Bo tak należy… – XXV

Czarnowłosy mężczyzna patrzył przez okienko powozu, byli już blisko celu. Pomimo nocy dobrze widział gdzie są. Jego żona zasnęła i spała z głową opartą na jego ramieniu. Severus, mimo że bardzo chciał pokazać Hermionie jedno z piękniejszych miejsc, jakie mogła widzieć, czuł zarazem wewnętrzny niepokój. Westchnął, kiedy się zatrzymali, spojrzał na dziewczynę i pogardził jej policzek.

– Hermiono… już jesteśmy. – Mruknął delikatnie.

Pani Snape rozejrzała się chwilę zdezorientowana. Służba otworzyła drzwi i wysiedli.

– Teraz mi powiesz gdzie jesteśmy? – Zapytała, kiedy wchodzili do dużego drewnianego domku. Zachwycił ją widok wyposażenia znajdującego się wewnątrz. Poczuła przyjemny orzeźwiający zapach od razu po wyjściu z pojazdu.

– Pokaże ci zaraz, na pewno będziesz wiedzieć. – Zdjął płaszcz i zawiesił na wieszak, tak samo zrobił z okryciem wierzchnim żony.

Przeszli przez ogromny salon, a hrabia podszedł do kobiety od tyłu i zasłonił jej oczy. Poprowadził ją przez tylne drzwi na taras, aż poczuła blokadę, wtedy odsłonił jej oczy.

Powiew chłodnego powietrza momentalnie uderzył ją w twarz, patrzyła oniemiała nie mogąc wydusić słowa.

– My… my jesteśmy nad morzem? – Zapytała nie odrywając wzroku od rozległego rozlewiska. Fale były wysokie i połyskiwał w nich księżyc.

– Dokładnie nad morzem północnym. – Severus stanął obok i patrzył na horyzont opierając się o barierkę.

– To jest najpiękniejszy widok, jaki w życiu widziałam. – Wydusiła kobieta ściśniętym gardłem. Czuła jak pieką ją oczy od powstrzymywanych łez. Wzięła głęboki oddech nabierając świeżego morskiego powietrza do płuc. – Nawet najwspanialszy obraz nie odzwierciedla ani grama wspaniałości tego miejsca. – Złapała przedramię towarzysza i oparła głowę o niego.

~×~

– Biegnę bo się spóźnię! – Draco ucałował pospiesznie żonę i wybiegł z domu. Wydłużyli wczorajszy wieczór przez co spali dzisiaj dłużej. Blondyn uważnie przykładał się do pracy, chciał jak najlepiej dla Ginny, a niechciał zawieźć, czy rozgniewać wuja.

Rudowłosa uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła zbierać naczynia po śniadaniu. Jak co dzień zajmowała się praniem, gotowaniem, sprzątaniem i choć była do tego przyzwyczajona zastanawiała się jakby to było zaznać trochę luksusu, gdyby nie musiała tego robić tylko odpoczywać i zajmować się przyjemnościami. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi, wystraszona upuściła talerz, który się zbił. Otarła szybko dłonie i pobiegła do drzwi. W progu przywitali ją bracia.

– Fred? George? – Dziewczyna była bardzo zaskoczona. – Co tu robicie?

– Ginny! – Krzyknęli chórem i wzięli siostrę w objęcia. – Chcieliśmy zobaczyć czy wszystko w porządku. – Zaczął jeden. – Martwimy się. – Dokończył drugi.

– Wejdźcie. – Zaprosiła ich gestem ręki do środka. Ugościła bliźniaków herbatą. Mężczyźni patrzyli podejrzliwie na delikatne filiżanki. – Myślałam, że rodzina mnie wykluczyła. – Zaczęła po dłuższej chwili milczenia.

– To nie tak. – Westchnął Fred.

– My od początku nie mieliśmy ci tego za złe. – Kontynuował George.

– Mama się wściekała za wstyd przed ludźmi, że uciekłaś sprzed ołtarza. – Podrapał się po głowie. – No i martwiła się, że ten Malfoy cię wykorzysta i porzuci.

– Dowiedzieliśmy się z gazet, że jeszcze w ten sam dzień wzięliście ślub. – Rudzielec pogładził blat stołu.

– Draco by mnie nie skrzywdził. – Ginny lekko się oburzyła i obróciła spodek o sto osiemdziesiąt stopni.

– Mamie jest przykro, że tak to wyszło. Kazała cię pozdrowić. – Jeden z braci wziął sceptycznie łyk napoju.

– To miło z jej strony, ale wie gdzie mieszkam. – Stwierdziła buntno rudowłosa.

– Nasza siostrunia zawsze była zadziorna. – Zaśmiał się Fred.

– A jaki jest ten Malfoy? Dobrze cię traktuje? – Zapytał nie pewnie George i zacisnął dłonie na blacie stołu.

– Draco jest bardzo dobrym mężem, bardzo ciężko pracuje, żeby zapewnić nam lepsze warunki. – Splotła dłonie jak do modlitwy.

– Ale widzę, że ty też pracujesz. – Jeden z nich spojrzał sugestywnie na jej roboczy fartuch.

– Tak, musimy bardzo oszczędzać i nie stać nas na służbę. Draco poślubiając mnie wiedział, że ojciec go wydziedziczy, a mimo to zdecydował się na ten krok. Przekonuje mnie, że to tylko przejściowy etap. – Patrzyła w stronę drzwi zastanawiając się, czy je zamknęła jak prosił małżonek.

– Ulżyło nam, że jesteś szczęśliwa. – Uśmiechnęli się obaj.

– A jak wasze żony i jak wam się mieszka? – Dopytywała najmłodsza.

– Trochę ciasno, my z żonami, rodzice i Ron z Hanną. – George podrapał się po głowie. – Każdy jednak ma swój kąt.

– Nasze żony są przesympatyczne. – Wtrącił drugi bliźniak.

– Tak, musisz je poznać. – Brat przyznał mu rację. – Tylko Hanny nam szkoda.

– Czemu? – Zdziwiła się Ginny.

– Ron źle ją traktuje. Chyba ma jeszcze żal do nie wiadomo kogo o Hermione i wyżywa sie na niej. – Wyjaśnił młodszy z chłopaków i zwrócił uwagę na serwetki na stole. Wiedział o nich jednak w domu rodzinnym nigdy ich nie używano.

– Biję ją? – Dziewczyna, aż złapała się za usta.

– Nie wiem, ale często płacze, Padma mówiła, że jak robią pranie czy zajmują się ogrodem to widzą. – Bliźniacy wymienili spojrzenie.

– Nie możecie czegoś zrobić? – Świeża mężatka zasmuciła się i podparła głowę na zaciśniętej w pięść ręce.

– Nie wypada… chociaż już mu mówiłem, żeby zastanowił się co robi. – George objął się rękami. – Tylko że do niego nie dociera.

– Zrobił się z niego taki kretyn. Zupełnie jakby był kimś innym. – Weasley odepchnął się lekko i zaczął balansować na dwóch nogach od krzesła.

– Bardzo mi przykro. – Pani Malfoy zasmuciła się gładząc palcem rant filiżanki.

– A Hermiona jest szczęśliwa? – Fred niezauważalnie się zarumienił, w końcu sam kłócił się z Ronem o nią.

– Tak, mąż traktuje ją sprawiedliwie, zapewnia jej luksus. – Wyjaśniła zastanawiając się co przyjaciółka jej opowiadała.

– Życzymy wam szczęścia. – Uśmiechnęli się życzliwie.

– Wiecie może co z Harrym? Wydawał się dobry, trochę mi go szkoda. – Mruknęła.

– Ponoć ciotka z wujem wysłali go za granicę do jakiegoś wojska. Nie walczy na linii frontu, ale odbywa praktyki wojskowe.

– To chyba dobrze. – Westchnęła Ginny.

~×~

– Przecież mówiłem, że nie lubię brukwi! – Ron z furią zrzucił talerz na ziemię.

– Przepraszam. – Mruknęła Hanna ze łzami w oczach. – Nie było nic innego. – Zaczęła sprzątać rozlaną zupę.

– Weź się za robotę i wyhoduj coś innego! Poszukaj?! Tak ciężko się domyślić?! – Warknął i wyszedł na zewnątrz.

Kobieta wytarła podłogę i zaczęła myć naczynia. W pewnym sensie zdążyła przywyknąć, trwało to kilka tygodni.

– Wszytko w porządku? – Pravati właśnie weszła do kuchni z koszem pełnym szczawiu. Znalazła ładną polane, na której udało jej się zerwać sporą ilość zielenizny.

– Tak. – Odchrząknęła. – Wszystko w porządku. – Wymusiła sztuczny uśmiech i spojrzała na szwagierkę.

– Gdybyś chciała porozmawiać to mów. – Mruknęła ciemnowłosa dziewczyna.

– Na prawdę wszytko dobrze. Dziękuję za troskę. – Wróciła do wykonywanej czynności.

– Jutro ja przygotuję obiad, zrobię zupę szczwiową. – Uśmiechnęła się lekko i przeszła wgłąb domu.

Hanna nie zdawała sobie sprawy, że łzy były dobrze widoczne na jej policzkach. Kiedy poznała Rona była nim zauroczona, wydawał się taki radosny i dobry, po ślubie zaczął się nad nią znęcać psychicznie. Cały czas tylko krzyczał i burczał. Żałowała, że wyszła za mąż. Westchnęła i wytarła kolejną łzę.

~×~

– Co się stało mój kwiatuszku? – Draco pocałował żonę na przywitanie. – Jesteś jakaś smutna. – Usiadł do stołu.

– Odwiedził mnie dzisiaj Fred i George. – Postawiła dwa talerze na stole i również usiadła.

– To twoi bracia bliźniacy? – Zainteresował się.

– Tak, chcieli wiedzieć, jak się mam. Oczywiście powiedziałam, że znakomicie. Zgodnie z prawdą. – Lekko się uśmiechnęła.

– To o co chodzi? – Położył rękę na jej dłoni i pogładził.

– Ponoć Ron jest okropny dla swojej żony. Złości się za Hermionę. – Chwyciła za dzbanek, aby nalać kompotu dla nich obojga, ale blondyn przechwycił naczynie i zrobił to za nią.

– Od razu było widać, że to Twój najmniej bystry brat. – Przeczesał włosy dłonią.

– To prawda, że Ron zawsze był samolubny, ale ta biedna dziewczyna nie jest niczemu winna. – Schowała twarz w dłoniach.

– Nic z tym nie zrobimy, są dorośli. Proszę nie smuć się już. – Położył rękę na jej policzku i wymusił, żeby spojrzała mu w oczy.

– Fred i George chcieliby cię poznać, jeśli się zgodzisz. – Wspomniała niepewnie.

– Nie mam nic przeciwko, może zaprosimy ich na obiad w niedzielę razem z żonami? – Zaczął ze smakiem jeść potrawę, którą przygotowała jego małżonka.

– Naprawdę zgadzasz się? To znakomity pomysł. – Uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Dla ciebie wszystko. – Odesłał jej uśmiech.

Rozdziały<< Bo tak należy… – XXIVBo tak należy… – XXVI >>

Ten post ma 7 komentarzy

    1. Pewnie chodziło o to, że Severus miałby poczuć się zawiedziony postępowaniem Draco, który może się nie wywiązywać ze swoich obowiązków podczas jego nieobecności.

  1. Kawał wuja* z niego.

    *nie lubię pisać niecenzuralnych słów w komentarzach czy gdzieś tam, więc zastąpiłam wulgaryzm innym słowem.Wróć do czytania

  2. Niech Ron uważa, żeby za swoje burackie zachowanie nie oberwał tym talerzem w swoją rudą głowę- mógł inaczej wyrazić zdegustowanie czymś, ale nie w taki sposób.Wróć do czytania

Dodaj komentarz