Stan Krytyczny Rozdział 14

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

– Ginny, muszę porozmawiać z Harrym – odezwała się poważnie Hermiona.

Harry zszedł do kuchni parę minut później, uściskał mocno dziewczynę i usiadł ciężko po drugiej stronie stołu. Ginny usadowiła się obok niego.

– Co się stało? – zapytał i przywołał trzy butelki piwa kremowego. – Chcecie?

Otworzył powoli pierwszą i podsunął ją Hermionie, ale ta machnęła przecząco ręką i przygryzła nerwowo usta.

– Harry, potrzebuję twojej pomocy. To znaczy nie ja… przynajmniej nie tylko – zaczęła chaotycznie i odetchnęła głęboko, starając się uspokoić. I skupić, bo do tej pory nawet nie udało się jej zastanowić, jak tak naprawdę może pomóc jej Harry.

– Czy możesz sprawdzić, czy dziś rano było w Ministerstwie przesłuchanie Severusa Snape’a?

Harry spojrzał na przyjaciółkę ponurym wzrokiem i zaczął nalewać piwa dla Ginny i dla siebie.

– Snape’a? Co cię interesuje Snape?

– Tak, Snape’a – Hermiona westchnęła ciężko. – Proszę, nie pytaj o szczegóły, bo… nie mogę mówić. Muszę wiedzieć, czy był dziś rano w Ministerstwie i o której wyszedł. Możesz się tego dowiedzieć?

Chłopak wzruszył ramionami i podsunął Ginny kufelek.

– Jasne, że mogę się dowiedzieć. Któryś z chłopaków w Kwaterze na pewno będzie wiedział.

– Dowiedz się. Jak najszybciej.

Harry nalał sobie resztę piwa i kiwnął głową.

– Sprawdzę. Potrzebujesz to do tej twojej inspekcji?

Hermiona uznała, że pomysł był całkiem niezły.

– Tak – potwierdziła i postanowiła na wszelki wypadek zająć przyjaciela czym innym. – A co u ciebie? Bo wyglądasz… jakby coś poszło nie tak.

Ginny zerknęła dziwnym wzrokiem na przyjaciółkę i już chciała coś powiedzieć, kiedy odezwał się Harry.

– Gryzelda Marchbanks nie żyje – powiedział ciężkim głosem.

Rudowłosa natychmiast straciła zainteresowanie nagłą zmianą tematu i otoczyła Harry’ego ramieniem.

– Gryzelda…? Marchbanks? – rzuciła przyjaciółce pytające spojrzenie.

– Ta, która była w Komisji Egzaminacyjnej – wyjaśniła ta natychmiast. – Co się stało?

– Nic. Ona była już bardzo stara, musiała mieć chyba ze sto pięćdziesiąt lat… Ale od kiedy zostałem Aurorem, często się widywaliśmy i… się zaprzyjaźniliśmy. Była dla mnie jak dobra babcia – wyznał zdławionym głosem i ukrył twarz we włosach Ginny.

Hermiona zwiesiła głowę. W tej chwili poczuła, jakby już nigdy nie miało wyjrzeć słońce.

 

 

Środa, 7 maja

Kwatera Główna Aurorów

Około ósmej rano

 

Kwatera Główna świeciła jeszcze pustką, kiedy za dwadzieścia ósma Harry przyszedł do pracy. Bardzo często przychodził do pracy wcześniej, nawet przed siódmą, żeby w spokoju móc przejrzeć wszystkie wieczorne samolociki, zaplanować cały dzień, skończyć żmudne raporty, czy po prostu przeczytać kilka kolejnych stron Poradnika Aurora – strasznie grubej księgi, którą dostał od Ginny na Boże Narodzenie.

Ale dziś zjawił się przed innymi dlatego, że chciał sprawdzić Snape’a.

Wczoraj pomyślał, że najprościej będzie po prostu zapytać Paula i Rogera, ewentualnie innych, ale potem przyszło mu do głowy, że musiałby w jakiś sposób wyjaśnić swoją ciekawość. Harry Potter, który dopytuje się o Snape’a? Musiałby wymyślić jakiś powód, bo przecież nie mógł otwarcie wplątać w to Hermiony.

Dlatego też zamiast pójść zrobić sobie kawy, podszedł do półki, na której stały plastikowe kubki z inicjałami każdego z nich.

Tkwiło w nich pełno samolocików ze złożonymi skrzydłami i ruloników pergaminu z niepoufnymi wiadomościami, które przychodziły do nich w czasie ich nieobecności, listami sprzętu do zamówienia albo odbioru z Magazynu, informacjami o zmianach personalnych w Ministerstwie, czy przedmiotami zgubionymi przez właścicieli. Sam niedawno zapodział gdzieś swój szalik i dwa dni później znalazł go zwinięty w kłębek na spodzie kubka. Plotki głosiły, że od czasu do czasu niektórzy dostawali w ten sposób listy miłosne.

Harry demonstracyjnie postawił swoją torbę na stole, ale zamiast sięgnąć po swój kubek, wspiął się na palce i zaczął przeglądać zawartość kubka Gawaina Robardsa.

Na koniec każdego dnia jeden z partnerów przygotowywał zawsze dla niego krótki raport z ważniejszych spraw, które wydarzyły się w ciągu całego dnia. Harry wiedział, że nic poufnego w tym raporcie oczywiście nie będzie, ale miał nadzieję znaleźć choć krótką wzmiankę na temat Snape’a.

Niektóre ruloniki tkwiły do góry nogami, tak, że nie widział inicjałów zespołu, więc zaciskając zęby, rzucał krótkie spojrzenie na cały czas zamknięte drzwi, wyciągał je i pospiesznie wpychał na miejsce.

PB RW…. PB RW… gdzie wy, do cholery, jesteście…!

Znalazł ich trzy sekundy później.

Drzwi nadal były zamknięte, więc zestawił swój kubek i obróciwszy się plecami do drzwi, otworzył szybko raport Paula i Rogera i natychmiast rozpoznał charakter pisma Rogera. Przebiegł wzrokiem kilka linijek.

– … Belfaście ciało niezidentyfikowanej kobiety, prawdopodobnie mugolki…, …wysłany Zespół Amnezjatorów do tej pory…, …pelerynę do Biura Badawczego… – wymamrotał szeptem. – Zawartość portfela… mam gdzieś zawartość portfela…!

Doszedł do końca i nie znalazł nic o Snapie, więc prędko włożył raport do kubka, złapał swój i spokojnym już krokiem poszedł do swojego biurka.

O ile pamiętał, Hermiona nie mówiła, że MIAŁ być, tylko pytała CZY był. No więc najwyraźniej go nie było.

W kubku znalazł przypomnienie o przymiarkach do nowych szat, które miały odbyć się dziś po południu i ponaglenie z ministerialnej biblioteki.

Książki o runach, którą pożyczył, gdy pracował nad sprawą zagadkowych napisów pojawiających się na murach domów na Pokątnej, oczywiście nie miał, ale to przypomniało mu, że powinien oddać do Archiwum raport z tamtej sprawy.

Gdy wszedł do dużego pomieszczenia zastawionego rzędami półek z tysiącami dokumentów, natychmiast owionęło go stęchłe powietrze przesycone zapachem starego pergaminu, kleju do klejenia ksiąg i skóry.

Na dźwięk zamykanych drzwi, Liz, leciwa archiwistka, wychynęła zza jednej z półek i obrzuciła go ponurym spojrzeniem, zanim się jeszcze odezwał. Tradycyjnie.

– Dzień dobry, Liz – zawołał Harry.

– Dla kogo dobry, dla tego dobry – odparła opryskliwie czarownica, poprawiając olbrzymie okulary. – Co tam masz?

Harry machnął plikiem kartek.

– Raport z ostatniej sprawy. Spięty i opisany przepisowo cal od lewego górnego rogu – dodał, siląc się na miły ton, choć zawsze się zżymał na ten idiotyczny wymóg. Raport szedł do archiwum! Więc co kogo obchodziło, czy dokumenty spięte były cal, czy dwa cale od brzegu?

– Nie mydl mi tu oczu – odparła natychmiast Liz. – Chodź tu i go odłóż!

Mam do niej WEJŚĆ?

Zaskoczony Harry przeszedł na drugą stronę wysokiej barierki, za którą miały prawo przebywać tylko archiwistki i podszedł do Liz.

– Połóż go na ten stos po lewej!

Harry rzucił okiem na olbrzymią kupkę pergaminów i inną, trochę mniejszą obok.

– Merlinie, to są wszystko zdane raporty?!

– To cię dziwi? Przynosicie, dwa dni później chcecie z powrotem, niby to nie jest ważne, ale trzeba was poganiać, żebyście ten parszywy raport oddali… No już, kładź i wynoś się stąd.

Harry podszedł do sterty papierów i równocześnie Liz zniknęła gdzieś między regałami. Chłopak już miał odłożyć dokument na samą górę, gdy zauważył, że poprzedni w ogóle nie jest spięty. Ciekawy, kto poważył się na coś takiego, zerknął na nagłówek i aż nabrał głębiej powietrza.

W tym momencie usłyszał, jak Liz wraca, więc czym prędzej rzucił swój raport na wierzch i się cofnął. W ostatniej sekundzie.

– Ale ty się guzdrzesz – sapnęła czarownica z niezadowoleniem i poprawiła zsuwające się jej z nosa okulary. – Już cię tu nie ma!

Chłopak zmusił się do uśmiechu i spojrzenia w przeciwnym kierunku niż wyrok.

– Już znikam!

Powoli odszedł na drugą stronę barierki i na odchodnym pomachał Liz na pożegnanie.

Miał gdzieś pożegnanie. Chciał tylko zobaczyć, co zrobi Liz. Ta sięgnęła po dokumenty z prawej kupki i pogoniła go szarpnięciem głowy, więc równie wolno wyszedł i dopiero za drzwiami oparł się ciężko plecami o ścianę.

– O cholera jasna… Szósty maja…? Przecież to…

Już wiedział, że będzie musiał wrócić i przyjrzeć się temu wyrokowi jeszcze raz.

Szósty maja był wczoraj. Szóstego maja rano widział się z Gryzeldą w Ministerstwie, tuż przed tym, jak staruszka wyszła do siebie do domu na obiad. Gdzie godzinę później jej wnuczka znalazła ją martwą na kanapie w salonie.

A Gryzelda nic mu nie mówiła…

 

 

Zaplecze pubu „U Babci Kirke”, Pokątna

11:00

 

W niewielkiej spiżarni na tyłach najpopularniejszego pubu na Pokątnej doprawdy nie było miejsca na więcej niż dwie osoby. Półki rozstawiono zbyt blisko siebie, każda z nich aż uginała się od piętrzących się worków, słojów, puszek i butelek i przechodząc między nimi, trzeba było bardzo uważać, żeby nic nie zrzucić. Co, sądząc po plamach na podłodze i popiskiwaniach myszy, musiało często mieć miejsce.

Barczysty rudowłosy młodzieniec z wypchaną torbą wszedł do środka i natychmiast ożyły zbite pod sufitem szklane kule; zapłonęły w nich świece i rozpłynęły się łagodnie na wszystkie strony.

Chłopak zablokował drzwi, wszedł między półki i szybko odszukał butelki zagęszczonej samomieszalnej czekolady i dziesiątki beczek z Ognistą Whisky Ogdena.

Odstawił delikatnie torbę, wytoczył spod ściany pierwszą z brzegu beczkę, stuknął w wieko różdżką i szepnął jakieś zaklęcie. Przez chwilę nic się nie działo, a potem z cichym pyknięciem wieko odskoczyło.

Chłopak naciągnął rękawiczki ze smoczej skóry, wyjął z torby dużą szklaną butelkę, ostrożnie wyciągnął korek i na jego miejsce wkręcił przeźroczystą kulkę na długim gwincie, pustą w środku, z dzióbkiem wystającym na zewnątrz z samego spodu. Gdy obrócił butelkę do góry nogami i szklana kulka zapełniła się bezbarwnym płynem, opuścił ją nisko nad beczkę, przechylił z powrotem i z dzióbka wyciekła cienka strużka odmierzonego płynu, zaś reszta wróciła do butelki.

Chłopak powtórzył to jeszcze trzy razy, zamknął beczkę i zrobił to samo z trzema innymi. Następnie dolał bezbarwnego płynu do kilku butelek czekolady.

Na koniec uporządkował wszystko tak, jak było przed jego przybyciem, upewnił się, że nie zostawił żadnych śladów i wyszedł na małą, pustą uliczkę.

Zerknąwszy na zegarek, stwierdził, że miał jeszcze przynajmniej pół godziny, zanim wielosokowy przestanie działać. Mógł sobie pozwolić na wejście do pubu i wychylenie ostatniej bezpiecznej szklanki dobrej whisky.

 

 

Grimmauld Place 12

Południe

 

Harry nie zdążył jeszcze otrzepać szaty, gdy w kominku za nim buchnęły zielone płomienie i wyskoczyła z nich Hermiona.

O ile wczoraj była zdenerwowana do obłędu, dziś po prostu odchodziła od zmysłów.

– Harry! – zawołała, prawie się przewracając. – No i jak?! Wiesz, co się dzieje?!

Harry kiwnął głową.

– Snape miał proces, ale nie w Ministerstwie, tylko w Azkabanie.

Dziewczyna zamarła z otwartymi ustami. Po prostu nie zrozumiała, co Harry do niej mówi.

– C-co miał? – wykrztusiła, oszołomiona. – Gdzie…???

– Bezpośrednio w Azkabanie – powtórzył Harry. – To wyjątkowy tryb, który…

– PRO… PROCES…???

Harry spojrzał na nagle pobladłą Hermionę i przypomniał sobie, że faktycznie Hermiona pytała wczoraj o przesłuchanie, nie proces.

– Przeczytałem, że…

– O mój Boże… – jęknęła Hermiona, zupełnie go nie słuchając. – Harry… to musi być jakaś pomyłka…! Jaki PROCES?!

– Hermiono…

– … Przecież on był świadkiem! Miał tylko złożyć zeznania! To niemożliwe!!!

– Widziałem sentencję wyroku Wizengamotu… – zaoponował zdezorientowany Harry. – Snape był oskarżonym, nie żadnym świadkiem.

Na dźwięk pierwszych słów Hermiona zesztywniała.

– I co…?! – spytała pełnym napięcia głosem. – Co zdecydowali…?

Jej serce zamarło w oczekiwaniu na odpowiedź. Cały świat zamarł.

– Winny – słowa Harry’ego wydusiły jej powietrze z płuc. – Uznali go winnym masowego morderstwa mugoli.

– O Jezus, Maria…

Poczuła się, jakby nagle wpadła z rozpędem na ścianę. Albo jakby ktoś nagle podciął jej skrzydła i nie mogła już dalej lecieć.

To był jakiś absurd! Przecież to właśnie Snape odkrył, że Chase został zabity i próbował złapać mordercę! I starał się ocalić innych ludzi! I teraz miał być za to skazany na Azkaban…?!

Wykluczone! Nie możesz na to pozwolić!

– On jest niewinny!

– Hermiono, posłuchaj, nie sądzę… – zaczął trochę bezradnie Harry.

– Nie, Harry! To ty mnie posłuchaj! Snape nie jest mordercą! To jakaś koszmarna pomyłka!

– To musi być prawda – Harry łagodnie uścisnął jej ramię. – Widziałem oficjalny wyrok.

– Mam gdzieś wyrok!!! – wyszarpnęła się Hermiona. – To on znalazł truciznę! I odkrył składniki, żeby uwarzyć antidotum! Widziałam to, rozumiesz?! Sama je warzyłam! Nie wiem, kto jest mordercą, ale na pewno nie Snape!!!

Jej krzyk dawno już przebrzmiał w dużej kuchni, gdy Harry usiadł powoli na ławie.

– Chyba będzie lepiej, jak opowiesz mi wszystko od początku – powiedział bardzo poważnym tonem.

.

– … i napisał do mnie na galeonie „OK”. I to był ostatni raz, jak mieliśmy ze sobą kontakt – skończyła wyjaśniać Hermiona i westchnęła ciężko.

Harry bezwiednie odgarnął do tyłu włosy i zapatrzył się na powierzchnię drewnianego stołu.

Z początku był zbyt oszołomiony, żeby móc się skupić, zarówno dlatego, że chodziło tu o Snape’a, jak i dlatego, że ta historia była po prostu szokująca, ale dość szybko obudził się w nim instynkt Aurora i już w trakcie wyjaśnień Hermiony zaczął analizować różne fakty. I próbować połączyć je z tym, co już wiedział z krótkich rozmów z Paulem i Rogerem i plotek w Kwaterze. I z wyrokiem, który widział dziś w Archiwum.

– I mówisz, że ta czekoladowa plama była dokładnie taka sama, jak ta, którą znalazł Snape dzień po zabójstwie Griffina? – spytał, marszcząc brwi.

Dziewczyna zaczęła nerwowo bujać nogą pod stołem.

– Sama ją zrobiłam, mieszając czekoladę z domu z trucizną. Którą zresztą sama warzyłam.

Harry westchnął ciężko.

– Pamiętam, że Paul mówił mi, że w tak niewielkiej ilości czekolady, którą wtedy znaleźli u Powella, nic nie da rady odkryć. Skoro potem zamknięto śledztwo, to znaczy, że nic w niej nie było. A teraz w takiej samej plamie znaleźli coś, co pozwoliło skazać kogoś na Azkaban…?

Hermiona poruszyła się niecierpliwie na ławie. Opowiedzenie wszystkiego zajęło strasznie dużo czasu i nie chciała wyjaśniać tego jeszcze raz. Miała wrażenie, że tracili tylko czas. Przede wszystkim należało uwolnić Snape’a! Może on wiedział, co się stało? Chciała zerwać się stąd i coś zrobić, a nie siedzieć bezczynnie!

– Harry, przyrzekam, to była dokładnie taka sama plama! Nie wiem, czemu w tej pierwszej nie znaleźli ani krwiowca, ani korniczaka, ani proszku z ośmiornicy! – wzruszyła ramionami. – Co robimy? Musimy go stamtąd wyciągnąć! – dodała ponaglająco.

Harry zupełnie nie umiał powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło i kto miał rację, ale to, co już dostrzegał w tym bagnie, było bardzo niepokojące.

– Cholera. Szkoda, że nie wiemy, co mógł powiedzieć im Powell w poniedziałek.

Rytmiczne postukiwanie stopy o nogę stołu zamarło, tak samo, jak zamarła Hermiona.

– … Myślisz, że to on wkopał Snape’a…? Że… to on…?

Harry pokręcił głową. Nie chciał się teraz kłócić z Hermioną. ZAKŁADAJĄC, że Snape jest niewinny…

– Nie. Nie sądzę.

Hermionie wyrwało się pełne ulgi westchnienie.

– Dzięki Bogu!

– Powiem tak – powiedział Harry bardzo dziwnym głosem. – Obawiam się, że to nie Powell.

– O-obawiasz się…? – nie zrozumiała Hermiona.

– Hermiono, Powell w żadnym wypadku nie mógłby sprawić, żeby w ciągu dwóch, trzech godzin Wizengamot zorganizował przyspieszoną, utajnioną rozprawę i wydał skazujący wyrok.

– Dlaczego w ciągu kilku godzin?

– Bo wyrok wydała Gryzelda Marchbanks. Która zmarła wczoraj tuż przed południem.

Oboje chwilę wpatrywali się w siebie, a potem Hermiona usłyszała samą siebie:

– Harry, w jaki sposób zmarła Gryzelda?

 

 

Morze Północne, Azkaban

Bezczas

 

Cichy szmer wody ściekającej po ścianie stanowił na ogół jedyny odgłos, jaki docierał do celi. Z rzadka tylko przerywany był rozdzierającym krzykiem, jękami czy skamleniami dobiegającymi znikąd. Wszystkie inne dźwięki zamierały na powierzchni, z dala od tego miasta żywych trupów.

W tej ciszy łatwo mógł usłyszeć strach, który przyszedł bezgłośnie i otoczył go swymi ramionami. To strach sprawiał, że trząsł się bez ustanku, nawet wtedy, kiedy jego ciało nie miało już na to siły. Trząsł się tak bardzo, że przygryzł sobie wargę i przez długi czas miał w ustach słony smak krwi.

Ale brał to jak błogosławieństwo; cieszył się tym, że mógł choć przez kilka chwil poczuć Czas. Mógł go dotknąć i wiedział, że jest, choć był tylko szybko stygnącą strużką ściekającą po przemarzniętej brodzie.

Wszystko dookoła pogrążone było w gęstej ciemności, ale nie dlatego, że taka była pora dnia. Po prostu w tej krainie ciemność trwała zawsze i tak miało już pozostać. Byle jak najkrócej. Dzień zamienił się w noc, ale sen nie nadchodził. A tak marzył, żeby przyszedł, uśpił ich wszystkich i zabrał stąd. Dalej. Na drugą stronę kurtyny.

Tak więc tkwił po środku pustki, nawiedzany przez Przeszłość. I sam już nie wiedział, czy wolał łkać, trzymając w ramionach stygnące ciało Lily, kulić się przed ojcem tłukącym bez opamiętania jego i matkę, wyć, tarzając się po ziemi pod Cruciatusem, wykrzywiać usta w uśmiechu, musząc na oczach Czarnego Pana zabić całą mugolską rodzinę, czy siedzieć przed kominkiem, patrzeć w buzujący na nim ogień i zastanawiać się, czy nie zwrócić różdżki na siebie samego i wymówić dwóch słów, które byłyby dla niego wyzwoleniem.

Były takie chwile, kiedy próbował walczyć i myśleć o teraźniejszości, ale to wcale nie było lepsze. Zastanawiał się, czy Hermiona Granger poradzi sobie z nadchodzącym koszmarem. Bo od teraz będzie już sama. Czy uda jej się uwarzyć więcej antidotum, gdy za kilka miesięcy będzie można już kupić Wodę Księżycową. I bał się, że nie. Ale on nic już nie mógł zrobić. Jego za chwilę już nie będzie. Będzie tylko bolesnym wspomnieniem w jej życiu, od którego będzie chciała uciec.

I odpływał, gdy jego oszalały, obolały umysł pogrążał się w innych myślach.

Kto po niego wyjdzie? Wiedział, że nie Lily, bo na to nie zasłużył. Zdradził ją, zawiódł i zabił. Przez całe swoje zmarnowane życie kroczył inną ścieżką, tak różną od jej, że teraz nie miał już szansy, by ją spotkać. Lily odeszła do świata, do którego on nie miał wstępu.

Poza nią nie było już nikogo, kogo chciałby spotkać ten jeden jedyny, ostatni raz.

Poczuł pieczenie w niewidzących oczach i łzy płynące po policzkach. Lily. Stracił ją na zawsze. Nie mógł się nawet z nią pożegnać. Przegrał nie tylko swoje Życie, ale i Wieczność.

Poczuł, jak nadchodzi, zanim go usłyszał. Głuchy ból, wibrujący gdzieś w jego piersi, ściskający gardło, który powoli przerodził się w głuchy jęk i trwał dłużej, niż mógłby znieść.

Severus wpił zakrzywione palce we własną pierś i zaczął nimi orać po przemoczonym ubraniu, jakby próbował wyrwać sobie duszę.

– Lily… proszę! Lilyyyy…!!!!

Odpowiedziała mu tylko martwa cisza.

 

 

Ministerstwo Magii

Kwatera Główna Aurorów

Południe

 

– Lećcie zaklepać mi miejsce w kantynie, kończę i do was schodzę – zawołał Paul do kumpli wybierających się na obiad. – Jak będzie ciastko z dziurką, to weźcie jedno dla mnie!

– Dziś będziesz miał dziurkę, a ciastko dopiero jutro – zachichotał Marcus.

– Jemu to tylko jedno w głowie – dorzucił Peter i wyszczerzył się do reszty. – Jedna w domu ci nie wystarcza?

Wszyscy gruchnęli śmiechem i wyszli. Paul jeszcze chwilę patrzył na bujającą się lekko odznakę Aurorów, którą ktoś zawiesił na sznurku na klamce, po czym upewniwszy się, że jest sam, podszedł do starej maszyny do pisania, której używali, kiedy nie mogli czekać na sekretarkę. Pospiesznie wybrał małą rolkę oficjalnego pergaminu Wizengamotu, wkręcił w maszynę i stuknąwszy w nią różdżką, rzucił Scribere i zaczął mówić na głos starannie przygotowany tekst. Na koniec złożył zamaszysty podpis i przyjrzał się pismu.

Mogło być. Najchętniej pozbyłby się Snape’a już dziś, ale zgodnie z prawem wyrok wykonany mógł być najwcześniej 3 dni po jego ogłoszeniu. Służyć to mogło ewentualnej apelacji i gdyby Paul skrócił ten czas, mogłoby to wydawać się podejrzane.

Auror uśmiechnął się pod nosem. Nie sądził, żeby ktokolwiek zainteresował się Snape’em – przed i po egzekucji. Wczoraj powiedział Powellowi, że to właśnie Snape okazał się mordercą i zasugerował, że w jego dobrze pojętym interesie będzie zatrzymanie tej wiadomości dla siebie. Gdyby wyszło na jaw, że Pracownia Eliksirów Powella, najsłynniejszy wytwórca eliksirów, zatrudniała mordercę, Powell mógłby zapomnieć nie tylko o piątej Kropli.

Stary chciwiec natychmiast zrozumiał aluzję i zdecydował oznajmić, że w poniedziałek Severus Snape wystąpił o wcześniejsze rozwiązanie kontraktu.

Teraz, wiedząc, że Liz jest właśnie na obiedzie, zamierzał odnieść pismo do Archiwum, zaś po południu wybrać się do Azkabanu, żeby przekazać decyzję Dementorom.

Rozdziały<< Stan Krytyczny Rozdział 13Stan Krytyczny Rozdział 15 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma 3 komentarzy

    1. A piasek w klepsydrze się sypie i sypie…
      Tylko trzeba jeszcze przekonać Harry’ego, a ten potrafi być uparty i to trochę potrwa…

Dodaj komentarz