Bo tak należy… – XV

Około dwunastoletni letni Severus razem z matką siedzieli w salonie i wspólnie grali na pianinie, była to ich ulubiona forma rozrywki. W połowie utworu przerwała im służka.

– Pani. – Ukłoniła się pospiesznie. – Pan Snape wrócił do domu, wydaje się w nie najlepszej formie. – Poinformowała ciemnowłosa kobieta i opuściła pomieszczenie.

Elieen z synem wiedzieli co to oznacza.

– Severusie, schowaj się gdzieś. – Nakazała pospiesznie matka.

– Nie mamo, obronie cię. – Stanął wyprostowany i z buntną miną gotowy aby stanąć w obronie kobiety.

– Nie dzisiaj Severusie, będziesz jeszcze miał na to czas. – Pocałowała syna w czoło i wepchnęła go do wielkiej szafy stojącej nieopodal pianina.

Zdążyła tylko przymknąć skrzydła mebla kiedy do pomieszczenia wpadł Tobias.

– Co tu robisz? – Burknął chwiejąc się.

– Czekam na ciebie. – Odpowiedziała niezwykle spokojnie, przez te lata nauczyła się panować nad emocjami.

– Gdzie bachor? – Wyseplenił.

– Wyszedł na zajęcia.

– Grałaś na pianinie. – Zmrużył oczy w wąskie szparki marszcząc przy tym brwi. – Co ci mówiłem! – Wrzasnął. – Żadnej gry na tym pudle! Jeszcze szczeniak u gorszy, to zajęcie dla bab, on i tak jest wystarczająco zniewieściały.

– Przepraszam, wiesz że uwielbiałam robić to przed ślubem. – Szepnęła.

– Nie interesuje mnie to, znów się nie posłuchałaś. – Podszedł do żony i uderzył ja w twarz, ta zatoczyła się i chwyciła za policzek.

Młody chłopak obserwował całą sytuację przez szpare i zacisnął dłonie tak mocno, że usłyszał jak strzelają mu kostki.

– Zniknij mi z oczu, nie mogę na ciebie patrzeć. – Warknął obracając się w stronę barku i wyciągając butelkę alkoholu. Kobieta czym prędzej wyszła, a Severus czekał, aż ojciec zaśnie. Kiedy w końcu to zrobił czarnowłosy opuścił kryjówkę i wyszedł szukać matkę. Znalazł ja siedzącą w ogrodzie, dołączył do niej w altanie.

– Mamo, czemu ojciec nas tak nienawidzi? – Młody Snape spojrzał na czerwony policzek kobiety z troską.

– Całe życie miał do mnie żal, że nie urodziłeś się dziewczynką. – Westchnęła i objęła syna ręką. – Nie chciał syna bo to wiąże się z przekazaniem majątku. – Spojrzała na niego delikatnie. – Córkę chciał szybko wydać za mąż dając jej śmieszny posąg. Kiedy w końcu pojawiłeś się na świecie jako chłopiec miał żal, że jesteś taki drobny, wstydził się, że nie może się chwalić jaki to jego syn jest wielki i silny. – Przełknęła ślinę z żalem. – Ale dla mnie jesteś idealny. – Uśmiechnęła się do niego.

Siedzieli w ciszy dłuższą chwilę, chłopca dręczyła pewna myśli, wiedział, że nie powinien o to pytać matki bo to ojciec zajmuje się wychowaniem syna, ale kiedy tylko o coś zapytał ten zbywał go albo denerwował się.

– Mamo. – Zaczął niepewnie. – Czy każdy mąż taki jest? Też taki będę? – Jego ojciec podczas przyjęć był bardzo miły dla matki i zastanawiał się czemu nie jest też taki prywatnie.

– Synu, to co teraz ci powiem jest bardzo ważne. – Chwyciła oba ramiona pierworodnego i spojrzała mu w oczy. – Nigdy nie bądź taki jak Twój ojciec. Rozumiesz? – Lekko potrząsnęła jego ramionami. – Bądź dla własnej żony oparciem i darz ja ogromnym szacunkiem. Nie każdy mężczyzna jest jak Twój ojciec. Bardzo mądry z ciebie chłopiec i będziesz potrafił sam decydować co jest dobre dla twojej kobiety, a co nie.

– Tak zrobię mamo, i wiedz, że następnym razem nie będę patrzył biernie, pora najwyższa abym stanął w twojej obronie.

– Mój wspaniały syn. – Ucałowała czoło chłopca i go przytuliła.

Severus niestety nigdy nie miał już okazji obronić matki. Zmarła niedługo później,  znaleziono ją martwą w łóżku. Na pogrzebie obiecał sobie, że pomści jej śmierć. Kiedy ojciec sprowadził konkubinę zaraz po pogrzebie, chłopak nie wytrzymał i pobił się z ojcem.  Oczywiście był mniejszy i słabszy, przez co przegrał, a Tobias wysłał go do szkoły z internatem.

Dorosły już Severus obrócił się niespokojnie w łóżku. Dlaczego przypomniało mu się to w przed dzień ślubu z Hermioną? – Westchnął i potarł zmęczoną twarz.

~×~

W dniu ślubu powóz przyjechał po Hermione bladym świtem. Zdążyła tylko przytulić rodziców i powiedzieć, że spotkają się w kościele. Szykowanie odbywało się w domu krawcowej, pierwsza była kąpiel.

Granger nie była do końca zadowolona, starsza kobieta pomagała jej przy szorowaniu, a było to dla młodej dziewczyny krępujące.

Po osuszeniu dostała nową bieliznę przygotowaną przez starszą panią. Następnie gorset, który został bardzo mocno zasznurowany, później stelaże, fiszbiny i inne elementy sukni. Na końcu przyszła pora na fryzurę, makijaż i dodatki.

– Spójrz. – Odwróciła Pannę do lustra. – Wyglądasz jak prawdziwa Hrabina.

Hermionie spodobał się ten widok. Poczuła się pewniej siebie choć karciła się w duchu za tą myśl. Kiedyś myślała, że pewność siebie nie zależy od tego kto jak wygląda.

– Ach, jeszcze bukiet. – Staruszka wzięła spory pęk kwiatów i podała go podopiecznej, były wmieszane w niego ostatnie bzy. – Widzę uśmiech na twojej twarzy, to dobry znak. – Powiedziała zadowolona.

– Cieszę się, że zadowoliłam rodziców, niech myślą, że żyje mi się lepiej niż im. – Gładziła welon który opadał na jej twarz.

– Obawiasz się, że tak nie będzie? – Schyliła się ociężale do spodu sukni, aby poprawić nieliczne zagniecenia.

– Nie szkodzi, że właściwie nie znam Hrabiego Snape’a. – Westchnęła ciężko. – Tak należy i jestem tego świadoma. – Stres zaczynał powoli narastać, pomimo próby obawiała się, że coś pomyli lub zapomni.

~×~

– Opamiętaj się. – Burknął Lucjusz. – Mam piękną i bogatą kuzynkę, która niedawno została wdową.

– Yhm… – Snape narzucił na siebie marynarkę. – Który to był mąż? Trzeci? Nie chce być czwartym, bo na pewno nie będę ostatnim. – Odparł uszczypliwie.

– Ostatnia chwila, żeby to odwołać. – Blondyn nie odpuszczał.

– Nie prosiłem o rady. – Severus zapinał mankiet. – Stać mnie na żonę bez drogiego posagu.

– Jak ludzie będą na to patrzeć? Co druga wieśniaczka będzie myślała, że może jej się przytrafić taki Hrabia. – Przyglądał się przyjacielowi z zaciętą miną.

– Nie interesuje mnie zdanie innych w tej kwestii. – Spojrzał w lustro i pogładził włosy.

Lucjusz nabrał powietrza w płuca, zacisnął usta, ale zamiast coś powiedzieć po prostu wyszedł.

~×~

Ginny razem z rodzicami Hermiony czekała pod kościołem. Wiedzieli, że mają zadedykowane miejsca w ławkach, chcieli jednak zaczekać, aż ktoś się pojawi. Perry stresował się myślą, że odprowadzi córkę do ołtarza i odda już na zawsze innemu mężczyźnie. Kiedy nadjechał powóz cała trójka się spięła, patrzyli z niecierpliwością kto z niego wysiądzie. Sędzia Snape, opuścił dostojnie pojazd i zbliżył się do gawiedzi.

– Zapraszam Panie do wewnątrz, zaraz przybędą goście, a szkoda, żeby ktoś przypadkowo zajął wasze miejsca. Hermiona dołączy na końcu. – Oznajmił beznamiętnie i otworzył drzwi od kościoła zapraszając Jean i Ginny do środka.

Kobiety wymieniły tylko spojrzenia i posłusznie zniknęły w budynku. Perry stał teraz sam i tylko witał się skinieniem głowy z kolejnymi gośćmi. W końcu nadjechał pięknie ozdobiony w kwiaty i wstęgi powóz. Woźnica zeskoczył ze swojego stołka, otworzył drzwi i wysiadła z niego Hermiona. Wyglądała tak niepewnie jakby nie wiedziała co tu robi. Posłała szeroki uśmiech ojcu, ucieszyła się, że go widzi. Perry oniemiały zbliżył się do pierworodnej i złapał ją za dłonie.

– Wyglądasz olśniewająco. – Prawie szepnął powstrzymując łzę. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jaki jestem szczęśliwy, że będziesz miała lepsze życie niż ja z matką. – Potrząsnął lekko jej dłońmi.

– Smuci mnie fakt, że tak rzadko będę was widziała. – Opuściła wzrok. – Pan Snape wytłumaczył mi, że…

– Nie przejmuj się teraz starymi rodzicami. – Przerwał jej ojciec. – Życie czasem nie jest łatwe, być może twoje dzieci będą żyły jeszcze lepiej niż ty.

Z wnętrza kościoła zaczęła wydobywać się muzyka.

– Musimy iść. – Mężczyzna złapał ją pod ramię. – Dasz radę, jesteś wspaniałą kobietą, Pan Snape doceni Cię z pewnością jako żonę. – Podeszli do drzwi.

– Boję się. – Szepnęła patrząc na ojca jakby prosiła go o ostatnią radę jednak oddźwierni otworzyli wielkie drewniane skrzydła, a oczy tłumu skierowały się na Pannę młodą i jej ojca.

Powolnym krokiem Perry prowadził córkę, aby oddać ją w ręce narzeczonego. Szedł dumny i wyprostowany, a ludzie byli zachwyceni wyglądem Hermiony. Sama dziewczyna czuła ogromny stres widząc swojego przyszłego męża, patrzył na nią bez jakiejkolwiek emocji na twarzy, malował się na niej tylko ten sam ponury grymas. Draco ukradkiem zerkał na Ginny, która teraz nie była w stanie oderwać oczu od przyjaciółki. Jean wycierała łzy chusteczką, tak samo jak siedząca w pobliżu Pani McGonagall. Kiedy w końcu para zatrzymała się ojciec ścisnął jeszcze pokrzepiająco dłonie córki i zajął miejsce obok żony. Hermiona mogła teraz dobrze spojrzeć w oczy narzeczonego, wyglądał nienagannie jak zwykle.

Pastor zaczął przemowę, ale dziewczyna nie potrafiła się na niej skupić. Właściwie znała ją na pamięć więc nie musiała słuchać, patrzyła na mówcę i zastanawiała się ile osób jest na sali, czy Pan Snape wszystkich zna, kto życzy im szczęścia, a kto nie.

– Jeżeli ktoś za powód, dla którego ta para nie powinna się pobrać niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki. – Pastor wyrwał chwilowo pannę z zamyślenia. Narzeczeni rozejrzeli się delikatnie po sali ale panowała zupełna cisza. Hermionie przebiegła przez chwilę myśl, że Ron mógłby chcieć zepsuć ten dzień jednak się nie pojawił. Snape delikatnie się uśmiechnął, wiedział, że ludzie boją się cokolwiek powiedzieć nie po jego myśli. Kiedy para powiedziała sobie tak i wymieniła przysięgi duchowny kontynuował swoją przemowę. – W takim razie ogłaszam was mężem i żoną. – Pastor głośno zamknął księgę. – Niech pocałunek przypieczętuje ich zjednoczenie.

Dziewczyna się spięła, na próbie nie było nic o pocałunku, a dziewczynie z tego wszystkiego wyleciało to z głowy, Snape przechwycił jej zaniepokojone spojrzenie i delikatnie pocałował jej usta przytrzymując ręce, żeby przypadkiem się nie cofnęła. Poczuła się tak dziwnie jakby ktoś na plecy wrzucił jej wielki głaz.

Musieli jeszcze podpisać dokumenty i w końcu mogli opuścić kościół. Goście stali na zewnątrz i wiwatowali młodej parze.

Przyjęcie odbywało się w posiadłości Snape’a. Zaczęto od uroczystego późnego obiadu, a następnie zaczęto tańce. Goście dobrze się bawili oprócz naburmuszonego Lucjusza, który tylko siedział i obserwował sytuacje.

– Zatańczmy. – Sędzia odezwał się do żony. – Wypada, żeby to młoda para zaczęła tańce. – Podał jej dłoń i wstali od stołu. Stanęli na środku sali, mężczyzna położył jedną dłoń na tali kobiety, a drugą uniósł wyżej. Dziewczyna od razu poczuła promieniujące ciepło od dłoni męża. Patrzyli sobie w oczy, a brązowowłosa w tym momencie czuła radość. Ekscytacja tak samo, jak na balu jej nie opuszczała.

Inne pary zaczęły wchodzić na parkiet, a Draco niepewnie zbliżył się do Ginny.

– Mogę prosić do tańca? – Zapytał zdenerwowany i przełknął głośno ślinę.

Rudowłosa zaskoczona spojrzała na niego, ale podała mu dłoń i dołączyli do reszty. Kiedy chłopak położył dłoń na jej boku myślała, że się rozpłynie, było to wspaniałe uczucie. Czuła się niesamowicie piękna i pewna siebie z błękitną suknią. Blondyn intensywnie wpatrywał się w oczy dziewczyny.

– Czy podoba się pannie na przyjęciu? – Zapytał oficjalnie.

– Jest znakomicie, jestem szczęśliwa, że mogę tu być. – Posłała mu uśmiech.

Rozmawiali ciesząc się swoim towarzystwem, nie zwracając uwagi na rodziców chłopaka.

Lucjusz już sam nie wiedział co bardziej go irytowało, czy Syn tańczący z wieśniaczką czy przyjaciel tańczący z żoną wieśniaczką.

– Co za upokorzenia w jednym dniu. – Mruknął blondyn i złapał się za czoło.

– Jest młody, musi się wyszumieć. – Odezwała się Narcyza patrząc z przyjemnością na szczęśliwego syna, jednak ostre spojrzenie jej męża szybko sprowadziło ją na ziemię.

Przyjęcie w końcu musiało dobiec końca, tym bardziej, że w zwyczaju ślubnym małżeństwo musi mieć jeszcze czas i siły skonsumować związek. Młoda para żegnała gości przy drzwiach.

– Do zobaczenia Hermiono. – Rodzice uścisnęli córkę i opuścili dom, wymienili jeszcze tylko niespokojne spojrzenia zanim zniknęli z oczu córki.

Kiedy sala opustoszała młoda Hrabina zauważyła stos pakunków w holu. Jak się domyśliła ich prezentów ślubnych, zaciekawił ją ich fakt.

– Tym zajmiemy się jutro. – Odezwał się Snape widząc jej spojrzenie. – Pora udać się do łoża. – Podał jej dłoń i zdezorientowaną zaczął prowadzić w stronę sypialni.

Rozdziały<< Bo tak należy… – XIVBo tak należy… – XVI >>

Ten post ma 6 komentarzy

Dodaj komentarz