Jean właśnie zmierzała do Wasley’ów na prośbę córki. Nie dzieliło ich wiele domów, ale trzeba było poświęcić dziesięć minut żwawego spaceru. Zapukała do drzwi z nadzieją, że ktoś otworzy. W tym czasie złapała sobie parę głębszych oddechów, a drzwi się uchyliły.
– Dzień Dobry Jean, co cię sprowadza? – Zapytała zaskoczona Molly wycierając ręce.
– Hermiona poprosiła o rozmowę z Ginny. Niestety nie może osobiście przyjść i prosiła, żebym zrobiła to za nią. – Oparła się o bok futryny aby dać chwilę odpocząć nogom.
– Coś się stało? Jest chora? – Zmartwiła się kobieta.
– Nie, nie. Dzięki Bogu nie. Zaręczyła się. – Powiedziała cicho Granger.
– Z kim? – Zaciekawiła się pulchniejsza kobieta.
– Sędzią Snape’em. – Odpowiedziała dumnie, a zarazem z lekkim niepokojem bo jednak Weasley’owie mieli plany co do Hermiony.
Molly otworzyła buzię zszokowana nie wiedząc co powiedzieć.
– To… wspaniale. – Powiedziała w końcu. – Szczerze gratuluję. – Odwróciła się do wnętrza domu. – Ginny! Chodź tutaj! – Odchrząknęła i zwróciła wzrok na gościa. – Na pewno jest podekscytowana.
– Ciężko powiedzieć. Obawia się, jakim będzie mężem, dobrze wiemy, że jest gburowaty. – Westchnęła. – Boję się, że może ją krzywdzić. – Ostatnie zdanie wyszeptała.
– Niestety nie możemy przed tym uchronić naszych córek. Też jestem pełna obaw co z moją Ginny. Bardzo pragnęłam córki, ale z synami miałam więcej spokoju ducha.
Kobiety usłyszały kroki i zakończyły rozmowę.
– Dzień dobry Pani. – Ginny uśmiechnęła się do brązowowłosej lekko siwiejącej kobiety. – Czy coś się stało?
– Hermiona poprosiła o rozmowę z tobą. – Odpowiedziała Jean z uśmiechem.
– Jeżeli skończyłaś swoje obowiązki możesz iść. Tylko wróć na obiad. – Rudowłosa zwróciła się do córki.
Panna razem z Panią Granger ruszyły wzdłuż ulicy, a Molly jeszcze chwilę patrzyła jak odchodzą. Otrząsnęła się i zamknęła drzwi.
– Artur! – Wyjrzała na zewnątrz.
– Co? – Uniósł głowę znad wozu, który naprawiał razem z trzema najmłodszymi synami.
Kobieta podeszła do nich pospiesznie unosząc przód sukni żeby się nie potknąć.
– Właśnie była u mnie Jean Granger. Powiedziała, że Hermiona się zaręczyła. – Tłumaczyła gestykulując obficie rękami.
– Co! – Ron uderzył głową o drewnianą belkę podnosząc się gwałtownie. – Z kim? – Pogładził czubek głowy.
– Z Sędzią Snape’em.
– Gratulacje dla niej, przynajmniej rozwiązała nasz wewnętrzny konflikt. – Spojrzał znacząco na Rona i Freda.
– Paravati Patil zerwała zaręczyny. – George zwrócił się do Freda. – Możesz do niej uderzać. Weźmiemy wspólny ślub. – Zaśmiał się.
– Świetnie. – Burknął bliźniak, wcale niezadowolony z wieści matki i pomysłu brata.
– To dobry pomysł, wyjdzie taniej. – Powiedziała głowa rodziny próbując wyłamać spróchniałą deskę. – Ron pójdzie do Hanny Abbot i mamy komplet.
– Nie chce. – Oburzył się najmłodszy syn.
– Nie dyskutuj. Pomóż lepiej mi z tym.
~×~
Kiedy przyjaciółki zostały same w pokoju Hermiony mogły na spokojnie porozmawiać.
– Jestem zaręczona. – Wypaliła Granger.
– Wiem. – Uśmiechnęła się.
– Mama wspomniała? – Objęła swoje kolana.
– Widziałam w gazecie, ale spokojnie nie mówiłam nikomu u mnie. Ale spotkało cię szczęście! – Zachwyciła się.
– Można tak powiedzieć. Nie jestem jednak przekonana. – Zmieszała się i zgarnęła kosmyk włosów za ucho.
– Ale piękny! – Złapała dłoń przyjaciółki i spojrzała na pierścionek. – Niesamowity!
– To prezent od niego. – Delikatnie cofnęła dłoń.
– Ale to o tym chciałaś mi powiedzieć? – Zastanowiła się. Ta wiadomość mogła zaczekać do niedzieli.
– Mam dla ciebie propozycje. Nie mogę już chodzić do szkoły pomagać pani McGonagall, ale zaproponowałam ciebie. – Spojrzała ochoczo na nią.
– Mnie? – Zmarszczyła brwi.
– No tak, w zamian za drobną pomoc mogłabyś się uczyć, tam się nauczysz więcej niż zemną.
– Nie wiem, czy rodzice się zgodzą. – Pogładziła ramię zastanawiając się.
– Porozmawiaj z nimi, do twoich zaręczyn jeszcze dobre dwa miesiące. – Opuściła nogi na podłogę. – Sporo byś się dowiedziała przez ten czas, to wspaniała okazja.
– Spróbuję porozmawiać z nimi. Ale bardziej mnie interesują twoje zaręczyny. Opowiadaj! – Podskoczyła na łóżku siedząc.
~×~
Po ciężkich rozmowach Ginny zdołała namówić rodziców do uczęszczania do szkoły. Punkt ósma stawiła się w budynku.
– Dzień Dobry! – Zawołała do wnętrza sali.
– Dzień dobry, jestem tutaj. – Pani McGonagall wstała patrząc na nowoprzybyłą.
– Jestem z polecenia Hermiony Granger. – Powiedziała niepewnie.
– Znakomicie, chodź tu. – Machnęła lekko ręką do niej.
Kobiety przeprowadziły krótką rozmowę, Minerwa wytłumaczyła dziewczynie zakres jej obowiązków, pokazała miejsce, w którym miałaby siedzieć i wypytała o umiejętności. Do sali zaczęły przybywać dziewczęta i szeptać miedzy sobą o nowej osobie w klasie.
– Spokojnie dziewczęta. – Klasnęła w dłonie mentorka. – Ginny zastąpi nam Hermione. Proszę, żebyście były dla niej uprzejme i wyrozumiałe jak na damy przystało.
W klasie zrobiło się spokojniej, a rudowłosa trochę się rozluźniła. Zmieniło się to kiedy przyszedł czas na pierwszą przerwę.
– Brakowało nam kolejnego brudasa. – Burknęła Pancy.
– A to ty jesteś ta, której nie chciał Hrabia Snape? – Odgryzła się Weasley’ówna. Hermiona doskonale wytłumaczyła jej hierarchię w klasie.
Szatynka nabrała powietrza w usta i zrobiła się czerwona na twarzy.
– Co ty sobie wyobrażasz? – Popchnęła jej ramię. A Ginny w odwecie z całych sił popchnęła oba jej ramiona tak, że dziewczyna się wywróciła. – Jak śmiesz! – Zaczęła się podrywać.
– Co się tu dzieje? – Pani McGonagall stanęła obok nich widząc szamotanine.
– Pani McGonagall! Ta wieśniaczka się na mnie rzuciła! – Parkinson krzyknęła oburzona.
– Ginny? – Staruszka spojrzała na nową podopieczną.
– Tylko oddałam. Nie pozwolę się tak traktować. – Wyprostowała się. – Mogę stąd odejść, jeśli sobie tego Pani życzy. – Mówiła spokojnie jednak marszcząc brwi.
– Nie toleruje kłótni, a tym bardziej fizycznych rozwiązań, ale to nie ty zaczęłaś. Pancy idź do domu i wróć w poniedziałek z rodzicami. – Nauczycielka założyła ręce po sobie.
– Jak Pani może! Moi rodzice zostawiają tu górę pieniędzy! – Jej twarz była krwiście czerwona, a policzki piekły z zażenowania.
– Porozmawiamy w poniedziałek. Do widzenia. – Wyprostowała się patrząc z góry na dziewczynę.
Awanturnica opuściła klasę i zaczął się szum. Lawender śmiała się z tej sytuacji z głębi klasy.
– Ty Ginny zastanów się, czy warto poniżać się do czyjegoś poziomu. – Westchnęła zawiedziona nauczycielka, pragnęła dać szanse nowej jednak brakowało jej wcześniejszej pomocy. – Za pięć minut kontynuujemy!
Nowa usiadła pod ścianą rozczarowana, poczuła się źle z tym wszystkim.
– Hej, nie martw się. – Luna dosiadła się do niej. – Pancy sprawdza każdego nowego.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko.
– Jestem Luna. – Przywitała się szerokim uśmiechem.
~×~
Lekcje etykiety były czymś innym niż mogła spodziewać się Hermiona. Codziennie z wyjątkiem niedziel odwiedzała ją bardzo szczupła pani po pięćdziesiątce, zawsze z nienagannie upiętym kokiem i bardzo mocno zaciśniętym gorsetem tak, że można było się zastanawiać jak kobieta jest w stanie oddychać. Przychodziła w towarzystwie sporej skórzanej torby z której wyciągała różne artefakty, a jej ulubionym była wielka gruba i ciężka encyklopedia kontynentów. Panna na wydaniu ucieszyła się początkowo, że zajmą się historią lub czyś podobnym jednak szybko została sprowadzona na ziemię.
– Książka nie ma prawa spać na ziemię! – Krzyknęła nauczycielka z grymasem na twarzy kiedy po raz kolejny wymyślone przez nią ćwiczenie nie wychodziło.
Hermiona pospiesznie podniosła kartki w grubej oprawie i ułożyła na głowie łapiąc chwilę równowagę.
– Nikt nie chce garbatej żony! – Jej głos był nieprzyjemny i wiecznie naburmuszony. Można byłoby pomyśleć, że są spokrewnieni z Sędzią Snape’em jednak tak nie było. Stała w oknie pokoju podopiecznej i obserwowała każdy jej ruch krytykując co się dało. – No dalej! Nie mamy całego dnia.
Dziewczyna ostatnio opanowała przemieszczanie się z książką na głowie teraz jednak musiała razem z nią dygnąć na powitanie. Było to sporym problemem jednak nie czymś niemożliwym do nauczenia. Kiedy w końcu jej wyszło atmosfera odrobinę się rozluźniła, na tym jednak nie poprzestały i aktualnie dziewczyna chodziła po pokoju co jakiś czas obniżając się, raz było lepiej raz gorzej jednak nic nie zadowolało Pani Noris.
– Jutro poza postawą przećwiczymy maniery podczas posiłków. – Burknęła. – Słyszałam, że uczęszczałaś na lekcje do pani McGonagall. Sprawdzimy czy coś wbiła do tej twojej głowy. Skup się! – Szybko się denerwowała na najmniejsze zawahanie uczennicy.
– Staram się. – Jęknęła poprawiając encyklopedie która nie zdążyła tym razem spaść.
– Och dziecko broń cię Boże odezwać się w taki sposób do męża. – Zacisnęła usta w wąską kreskę. – Masz być zawsze posłuszna, grzeczna i miła. Nie ważne kim będzie twój ślubny, mężczyzna tego poziomu musi mieć idealną żonę. To, że trafiło cię się takie małżeństwo jak ślepej kurze ziarno nie oznacza, że nie obowiązują cię zasady kobiet wyższych sfer. – Westchnęła karcąc ją wzrokiem za grymasy na twarzy. – Najważniejsze abyś podczas nocy poślubnej była cicho, nie zadawaj głupich pytań, nie rób takich min jak teraz. – Uniosła brew. – A przede wszystkim nie masz uronić ani jednej łzy. Kobiety tak żyły, żyją i będą żyć. Jeżeli cię odeślę jest to wstyd dla całej twojej rodziny. Wtedy nawet najprostszy wieśniak cię nie zechce.
Dziewczyna była taka spięta słuchając wskazówek mentorki, że nawet nie zauważyła kiedy ćwiczenie zaczęło jej wychodzić. Myślała nad sensem jej słów nie mogąc sobie wyobrazić jakie to musi być okropne skoro łzy są czymś normalnym podczas nocy z mężem. Nie mogła jednak o tym nigdzie przeczytać ani tym bardziej usłyszeć od matki, a mimo wszystko Pancy była zadowolona ze swoich schadzek co jeszcze bardziej wprowadzało mentlik w jej głowie.
– Słuchasz mnie dziecko!? – Warknęła co sprowadziło młodszą na ziemię.
– Naturalnie, przepraszam. – Zbliżyła się do rozmówczyni i dygnęła pełna gracji ile udało jej się wykrzesać w tym momencie.
– Jeżeli odepchniesz męża nie dziw się późniejszych konsekwencji. – Dodała – Po opuszczeniu kościoła ma prawo do twojego ciała jak do własnego. Rozumiesz?
– Tak. – Stała wyprostowana jak struna, a ręce złożyła zgodnie z wcześniejszymi wskazówkami co odrobinę zadowoliło Panią Noris.
– Znakomicie. – Sięgnęła do swojej torby z której wyciągnęła odrobinę mniejsza książkę. – Powtarzamy dodając kolejna księgę.
~×~
Kiedy się ściemniło Ginny po cichutku zeszła do kuchni sprawdzić, czy wszyscy na pewno śpią. Niepostrzeżenie wyszła na zewnątrz uważając, aby nie wydać żadnego dźwięku. Zniecierpliwiona udała się na polane. Draco już czekał przy strumyku.
– Dobry wieczór. – Ucałował jej dłoń.
– Dobry wieczór. – Zarumieniła się.
– Usiądziemy? – Zaproponował i spojrzał na mostek.
– Dobrze.
Para usiadła na deskach w pewnej odległości od siebie.
– Jak minął pannie ostatni czas? – Zapytał Malfoy, żeby przerwać ciszę.
– Bywało lepiej. – Machała nogami i patrzyła w wodę.
– Czy stało się coś stało niedobrego? – Spojrzał zaskoczony na nią.
– Moja przyjaciółka wychodzi za mąż… zaczęłam chodzić na jej miejsce do szkoły. Są to też kolejne obowiązki i czasu mam bardzo malutko. – Westchnęła.
– Hermiona? Obiło mi się, że wuj jej się oświadczył. To chyba dobra wiadomość. – Zastanowił się co ma na myśli jego towarzyszka.
– Naturalnie, martwi mnie jednak szkoła. Nie mam tam za łatwo, codzienne starcia z Pancy mnie dołują. – Odetchnęła smutno i spojrzała w odbicie wody. Gwiazdy pięknie mieniły się zachwycając dziewczynę.
– Chciałbym Ci jakoś polepszyć humor. – Delikatnie położył swoją dłoń na jej i się uśmiechnął.
– Dziękuję. – Odpowiedziała uśmiechem. – Mam wrażenie, że mnie rozumiesz.
– Czy mogę mówić do ciebie Ginny? Masz takie piękne imię.
– Dobrze. – Młoda kobieta zarumieniła się dorodnie.
– Chętnie też usłyszę swoje imię z twoich ust Ginny. – Zachęcił ją.
– Dobrze… Draco. – Opuściła wzrok onieśmielona i zabrała dłoń. – Bardzo cenie sobie twoje towarzystwo jednak jestem już obiecana komuś. – Posmutniała. – Czuje się zobowiązana, aby dotrzymać przyzwoitość.
– Rozumiem, mój ojciec również szuka dla mnie kandydatki. Gdybym tylko mógł sam zadecydować…
I popełnią bigamię, bo jeden z nich weźmie ślub z osobą, która będzie już w związku małżeńskim.Wróć do czytania