Bo tak należy… – VI

– Mamo, tato, muszę z wami porozmawiać. – Hermiona zaczęła rozmowę przy kolacji.

– Słuchamy. – Zachęciła matka.

– Dzisiaj dostałam to u pani McGonagall. – Podała ojcu zaproszenie, kobieta i tak nie potrafi czytać. Głowa rodziny czytała dłuższą chwilę w skupieniu otrzymaną kartkę.

– To zaproszenie na bal do Hrabiego Snape’a – Zwrócił się do Jean i pokazał jej list. Jego ton wydał się dziewczynie zaskakująco obojętny.

– Nigdzie nie pójdziesz. – Nawet nie chciała spojrzeć w stronę męża. – Zniszczy to tobie reputacje! – Uderzyła dłonią o blat stołu.

– Ale mamo, to ogromna szansa. – Zaczęła błagalnie ich córka. – Zobaczyć taki wspaniały bal, nigdy żadna kobieta z naszej grupy nie miała takiego przywileju.

– Niech tak zostanie. – Odparła twardo opierając się mocno o krzesło.

– Mamo proszę. – Jęknęła.

– Hermiono nie stać nas na to. – Próbował załagodzić sytuacje ojciec. Sam nie rozumiał takiej ostrej reakcji żony.

– Już pani McGonagall dała mi suknie i wszystko, co trzeba. – Zaczęła tłumaczyć w nadziei, że to coś wskóra. –  Również pojechałaby ze mną jako przyzwoitka. Mam, w czym i z kim jechać. Brakuje mi tylko waszej zgody. – Wydusiła ze łzami w oczach.

– Nie ma takiej opcji Hermiono. Nie pozwolę zszargać twojej opinii. – Urażona gospodyni odwróciła wzrok do rodziny.

– Nikt jej nie zszarga, będę z Panią McGonagall. Mamo, proszę. Całe życie będę żałować, że nie byłam tam, chociaż miałam taką możliwość. – Dziewczyna się nie poddawała.

– Powiedziałam nie! Zakończ temat. – Krzyknęła matka, unosząc się z krzesła.

– Dobrze. – Dziewczyna wstała od stołu i otarła łzy. – Dziękuję za zniszczenie najwspanialszej okazji w moim życiu. – Pobiegła do pokoju i zaczęła szlochać. Płakała tak długo, aż nie zasnęła.

~×~

Obudziła się wcześnie rano. Rodzice jeszcze spali, nie miała nastroju aby ich widzieć, więc poszła zrobić obrządki. Przejrzała się sobie kiedy nabierała wody z beczki, miała podpuchnięte oczy od płaczu. Opłukała twarz zimną wodą. Nie będę dzisiaj już płakać, to nic nie da. – Westchnęła. Kiedy wróciła rodzice  siedzieli przy stole i ewidentnie na nią czekali.

– Możesz chwilę z nami porozmawiać? – Zaczął ojciec łagodnie, zapraszając wzrokiem córkę do stołu. Westchnęła i niechętnie dołączyła do nich przy stole. – Długo wczoraj rozmawialiśmy z matką. – Kontynuował Perry i spojrzał na żonę, która miała podpuchnięte oczy, a jej wzrok uciekał poza rozmówców.

– Możesz iść na ten bal. – Dokończyła gospodyni ze smutkiem w głosie.

– Na prawdę? – Spojrzała szeroko otwartymi oczami na nich.

– Tak. Mam nadzieję, że nie będziemy żałować tej decyzji. – Westchnęła.

– Dziękuję. – Wstała z krzesła i zaczęła skakać z radości. Po chwili się opanowała i przytuliła rodziców. – Bardzo dziękuję, to tak wiele dla mnie znaczy.

W podskokach pobiegła na zajęcia do pani McGonagall. Kiedy dotarła, nie było jeszcze żadnej uczennicy.

– Spodziewam się dobrych wiadomości sądząc po twoim promiennym uśmiechu. – Starsza kobieta patrzyła na nią z troską.

– Tak, rodzice się zgodzili. – Prawie wykrzyknęła to zdanie nie mogąc opanować emocji.

– To cudownie, zasługujesz na to. – Posłała jej promienny uśmiech. – W takim razie przyjdź do mnie w sobotę o szesnastej. Pomogę ci się uszykować i pojedziesz już ze mną z mojego domu.

– Dziękuję.

– A teraz chodź, ustawimy stoły. Dzisiaj będziemy ćwiczyć jak zachowywać się przy przekąskach.

~×~

Hermiona delikatnie zapukała do drzwi państwa Weasley. Otworzyła jej grubsza, rudowłosa kobieta.

– Dzień dobry Hermiono, co cię sprowadza? – Zapytała Molly wycierając ręce w fartuch.

– Dzień dobry Pani Weasley, wiem, że to nie niedziela, ale czy mogłabym zamienić parę słów z Ginny?

– Oczywiście, wejdź. – Kobieta przepuściła dziewczynę w drzwiach. – Powinna być w ogródku, możesz śmiało do niej iść.

– Bardzo pani dziękuję. – Przeszła do ogrodu, ale przyjaciółki tam nie było. Postanowiła zobaczyć czy nie ma jej nad strumykiem. Widziała ją już z oddali, ale rudowłosa nie była sama. Zszokowana Hermiona przystanęła, obserwując sytuacje. Przecież to ten młody Malfoy. – Złapała się za usta i stanęła za najbliższym drzewem.

– Panie Malfoy, tak nie przystoi. – Onieśmielona rudowłosa rumieniła się.

– Zostanie to miedzy nami. – Chłopak wydawał się być pewny siebie. – Będę zaszczycony, jeżeli będziesz zwracać się do mnie po imieniu.

– Przecież się nie znamy. – Ciągnęła dziewczyna.

– Mam wrażenie, jak bym znał cię bardzo dobrze. – Podszedł krok bliżej.

– Nie powinnam się z Panem zadawać. Muszę wracać, zaraz matka zacznie mnie szukać.

– Będę tu czekał na ciebie codziennie po zmroku. – Złapał ją delikatnie za dłoń. – Jeżeli chciałabyś się poznać.

– Do widzenia panie Malfoy. – Ginny delikatnie dygnęła, a on podniósł jej dłoń i ją ucałował. Rudowłosa zarumieniła się krwiście i wyrwała rękę, szybkim krokiem zaczęła iść w stronę domu. Chłopak poszedł w drugim kierunki. Hermiona dogoniła dziewczynę i chwyciła ją za ramię.

– Hermiono! Piekielnie mnie przeraziłaś. – Chwyciła się za serce.

– Widziałam was. – Skrzyżowała ręce na piersi.

– J-ja, bo, bo byłam się przejść, chciałam pozrywać kwiaty i on sam przyszedł. Tylko rozmawialiśmy. – Ginny zaczęła się jąkać.

– Zamierzasz się z nim jeszcze spotkać? – Brązowowłosa wyprostowała się oczekując odpowiedzi.

– Nie wiem. – Spojrzała w ziemię.

– Ginny, on tylko liczy na jedno. Wykorzysta cię i porzuci. To zawsze się tak kończy. – Spojrzała na nią z politowaniem.

– Może on jest inny. Może nie o to mu chodzi. Z resztą ja nie dam się omotać. To ja omotam go. – Koleżanka uśmiechnęła się przebiegle.

– Ginny, żebyś tylko niczego nie żałowała. To bardzo nieodpowiedzialne. Nie znasz go, może ma bardzo złe zamiary? – Marszczyła brwi.

– Poradzę sobie. – Potrząsnęła głową. – Lepiej powiedź, co cię sprowadza. To musi być coś ważnego, skoro przyszłaś w tygodniu. – Zauważyła.

Wróciły i razem zajęły się ogrodem. Ginny straciła dużo czasu nad rzeką i musiała nadrobić zaległości.

– Dostałam zaproszenie na bal do Sędziego Snape’a. – Zaczęła Hermiona wyrywając trawę spomiędzy młodej sałaty.

– Naprawdę? – Koleżanka zrobiła wielkie oczy. – Nie możliwe.

– Też bym w to nie uwierzyła, gdyby nie fakt, że już wszytko gotowe. – Uśmiechnęła się.

– To niesamowite. – Zapiszczała. – Ale co na to rodzice? – Patrzyła z pół otwartą buzią na koleżankę.

– Mama była kategorycznie na nie, ale myślała całą noc i rano się zgodzili. – Odparła zadowolona.

– A suknia, przyzwoitka i reszta? Przecież nie stać was na to. – Zmarszczyła brwi.

– Tu z pomocą przyszła pani McGonagall, ona mi zaproponowała, że ze mną pójdzie i dała mi suknie.

– Musisz mi ją pokazać. – Jej oczy zabłyszczały. – I oczywiście dać przymierzyć.

– Po balu, teraz jest u pani McGonagall. Idę w sobotę wcześniej do niej i pomoże mi się przygotować.

– Ale Ci zazdroszczę. – Przyjaciółka posmutniała. – Teraz to tym bardziej zamierzam spotkać się… z wiesz kim. – Zarumieniła się.

– Ginny tylko nie zrób niczego głupiego. Tacy mężczyźni szukają tylko rozrywki.

– Spokojnie. Będziemy tylko rozmawiać.

– Uspokoiłaś mnie. – Westchnęła nieprzekonana.

– Ale dlaczego zostałaś zaproszona na ten bal? Na pewno nie przypadkiem. – Zastanowiła się.

– Byłam w tym ogrodzie o którym ci opowiadałam, no i tam spotkałam Pana Snape’a. Okazało się, że on jest właścicielem. Z tego wszystkiego zostawiłam swój notatnik i właśnie mi go odesłał, a w środku było to zaproszenie.

– Niesamowite, musiałaś na nim zrobić wrażenie. – Otarła czoło aby zabrać niesforne włosy.

– Nie sądzę. – Zarumieniła się.

– Po co by w innym przypadku cię zapraszał? Żebyś to ty nie dała się omamić. – Spojrzała na nią sugestywnie.

– Nie ma takiej możliwości. – Odchrząknęła.

– Ginny! Kolacja! – Molly stała w drzwiach i wołała córkę.

– Będę wracać. – Hermiona otrzepała dłonie. – Miłej kolacji.

– W niedzielę proszę wszystko mi opowiedzieć ze szczegółami. – Puściła przyjaciółce oko.

– Oczywiście. – Zaśmiała się.

~×~

– Czy widzieliście kiedyś bibliotekarza w mieście? – Zapytała Hermiona pomagając w polu przy plewieniu.

– Ach ten. – Pan Granger się uniósł rozprostować plecy i starając powrócić myślami do wydarzeń sprzed paru lat.

– Flitwick! – Jean krzyknęła nie spodziewając się, że zabrzmi to tak donośnie. – Przepraszam. – Zarumieniła się śmiejąc. – Ja już pamiętam Perry. – Spojrzała na niego nie przerywając wyrywania chwastów.

– Tak, tak. – Postukał się po brodzie. – Ponoć to syn jakiegoś Hrabiego z innego miasta. To nieślubne dziecko jego i służki. – Przetarł spocone czoło zostawiając brudną smugę i schylił się ociężale.

– Jakim prawem pracuje w naszej bibliotece? – Dociekała dziewczyna.

– Ja dokończę. – Gospodyni wtrąciła widząc, że jej mąż chce coś dodać. – Hrabia chcąc uniknąć skandalu odesłał tą biedną kobietę ale kiedy urodziła wróciła i zażądała pieniędzy. Płacił jakieś małe datki co jakiś czas, a kiedy jego syn podrósł pojawiła się ponownie. Chciała dobrej pracy dla niego aby uniknął życia takiego jak ona. Hrabia zapewnił mu pracę w bibliotece pod warunkiem, że nikt się o nich nie dowie. Miał nadzieję, że jak odeślę ich daleko prawda nie wyjdzie na jaw. Jednak ludzie lubią plotki. Pan Flitwick prawdopodobnie nigdy nie poznał osobiście ojca, a jego matka zmarła parę lat temu.

– To smutne. – Westchnęła dziewczyna.

– Ma szczęście, że matka nie sprzedała go do cyrku jako malca. – Wtrącił ojciec. – Dobrze płacą za takie wynaturzenia.

– Wynaturzenia? – Oburzyła się Hermiona. – Pan Flitwick jest bardzo inteligentny.

– Hermiono! – Zagrzmieli oboje jednocześnie się prostując.

– Miałaś tam nie chodzić. – Burknął siwiejący brunet.

– Tak, wiem. – Mruknęła. – Zachodzę tam sporadycznie.

– Najlepiej gdybyś zaprzestała wizyt w tym miejscu. – Jean pokręciła głową. – No dobrze, nie ma co się denerwować. – Westchnęła. – Mamy dużo pracy.

– Jednak co to za życie. – Mężczyna szarpał się chwilę ze splątanymi korzeniami. – Nigdy nie znalazł żony, żadna kobieta go niechciała. Kiedyś próbowano go zaręczyć z Panną ze wsi ale uciekła do sąsiedniego miasta. Prawdopodobnie nie skończyła najlepiej.

Dziewczyna posmutniała. Szkoda jej się zrobiło bibliotekarza, wydawał się sympatyczny i życzliwy.

Rozdziały<< Bo tak należy… – VBo tak należy… – VII >>

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz