Hurt | Rozdział XXIII

Poranek przyniósł ze sobą uczucie spokoju. Silne emocje, które targały nią poprzedniego wieczoru, odeszły. Hermiona nie podniosła się od razu z łóżka – jej mięśnie drżały mocno i boleśnie. I chociaż Snape naprawdę świetnie sobie radził z podstawami magomedycyny, to nie miała sił, aby wstać. Leżała więc, wpatrując się z największym skupieniem w drapowania baldachimu. To pozwalało jej choć na moment odsunąć od siebie ból. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk, towarzyszący pojawieniu się Iskierki.

– Panienko? – zapytała cichym, piskliwym głosikiem.

Hermiona oderwała spojrzenie od materiału nad łóżkiem i zerknęła na skrzatkę. Wyglądała na zmartwioną. Panna Granger z trudem była w stanie uwierzyć, że tak urocza istota, jaką była Iskierka, służyła akurat u Czarnego Pana.

– Życzy sobie panienka śniadanie?

– Nie, dziękuję – odparła, choć jej żołądek dopominał się jedzenia. Miała jednak wrażenie, że nie byłaby w stanie przełknąć niczego.

Iskierka wyglądała na zasmuconą odmową, ale skinęła krótko i zniknęła z cichym pyknięciem. A Hermiona nawet nie poczuła wyrzutów sumienia, jakby zupełnie zapominając o swoim podejściu do sytuacji skrzatów domowych.

Westchnęła z trudem i odwróciła się powoli na bok, przyciągając kolana do piersi. Pulsowanie w mięśniach było nieznośnie i nie potrafiła ułożyć się tak, aby je złagodzić.

*

Nie wstała z łóżka do końca dnia, nie zjadła też niczego, mimo wielokrotnych namów Iskierki. Nie zareagowała nawet wtedy, gdy skrzatka uderzała rozpaczliwie głową o ścianę, powtarzając w kółko, że Czarny Pan nie będzie zadowolony. Dopiero gdy dotarł do niej dźwięk trzaskających drzwi, poderwała się. W jej pokoju znów zjawił się Severus Snape. Był wściekły.

– Co ty wyprawiasz, Granger? – syknął chłodno, podchodząc bliżej. – Wstawaj natychmiast, zjedz coś.

– Nie chcę.

Zdradziło ją jednak burczenie w brzuchu. Snape skrzywił się jeszcze bardziej i chwycił ramię dziewczyny. Nie zdążyła się odsunąć.

– Nie zachowuj się jak bachor. To nie była prośba. Jak chcesz trenować, skoro nie masz siły?

– Trenować? – zapytała zaskoczona.

– Oczywiście, że tak, kretynko. Sądziłaś, że będziesz mieć taryfę ulgową? – warknął.

– Ale ja… nie dam rady… – jęknęła cicho, gdy zacisnął mocniej palce wokół jej ramienia.

Mężczyzna pociągnął ją, zrzucając z niej kołdrę. Przez ułamek sekundy dostrzegła w jego oczach wahanie, gdy zobaczył jej ciało okryte wyłącznie bielizną. Hermiona zaczerwieniła się i wyrwała rękę z jego uścisku.

– Panno Granger – mruknął nisko. – Ubierz się, natychmiast.

Podniosła się bez słowa i zniknęła za drzwiami łazienki, oddychając szybko. Serce w piersi waliło jak oszalałe, gdy w jej głowie utkwił widok jego ciemniejących tęczówek. Podeszła do umywalki i spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Wściekły rumieniec wspinał się powoli po jej szyi. Umyła twarz zimną wodą i napiła się łapczywie. Otuliła się ręcznikiem – musiała wrócić do pokoju po ubranie. Snape stał zwrócony w stronę okna, był przygarbiony, jakby nie mógł dłużej znieść ciężaru, który spoczywał na jego ramionach. Zerknął na nią, gdy sięgała do szafy po szatę i odprowadził ją spojrzeniem aż do drzwi łazienki.

Kilka minut później Hermiona pojawiła się ponownie, w pełni ubrana i nieco spokojniejsza. Nie patrzyła mu w oczy. Wskazał na stoliczek pełen jedzenia.

– Jedz – polecił.

Usiadła posłusznie i w milczeniu.

– Mam dla ciebie jeszcze jedno lekarstwo – rzekł cicho, czekając na reakcję z jej strony. Ona jednak uparcie wpatrywała się w swój talerz. Severus westchnął. – To maść. Musisz nałożyć ją na skronie, czoło, usta i powieki.

– Co to za lekarstwo? – zapytała w końcu.

– Antidotum na wiele dolegliwości. Ale musisz mi zaufać – odparł. – Ufasz mi, panno Granger?

Dziewczyna przygryzła dolną wargę i pochyliła głowę niżej, jakby walczyła sama ze sobą.

– Dobrze, zrobię to – westchnęła.

Severus wyjął słoiczek z antidotum, który od tak dawna ciążył mu w kieszeni, i położył go obok dłoni Hermiony. Granger odsunęła talerz i sięgnęła po niego, przyglądając mu się z uwagą.

– Nie powie mi pan, co to jest?

– Później wszystko ci wyjaśnię – powiedział, zaciskając wargi i patrząc na nią z niepokojem. Merlinie, dziewczyno, zrób to!

Westchnęła cicho i zdjęła wieczko. Powąchała specyfik i skrzywiła się – cóż, zapach zdecydowanie nie zachęcał. Nabrała obficie maści na palce i zaczęła wsmarowywać w miejsca, o których wcześniej wspomniał Snape.

– Cóż nie czuję żadnej…

Nagle ostry ból przeszył jej głowę. Złapała ją dłońmi, zaciskając palce we włosach. Czuła jakby ktoś uporczywie próbował przewiercić jej skronie. Spod zaciśniętych powiek zaczął wypływać płyn, który w konsystencji przypominał łzy, ale był zupełnie czarny. Usta otwarły się szeroko, ale spomiędzy warg nie wydobył się żaden dźwięk.

Snape obserwował to zjawisko z niepokojem i z fascynacją. A gdy głowa Hermiony z impetem uderzyła o stół, wzdrygnął się i podszedł bliżej. Na jej czole wykwitł czerwono-siwy ślad.

– Panno Granger? – spytał, ale ona nie odpowiedziała.

Zgięła się wpół i zwymiotowała pod jego nogi, wypluwając z siebie dziwną, czarną masę. Snape przytrzymał jej włosy, obserwując uważnie, jak dziewczyną wstrząsały torsje. Po chwili opadła zupełnie spokojna. Pociągnął jej ramiona, sadzając ją ponownie na krześle. Zbadał jej puls i wysłał sondę. Oddychała spokojnie, ale była nieprzytomna. Oczyścił ją zaklęciem, posprzątał także wymioty. Zdawało się, że wszystko poszło dobrze, ale musiał poczekać, aż się obudzi. Wsunął jedno ramię pod kolana panny Granger, a drugim objął jej plecy, podnosząc ją. Była zaskakująco lekka. Jej głowa osunęła się bezwładnie na klatkę piersiową Severusa. Westchnął cicho, czując, jak jego serce zabiło mocniej i szybciej. Po prostu ją połóż, szybko. Ułożył ją na łóżku i gdy chciał się odsunąć, Hermiona gwałtownie otworzyła oczy i nabrała gwałtownie powietrza w płuca. Z całej siły zacisnęła place na nadgarstku Snape’a.

– Gdzie ja jestem? – zapytała drżącym głosem.

– Panno Granger… spokojnie. Dezorientacja powinna za moment ustąpić – rzekł cicho. – Jak się czujesz?

– Wszystko mnie boli.

Dostrzegł pierwszą zmianę – oczy, które jeszcze kilka chwil temu były niezwykle ciemne, nieco pojaśniały. Nie sądził, aby w pełni wróciły do swojego dawnego koloru, ponieważ zdążyła już posmakować czarnej magii, ale mimo wszystko był to dobry znak.

– Już rozumiem – szepnęła, wciąż ściskając jego dłoń. – Och, Merlinie! I co teraz? Co teraz będzie? Harry i Ron… oni… jak oni sobie radzą? Co z pozostałymi? Co ja zrobiłam?

– Spokojnie – powtórzył. – Twoi przyjaciele radzą sobie beznadziejnie. A reszta jakoś się trzyma. Niczego nie zrobiłaś, bynajmniej nie dobrowolnie. Byłaś pod wpływem Eliksiru Zniewolenia. Nic, co się wydarzyło, nie jest twoją winą, panno Granger.

Jednak łzy w jej oczach potwierdziły jego obawę, że to wszystko będzie trudniejsze, niż zakładał.

– A teraz posłuchaj mnie uważnie. Musisz wykazać się doskonałą grą aktorską, nie buntuj się, nie sprzeciwiaj, nie dyskutuj, bo Czarny Pan wyczuje, że coś jest nie tak. Masz przeżyć, Granger, rozumiesz?

– Tak, ale… Ja nie wiem, czy potrafię – wymamrotała, czując łzy zbierające się pod powiekami.

– Nie masz wyboru. Niebawem Czarny Pan zaatakuje Hogwart. Nie zostawi cię tutaj, zabierze cię, abyś walczyła. Żeby Potter, widząc cię u jego boku, załamał się. Nie zachowuj się jak bachor. Jesteśmy w trakcie pieprzonej wojny – wysyczał, ujmując palcami jej podbródek i ściskając agresywnie, aż się skrzywiła. Skupił na niej spojrzenie czarnych, przenikliwych oczu.

– Ja… postaram się – wymamrotała, z trudem przełykając ślinę. Czuła się nieswojo pod ciężarem jego intensywnego wzroku, a jednocześnie pragnęła zagłębić się w tych czarnych jak dwie studnie bez dna oczach.

– Staranie się nie wystarczy, aby przeżyć – sarknął wciąż tym samym zimnym i przejmującym tonem. – Przysięgnij mi, że zrobisz wszystko.

Jego spojrzenie na ułamek sekundy opadło niżej, zatrzymując się na miękkich wargach Hermiony. Wyraz jego twarzy pociemniał, gdy z trudem przełykał chęć pocałowania dziewczyny. Ta potrzeba była paląca i niemal dławiąca. Zmarszczył brwi, a wyraz jego twarzy pociemniał. Odepchnął ją niemal brutalnie i odszedł w stronę okna, stojąc do niej plecami. Musiał się powstrzymać, musiał. Nieznacznie drżące dłonie zacisnął w pięści.

– Wszystko w porządku? – usłyszał jej cichy głos.

Panna Granger obserwowała Snape’a z zaskoczeniem, nie do końca rozumiejąc jego zachowanie. Jeśli istniało dla niej coś bardziej niezrozumiałego od quidditcha, to złożoność mężczyzn. Bez zastanowienia wstała z łóżka i podeszła do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu.

– Proszę pana? – zapytała.

– Tak – warknął krótko i nim zdążyła zareagować, odwrócił się w jej stronę, rzucając Expelliarmus. Siła zaklęcia odrzuciła ją na ścianę, w którą uderzyła z impetem, czemu towarzyszył jęk bólu. Podniosła wzrok na Snape’a – wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Oczy płonęły, usta były wykrzywione w grymasie wściekłości. Rzucił jej różdżkę, dając Hermionie kilka sekund na pozbieranie się z podłogi i kontynuowanie walki.

Strumienie zaklęć błądziły po pokoju, odbijając się rykoszetem od ścian i trafiając w postawione tarcze obronne. Dziewczyna odczuwała skutki ostatnich tortur, szybko tracąc energię. Ale Severus zdawał się tym nie przejmować, rycząc raz za razem:

– Walcz, kretynko! Nikt nie ma litości na polu bitwy!

W końcu Drętwota ugodziła ją prosto w pierś i upadła boleśnie na podłogę. Snape podszedł do niej z wycelowaną różdżką, posyłając jej sadystyczny uśmieszek. Uklęknął obok i chwycił stanowczo jej nadgarstki, dociskając je nad głową.

– I co teraz, panno Granger? Jesteś martwa – wymruczał ponuro.

Serce waliło jej w piersi tak mocno, jak nigdy dotąd – ze strachu, z ekscytacji i adrenaliny. Nie mogła się poruszyć, mogła tylko go obserwować, jak pochylał się nad nią, aż jego włosy załaskotały jej policzki. Wciągnęła gwałtownie powietrze.

– Jestem jeszcze osłabiona… – zaczęła, ale wszedł w jej słowo:

– Na polu bitwy nikt nie będzie pytał, jak się czujesz, dziewczyno – syknął, ściskając palcami jej podbródek. Jego wzrok na ułamek sekundy zabłądził w okolicy lekko rozchylonych warg. Z trudem przełknął ślinę, czując się zawstydzony swoimi pragnieniami. Jak długo jeszcze miał się opierać?

Rozdziały<< Hurt | Rozdział XXII

Ann

• slytherin house • walnut wood with a dragon heartstring core, 12 ½" and unbending flexibility • rattlesnake • Piszę od tak dawna, że już straciłam rachubę ;) To zawsze był mój świat, w nim czułam się najbardziej sobą. Kształtowanie nowych rzeczywistości, układanie liter w słowa, a słów w zdania stało się ważnym elementem mojego życia, bez którego czułabym pustkę. Szlifuję swój warsztat, wciąż się uczę, pracuję nad swoimi tekstami, aby stawały się coraz lepsze. Oprócz pisania, dużo czytam, rzecz jasna. Zarówno literaturę poważniejszą, jak i tę zdecydowanie niepoważną (która zresztą pozwala się czasem odmóżdżyć). Jeśli tylko starcza mi czasu, oglądam seriale i filmy. W pisaniu, jak i na co dzień, towarzyszy mi muzyka – dosłownie nie rozstaję się z moim Spotify i słuchawkami!

Dodaj komentarz