Hurt | Rozdział XVII

SEVERUS

Trawiąca go złość nie pozwalała na sen. Mimo wcześniejszego zmęczenia, przewracał się tylko z boku na bok. Niemal wszystko było nie tak. Potter, Weasley i Lupin powinni być zupełnie gdzie indziej, w bezpiecznym miejscu, z dala od wścibskich oczu i od… niego. Co powinien powiedzieć Czarnemu Panu? Nie może przyznać, że ta trójka imbecyli pojawiła się na zebraniu Zakonu Feniksa. Padnie zbyt wiele kłopotliwych pytań i wątpliwości. Powiedzenie, że dotarły do niego słuchy, iż widziano ich w Hogsmeade zdawało się być najrozsądniejsze, skoro śmierciożercy niemal dopadli ich w Monmouth, Czarny Pan znał ich ostatnią lokalizację. Tylko dlaczego, na litość Merlina, Severus nie został poinformowany o tej akcji. Tego musiał się dowiedzieć. Czyżby wzbudzał podejrzliwość? Jeśli tak, to niedobrze – oznaczałoby to, że jego pozycja szpiega jest zagrożona. Ale przecież nie dał mu żadnego powodu do zwątpienia w swą lojalność, prawda? A może jednak…

Serce tłukło mu się niespokojnie w piersi – im więcej myślał, tym większa fala niepokoju go zalewała, zupełnie oddalając sen. Życie w tak ciągłym stresie było przekleństwem – był niemal pewien, że jeśli nie zabije go któraś ze stron, to wykończy go zawał serca. Miał tylko nadzieję, że nastąpi to nagle, a sama śmierć będzie szybka. Życie na ziemskim padole było już wystarczającą torturą. A teraz jeszcze ta cała… Granger, która napsuła mu trochę krwi w ostatnim czasie. Westchnął ciężko, oczami wyobraźni przywołując jej obraz. Stała przed nim, w czarnej i dopasowanej szacie, jej niemal czarne oczy błyszczały złowrogo, usta miała zaciśnięte w wąską linię, zupełnie jak Minerwa, a jej zwariowane i nieujarzmione włosy sterczały we wszystkie strony świata. Niech cię diabli, panno Granger. Coś nieprzyjemnego ścisnęło go w podbrzuszu. Ta dziewucha kosztowała go tak wiele nerwów… Otworzył oczy, próbując wyrzucić ją ze swoich myśli. To jednak nie nastąpiło. Ona nadal tam tkwiła, bez pardonu, jak uporczywa drzazga, która wbiła się na tyle głęboko, że ciężko było się jej pozbyć.

Dokończenie antidotum było na wyciagnięcie ręki. Ale czy miał jakiś plan, co dalej? Podanie jej go jak najszybciej będzie priorytetowe. Nie będzie jednak mógł ot tak zabrać jej z posiadłości Czarnego Pana, a przynajmniej nie bez narażenia swojej pozycji. Granger musi się wykazać wyczuciem i umiejętnym odegraniem swojej roli…

Za dużo myślał i analizował. Usiadł i sięgnął do szuflady stolika nocnego – wyjął stamtąd Eliksir Słodkiego Snu. Rzadko go używał, ponieważ zbyt częste dawki skutkowały uzależnieniem. Tej nocy jednak go potrzebował. Kilka kropli na język i już chwilę później spał głęboko i spokojnie.

HERMIONA

Wieczór był dla niej niezwykle trudny. Po koszmarze, w którym zabiła Snape’a, bała się zamknąć oczy. Wciąż raz za razem widziała, jak dźga go w pierś, a posoka sączy się powoli przez jego szatę. To tylko sen. Sen, nic więcej. Przecież nie zamordowałam profesora Snape’a i nigdy nie miałam tego w planie. Po prostu za dużo się ostatnio wydarzyło.

Opatrzone nacięcia na przedramionach niemiłosiernie swędziały. Przyjrzała się im w świetle księżycowej poświaty – przez bandaż przebijały się ślady krwi. Ręka od różdżki drgnęła nieświadomie, jakby samowolnie pragnęła rzucić jakieś zaklęcie. Mroczne zaklęcie. Sama ta myśl napawała ją ekscytacją. Przecież nic poważnego się nie stanie, prawda…?

Wstała z łóżka, sięgając po różdżkę i podeszła do okna. W samym jego kącie swoją sieć rozciągnął niewielki pająk. Sięgnęła pamięcią kilka lat wstecz – na ich czwartym roku w Hogwarcie, na stanowisku profesora Obrony Przed Czarną Magią pojawił się Alastor Moody, a w zasadzie nie on we własnej osobie, tylko podszywający się pod niego Barty Crouch Jr. Pierwsze zajęcia poświęcił zaklęciom Niewybaczalnym. Och, pamiętała to doskonale, a także to, jak paskudnie się czuła, patrząc na męczarnię biednego i bezbronnego pająka. Teraz było inaczej. Wycelowała różdżkę w kąt okna.

Crucio ­– wyszeptała.

Pająk oderwał się od misternie stworzonej sieci, upadając na parapet. Miotał się w konwulsjach, a ona patrzyła na ten spektakl. Wtedy, w czwartej klasie, płakała widząc cierpienie tamtego pająka. Teraz ­była tylko obezwładniająca magia, wypełniająca każdą komórkę jej ciała i uczucie potęgi, wyższości, niezniszczalności. Nie przerwała zaklęcia, a jego siła sprawiła, że w końcu pająk został rozerwany na strzępy.

– To tylko pająk – westchnęła.

Nieco zaspokojona położyła się ponownie i w końcu udało jej się zasnąć.

SEVERUS

O poranku Falcon uznał, że doskonałym pomysłem będzie zjedzenie wspólnego śniadania w Wielkiej Sali. Snape przystał na to niechętnie – już widział te wszystkie spojrzenia w ich stronę. I wcale się nie pomylił, bo kiedy przemierzali korytarze ramię w ramię, wzbudzali niemałą sensację.

– Zdaje się, że staliśmy się właśnie obiektem plotek – rzekł Barclay, szczerząc zęby.

– Mam to w nosie – mruknął Severus.

– Wobec tego dobrze się składa, że twój nos jest tak duży. A wiesz, że mówi się też o pewnej zależności między nosem a…

– Zamknij się wreszcie – odwarknął Mistrz Eliksirów, czerwieniąc się nieznacznie. – Jesteś niepoważny i mam nadzieję, że niebawem przestaniesz zaszczycać mnie swoim całodobowym towarzystwem.

– Nie liczyłbym na to, Sev. Teraz mam pewne zobowiązania tutaj, więc nie uwolnisz się ode mnie tak szybko.

Kiedy dotarli do Wielkiej Sali i zasiedli przy stole nauczycielskim, Minerwa i Pomona wciągnęły Falcona w rozmowę, dzięki czemu Severus mógł odetchnąć. Zajął się swoją owsianką, poświęcając jej całą swoją uwagę. Znajomy szum skrzydeł oznajmił, że nadeszła sowia poczta. Podniósł wzrok i zauważył, że miniaturowy chiński smok leci wprost do niego, trzymając w łapach niewielki pakunek. W końcu ­– wyczekiwany korzeń rauwolfii żmijowej, wprost z Azji. Mały smok przykuł uwagę wszystkich, gdy przysiadł naprzeciw Snape’a. Mistrz Eliksirów odwiązał pakunek i pogłaskał stworzonko, podając mu kawałek bekonu. Smok pochylił się nad jego pucharem z sokiem dyniowym i zaczął łapczywie pić. W tym czasie Severus sięgnął do szaty po pióro i pergamin i napisał zwięzłą wiadomość:

Dziękuję za przesyłkę, Mistrzu Chao. SS

­– Severusie, czy to przesyłka z Chin? – zagaiła Minerwa. – Słyszałam, że mają w zwyczaju wykorzystywać miniaturowe smoki do dostarczania przesyłek, ale pierwszy raz w życiu jestem tego świadkiem.

– Tak.

Mały smok uniósł łeb – odbiło mu się sokiem tak mocno, że zionął niewielkim płomieniem. Snape przywiązał liścik do jego łapy.

– Możesz lecieć, dziękuję.

Wzbił się w powietrze i, odprowadzony ciekawskimi spojrzeniami, zniknął w oknie pod sufitem.

– Czy to ten ostatni składnik? – zapytał konspiracyjnie Falcon.

– Owszem. Na mnie pora, dziękuję za śniadanie.

Odszedł od stołu i szybkim krokiem udał się do lochów. Do rozpoczęcia zajęć miał jeszcze trochę czasu, zdąży dodać sok z rauwolfii. W laboratorium rozpakował przesyłkę i z największą uwagą oraz delikatnością przyjrzał się korzeniowi. Z kształtu wyglądał jak wąż, natomiast kolorem i strukturą przypominał korzeń mandragory. Przy pomocy noża rozgniótł składnik na desce, odciskając z niego gęsty, mazisty sok, po czym różdżką przeniósł go nad kociołek i z mocno bijącym sercem dodał ostatnią ingrediencję. Zamieszał czterokrotnie zgodnie ze wskazówkami zegara, odczekał osiem sekund i zamieszał cztery razy w przeciwną stronę. Eliksir zmienił swoją konsystencję i barwę – z wściekle zielonego stał się bardziej stonowany i teraz bardziej przypominał maść. Rzucił kilka zaklęć sprawdzających – musiał być absolutnie pewien, że nie okaże się szkodliwy. Wszystko zdawało się być w jak najlepszym porządku. Odetchnął jakby z ulgą i przeniósł antidotum do słoiczka. Panna Granger powinna rozsmarować go na swoich skroniach, czole, ustach i powiekach. W myślach błagał Merlina, aby był skuteczny.

*

Cały dzień był dla Severusa męczarnią. Uczniowie doprowadzali go do szewskiej pasji, co w zasadzie nie było żadną nowością. Z każdym kolejnym rocznikiem odnosił wrażenie, że kompetencje młodych czarodziejów są coraz gorsze. Niewiele było takich przypadków, których wiedza wykraczała poza przeciętny umysł nastolatków. W większości była to po prostu banda nieznośnych dzieciaków, którzy woleli zajmować się przyjemnościami, nie zaś nauką.

Gdy po zakończonych zajęciach wrócił w końcu do swoich prywatnych kwater, westchnął ciężko. Widok Falcona wcale nie poprawił mu nastroju.

– Co, ciężko było? – zapytał blondyn.

– Może spróbujesz swoich sił jako nauczyciel? Wtedy pogadamy – sarknął Severus.

– A wiesz, że to nie jest taki głupi pomysł? Zdaje się, że mógłbym całkiem nieźle poradzić sobie z Zaklęciami lub OPCM. Ale chyba nie macie wolnych wakatów – zaśmiał się.

Snape poczuł palący ból w przedramieniu. Chwycił je odruchowo i syknął cicho. Barclay spojrzał na niego zaniepokojony.

­– Czarny Pan mnie właśnie wzywa – wyjaśnił Mistrz Eliksirów.

– Ale nawet nie zjadłeś kolacji…

– Spierdalaj.

Przebrał się w pośpiechu, słoiczek z antidotum schował głęboko w jednej z wewnętrznych kieszeni i opuścił komnaty, rzucając na siebie Zaklęcie Kameleona. Zaciekawione spojrzenia uczniów były ostatnim, czego potrzebował. Minąwszy bramę, teleportował się w okolice posiadłości Czarnego Pana. Z duszą na ramieniu przemierzał żwirowaną aleję, rozważając czego mógłby się spodziewać po dzisiejszym wezwaniu. Zbliżając się do drzwi wejściowych zauważył, że nie był jedyny – wokół panoszyło się sporo śmierciożerców. Zatem szykowało się zebranie. Przywitał się uprzejmie z „kolegami i koleżankami”.

– Severusie! – zawołał za nim znajomy głos.

– Witaj, Lucjuszu. Jak się miewa Narcyza?

– Doskonale, dziękuję. Gdzieś się tutaj kręci, pewnie z Bellą – mruknął, po czym zapytał znacznie ciszej: – To prawda, że Czarny Pan utrzymuje przy życiu szlamę Pottera?

– Mam wrażenie, że dzisiejsze spotkanie rozwieje wszelkie wątpliwości, Lucjuszu.

Malfoy uśmiechnął się krzywo, po czym ruszyli do sali spotkań. Zanim wszyscy przybyli, minęło trochę czasu. Snape siedział niespokojnie nie wiedząc, czego może się spodziewać. Czy to był ten dzień, kiedy Czarny Pan zechce przedstawić szerszej publiczności swój przeklęty plan? Jeśli tak, znaczyłoby to, że decyzja ta podyktowana jest pośpiechem. Kwiecień powoli dobiegał końca, ale do przesilenia wciąż było sporo czasu. A rytuał nie mógł być wykonany ani wcześniej ani później.

– Przyjaciele – zaczął Voldemort – jestem niezwykle uradowany, mogąc gościć was w moich skromnych progach.

Też mi skromne progi.

­– Dobiegły mnie słuchy, że Harry Potter widziany był w ostatnich dniach w domu pewnego charłaka – wypluł nienawistnie. – Jaka szkoda, że nie udało się go dopaść… Odpowiedzialni za tę misję zostaną dziś stosownie ukarani, aby dać przykład. Bello, jeśli możesz poczynić honory…

Bellatrix zachichotała szaleńczo, a Severus poczuł mdłości. Takie przedstawienia na zgromadzeniach były raczej rzadkością, ale Czarny Pan od czasu do czasu karał swoich zwolenników, co miało być przestrogą dla innych. Na środek wyprowadzono trzech śmierciożerców, którzy wyglądali na skruszonych.

– Severusie, zechciałbyś pomóc naszej drogiej Belli?

Och, niech go Merlin przeklnie! Nienawidził tortur, nienawidził tego, jak się czuł w ich trakcie. Był już na tyle skalany czarną magią, że sprawiało mu to przyjemność.

– Z przyjemnością, mój panie – rzekł z pozornym spokojem, kłaniając się lekko.

Sięgnął po swoją różdżkę i zbliżył się do Lestrange. Czarnowłosa kobieta zmrużyła oczy i chciwie oblizała wargi. Czuł pulsujące od niej podniecenie. Zerknął ukradkiem na Rudolfa – mężczyzna uśmiechał się szeroko. Nic dziwnego, ktoś tu będzie miał upojną noc.

– Augustusie, widzę, że chciałbyś dołączyć do wesołej kompanii. Śmiało.

Kolejny szaleniec.

Bellatrix, znużona czekaniem, rzuciła zaklęcie jako pierwsza, a jej śladem natychmiast podążył Rookwood. Severus, obawiając się dłuższego zwlekania, mruknął:

Crucio.

Wrzaski torturowanych rozniosły się donośnym echem.

Rozdziały<< Hurt | Rozdział XVIHurt | Rozdział XVIII >>

Ann

• slytherin house • walnut wood with a dragon heartstring core, 12 ½" and unbending flexibility • rattlesnake • Piszę od tak dawna, że już straciłam rachubę ;) To zawsze był mój świat, w nim czułam się najbardziej sobą. Kształtowanie nowych rzeczywistości, układanie liter w słowa, a słów w zdania stało się ważnym elementem mojego życia, bez którego czułabym pustkę. Szlifuję swój warsztat, wciąż się uczę, pracuję nad swoimi tekstami, aby stawały się coraz lepsze. Oprócz pisania, dużo czytam, rzecz jasna. Zarówno literaturę poważniejszą, jak i tę zdecydowanie niepoważną (która zresztą pozwala się czasem odmóżdżyć). Jeśli tylko starcza mi czasu, oglądam seriale i filmy. W pisaniu, jak i na co dzień, towarzyszy mi muzyka – dosłownie nie rozstaję się z moim Spotify i słuchawkami!

Dodaj komentarz