Stan Krytyczny Rozdział 18

Wpadł do windy, wbił dziewiątkę i teraz raz po raz naciskał guzik w nadziei, że dźwig nie zatrzyma się na żadnym Poziomie.

Kabina opadła aż na sam dół i zahamowała z mocnym szarpnięciem.

– Departament Tajemnic.

Harry wyskoczył z windy, zbiegł wąskimi, kamiennymi schodami na dół aż do ponurego korytarza, oświetlonego blaskiem pochodni. Podchodząc do przedostatnich wysokich drzwi, poprawił na sobie szatę Aurora i przybrał poważną, lekko wkurzoną minę.

Nieraz sam się przekonał, że strój Aurora, błyszcząca odznaka, zdecydowany krok i poważny wyraz twarzy onieśmielały ludzi bardziej, niż stanięcie twarzą w twarz z samym Ministrem Magii, więc postanowił to wykorzystać.

Żelazny rygiel był uniesiony, znak, że ktoś był w Sali. Szarpnął za klamkę i pchnął mocno drzwi, które otworzyły się ciężko i uderzyły głucho o ścianę.

Siedząca przy biurku młoda dziewczyna aż podskoczyła i zrobiła wielką plamę na dokumencie przed sobą.

– Amonario – skinął jej głową Harry.

– Dzień dobry, Harry! No wiesz, tak bez…

– Nie zwracaj na mnie uwagi.

Marszowym krokiem podszedł do szaf pod ścianą, w których przechowywano protokoły ze spraw w toku, dowody rzeczowe, olbrzymią myślodsiewnię, księgi z procedurami procesu karnego i zwykłego oraz szaty dla członków sądu, komplety piór, atramentów, rolki pergaminów i rejestr spraw.

Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, więc obrócił się, postukał palcem w błyszczącą odznakę i posłał jej bardzo poważne spojrzenie.

– Kochanie, nie ma mnie i nigdy mnie tu nie było, dla nikogo. Chyba nie muszę mówić, dlaczego? – gdy zrobiła trochę przestraszoną minę, potaknął. – Bez mojej zgody nie wolno ci nawet pomyśleć, że mnie tu widziałaś.

I udając, że nie zwraca na nią żadnej uwagi, otworzył szufladę z rejestrem rozpraw.

Te z tego miesiąca znajdowały się oczywiście na początku. Wystarczyło, że przesunął nad nimi dłonią, żeby na grzbiecie każdego z plików dokumentów pojawiła się data i numer rozprawy.

Czując, jak kurczy mu się żołądek, przyjrzał się każdej z nich.

A-N 24.2003 Augustyn August – Percival Eberhard – Handel danymi handlowymi

A-N 23.2003 Wilfried Wild – Nielegalny Animag

A-N 22.2003 Millicenta Gordon – Zgłoszenia z Różowej Chatki

Nie śmiejąc jeszcze wierzyć, wyciągnął szufladę jeszcze bardziej i pogładził dossier poprzednich spraw. Rzędy dat, imion i nazw spraw zupełnie nie pasowały do tego, co widział w Archiwum, ale nie byłby sobą, gdyby się nie upewnił!

Doszedł aż do lutego i przełknął głośno ślinę.

Gawain nie był w to zamieszany. Nie było żadnej rozprawy. Snape nie był mordercą.

Co również oznaczało, że najprawdopodobniej Gryzelda nie zmarła śmiercią naturalną.

– Wspaniale – mruknął niby to do siebie i z głośnym szurnięciem zamknął szufladę.

Kiwnął głową młodej czarownicy i dopiero gdy wyszedł na zewnątrz, starł z twarzy surową minę Aurora.

.

Gdy godzinę później świsnął do domu na obiad, świat wydawał się o wiele prostszy. Wyskoczył z kominka i od razu usłyszał, jak Ginny krząta się w bibliotece obok.

– Kochanie, już jestem! – zawołał. – Jadłaś? Będziesz jeść? W ogóle to co jest na obiad?

Natychmiast dopadł go Stworek, usadził na ławie i zaczął szaleć po całej kuchni, podając mu jedzenie, zaś chwilę później dopadła go również Ginny.

– No i co???

To chyba musi być typowo kobiece. Uśmiechnął się lekko i poklepał ławę koło siebie.

– To nie Gawain. Nie wiem jeszcze, kto prócz Rogera i Paula jest w to zamieszany, ale na pewno nie Gawain. Nie było żadnej rozprawy.

Ginny usiadła ciężko z westchnieniem ulgi i pokazała mu trzymaną w ręku książkę.

– Dzięki ci, Merlinie! Więc obejdzie się bez ghula!

Harry nie musiał nawet czytać tytułu, żeby rozpoznać jedną z obowiązkowych lektur na pierwszym roku. „Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć” należała do jednych z lżejszych, których wtedy musiał się nauczyć.

– Ghula? Chciałaś… waszego ghula, z Nory?

– Jeszcze tam jest. Skoro mógł udawać chorego Rona i ludzie z Ministerstwa się na to nabrali, pomyślałam, że… równie dobrze mógłby… zastąpić profesora Snape’a.

W głosie Ginny można było wyczuć smutek. Weasleyowie traktowali ich ghula jak zwierzątko domowe i bardzo się do niego przywiązali i mógł się tylko domyślać, ile musiało kosztować Ginny poświęcenie go i zamknięcie w Azkabanie.

Przytulił dziewczynę do siebie i uścisnął mocno.

– To już nie będzie potrzebne. Skoro to nie Gawain, jak tylko przyjdzie do Kwatery, wszystko mu opowiem i wyciągniemy Snape’a z Azkabanu zgodnie z prawem. I wepchniemy tam Rogera i Paula. I wszystko będzie dobrze.

Naprawdę tak się czuł. Świadomość, że nie będzie musiał porywać Snape’a, porzucać pracy, choćby tymczasowo i igrać z prawem, dodała mu skrzydeł. Teraz musiał tylko zmusić Hermionę, żeby przestała się denerwować, zaczęła relatywizować i opanowała trochę te swoje lecznicze zapędy. Nawet jeśli nie uda się im wyciągnąć go dziś, nic mu się nie stanie. Po prostu jeden dzień dłużej będzie mu zimno, będzie głodny i będzie widział świat w szarych kolorach, i tyle.

Jednak po południu wszystko się skomplikowało. Po obiedzie Gawaina wciąż nie było, za to pojawił się Rich, którego rano Harry wysłał w teren, i chciał, by razem wybrali się na jeden z ostatnio odkrytych ołtarzy w celu obejrzenia śladów. Przyszedł Arthur i zaczął dopytywać o Ginny, która bez żadnego wyjaśnienia odwołała dzisiejsze szkolenie Uzdrowicieli Umysłu. Prócz tego Barthy z magazynu zaczął ich wzywać po kolei na dodatkowe przymiarki szat. W dodatku odniósł wrażenie, że Paul przygląda mu się nieco częściej niż zwykle. Za każdym razem, gdy spotkał jego wzrok, zmuszał się do uśmiechu, albo odwracał głowę, starając się, żeby wyglądało to naturalnie, ale choć zachowywali się tak samo jak zawsze, tym razem w powietrzu wisiało jakieś napięcie, które można było niemal dotknąć.

Gdy przed czwartą wrócili z Richem do Kwatery, gabinet ich szefa nadal był zamknięty.

Cholera, co jest?! Mógł coś załatwiać rano, ale żeby nie było go cały dzień???

Raptem na nowo zalęgły się w nim wątpliwości, czy oby faktycznie Gawain był niewinny.

Przestań się wygłupiać. Nawet gdyby był winny, to przecież by się z tego powodu nie ukrywał! To musi być coś innego.

Paręnaście minut potem Barthy wywołał Rogera i Paula. Rich odchylił się na krześle i podał mu niezbyt udany rysunek drewnianej prasy, która mogła służyć do odlewania kości z wosku.

– Twoim zdaniem może być? Moja córka narysowałaby to dziesięć razy lepiej.

Harry popatrzył na przestrzał w kierunku pergaminu.

– Jest świetny – zapewnił go. – Rich… nie wiesz, gdzie jest Gawain? Chciałbym… poprosić o wolny dzień.

– To mnie powinieneś prosić i jeśli się zgodzę, zawiadomić Gawaina – zaśmiał się Rich. – To z tego powodu siedzisz tu na dupie cały dzień?

– Oczywiście, że nie! – Harry udał, że aż się obruszył. – No więc? Gdzie on jest?

– Właśnie na urlopie, choć mu go nie podpisałem. Wróci w poniedziałek.

Cholerny świat! O jasny, pieprzony, cholerny świat! I co teraz???

Nie możesz czekać do poniedziałku! W ogóle nie możesz czekać! Trzeba COŚ zrobić, i to DZIŚ! Za kilkanaście godzin może być już za późno!

Dlaczego zawsze tak jest, że dzieje się coś, czego nie przewidziałeś?!

I weź teraz wymyśl Plan C!

Po pierwsze trzeba wyciągnąć Snape’a. Nie, nie wyciągnąć, ale choć odwlec egzekucję! Nie ma Gawaina, więc musisz iść tam sam. I nawet nie wspominaj o tym Hermionie!

Więc musisz zrobić Regalium i dla niej, i dla ciebie!

– Stary, oddychaj, bo zaraz się udusisz – usłyszał głos Richa i gwałtownie wrócił do rzeczywistości.

– Ja-sne! Nic się nie stało – wyrzucił prędko i uśmiechnął się nonszalancko. A przynajmniej spróbował, choć miał wrażenie, że nie bardzo mu to wyszło.

Rich musiał uważać dokładnie tak samo.

– Przestań się wygłupiać i powiedz, co się dzieje. Przecież widzę, że coś nie gra.

Złapał krzesło i podjechał paroma szurnięciami do Harry’ego.

– No więc?

Harry zawahał się kilka krótkich sekund i poddał.

– Dobra, ale proszę, nie mów nikomu – westchnął ciężko i spuścił głowę. – Mam problem. Z Ginny.

– Pożarliście się? – spytał Rich, ściszając bardzo głos.

– Nie… – Harry zaczął wyginać sobie palce. – Mam wrażenie… że… No wiesz. Że… Jest ktoś inny.

To był jedyny sensowny scenariusz. Coś, co Rich uszanuje, nie będzie o tym rozpowiadał, nie pójdzie z tym do Arthura i nie będzie nagabywał Ginny. I to mogło wytłumaczyć i jego dziwne zachowanie, i prośbę o urlop. Mogło wytłumaczyć wszystko.

Rich pochylił się ku niemu i poklepał po plecach.

– Merlinie! Harry… ! Nie wiem, co powiedzieć… Jeśli mogę ci jakoś pomóc… to mów!

Harry skinął głową i uśmiechnął się słabo.

– Po pierwsze zachowaj to dla siebie. Może mi się coś przywidziało… Więc nie chcę robić zamieszania. I… – spojrzał prosząco na partnera – Możesz pomóc. Muszę zniknąć stąd na godzinę. Jakby ktoś pytał, to wymyśl coś… Że jestem na dywaniku u personalnego, albo… cokolwiek.

– Jasne! Nie martw się, już ja ich zagadam! – obiecał solennie Rich, patrząc ze współczuciem na Harry’ego.

Roger i Paul jeszcze nie wrócili. To był doskonały moment!

Harry zerwał się z krzesła, złapał pelerynę, różdżkę, odznakę i kiwnął głową.

– Dobra, to lecę! Dzięki!

I wyszedł szybkim krokiem na korytarz.

Potrzebował mniej więcej godziny na zrobienie dwóch Regaliów. Musiał po prostu zamknąć się w Warsztacie i mieć nadzieję, że żaden z tamtej dwójki akurat wtedy nie będzie chciał tam wejść. A jeśli będzie chciał…

Czy tak, czy inaczej masz już przerąbane. Skoro podszyjesz się pod Szefa Biura Aurorów, to tak, jakbyś rzucił na siebie Drętwotę na szczycie Wieży Astronomicznej.

Tylko dlaczego to wszystko trafia się tobie?!

Na korytarzu nikogo nie było, więc czym prędzej wszedł do Warsztatu i na wszelki wypadek zamknął za sobą drzwi zaklęciem.

Zrobienie Regalium dla Hermiony było stosunkowo łatwe – Harry odniósł wrażenie, że dementorzy nawet lubili, jak się ich o coś PROSI i nie trzeba było do Regalium dodawać dużo uczucia władzy. Inaczej przedstawiała się sprawa z ODMÓWIENIEM im czegoś, co sprawiało im przyjemność…

 

 

Ministerstwo Magii

Wydział Regulacji i Autoryzacji

17:00

 

Oktawia uważnie przejrzała grubą listę zamówień z ostatnich trzech miesięcy i musiała przyznać, że była pod wrażeniem. Żabojady może i mieli skłonności do robienia wszystkiego inaczej niż cała reszta świata, ale ich lista była o dziwo o wiele bardziej przejrzysta i logiczna, niż międzynarodowe standardy.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że niektórzy angielscy wytwórcy nie respektują ilości w opakowaniach, więc magazynierzy w Carcassonne musieli je poprawiać na formularzach. Gdzieniegdzie przy zamówieniu były francuskie komentarze, niezbyt trudne do przetłumaczenia, z których szczególnie jeden rozbawił Oktawię. „Dziesiąte identyczne zamówienie w przeciągu 2 tygodni. Czy ci Angole nie mogą się wysrać raz, a porządnie??!”.

Skontrolowała wszystkie zamówienia Powella, ale nic dziwnego nie wpadło jej w oko. Prócz stałych angielskich wytwórców eliksirów nie widziała też nikogo nowego, co oddalało podejrzenie, że Leoncjusz mógł zamawiać składniki nielegalnie, jako ktoś inny.

Bardzo ją to cieszyło i była pewna, że Hermiona też się ucieszy. W końcu przecież w idei Inspekcji nie chodziło o to, żeby za wszelką cenę znaleźć jakieś niedociągnięcia, ale móc z czystym sumieniem przyznać dodatkową Kroplę tym, którzy pragnęli się rozwijać.

Gdy zadowolona odkładała listę na bok, rozległo się ciche pukanie i w uchylonych drzwiach pojawiła się kudłata głowa Benjamina z Wydziału Śledczego.

– Dzień dobry… Mogę?

– Oczywiście, wejdź, proszę – Oktawia władczym ruchem ręki wskazała krzesło przed sobą. – Więc jak, obserwacja skończona?

Benjamin potaknął, usiadł wygodnie i oparł nogę w kostce na kolanie.

– Można powiedzieć, że udało się w ostatnim momencie – na jego piegowatej twarzy pojawił się uśmiech satysfakcji. – Ale często tak bywa.

Starsza czarownica ściągnęła brwi i posłała mu pytające spojrzenie, więc wyjaśnił:

– Miała pani rację co do Granger i Kelly’ego. Że się spotykają. Kelly przyszedł do niej jakoś przed południem, trochę się pościskali, ale coś im tam chyba wypadło w Klinice, bo zamieszanie było straszne, więc umówili się na później.

Zaskoczona Oktawia spróbowała znaleźć jakieś proste wyjaśnienie.

– Jesteś pewny? Może to było… nie wiem, przypadkowe spotkanie? – zapytała obronnym tonem.

– I przy przypadkowym spotkaniu ona się do niego tuliła, Kelly mówił jej „moja miła”, czy nazywał ją „jego pięknością”? – wzruszył ramionami. – To było w publicznym miejscu, więc powiedziałbym, że właśnie się opanowywali i widziałem tylko tyle.

Na chwilę zapadła tak głucha cisza, że aż dzwoniło w uszach. Benjamin uśmiechał się triumfalnie, w przeciwieństwie do zamarłej w niedowierzaniu czarownicy.

– Cóż – odezwała się w końcu i odchrząknęła, zakrywając usta dłonią. – Bardzo ci dziękuję. Napisz mi raport i podeślij jeszcze dzisiaj.

Młody Auror wstał i odstawił krzesło na miejsce.

– Jasne, wracam do biura i już piszę, za kwadrans pani podrzucę. Do widzenia. I życzę miłego dnia!

Gdy drzwi się za nim zamknęły, Oktawia uderzyła dłonią w stół.

– Jak ona mogła?!!!

Sięgnęła po arkusik pergaminu i pióro, ale zanim zaczęła pisać wezwanie dla Hermiony do stawienia się u niej natychmiast, musiała chwilę odczekać i się uspokoić, tak bardzo się trzęsła od tłumionej złości.

Nie zanosiło się na miły dzień. A w każdym razie nie dla Hermiony Granger!

 

 

Mieszkanie Hermiony / Grimmauld Place 12

Koło 18:00

 

Dziewczyna wyszła z kominka, delikatnie odłożyła na stół woreczek z eliksirami i na chwilę osunęła się na kanapę, kryjąc twarz w dłoniach. I zaczęła się miarowo kołysać.

Najchętniej by się rozpłakała, ale nie udawało się jej to. Jeszcze nie, choć czuła, jak powoli przechodzi działanie bardzo silnego eliksiru uspokajającego i coś ciężkiego lęgnie się jej w piersi.

Do szóstej wieczorem przyjęli prawie trzydzieści osób, u których stwierdzono objawy podobne do Danny’ego. Czy Chase’a Griffina. I wszystkich czekał ten sam los.

Danny zmarł w końcu o czwartej po południu. W końcu, bo nie istniało żadne inne słowo, którym można byłoby oddać to, co czuli wszyscy dookoła.

Hermiona była pierwszą, której Mathias kazał wypić eliksir, ale bardzo szybko potrzebowała go cała reszta personelu. Każdy prędzej czy później sięgał po fiolkę z błękitnym płynem i Hermionie w którymś momencie przyszło do głowy, że lada chwila go zabraknie. I że nie ma już Severusa Snape’a, który by go uwarzył.

Gdy wychodziła do domu, nikt nie powiedział jej, że tchórzy i ucieka od koszmaru, zostawiając go kolegom i koleżankom, ale wyczytała to z ich min. I tylko nikt nie wiedział, że właśnie szykowała się, żeby pójść do kolejnego.

Na całe szczęście wczoraj wszystko sobie zaplanowała. Przypomniała sobie najpiękniejsze chwile w życiu, żeby móc rzucić silnego Patronusa, wymyśliła, co powinna powiedzieć Severusowi Snape’owi, wybrała kilka najważniejszych eliksirów, które chciała mu podać i przede wszystkim przygotowała się na to, co spotka w Azkabanie. Poprzednim razem spanikowała, ale obiecała sobie, że tym razem zachowa spokój. Obiecała sobie pocieszyć go, dać mu nadzieję i nie pokazać po sobie przerażenia. Potem mogła pęknąć na tysiąc kawałków, ale przy nim miała się uśmiechać.

Każdy Uzdrowiciel musi to umieć. To nie pacjenci mają nas pocieszać, ale my ich, obojętnie jaki byłby ich stan.

Na całe szczęście, że to sobie zaplanowała – bo dziś nie byłaby w stanie tego zrobić.

Wolno wstała, przyszykowała ciepłe ubrania i plastikowe worki i fiuuknęła do Harry’ego i Ginny.

– Harry, Hermiona przyszła – powiedziała Ginny, wchodząc do salonu.

Chłopak siedział, czy właściwie leżał w dużym fotelu i gapił się w wysoki sufit. Słysząc dziewczynę, westchnął ciężko, podciągnął się i usiadł i zakręciło mu się jeszcze trochę w głowie.

– Proszę, przyprowadź ją tu. Ja jeszcze zwalę się ze schodów – stwierdził z rezygnacją.

Wrócił do domu ponad godzinę temu i kiedy dotarł do salonu i rozsiadł się na fotelu, sam nawet nie wiedział, jakim cudem tu trafił.

Wiadomości w Regaliach były niczym innym jak jego własnymi uczuciami. Musiał poczuć całym sobą to, co chciał przekazać dementorom i następnie wyciągnąć, rzuciwszy zaklęcie Adimotus. Uczucia przypominały wspomnienia; były szarawą mgiełką, którą umieszczało się w środku wydrążonego kawałka drewna.

Zrobienie Regalium dla Hermiony nie było specjalnie trudne, choć nie było mu łatwo zapragnąć zobaczyć więźnia (starał się nie myśleć o tym, że chodziło o Snape’a). Musiał pozbawić się również części swojej mocy, żeby zmusić stwory do posłuszeństwa.

Ale zrobienie Regalium dla siebie prawie go pokonało. Wydarł z siebie tak dużo siły, jak tylko potrafił i mógł tylko mieć nadzieję, że to wystarczy. Jeszcze nigdy nie odmawiał dementorom złożenia Pocałunku, ale słyszał o tym, że to doprowadzało ich do wściekłości.

Jego Regalium przypominało powykręcany na wszystkie strony korzeń drzewa; gdy przelał do prostego kawałka drewna swoje uczucia, miał wrażenie, że drewno eksploduje. Uczucia zawrzały, rozlały się gwałtowną falą na wszystkie strony i drewno pokurczyło się, poskręcało i powyginało i wyryty na nim znak Snape’a i cztery grube krechy oznaczające liczbę dni, o jaką odwlekał egzekucję, stały się niemal niewidoczne.

A on starał się teraz zebrać siły, by wybrać się do Azkabanu i zapanować nad gromadą rozzłoszczonych dementorów.

Hermiona weszła do salonu i usiadła na kanapie, rzuciwszy obok siebie kłębowisko kolorowych ubrań.

– Gotowa? – spytał Harry.

Potaknęła i przysunęła do siebie oba Regalia leżące na stoliku między nimi.

– To jest dla mnie? – wzięła niepowyginany kawał drewna. – A to drugie?

– Powiem ci jak wrócisz. Nie mam siły na gadanie.

Dziewczyna poderwała głowę i przyjrzała mu się uważnie wielkimi oczami.

– Coś cię boli…?!

– Nic. Ale czuję się, jakby rozjechał mnie walec.

Hermiona chwilę jeszcze lustrowała go bacznym spojrzeniem i w końcu skinęła głową.

– W co mam owinąć eliksiry? Te, które muszę wziąć?

– A jakie musisz?

– Wzmacniający, pieprzowy, na zapalenie gardła, przeciw…

– Za dużo.

– … bólowy i spokoju – dokończyła Hermiona, pozostając głucha na komentarz Harry’ego.

– Za dużo.

– Nie za dużo. W co mam to owinąć?

– W ten brązowy papier – Harry wskazał ręką złożony w kostkę pergamin. – Ale mogą to wyczuć.

– To wyczują.

– Będzie lepiej, jak coś z tego zostawisz.

– Masz pelerynę? Zimową?

Ginny przysłuchiwała się ich wymianie zdań i nagle poczuła, że oboje są w takim samym stanie. Jakby dotarli do skraju czegoś i ledwo się trzymali, żeby nie polecieć w przepaść. Czemu Harry tak się czuł, już wiedziała, ale Hermiona?

– … szaku na dole. Po co ci?

– Bo chcę ją dać Severusowi Snape’owi. Ginny, przyniesiesz mi?

– Oczywiście!

Rudowłosa nie traciła czasu na bieganie po schodach, tylko rzuciła „Accio Peleryna Harry’ego” i sekundy później złapała grubą, czarną pelerynę, która śmignęła w jej kierunku.

Hermiona owinęła kilka razy pergaminem woreczek z eliksirami, potem z kłębowiska ciuchów wygrzebała czerwone kalosze, które założyła po ubraniu drugiej pary spodni, wciągnęła polar i dwa grube swetry i na to wszystko narzuciła dwie duże wełniane peleryny – Harry’ego i swoją.

Wyglądałaby po prostu śmiesznie, gdyby nie wyraz twarzy. Widać było po niej straszliwe zmęczenie i dziką determinację. Schowała paczuszkę pod warstwę swetrów, ścisnęła w dłoniach Regalium i różdżkę i skinęła im głową.

– Niedługo wrócę.

I wyszła, nie czekając na odpowiedź.

– Mam wrażenie, że coś z nią jest nie tak – mruknął Harry.

– Wiesz co? Chciałabym móc się z tobą nie zgodzić – odmruknęła Ginny.

 

 

Morze Północne

Azkaban

Chwilę później

 

Hermiona pojawiła się tuż przed wielką ścianą i opierając się silnym podmuchom wiatrzyska, ruszyła do wąskiej szpary. Zanim weszła, szepnęła „Lumos Maxima”, wciągnęła po raz ostatni ostre słone powietrze i zanurzyła się w mrocznym korytarzu. Natychmiast poczuła ogarniającą ją beznadzieję i nieznośny ciężar przygniótł ją do ziemi, ale równocześnie jakaś cząstka jej duszy pozostała spokojna. Całkiem jakby wewnątrz niej tkwiły dwie Hermiony i do tej drugiej rozpacz nie miała dostępu.

To pewnie dlatego, że jeszcze trochę działa eliksir.

Ponieważ moc Patronusa zależała w dużej mierze od tego, jak silne dobre uczucia przepełniały czarodzieja w momencie rzucania zaklęcia, dziewczyna skupiła się z całych sił na wspomnieniu ze zwycięstwa w Bitwie o Hogwart. Chwilę napawała się radością, triumfem i przemożną ulgą, pozwoliła uczuciom wyprzeć smutek i ból i dopiero wtedy rzuciła głośno:

– Expecto Patronum!!!

Świetlista wydra wyprysnęła z końca jej różdżki i natychmiast zatoczyła kilka szalonych kółek dookoła, praktycznie ocierając się o Hermionę. Jej blask wydobył z mroku chropowate ściany o nijakim kolorze. Dziewczyna wyciągnęła ku niej rękę i patronus znieruchomiał, a potem ruszył bagnistym korytarzem, torując jej drogę.

Tym razem czekało na nią sześciu dementorów. Smród, jaki rozsiewali dookoła, praktycznie zaczął ją dusić.

Spokojnie. Tylko spokojnie.

Wydra zwolniła i Hermiona wpadła na nią – w porównaniu do zimna promieniującego od dementorów jej dotyk prawie parzył. Przyświecając sobie różdżką, odnalazła płaski kamień, położyła na nim Regalium i czym prędzej się cofnęła i na wszelki wypadek otuliła mocno pelerynami. To było całkowicie irracjonalne; miękka wełna nie mogła ukryć w żaden sposób magii, ale miała choćby złudne poczucie, że zrobiła wszystko co w jej mocy, żeby zanieść Severusowi Snape’owi lekarstwa.

Pierwszy z brzegu dementor podpłynął do niej, liszajowatą ręką zgarnął kawał drewna i trzymał bardzo długą chwilę. Równocześnie Hermiona odniosła wrażenie, jakby patrzył w jej kierunku i jej poczucie pewności momentalnie zaczęło topnieć.

Merlinie, proszę. Niech nic nie wyczuje. Merlinie, zrób coś…

Poczuła wyraźnie, jak ze strachu podnoszą się jej włosy na głowie. Może Harry miał rację? I należało wziąć mniej eliksirów? A teraz nie uda ci się tam nawet wejść! I wszystko przepadło!

Raptownie dementor pochylił się nad nią, Hermiona zachłysnęła się zgniłym powietrzem, które niemal sparaliżowało jej umysł, ale zanim zaczęła krzyczeć, rozświetlona wydra wyskoczyła przed nią i odgrodziła ją od niego.

Stwór cofnął się gwałtownie, aż pod samą ścianę, i poruszył ręką, wskazując kamień. O Boże, dzięki ci!

Nie odrywając od niego wzroku i starając się utrzymywać cały czas wydrę przed sobą, Hermiona podeszła do kamienia i na ślepo przyciągnęła księgę.

Ponieważ Harry nie mówił za kogo ma się tym razem podać, Hermiona kolejny raz podpisała się „Klaudia Hopkins”, już nieco czytelniej, rzuciła Statis Patronum i głośno odłożyła różdżkę.

Gdy podniosła głowę, dementor podpłynął z pochodnią i wetknął ją w dziurę w kamieniu. Powstrzymując obrzydzenie, dziewczyna ujęła ją w tym samym miejscu i ruszyła za nim.

.

Przesuwając drżącą dłonią po nierównej wilgotnej ścianie, Severus starał się odnaleźć strużki wody, które po niej ściekały. W rozgorączkowanym umyśle słyszał tylko ją. Cichy szmer, tak przerażający na samym początku jego pobytu w tej trumnie, stanowił w tej chwili najbardziej upragniony na świecie odgłos.

Jego palce natrafiły na ślad po kroplach i natychmiast rzucił się nań, przylgnął do niego ustami i pospiesznie zaczął zlizywać zimną wilgoć, zsuwając się coraz niżej, aż opadł na kolana.

Woda miała smak goryczy, ale było mu to obojętne.

Słyszał już sporo o Celach Skazanych na Pocałunek Dementora i jeśli miałby jeszcze jakieś wątpliwości, że właśnie w takiej się znajduje, zrozumiałby… może to było wczoraj, może godzinę temu, a może całe lata. Nie wiedział i to nie miało już znaczenia.

Stwory przyszły ucałować jednego z więźniów niedaleko niego, przyszły całym stadem i przeraźliwe wycie człowieka, z którego wydzierano duszę, trwało tak długo, że w końcu się poddał.

Nie miał pojęcia, kiedy przyjdą po niego, przyssą się do jego warg i wyssą tę resztkę człowieczeństwa, która jeszcze się w nim kołatała, ale nie chciał na to biernie czekać. Teraz pragnął już tylko zamknąć oczy i umrzeć. Teraz. Zanim podda się jeszcze bardziej i przestanie wierzyć, że zasłużył choćby na taką śmierć, a nie wieczny żywot rośliny.

Dlatego też od tamtej chwili przestał jeść nędzne ochłapy czegoś, czego nigdy nie widział, ale odnajdywał po zapachu. Czasem były to wyschnięte i zarazem mokre kromki chleba, czasem jakieś nijakie kawałki surowej ryby lub mięsa, raz nawet znalazł kawałki marchewek.

Ale słysząc cieknącą po ścianie wodę, nie potrafił opanować dręczącego go pragnienia.

Kiedy wylizał już wszystko, zaczął na nowo szukać innych kropli. Miał wrażenie, że je słyszał, ale nie wiedział, czy są.

Raptem nadciągnęło rozpaczliwe zimno i otuliło go szczelnie.

Czyżby przyszli do mnie?

Obrócił się i dostrzegł, że mroczna ciemność rozjaśniła się i usłyszał jakieś ni to klepanie, ni chlupotanie, które zbliżało się z każdym takim dźwiękiem.

Blask, który wyłonił się zza muru, poraził go zupełnie, więc przysłonił oczy i wsłuchiwał się dalej. Prócz wycia, krzyków i ściekającej wody to były jedyne odgłosy, które dane mu było słyszeć.

Skrzypnięcie kraty upewniło go, że przyszli po niego. Sam już nie wiedział, czy się bał, czy tego pragnął, więc nawet nie drgnął.

I wtedy wraz ze światłem napłynęło przedziwne ciepło, które odepchnęło nędzę i ból i równocześnie poczuł na ramieniu czyjś dotyk i usłyszał głos. Który wydał mu się najpiękniejszą na świecie muzyką.

– Panie profesorze…? Panie profesorze, to ja. Hermiona Granger.

Dziewczyna wypchnęła z myśli uczucie obrzydzenia, odcięła się od smrodu i brudu i powstrzymała jęk zgrozy na widok przerażającego stanu stojącego przed nią człowieka.

Obejrzała się za kratę, gdzie dostrzegła powiewający skrawek obszarpanych szat, odłożyła na bok pochodnię i czym prędzej wyjęła z kieszeni peleryny worki na śmiecie i rozłożyła je na ziemi.

– Proszę usiąść. Tu – chwyciła Severusa Snape’a za rękę i pociągnęła lekko w dół.

Ten bezsilnie runął na kolana. Nie rozumiał, co się dzieje, ale było mu to zupełnie obojętne. Gdyby nie ból w nogach, mógłby sądzić, że to nie dzieje się naprawdę.

Jednym szarpnięciem dziewczyna rozpięła zapinki peleryny, narzuciła mu ją na ramiona i otuliła nią szczelnie.

– Tak będzie panu cieplej – powiedziała cicho. – Tak będzie lepiej.

Nie poczuł ciepła, ale coś ciężkiego na sobie. Ciężkiego i pachnącego cudownie. Oszałamiającą wonią kwiatów, motyli i słońca.

Hermiona zdjęła drugą pelerynę, przykryła go nią i pomogła mu usiąść i oprzeć się o ścianę. Wydra, jakby czytając w jej myślach, stanęła tuż koło niego, od strony kraty.

– Pilnuj – szepnęła do niej Hermiona, zerknęła na korytarz i pospiesznie wyciągnęła spod swetra paczuszkę z eliksirami.

Gdy tylko przytknęła pierwszy z nich do jego spierzchniętych ust, Severus Snape szarpnięciem złapał ją za ręce, prawie wbił sobie fiolkę w wargi i przechylił tak łapczywie, że aż się zakrztusił. Woda, wreszcie woda!

– Spokojnie… No już…

Gdy zrozumiała, że ma przed sobą człowieka, który kona z pragnienia, coś w niej zawyło i tylko z najwyższym trudem zdołała się opanować. Wytrzymaj jeszcze chwilę. Jak tu oszalejesz, to mu nie pomożesz.

Czym prędzej odkorkowała kolejny eliksir, uklęknęła obok i odsuwając mu ręce, wlała do ust. I kolejny. I następny. I ostatni. Na widok pary, która buchnęła mu z uszu, prawie miała ochotę płakać. Do tej pory zawsze wydawało się jej to śmieszne, ale teraz było po prostu żałosne.

– Teraz poczuje się pan lepiej. Nic nie będzie pana boleć. Teraz będzie już tylko lepiej.

Jej monotonny głos brzmiał jak… niedzielny poranek. Gdy jeszcze był mały i ojciec nie zaczął jeszcze pić.

Dziewczyna zaczęła mocno rozcierać mu ramiona i klatkę piersiową i wychłodzone ciało bardzo powoli zaczęło się rozgrzewać. Ale to nie miało żadnego sensu. Za chwilę odejdzie i znów wróci horror.

– Chciałam panu powiedzieć… że ci wszyscy ludzie wyzdrowieli… Pamięta pan? Ci mugole, których…widzieliśmy z telewizji… – Hermiona starała się mówić uspokajającym tonem, ale jej głos rwał się coraz bardziej. Będziesz wyć, jak stąd wyjdziesz. Teraz weź się w garść. Jesteś tu dla niego. – Więc mugolscy lekarze znaleźli jakiś sposób… żeby ich wyleczyć. Nic im nie jest. Wszystko jest w porządku – coś chwyciło ją za gardło i minęła chwila, zanim znów mogła mówić. NIC nie było w porządku, ale o tym, co się działo, nie mogła mu powiedzieć. Póki co, musiała dać sobie z tym radę sama. – Wszystko jest w najlepszym porządku.

Severus otworzył oczy, które błyszczały gorączką. I widać w nich było tylko pustkę.

– Nie lecz… mnie – wyszeptał.

Hermiona zamarła; przestała nawet rozcierać mu ramiona.

– Słu… słucham?

– Nie lecz mnie. Przestań.

– Nie – przerwała mu gwałtownie. – Muszę panu pomóc!

– Nic nie musisz…

– Chcę! Chcę panu pomóc! Wyzdrowieje pan. Wyciągniemy stąd pana! Niedługo!

Miała wrażenie, że popękane usta wygięły się w grymasie goryczy.

– To niemożliwe.

– Ależ oczywiście, że możliwe! Przyszłam tu! Udało mi się! Znalazłam pana! I przyrzekam, że pana stąd wyciągnę!

Severus odepchnął te słowa od siebie. Wybrał już swoją drogę i nie chciał, żeby chwila słabości miała go od tego powstrzymać.

– To już nie ma sensu. Przestań. Daj mi odejść.

Hermionie ścisnęło się serce. Merlinie, jak miała go ocalić, skoro on już się poddał?! Musiał chcieć! Musiała sprawić, żeby na nowo zaczął chcieć! Żeby uwierzył i miał nadzieję!!!

– Proszę pana – wymówiła z trudem zdławionym głosem. – Nie może się pan poddać! Nie teraz! Dam radę! Proszę…!

Severus pokręcił powoli głową opartą o ścianę.

– To nie ma sensu. Już nic nie ma sensu – szepnął i zamknął oczy.

– Nie wierzę – jęknęła dziewczyna. – Pan nie może mówić takich rzeczy! Nie pan! Pan zawsze wszystko wytrzymywał! Zawsze! Gdzie jest ten człowiek, który nigdy się nie poddawał?! Który przez tyle lat przeżywał koszmar i nigdy się nie załamał…?!

Zapadła chwila ciszy, kiedy ona starała się głęboko oddychać, żeby się opanować, a on zbierał się na odpowiedź.

– Odszedł.

Hermiona wybuchnęła płaczem, skuliła się i oparła głowę o wełnianą pelerynę. Siedzący na ziemi mężczyzna nie uczynił żadnego gestu, żeby ją pocieszyć, czy choćby jej odpowiedzieć. Jakby faktycznie odszedł.

MUSISZ go z tego wyciągnąć. MUSISZ sprawić, żeby Wrócił.

Miała tylko jedno wyjście.

– Severus – szepnęła przez łzy i otarła nos i oczy rękawem. – Severus, popatrz na mnie.

Powoli jego oczy otworzyły się i dostrzegła w nich szok.

– Przyrzekam ci. Nie zostawię cię tu. Jeśli nie jutro, to pojutrze stąd wyjdziesz. Przyrzekam ci to na własne życie.

Prócz szoku dostrzegła nagle dziesiątki innych uczuć, które musiał do tej pory dusić w sobie.

– Nic mnie nie powstrzyma. Uwierz mi. Proszę, powiedz, że mi wierzysz.

Wydra niemal wtuliła się w niego i gdzieś w sercu zakiełkowała nadzieja i zrobiło mu się… lżej.

– Wszystko ma sens – chlipnęła Hermiona i zacisnęła mocniej ręce na jego ramionach. – Wszystko będzie dobrze. Tylko błagam, powiedz, że mi wierzysz.

Jeszcze chwilę wpatrywał się w jej zalane łzami oczy i wolno skinął głową.

– Wierzę ci.

Dziewczyna osunęła się niemal bezwładnie na jego ramię i poczuła słaby uścisk jego dłoni na łokciu.

– Dziękuję – szepnęła.

Żadne z nich nie miało pojęcia, ile czasu tak trwali, ani kto kogo pocieszał.

Ale nagle rozległo się brzęknięcie kraty i zjawił się dementor.

Severus Snape w wybuchu przerażenia złapał Hermionę rozpaczliwie za ręce, przyciągnął je do siebie i równocześnie spróbował odepchnąć, jakby chciał ją zatrzymać i nie chciał zarazem. Hermiona oddała uścisk.

– Wrócę! Wierz mi. I walcz, błagam, walcz!

Zacisnęła dłonie, po czym wydarła mu się i sięgnęła po pochodnię.

Gdy wyszła, dementor zatrzasnął kratę i odpłynął wąskim korytarzem. Hermiona spojrzała ostatni raz na uwięzionego mężczyznę, rzuciła jeszcze „Do jutra!” i odbiegła. Nie chciała, żeby słyszał jej płacz.

.

Znów zapadły ciemności. Przez długi czas Severus miał jeszcze w pamięci obraz młodej kobiety stojącej po drugiej stronie krat. Nie musiał nawet zamykać oczu.

Powoli, niezdarnie wymacał na ziemi rozmiękłą już kromkę chleba, wrócił na pomiętą folię i owinął się mocno pelerynami. Dookoła nadal panował smutek, ale gdy wtulił twarz w ubranie, poczuł na nowo kwiaty, motyle i słońce.

.

– Harry, musisz go uwolnić – chlipnęła Hermiona w poduszkę, którą tuliła do siebie. – Jutro. Albo nawet dziś.

Harry przechylił się przez fotel i poklepał przyjaciółkę po plecach.

– Zajmę się tym. Nie dziś, dziś jest za późno, ale się tym zajmę. Obiecuję.

Ginny siedziała obok niej i głaskała ją pocieszająco po plecach.

– Co się stało?

– On nie ma co pić – wyłkała Hermiona. – On tam zaraz umrze. On już się poddał! Rozumiesz?! On-się-poddał!

Widząc, jak dziewczyna na nowo schowała twarz w poduszce i tylko po trzęsących się ramionach można było poznać, że płacze, Harry zdecydował, że nie powie jej o rychłej wyprawie do Azkabanu.

– Wytrzyma – zapewnił ją. – Jest silny, na pewno wytrzyma.

– Ty nie rozumiesz! – wybuchnęła Hermiona. – To nie ten sam człowiek, jakiego znamy! To już nawet nie jest człowiek… Tylko znak. Bez wartości, bez godności… I bez nadziei.

Chłopak już chciał coś powiedzieć, kiedy Ginny uniosła rękę, powstrzymując go.

– Stało się coś jeszcze? Byłaś w tym samym stanie, jeszcze zanim poszłaś do Azkabanu.

Hermiona kiwnęła głową.

– Ta trucizna, o której wam mówiłam. Pojawiła się u nas. Od rana przychodzi pełno ludzi, którzy mają identyczne symptomy, co mugole. Po południu zmarł w Klinice mały chłopiec… i do tej pory pewnie i inni…

Harry i Ginny zamarli w bezruchu.

– Dlatego musisz go wyciągnąć jak najszybciej – dodała Hermiona. – Tylko on może to powstrzymać i…

– Wiesz, jak się zarazili? – przerwał jej Harry.

Dziewczyna pokręciła rozpaczliwie głową.

– Nie wiem… Ale… boję się, że…

– Że to nie przypadek – dokończyła za nią Ginny.

– O, cholera.

Hermiona wstała i otarła sobie zapuchnięte oczy.

– Zrób wszystko, co możesz. Ja jutro idę do Ministerstwa, dostałam wezwanie od Oktawii. Przypuszczam, że przyszła wreszcie lista zamówień z Carcassonne. Może w ten sposób znajdziemy mordercę.

– Oczywiście – odparł z nagłym przekonaniem chłopak. – Wpadnij tu jutro w południe po nowiny. A teraz wracaj do domu i się porządnie wyśpij.

Dziewczyna pokręciła przecząco głową, sięgnęła po różdżkę i ruszyła w stronę schodów na dół.

– Nie mogę. Wracam do pracy.

Gdy na dole rozległ się szczęk zamykanych drzwi wejściowych, Harry odezwał się:

– Spróbuję ściągnąć Gawaina najszybciej jak można.

– Wezwij Gawaina i idź do jego zastępcy. Musicie złapać Paula – poradziła Ginny.

– Właśnie Paul jest jego zastępcą.

– Więc znajdź kogoś innego.

Harry skinął głową. Ginny miała rację. Ale gdy spojrzał na zegarek, doszedł do wniosku, że Paulem zajmie się jutro. Dziś musiał powstrzymać dementorów od ucałowania Snape’a i miał tylko nadzieję, że będzie miał wystarczająco dużo sił, żeby to zrobić.

 

 

Rozdziały<< Stan Krytyczny Rozdział 17Stan Krytyczny Rozdział 19 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz