Bo tak należy… – XIV

Suknia ślubna została uszyta z największą starannością. Na ostatniej przymiarce Hermiona mogła zobaczyć jej pełny wdzięk. Prawie rozpłakała się na ten widok.

– To niesamowite. – Powiedziała głaszcząc obszerny dół.

– Niech panienka zaczeka jeszcze na welon i fryzurę. – Starsza kobieta ciężko się schyliła, żeby podnieść leżącą szpilkę na ziemi.

– Czy małżeństwo jest trudne? – Zapytała nieśmiało, miała wrażenie, że nabrały dobry kontakt przez ostatnie spotkania, a z krawcową rozmawiało się inaczej niż z nauczycielką etykiety.

Szwaczka usiadła ociężale i złapała się za brodę myśląc.

– To wszystko zależy, za jakiego mężczyznę wyjdziesz. – Odparła. – Od wielu lat szyję dla Hrabiego Snape’a. Nie jest to mężczyzna, który usłałby twoje życie różami, ale zapewne będzie ci lepiej z nim niż z kimś z twojej wioski.

– Czy Pani wyszła za mąż z miłości? – Dziewczyna nie odrywała wzroku od sukni.

– Z miłości? – Prychnęła. – Dziecko. Małżeństwo z miłości zdarza się bardzo rzadko. Mój mąż nie był najlepszym człowiekiem, nasz jedyny syn poszedł w jego ślady i od dziesięciu lat jestem sama jak palec. – Ożywiła się. – Dziękuję Bogu, że tych parę lat mogłam przeżyć sama.

– Przykro mi. – Zmarszczyła czoło, nie spodziewała się takiej odpowiedzi. W jej książkach czytała o wielkich miłościach i chociaż nie wszystkie kończyły się dobrze to miała nadzieję zaznać takiego uczucia.

– To nie pora, żeby się teraz tym przejmować. Jedne trafiają lepiej inne gorzej. – Wstała i z trudem zbliżyła się do Hermiony, żeby położyć jej dłoń na ramieniu. – Najważniejsze to się nie załamywać, naucz się dostrzegać pozytywy w każdej sytuacji, a będzie ci łatwiej w życiu.

– Tak zrobię. – Spojrzała na swoje odbicie z dumą i postanowiła wziąć sobie radę do serca.

– Weź proszę te stroje dla rodziców, sędzia kazał je przekazać. – Wskazała na papierowe pakunki, leżące na stole. – Jest jeszcze sukienka dla twojej koleżanki.

– Och to bardzo uprzejme, Ginny będzie zachwycona. – Ucieszyła się, że rodzice nie będą musieli zapożyczać się u innych aby godnie ubrać się na uroczystość.

~×~

Hrabia wziął sobie więcej pracy aby po weselu odsapnąć przynajmniej parę dni, chociaż ciągłe wizyty Lucjusza mające na celu zniechęcić go do małżeństwa były równie wykańczające co nadmiar pracy. Snape czuł się dobrze z myślą, że w końcu jakaś kobieta będzie u jego boku, nie było to nigdy jakimś ważnym celem do osiągnięcia w jego życiu, ale miłym dodatkiem. Po pierwszym zawodzie praca pochłonęła go na tyle, że w krótkim czasie został szanowaną osobą, osiągnął dużo więcej niż jego rodzice. Przypomniał sobie jedną z pierwszych ważniejszych rozpraw kiedy na sali postawiono przed nim mężczyznę w średnim wieku, on sam był wtedy jeszcze całkiem młody, było to dobre piętnaście lat temu.

– Proszę wstać. – Powiedział głośno protokolant.

Snape wszedł do sali i usiadł na swoim miejscu. Zawsze najpierw patrzył na oskarżonego, był to mężczyzna około lat trzydziestu może starszy. Po drugiej stronie siedziało małżeństwo z niespełna rocznym dzieckiem ale nie wyglądali na jego rodziców.

Z zamyślenia wyrwał go czyjś głos. Snape szybko się zreflektował i spojrzał na dokumenty przed sobą.

– Oskarżony Tom Riddle. – Mruknął. – Powód… – Zmarszczył brwi. – Morderstwo James’a Potter’a i Lily Potter. – Zacisnął mocno usta i spojrzał na winowajcę. Oskarżony patrzył na niego jadowicie bez mrugnięcia okiem, wtedy dla Snape’a wyglądał jak wąż. Małżeństwo siedzące jako oskarżyciele to siostra zamordowanej z mężem i dziecko zakazanej miłości nieżyjącej już pary. To była jedna z trudniejszych rozpraw w życiu wtedy jeszcze nie Hrabiego. Skazał Riddla na śmierć przez powieszenie z satysfakcją, jednak ten jakimś cudem uciekł i głos po nim zaginął.

Snape wyprostował się w swoim fotelu i spojrzał na zegar. Był już spóźniony, pospiesznie opuścił budynek i wsiadł do powozu, który zawiózł go pod kościół. Wszedł do gmachu bez tłumaczenia i stanął przed ołtarzem nie zwracając uwagi na Hermione ani pastora.

Duchowny odchrząknął.

– Dobrze skoro jesteśmy wszyscy możemy przejść do próby. – Przełożył kartkę w swojej wielkiej księdze. – Panna Hermiona to mądra dziewczyna pojęła wszystko bardzo szybko, sprawdzimy w praktyce. – Starszy mężczyzna bał się gniewu Hrabiego, więc uważnie dobierał słowa.

Kiedy próba się zakończyła, sędzia zaproponował, że odwiezie narzeczoną do domu. Właściwie to nie była propozycja, tylko nakaz ale powiedziane tak, żeby nie brzmiało to nachalnie.

Hermiona już nie czuła takiego skrępowania jadąc z Hrabim sam na sam. Delektowała się wygodą i wyglądem karocy.

– Pragnę bardzo podziękować za sukienkę dla Ginny, jest bardzo szczęśliwa. Zapewne jej mama doda parę białych akcentów i później założy ją na własny ślub. – Hermiona zaczęła rozmowę, nie lubiła ciszy.

– Komu jest obiecana? – Zapytał sędzia z grzeczności mimo, że nie do końca to go interesowało.

– Potter’owi. – Westchnęła żywo.

Mężczyzna nagle się spiął i zacisnął usta w wąską kreskę.

– Znam jego rodziców. – Prawie wysyczał, próbował jednak zapanować nad tonem w towarzystwie kobiety.

– Och, słyszałam, że nie żyją. Co się stało? – Spojrzała na niego i wyczuła jego zmianę, domyśliła się, że mają jakieś powiązania.

– Byłem zaręczony z jego matką wiele lat temu. To był wybór ojca. – Zaczął sucho z tą swoją obojętnością na całym ciele, mimo że wewnątrz nadal w nim wrzało. – Wtedy myślałem, że ładna twarz i uprzejmość to wszystko czego pragnę, a ona taka była. Cieszyłem się z tego wyboru, inni trafiali gorzej, a znając mojego ojca spodziewałam się czegoś… prostszego. – Mruknął ciężko wypowiadając słowa.

– Co w takim razie poszło nie tak? – Zaciekawiła się.

– Przyłapałem ją na zdradzie z James’em Potter’em. Zerwałem zaręczyny i zrozumiałem wtedy, że będę wymagał czegoś więcej od swojej żony.

– Przykro mi… jednak to nie wyjaśnia powodu ich śmierci.

– Zostali zamordowani przez Toma Riddle’a.

– Słyszałam o nim, ponoć werbował ludzi bo chciał obalić władzę. – Spojrzała w okno wyobrażając sobie, jak mogłaby wyglądać taka inwazja na organy rządzące ich miastem.

– Nie widziano go od dnia rozprawy. Mam nadzieję, że zdechł. – Burknął.

Hermiona spięła się na takie słowa i szybko odwróciła wzrok. Resztę drogi przebyli w ciszy oboje zajęci własnymi myślami. Sędzia z niechęcią odtworzył parę wspomnień z tamtych lat włącznie z informacją o jego zaręczynach.

– Mam dla ciebie narzeczoną! – Tobias Snape wparował do domu nie zwracając uwagi, że jego syn jest pochłonięty pracą.

– Ojcze mam mnóstwo pracy. – Wycedził, od kiedy przerósł rodzica i postawił mu się ich relacje były inne, już nie był zastraszonym chłopcem, a mężczyzną. – Nie mam czasu na żeniaczkę.

– Przestań chłopie. – Oparł się o futrynę. – Już za Ciebie wszystko załatwiłem. Za trzy miesiące ślub! – Wydawał się zadowolony co było dziwne.

– Któż to ma być? – Niechętnie odsunął się od biurka i uniósł brew.

– Lily Evans. Doszedłem do porozumienia z jej rodzicami, sama również wyraziła chęć.

– Doprawdy? – Młodzieniec złapał się za brodę w zamyśleniu. Znał dziewczynę, była ładna i wydawała się miła.

– Spotkamy się dzisiaj u nich na kolacji. – Zbliżył się do barku i wyjął z niego butelkę alkoholu.

Severus wiedział co to zapowiada i było tak jak myślał. Jego ojciec urżnął się w trupa i ostatecznie on sam udał się na kolację zabierając kwiaty dla narzeczonej. Został miło przywitany, a ojca wytłumaczył tym, jako by się źle poczuł. Porozmawiał odrobinę z rudowłosą i odniósł wrażenie, że znajdą wspólny język, oczarowała go swoją osobą, spodobał mu się jej uśmiech.

Po dwóch miesiącach kiedy do ślubu zostało niewiele czasu podczas spotkania mieli małą sprzeczkę. Severus czuł się z tym źle i wyszedł z pracy podczas przerwy obiadowej przeprosić przyszłą żonę. Zabrał po drodze ze straganu kwiaty i wybrał się pod dom Evans’ów. Tak jak myślał o tej porze nie było jej rodziców, a siostra była świeżo po ślubie i zamieszkała w innym miejscu. Zaskoczony minął podwórze i zauważył rower którego nie widział wcześniej. Mało kto w ich miasteczku mógł sobie na niego pozwolić. Zapukał cicho, a drzwi się uchyliły bo ktoś ich nie domknął. Wtedy jeszcze praktykant sędziego niższej klasy odniósł wrażenie, że słyszy głos Lily dobiegający z góry domu. Powolnie wspiął się po schodach, a dźwięki stawały się wyraźniejsze i dało się usłyszeć róznież męski głos.

— James musisz już iść? – Mruczała Lily, zza drzwi swojego pokoju.

– Będę jutro, muszę iść na patrol najdroższa.

– Ale chciałabym żebyś jeszcze ze mną poleżał. Rodzice będę późno.

Snape nie mógł tego słuchać, czuł jak narasta w nim furia, popchnął drzwi tak, że z hukiem uderzył w ścianę. Zaskoczeni kochaniowie w pierwszym momencie nie wiedzieli co powiedzieć. Lily zasłoniła się pościelą, a James puścił buta którego miał właśnie zakładać bo był to ostatni element ubioru który mu brakował.

– Ty szujo! – Czarnowłosy popchnął okularnika i zaczęła się szamotanina.

– Przestańcie! – Rudowłosa narzuciła na siebie szlafrok mocno go zawiązując i wbiegła między awanturników.

– Jak mogłaś! – Snape otarł kącik ust z którego podpłynęła krew.

– Severusie to nie tak. – Próbowała uspokoić go gestem ręki. – Ja i James kochamy się. – Złapała go pod ramię i spojrzała z czułością poprawiając rozchwiane kosmyki włosów. – Miałam ci powiedzieć wcześniej.

– Po co przyjmowałaś zaręczyny? – Syknął. – Masz na uwadze uczucia innych, a nie tylko swoje?

– Wiesz co po prostu stad wyjdź. – Potter Machnął ręką. – Lily za Ciebie nie wyjdzie, jestem w stanie zapewnić jej godne warunki.

Wyższy z mężczyzn zamachnął się i uderzył rywala w twarz tak, że ten niespodziewając się ciosu upadł na ziemię, a z jego nosa poleciała krew.

– Severusie! – Kobieta spojrzała z wrogością na niedoszłego męża. – Proszę wyjdź i zapomnij o mnie! To nie ma sensu. – Uklęknęła obok rannego oglądając jego rany. – Wyjdź! – Krzyknęła przez łzy i wtedy Severus widział ją ostatni raz. Jeszcze nigdy nie poczuł takiego upokorzenia jak wtedy.

Ocknął się kiedy powóz wjechał w duża dziurę i spojrzał na obecną narzeczoną. Odetchnął z ulgą, że tamte wydarzenia to już tylko odlegle wspomnienia. Czuł, że Hermiona jest szczera, a oczekiwał tylko tego. Szczerości i zrozumienia.

Późnym wieczorem, kiedy dziewczyna była już w łóżku myślała… myślała o Potter’ach, o Ginny, o własnym ślubie. Myśl, że to już jutro była bardzo stresująca. Zastanawiała się jak to jest spać z mężczyzną, jak to jest czuć jego dotyk na ciele oraz w jakim stopniu życie pokrywa się z książkami. Z tymi swoimi rozmyślaniami zasnęła.

~×~

– Boże Perry to już jutro. – Jean znowu nie dawała spać mężowi przez swoje zmartwienia.

– Wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie od dnia, kiedy przyszła na świat. – Westchnął mąż. – Takie jest życie.

– Ale jeśli będzie nieszczęśliwa? Tak się martwię. Może ktoś w jej wieku byłby lepszy. – Zaciskała knykcie.

– Teraz już nic z tym nie zrobimy. Tak będzie przynajmniej miała opiekę lekarza i inne dogodności. – Nakrył się kołdrą pod samą brodę.

– Myślisz, że wybrał ją przez te jej książki? A może przez urodę. – Zastanawiała się.

– Myślę, że sędzia zauważył jej inteligencję, sam taki jest. – Ziewnął przeciągle.

– A ja się całe życie bałam, że przez to będzie miała tylko gorzej. – Machała stopami zniecierpliwiona.

– Jean daj spać, musimy wstać szybciej żeby skończyć obrządki przed ślubem. – Mężczyzna obrócił się plecami.

– Mężczyźni nigdy nie zrozumieją, przez co przechodzi kobieta w czasie małżeństwa. – Burknęła i położyła się tak samo plecami do ślubnego.

– Och Jean. – Obrócił się niechętnie i położył rękę na żonę. – Zobaczysz, że jutro będzie pięknie. – Pocałował ją w szyję.

Rozdziały<< Bo tak należy… – XII<< Bo tak należy… – XIIIBo tak należy… – XV >>

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz