Bo tak należy… – XXXII

– Długo ich nie ma. – Zastanowiła się Ginny.

– Tak, mam nadzieję, że wszystko poszło dobrze. – Hermiona głaskała krzywołapa po głowie, kazała służbie przynieść go do Malfoy’ów. – Kiedy wyjeżdża Narcyza?

– W niedziele, jest już spakowana. – Westchnęła rudowłosa i ze zniecierpliwieniem zerkała na drzwi.

– Będziesz mogła poczuć się swobodniej.

– Tak, mimo iż jest bardzo miła czuje się przy niej nieswojo, z resztą jak w całej tej posiadłości. – Objęła się dłońmi.

– Przywykniesz, ja też nie mogłam się odnaleźć. – Uśmiechnęła się lekko.

– Powiedz jak ty się czujesz po tym wszystkim? – Pochyliła się do rozmówczyni. – Mogliście zginąć.

– W tamtej chwili nie myślałam o tym, Severus wiele mi nie mówił, nie odczuwałam tego w taki sposób. – Kobieta spojrzała na swoje stopy. – Myślę jednak, że on bardzo musiał się męczyć psychicznie. To duże obciążenie, ostatnio czułam oziębłość z jego strony, to chyba przez fakt nadchodzącego ataku. Moi rodzice zginęli dwa miesiące temu, a Pan Malfoy miesiąc temu, teraz była moja kolej.

– Nie mów tak, to okropne. – Dziewczyna złapała ją za rękę. – Cieszę się, że tak to się skończyło, teraz możecie spać spokojnie.

– Mam taką nadzieję.

Do domu weszła Narcyza, a młodsze kobiety wstały.

– Czy coś się stało? – Zapytała Ginny.

– Nie, już po egzekucji. Draco i Pan Snape zostali, aby dopilnować reszty. Pójdę wypocząć, to nie na moje siły. – Przystanęła na chwilę ogrzać dłonie przy kominku.

– Może coś Pani pomóc?

– Nie dziękuję, mam od tego służbę. – Uśmiechnęła się lekko i wyszła.

Przyjaciółki zjadły wspólną kolację, a ich mężów nadal nie było.

– Może powinnyśmy tam pojechać? – Ginny zaczęła się martwić.

– Nie powinnyśmy, Severus mógłby się zdenerwować, kazał nas tu odwieźć, najwidoczniej nie chciał, żebyśmy w tym uczestniczyły. – Zaprotestowała starsza z przyjaciółek świadoma humorów jej męża.

W końcu usłyszały męskie głosy i trzask drzwi. Draco i Severus weszli do salonu i opadli na fotele.

Kobiety spojrzała na nich bez słowa. Oczekiwały wytłumaczenia, nie wypadało jednak wypytywać w towarzystwie innych.

– Jestem wyczerpany. – Westchnął blondyn.

– Czy służba ma podać kolację? – Zapytała Ginny.

– Tak, ale niech przyniosą ją tutaj, nie mam ochoty nigdzie się ruszać. – Młodszy mężczyzna zsunął buty z nóg i wyciągnął się.

– Wrócimy do siebie po kolacji, może napijecie się herbaty w naszym towarzystwie? – Zaproponował sędzia.

Kobiety przytaknęły i usiadły.

– Czy wydarzyło się coś? Bardzo długo was nie było. – Hermiona nie wytrzymała i zapytała.

– Czekaliśmy do samego końca. – Zaczął czarnowłosy. – Ich ciała zostały spalone.

Przyjaciółki spojrzały po sobie.

– Czy nie powinni zostać pochowani za cmentarzem?

– Nie należało im się nawet to. – Snape spojrzał na chrześniaka. – Obawialiśmy się, że starzy wyznawcy jego ideologii mogliby zacząć czcić miejsce ich pochówku, a następnie utworzyć grupę chcąc przywrócić stary ład.

– Ten cały Potter czy jak tam miał też na to patrzył. – Wtrącił blondyn, Ginny spięła się na dźwięk tego nazwiska. – W końcu to on zamordował jego rodziców.

– Zmieńmy temat, jestem zmęczony tym wszystkim. – Severus odstawił talerz i oparł się wygodnie w fotelu odchylając głowę i zamykając oczy. – Nie pogardziłbym szklanką whisky.

– Już się robi. – Draco pstryknął palcami, a jeden za służących się zjawił. – Dwie szklanki jakiegoś najlepszego trunku. – Machnął ręką, a ten zaraz pojawił się z alkoholem.

Ostatecznie wypili po jednej szklance jak powiedzieli i Snape’owie wrócili do siebie.

Małżeństwo położyło się do łóżka.

– Od jutra już będzie lepiej. – Severus pocałował żonę w obojczyk. – Muszę wypocząć przed jutrem, przez tego Riddle’a mam jutro dwa razy więcej pracy.

– Dobrze Severusie. – Pogładziła jego ramię i oparła głowę na nim. Mężczyzna objął ją ramieniem.

– Umówię ciebie i Ginny na spotkanie z Panią McGonagall. Pomoże wam wybrać płaszcze na zimę, może kupisz też buty, jeżeli potrzebujesz.

– To bardzo dobry pomysł. – Ucieszyła się dziewczyna.

~×~

Severus usłyszał pukanie do drzwi jego gabinetu w sądzie, miał nadzieję na spokojny dzień jednak nie mógł odmówić przyjęcia petenta. Ku jego zaskoczeniu do środka wszedł ponad dwumetrowy z lekka otyły, brodaty mężczyzna w podobnym wieku do jego. Przypomniał sobie, że był świadkiem na ostatniej rozprawie.

– Witam. – Kiwnął głową. – Rubeus Hagrid.

– Pamiętam, co Pana sprowadza? – Snape przyjżał mu się z zainteresowaniem.

– Ja w sprawie pracy. – Przełknął głośno ślinę. – Cholipka po tym jak tego mojego kolegę udusili nie mogę już pracować w lesie. – Wypowiadał się bardzo niedbale i wyglądał na zdenerwowanego.

– Prace jako? – Uniósł brew.

– Woźnicy oczywiście. – Uśmiechnął się. – Tego łajze Pettegrew’a przypiekli to pewnie brakuje kogoś do powozów.

– Ma Pan jakieś kwalifikacje? Doświadczenie? – Zainteresował się jego osobą i oparł wygodnie o skórzany fotel.

– Jako szkrab i młodzieniec dużo podróżowałem z ojcem. Był woźnicą cholipka póki mu się nie zmarło przedwcześnie. – Przestąpił z nogi na nogę.

– Proszę usiąść. – Sędzia wskazał na krzesło. – Porozmawiamy o szczegółach.

Olbrzym ochoczo przyjął zaproszenie siadając mocno, aż krzesło złowrogo zaskrzypiało.

Snape przymknął tylko na chwilę oczy i westchnął. Mężczyzna wydawał mu się szczery, a intuicja rzadko go zawodziła.

~×~

W niedziele Narcyza wyjechała zaraz po śniadaniu, a na obiad Draco razem z Ginny udali się do domu wuja blondyna. Początek października był jeszcze bardzo ładny co było rzadkością.

– Jak się czujesz Severusie? – Zagaił Draco między kęsami.

– Znakomicie, w końcu przesypiam całe noce, wymieniłem połowę służby i kazałem odnowić ogrodzenie. – Sędzia zerknął przez okno na pracownika, który zagrabiał pierwsze opadnięte liście w ogrodzie.

– Zima już blisko, poranki są mroźne. – Odezwała się Hermiona. – Troszkę przykro, że dom moich rodziców niszczeje.

– Fred Weasley dobrze się nim zajmował. Może powinnaś mu go przekazać. – Zaproponował czarnowłosy. – Nie darzył sympatią męskiej części Weasleyów ale obserwował jednego z bliźniaków.

– Kto teraz mieszka w twoim domu rodzinnym? – Draco skierował się do żony.

– Poza rodzicami Ron, George oraz Fred. Charlie i Percy wyprowadzili się już dawno. – Zastanowiła się.

– To będzie dobre posunięcie. Ciężko zakładać rodzinę w takim ścisku, tym bardziej, że najmłodszy z synów spodziewał się już dziecka. – Hrabia oparł się wygodnie o fotel, skończył jeść chwilę temu.

– Myśleliśmy z Ginny, aby dom, w którym mieszkaliśmy odstąpić Georgowi. – Zaproponował Malfoy i spojrzał wyczekująco na wuja, ostatecznie to była jego własność.

– Tak, tak będzie sensownie, są zaradni, ich żony również. Dobrze poprowadzą te domostwa. – Złapał za szklankę z wodą.

Hermiona posłała uśmiech do przyjaciółki, wiedziała, że dziewczyna jest zżyta z braćmi. Podczas którejś z rozmów poruszyły ten temat.

Severus posłał po bliźniaków i kazał przygotować akty własności.

Po podwieczorku wszystko było gotowe. Draco z Severusem czekali na rudowłosych w domowym biurze.

Mężczyźni weszli i skinęli razem. Rozglądali się chwilę po pomieszczeniu.

– Jesteśmy niewinni. – Zaczął jeden i delikatnie się zaśmiał.

Sędzia uniósł brew pytająco.

– Ginny opowiadała, że mają specyficzne poczucie humoru. – Rzucił blondyn.

– Bez ceregieli, umiecie czytać? – Zapytał lekko zirytowany Hrabia.

– Fred umie, ja nie do końca. – Przyznał się George.

– To są akty własności domów. – Westchnął czarnowłosy. – Fred dostanie dom Granger’ów, George dom, w którym mieszkała Ginny po ślubie.

Bliźniacy spojrzeli po sobie zdezorientowani.

– Domy niszczeją. – Rzucił Malfo’y. – Zaraz ktoś je rozkradnie, Hermiona i Ginny i tak już tam nie wrócą. To chyba dobry układ? – Chłopak również się zirytował. – Rodzice odetchną.

– Gdzie podpisać?! – Zawołali chórem.

~×~

Przyjaciółki były ucieszone wspólnym wyjściem oraz tym, że spotkają Panią McGonagall, bardzo lubiły kobietę. Kiedy ich mężowie wyszli do pracy one wsiadły do powozu i pojechały do miasta gdzie miały spotkać mentorkę.

– Dzień Dobry Pani McGonagall. – Powiedziały razem.

– Miło was widzieć. – Staruszka kiwnęła głową do nich. Również była ucieszona tym, że je widzi.

Zaprowadziła ich do jednego z najlepszych sklepów.

– Wybierzcie co wam się podoba, ceny podam wam dopiero po zakupie. – Zaczęła najstarsza. Wyłapała ich pytające spojrzenie. – Nie chciałabym, abyście sugerowały się ceną. No proszę, wybierajcie. – Klasnęła w dłonie zapominając, że to nie szkoła.

Hermiona spojrzała na wieszaki. Wisiało wiele futer, ale dziewczyna brzydziła się nimi, wyobrażała sobie, że ktoś mógłby z krzywołapa zrobić czapkę lub szalik. Wzdrygnęła się na tę myśl i poszukała czegoś materiałowego.

– Wybierzcie parę płaszczy. Takich na zewnątrz, na przyjęcia, jeden czarny, jeden jasny do kościoła. – Powiedziała zza pleców dziewczyn ich towarzyszka. – Wybierajcie, pójdę porozmawiać ze sprzedawcą i wrócę spojrzeć co macie.

– Masz Ginny coś na oku? – Brązowowłosa spojrzała na przyjaciółkę, która zdążyła już odłożyć parę elementów garderoby.

– Kogo moje oczy widzą. – Odezwała się Pancy. Za nią chodził służący i zbierał co jej się podobało. – Słoma z butów wam wystaje. – Zaśmiała się. – Wy nadal nie dałyście dzieci swoim mężom? – Zakpiła. – Ja zaszłam w ciążę od razu po ślubie, już trzeci miesiąc. – Położyła dłoń na brzuchu i spojrzała z wyższością na zaskoczone dziewczyny.

– Moja szwagierka miała jeszcze niewidoczny brzuch w trzecim miesiącu. – Zauważyła Ginny patrząc na widocznie zaokrąglony brzuch dziewczyny.

– Lekarz mówił, że dziecko szybko rośnie, moja mama miała tak samo. – Burknęła.

– Miejmy nadzieje, że dziecko nie urodzi się przedwcześnie. – Hermiona uprzejmie jej dogryzła.

– Lekarz tego nie wyklucza. – Pancy zaczerwieniła się ze złości. – Nie będę z wami rozmawiać, wracajcie gdzie wasze miejsce. – Odwróciła się. – Dobrze, że nie musiałam wyjść za Sędziego Snapa ani Hrabiego Malfoy’a. Pewnie nigdy nie doczekałbym się dziecka. – Prychnęła i poszła w innym kierunku.

– Hermiono to było niegrzeczne. – Ginny ledwo powstrzymywała śmiech.

Kontynuowały zakupy i postanowiły dokupić jeszcze parę nowych koszul nocnych. Ginny potrzebowała również buty i rękawiczki.

Spacerując między sklepami kobiety minęły się z Harrym Potter’em i jego żoną. Wszyscy wymienili grzeczne skinienia głowy tylko młody chłopak zatrzymał wzrok dłużej na rudowłosej.

– Och ma wyjątkową urodę. – Rzuciła Pani Malfoy, kiedy się oddalili.

– W rzeczy samej, Cho wiele poświęciła wychodząc za Potter’a. – Powiedziała McGonagall. – Zostawiła bliskich, właściwie nie miała wyboru. Rodzina rozkazała jej wyjechać z nadzieją, że będzie jej się lepiej żyło.

– To smutne.

Kobiety zjadły wspólny obiad w restauracji i Hermiona wróciła do domu na kolację z mężem.

– Czy zakupy się udały? – Zapytał Severus nie odrywając oczu znad dokumentu, który czytał.

– Tak, czy chciałbyś zobaczyć co kupiłam? – Zapytała ochoczo mieszając herbatę.

– Rano, dobrze? Muszę skończyć raport na jutro. – Mruknął.

– Naturalnie, nie będę odrywać Cię od obowiązków. Miło było zobaczyć Panią McGonagall, była trochę jak druga matka.

– To dobra kobieta. – Zastanowił się. – Odnośnie nauki, w naszych okolicach ma zamieszkać wdowiec, uczony. Mógłby poduczyć cię języka obcego. Francuski znasz doskonale, może pora na coś nowego?

– Bardzo by mnie to satysfakcjonowało. – Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, brakowało jej prawdziwej nauki. – Spotkałam dzisiaj Pancy na zakupach.

– Doszły mnie plotki, że jej mąż wdaje się w liczne romanse, widziano go w domach publicznych. – Westchnął agresywnie skreślając ostatnie słowa z kartki.

– Pancy ma już dosyć mocno widoczny brzuch jak na trzeci miesiąc.

– Doskonale wiemy, że to nie dziecko jej męża.

– Widziałam ją kiedyś w lesie z Wiktorem Krum’em. – Zarumieniła się na myśl o tym wspomnieniu. Wtedy nie zastanawiała się co działo się chwilę przed tym, jak ich zobaczyła.

– Oboje mają to, na co zasłużyli. Wiktor Krum nieumyślnie trwoni majątek, ostatnio dostałem zgłoszenie o bójce z jego udziałem. Oby lekkomyślność go nie zgubiła.

Rozdziały<< Bo tak należy… – XXXIBo tak należy… – XXXIII >>

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Takie słowa, że czyjś mąż nie może dać dziecka mogą zaboleć bezdzietne pary, które mają problemy z płodnością.Wróć do czytania

Dodaj komentarz