Hurt | Rozdział VIII

SEVERUS

Severus skończył zajęcia z szóstym rokiem. Widok bladej i zmartwionej twarzy Ginewry Weasley sprawiał mu przykrość. Doskonale wiedział, że nastolatka martwi się o pannę Granger, o której nikt nie miał żadnych wieści od długiego czasu. Nawet on, najbliższy powiernik Czarnego Pana. Voldemort trzymał wszelkie informacje na jej temat wyłącznie dla siebie. Nie podzielił się nimi nawet z Wewnętrznym Kręgiem. Prawdopodobnie sprawdzał dziewczynę i gdy będzie pewien, że jego plan może się powieść, zgromadzi zaufanych. Severus przypuszczał, że ten misternie przygotowany projekt zakłada wykorzystanie Granger przeciwko jej własnym przyjaciołom, przeciwko Potterowi. I choć były to wyłącznie domysły, to ten plan mu się nie podobał.

Znajome ukłucie w przedramieniu w drodze na kolację zdziwiło go, ale jednocześnie ucieszyło – w końcu zobaczy ją i sprawdzi w jakim jest stanie. W pośpiechu opuścił zamek, a gdy znalazł się w bezpiecznym miejscu, teleportował się w okolice posiadłości Czarnego Pana. Przy bramie zwolnił nieco kroku, odetchnął głęboko i – już spokojniejszy – przekroczył włości skąpane w mroku. Deszcz siąpił nieustannie za każdym razem, gdy się tu pojawiał, potęgując uczucie opuszczenia. Z daleka dało się słyszeć grzmoty, a pochmurne niebo przecinały błyskawice, zwiastujące nadchodzącą burzę. Wewnątrz budynku przywitała go cisza, która szybko została przerwana przez domowego skrzata.

– Pan Snape, sir – rzekła Iskierka, kłaniając się nisko. – Czarny Pan już czeka.

Poprowadziła go w głąb korytarza, którego mrok rozjaśniały blade światła świec, rozpalające się z każdym ich krokiem i niknące, kiedy je mijali. Do wrażliwych nozdrzy Severusa docierał nieprzyjemny i gryzący zapach stęchlizny, spowodowany dużą wilgotnością. Zewsząd otaczał go chłód i zdawało mu się, że nie dałoby się go pozbyć nawet zaklęciami. Iskierka zatrzymała się dopiero pod drzwiami biblioteki. Skłoniła się raz jeszcze i zniknęła z cichym pyknięciem. Severus wszedł do środka, przybierając na twarz maskę zupełnej obojętności.

– Mój panie – skinął Voldemortowi na powitanie. – Wzywałeś mnie.

– Witaj, Severusie. Zapewne wiesz, dlaczego tutaj jesteś. Nasza szlama w ostatnim czasie uczyła się sama. Pora, by przejść do ćwiczeń.

Skinął palcem, a z cienia wyłoniła się wyprostowana postać panny Granger. Snape zastygł. Wyglądała inaczej niż gdy widział ją ostatnim razem, a było to jakiś tydzień temu. Wtedy była przestraszona i smutna, ale nadal dzielna, z zapadniętymi policzkami, rozczochranymi włosami, ubrana w za dużą szatę Bellatrix. Teraz, choć nadal blada, nie była tak przeraźliwie chuda, co podkreślała czarna, dopasowana sukienka. Włosy miała gładkie i ciasno upięte. Nawet tęczówki jej pociemniały. Daleko im było do dotychczasowego koloru płynnego miodu. Stała nienaturalnie wręcz wyprostowana z zawziętym wyrazem twarzy.

– Profesorze Snape – przywitała go chłodno.

– Panna Granger – mruknął zaskoczony.

– Pokaż Severusowi, czego zdążyłaś się nauczyć, szlamo.

Nie czekała na moment, aż Mistrz Eliksirów wyciągnie swoją różdżkę. Rzuciła klątwę tnącą. Uratował go wyłącznie doskonały refleks. Wraz z unikiem wydobył różdżkę i osłonił się przed kolejnym czarnomagicznym zaklęciem. Granger atakowała z niesamowitą zaciętością. Początkowo chciał się jedynie bronić, ale jej furia skłoniła go do ataku. Szybko znalazł słabość przeciwnika. Mimo lepszego wyglądu, dziewczyna nadal była osłabiona, a dodatkowo w kiepskiej kondycji fizycznej. I o ile na początku sprawnie rzucała zaklęcia, poruszając się po przestronnym pomieszczeniu, o tyle teraz złapała zadyszkę. Widocznie ją to frustrowało, bo starała się maskować, znacząco spowalniając swoje ruchy. Wypoczęty i lepiej odżywiony Severus nie męczył się tak szybko i ostatecznie sprawnie wytrącił różdżkę z jej dłoni, łapiąc ją w locie.

– Przyzwoicie – skomentował.

Zgromiła go spojrzeniem, próbując złapać oddech. Czarny Pan natomiast patrzył na nich z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Choć spodziewałem się nieco dłuższej walki – dodał Snape, po krótkiej chwili milczenia.

– Zechciałby pan oddać moją różdżkę?

Dopiero teraz w pełni do niego dotarł pewien fakt. On pozwolił jej posiadać różdżkę. Zerknął na Voldemorta, który skinął zezwalająco. Snape podał różdżkę Granger.

– Severusie, gdybyś mógł odwiedzać nas częściej i kontynuować te ćwiczenia ze szlamą, byłoby wspaniale. Mam bowiem pewien pomysł i chciałbym przedstawić ci go na osobności – powiedział Voldemort, a Hermiona bez słowa sprzeciwu opuściła bibliotekę.

– Tak, panie?

– Otóż, jak zapewne doskonale wiesz, szlama jest przyjaciółką samego Pottera. Chłopak bardzo ceni sobie przyjaźń i swoich przyjaciół, więc niezwykle zabawnym zwrotem akcji byłoby wykorzystanie jej przeciw niemu. Z niechęcią muszę to przyznać, ale dziewczyna ma potencjał, którego nie należy marnować. Zabić ją można dopiero wtedy, gdy uwięzimy Pottera. Także i na śmierć tego chłopaka mam pomysł.

Uśmiech na jego twarzy był tak podły, że Severus miał ochotę się skrzywić. Och, tak. To było bardzo w stylu Czarnego Pana. Wykorzystywanie przyjaźni i miłości, obracanie jej w nienawiść i chęć zemsty.

– Mój panie, jeśli wolno mi zapytać… Jak udało ci się zdobyć jej posłuszeństwo? Widzę, że dziewczyna zaczyna ci ufać i jestem pełen podziwu – odparł.

– Myślę, że powinieneś już się domyślać, Severusie.

– Eliksir Servitus, czyż nie?

Merlinie, jeśli zmusił ją do wypicia tego, była na nieomal przegranej pozycji. Stąd ta jej potulność i słuchanie jego poleceń. Stawała się – o ile już nie była – zupełnie oddana. Wprawdzie istniało antidotum, ale nawet ono nie miało stuprocentowej skuteczności działania. Servitus na tyle mocno wpływał na psychikę i postrzeganie rzeczywistości, że przywrócenie umysłu do poprzedniego stanu było niemal niemożliwe. A analityczna i logiczna natura Severusa wykluczała istnienie jakichkolwiek cudów w tej kwestii.

– Zgadza się – przytaknął pęczniejący z dumy Voldemort. – Czy to nie genialny pomysł?

– Panie, uważam, że wykorzystanie szlamy na pewno mocno dotknie Pottera. Być może chłopak się załamie. Dodatkowo Granger jest trafnym wyborem, gdyż stanowiła główne ogniwo w kwestii planowania. Teraz zostali na lodzie i muszą nauczyć się radzić sobie bez jej inteligencji. Co – zaręczam – będzie dla nich wyczynem.

– Wspaniale! Właśnie takich wieści oczekiwałem. Zatem udało się utrudnić im ich wątpliwą misję. Czy zdołałeś dotrzeć do informacji na temat tego, gdzie obecnie znajduje się Potter?

– Niestety nie. Tymczasowo ślad urwał się na Forest of Dean. Nie informują żadnego z członków Zakonu Feniksa o swoich krokach. Są zupełnie nieuchwytni.

Severus dostrzegł, że twarz Voldemorta nieznacznie drgnęła. Rzadko widywał jakiekolwiek emocje na wężowatym obliczu – Czarny Pan był zagadką nawet dla niego. Wyczuł jednak, że się niepokoi. Być może nawet się boi. Z każdym kolejnym zniszczonym horkruksem Voldemort wygląda na słabszego. Był pewien, że czarnoksiężnik dostrzega zmiany, które zachodziły w jego wyglądzie – zapadnięte i podkrążone gadzie ślepia, nieznaczne plamy i wykwity na łuskowatej skórze… A ten spokój był wyłącznie pozorowany.  

– Oddelegowałem większą grupę szmalcowników, ale ci idioci nawet dobrego tropu nie potrafią znaleźć. A teraz muszę cię opuścić, Severusie. Nagini robi się głodna. Jeśli chcesz porozmawiać ze szlamą, to zapewne udała się do swojej komnaty.

Po tych słowach Czarny Pan opuścił bibliotekę, a za nim podążyła Nagini. Snape odczekał kilka sekund, upewniając się, że nie wrócą i w końcu wypuścił głośno powietrze z płuc. Przez cały czas, w obecności Voldemorta, był tak spięty, że teraz czuł ból w mięśniach. Nie czekając dłużej, udał się do pokoju Granger. Wiedział, że nie może z nią rozmawiać o sprawach związanych z Zakonem czy Potterem. Mogłaby ich zdradzić wbrew sobie. Nie znał nikogo, kto byłby w stanie oprzeć się Eliksirowi Zniewolenia, a jego skutki były prawie nieodwracalne. Z tego powodu Ministerstwo Magii określiło go jako wyjątkowo okrutny, a jego stosowanie uznano za zbrodnię. Dla Czarnego Pana nie istniało jednak coś takiego, jak „zakazany” czy „zbrodniczy”. On był ponad wszystkim, ponad jakimkolwiek prawem. To on ustanawiał nowe prawo.

Zapukał do drzwi sypialni panny Granger, a usłyszawszy ciche zaproszenie, wszedł do środka.

– Miałam nadzieję, że jeszcze mnie pan odwiedzi – powiedziała.

Stała przed oknem, wpatrując się w przestrzeń. Podszedł bliżej. Już nie była tak nienaturalnie wyprostowana, jak wcześniej. Teraz wyglądała na zmęczoną.

– Nie torturował mnie ostatnio, bo wiem, że to pana interesuje, profesorze.

– To dobrze. Jak się pani czuje?

– Wbrew pozorom, całkiem nieźle. Jestem dobrze traktowana. Iskierka rozpieszcza mnie przepysznymi potrawami, a Czarny Pan docenia to, jak szybko się uczę nowych rzeczy. Co słychać w Zakonie i… u chłopców? – zapytała, spoglądając na niego.

– Nie wiem, nie mam od nich żadnych informacji. Ostatnio nie było żadnego zebrania, każdy zajmuje się swoimi powinnościami. W zasadzie, nic nowego, panno Granger.

– Mam wrażenie, że coś pan przede mną ukrywa. Ale może to tylko wrażenie – rzekła, wzruszając ramionami. – A teraz proszę mi powiedzieć co mam zrobić, żeby poprawić swoją kondycję w pojedynkach.

– Ciężko będzie ci to zrobić, mając do dyspozycji wyłącznie ten pokój i bibliotekę. Potrzebujesz sali do ćwiczeń. I porządnego manekina, na którego będziesz mogła rzucać zaklęcia. Mogłabyś w taki sposób praktykować każdego dnia, a ja później sprawdzałbym, czego udało ci się nauczyć. Zwrócę na to uwagę Czarnemu Panu, kiedy z nim porozmawiam.

­– Czarny Pan wyszedł?

­– Zabrał Nagini na… obiad – odmruknął Severus.

W jego sercu zagościł jeszcze większy niepokój. Nie wiedział już, co było gorsze – torturowanie jej czy zniewolenie umysłu. Zapewne jakiekolwiek kategoryzowanie i zestawianie tych dwóch okrutnych aktów było zwyczajnie głupie. Merlinie… czuł, że traci grunt pod nogami, że coraz mniej wie, jak powinien postąpić – co zrobić, aby jeszcze ocalić tę dziewczynę? Czy istnieje jakakolwiek szansa?

­– Dużo pan myśli, profesorze – zauważyła, wyrywając go nagle z zamyślenia.

Skrzywił się nieznacznie, posyłając jej ostre spojrzenie, przez które widocznie się speszyła.

– Przepraszam – wymamrotała. – Powinnam być bardziej wdzięczna, że okazał mi pan tyle… cóż… łaski.

Spojrzał prosto w jej pociemniałe oczy – dostrzegł w nich znajomy błysk. Ta panna Granger wciąż tam była i jeszcze próbowała walczyć. Zbliżyła się do niego w kilku krokach i kurczowo złapała jego ramiona.

­– Profesorze Snape… ja… ja wiem, że Sam-Pan-Wie-Kto podał mi coś. Przepraszam…

– Na litość boską, skończ z tym przepraszaniem, bo mnie to zaczyna drażnić. Doskonale wiem, co podał ci Czarny Pan. Widzę, że walczysz. Błagam cię, nie poddawaj się jeszcze. Nie pozwól…

– Nie dam rady zbyt długo. Czy istnieje jakieś antidotum? – spytała szybko, jakby czuła, że niebawem jej właściwa świadomość zostanie stłamszona.

– Istnieje, ale nie ma stuprocentowej skuteczności. Zrobię co w mojej mocy.

– Dziękuję.

Zamknęła oczy, a gdy ponownie je otworzyła ­– otaczał je mrok.

Rozdziały<< Hurt | Rozdział VIIHurt | Rozdział IX >>

Ann

• slytherin house • walnut wood with a dragon heartstring core, 12 ½" and unbending flexibility • rattlesnake • Piszę od tak dawna, że już straciłam rachubę ;) To zawsze był mój świat, w nim czułam się najbardziej sobą. Kształtowanie nowych rzeczywistości, układanie liter w słowa, a słów w zdania stało się ważnym elementem mojego życia, bez którego czułabym pustkę. Szlifuję swój warsztat, wciąż się uczę, pracuję nad swoimi tekstami, aby stawały się coraz lepsze. Oprócz pisania, dużo czytam, rzecz jasna. Zarówno literaturę poważniejszą, jak i tę zdecydowanie niepoważną (która zresztą pozwala się czasem odmóżdżyć). Jeśli tylko starcza mi czasu, oglądam seriale i filmy. W pisaniu, jak i na co dzień, towarzyszy mi muzyka – dosłownie nie rozstaję się z moim Spotify i słuchawkami!

Dodaj komentarz