Bo tak należy… – IV

Hermiona odwiedziła bibliotekę z samego rana w drodze na zajęcia. Musiała oddać książkę, którą skończyła czytać i miała zamiar wypożyczyć kolejną, którą już miała wybraną. Sięgnęła na półkę nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia młodych studentów siedzących w części czytelnianej. Poczuła się śmiesznie przypominając sobie swoje pierwsze wizyty. Początkowo nie chciano nic jej wypożyczyć, więc po lekcjach u Pani McGonagall siadała w wolnej ławce i czytała przez pół godziny, maksymalnie do godziny w zależności od dnia i zapamiętywała strony na których kończyła. W końcu bibliotekarz widząc jej zaangażowanie sam jej zaproponował aby wzięła coś do domu i oddała w wyznaczonym terminie. Pozwolił jej wybrać coś starego i zniszczonego co w razie gdyby jej nie oddała nie byłoby zbyt cenne. W końcu na tyle jej zaufał, że dał jej dowolność jak innym czytelnikom. Czasami zamienił z nią parę słów na temat lektury którą wybrała lub proponował coś własnego.

Kiedy Hermiona zobaczyła bibliotekarza pierwszy raz była bardzo zaskoczona, bo mężczyzna był karłem. Słyszała i czytała o takich osobistościach jednak z reguły londowali w cyrkach lub czymś podobnym. Otrząsnęła się i podeszła do ogromnego biurka. Uśmiechnęła się do Pana Flitckwick’a który również z uśmiechem odebrał starą książkę i wypisał nową dla dziewczyny.

– Miłego Dnia. – Powiedziała wychodząc.

– Miłego Dnia Panienko. – Odprowadził ją wzrokiem i wrócił do notowania.

~×~

– Uwaga moje drogie Panny. – Pani McGonagall klasnęła w dłonie aby, zwrócić uwagę uczennic. – Jak co roku Hrabia Snape organizuje bal. W domach powinny czekać na was zaproszenia. Przez najbliższe dwa tygodnie nasze zajęcia będą miały inną formę. Przypominamy sobie zasady etykiety obowiązujące na balu oraz poćwiczymy taniec. Proszę jutro zabrać buty do tańca, a dzisiejsze zajęcia kończą się szybciej. – Ogłosiła mentorka i wstała od krzesła.

W sali zrobiło się głośno, wszystkie dziewczyny były podekscytowane, pospiesznie pakowały swoje rzeczy i opuszczały salę. Hermiona siedziała w koncie przy tablicy gotowa aby, pomóc starszej Pani. W tej chwili jednak jej myśli były skupione na Ronie i na tym czy już był u jej rodziców. Kiedy trzasnęły drzwi za ostatnią uczennicą, wzięła miotłę i zaczęła zamiatać sale.

– Hermiono, wszystko w porządku? – Starsza kobieta wydawała się zatroskana. Sięgnęła po swój notes.

– Zastanawiam się nad małżeństwem proszę pani. Martwi mnie ta zmiana. – Podnosiła kolejno krzesła.

– Taka jest kolej rzeczy. Wszystkie przez to przechodziłyśmy. – Uśmiechnęła się pokrzepiająco.

– Była pani zamężna, prawda? – Przystanęła i oparła się o miotłę.

– Tak. Bardzo krótko, ponieważ mój mąż zginął na wojnie. Został wezwany zaraz po ślubie. – Wspomniała bez emocji, wszystkie łzy wylała już wiele lat temu.

– Przykro mi. Jaki był?

– Był bardzo czuły i opiekuńczy, długo przeżywałam żałobę. Każdemu przedstawiam się panieńskim nazwiskiem, żeby nie budzić smutnych wspomnień. Panią Dumbledore byłam bardzo krótko.

– Przepraszam, nie chciałam pani zasmucić. – Zarumieniła się ze wstydu

– Nic się nie stało.

– Jak udało się pani poradzić samej?

– Odziedziczyłam pieniądze męża i kiedy przeżyłam żałobę zaczęłam prowadzić szkołę. – Notowała coś piórem w skupieniu.

– Dziękuję, że pani mnie wysłuchała. – Hermiona wróciła do sprzątania, widząc że kobieta musi się skupić na czymś innym.

Kiedy skończyła swoją pracę postanowiła pójść do ogrodu, który często odwiedzała. Musiał być opuszczony od bardzo dawna. Zniszczony płot miał ubytki między szczeblami, ogromne krzaki bzów prawie nie kwitły, trawa i chwasty były wyższe od krzaków róż, które też nie rodziły kwiatów. Za krzakami widać było altanę, do której nie śmiała podejść. Również była bardzo zniszczona, ale nie chciała się panoszyć. Usiadła na kamieniu, który nazywała swoim ulubionym i zaczęła pisać. Chciała dać upust emocją. W skupieniu opisała towarzyszące jej emocje, nie usłyszała nawet, jak ktoś zbliża się powolnym krokiem.

– Witam Panno Granger. – Sędzia Snape odezwał się zza jej pleców. Dziewczyna jak poparzona zerwała się na równe nogi upuszczając notes i węgiel. Przerażona dygnęła nisko.

– Panie Snape, najmocniej przepraszam. Jeżeli to Pana teren już znikam i więcej się tu nie pojawię. – Serce biło jej tak mocno, aż poczuła mdłości. – Naprawdę nie wiedziałam. – Poczuła jak pieką ją powieki i pragnęła zapaść się pod ziemię.

– Spokojnie, nic się nie stało. Co cię sprowadza w takie miejsce? – Uniósł jedną brew, a ręce założył za siebie.

– Czasami przychodzę tu pomyśleć. – Mruknęła gorączkowo. – Jest pięknie, a gdyby zadbać o to miejsce byłby to najpiękniejszy ogród, jaki widziałam. Wyobrażam siebie, jak mógłby wyglądać. – Lekko się rozejrzała.

– Może chcesz zobaczyć altanę? – Wskazał na obiekt. Właściwie widział dziewczynę już wcześniej parę razy jednak nigdy nie interesowało go kim jest. Póki nie niszczyła zieleni i się nie panoszyła nie przerywał jej zajęć. Zaproponował jej nowe miejsce bo zawsze siedziała na tym samym kamieniu.

– Nie powinnam, szykuje się do zaręczyn i gdyby ktoś mnie zobaczył, nigdy nie znajdę męża. – Zarumieniła się i spojrzała na własne stopy.

– Tak, słyszałem w kościele panny nazwisko. Nikt tu nie przychodzi, no oprócz panienki. Służbie też nie pozwalam tu przychodzić. – Jego głos był obojętny i szorstki. Nie brzmiał najmilej.

Hermiona skinęła tylko głową i przeszli do altany. Była zniszczona, dach dziurawy, farba już dawno zeszła, a przy każdym kroku słyszeli nieprzyjazne skrzypnięcia starych desek. Usiedli w środku, ale Granger była na tyle zdenerwowana, nie znając jego intencji, że nie potrafiła pomyśleć o potencjale tego miejsca. Sama sobie nie poradzi. Starała się usiąść jak najbliżej wyjścia, a nogi były gotowe do ucieczki.

– Dawno już tu nie byłem. Dzisiaj naszła mnie myśl, żeby go odwiedzić. To był ogród mojej matki, a kiedy zmarła, został zapomniany. – Wyjaśnił rozglądając się i przypominając czasy świetności tego miejsca.

– Przykro mi z powodu straty.

– To było wiele lat temu, byłem jeszcze młodym chłopcem. – Westchnął właściwie nie czując już niczego po tamtych latach.

Siedzieli jakiś czas w ciszy. Sędzia wydawał się nad czymś zastanawiać, a Hermiona była zbyt nieśmiała, żeby się odezwać.

– Może będę nietaktowny w tej chwili, ale proszę mi powiedzieć, jak to się stało, że panienka umie czytać? – Spojrzał na nią i uniósł brew w zapytaniu.

– Pracuje u Pani McGonagall, podczas zajęć słuchałam, jak uczy inne dziewczęta i zapamiętuje. – Mówiła nie zastanawiając się właściwie czemu, chyba osoba sędziego onieśmielała ją na tyle, że traciła zdrowy rozsądek.

– To, co jeszcze panienka potrafi? – Potarł gładko ogoloną brodę i oparł się o ścianę altany.

– Nie mam zbyt wielu talentów, uczę się tego, co każda dziewczyna w szkole, mimo, że nie powinnam tego robić.  Rodzice nie są zadowoleni, ale na szczęście nie zabraniają mi tego. Obawiają się, że źle to zostanie odebrane przez naszą grupę społeczną. Jednak czytanie i nauka daje tyle możliwości, te wszystkie wspaniałe powieści, można zwiedzić w książce cały świat. – Mówiła z przejęciem. – Z gazet można przeczytać tyle informacji. Uważam, że to nie sprawiedliwe, że ze względu na brak pieniędzy odbiera się dziewczętom taką możliwość. – Złapała się za usta. – Najmocniej Pana przepraszam. Nie powinnam tyle mówić, a przede wszystkim takich rzeczy.

– Proszę nie przepraszać, pani opinia wydaje się bardzo ciekawa. Pierwszy raz z kobietą rozmawiam o nauce, a nie o biżuterii czy przyjęciach. – Przyglądał się jej intensywnie. – l’honnêteté est une qualité rare” (uczciwość to rzadka cecha) – Czarnowłosy powiedział jakby do siebie.

– Merci, ça fait plaisir d’entendre ça (Dziękuję, miło to słyszeć)

Mężczyzna spojrzał zaskoczony na rozmówczynie.

– Zna pani francuski? – Przekrzywił lekko głowę zaskoczony.

– Tylko trochę. – Zarumieniła się soczyście i spojrzała na nogi.

– vraiment juste un peu? J’ai l’impression que tu connais très bien cette langue (naprawdę tylko trochę?  Mam wrażenie, że zna pani ten język bardzo dobrze)

– tout ce que je sais, j’ai appris du dictionnaire et du livre. Mme McGonagall m’en a prêté un en français (wszystko, co wiem, nauczyłam się ze słownika i z książki. Pani McGonagall pożyczyła mi jeden po francusku)

Patrzył na nią chwilę w zamyśleniu, aż dziewczyna speszyła się od jego intensywnego spojrzenia. Zastanawiała się, o czym myśli, za każdym razem, gdy z nim rozmawiała.

– Panie Snape, muszę wracać. Zaraz zacznie się ściemniać, a rodzice nie lubią, kiedy późno wracam. – Wstała.

– Oczywiście. – Również się podniósł. – Przepraszam, że zabrałem pannie tyle czasu.

– Dziękuję za miłą rozmowę. – Szybkim krokiem wyszła z altany.

Mężczyzna postąpił tak samo.

– Żegnam Panie Snape. – Dygnęła.

– Do widzenia Panno Granger. – Ukłonił się delikatnie.

Dziewczyna prawie całą drogę biegła. Zdążyła wejść i zdjąć płaszcz, kiedy wrócili rodzice.

– Jesteś Hermiono. – Ucieszyła się Jean. – Musimy zacząć kompletować twój posąg. Dużo rzeczy już zaczęłam robić rok temu, ale są braki. – Zdjęła płaszcz. – Musimy uszyć koszule, bieliznę i parę firanek.

– Oczywiście mamo.

Kobiety zajęły się kolacją, a następnie szyciem, chociaż myśli Hermiony krążyły wokół czarnowłosego mężczyzny. Miała ogromną ochotę opowiedzieć wszystko Ginny. Przeraziła się kiedy zorientowała się, że jej notes został w ogrodzie. Jeżeli sędzia by go znalazł i przeczytał mógłby się gniewać za pisanie o nim. Postanowiła więcej tam nie iść inaczej spaliłaby się ze wstydu.

~×~

Severus usiadł w fotelu ze szklanką whisky chcąc się odprężyć po ciężkim dniu. Rozmasował skronie i odetchnął głęboko, sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął zgubę panny z wioski. Otworzył na losowej stronie ale była pusta, cofnął się parę kartek wstecz i zobaczył szkic samego siebie. Lekko go zaskoczył ten widok, co prawda nie było to wierna kopia jednak rozpoznał w tej postaci siebie. Pod obrazkiem znajdował się tekst, w notatniku musiała prowadzić pamiętnik. Chwilkę się wachał ale postanowił przeczytać część która była widoczna.

– Nigdy nie spotkałam mężczyzny z taką klasą i wysoką kulturą osobistą. – Sędzia przeczytał na głos i uniósł brew w zaskoczeniu. – Mimo, że jego aparycja wydaje się chłodna, a sam wydaję się być szorstki w uczuciach, jego arystokratyczna uroda sprawia, że moje serce bije szybciej. – Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. – Mam nadzieję i życzę mu, aby wybrał kogoś bardziej wartościowego niż Parkinson, jej słowa o schadzkach z Wiktorem utwierdziła mnie w przekonaniu, że ta dziewczyna nie zasługuje na kogoś tak dobrego. – Hrabia zacisnął usta i agresywnie zamknął notes niechcąc przeczytać czego kolwiek więcej. Rzucił go na stół, wypił za jednym tchem resztę trunku i poszedł się położyć.

Rozdziały<< Bo tak należy… – IIIBo tak należy… – V >>

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz