Bo tak należy… – III

– Hermiono, możesz nam poświęcić chwilę? – Zapytała Jean córkę, która przechodziła obok. Razem z ojcem siedzieli przy stole.

Dziewczyna posłusznie odstawiła kosz pełen warzyw i usiadła na wolnym miejscu.

– Hermiono. – Zaczął ojciec. – Niedługo kończysz siedemnaście lat. Pora najwyższa, żebyś wyszła za mąż. – Odchrząknął, ale mina jego córki była wielce niezadowolona. – Nie rób takiej miny, pora najwyższa. Już dawno powinniśmy byli ogłosić twoja chęć do zamążpójścia. Byliśmy już u pastora, zostaniesz wyczytana po mszy z resztą dziewcząt.

– Rozumiem, nie będę się wam sprzeciwiać. Tylko proszę nie przyjmujcie pierwszego lepszego kandydata. – Najmłodszy członek rodziny miał zawsze swoje trzy gorsze do wtrącenia.

– Oczywiście, za kogo nas masz? Wybierzemy najlepszego młodzieńca. Chociaż przez te twoje zamiłowanie do książek obawiam się, że nie będzie zbyt wielu chętnych. – Westchnęła Jean i założyła nogę na nogę.

– Mamo, proszę nie zaczynaj. To moja jedyna rozrywka, a staram się z tym nie afiszować. – Panna zacisnęła pod stołem pięści, poczuła zdenerwowanie.

Matka tylko uśmiechnęła się lekko, ojciec chwycił jej dłoń.

– Możesz wrócić do swoich obowiązków. To wszystko, co chcieliśmy ci powiedzieć.

~×~

W kościele zawsze było wielu ludzi, czasy wymagały aby wiara była jednym z najważniejszych aspektów życia. Ci najbogatsi siadali na chórze w górnych ławach i na przodzie w dużych ławach. Średnia klasa w środku, a najbiedniejsi stali z tyłu lub na dworze.

Pierwsze ławki były przeznaczone dla dzieci lub Panien gotowych do małżeństwa, a było to zazwyczaj późną wiosną. Hermiona czuła się jak zwierze wystawione na targu. Mimo, że siedziała najdalej od ołtarza, spojrzenia nie omijały i ich rzędu. Posłała zaskoczone spojrzenie Ginny która usiadła obok niej, jednak ta tylko wzruszyła ramionami.

Wszystkie były ubrane w białe sukienki. Przednie rzędy mogły pochwalić się falbanami, pięknymi haftami i śnieżnobiałym odcieniem rażącym w oczy. Im dalej, tym sukienki były prostsze i bardziej przygaszone.

Granger miała dodatkowo wianek ze stokrotek, opornie po namowach mamy zgodziła się go założyć, bo jak to powiedziała jej rodzicielka pasował do jej włosów. Dyskretnie rozglądała się po kościele jako, że nigdy nie była tak blisko ołtarza. Zachwycały ją witraże, złote zdobienia, figury świętych i różnorakie obrazy znajdujące się na ścianach.

Kiedy pastor zakończył kazanie zaczął wyczytywać nazwiska dziewcząt od najbogatszych. Brunetka poczuła się zawstydzona, kiedy padło jej nazwisko, ludzie szeptali i pokazywali palcami, a było to dla niej upokarzające. Skuliła się wewnętrznie, kiedy Parkinson i Lavender siedziały dumnie wyprostowane. Że im to nie przeszkadzało. – Myślała Hermiona. – Biedna Ginny została wyczytana jako ostatnia, jej rodzina była najbiedniejsza w ich społeczności. – Przyjaciółka złapała ją za rękę, dodając otuchy. W końcu kiedy szopka się skończyła mogły wyjść. Oczywiście kolejność opuszczania kościoła również była ustalona. Zaczynały dziewczęta z pierwszej ławki, żeby można było je oglądać i oceniać.

Severus Snape siedział razem z Lucjuszem Malfoy’em jego synem i żoną w chórze. Sędzia obserwował panny jak co roku, a jego przyjaciel rzucał komentarzami odnośnie do tego, która się nadaje. Jego ciemne spojrzenie spoczęło chwilę dłużej na Hermionie Granger, przypomniał sobie, że mieli się już okazję spotkać i w zamyśleniu złapał się za brodę przypominając sobie ich wymianę zdań. Właściwie zdążył wyprzeć ją z pamięci jednak nabożeństwo przypomnialo mu o jej istnieniu. Dziewczyna wychwyciła to i speszyła się, kościół opuściła, patrząc w podłogę. Lucjusz tak się skupił na wyższym koledze, że nie zwrócił uwagi jak jego latorośl posyła ledwo zauważalny uśmiech do jednej rudej panny. Narcyza wzdychała tylko i patrzyła z politownieniem na niczego nie świadome młode kobiety. Mimo, że jej zaręczyny wyglądały inaczej wszystko „strącało” się do tego samego punktu końcowego.

Panny Black piły właśnie popołudniową herbatę razem z rodzicami kiedy posłaniec zapukał do ich domostwa. Służąca przyniosła list który otrzymał pan domu. Cygnus czytał go chwilę w skupieniu po czym z uśmiechem podał go żonie. Małżonkowie wymienili porozumiewawcze spojrzeniania i postanowili zdradzić zainteresowanym córkom o co chodzi.

– W gazecie pojawiła się wzmianka o chęci do małżeństwa Lucjusza z rodu Malfoy’ow. – Tłumaczył ojciec trzymając jakiś świstek w ręce. – Zgłosiliśmy waszą kandydaturę i otrzymaliśmy pozytywną odpowiedź zwrotną. – Podał w stronę latorośli poprzednie wydanie gazety w którym była duża fotografia domniemanego mężczyzny i króciutki opis jego osoby, jednak był doskonale znany w gronie osób szlachetnie urodzonych.

– Mam rozumieć ojcze, że wszystkie byłybyśmy polecone? – Andromeda zacisnęła ręce i poczuła jak zaczyna się denerwować. Poznała kogoś kim była zainteresowana i nie chciała się zaręczać nawet z kimś tak szanowanym jak Lucjusz Malfoy.

– Naturalnie, to zwiększało nasze powodzenie. – Uniosła brew matka jakby to było oczywiste. Ich córki urodziły się rok po roku i mimo, że najmłodsza miała piętnaście lat uznali, że ją również zaproponują.

– Czy możemy poznać odpowiedź? – Belatrix się niecierpliwiła. – Mogliście poinformować nas wcześniej, ja jestem zainteresowana. – Wyprostowała się dumnie.

– Belladono nie tym tonem. – Druella zdążyła przywyknąć do wybuchowego temperamentu córki jednak należało ją karcić za niewłaściwie zachowanie.

Mężczyna odłożył fajkę którą palił na stolik i się podniósł na co kobiety umilkły.

– Według listu Pan Lucjusz jest zainteresowany Narcyzą. – Powiedział ostro i spojrzał na najmłodszą. – Za parę dni przybędzie jego ojciec ustalić szczegóły zaręczyn.

Blondynka zestresowała się i jednocześnie podekscytowała. Lucjusz wydawał jej się elegancki i przystojny, była niesamowicie ciekawa czy na żywo wygląda tak samo.

– To oburzające. – Najstarsza z Panien wstała i tupnęła nogą. – Ja byłam zainteresowana Panem Lucjuszem. Narcyza jest faworyzowana. – Opuściła pomieszczenie nie zważając na pozostałych.

Cygnus ścisnął skronie i ponownie usiadł w fotel.

– Druello wyślij list do Lestrange’ów, że Belladona jest na wydaniu. – Odetchnął. – Dłużej nie zniosę jej w domu.

Narcyza później dowiedziała się, że została wybrana dlatego, że najbardziej z sióstr Black spodobała się późniejszemu już mężowi.

~×~

Obiad w domu Granger’ów przebiegał w wyjątkowej ciszy. Hermiona nie miała apetytu, mimo że było podane mięso.

– Nawet Panna Weasley była wyczytana. – Zaczął rozmowę Perry, sięgając po największy kawałek kurczaka. – Myślałem, że będą chcieli dłużej zatrzymać ją u siebie.

– Tak, widziałam się z jej matką u pastora. Zamieniłyśmy parę zdań, uznała, że ma duszę romantyczki lepiej jak najszybciej wydać ją za mąż. – Jean spojrzała ukradkiem na zmarnowaną córkę.

– Ma rację, nie ma na co czekać, i tak mają dużą rodzinę. Może status majątkowy im się polepszy. To ładna dziewczyna, może dobrze wyjdzie za mąż.

– Co jeżeli nie wyjdę za mąż? – Hermiona przerwałam ich wywód na temat przyjaciółki, odsuwając talerz.

– Nawet tak nie mów. – Obruszyła się Jean. – Kobieta bez męża jest nikim. Kiedy nas zabraknie, kto się tobą zaopiekuje? Zostaniesz żebraczką jak Agata? – Matka wspomniała o starszej kobiecie, która żyła na ulicy lekko podniesionym głosem. – Nigdy nie znalazła męża i nie mogła się utrzymać.

– Na pewno znajdzie się odpowiedni kandydat. Może, chociażby któryś z Weasley’ów. Ronald oraz jeden z bliźniaków jeszcze nie mają żony. – Zastanowił się ojciec.

– Mogę już odejść od stołu? – Zacisnęła usta.

– Tak proszę. – Zaskoczony ojciec spojrzał na nią, nie rozumiał rozterek młodej dziewczyny.

– Dziękuję, wrócę na wieczorne obrządki.

Rodzice odprowadzili córkę wzrokiem.

– Żebyśmy tylko nie mieli teraz przez nią problemów. – Kobieta schowała twarz w dłoniach.

~×~

Przyjaciółki spotkały się od razu na mostku, przytulając na powitanie. Usiadły tak, że nogi zwisały im prawie dotykając wody.

– Co sądzisz o tym wszystkim? – Zaczęła starsza z dziewczyn po dłuższej chwili ciszy.

– Ciekawe przeżycie, wiedziałam, że w końcu to nastąpi. Fajnie było usiąść z przodu kościoła. – Westchnęła rudowłosa i oparła czoło o barierkę.

– Mi się nie podobało, patrzyli na nas, jak na zwierzęta do kupna. – Burknęła.

– Tak już jest, ciekawe, kto nam się oświadczy. Może jakiś hrabia. – Rozmarzyła się rudowłosa pół żartem.

– Przestań fantazjować Ginny, później będzie ci tylko trudniej. – Przesunęła się lekko w przód, żeby sięgnąć palcami wody. – Widziałam tych blondynów w kościele, była jeszcze jakaś kobieta.

– Tak, pani Malfoy Narcyza. Widziałam Dracona, patrzył na mnie. – Westchnęła rozmarzona i spojrzała w niebo.

– Może Ci się wydawało? Może na każdą patrzył po kolei. – Brązowowłosa próbowała to sprostować.

– A patrzył na ciebie? – Spojrzała z zainteresowaniem na przyjaciółkę.

– Nie wiem, skupiłam się na… na czymś innym. – Zarumieniła się krwiście i spojrzała w wodę.

– Przyznaj, patrzyłaś na sędziego Snape’a. – Pisnęła.

– Tylko spojrzałam. – Ciemnooka panna ścisnęła usta w wąska kreskę, a rudowłosa zaczęła się śmiać. – Daj spokój Ginn. Sama mówiłaś, że byłby złym mężem. – Odchrząknęła.

Między nimi znów zapadła cisza.

– Ron będzie się starał o twoją rękę. – Wypaliła Weasley.

– Ciekawe, czy moi rodzice go przyjmą. — Powiedziała wcale nie zaskoczona tą nowiną.

– Nie jest zły, chyba mu się podobasz. Będzie nosił cię na rękach. Zawsze mnie o Ciebie wypytuje po naszych spotkaniach.

– Mi bez różnicy, byle nie pił i był pracowity.

– Smutne to. Spędzić resztę życia z kimś obojętnym twojemu sercu. Może go pokochasz z czasem? Jak w mojej ulubionej powieści. – Wspomniała jedną z ostatnich przeczytanych książek.

– Może. – Hermiona zaczęła skubać spódnice.

– Myśl pozytywnie. Byłybyśmy rodziną. – Posłała jej pogodne spojrzenie.

– To jedyny pozytyw. – Uśmiechnęła się smutno do rozmówczyni.

~×~

W stajni trwało szkolenie młodego Malfoy’a. Jego ojciec oraz ojciec chrzestny obserwowali trening, siedząc nieopodal.

– Arthuro to najlepszy trener we Włoszech. – Zaczął Lucjusz. – Musi nabrać pewności w siodle po ostatnim wyjeździe. – Wyprostował się dumnie przypominając sobie ostatnią nie komfortową sytuacje.

– Jest młody, jeszcze się wyrobi. – Snape patrzył jak Junior właśnie dosiadał siwego wierzchowca. – Myślisz, że dobrym pomysłem było dać mu tego samego konia?

– Naturalnie, sam go chciał, zapłaciłem majątek za niego. – Podrapał się po brodzie. – Albo na nim jeździ albo kulka. W ciszy patrzyli na rozgrzewkę, służba przyniosła im napoje, dzień był wyjątkowo ciepły. – Co do dzisiejszej mszy. – Kontynuował rozmowę, upijając łyk whisky. – Panna Parkinson ma sensowny posag. Panna Lavender ma mniejszy ale jest już komuś obiecana z tego, co obiło mi się o uszy.

– To nieistotne, zobaczymy, kto zawita na przyjęciu. – Również upił łyk alkoholu. Z zainteresowaniem patrzył na skoki, jakie oddawał chłopak, niektóre były nieporadne, ale trener za każdym razem wypominał błędy blondyna. – Kiedy ma przyjechać obiecana mu dziewczyna?

– Dopiero zimą, uczy się języka. – Długowłosy oparł się wygodnie w fotelu uśmiechając się przy dobrych skokach syna i kwasząc minę przy tych złych.

Rozdziały<< Bo tak należy… – IIBo tak należy… – IV >>

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz