógł, cholera, je otworzyć! Drżącą ręką sięgnęła po pierwszą z nich i wstrzymawszy oddech wyciągnęła korek i pospiesznie wypiła całą zawartość.

Jezu, Jezu, Jezu…

Mało nie zwymiotowała, kiedy głowa eksplodowała jej na kawałki, ale udało się jej jakoś opanować. Odczekawszy kilka sekund? minut? godzin? wypiła kolejną i następną i jeszcze następną…

Nie miała bladego pojęcia, jaki miały smak. Mogły być gorzkie, słodkie, słone… nie czuła żadnego, ale bardzo odpowiadał jej pomysł wypicia czegoś. Nie wiedziała też ile ich było i co zawierały, lecz po jakimś czasie ból ucichł, minęły mdłości, zawroty głowy i znikł nieprzyjemny smak w ustach. I przedziwne ogłupienie.

Boże, co ona wczoraj wyprawiała?! Upiła się! Pierwszy raz w życiu upiła się! Co za wstyd…!

Pamiętała, że zeszła napić się drinka z Severusem, że rozmawiali o książkach, o przedmiotach szkolnych… coś mówiła o nim jako nauczycielu…

I o czym jeszcze? Bo przecież coś jeszcze było…?

Po głowie snuły się zaledwie cienie myśli i umykały ledwie próbowała przyjrzeć im się z bliska. Cholera, co jeszcze?!

Było coś z kciukiem… Hermiona potarła niepewnie swój palec, ale na nic, nie była w stanie powiedzieć, o co chodziło i choć starała się skupić, trafiała na ścianę. Ciemność. Pustkę.

Boże, żeby tylko nie okazało się, że powiedziałaś mu o Kamieniu! Albo wyznałaś dozgonną miłość! Bo bez powodu nie byłby tak wściekły.

Istniała również inna opcja – powiedziała coś wyjątkowo durnego i go obraziła lub zaczęła mu współczuć.

Cokolwiek to nie było, najwyraźniej bardzo mu się nie spodobało. Ciekawe jak długo będzie się dziś krzywił, zanim mu przejdzie.

Odruchowo zerknęła na zegarek i aż ją podniosło! Dziewiąta piętnaście!!

O jasna cholera!!!

Wyszarpnęła różdżkę wepchniętą nie wiedzieć czemu pod poduszkę, podskoczyła ku drzwiom i w głowie wybuchło jej bielizna!!! Czym prędzej padła na kolana przed walizką, klnąc pod nosem wygrzebała byle które majtki i stanik, złapała drugą, świeżo wypraną sukienkę i pognała do łazienki.

Takiego krótkiego prysznica jeszcze chyba nigdy w życiu nie brała! Mycia zębów wolała nie skracać, ale darowała sobie porządne płukanie ust, poprawiła sandały i złapawszy w ostatniej chwili różdżkę, pobiegła do schodów.

I tam wreszcie zwolniła.

Starając się jak najdelikatniej stawiać stopy, cichutko zeszła na dół. Na widok Severusa i Tau jedzących JUŻ ścisnął się w niej żołądek, bo to znaczyło, że… Nie będzie miły. Ale nie przyszedł po ciebie… Może Tau go czymś zajął…

Ostrożnie podeszła do nich i usiadła na brzegu krzesła po stronie Tau.

– Dzień dobry – mruknęła. – Przepraszam za spóźnienie.

– Dzień dobry – odparł Tau i przesunął ku niej talerz z plackami chlebowymi.

Hermionie nie chciało się jeść, ale wolała nie kusić losu, więc sięgnęła po jeden i rozejrzała się po stole za czymś, czego nie trzeba było ani kroić ani ciąć. Czymś… dyskretnym. W końcu wybrała kawałki suszonego mięsa i nalawszy sobie stojącą najbliżej, zwykłą wodę zaczęła jeść.

Po kilku pierwszych kęsach o dziwo wrócił jej apetyt, jednak bardzo szybko absolutne milczenie stało się niewygodne, wręcz dręczące i w końcu jedyną rzeczą, na jaką miała ochotę było uciec stamtąd jak najdalej. Gdzieś, gdzie nikt by jej nie widział!

Zastanawialiście się czasem, jak brzmi cisza? Bo wbrew pozorom ciszę słychać i czuć.

Czasem cisza uspokaja – kołysząc nas delikatnie, pozwala się odprężyć i zrelaksować. Innym razem może drażnić czy nawet złościć. A czasem potrafi oskarżać, niemym krzykiem szarpać nam serce i duszę. Dla Hermiony tego ranka cisza brzmiała niczym wyrzut.

Nagłe słowa Tau były tak niespodziewane, że aż kawałek placka wypadł jej z ręki.

– Zjedz jakieś owoce, przyda ci się.

– O-ch na pewno, dziękuję!

Placek z podłogi nie nadawał się już do niczego, więc Hermiona odłożyła go na brzeg talerzyka,  sięgnęła po banana i zaczęła obierać. Mów dalej, nie ważne co, po prostu mów!

– Jak się czujesz?

– Dobrze. Bardzo dobrze – Hermiona spojrzała na Severusa i już nabrała powietrza, gdy ten ją przystopował.

– Możesz podziękować Andersonowi za eliksiry – powiedział, poprawiając długie mankiety czarnej koszuli. – Gdyby to ode mnie zależało, nie dostałabyś nic. Może by cię to czegoś nauczyło.

– Aaa…ch. Dziękuję, Tau…

– Najedz się i napij, bo mamy dziś ponad sto adresów do sprawdzenia – ciągnął Severus, nadal na nią nie patrząc – i zapewniam cię, sprawdzimy je wszystkie. Czekam na ciebie na górze.

Po czym zaklęciem odesłał swoje nakrycia na kontuar i bez słowa szybkim krokiem poszedł na górę.

– Cholera. Zanosi się na bardzo ciężki dzień – westchnęła cichutko Hermiona, kiedy czarne buty znikły już ze schodów i ucichły jego kroki, po czym dodała, odwracając się do Aborygena. – Tau, jeszcze raz bardzo ci dziękuję za eliksiry.

Mężczyzna kiwnął głową, bo właśnie odgryzł łapczywie duży kawałek suszonego mięsa, pogryzł je bardzo energicznie i głośno przełknął.

– Och, bez obaw! – złapał szklankę z wodą i wypił kilka łyków. – Wiesz, tak naprawdę to Severus kazał mi je przynieść. Ja tylko dorzuciłem… kilka – dopił pospiesznie wodę, odstawił szklankę na stół i porwawszy resztkę mięsa podskoczył do wyjścia. – Muszę uciekać!

Hermiona nie zdążyła nawet odpowiedzieć, gdy łupnęły zamykane drzwi.

– … miłego dnia – wymamrotała.

Co go ugryzło? pomyślała i dopiero wtedy dotarło do niej, że Tau ani razu na nią nie spojrzał. Zupełnie jak Severus…

Cisza, która nagle zapadła, choć zupełnie inna, była równie męcząca. Owszem, upiła się wczoraj, powiedziała pewnie coś niestosownego, spóźniła się dziś na śniadanie, więc zachowanie Severusa jej nie dziwiło, ale żeby Tau też się na nią złościł…?

W tym momencie za jej plecami rozległo się stuknięcie i z zaplecza wyszła Ava. Jeśli ona też będzie się na mnie złościć…

– Dzień dobry, kochanie! – zawołała Aborygenka i Hermiona trochę odżyła. – Jak się czujesz? – spytała i przysiadła się do niej.

– Cześć, Ava. W porządku.

– A tak naprawdę?

– Tak naprawdę, to jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł – przyznała Hermiona markotnie. – Psychicznie, bo fizycznie eliksiry Tau postawiły mnie na nogi. Wiesz, nigdy jeszcze nie… wypiłam za dużo i to był pierwszy raz.

– A jak minęła noc?

Hermiona przechyliła się przez stół po wodę z limonką, po którą przy Severusie nie chciała sięgać. Już i tak wystarczająco zwróciła na siebie uwagę.

– Podobnie. Nienawidzę spać w ubraniu, ale wieczorem musiała być chyba tak… ululana, że nie pomyślałam, żeby się przebrać, potem, w ciągu nocy nie miałam siły, a rano, jak rozbolała mnie głowa, myślałam, że oszaleję – powiedziała, wsłuchując się w odgłos wody ściekającej po brzegu szklanki. W przedziwny sposób to bardzo odprężało. – To dlatego Tau tak uciekł? Bo nie pochwala tego, co zrobiłam? – odstawiła butelkę na stół.

Ava westchnęła ciężko, sięgnęła do kieszonki fartuszka i wyciągnęła z niego fiolkę z niebieskim płynem. Na jej widok Hermionie włosy stanęły dęba i zachłysnęła się powietrzem.

– NIE?!

Widząc jak Hermiona wodzi szeroko rozwartymi oczami od fiolki do drzwi, Ava wybuchnęła śmiechem.

– Bez obaw! Hermiono! – pogłaskała ją uspokajająco po ramieniu. – Poprosiłam go rano, żeby przyniósł ci jedną fiolkę, ale jak pewnie wiesz, on nie lubi tego tematu, dlatego tak nawiał.

Hermiona bez mała opadła na krzesło. Ale tylko na jego krawędź.

– Ale… ­W takim razie z kim…

– Myślałam o Severusie – odpowiedziała na jej nieme pytanie Ava i Hermiona otworzyła usta i je zamknęła. – Patrząc na was wczoraj wieczorem, byłam pewna, że skończycie w łóżku, ale najwyraźniej on nie jest tym typem.

Kiedy do Hermiony dotarło, co to znaczyło, czy raczej co to MOGŁO oznaczać, złapała się za usta i czując, jak się czerwieni, pospiesznie opuściła głowę.

– A-Ava, ja… My… to nie tak, my tylko…

Aborygenka zachichotała i poczochrała jej włosy.

– Kochanie, nie próbuj się tłumaczyć! Przecież gołym okiem widać, ze coś między wami jest!

???? Między NAMI??? Hermionę zatkało na moment i dopiero, gdy poczuła, że się dusi, wciągnęła mocno powietrze.

– Co… dokładnie, masz na myśli „Nami”? – gdy spojrzała na Avę, musiała być czerwona jak piwonia, bo paliły ją nie tylko policzki, ale nawet uszy!

– Wami, wami – pokiwała głową Ava. – Wierz mi, prowadzimy ten hotel z Jackiem od lat, dużo ludzi się tu przewinęło i takie rzeczy dostrzegam od razu. A na was wystarczy spojrzeć.

Hermiona przygryzła mocno usta, nagle rozdarta między chęcią zakończenia tej trochę… a nawet bardzo niezręcznej rozmowy i nagłą potrzebą dowiedzenia się więcej. Skoro Ava już coś zauważyła…

– No więc ja… – zaczęła, zerknąwszy na schody i na wszelki wypadek ściszając bardzo głos. – No dobrze. On… podoba mi się. Nawet więcej. No wiesz – uśmiechnęła się i policzki zapłonęły na nowo. – Ale on, nie sądzę. Chyba nie widzi we mnie nic… interesującego. Co najwyżej mnie lubi – to ostatnie zabrzmiało bardziej jak pytanie niż stwierdzenie faktu.

– Dziecko jesteś. Lubi? Bardzo – bardzo lubi – odparła Ava. – Hermiono, on oczu od ciebie nie może oderwać. Nie zauważyłaś? Jak gdzieś idziecie, czeka na ciebie przy drzwiach, nie odchodzi od stołu, póki ty nie skończysz jeść… Dziś to był wyjątek, ale chyba nie zniósł twojego jedzenia banana – zaśmiała się i dodała, bo Hermiona pokręciła głową. – Nie mów, że nie, widziałam z zaplecza.

– Ava… – Hermiona była pewna, że za chwilę na twarzy pojawią się jej bąble. Od oparzeń. – Mi chodzi o to, że… Nie sądzę, żeby to było takie proste. To znaczy nie sądzę, że to, co widzisz… Przecież on był szpiegiem. Przez wiele lat, i to na obie strony. I nikt niczego się nie domyślił. Więc nie sądzę, żeby teraz nagle zaczął wszystko po sobie pokazywać!

– No więc najwyraźniej ten talent ukrywania uczuć ogranicza się tylko do niektórych – Ava pogłaskała ją po policzku. – Uwierz mi. A raczej zacznij wierzyć w siebie. Ten pomysł zmienienia koloru sukienki na czarną był genialny, nawet nie masz pojęcia, co w facetów musi wstępować, jak cię widzą.

– Myślisz…? – Hermiona znów spojrzała przelotnie na schody.

– Nie myślę, ale jestem pewna. Wczoraj, jak szliście na górę, zastanawiałam się, czy uda się wam dojść do pokoju.

Och, Merlinie… Hermiona pochyliła znów głowę i jak nigdy cieszyła się, że nie związała włosów. Bo nie była w stanie powstrzymać szerokiego, zwariowanego uśmiechu. Tak zwariowanego, że aż rozbolały ją policzki.

– Tylko nie bardzo rozumiem, czemu dziś się tak zachowuje – dodała Ava niepewnie.

TEGO akurat Hermiona się domyślała i to starło głupi uśmieszek z jej twarzy.

– Przypuszczam, że albo jest na mnie zły, bo się upiłam, albo robi to specjalnie, żebym się nie zorientowała, że wczoraj chciał… no wiesz.

– No co ty? – zdziwiła się Ava, również zerknęła na schody i potrząsnęła głową. – Więc idź i nakop mu w tyłek.

Hermiona parsknęła śmiechem. „Nakop mu w tyłek”. Ava, nie wiesz, co mówisz! To samobójstwo!

– Nie przeczę, że Severus czasem… często przesadza i zaczęłam już uczyć się mu odpowiadać i stawiać na swoim, ale jeśli się złości za to, że się upiłam, to ma rację.

– Oczywiście, że nie ma! Myślisz, że jemu nigdy w życiu się to nie trafiło? Jestem pewna, że nie raz! Poza tym zamiast marudzić dziś mógł po prostu przystopować cię wczoraj wieczorem.

W tym momencie drzwi się otwarły i do środka weszło kilka osób. Ava natychmiast podniosła się od stolika i powiedziała jej cicho do ucha:

– Miłego dnia. I nie pozwól mu ani przez chwilę myśleć, że ma cię na końcu różdżki i to on dyktuje warunki!

– Dziękuję, Ava – uśmiechnęła się Hermiona. – Za rozmowę i za pomysł eliksiru!

Ava puściła do niej oko, zabrała dyskretnie fiolkę i podeszła zająć się nowymi klientami, więc Hermiona dopiła wodę z limonką, zebrała talerze, sztućce i szklankę i nie chcąc ryzykować, odniosła go na kontuar.

Nie może ode mnie oderwać wzroku? Bardzo – bardzo lubi? Widać, że coś między nami jest? Miało się nam nie udać dojść do pokoju…?

O, Merlinie… Niemożliwe! To… zbyt piękne, żeby było prawdziwe! Żeby Severus chciał… ze mną…? Chociaż… Przed oczami jak żywa stanęła chwila, jak przyglądał się… DOTYKAŁ! jej rano. Albo dzień wcześniej, gdy skończyli oglądać wschód słońca – faktycznie czekał, aż wstanie…

Może rzeczywiście Ava ma rację? Choć trochę?

Hermiona doszła do schodów i zaczęła się powoli wspinać na górę, krok za krokiem. Zamiast nierównych, zaokrąglonych na końcach od setek stóp desek widziała przemieszane zupełnie dziesiątki scen, przeczących sobie zupełnie i jednocześnie z każdym stopniem, z każdą chwilą rozpalała się w niej coraz bardziej nadzieja.

Merlinie, może by spróbować… Zrobić COŚ. Cokolwiek. Żeby się przekonać… Chociaż jeśli Ava się myli i Severus tylko ją toleruje, dostanie szału!

Jaka szkoda, że nie ma tu Ginny! Ona wiedziałaby wszystko od pierwszego…

Raptownie schody się skończyły, Hermiona zobaczyła drzwi do swojego pokoju i pokoju Severusa i…  poczuła, że nie jest w stanie do niego pójść. Jeszcze nie!

Potrzebowała jeszcze chwili, żeby coś zdecydować.

Przepranie czarnej sukienki było o wiele lepszym pretekstem niż siedzenie na łóżku i gapienie się w ścianę, więc Hermiona złapała ją i czym prędzej zamknęła się w łazience.

Jeśli okażesz mu, co czujesz… jakoś tak delikatnie, może ci odpowie pomyślała, gniotąc czarną dzianinę, zamarła na chwilę i dokończyła: A może przeklnie cię tak, że przez miesiąc nie będziesz w stanie się pozbierać!

To było bardzo otrzeźwiające. Łatwo było siedzieć przy umywalce i tak sobie teoretyzować, ale nie zjawili się tu na wakacje. Do końca tygodnia miała szansę, jedyną szansę na znalezienie rodziców i bezwzględnie musiała ją wykorzystać. A Severus z łatwością mógł uczynić kilka następnych dni prawdziwym piekłem.

Poczekaj do niedzieli. Zrób to dla siebie i dla rodziców. A potem… zobaczysz.

Zabrzmiało to strasznie tchórzliwie i bezradnie, ale przecież nie miała innego wyjścia.

Hermiona westchnęła ciężko, wyżęła sukienkę, rozprostowała ją, żeby nie była zbyt pognieciona… i wtedy przyszło jej do głowy, że jest coś, co może zrobić.

Dziś nie mogła jej założyć i wolała nie zmieniać koloru tej, którą na sobie miała, ale przecież nie tylko ubranie się liczy!

Uśmiechając się pod nosem pospiesznie wróciła do pokoju, zrobiła sobie delikatny makijaż, zebrała włosy w luźnego koka i zostawiła kilka kosmyków opadających zmysłowo na ramiona. I dopiero wtedy wzięła torebkę i poszła do Severusa.

Nie miała pojęcia, czy Ava miała rację co do NICH, ale z pewnością należało mu… troszkę! skopać tyłek.

 

Słysząc ciche pukanie Severus przywołał książkę i otworzył na byle której stronie, upewnił się, że na pościeli nie ma żadnych śladów i dopiero wtedy rzucił krótkie:

– Wejść!

Hermiona odetchnęła głęboko i pchnęła drzwi.

– Trochę to trwało, ale jestem już gotowa – powiedziała, siląc się, żeby zabrzmiało to głośno i wyraźnie. – Ale zanim wyjdziemy, chciałam ci coś powiedzieć… – urwała, gdy Severus minął ją i podszedł do drzwi. – Severus?

Severus zatrzymał się z ręką na futrynie.

– Tak? – rzucił, nie obracając się.

Hermiona ścisnęła mocniej różdżkę. Najwyżej cię przeklnie.

– Byłoby dobrze, gdybym nie musiała rozmawiać z twoimi plecami.

????!!!! Severus oniemiał. Nigdy jeszcze, od nikogo nie usłyszał czegoś podobnego! Błyskawicznie obrócił się, podskoczył do Hermiony i pochylił się ku niej.

– Tak lepiej? – warknął. – Lepiej niech to będzie coś ważnego.

– Owszem, to ważne – odetchnęła Hermiona, nie ustępując ani na krok. Byłaby wdzięczna Merlinowi i wszystkim bogom świata, gdyby mogła równie łatwo uspokoić tłukące się w piersi serce. – Wczoraj… się upiłam. I chcę, żebyś wiedział, że… Jest mi wstyd. To nie powinno się zdarzyć.

Severus zacisnął usta, ale milczał, wbijając w nią twarde jak diament spojrzenie, więc kontynuowała.

– Poza tym najwyraźniej cię obraziłam. Nie wiem, co takiego powiedziałam, czy zrobiłam, ale musiało to cię zranić. Więc chciałam cię przeprosić. Cokolwiek to było, przepraszam. Bardzo.

Czyżby nic nie pamiętała? Na to wskazywałoby to, co mówiła… Severus nie był pewien, ale nie mógł przecież posłużyć się Legilimencją, żeby zajrzeć do jej wspomnień, w ten sposób tylko naprowadziłby ją na właściwy trop.

A poza tym… nie był w stanie. Żeby to zrobić, musiałby się skoncentrować, choćby pomyśleć o zaklęciu, a tymczasem tonął w jej czekoladowych oczach w ciemnej oprawie, okolonych długimi, gęstymi rzęsami, czuł na twarzy jej oddech, gorąc promieniujący od jej ciała, od… każdej błagającej o dotyk krągłości… Merlinie, jak on mógłby skupić się na czymkolwiek innym!

Powiedz jej coś. Opanuj się, człowieku, nie zamierzasz przecież skończyć w tym samym stanie, co wczoraj!

Jeśli potwierdzi w odpowiednio przekonujący sposób, że chodziło właśnie o to, Hermiona z pewnością nie będzie szukać innego powodu… Jakiś głosik w jego głowie szepnął mu, że jak na podwójnego szpiega to jego wnioskowanie było zupełnie żałosne…”prawdziwie szpiegowska analiza”…, ale nie potrafił zdobyć się na nic więcej.

– Upiłaś się – powiedział lekko ochrypłym głosem i odchrząknął. – Zachowałaś się jak durna małolata.

– Severus…

– Jakbyś miała dwanaście lat MNIEJ, a nie więcej!

– Severus! – Hermiona złapała go za rękę.

To było zupełnie jakby prąd elektryczny przeszył całe jej ciało, któremu ten gest, ten dotyk coś przypomniał. I po nagłym rozszerzeniu oczu Severusa poznała, że on też to poczuł.

– Przeprosiłam cię – zacisnęła lekko palce, choć nagle coś w niej zapragnęło zanurzyć je w jego niezapiętym rękawie, powędrować nimi wyżej, wzdłuż jedwabistej skóry i aż przeszedł ją dreszcz. – Przeprosiłam szczerze i z całego serca. Nie potrafię lepiej. Więc proszę, przestań się złościć.

Powinien jej powiedzieć, że on się nie złościł. W jego słowniku to słowo nie miało prawa istnieć. Ale zamiast tego miał przed oczami równocześnie dwie sceny, z dwóch różnych wieczorów. I zarazem dwie tak różne Hermiony. Jedna z nich trzymała go za rękę i mówiła „A gdybym powiedziała „Tak”?, druga uśmiechała się do niego łagodnie, gdy to on ją przepraszał, mówiła „Na tym polega prawdziwa przyjaźń. Na wybaczaniu tej drugiej osobie, kiedy ta żałuje” i całowała go w czoło.

Merlinie, i jak on mógł chcieć być wobec niej tym wrednym, surowym Snape’m?

Jak przez mgłę przypomniał sobie, że zaledwie kilkanaście dni temu próbował tego samego. Wtedy obudził się w Spinner’s End i chciał wyrzucić ją z domu, a dziś szukał choćby jej zapachu na poduszce. Szaleństwo. Zaledwie dwa tygodnie temu, a miał wrażenie, jakby to było… dwanaście lat.

Skinął krótko głową. Bardzo krótko, jakby się bał, bo to była nie tylko zgoda na jej prośbę, ale i przyznanie się przed sobą do uczuć, które przecież próbował odepchnąć.

– Czy zdajesz sobie sprawę z konsekwencji twojego wczorajszego zachowania? – spytał cicho, odsuwając się i puszczając jej rękę i natychmiast tego pożałował.

– Że będę się parszywie czuć dziś rano? – odparła Hermiona. – I że zmarnuję cały dzień? Czy że powiedziałam ci, że się nie upiję, a to zrobiłam? – dodała z goryczą.

– Nie. Gdybyś była sama, nie byłabyś nawet w stanie się obronić.

Hermiona wzruszyła ramionami i sięgnęła do kieszonki po Kamień, żeby zastąpić nagłą chłodną pustkę.

– Nie piłabym sama. Przyszłam, bo ty tam byłeś.

– Więc to ma być teraz moja wina? – jego brew powędrowała lekko do góry.

– Ależ oczywiście, że nie! Przyszłam, bo po prostu chciałam z tobą porozmawiać.

Severus znów skinął głową, tym razem już normalnie.

– Czy mogę oczekiwać, że to cię czegoś nauczyło i drugi raz nie popełnisz… tego samego błędu?

– Chroń Merlinie! – zawołała ze zgrozą Hermiona. – Nigdy więcej! Chyba przerobię WESZ na stowarzyszenie o Walkę o Eliminację Substancji… Zakręcających!

– Chyba Zamraczających – mruknął Severus, czując jak drga mu kącik ust.

Hermiona parsknęła śmiechem.

– A czy ja mogę oczekiwać, że zapomnisz o wczorajszym wieczorze i nie będziesz już… gryzł… się na mnie złościł? – przekrzywiła głowę i zrobiła do niego słodką minę.

– Ty chcesz OCZEKIWAĆ czegoś po mnie? Zacznij się ZACHOWYWAĆ, to zobaczymy.

Gdy Severus spojrzał na nią, ubraną co prawda w inną, ale równie dopasowaną sukienkę, kosmyki włosów, które wymsknęły się spod koka i które najchętniej odgarnąłby, żeby odsłonić jej szyję… uznał, że to będzie wyjątkowo ciężki dzień.

 

 

Środa, Metropolia

Księgania „Wyskrobane Bajecznym Piórem”

11:00

 

Księgarnia to chyba jedno z takich miejsc, w których pomimo tłoku panuje względna cisza.

Tak też było w największej w Metropolii księgarni „Wyskrobane Bajecznym Piórem”. Dziesiątki czarodziejów i czarownic przechadzało się między regałami, przyglądało cieńszym i grubszym książkom, przystawało, żeby sięgnąć po którąś, przekartkować czy choćby dotknąć okładki. Między nimi lawirowali sprzedawcy w kremowych szatach, by pomóc znaleźć jakiś rzadki wolumin, czy przyzwać zastrzeżone księgi.

Była środa przed południem, więc większość klientów stanowili dorośli, choć w rzędzie dla młodzieży kilku chłopców zapewne urwało się ze szkoły, usiadło na ziemi i zapamiętale czytało najnowszy tom przygód Wściekłego Tony’ego – dobrego bandyty, który tym razem pozwolił się złapać na kradzieży, żeby przyjść z pomocą niesłusznie skazanemu przyjacielowi. Jeden z chłopaków dostał aż wypieków na twarzy.

Niepozorny Azjata przeszedł do sekcji historycznej, ominął historię Australii i zatrzymał się przed historią świata. Musiał wiedzieć, czego szuka, bo szybko przesunął wzrokiem po opasłych tomiskach,  wyciągnął „Ostateczne zwycięstwo” opisujące II wojnę z Lordem Voldemortem w Wielkie Brytanii i zaczął kartkować. W końcu zwolnił przy rozdziale „Rebelianci”, odnalazł jakiś akapit i… zaklął paskudnie.

Wczoraj wieczorem Falase przypomniał sobie, że na którymś z regularnych szkoleń w pracy wspominali o słynnym Aurorze Harry’m Potterze i przy okazji było coś o jakiejś Weasley.

Dlatego też jak tylko podał matce eliksir nasenny, używając wielosokowego, który Aurorzy zawsze mieli na składzie w domu, wybrał się do księgarni sprawdzić książki na ten temat i obejrzeć zdjęcia.

Ale gdy tylko zerknął na ruchomą fotografię dwóch młodych chłopaków i dziewczyny, podpisaną „Harry Potter, Hermiona Granger i Ronald Weasley”, natychmiast sobie przypomniał. Nie „jakiejś” tylko „jakimś” Weasley. Pierdzielony szlag.

Już miał szukać zdjęcia Pottera, gdy coś go tknęło. Tu Weasley, tam Weasley… ile tych Weasleyów koło Pottera może się kręcić?

Na wszelki wypadek przyjrzał się dokładnie obu chłopakom, zsunął wzrok na zdjęcie Weasley’a, niezbyt udanego rudzielca o trójkątnej twarzy i mlecznej karnacji, z czego tylko płomienny kolor włosów był warty uwagi i zaczął czytać krótką biografię.

Walczył heroicznie, heros jeden, prychnął w myślach i skubiąc bezmyślnie gładką brodę przejrzał pobieżnie resztę jego biografii. I tym razem trafił w sam środek celu!

Okazało się, że Ronald Weasley miał bardzo liczne rodzeństwo! Co znaczyło, że choć jedna baba musiała tam być. A tak łatwo można było sobie wyobrazić, że któraś z jego sióstr zakochała się w jego najbliższym przyjacielu!

Czym prędzej odnalazł biografię Pottera. Zdjęciu przyjrzał się bardzo uważnie. Czarne, strasznie poczochrane włosy, kwadratowa twarz i okrągłe okulary. No i blizna na czole, ale nie mógł przecież łapać za rękę każdego bruneta i gapić mu się na czoło.

Jego biografię przeczytał bardzo uważnie, szukając wzmianki o partnerce życiowej, ale nic nie znalazł. Nic dziwnego, to była książka o historii Wielkiej Brytanii, a nie kronika towarzyska, lecz to nie miało większego znaczenia. Wiedział, jak wygląda Potter i musiał szukać kobiety o płomienno-rudych włosach. Rudych w Australii było mało, w samej Metropolii jeszcze mniej, a już koło „Torby” nie powinno być więcej niż… jedna?

Rozdziały<< Goniąc Szczęście Rozdział 15Goniąc Szczęście Rozdział 17 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz