Hurt | Rozdział VII

SEVERUS

Przemierzał długie korytarze energicznym krokiem. Czarna peleryna powiewała za nim, przywodząc na myśl ogromne skrzydła. Voldemort powiedział mu, gdzie dokładnie znajdują się obecne kwatery panny Granger. Chciał sprawdzić, w jakim była stanie.

Pukał do drzwi, jednak nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Nacisnął więc klamkę. Nie były zamknięte. Postanowił zajrzeć do środka. Pokój spowijał cień, a mrok rozświetlał wyłącznie blask księżyca, padający na łóżko. Leżała na nim postać. Blada skóra wyróżniała się w poświacie. Dziewczyna miała zamknięte oczy, spała. Podszedł bliżej, niepewny tego, czy powinien ją budzić. W końcu po raz pierwszy od dawna miała szansę, by wypocząć. Jej twarz wygląda na spokojną, wygładzoną. Kosmyk włosów spoczywał na jej policzku. Severus poczuł dziwną potrzebę, by go odgarnąć. Powstrzymał się jednak, zaciskając dłonie.

– Granger? – zapytał.

Nie zareagowała, więc delikatnie potrząsnął ją za ramię. Gwałtownie otworzyła oczy i krzyknęła:

– Puszczaj!

– Spokojnie, to tylko ja – mruknął.

– Profesor Snape… Przepraszam, myślałam, że to znowu on.

– Coś ci zrobił?

– Profesorze, ten drań chce mnie wykorzystać. Wolę zginąć! – powiedziała. – On… kazał mi sobie służyć. Pragnie mojej mocy.

– Cóż, domyśliłem się, że z pewnością ma w tym jakiś ukryty cel. Granger, wiem, że to trudne. Nie daj się złamać.

Łzy błysnęły w jej oczach. Coś było nie tak, wyczuł to.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się poddajesz? – warknął.

– Nie, ale… Merlinie, nie mogę.

– Weź się w garść, dziewczyno! To jest wojna, nie ma czasu na słabość i poddawanie się. Kiepski moment wybrałaś na załamanie nerwowe. Jeśli cię to pocieszy, będę tu co jakiś czas zaglądał i pomogę ci. Nauczę cię kilku przydatnych zaklęć, pojedynku, paru eliksirów. Skoro Czarny Pan dał ci taką możliwość, wykorzystaj ją na swoją korzyść.

Tak bardzo pragnęła mu powiedzieć o Eliksirze Servitus, ale Voldemort surowo jej tego zabronił. Pokłosie działania wywaru zaczęło się objawiać… Od teraz będzie stopniowo przejmował nad nią kontrolę, nad jej działaniami i słowami, być może nawet nad myślami. Czy miała być tajną bronią?

– Dobrze, profesorze Snape.

– Od dziś powinniśmy zacząć uważać na to, co mówimy. Ściany mają uszy.

Odetchnęła. Sama chciała to zaproponować. Nie mogła wiedzieć zbyt wiele, bo prędzej czy później Voldemort wyciągnie z niej wszystko. Przyjdzie taki czas, kiedy zupełnie przestanie się opierać. A ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła było zdradzenie przyjaciół i zdemaskowanie Snape’a jako szpiega.

– Kiedy ostatnio coś jadłaś?

– Nie wiem, nie pamiętam.

Wezwał Iskierkę i poprosił o podanie kolacji. Kilka minut później nieduży stoliczek pod oknem zapełnił się jedzeniem. Hermiona westchnęła z radością. Usiadła na jednym z krzeseł, z apetytem się zajadając.

– A pan?

– Nie jestem głodny – odparł, obserwując ją z bezpiecznej odległości.

Rzadko w jego sercu gościły jakiekolwiek uczucia, zwłaszcza współczucie. Jednak teraz było mu żal. Tak młoda osoba została postawiona w sytuacji niemal bez wyjścia. I to jeszcze w świecie, o który nie prosiła. Została obdarowana potężnym magicznym potencjałem. A jej życie mogło być zupełnie normalne w mugolskim świecie. Zapewne skończyłaby jakąś szkołę, poszła na studia, do pracy, założyła rodzinę. Nawet nie miałaby pojęcia o istnieniu magii, nie mówiąc już o wojnie czy jakimś popieprzonym czarnoksiężniku, który zapragnął przejąć władzę nad światem. O ileż byłoby jej łatwiej…

– Dlaczego pan tak na mnie patrzy?

– Zamyśliłem się – odparł lekko speszony, że został przyłapany.

Cholera! Zachowywał się zupełnie jak jakiś szczeniak, to do niego niepodobne. Zacisnął mocno pięści, boleśnie wbijając paznokcie w dłonie.

– Potrzebujesz rekonwalescencji? Zostawię cię i wrócę niebawem. Odpocznij. Przekażę, że masz się lepiej.

– Czy powie im pan o jego planach?

– Tak. Dopóki on sam mi nie zabroni, mogę to zrobić. Wieczysta Przysięga.

Wygiął usta w taki sposób, jakby chciał się uśmiechnąć, ale wyszło to zupełnie nieporadnie. Odwrócił wzrok i podszedł do Hermiony.

– Trzymaj się, Granger. Niedługo się zobaczymy i zaczniemy twój trening.

Ścisnął delikatnie palce na jej ramieniu, jakby chciał dodać jej otuchy i wyszedł pospiesznie, powiewając swoimi nieśmiertelnymi szatami.

HARRY, RON I REMUS

Remus płakał. Początek kwietnia przyniósł ze sobą niezwykłe wieści. Dora urodziła, a on nie mógł być przy niej, nie wspierał jej w tym trudnym dla niej czasie. Nie mógł zobaczyć swojego kochanego synka ani żony. Pragnął wyłącznie końca wojny, by zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie. Przez moment nawet pomyślał o ucieczce z Anglii, jednak szybko zgromił tę myśl, nim się rozwinęła. To nie byłoby rozwiązaniem problemu.

– Jak się czujesz? – zapytał Bill, podając mu butelkę piwa i siadając obok na werandzie.

– Wybacz, pokazywanie słabości nie leży w mojej naturze – mruknął Lupin. – Tym, czego najbardziej teraz chcę, to zobaczenie Dory i Teddy’ego.

– Zrozumiałe. Miejmy nadzieję, że to wszystko skończy się możliwie jak najszybciej i że wszystko pójdzie po naszej myśli… Wystarczy tych poświęceń, żałoby i opłakiwania straty. Cieszmy się nowym życiem. Za Teda Remusa Lupina! – wzniósł toast.

– Dzięki, Bill.

Uśmiechnął się słabo. Jego syn był zdrowy, żona również. To było teraz najważniejsze. Dziś należało świętować, a jutro… A jutro walczyć o lepszy świat.

SEVERUS

Zgromadzenie członków Zakonu Feniksa zajęło trochę czasu, a i tak nie wszyscy byli w stanie się pojawić. Jednak tym, którzy przybyli, Severus miał do przekazania kilka informacji na temat planów Czarnego Pana i stanu panny Granger. Zastanawiał się, w jaki sposób to zrobić, by nie wzbudzić niepotrzebnych sensacji i nie doprowadzić do wrzenia gryfońskiej krwi. A był niemal pewien, że tak właśnie skończyłoby się to spotkanie.

Kiedy wszelkie rozmowy przycichły, zabrał głos:

– Jest kilka kwestii, które należy omówić. Po pierwsze, Czarny Pan chce zaatakować kilka mugolskich rodzin, których członkami są mugolaki. Między innymi Creevey, Finch-Fletchley i Cattlemore. Będziemy potrzebować zespołów defensywnych. Ataki mają mieć miejsce w okolicach północy w najbliższy piątek. Shacklebolt, jeśli możesz zorganizować grupy, będę wdzięczny. Prawdopodobnie Czarny Pan wyśle mnie na którąś z tych akcji, postaram się subtelnie poprzeszkadzać moim przyjaciołom.

Ostatnie słowo wypluł z taką pogardą i chłodem, że sama Minerwa się wzdrygnęła.

– A co z Hermioną? – zapytała nieśmiało McGonagall.

– Ach, tak. Panna Granger… Czarny Pan ma wobec niej jakiś większy plan, utrzymuje dziewczynę przy życiu, obecnie nawet w stosunkowo dobrym stanie. Ograniczył tortury i zaoferował jej lepsze warunki. Wydostanie jej będzie niezwykle trudne, o ile nie niemożliwe. I zaczynam wątpić w mój pierwotny pomysł z chwilowym uśmierceniem jej. Obawiam się, że to nie przejdzie. Czarny Pan zażyczył sobie natomiast, bym zajął się edukacją i treningami panny Granger. Chce zrobić z niej swoją broń.

– Na litość Merlina! To okrutne! Trzeba jak najszybciej wymyślić, w jaki sposób możemy ją stamtąd zabrać! – zakrzyknęła Molly.

– Uspokój się, Molly. Na razie nie jestem w stanie nic zdziałać. Mogę jedynie zadbać o jej bezpieczeństwo. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.

Poczuł przytłaczające zmęczenie i chęć natychmiastowej ucieczki z tego miejsca. Wszystkie oczy skierowane były na niego, a on widział w nich tylko niemy wyrzut. Nikt tego nie mówił, jednak te spojrzenia… To było za dużo jak na jednego człowieka. Gdyby tylko mógł, poświęciłby własne życie, aby wyciągnąć tę dziewczynę. Ale wtedy szala zwycięstwa przeważyłaby się na stronę Czarnego Pana.

Nie wiedział, co zrobić. Po raz pierwszy od dawna czuł bezsilność, strach, niepewność… Kumulacja tego wszystkiego doprowadzała go do wściekłości, z którą radził sobie coraz gorzej. A jakiekolwiek zwierzanie się czy użalanie zdecydowanie nie leżało w jego naturze.

Spotkanie zdawało się ciągnąć w nieskończoność, a gdy tylko dobiegło końca, natychmiast opuścił Grimmauld Place 12, nawet się nie żegnając. Myślał tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w swoich kwaterach. Przekroczywszy próg mieszkania, zatrzymał się i odetchnął długo i głęboko. Bardzo rzadko pozwalał sobie na okazywanie jakiekolwiek słabości, ale dziś po prostu musiał.

Sięgnął po butelkę z Ognistą Whisky. Ręce drżały mu nieznacznie, gdy nalewał jej do szklanki. Zatoczył delikatne koło, obserwując jak złocisty płyn otacza kryształowe ścianki. Zdawał sobie sprawę, że picie alkoholu w momencie, gdy jego kondycja psychiczna była kiepska, było złym pomysłem. Jednak tylko w taki sposób był w stanie złagodzić ten mrok.

Nie delektował się. Wypił wszystko jednym haustem.

HERMIONA

Hermiona czuła się zupełnie samotna i bezużyteczna, dodatkowo zaczęły dręczyć ją wyrzuty sumienia. Była rozdarta. Eliksir działał coraz skuteczniej, każdy rozkaz Voldemorta wykonywała już niemal bez oporu. Wprawdzie nie miał jeszcze wygórowanych oczekiwań i zadań, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Musiał być zupełnie pewien, że udało mu się zdobyć pełną kontrolę. Na razie miała się uczyć, chłonąć wiedzę z ksiąg z ogromnej biblioteki. Wiedzę powszechnie uznawaną za zakazaną i niebezpieczną.

Długie godziny zamieniły się w dni. Powoli traciła rachubę czasu, w zasadzie nawet przestała liczyć. Nie miała pojęcia, jak długo znajdowała w posiadłości Czarnego Pana.

– Jak twoja nauka, Granger? – rzucił Voldemort, wchodząc do biblioteki. Zajął miejsce w swoim fotelu. Tuż pod jego stopami zwinęła się Nagini.

– Całkiem nieźle – odparła.

– Chyba się nieco zapominasz, szlamo.

– Wybacz, panie.

Skłoniła się nisko, kątem oka dostrzegając jego szyderczy, ale i zadowolony uśmiech. Miał efekt, jakiego pragnął. Była mu całkowicie posłuszna.

– Tak lepiej. Zapewne ciekawi cię, kiedy odwiedzi cię nasz drogi Severus.

– Dawno się z nim nie widziałam, panie – powiedziała. – Byłabym uradowana, mogąc z nim porozmawiać.

Czarny Pan zaśmiał się paskudnie.

– Czyżbyś się przywiązała?

Merlinie, pragnęła tylko porozmawiać z kimś bez strachu o swoje życie. A on był jedyną osobą, z którą mogła to zrobić. Wprawdzie Voldemort ostatnio stał się łagodniejszy wobec niej. Nie karał jej torturami tak, jak na początku. Potrzebował jej siły, energii, mocy, więc musiała być w jednym, nienaruszonym kawałku. Powoli zaczynała sobie z tego zdawać sprawę.

– Nie, panie – odparła krótko.

– Przygotuj się. Wezwę go dziś wieczorem.

 

Rozdziały<< Hurt | Rozdział VIHurt | Rozdział VIII >>

Ann

• slytherin house • walnut wood with a dragon heartstring core, 12 ½" and unbending flexibility • rattlesnake • Piszę od tak dawna, że już straciłam rachubę ;) To zawsze był mój świat, w nim czułam się najbardziej sobą. Kształtowanie nowych rzeczywistości, układanie liter w słowa, a słów w zdania stało się ważnym elementem mojego życia, bez którego czułabym pustkę. Szlifuję swój warsztat, wciąż się uczę, pracuję nad swoimi tekstami, aby stawały się coraz lepsze. Oprócz pisania, dużo czytam, rzecz jasna. Zarówno literaturę poważniejszą, jak i tę zdecydowanie niepoważną (która zresztą pozwala się czasem odmóżdżyć). Jeśli tylko starcza mi czasu, oglądam seriale i filmy. W pisaniu, jak i na co dzień, towarzyszy mi muzyka – dosłownie nie rozstaję się z moim Spotify i słuchawkami!

Dodaj komentarz