Bo tak należy… – XI

– Był prosić o twoją rękę. – Ojciec odchrząknął.

– Słucham? Nie. – Uśmiechnęła się. – To niemożliwe. Niby dlaczego miałby chcieć wybrać mnie? – W jej głowie kołatało się teraz milion myśli.

– Twierdzi, że jesteś kobietą, która spełnia jego wymagania. Fakt, że nie urodziłaś się w arystokratycznej rodzinie mu nie przeszkadza. – Westchnęła Jean i zacisnęła splecione dłonie.

– Chciałby z tobą porozmawiać, zapowiedział się na dziś wieczór, jeśli zdąży wrócić. Jeśli nie to znajdzie odrobinę czasu jutro z rana. – Perry podrapał się po brodzie, nie wiedząc właściwie co czuje.

– Oczywiście wyraziliśmy zgodę. – Kobieta położyła dłoń na ręce ślubnego. – To wspaniała wiadomość, będziesz prowadziła dostatniejsze życie niż my. Nigdy nie braknie Ci jedzenia, czystych ubrań, nie będziesz musiała ciężko pracować. – Zachwycała się.

– A czy nigdy nie zabraknie mi ciepła uczuć? – Zagryzła usta.

Rodzice spojrzeli po sobie.

– Wszyscy wiedzą, że sędzia raczej nie pała otwartością do ludzi, ale musisz sobie z tym poradzić. – Wspomniała gospodyni.

– Czasami uczucia i to co myślimy o kimś innym trzeba odsunąć na boczny tor. – Perry odsunął się lekko od stołu. – Sama rozumiesz, że to lepsze rozwiązanie niż na przykład Ronald Weasley.

– Och Hermiono, miłość nie spada z nieba, nikt z kandydatów ci nie odpowiada. Trzeba wybrać lepsze zło, a Sędzia jest spełnieniem naszych oczekiwań. – Mruknęła starsza z kobiet.

~×~

Lucjusz razem z Severusem siodłali konie, żeby wyruszyć na polowanie. Była to ich ulubiona formą spędzania czasu wolnego, mimo że nie było go za wiele.

– Wiem Severusie, że sam podżegałem cię do małżeństwa. – Blondyn wrzucał siodło na grzbiet konia. – Ale jest tyle kobiet z dobrych partii, czemu akurat ona? To prostaczka. – Otrzepał dłonie i rzucił spojrzenie towarzyszowi.

– Prostaczki to te kobiety, którym zależy tylko na moim majątku. – Sędzia zapinał sprzączki od ogłowia. – Nie chce żony tylko do towarzystwa w łóżku, ale również, żeby móc z nią porozmawiać w innych porach na sensowne tematy.

– Opamiętaj się. – Burknął arystokrata. – To nieprzyzwoite. Nie licz, że zostanę drużbą na tym godnym pożałowania weselu.

– Cenie sobie twoje zdanie, jednak tę kwestię zostaw mi. A co z tą narzeczoną Dracona? – Założył ręce na biodra i zwrócił się bezpośrednio do rozmówcy.

– Pochorowała się. Musieliśmy zerwać umowę, nie ma pewności czy dziewczyna z tego wyjdzie, a nawet jeśli to będzie zbyt słaba aby później wydać na świat dzieci Draco. – Poprawił włosy które zaczęły niesfornie opadać na policzki blondyna.

Młody chłopak, który właśnie przechodził obok upuścił siodło słysząc ostatnie słowa. Zarumienił się i pospiesznie zebrał osprzęt.

– Dracon nie widzi w tym problemu? – Rzekł ciemnowłosy, zabezpieczył wodze i czekał na towarzyszy opierając się o pobliską ścianę.

– Jest zbyt młody, żeby to zrozumieć. Mamy na oku już inną pannę.

Junior poszedł do swojego wierzchowca pospiesznie zarzucając na niego siodło.

– A myślałeś kiedyś co by było dobre dla niego? – Ściszył głos. – Pamiętasz jak to było z tobą? – Uniósł brew pytająco.

– Opamiętałem się w porę.

~×~

Rano Hermiona obudziła się wcześniej i jak na szpilkach czekałam na przyjazd pana Snape’a. Rodzice również wstali szybciej niż zwykle i w ciszy zjedli śniadanie w napięciu czekając na gościa. Kiedy usłyszeli tupot kopyt głowa rodziny zerwała się z miejsca i wpuściła gościa. Hrabia przywitał się z kobietami i usiadł do stołu.

– Przyjechałem wyjaśnić najważniejsze kwestie, które dotyczą bezpośrednio ciebie panno Granger. – Spojrzał na młodą kobietę która tylko kiwnęła głową na znak, że słucha. – Masz dzisiaj powiedzieć Pani McGonagall, że nie będziesz już u niej pracować. Od jutra masz przebywać w domu. Musisz również zaprzestać prac na gospodarstwie i targu, codziennie będzie przyjeżdżać nauczyciel na indywidualne lekcje dotyczące etykiety i ogólnych zachowań. – Mówił spokojnie. – Masz kategorycznie zakaz odwiedzania Weasley’ów. – Dziewczyna spojrzała na niego przerażonymi oczami. – Nie zabraniam Ci spotykać się z Panną Weasley, może odwiedzać ciebie, ale ty jej nie. Za dużo tam mieszka mężczyzn. Jutro również przyjedzie krawcowa na zdjęcie miary do sukni ślubnej. Będziesz mogła jej powiedzieć co ci się podoba. Od razu, gdy od was wyjdę pojadę prosto do drukarni ogłosić zaręczyny, jest to konieczne. Chcę również, żebyście nie fatygowały się z wyprawką, wszystko, co potrzebne otrzymasz u mnie. Ślub odbędzie się za trzy tygodnie w sobotę. W piątek przed ślubem odbędzie się próba generalna, jeszcze cię o niej poinformuję. To chyba wszystko, co musisz wiedzieć na tę chwilę. – Czarnowłosy wyprostował się sztywno. – Chciałabym teraz porozmawiać z Panną Granger na osobności.

Granger’owie spojrzeli po sobie ale posłusznie wyszli z kuchni bez słowa.

– Zapewne nurtują pannę pytania. – Przymrużył oczy. – Skąd taki wybór? – Oddzielił każde słowo od siebie.

– Zadaję sobie to pytanie od wczoraj. – Hermiona niepewnie spojrzała na mężczyznę.

– Spełnia Panna wszystkie kryteria, jakich oczekiwałem od żony. Pieniądze nigdy nie grały roli. Szukałem dziewczyny mądrej, uczciwej i niewinnej.

– Pochlebia mi Pan, ale czy przepaść dzieląca nasze statusy społeczne nie będzie zbyt duża?

– Po ostatniej rozmowie tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że nie. – Sędzia patrzył na dziewczynę opanowany i chłodny jak zawsze, brązowooka zastanawiała się, czy zawsze był taki powściągliwy. Wyciągnął z kieszeni pudełeczko.

– To jest prezent zaręczynowy Hermiono. – Otworzył pudełko i wyciągnął z niego złoty pierścionek z zielonym oczkiem. Wyciągnął rękę w stronę panny, a ta podała swoją dłoń. Wsunął obręcz na jej serdeczny palec.

– Jest piękny, dziękuje Panu. – Kobieta niepewnie się uśmiechnęła.

– Pierścionek jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. – Odparł krótko. – Muszę cię opuścić, obowiązki wzywają. Gdybyś miała jakieś pytania lub potrzebowała pomocy wiesz gdzie mieszkam. – Mężczyzna wstał, ucałował dłoń kobiety i wyszedł.

Dziewczyna patrzyła jeszcze długo na zamknięte drzwi, aż nie przyszli rodzice. Zamieniła z nimi parę zdań i pospiesznie udała się na zajęcia do szkoły dla dziewcząt.

– Dzień dobry Pani McGonagall. – Zaczęła smutno dziewczyna.

– Dzień dobry Hermiono, coś się stało? Wydajesz się być przygaszona. – Zatroskała się starsza z kobiet.

– Nie mogę już u Pani pracować, jestem od wczoraj zaręczona.

– Moje gratulacje, kto jest tym szczęściarzem? – Chciała brzmieć serdecznie ale wcale nie była zachwycona.

– Hrabia Snape. – Mruknęła nie pewnie Hermiona, sama jeszcze nie dowierzała. Mentorka na jej słowa aż przystanęła.

– To… to dosyć nieoczekiwane.

– Sama jeszcze nie dowierzam. Wczoraj wieczorem Pan Snape był u rodziców, a dzisiaj rozmawialiśmy twarzą w twarz.

– To ogromna szansa dla ciebie. – Kobieta uśmiechnęła się ciepło.

– Tak, ale Pan Snape wydaje się taki chłodny i powściągliwy, obawiam się jaki będzie jako mąż.

– Jestem pewna, że cię nie skrzywdzi. – Usiadła w fotelu.

– Skąd ta pewność? – Zmarszczyła brwi zaskoczona.

– To mój syn chrzestny, trochę go znam. – Pokrzepiający uśmiech nie schodził z ust starszej kobiety. – Niestety będę musiała znaleźć kogoś na twoje miejsce, nie wiem, czy uda mi się znaleźć kogoś tak bystrego.

– Może mogłabym zaproponować moją przyjaciółkę? Co nieco ją uczę, myślę, że się nada.

– Jeżeli za nią ręczysz mogę dać jej szansę. – Westchnęła. – Gdyby mogłaby być u mnie jutro na ósmą byłabym wdzięczna.

Nauczycielka chciała oficjalnie pożegnać Hermione i kiedy tylko wszystkie uczennice zajęły swoje miejsca, zaczęła przemawiać donośnym głosem.

– Dzisiaj musimy pożegnać naszą niezastąpioną pomoc. – Położyła dłoń na ramieniu Hermiony. – Hermiona niedługo wychodzi za mąż. Pożegnajmy ją serdecznie, szkoła już nie będzie taka sama, bez jej pomocy.

W sali zaczął się szum.

– Ciekawe z kim. – Szepnęła Lawender.

– Na pewno z jakimś świniopasem. – Prychnęła Parkinson.

– To Sędzia Snape zaproponował jej małżeństwo. – Luna uśmiechnęła się do Granger. – Jest już w gazecie.

Brown i Pancy wstały z miejsc.

– Usiądźcie. – Zagrzmiała McGonagall. – Musimy życzyć Hermionie tylko szczęścia, to wspaniała wiadomość, że jedna z nas będzie miała dobre życie.

– Ona nie jest jedną z nas! – Burknęła Pancy. – Przylepiła się jak rzep do psiego ogona i udawała, że coś umie!

– Ha! Jesteś zazdrosna, że wolał ją od ciebie! – Blondynka wytknęła koleżankę palcem.

– Dosyć! – McGonagall uderzyła otwartą dłonią w stół. – Panno Brown, Panno Parkinson wrócicie do domu i ochłońcie. Na jutro nauczycie się cytatu z Biblii o miłości do bliźniego.

Młode kobiety zebrały swoje rzeczy i opuściły sale mrucząc coś pod nosem.

– No dobrze. – Mentorka ochłonęła. – Teraz będzie łatwiej.

Luna wstała i podbiegła przytulić Hermione. Reszta dziewczyn dołączyła się do grupowego uścisku. Fakt, że jedna z dziewcząt opuszcza klasę zawsze był smutny, przez ten czas zdążyły się do siebie przywiązać.

~×~

Do sądu wpadł wysoki postawny blondyn z gazetą w ręku. Bez słowa wtargnął do gabinetu najwyższego sędziego. Był tu częstym gościem, więc ochrona nawet nie zwróciła na niego uwagi.

– Dzień dobry Lucjuszu, co cię sprowadza? – Nie wzruszony Snape spojrzał na przyjaciela znad dokumentów.

– Wyobraź sobie Severusie moje zdziwienie, gdy w gazecie znalazłem wzmiankę o twoich zaręczynach? Miałeś to przemyśleć! To wstyd wpuszczać wieśniaczkę do domu! – Oparł dłonie o gładki blat pokaźnego dębowego biurka.

– Lucjuszu, jesteś moim przyjacielem i szanuje twoje zdanie, ale mówisz o mojej narzeczonej. – Czarnowłosy oparł się o fotel. – I nie życzę sobie, aby była obrażana lub żeby mówiono o niej w obraźliwym tonie.

– Severusie, mogłeś mieć najbogatszą pannę. – Wyprostował się i poprawił kołnierz koszuli.

– I co mi po jej pieniądzach? Byłem już kiedyś zaręczony z bogatą panną i zastałem ją z rozłożonymi nogami dla Pottera. Panna Parkinson jest kobietą podobnego pokroju.

– Równie dobrze mogą to być tylko oszczerstwa, jako najbogatsza panna ma wielu zazdrośników, którzy chcą zszargać jej opinie. – Próbował załagodzić obraz Pancy.

– Skoro tak twierdzisz. – Oparł dłoń na brodzie. – Ale jeżeli przyszedłeś tutaj potępiać wybór mojej małżonki nic tu po tobie. Mam dużo pracy, a zdania nie zmienię. – Sędzia wstał od stołu i zaczął ubierać togę. – Za piętnaście minut zaczynam rozprawę.

– Dobrze, w takim razie do zobaczenia później. – Blondyn wyszedł zostawiając gazetę na stole.

Na głównej stronie było zdjęcie czarnowłosego mężczyzny i nagłówek: Severus Snape zaręczony z Panną ze wsi. Mężczyzna tylko pokręcił głową i wyszedł z gabinetu.

Rozdziały<< Bo tak należy… – XBo tak należy… – XII >>Bo tak należy… – XIII >>

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Jakie sztywne, oficjalne i bez serca! Normalnie jakby konia na targu kupował!!! Ale tym samym bardzo klimatyczne 🙂
    Mam nadzieję, że na osobności trochę spuści z tonu 🙂Wróć do czytania

  2. Najwyżej zaadoptują dziecko kogoś z ich rodziny czy najbliższych znajomych (pod warunkiem, że zostali upoważnieni do opieki nad nimi w razie wyższej konieczności, jak np. śmierć rodziców).Wróć do czytania

Dodaj komentarz