Stan Krytyczny Rozdział 21

– W jakiej sprawie? – rzucił odruchowo i zaraz potem uśmiechnął się szeroko. – Panna Granger?

– Dzień dobry – kiwnęła głową Hermiona – Szukam Gawaina Robardsa.

– Wiem. Jest w sali narad. Pozwoli pani ze mną…

Sala narad okazała się być niewielkim ponurym pomieszczeniem znajdującym się w tym samym korytarzu. Auror otworzył przed nią drzwi i uczynił zapraszający gest.

Hermiona sądziła, że czeka na nią tylko Gawain Robards i Harry, więc zdziwiła się, widząc przy okrągłym stole Ginny i Kingsleya. Na odgłos zamykanych drzwi długowłosy mężczyzna obok Harry’ego urwał i obrócił się ku niej, reszta zrobiła to samo.

– Panna Granger! Nareszcie – mężczyzna wstał i podszedł do niej. – Gawain Robards. A to Bernard Moore – wskazał siwowłosego pana koło Kingsleya.

Hermiona zacisnęła usta i przywitała się krótko ze wszystkimi, po czym spojrzała na Gawaina i Kingsleya.

– Harry wszystko już wam powiedział?

– Proszę usiąść…

– Chcę wiedzieć, czy wszystko jest dla was jasne – potrząsnęła niecierpliwie głową, stojąc uparcie. – Idziemy go uwolnić?

– Wpierw musimy wyjaśnić całą sprawę – zaprzeczył Gawain. – Dlatego…

– Co tu jest do wyjaśniania?! – przerwała mu Hermiona i zwróciła się do Harry’ego. – Przecież powiedziałeś im wszystko?!

Harry posłał Kingsleyowi spojrzenie w stylu „A nie mówiłem wam?”, ale nie zdążył się odezwać, gdy Moore odchrząknął i przygładził włosy.

– Panno Granger, w tak ważnej sprawie nie możemy podejmować pochopnych decyzji. Musi pani zrozumieć…

Pochopnych decyzji? Nie mogą?! Coś wybuchło w Hermionie i tym razem nie udało się jej tego powstrzymać. Oczy przesłoniła jej mgła wściekłości i miała wrażenie, że oślepła.

– Nie możecie?! Czy nie CHCECIE?! – krzyknęła, zaciskając kurczowo różdżkę. – Mogliście podjąć całkowicie idiotyczną decyzję o zawieszeniu mnie w prawach wykonywania zawodu, a nie możecie zdecydować o uwolnieniu niewinnego człowieka?!

– Hermiona… – usłyszała szurnięcie krzesła i jakby z oddali głos Harry’ego.

– Niech mi pan powie, udało się wam zdecydować, że wolno nam rzucać Imperiusa?!

– Hermiona! – Harry złapał ją za ramiona i nagle dostrzegła, że stoi tuż przed Moorem.

Siedzący obok Kingsley wstał, położył ciepłą, szeroką dłoń na jej ramieniu, a drugą poluźnił uchwyt na różdżce.

– Tak – powiedział łagodnie. – Wysłałem już sowę do Sergiusza Carpentera.

Jego głęboki głos uspokoił ją trochę, ale szaleństwo nadal się w niej kotłowało i chciała krzyczeć, protestować i sprawić, żeby oni też zaczęli cierpieć!

– To dobrze – warknęła. – Więc mogę mieć nadzieję, że nie skażecie mnie na dożywocie, bo rzuciłam jedenaście Imperiusów, ZANIM udało sie wam podjąć decyzję!

Ktoś głęboko wciągnął powietrze, ale równocześnie Kingsley uśmiechnął się do niej dobrotliwie.

– I bardzo dobrze, moje dziecko – uścisnął lekko jej ramię. – Niczego innego bym się po tobie nie spodziewał.

Zarówno ciepły gest, który czynili dziś chyba wszyscy w Klinice, jak i wspomnienie, jak siedziała na trestralu, wtulając się w plecy tego człowieka, gdy uciekali przed całą rzeszą Śmierciożerców sprawiły, że uzmysłowiła sobie, kto przed nią stoi i ogarnął ją straszny wstyd.

Równocześnie to przypomniało jej Severusa Snape’a.

– Więc powiedz, dlaczego…?! – coś zacisnęło się jej w gardle.

– Wiesz doskonale, dlaczego. Bo nie mogę podjąć takiej decyzji tylko i wyłącznie na podstawie zeznań Harry’ego i Rogera White’a. Bo muszę wiedzieć to, co tylko ty możesz mi powiedzieć.

– Poza tym, żeby uwolnić Severusa Snape’a, będziemy potrzebować bardzo specjalnego Regalium – dodał Gawain, stając koło niej. – Zajmiemy się tym zaraz po rozmowie z panią. A tymczasem potrzebujemy kilku informacji.

Dziewczyna poczuła, jak ktoś pomaga jej usiąść, więc kiwnęła głową i otarła oczy.

– Mam zacząć od początku? – spytała. – No więc wszystko zaczęło się chyba tego dnia, kiedy przyszłam do Pracowni Powella na Inspekcję…

Gawain słuchał ją z poważną, surową miną. Gdy doszła do śledztwa prowadzonego przez obu Aurorów, uniósł w górę dłoń, przerywając jej.

– Roger White okazał się niewinny. Tylko Paul Bryant jest wplątany w tę sprawę.

– Jest pan pewien? – dziewczyna zmierzyła go uważnym spojrzeniem, po czym zerknęła na Harry’ego.

– Całkowicie. Niedawno z Harrym skończyliśmy przesłuchiwać Rogera.

Hermiona nie wyglądała na przekonaną. W końcu kilka razy spotkała już ludzi, którzy potrafili przekonująco grać. Jeden z nich właśnie czekał na jej pomoc…

– Jest niewinny – dodał Harry. – Zgodził się na Veritaserum, więc przesłuchanie go było proste. I była przy tym Ginny.

– A Bryant?

– Uciekł z Kwatery przed południem.

– Cholera – mruknęła Hermiona i podjęła wyjaśnienia.

Gdy doszła do momentu, w którym obiecała Snape’owi, że przymknie oko na kradzież składników z Pracowni, Moore wydął wargi i pokręcił głową z wyraźnym niesmakiem.

– Przed chwilą wspominała pani coś o idiotycznej decyzji o zawieszeniu…

Hermiona gwałtownie wyprostowała się na krześle i poderwała głowę w jego stronę, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Gawain przycisnął jej różdżkę do stołu.

– Bernardzie, pozwól jej skończyć.

– CO, DO … – zaczęła.

– Panno Granger, proszę kontynuować.

Hermiona posłała starszemu mężczyźnie rozwścieczone spojrzenie i odetchnąwszy parę razy, żeby się uspokoić, zaczęła dalej mówić.

– Tak więc Severus Snape ukradł kilka składników z Pracowni i dzięki temu mogliśmy uwarzyć dokładnie taką samą truciznę – wycedziła, patrząc na środek stołu. – Wynalazł również antidotum na nią, które przetestowaliśmy. Działa, jest tylko jeden problem, mianowicie nie ma w tej chwili najważniejszego składnika i nie będzie jeszcze z półtora miesiąca. Szukał wszędzie w Europie, ale nigdzie go nie ma.

– Czemu półtora miesiąca i co to jest za składnik? – spytał Gawain.

– Woda Księżycowa. Wyrabia się ją, wystawiając czystą źródlaną wodę na światło księżyca tuż przed i po pełnym zaćmieniu – wyjaśniła Hermiona. – Zaś najbliższe pełne zaćmienie wypada dopiero 23 maja.

– Za tydzień – stwierdziła Ginny. – Więc dlaczego nie za tydzień?

– Bo potem woda musi leżakować pełny miesiąc księżycowy. Ale może to nie jest już takie ważne – Hermiona obróciła się do Kingsleya. – Zaraz potem ten ktoś podał masowo truciznę w jakiejś mugolskiej szkole i tamci lekarze znaleźli jakiś sposób na nią i wyleczyli chorych. Mugolski premier tam był, może możesz z nim porozmawiać i dowiedzieć się, czy ten ich sposób można zastosować i u nas?

Kingsley spojrzał na nią wyraźnie zdumiony.

– Mugolscy lekarze znaleźli sposób na zwalczenie magicznej trucizny? – zapytał z niedowierzaniem. – Jesteś pewna?

– Widziałam w telewizji!

Kingsley smagnął różdżką i nagle przy stole pojawił się świetlisty ryś.

– Pani Rogers, panno Brown, proszę natychmiast kazać Gordianowi zamówić pilne spotkanie z Premierem Mugoli. Za kwadrans.

Smagnął różdżką drugi raz i ryś skoczył w kierunku drzwi i znikł.

– Nie rozumiem, jak to możliwe, ale… miejmy nadzieję, że to będzie działać u nas – stwierdził Kingsley. – Mów dalej, Hermiono.

– Dalej nie ma już za wiele do powiedzenia – wzruszyła ramionami dziewczyna. – Zrobiliśmy listę podejrzanych, czyli angielskich absolwentów Akademi Eliksirotwórstwa, praktykantów u Mistrzów Eliksirów, naszych rodzimych wytwórców eliksirów… Jest ich około dwudziestu, więc żeby ją zawęzić, przez Oktawię Banks poprosiłam Carcassonne o listę zamówień z ostatniego kwartału. Nie wiem, czy przyszła, ale nie mam do niej dostępu, bo jakiś kretyn wymyślił sobie i doniósł Oktawii, że spotykam się z jednym z laborantów Powella i zostałam zawieszona w prawach wykonywania zawodu!

– To nie będzie żaden problem – uspokoił ją Gawain. – Poproszę panią Banks o tę listę i natychmiast ją pani przekażę. Co spodziewaliście się na niej znaleźć?

Hermiona postanowiła nie wspominać, że postanowiła po prostu ją wykraść.

– Zamówienia na krwiowiec i wydzielinę z korniczaka. Należą do substancji klasy A i są bardzo rzadko używane, już nie mówiąc o tym, że mogą je zamawiać ci, którzy mają co najmniej trzy Krople.

– Śledztwem w twojej sprawie zajmiemy się później – dodał Kingsley. – Teraz skoncentrujmy się na najważniejszym. Co dalej?

– Żeby zmusić Aurorów do otwarcia śledztwa, zmieszaliśmy truciznę z czekoladą i Severus Snape zrobił w pracowni dużą plamę. Następnie wezwał Aurorów i został porwany i wtrącony do Azkabanu.

– Nie mógł zwyczajnie zawiadomić Aurorów o swoich odkryciach, zamiast bawić się w podkładanie fałszywych tropów? – zapytał niechętnie Moore. – W ten sposób na pewno uniknąłby problemów.

– Nie jestem taka pewna – fuknęła Hermiona. – Zawiadomił Aurorów w taki, czy inny sposób. I obojętnie, co by nie powiedział, Bryant zrobiłby dokładnie to samo – spróbowałby go zabić. Ale problem nie polega na tym, że Severus Snape bawił się w podkładanie fałszywych tropów, ale na tym, że wśród Aurorów znalazł się zdrajca i morderca!!

– Zgodzę się z panną Granger – dodał niechętnie Gawain. – Sprawa na pewno trafiłaby do Bryanta i White’a, bo to oni zajmowali się umorzonym śledztwem.

Moore uśmiechnął się przepraszająco do Gawaina i potarł podbródek.

– Z tego, co opowiedział nam Harry, zwróciła się pani do niego z prośbą o pomoc, tak? – zapytał Hermiony. – A on naturalnie nie odmówił pani?

Dziewczyna zamarła, zaskoczona. Coś w jego tonie głosu się jej nie spodobało.

– Harry ma dostęp do informacji, do których ja nie mam – odparła ostrożnie. – Z początku podejrzewał, że mordercą jest właśnie Severus Snape, więc zanim mi pomógł, upewnił się, że Snape jest niewinny. I załatwił mi wizytę w Azkabanie, bo mieliśmy nadzieję, że Severus Snape powie nam, kto go złapał i kto jest mordercą.

– I co? Powiedział pani? – nacisnął Moore.

– Tak. Że to był Bryant – Hermiona spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że siedzi tu już prawie pół godziny. – Wiecie już wszystko. CO robimy – to wcale nie zabrzmiało jak pytanie.

Kingsley również sprawdził godzinę i podniósł się.

– Dla mnie sprawa jest całkowicie jasna. Bernardzie? Jakieś pytania?

Moore potrząsnął głową, więc Kingsley skinął głową z zadowoleniem.

– Doskonale. Gawain, masz wolną rękę. Kontynuujcie beze mnie, wrócę, jak tylko skończę rozmawiać z Premierem Mugoli.

Hermiona rzuciła mu pełne wdzięczności spojrzenie i obróciła się do Robardsa.

– No więc?

– Uwolnimy go jutro rano – obiecał ten natychmiast i jakaś część Hermiony odetchnęła z ulgą, ale druga pozostała nadal spięta. – To najszybszy termin, jaki mogę pani zaproponować.

– O której?

Gawain zawahał się i spojrzał na Harry’ego, który przechylił się w ich kierunku.

– Hermiona może nam pomóc zrobić Regalium. Ginny też – zaproponował.

– Oczywiście – potaknęła Rudowłosa, pospiesznie wstała ze swojego miejsca i stanęła między Hermioną i Gawainem. – A jeśli to nie wystarczy, możemy poprosić również Kingsleya.

– Panno Weasley, chciałbym przypomnieć pani, że mówi pani o Ministrze – wtrącił się Moore oschłym tonem.

– Oczywiście – odparła grzecznie Ginny, choć jej wzrok mówił coś zupełnie innego. – Więc o której?

Gawain patrzył jeszcze chwilę gdzieś na stół.

– O dziewiątej rano, panno Granger.

Dziewczyna oparła się ciężko o krzesło. Wreszcie!!! Z tym, że dziewiąta rano wydała się jej nagle bardzo odległa. Gdy przypomniała sobie, w jakim stanie widziała ostatnio Severusa Snape’a, prawie włosy zjeżyły się jej na głowie.

Zanieś mu dziś eliksiry i coś do picia. I jedzenia. Jak najszybciej. Przy okazji powiesz mu, że jutro rano będzie wolny!

– Dziękuję bardzo – powiedziała zdecydowanym tonem. – Kiedy chce pan zrobić Regalium? Teraz?

– Nie, mamy jeszcze sporo spraw do przedyskutowania – zaprzeczył Gawain. – Minister powinien niedługo wrócić, a zrobienie Regalium zajmie godzinę.

– Harry, masz dla mnie Regalium na dziś?

– W mojej torbie – skinął głową Harry.

– Doskonale – stwierdziła Hermiona, podnosząc się. – Niebawem powinnam wrócić…

.

Redakcja Proroka Codziennego

Londyn, Pokątna

Po szesnastej

 

Gratus nastroszył rudą czuprynę i pchnął drzwi do siedziby Proroka. Zadźwięczał dzwoneczek i równocześnie źle osadzona szyba zadzwoniła o kraty i sędziwy czarodziej, najwyraźniej drzemiący w głębokim fotelu, poderwał się gwałtownie i wytrzeszczył na niego oczy.

– Dzień dobry – przywitał się grzecznie Gratus. – Można?

– Ależ proszę, mój drogi, wejdź, oczywiście, że można – wymamrotał staruszek, mrugając oczami. – W czym mogę ci pomóc, chłopcze?

– Szukam taki jeden artykuł. Wie pan, potrzebuję kilka informacji do egzaminu. A Prorok zawsze pisał takie fajne kawałki…

Staruszek uśmiechnął się szeroko i wstał nieporadnie z fotela.

– Doskonały wybór, chłopcze. Chodź, zaprowadzę cię do naszego archiwum. Tam jest WSZYSTKO – powiedział, promieniejąc dumą, jakby co najmniej sam napisał wszystkie artykuły do Proroka, albo był osobiście odpowiedzialny za całą historię czarodziejskiego świata.

Gratus ruszył za dziadkiem i zdegustowany jego powolnym człapaniem, zerknął na zegarek. Pospiesz się, staruchu, bo za chwilę pomogę ci porządnym kopem.

Staruszek wpuścił go do przestronnego pokoju bez okien, zastawionego rzędem szaf i machnął ręką w lewą stronę.

– Tu masz wszystkie wydania, od XVIII wieku. Najlepiej usiądź sobie tam przy stole i przyzywaj je po dacie. Tylko potem odeślij na miejsce. Żebym tu nie znalazł bałaganu – pogroził mu palcem i wyczłapał na korytarz.

Gratus nie pamiętał dokładnie, z którego dnia pochodziło wydanie, którego szukał, ale miał wrażenie, że to było jakoś po połowie maja 98 roku. Zaczął przywoływać więc numery od piętnastego maja i sprawdzał pierwszą stronę, po czym odsyłał je z powrotem.

Po zakończeniu Drugiej Wojny Prorok codziennie pisał długie artykuły o Złotym Trio. Z początku rozpisywał się o ich udziale w wojnie i ukrywaniu się przed Śmierciożercami, ale z biegiem czasu temat się wyczerpał. Równocześnie rozpoczął się proces Snape’a, Hermiona Granger rozpętała kampanię na rzecz jego uwolnienia i Prorok podłapał kolejny temat, na którym mógł jechać przez kilka dni.

Doskonale to pamiętał. W którymś numerze Proroka pojawiło się duże zdjęcie dziewczyny na tle domu jej rodziców. Miała rozpuszczone włosy, obcisłą podkoszulkę i machała nad głową jakimś transparentem. Wisiało mu, co było na nim napisane, co go interesowało, to powabny zarys jej piersi pod cienkim materiałem.

Przez kilka dni wyobrażał sobie, co mógłby z nią robić i nawet udało mu się odcyfrować nazwę ulicy, ale zanim zdecydował się do niej wybrać, pod rękę nawinęła się mu ostra, piersiasta brunetka i stracił zainteresowanie Granger.

Teraz musiał po prostu znaleźć tamtego Proroka.

Gdy złapał numer z dwudziestego dziewiątego maja, uśmiechnął się szeroko i przez chwilę gapił się na piersi dziewczyny. Przesunął po nich palcem, dziewczyna zrobiła oburzoną minę i znikła ze zdjęcia i nagle pożałował, że Tylor kazał mu ją otruć. A tak chętnie załatwiłby to w inny sposób.

Pochylił się nad gazetą i odszukał nazwę ulicy.

– Sycamore Gardens – wymamrotał.

Nie potrzebował numeru domu. Zapamiętał dwa duże kominy na zewnętrznych ścianach domu, brzozę rosnącą na chodniku tuż przed białym ogrodzeniem, wystające, potrójne okno na piętrze i czerwoną cegłę, odesłał gazetę na miejsce i wyszedł na zewnątrz.

Skupił się na zapamiętanym obrazie i obrócił na pięcie. Gdy sekundę później otworzył oczy, stał na chodniku przed białą, niską bramą z napisem „Nie zastawiać”. Zerknął na dom i natychmiast rozpoznał dwa kominy, brzozę na chodniku, potrójne okna na piętrze i czerwoną cegłę.

Na ulicy nie było nikogo, więc bez wahania rzucił na siebie zaklęcie kameleona, ostrożnie poprawił torbę na ramieniu i przeszedł na drugą stronę bramy.

Alohomora nie podziałała, więc wyjął z kieszeni wytrych i błogosławiąc czasy, kiedy na wakacjach włóczył się po ulicach z bandą mugolskich złodziei, zaczął grzebać w zamku. Kilkanaście sekund później poczuł, jak zapadki ustąpiły, rozejrzał się dookoła i pchnął drzwi.

– Dzień dobry, panno Granger.

 

 

Howden Dam – Wyjąca Grobla

17:00

 

Peter rozlał resztki eliksiru leczniczego do szklanych fiolek, odłożył pipetę i jak najdelikatniej zakorkował je. Czasem zdarzało się, że wpychając za mocno korek, tłukło się całą fiolkę, ale w tym wypadku nie mógł sobie na to pozwolić. Wcześniej podejrzewał, a po porannej rozmowie z Tylorem był całkowicie pewien, że Stary będzie chciał wyeliminować go dokładnie w taki sam sposób, jak Ministra, Moora, Robardsa oraz Pottera i Granger. To faktycznie był najczystszy i najpewniejszy sposób.

Sięgnął po naklejki i pióro i w tym momencie do Laboratorium weszła żona Bryanta z jakąś ścierką w ręku.

– Och, przepraszam, nie sądziłam, że ktoś tu jest – zawołała i zastygła w drzwiach.

– Więc jest – odwarknął Peter, bo nie chciał, żeby ktokolwiek widział, co akurat robi. Już się ucieszył, że nie ma Srusa-Gratusa, a tu pakuje mu się ta baba! – Co chcesz?

Mia zrobiła obrażoną minę.

– Trochę kultury – prychnęła. – Chciałam wam pomóc i posprzątać.

Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęła grzebać w jego składnikach, eliksirach i jeszcze potłukła fiolki z eliksirem leczniczym!

– Idź sprzątaj gdzie indziej, jak chcesz. Ale tu nie masz prawa wchodzić. Tu są eliksiry zbyt… ważne, żeby ktokolwiek ich dotykał – wymyślił na poczekaniu, pod historyjkę, którą sprzedał jej Bryant i stwierdził, że wcale aż tak nie kłamał. – Mogą ocalić tysiące ludzi, więc tylko ja mam tu wstęp. Przepraszam.

Mia natychmiast spotulniała i skinęła głową.

– Nie wiedziałam, przepraszam bardzo! – i cicho zamknęła drzwi z drugiej strony.

– Posprzątać… wariatka – mruknął Peter i zaczął pisać „Eliksir szczękościsku” na paskach papieru.

Na kilku innych napisał „Wywar dekompresyjny”, „Eliksir nr. 86″ i „Iskrzący Eliksir” i poustawiał je w wiaderkach z innymi fiolkami. Było ich około pięćdziesięciu, ale mógł je mieszać do woli z pozostałymi, bo był pewien, że je rozpozna. Po prostu z żadnego z nich nie było tu pożytku.

 

 

Ministerstwo Magii

Poziom Drugi

 

Gawain złapał dziewczynę delikatnie za rękę.

– Nie tak szybko, panno Granger – powstrzymał ją.

– To nie zajmie dużo czasu – zapewniła go Hermiona. – Fiuuknę tylko na chwilę do domu…

– Nie ma mowy. Chcę, żeby od tej chwili zaczęła się pani ukrywać. Co oznacza zarówno koniec z pracą, jak i powrotem do domu. Wyznaczę trójkę Aurorów z Brygady Uderzeniowej, którzy…

– Słucham…? – wyjąkała oniemiała Hermiona, pochylona nad stołem, bo Gawain ciągle ją trzymał.

– Dokładnie tak. Będą eskortować panią do domu, gdzie spakuje pani niezbędne rzeczy i przeniesie się gdzieś do czasu rozwiązania tej sprawy. Myślę, że Harry i Ginny przyjmą panią z przyjemnością.

Hermiona odruchowo spojrzała na przyjaciół i z powrotem na Robardsa.

– Ale… Przecież ja muszę… w Klinice mnie potrzebują…

– Z całą pewnością wszyscy potrzebujemy pani żywej. A mordercy nie zajmie dużo czasu, żeby domyśleć się, że jest pani w to wplątana.

Dziewczyna zamarła, gdy to do niej dotarło. Do tej pory zupełnie nie miała czasu o tym myśleć; kiedy tylko próbowała choć na chwilę przestać myśleć o koszmarze w Klinice, natychmiast wracała wspomnieniami do konającego z pragnienia człowieka w Azkabanie, ale teraz raptownie wydało się jej to oczywiste.

To samo mówił jej Severus Snape. Czy też, dokładniej mówiąc, właśnie dlatego się na nią wściekł, kiedy odkrył, że jej dom nie jest chroniony.

– Już na samym początku Severus Snape kazał mi zabezpieczyć dom – powiedziała, patrząc po kolei na wszystkich. – Więc rzuciłam pełno zaklęć ochronnych, a on sprawdził, że działają. Prócz Fideliusa rzuciłam wszystko, co mogłam. Nie można się w nim aportować, ani wejść przez kominek, ani…

– Nie zamierzam ryzykować – powiedział twardo Gawain. – Jest widoczny, to wystarczy. Można na niego rzucić Szatańską Pożogę, kiedy jest pani w środku. Mugole też mają swoje sposoby na zabijanie. Zaakceptuję tylko i wyłącznie miejsce, które jest chronione Zaklęciem Fideliusa.

– Zawsze możesz mieszkać u nas, przecież wiesz – odezwała się Ginny.

Hermiona usiadła powoli na brzegu krzesła. Myślała, że gdy uda się jej wyciągnąć Severusa Snape’a z Azkabanu, zabierze go do siebie, żeby go doglądać, bo nie wątpiła, że w obecnym stanie sam nie da sobie rady. Teraz wyobraziła sobie Szatańską Pożogę, kiedy są zamknięci w środku i aż się zatrzęsła. Ale skoro nie mogła mieszkać u siebie…

Spojrzała na Harry’ego i Ginny i spróbowała sobie wyobrazić, gdzie mogliby go ulokować na Grimmauld Place. Za czasów, gdy była tam Kwatera Główna Zakonu, Severus Snape przychodził tylko składać raporty, ale nigdy nie zostawał dłużej i coś jej mówiło, że byłby wściekły, gdyby tam trafił. Więc może… po prostu u niego w domu?

Tak chyba będzie najlepiej. Na pewno najlepiej.

– Wiem, Ginny – uścisnęła rękę przyjaciółki. – Ale w takim razie przeniosę się do Spinner’s End.

Harry wytrzeszczył na nią oczy, ale Ginny oddała uścisk i tylko uśmiechnęła się lekko.

– Do domu Severusa Snape’a? – spytał Gawain.

– Tak – skinęła głową Hermiona i dodała, żeby uspokoić Harry’ego. – Przez jakiś czas będzie potrzebował pomocy Uzdrowiciela. Coś mi mówi, że żaden z was nie byłby zachwycony, gdyby trafił do ciebie.

– Jest chroniony Fideliusem, jak pamiętam? Ilu jest Strażników Tajemnicy?

– Nie ma żadnego. Był nim Albus Dumbledore – wyjaśniła Hermiona. – W tej chwili to miejsce zna tylko Severus Snape i ja. A ponieważ nie jestem Strażnikiem, nie mogę zdradzić Tajemnicy, nawet gdyby ktoś mnie złapał w momencie aportacji.

– W takim razie może być – uznał Gawain.

– Ale nie zamierzam tak po prostu się ukrywać – zaznaczyła. – Chcę pomóc w złapaniu mordercy. Oboje możemy pomóc, niech pan o tym pamięta.

– Zobaczymy.

– Pewnie chce pani dopaść pana Bryanta – odchrząknął Moore. – Za złapanie Snape’a, tak? Musicie być sobie bardzo bliscy. Odwiedza go pani w Azkabanie, jest pani jedyną osobą na świecie, która może dostać się do jego domu…

Hermiona zmrużyła niebezpiecznie oczy i zastanawiała się gorączkowo nad jakąś ciętą repliką, kiedy ubiegła ją Ginny.

– Pomogę ci przygotować wszystko, co potrzebujecie do waszego miłosnego gniazdka – powiedziała słodkim tonem i dorzuciła już normalnym. – I pamiętaj, że zawsze masz miejsce u nas, jak profesor Snape dojdzie do siebie i wywali cię z domu.

Obie parsknęły cicho i Hermiona udała, że nie widzi zniesmaczonej miny Moora.

– Chciałabym wybrać się do Azkabanu jak najszybciej. Może pan znaleźć kogoś, kto by mi towarzyszył? – poprosiła Gawaina – Nie chciałabym czekać. Wczoraj naprawdę był w bardzo złym stanie.

Gawain starł z twarzy cień uśmiechu.

– Zrobimy tak. Harry, weź dwóch chłopaków z Brygady Uderzeniowej i eskortujcie pannę Granger do domu. A potem we trójkę wybierzcie się do Azkabanu. Istnieje niebezpieczeństwo, że morderca będzie chciał akurat sprawdzić, czy wyrok na Snapie jest już wykonany. Jeśli będziemy potrzebować któreś z was, to was wezwę.

Harry skinął głową i ruszył do drzwi, za to Hermiona zamarła.

– Wyrok…? – zachłysnęła się powietrzem. – Jaki wyrok?

– Zgodnie ze sfałszowanym wyrokiem, Snape został skazany na Pocałunek Dementora – odparł zaskoczony Gawain. – Harry pani nie powiedział…?

Hermiona z jękiem złapała się za usta, zerknęła na zegarek i zerwała się od stołu, wywracając krzesło, gdy złapał ją Harry.

– Odroczyłem wyrok – powiedział z naciskiem. – Nic mu nie jest. Hermiona, słyszysz mnie? Nic. Mu. Nie. Jest.

Dziewczyna chwilę wpatrywała się w niego wielkimi oczami, aż w końcu szarpnęła głową i pociągnęła go do drzwi.

– Idziemy! Natychmiast!

.

Po wyjściu cholernego Trio Moore odetchnął z ulgą. Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a zacząłby dusić. Z całą pewnością Pottera i pewnie jego panienkę. Granger może też.

Widział wyraźnie, że Granger pchała się do śledztwa i nagle nabrał ochoty, żeby ją od niego odsunąć. Poza tym sprawa była wyraźnie niebezpieczna, więc gdyby wepchać w nią Pottera…

Przez chwilę zastanawiał się, jak to dobrze rozegrać.

– Ten twój chłopak pozwolił sobie na zbyt wiele – powiedział w końcu do Gawaina. – Ani on, ani panna Granger wyraźnie nie mówili wszystkiego, ale to, co już wiemy, wystarczy na proces dyscyplinarny.

Szef Aurorów wzruszył ramionami.

– Biorąc pod uwagę wagę sprawy, nie widzę w jego postępowaniu nic, co by na to zasługiwało.

– Nic? – prychnął Moore. – A to dobre! Auror, który bez zgody przełożonego przeszukuje Archiwum z tajnymi danymi, bez wszczęcia śledztwa aresztuje swojego kolegę i aranżuje codzienne spotkania w Azkabanie dla swojej przyjaciółki! – pokręcił głową z oburzeniem.

Gawain obrzucił go niechętnym spojrzeniem, jednocześnie czując ulgę. Wyglądało na to, że Bernard nie zrozumiał najgorszego. Że Harry podszył się pod niego i odroczył wykonanie wyroku. Do czegoś takiego miał prawo tylko i wyłącznie Szef Biura Aurorów i tylko za zgodą Ministra Magii.

– Bernardzie, czy ty słuchałeś, co Harry mówił? Po pierwsze nie uwierzył na słowo swojej przyjaciółce, ale upewnił się co do niewinności Snape’a. To, co odkrył, wskazywało na to, że ktoś wysoko postawiony stoi za tą całą sprawą. Albo ja, albo ty, albo i sam Minister. Więc przede wszystkim zadbał o bezpieczeństwo jedynego świadka i sprawdził, czy żaden z nas nie jest mordercą i dopiero wtedy zdecydował się z nami skontaktować. Zrobił dokładnie to, czego uczymy w szkole Aurorów. Rozważył wszystkie możliwości i wybrał najlepsze rozwiązanie.

Moore wstał i podszedł niby od niechcenia do okna, po którym ściekały strugi deszczu. Ktoś musiał mieć dziś parszywy humor, żeby zażyczyć sobie właśnie taką pogodę.

– Nie… uraziło cię to, że twój Auror nie ma do ciebie za złamanego knuta zaufania?

– Wręcz przeciwnie, jestem bardzo zadowolony z jego reakcji – zaprzeczył Gawain. – Co mnie… nie tyle uraziło, co zabolało, to fakt, że inny Auror mógł zaprzedać swoje stanowisko za garść galeonów.

– Jednym słowem jesteś z niego dumny.

– Nazwij to, jak chcesz, choć oczywiście mu tego nie powiedziałem, bo to nie mój styl. A jeśli ktoś ma jakieś zastrzeżenia co do Harry’ego, biorę na siebie pełną odpowiedzialność za jego czyny.

Moore odwrócił się do okna i zmusił do rozluźnienia szczęk i napiętych ramion.

– No jeśli tak, to w porządku. Nie będę się czepiał, bo przecież nie o to mi chodzi. Najważniejsze, żeby rozplątać całą tę sprawę – udał, że zabawia się podążaniem palcami za kroplą po drugiej stronie szyby. – Zabójca szaleje wśród mugoli i czarodziejów, a my nie mamy pojęcia, kim jest, ani jakie ma motywy.

Gawain zerknął na zegarek i zaczął bawić się guzikiem od szaty.

– Za chwilę wróci Kingsley, może będziemy choć wiedzieć, jak ich uratować.

– A jak ten mugolski sposób nie będzie… działał w naszym świecie? – Moore obrócił się od okna i podszedł do stołu. – Rozumiesz, o co mi chodzi. Albo jeśli to był jakiś przypadek?

Gawain skinął głową. Jemu też wydawało się to dziwne, że mugole pokonali magię.

– Będziemy musieli poprosić o pomoc Severusa Snape’a i pannę Granger.

– To nie jest zbyt ryzykowne?

– O co ci chodzi? – zmarszczył brwi Gawain.

Moore pochylił się ku niemu, opierając o stół obiema rękoma.

– Jak sam słusznie zauważyłeś, morderca będzie ich szukał i spróbuje wyeliminować. A wtedy tracimy świadków i jedyne osoby, które mogą uwarzyć za półtora miesiąca antidotum. Proponuję odsunąć ich od tej sprawy, oczywiście konsultować, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale mordercę niech łapią wyszkoleni Aurorzy.

Gawain miał jakieś dziwne wrażenie, że Moore nie był do końca szczery, ale nie umiał powiedzieć, co się mogło za tym kryć. Sam uważał, że powinno się chronić Snape’a i Hermionę Granger, więc pod tym względem obaj się zgadzali.

Przyszło mu do głowy, że gdyby wyszło na jaw, że zaangażował w tę sprawę zwykłych obywateli, a nie swoich Aurorów, Prorok nie zostawiłby na nim suchej nitki i ludzie doszliby do wniosku, że już nie można ufać Aurorom. I Ministerstwu.

– Spróbuję – odparł. – Poza tym przez dobre kilka dni oboje będą się leczyć. Ta dziewczyna leci z nóg.

Moore z największym trudem zachował poważną minę.

– Też to zauważyłem – nic nie zauważył, ale to nie miało znaczenia. – Ledwo się trzymała.

W tym momencie do sali wszedł Kingsley Shacklebolt i niemal trzasnął drzwiami.

– No i jak? – zapytał natychmiast Moore.

Minister usiadł ciężko na swoim miejscu i położył przed sobą różdżkę.

– Mugolski premier potwierdził, że udało im się znaleźć jakiś sposób na wyleczenie pięciuset osób, ale wszyscy leżeli w Klinikach. Kazałem mu dowiedzieć się jak i mnie zawiadomić przez Gordiana. Poza tym usłyszałem, że będzie się modlił do Boga, żeby magia przestała istnieć. Jak dla niego, możemy się wybić co do nogi i on nie będzie żałował.

Gawain westchnął ciężko.

– Fakt, że ostatnio trochę za często przychodzimy do mugoli, żeby im powiedzieć, że ich świat jest zagrożony z powodu jakiegoś zwariowanego czarnoksiężnika.

Kingsley potaknął i potarł zmęczone oczy.

– Gdzie nasza trójka?

– Hermiona wybrała się do Azkabanu, żeby podać Snape’owi jakieś eliksiry, a potem kazałem się jej spakować i ukryć. W tej chwili ma obstawę w postaci Harry’ego i dwóch chłopaków z Uderzeniowej.

– Będzie na Grimmauld Place?

– Nie, na Spinner’s End.

Kingsley spojrzał zdumiony na Gawaina.

– Będzie u Snape’a zamiast u Harry’ego?

– Mnie nie pytaj – odparł Gawain.

– Najważniejsze, że tam będą bezpieczni – odezwał się Moore pojednawczym tonem. – Nie traćmy czasu i wracajmy do sprawy.

Kingsley skinął głową i przywołał przybory do pisania.

– Najważniejsze w tej chwili, to ostrzec wszystkich czarodziejów, że mamy do czynienia nie z chorobą, ale z trucizną. Myślę, że najlepiej będzie, jak wprowadzę Stan Krytyczny.

– To wywoła panikę – zastrzegł Moore. – Nie umiemy nawet powiedzieć, w czym jest ta trucizna. Może być we wszystkim. Mamy kazać im przestać jeść i pić?

– Na pewno nie we wszystkim – zaoponował Gawain. – Skoro morderca jest czarodziejem, musi ją dodawać tylko do niektórych składników, żeby sam siebie nie otruć. Więc podstawowe artykuły spożywcze powinny być bezpieczne. W takim razie zwołaj pilną konferencję prasową, żeby to ogłosić. I niech Naczelny Proroka puści to w Proroku Wieczornym. Albo lepiej, niech wypuści Dodatek Specjalny.

Kingsley zapisał na pergaminie „Stan Krytyczny”, zaś Moore postukał palcem w akapit poniżej.

– Skoro nie wiemy, czy ten mugolski wynalazek zadziała, proponuję skontaktować się ze wszystkimi wytwórcami eliksirów i kazać im spróbować wynaleźć jakieś antidotum. Wiem, że znaleźli się na liście podejrzanych, bo umieją warzyć, ale to już przesada. Snape może uważać, że do tego potrzebna jest ta jakaś woda, ale może istnieje jeszcze coś innego?

Gawain pokiwał głową z aprobatą.

– Niczym nie ryzykujemy. Morderca wie, że my wiemy o truciźnie, więc zakładając, że to ktoś z nich, nie będzie zdziwiony, że szukamy antidotum. Dajmy im dokładny skład trucizny, może coś wymyślą.

– Nie ma „może”. Trzeba ich porządnie zmotywować, niech rzucają wszystko, co robią i szukają – zaprotestował Moore. – Możemy zaproponować tysiąc galeonów nagrody dla tego, który znajdzie antidotum.

Kingsley popatrzył na swojego zastępcę.

– Zgodzę się z tobą, Bernardzie. Ale nie proponujmy im złota, dla nich nawet dziesięć tysięcy galeonów to nie tak wiele.

– Więc co?

– Sądząc po Powellu, bardziej zależy im na opinii i uprawnieniach, niż na pieniądzach – stwierdził Gawain. – Więc może zaproponujmy im otwarcie uproszczonej i szybkiej procedury piątej, a nawet szóstej Kropli.

– Bardzo dobrze – mruknął Kingsley, pisząc szybko.

– Sądzę, że dobrze też będzie rozeznać się, czy któryś z nich nie ma Wody Księżycowej – kontynuował Gawain. – Może przez przypadek ktoś jeszcze trochę ma i wystarczyłoby dla ludzi w Klinice?

– Dobry pomysł, ale nie należy im mówić, czemu jej szukamy – zaznaczył Moore.

– Chodzi ci o to, żeby ukryć przed mordercą, że wiemy jak zrobić antidotum? Na wypadek, gdyby to był któryś z nich? – Kingsley zanurzył pióro w kałamarzu, otarł o brzeg i pisał dalej.

Moore potrząsnął głową.

– Nie. Przecież on nie wie, z czego się je robi. Po prostu chodzi mi o to, że ta woda to chyba najbardziej oczywiste rozwiązanie i nie chcę, żeby zablokowali się na nim i przestali szukać dalej.

– Dobrze – Kingsley dopisał na końcu zdania „w sekrecie”. – Coś jeszcze? Czy przechodzimy do zaplanowania śledztwa?

Rozdziały<< Stan Krytyczny Rozdział 20Stan Krytyczny Rozdział 22 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz