Bo tak należy… – XXXVII

Zaczął powoli uchylać powieki, jasne światło oślepiało go. Czy tak wyglądało przejście na drugą stronę i w którą stronę trafił? Wzrok powoli się ustabilizował i zobaczył, że patrzy na baldachim swojego łóżka. Może trafił do piekła i będzie oglądać jak jego Hermiona żyje z tym Lupin’em. Wykrzywił twarz w grymasie złości. Sam zaplanował to małżeństwo, ponieważ Remus był dobrym człowiekiem. Nie oznaczało to, że będzie mógł oglądać jak kładzie łapy na jego żonie. Westchnął i zdziwił się, kiedy usłyszał dźwięk własnego głosu. Chciał poruszyć palcami ręki, ale były uwięzione. Może był związany. Przekręcił głowę, żeby spojrzeć w dół. Zaskoczony poczuł ból w karku, a jeszcze większym zaskoczeniem był widok Hermiony śpiącej przy jego łóżku. W pół siedziała w fotelu, a górną częścią ciała opierała się o jego materac, w pełni ubrana trzymała w mocnym uścisku jego dłoń. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu, może nie był w piekle. Zaczął analizować sytuację, a może wcale nie umarł? Ale ten sen? Widział swój pogrzeb, życie Hermiony tak wyraźnie, wszystko działa się tak szybko. Może to było tylko ostrzeżenie. Postanowił sprawdzić i obudzić kobietę.

– Hee… – Nie mógł wydać dźwięku. W gardle czuł setki igieł i okropnie chciało mu się pić. Poruszył się niespokojnie, a dziewczyna lekko się drgnęła. – Her… – Znów spróbował, był to cichy ledwo słyszalny głos i kiedy myślał, że nie usłyszała poderwała gwałtownie głowę i nieprzytomnie spojrzała na niego. Otworzyła szeroko usta i spojrzała w jego szeroko otwarte oczy.

– Severusie. – Mruknęła cicho.

– Ja… – Wychrypiał ledwie słyszalnie i odkaszlnął.

– Poczekaj na pewno chcesz pić. – Wstała z fotela i szybko nalała do szklanki wody z dzbanka, rozlewając przy tym połowę drżącymi dłońmi.

Pomogła unieść głowę męża i delikatnie przybliżyła naczynie do jego ust. Mężczyzna napił się powoli i poczuł ogromną ulgę. Odstawiła szklankę na pierwszy wolny stolik i otwierając drzwi kazała służce zawołać lekarza i Malfoy’ów. Wróciła do łóżka ślubnego i klękła przy nim trzymając jego dłoń.

– Severusie myślałam, że już nigdy nie spojrzę Ci w oczy. – Miała szeroki uśmiech, a łzy leciały po jej policzkach, jedna za drugą, ale nie szlochała. To były łzy szczęścia.

– Co się stało? Myślałem, że umarłem. – Jego głos był głośniejszy, a gardło nie kłuło tak mocno.

– Draco zdobył od jakiegoś zielarza zioła, powiedział, że jeżeli przeżyjesz noc powinieneś wyzdrowieć. Tylko że byłeś nieprzytomny trzy dni i baliśmy się, że już się nie obudzisz.

Czarnowłosy chwiejnie uniósł rękę i pogłaskał policzek żony.

– Czyli nie wzięłaś ślubu? – Zapytał chociaż wiedział, że to głupie pytanie.

– Skąd, że przecież żyjesz. – Słone krople zaczęły znów płynąć po jej policzkach. – Pan Lupin to miły i inteligentny człowiek, ale poprosiłam go, żeby nie przychodził, teraz kiedy byłeś nieprzytomny.

– Moja wspaniała żona. – Uśmiechnął się do kobiety.

Ktoś cicho zapukał i do środka wpadł Draco, a za nim Ginny. Blondyn dopadł do łóżka.

– Severusie! – Wydyszał, uznał, że szybciej dobiegnie na nogach niż służba przygotuje powóz.

– Draco, mój przyjacielu. – Sędzia spojrzał z wdzięcznością na chrześniaka i choć nie miał pewności czy będzie żyć, czy to chwilowa poprawa przed śmiercią cieszył się że mógł zobaczyć rodzinę.

Niedługo dołączył również lekarz.

– Dzień dobry Panie Snape, nie ukrywam, że jestem w niedowierzaniu widząc pana w tym stanie. Mogę prosić, aby wszyscy wyszli? Chce zbadać pacjenta. – Medyk patrzył na chorego z mieszanką szoku i niedowierzania.

Dwie kobiety i mężczyzna opuścili sypialnie państwa Snape.
Przyjaciółki się przytuliły i zaczęły szlochać. Hermiona z ulgi, że jej mąż żyje, a Ginny z ulgi, że jej przyjaciółka jest szczęśliwa.

– Przepraszam moje panie, że przerwę. – Draco uśmiechnął się na widok zapłakanych twarzy kobiet. – Ale chciałbym, bym usłyszeć Hermiono jak Severus się obudził.

Pani Snape wytarła mokrą twarz.

– Spałam przy jego łóżku i poczułam jak się porusza. Przez ułamek sekundy myślałam, że to sen, ale nie. Severus patrzył na mnie i się uśmiechał.

~×~

Tymczasem w sypialni lekarz skończył badać sędziego.

– Wygląda na to, że wraca pan do zdrowia. – Mówił chowając przyrządy do teczki. – Plamy zniknęły, gorączka praktycznie odpuściła, zniknął również przyspieszony oddech. Nie wiem co to za zioła, ale prawdopodobnie one uratowały ci życie.

– Będę mógł wrócił do pełnego życia? – Severus nadal nie mógł uwierzyć, co go spotkało.

– Tak, ale za jakiś czas. Myślę, że ten tydzień obowiązkowo powinieneś spędzić w łóżku, kolejny dużo wypoczynku, delikatne spacery i tydzień przed świętami możesz zacząć wychodzić na dłuższe. Po nowym roku możesz zacząć pracować w domu i w połowie stycznia wrócić do sądu.

– Jestem bardzo wdzięczny. – Oparł się wygodnie na poduszce. Czuł spore zmęczenie.

– Tylko jest jedno, ale. – Mruknął zmieszany lekarz. – Po tak silnych infekcjach czy osłabieniach najczęściej mężczyzna nie może już spłodzić dziecka. Twój organizm był tak wycieńczony, że mogło to wpłynąć na płodność. – Widząc pytające spojrzenie Snape’a dodał szybko. – Możesz żyć z żoną jak wcześnie tylko prawdopodobnie nie doczekacie się wspólnego dziecka.

– Rozumiem, powiem o tym żonie. – Przełknął głośno ślinę.

– Przyjdę jutro sprawdzić jak pana stan, a teraz proszę zjeść coś lekkiego i małego. Do widzenia. – Ukłonił się i wyszedł.

~×~

Kiedy małżonkowie zostali w końcu sami był już późny wieczór. Hermiona położyła się obok męża naga i przywarła do niego ciałem. Mężczyzna pogłaskał jej udo.

– Tak bardzo brakowało mi twojego dotyku. Nie mogę się doczekać aż odzyskasz siły. – Odsunęła się na minimalną odległość, żeby patrzyć w oczy Severusa.

– Lekarz powiedział, że za dwa tygodnie będę mógł zacząć wstawać na dłuższe spacery więc myślę, że to będzie odpowiedni czas.

– Może uda się szybciej, jeżeli powtórzymy to, co ostatnio. – Uśmiechnęła się zadziornie.

– Nie prowokuj mnie. – Mruknął.

– Tak, nie powinnam, musisz odpoczywać. – Uśmiechnęła się teraz delikatnie i pogłaskała policzek mężczyzny. – Jeszcze nie widziałam cię w delikatnym zaroście.

– Zawsze staram się nienagannie wyglądać. – Odchrząknął. – Muszę Ci powiedzieć coś ważnego, co powiedział mi lekarz. – Kobieta niespokojnie się poruszyła. – Powiedział, że prawdopodobnie po tak dużym wycieńczeniu organizmu nie będę mógł Ci dać dziecka.

– Och. – Odetchnęła. – A już bałam się, że coś jest jeszcze nie tak. – Rozluźniła się.

– Przecież to bardzo nie tak, nie marzysz o dziecku? – Zmarszczył brwi.

– Tak jak każda kobieta, ale najważniejsze jest to, że żyjesz. – Przytuliła się znów do męża.

– Będziemy mogli za jakiś czas o tym pomyśleć. Wiele małżeństw, jeżeli mężczyzna nie może począć dziecka wynajmuje… – Nie dokończył, bo Hermiona zasłoniła mu usta dłonią.

– Nie Severusie, nie wyobrażam sobie nosić pod sercem inne dziecko niż twoje. Jeżeli już będziemy chcieli powiększyć rodzinę może przygarniemy jakąś sierotę. Albo po prostu będziemy cieszyć się sobą, a wszystko odziedziczą dzieci Draco i Ginny.

– Mówiłem Ci już, że jesteś wspaniałą żoną? – Zacisnął mocno usta, nie potrafił okazywać uczuć, ale był tak wdzięczny Hermionie za to, że jest, że nie mógł tego przemilczeć.

– Dzisiaj już tak.

~×~

Kiedy minął tydzień i Severus zaczął wstawać zaprosili Malfoy’ów oraz Minerwe na niedzielny obiad, chcieli świętować cud ozdrowienia sędziego.

Całą piątka była w znakomitych humorach.

– To dzięki Draco mogę tu siedzieć i cieszyć się życiem razem z wami. – Uniósł pucharek wina w stronę chrześniaka. – Za Draco.

Reszta mu powtórowała.

– Opowiedz Draco jak do tego doszedłeś? – Zainteresowała się Minerwa. – Ostatnim razem, kiedy się wiedzieliśmy straciłeś nadzieję.

– Cóż, to nic nadzywczajnego. Otrzymałem informację o zielarzu mieszkającym dzień drogi od nas. Nie był to pewien trop, ale postanowiłem to sprawdzić. – Przerwał i nie chciał kontynuować. – Udało się. – Uśmiechnął się do wuja.

Rozmowy zeszły na inny tor, a Draco odetchnął. Nie chciał dzielić się szczegółami zdobycia leku. Wzdrygnął się kiedy przypomniał sobie jak to się odbyło.

– Witam, szukam pana Alto. – Mruknął blondyn.

Grubawa kobieta za ladą wydawała się nieprzyjemna.

– A po co Panu ten pijak? – Burknęła zmierzyła wzrokiem chłopaka i wróciła do oglądała swojej dłoni.

– Mam do niego ważną sprawę. – Odchrząknął.

– On z nikim nie rozmawia. – Odparła opryskliwie.

Draco poczerwieniał ze złości i wyciągnął sakiew z paroma monetami.

– Gdzie go znajdę? – Położył pieniądze na blacie.

Kobieta spojrzała z ukosa na woreczek i uśmiechnęła się obleśnie.

– Po drugiej stronie ulicy w pubie, ale daremne twoje próby rozmowy z nim. – Łapczywie uniosła worek i w ręce próbowała określić ile monet może tam być.

Malfoy nic nie odpowiedział tylko skierował się do gospody.

W środku był tylko jeden mężczyzna, w długich i brudnych włosach. Broda była tak długa, że sięgała do blatu stolika, przy którym siedział. Ubrania poszarpane, a od niego samego unosił się nieprzyjemny zapach.

– Czy Pan Alto? – Zapytał grzecznie powstrzymując grymas.

– Już nie, idź stąd. – Burknął i wypił kieliszek.

– Proszę mnie wysłuchać, mój przyjaciel potrzebuje pomocy, nie zostało mu dużo czasu. – Złapał za krzesło stojące obok.

– To nie moja sprawa. – Machnął ręką.

– Dobrze zapłacę. – Zacisnął usta w zirytowaniu.

– Tu nie chodzi o pieniądze. – Szturchnął kufel, z którego wylał się ostatni łyk alkoholu.

– A o co? – Wzruszył ramionami.

– Nie twoja sprawa chłoptasiu, zostaw mnie. – Warknął i niezgrabnie uniósł naczynie.

– Nie odejdę, mój przyjaciel umiera. Jego żona bardzo przez to cierpi, nie wybaczę sobie do końca życia jeżeli nie spróbuje czegokolwiek. Co mam zrobić, żeby mi Pan pomógł?

– Nic. Nie oni pierwsi ani ostatni.

Draco siedział i myślał co z tym zrobić. Zamówił butelkę alkoholu i postawił przed mężczyzną. Nalał sobie kieliszek oraz mężczyźnie i wypił.

– To moja jedyna rodzina. – Mruknął chłopak płaczliwym tonem. – Co mam zrobić? Błagać na kolanach? Dla niego to zrobię. – Blondyn klęknął na brudnej podłodze.

– Wstań, nie poniżaj się. – Burknął były lekarz.

– Nie, dopóki mi Pan nie pomoże.

– Przestań robić scenę, barman patrzy. – Starszy mężczyzna westchnął. Chłopak był nieugięty. – Co mu dolega?

Hrabia szybko wstał i wrócił na miejsce.

– Ma sepsę.

– Na to nie ma lekarstwa. – Pokręcił głową.

– Słyszałem, że pan kogoś z tego wyleczył.

– Ale nie każdemu to pomaga. Mojej żonie nie pomogło. – Dodał ciszej ostatnie zdanie i wypił kieliszek.

– Nic wiec mi nie pozostało jak spróbować i modlić się o cud. – Złapał swój nadgarstek i zacisnął na nim dłoń.

– Ile już choruje?

– Prawie dwa tygodnie, widzimy jednak, że to kwestia paru dni.

– Choć ze mną. – Wstał chwiejnym krokiem i wyszedł obijając się po drodze o ściany i futrynę.

Malfoy podążał za nim, aż znaleźli się pod małym zniszczonym domkiem. Weszli do środka i chłopak zauważył niezliczone ilości butelek po alkoholu. Panujący ogromny nieład i uciążliwy zapach. Starszy mężczyzna wyciągnął z szafy małą butelkę z czarnym płynem.

– To wyciąg z roślin, które pomogły kiedyś… komuś. Jeżeli przeżyje noc po podaniu tego będzie żyć, ale to zależy od jego woli życia. – Burknął, po czym czknął. – Moja żona jej nie miała po stracie dziecka. – Zamyślił się. – Ciesz się, że coś się uchowało.

– Jak się Panu odwdzięczę? Ile się należy za to?

– Nic, co mi po pieniądzach. Idź stad, zanim się rozmyśle. – Warknął zły.

– Dziękuje. – Chwycił butelkę i wybiegł ze środka. Dosiadł konia i galopem ruszył do domu.

Blondyn jakby się opamiętał, kiedy Ginny złapała go za dłoń.

– Wszytko w porządku? – Spojrzała mu w oczy.

– Tak, tak. – Młodzieniec rozejrzał się po reszcie. – O czym mówiliśmy?

– Wspomniałem, że wyjeżdżamy z Hermioną nad jezioro do uzdrowiska. Nie będzie nas około tygodnia, wrócimy przed świętami. – Snape przyjrzał się chrześniakowi.

– Wspaniałe miejsce, byłam tam kiedyś latem. – Dodała McGonagall. – Zimą zapewne jest tam jeszcze piękniej.

Rozdziały<< Bo tak należy… – XXXVIBo tak należy… – XXXVIII >>

Ten post ma 6 komentarzy

    1. Nie chodziło o surogatkę, tylko wynajcię innego mężczyzny dla Hermiony. Takie byly praktyki 😉 Ciężko by było 9 surogatkę w tamtych czasach

Dodaj komentarz