Stan Krytyczny Rozdział 16

– Wytrzyma – powiedziała spokojnym tonem rudowłosa, a Hermiona była pewna, że nie Harry’ego ma na myśli.

Ginny miała niezwykły talent dostrzegania i rozumienia ludzkich emocji. Już kiedy była w Hogwarcie, wyraźnie wyczuła, że coś jest nie tak z Severusem Snape’em.

Miał złą opinię nie tylko wśród uczniów, ale i nauczycieli, ale gdy tylko był w pobliżu, Ginny widziała w nim kogoś zupełnie innego. Czerń i biel. Jakby jej wzrok przebijał się przez tarczę, którą postawił. A ten ktoś, kogo widziała, zupełnie nie pasował do tego, co widzieli inni.

Ale nie mówiła o tym nikomu. Ona, która tak straszliwie pomyliła się co do Toma Riddle’a, miałaby przekonywać innych, że Snape był DOBRY? Więc zignorowała swój instynkt, bojąc się głupich uwag i komentarzy.

I – czuła to wyraźnie – tego, że Jemu to się nie spodoba, choć zupełnie nie rozumiała dlaczego.

Ale gdy tylko Harry zdradził jego prawdziwą rolę, zrozumiała natychmiast.

Bardzo szybko okazało się, że jej zdolności to magiczny dar, równie cenny, co dar Widzenia, który mają prawdziwe wieszczki.

Ginny potrafiła wyczuć prawdę i fałsz, dostrzec nawet najlepiej skrywane uczucia strachu, nienawiści, wdzięczności, smutku czy miłości lub radości, ale nie umiała określić przyczyny.

Od roku pracowała jako Afektolog. Czasem współpracowała z Aurorami, uczestniczyła w wyjątkowo trudnych procesach przed Wizengamotem, asystowała przy weryfikacji wstępnej Niewymownych, pomagała firmom takim jak Jinks & Hyde w definiowaniu zagrożeń i dostosowywaniu poziomu zaklęć obronnych i kilka razy już prowadziła seanse lecznicze razem z Uzdrowicielami Umysłu.

Hermiona żałowała, że po procesie Severusa Snape’a odcięła się od Weasleyów. Gdyby miała z nimi kontakt, Ginny na pewno odkryłaby, co się z nią dzieje.

– Nawet nie masz pojęcia, w jakich warunkach on tam przebywa – westchnęła ciężko.

– Stop – ucięła przyjaciółka. – Nie myśl o tym. To w niczym nie pomoże. Zamiast tego zastanówmy się, co możemy zrobić, żeby jutro było lepiej.

Merlinie, jak dobrze było mieć przy sobie Ginny!

Niestety dar Ginny nie miał nic wspólnego z widzeniem przyszłości, więc dziewczyna nie miała pojęcia, że straszliwie się myliła.

 

 

Hogsmeade, Dworek „Złote Zaklęcie”

Sala Reprezentacyjna

20:10

 

Okiennice dużych okien zostały zamknięte, żeby zapewnić spokój i dyskrecję uczestnikom spotkania, więc duża sala rozświetlona była setkami świec tkwiących w trzech dużych żyrandolach. Płomienie migotały w kryształowych wisiorach, krzesząc tęczowe iskry, połyskiwały w zdobionych złotem łańcuchach i lśniły w porcelanowych talerzach i kielichach, w których teraz, na koniec spotkania, można było znaleźć resztki wina lub szampana.

Zewsząd dobiegały odgłosy rozmów, śmiechu, szelest rolek pergaminu, składanych dokumentów, przesuwanych krzeseł i stukot dziesiątek par butów. Żeby uniknąć wieczornego chłodu, na dwóch kominkach odłączonych od sieci Fiuu płonął ogień, którego ulotny zapach mieszał się z ostrą wonią męskich perfum oraz słodyczy, których resztki leżały jeszcze na tacach rozstawionych gęsto na wielkim, okrągłym stole.

Rufus Haehner odsunął ostrożnie kałamarz, otarł końcówkę pióra i z zadowoloną miną schował do torby.

A miał powody, żeby się cieszyć.

Od dwóch lat jako Przewodniczący Rady Eliksirotwórców organizował co miesiąc spotkanie angielskich wytwórców eliksirów, maści, nalewek, kropli zapachowych i „leków”. Prócz takich sław jak Timothy Jenkins z Eliksir House, Stefan Tylor z MediLab, Leoncjusz Powell z Pracowni Eliksirów Powella, Barabasz Been ze Zdrowej Kropli czy Alex Rayleigh z AR Group zapraszał na nie wiele innych osób. Od samego początku przychodzili na nie zwolennicy uzdrawiania metodami domowymi (Babcia wie lepiej niż sam Mungo!) i producenci nalewek na bazie alkoholu (było w nich zdecydowanie więcej alkoholu niż czegokolwiek innego). Przed rokiem dołączyła do nich również grupka świeżo upieczonych studentów Wyższej Czarodziejskiej Szkoły Leczniczej mugolskiego pochodzenia, którzy proponowali sięgnięcie po niektóre mugolskie lekarstwa, określane tam jako „biomedycyna”.

Rufus proponował omówienie nowych osiągnięć w dziedzinie uzdrawiania, podzielenie się doświadczeniem i wolną wymianę poglądów, ale pierwsze dziesięć spotkań skończyło się awanturami, miotaniem urokami i jednym pojedynkiem poza salą. Domyślał się, że nie będzie łatwo, więc kontynuował spotkania i powoli, powoli uczestnicy zaczęli się wzajemnie tolerować i w końcu kilka miesięcy temu wreszcie!!! zaczęły się konstruktywne dyskusje.

Dziś zdecydowaną większością głosów zapadła decyzja zgłoszenia w Ministerstwie projektu ustawy o zwiększenie dotacji na badania naukowe i wyrażenie otwartego poparcia dla alternatywnych dla Kliniki ośrodków leczniczych.

Teraz wszyscy powoli zbierali się do wyjścia. Niektórzy rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, z holu dochodził śmiech, a kilku niedożywionych dojadało rozmaite słodkości z Miodowego Królestwa.

Rufus kątem oka przyglądał się, jak Powell spakował notatki do dużej skórzanej torby, uścisnął ręce Beenowi, Jenkinsowi i Tylorowi, stanął koło Alex Rayleigh, która akurat porządkowała swoją torebkę i odłożyła ją na sąsiedni talerz, by mu podać rękę do ucałowania, pozdrowił wszystkich pozostałych i wyszedł raźnym krokiem.

– Leoncjusz wygląda, jakby zrzucił kilka latek – odezwał się Tylor, odgarniając znów do tyłu gęste włosy z przedwcześnie postarzałej twarzy.

– Może stworzył na nowo Kamień Filozoficzny i się do tego nie przyznał? – mruknął Barabasz.

– Zdrajca jeden.

I obaj wybuchnęli śmiechem. Alex poprawiła elegancką szatę w kolorze ognistej czerwieni, która wspaniale pasowała do jej czarnych włosów i smagłej cery, i obróciła się do mężczyzn.

– Panowie, chciałabym wam podziękować za dzisiejszy wieczór. Był nad wyraz udany.

Jenkins obrzucił jej figurę tęsknym spojrzeniem i sięgnął po płaszcz.

– Alex, nie będzie pani za zimno w tak… zwiewnej sukni?

– Mam pelerynę w szatni – odparła, ignorując zupełnie jego sugestię. – Dobranoc.

Podała każdemu z nich do pocałunku dłoń i wyszła eleganckim krokiem, pozostawiając po sobie zapach eleganckich perfum. Tylor stuknął lekko Jenkinsa łokciem w bok i wskazał ją głową.

– Po twoim spojrzeniu wnioskuję, że wieczór mógłby być jeszcze bardziej udany, gdyby pozwoliła ci odprowadzić się do domu.

– I zostać do śniadania – dodał Been.

– Och, przestańcie pieprzyć! – prychnął Jenkins. – Chodźmy…

– O to-to! Może ją jeszcze spotkasz w szatni! Stefan, idziesz?

Rufus popatrzył na trójkę mężczyzn; jednego nadąsanego, a dwóch uśmiechniętych, którzy ruszyli ku wyjściu i uznał, że to spotkanie było prawdziwym sukcesem. Oczywiście wiedział, że od jutra ci sami ludzie zaczną na nowo rywalizować ze sobą, ale dziś zachowywali się jak grupa dobrych przyjaciół. To był ogromny postęp w porównaniu do poprzednich miesięcy. I to poparcie…

Z zamyślenia wyrwał go coraz bliższy stukot obcasów na marmurowej posadzce. Jak wszyscy, spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył Alex, która podeszła pospiesznie do stołu. Kobieta sięgnęła po torebkę, brudząc przy okazji jasnobeżową pelerynę okruszkami i paprochami ze stołu, rozejrzała się, zgarnęła coś z krzesła, po czym wyszła.

 

 

Ministerstwo Magii

Poziom 1 – Archiwum

21:00

 

Harry zaliczał się do niewielkiej grupy pracowników, którzy mogli wejść do Ministerstwa po godzinie dziewiętnastej. Był przecież Aurorem, a Aurorzy z racji prowadzonych śledztw często musieli pracować w nocy czy w soboty lub niedziele. Poza nimi takie prawo miał oczywiście Minister i jego ochrona, wszyscy Niewymowni oraz pracownicy zagadkowo brzmiącego Wydziału Bardzo Ważnych Członków Sekcji M I Trx. Harry nie miał bladego pojęcia czym ci ludzie się zajmowali, ale starał się trzymać od nich z daleka. Wyglądali i zachowywali się jak szare eminencje i na całe mile zalatywało polityką.

Prócz nich, sprzątaczek i strażnika nikt inny nie miał prawa się tu kręcić.

Winda, którą można było dostać się do Ministerstwa z zewnątrz, była wyłączana o siódmej wieczorem, ale nawet gdyby była czynna, Harry i tak wolał posłużyć się siecią Fiuu. Gdzie by się nie ruszył, zostawiał za sobą ślady – kominki i toalety były pod ciągłym nadzorem i każda podróż zapisywana była w rejestrach. Windy również. Gdyby ktoś z Wydziału Bezpieczeństwa znalazł go gdzieś w środku budynku, bez śladu wejścia, zwróciłoby to większą uwagę niż zwykłe wejście i wyjście. A tak przynajmniej wyglądało to tak, jakby pracował. Nad sprawą tych cholernych czarnych gnatów.

Nie kryjąc się, wyskoczył z kominka w pustym i niemal ciemnym Atrium i poszedł do wind – pojedyncze kroki odbijające się echem od ścian zabrzmiały tak niesamowicie, że po przejściu pierwszych paru jardów aż przystanął i zaczął nasłuchiwać.

Ale już w Kwaterze Głównej narzucił na siebie pelerynę i przyświecając sobie różdżką, dosłownie przekopał biurka Rogera i Paula.

Musiał przyznać, że nie wiedział czego szuka. I co CHCE znaleźć. Hermiona nie była w stanie, w którym mogliby cokolwiek przedyskutować i zaplanować i to w dużej mierze dzięki niemu samemu. Trzeba było zakazać jej tam iść, a nie tylko proponować, że może on tam pójdzie!

Teraz po prostu miał nadzieję, że coś mu wpadnie w oko; jakiś dokument, notatka, jakaś pieprzona plama czekolady.

Ale nic nie znalazł, więc obrzucił smętnym wzrokiem drzwi do gabinetu Gawaina, do którego bez zaklęcia nie mógł wejść, i poszedł do Archiwum.

– Biuro Ministra Magii wraz z Sekretariatem i Służbami Pomocniczymi, Wydział Personalny, w tym Biura Administracyjne, Wydział Prawny, Wydział Płac oraz Wydział Osobowy, z Biurem Rejestracji i Usług. Archiwum – oznajmił kobiecy głos, winda zatrzymała się z szarpnięciem i tylko jeszcze chwilę słychać było podzwanianie łańcuchów.

Jako że w Archiwum nie było okien, światło zapaliło się natychmiast samo, jak tylko otworzył drzwi. Harry pociągnął za klamkę bramki, która dziś rano była otwarta, ale ta ani drgnęła.

– Cholera. Alohomora!

Bramka z głośnym szczękiem otworzyła się, więc przeszedł za barierkę i tak jak w Kwaterze, zgasił na wszelki wypadek światło i zamknął bramkę Colloportusem.

Duże pomieszczenie nagle wydało mu się ciasne i ponure i Harry czuł się tak, jakby niewidoczne ściany pchały się na niego. Stos papierów na stole Liz zniknął, co go wcale nie dziwiło. Biorąc pod uwagę restrykcyjne przepisy dotyczące przetrzymywania dokumentów i jeszcze bardziej restrykcyjne, jeśli chodzi o prawo do ich przeglądania, nikt przy zdrowych zmysłach nie zostawiłby na wierzchu pliku dokumentów, z których niektóre mogłyby być tajne! Miał ślepe szczęście, że dziś rano mógł rzucić okiem na inne dokumenty i przypuszczał, że Liz niemal natychmiast musiała żałować, że mu na to pozwoliła. Cóż, ona nikomu o tym nie powie. On też nie.

Nie znając zupełnie układu dokumentów w archiwum, nie miał wyboru i musiał przejrzeć je całe.

Zaczął od lewej, podszedł do pierwszego rzędu regałów, które biegły daleko w głąb pomieszczenia i dostrzegł niewielki napis „Auror”. Na następnym metalowa tabliczka oznajmiała „Bunty Goblinów – XVII/XVIII”. Taki sam był na dwóch dalszych.

Harry przypuszczał, że w Archiwum wszystko ułożone będzie w kolejności alfabetycznej i już cieszył się, że dokumenty znajdzie pod S, bo to odpowiadało zarówno „Snape’owi”, jak i „Spec-jalnym procesom”, ale teraz zrozumiał, że wszystko poukładane jest tematycznie i aż prychnął, rozzłoszczony.

Więc po pierwsze nie wiesz, co to ma być – Proces, Snape, Wizengamot czy inna cholera, a po drugie nie masz pojęcia, gdzie to może tu być!

Zanosiło się na to, że Ginny znów miała rację. Spędzi tu pół nocy. I to dla kogo, dla Snape’a!

I nagle przypomniała mu się wymizerowana mina Hermiony, na nowo zalało go poczucie winy, więc ścisnął mocniej różdżkę i ruszył dalej.

Słabe światło błądziło po regałach, wyłaniając z miękkiego mroku równe rzędy akt, powpychanych ciasno rolek pergaminów, na których zalegała warstewka kurzu, która tłumiła wszystkie dźwięki. Gdzieniegdzie błyskały niewielkie tabliczki oznaczające początek następnego tematu.

Gdy docierał do odległej ściany, wchodził w następny i ponieważ zaczynał od tyłu, bacznie szukał tematu. Poza tym nie przyglądał się specjalnie zawartości, starając się wziąć to na logikę. Ani „Klauzula 73″, ani „MACUSA” nie mogły się odnosić do Snape’a, ale gdy doszedł do tematu „Morderstwa mugoli”, zabiło mu szybciej serce.

Zaczął od drugiego końca i szybko zorientował się, że wszystko posegregowane jest po latach i dopiero w obrębie każdego roku akta ułożone są alfabetycznie. Mrucząc pod nosem, odszukał rok 2003 i literkę S. Były tam tylko dwa cienkie dokumenty, więc unikając wyjmowania ich, delikatnie odgiął brzegi i natychmiast pobłogosławił idiotyczny przepis spinania i opisywania wszystkiego cal od lewego górnego rogu. „Smith, Anthony” i „Singer, Joanna”. Czyli to nie tu!

Znalazł Snape’a cztery rzędy dalej. Doszedł do stołu Liz, wśliznął się między kolejne regały i znalazł temat „Spec – Wizengamot” i coś w nim podskoczyło.

To tu! Musi być tu!

Rok 2003 miał zaledwie dwa cale długości i tylko trzy pliki dokumentów. Opis trzeciego, cal od lewego górnego rogu, brzmiał „S. Snape”.

Harry nie wahał się nawet sekundy. Wyciągnął cały plik, usiadł na ziemi i otworzył przeźroczystą okładkę.

W tym momencie na brzegu każdego z dokumentów pojawił się jego numer identyfikacyjny A-113, ten sam, co był wyryty na odznace.

Znalazł zeznanie Uzdrowiciela Johnsona i zmusił się do choćby pobieżnego przeczytania. Dalej był raport z diagnozy zwłok Griffina, zeznania wszystkich pracowników Pracowni Eliksirów Powella, analiza Augiego wykazująca, że w czekoladowej plamie nie ma nic szkodliwego i decyzja o zamknięciu sprawy. Nic specjalnego.

Drżąc z niecierpliwości, przewrócił długą na ponad dwie stopy kartkę pergaminu i znalazł analizę drugiej czekoladowej plamy. Przeczytał ją raz, a potem drugi.

Hermiona wyraźnie mu powiedziała, że uwarzyła dokładnie taką samą truciznę, z trzema szkodliwymi składnikami. Raport mówił tylko o krwiowcu i sugerował, że składnik ten rozkłada się w kilka godzin po uwarzeniu eliksiru.

Zdaniem Hermiony Snape wykrył krwiowiec w plamie sprzed jednego czy dwóch dni.

Może Hermiona się myli, Snape tylko się nią posłużył i to on stworzył tę truciznę, zamordował kumpla i zaczął mordować mugoli… ale jeśli tak, to w takim razie czemu nie pozbył się Hermiony? Przecież mógł ją zabić z dziecinną łatwością.

Bo jeśli to nie on… i odkrył składniki, analizując pierwszą czekoladową plamę…

Ale jak mógł to zrobić kilka dni później, skoro ta jakaś Sanguinaria znika z eliksiru już po kilku godzinach…???

Wrócił do poprzedniego raportu Augiego i porównał je ze sobą. Na pewno pisała je jedna i ta sama osoba.

Harry zacisnął bezwiednie zęby i przewrócił stronę.

Na kolejnej było zeznanie Snape’a z poniedziałkowego przesłuchania, a następnie analiza Aurorów, w której po ustaleniu następujących faktów:

– eliksir musiał być uwarzony między siódmą i ósmą rano;

– o tej porze w ściśle strzeżonej Pracowni nie było nikogo poza pracownikami, co dowodził rejestr na Recepcji i brak śladów włamania;

– do stworzenia tej całkowicie nieznanej trucizny potrzebna była wiedza na poziomie Mistrza Eliksirów

wnioskowali o postawienie w stan oskarżenia Severusa Snape’a, jako najbardziej podejrzanego. Jednocześnie z uwagi na charakter sprawy oraz podejrzanego, wnioskowali o tryb tajny, uproszczony.

Cholera, to był najbardziej oczywisty wniosek. Sam bym o to wnioskował. Żadnego publicznego procesu, żeby nie było nacisków opinii publicznej na Wizengamot. No i padło na Gryzeldę…

Biedna Hermiona.

Rozgoryczony, przewrócił stronę i zamarł.

Zgodnie z kolejnym dokumentem, we wtorek szóstego maja Paul Bryant i Roger White eskortowali Snape’a do Azkabanu na przyspieszony proces, na którym złożyli obszerne zeznania.

TO nie mogła być prawda.

Może nie pamiętałby daty, którą miał sprawdzić dla Hermiony, gdyby nie to, że tego samego dnia zmarła Gryzelda! Zgodnie z tym, co pisali Roger i Paul Gavinowi, we wtorek szóstego maja nie wydarzyło się nic specjalnego! Nie napisali choć słowa o tym, że Snape był w areszcie w Ministerstwie! Że eskortowali go do Azkabanu i że uczestniczyli w rozprawie! Na której przecież został skazany!

Gwałtownym szarpnięciem przewrócił stronę i znalazł wyrok. Obrócił go i zobaczył jeszcze jeden dokument. Orzeczenie o wykonaniu wyroku…

„ Orzeczeniem Wizengamotu wyrok przez Ucałowanie przez Dementora wykonany ma być w piątek, 9 maja 2003 roku.
Do czasu egzekucji więzień ma przebywać w celi Skazanych”.

O jasna cholera…

W piątek. Za dwa dni.

W zasadzie wyzbył się już wątpliwości co do Snape’a, teraz próbował wymyślić, kto prócz Rogera, Paula i Augiego, był w to zamieszany!

Widać faktycznie oskarżyli go niesłusznie. I dlatego zorganizowali proces w Azkabanie, z dala od czarodziejskiego świata?

Więc jeśli tak, to czemu Gryzelda nic ci nie powiedziała, jak się widzieliście tuż przed południem?

Dlatego, że to było tajne przesłuchanie? Może…

Wiedział z całą pewnością, że Roger i Paul sami nie daliby rady zorganizować utajnionego, przyspieszonego procesu, a Augie nic nie znaczył. Co wskazywało wyraźnie na to, że stał za tym ktoś wyżej.

Może nie napisali Gawainowi o Snapie, bo to ON zabronił im o tym pisać? I może w jakiś sposób wywarli presję na Gryzeldzie i potem…

W tym momencie rozległ się szczęk otwieranych drzwi i w Archiwum zaświeciło się światło. Harry miał czas tylko rzucić Nox, kiedy jakaś niewidoczna ręka zaświeciła swoją różdżkę, zgasło światło i w nagłych ciemnościach widać było tylko tańczący świetlisty punkcik, który popłynął w jego kierunku.

Harry’emu przemknęły przez myśl dwie rzeczy. Że ten ktoś raczej nie ma peleryny niewidki, więc pewnie rzucił na siebie kameleona. I że raczej nie ma… uczciwych zamiarów.

I biorąc pod uwagę okoliczności, wiedział, po co ten ktoś przyszedł.

Po pieprzone akta, które on trzymał właśnie w ręku i będąc prawie na brzegu regałów, nie mógł zaświecić różdżki, żeby włożyć je na miejsce.

I nawet gdyby mógł odesłać je zaklęciem, na aktach widniał teraz jego numer.

Nie mając wyboru, jak najciszej podniósł się na klęczki, wstał i cofnął się w mrok…

 

 

Morze Północne, Azkaban

Północ

 

Severus z trudem odepchnął rękę Dumbledore’a, który chwycił go za szaty i przyciągnął ku sobie.

– Jesteś tchórzem, Severusie. Musiałem cię błagać, żebyś odważył się zrobić to, co mi przyrzekłeś – wycharczał starzec i zaśmiał się śmiechem szaleńca. – Nigdy nie sądziłem, że boisz się zabić. Przecież zabijałeś już wcześniej…? Wtedy też się bałeś?

– Idź stąd! Zostaw mnie! Jak zawsze się mylisz – chciał parsknąć szyderczo, ale w otaczającej go ciszy usłyszał tylko cichy jęk.

Dumbledore zniknął, ale z ciemności wynurzył się kolejny oprawca. Syriusz Black. Podszedł do niego i Severus zobaczył, że ma na sobie zniszczone, przegniłe ubranie, długą brodę i jest cały brudny i wychudzony.

– Jesteś tchórzem, Smarkerusie. Jesteś żałosny – wyszeptał mu prosto do ucha. – Popatrz na mnie. Wytrzymałem tu ponad dziesięć lat. A ty poddajesz się po kilku tygodniach? Po jednym dniu? Ja też cierpiałem. Mnie też wszystko bolało. Też byłem głodny i spragniony i telepałem się z zimna i równocześnie płonąłem z gorączki.

– Odczep się, Black. Idź do swojego kumpla Pottera – spróbował odpowiedzieć Severus, lecz znów z ust wyrwał mu się słaby jęk.

Ale Black go usłyszał.

– Nie ma już mojego kumpla Pottera. Zabiłeś go. I zabiłeś jego żonę. Pamiętasz Lily? Tę Lily, którą nazwałeś szlamą? Ją też zabiłeś.

Severus zamachnął się, złapał Blacka za gardło i jednym lekkim ruchem wyrzucił setki jardów w górę.

Ale nie ośmielił się już nawet myśleć o Lily. Nie miał prawa. Zabójcy nie myślą o swoich ofiarach.

Zamiast tego spróbował pomyśleć o prawdziwym życiu, przypomnieć sobie, jak pachniały ingrediencje, jak wyglądał park w Hogwarcie, jak wyglądał wschód słońca, którego już nigdy nie zobaczy.

Otworzył oczy i oto przed nim zaczęło wstawać słońce. Zobaczył rąbek wysuwający się spoza  marmurowego nagrobka… ale coś było nie tak…

Słońce wstało, ale nie dostrzegł żadnych kolorów. Jego promienie nie grzały. Były… martwe.

Raptem wskazówki zegara zwariowały i zaczęły się kręcić we wszystkich kierunkach. I rozległ się straszny hałas. To zegary zaczęły dzwonić, wszystkie w tym samym rytmie. Słyszał ten hałas w sobie, pulsujący bólem rozsadzającym mu czaszkę, pulsujący w rękach, w nogach i szamoczący się w jego piersi. W rytmie jego oszalałego serca.

Rozdziały<< Stan Krytyczny Rozdział 15Stan Krytyczny Rozdział 17 >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz