Hurt | Rozdział VI

SEVERUS

Czarny Pan nie wzywał go już od kilku dni. W Severusie rósł niepokój, bowiem obawiał się o los panny Granger. Czuł swego rodzaju żal, że nie mógł jej stamtąd po prostu zabrać i ukryć w bezpiecznym miejscu. Zginąłby. Nawet jeśli sam nie cenił swojego życia, zdawał sobie sprawę, że był potrzebny Zakonowi. Tylko on zapewniał im jakiekolwiek informacje o działaniach śmierciożerców. Przeklęty Voldemort, przeklęty Dumbledore i cała ta cholerna wojna!

– Niech to szlag! – warknął pod nosem.

Nawet warzenie eliksirów leczniczych nie pozwalało mu się tak zupełnie oderwać. Większość czynności robił automatycznie, więc mógł swobodnie myśleć. A myśli były dręczące. Był zagubiony. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Granger nie powinna dać się złapać. Gdyby nie to, wszystko byłoby łatwiejsze. Jej uwięzienie przyniosło wyłącznie więcej zmartwień i problemów bez możliwości rozwiązania ich. Zapewne jedynym możliwym sposobem na wydostanie jej, była śmierć. Choć kto wie, czy Czarny Pan pozwoliłby ot tak oddać jej ciało. Był nieprzewidywalnym szaleńcem, można było się po nim spodziewać dosłownie wszystkiego.

Spojrzał na zegar. Za kilka minut miało odbyć się zebranie Zakonu. Dziś chciał w końcu przekazać im współrzędne posiadłości. Nie mógł dłużej zwlekać. Był świadom tego, do czego może doprowadzić ujawnienie tej informacji. Liczył jednak na to, że członkowie Zakonu zdołają okiełznać ogniste temperamenty. Nie mogli sobie pozwolić na atak. Było ich zdecydowanie za mało. Nie mieliby żadnych szans w starciu z armią śmierciożerców, których przybywało z każdym dniem.

Wrzucił do kominka garść proszku Fiuu i wkroczył w zielone płomienie, wyraźnie wypowiadając adres Grimmauld Place 12. Znalazł się w gwarnej kuchni. Otrzepał szatę z popiołu i odchrząknął. Wpierw dostrzegła go Molly.

– Ach, Severusie, mój drogi! Z pewnością jesteś głodny, usiądź, zrobiłam zupę.

Nim zdążył się ruszyć, pani Weasley już ciągnęła go za rękaw, sadzając na chwiejnym krześle jak krnąbrne dziecko. Nie dał po sobie poznać, że cała ta sytuacja była dla niego niekomfortowa.

– Czy wiadomo coś o Hermionie? – zapytał Artur.

Nagle wszelkie rozmowy przycichły i wszyscy nadstawili uszu.

– Arturze, na Merlina! Dajże mu zjeść w spokoju – skarciła męża Molly. – Za chwilę zaczniemy spotkanie.

  – Oczywiście. Wybacz Severusie.

Był w tym pomieszczeniu od kilku minut, a poziom irytacji niebezpiecznie wzrósł. Hałas nie pozwalał się skupić, słuchanie tych durnych przekrzykiwań i śmiechów drażniło go do tego stopnia, że miał ochotę wyjść, spektakularnie trzaskając drzwiami, by dać im do zrozumienia, że ich zachowanie jest co najmniej niepoważne. Być może nie rozumiał ich potrzeby złudnej normalności, może był zbyt ograniczony. Ale trwała wojna i to był priorytet.

Zjadł dość niechętnie miskę zupy. Nie był głodny. Podziękował i wstał ze swojego miejsca.

– Dobrze, zacznijmy – mruknął. – Panna Granger… nie widziałem się z nią od kilku dni. Byłem w posiadłości Czarnego Pana bagatela dwa razy. Z pewnością nie jest rozpieszczana. Nie znam jeszcze jego zamiarów wobec niej. Na razie próbował ją złamać. To, czego się dopuścił było okrutne. Kazał mi szczegółowo opisać stan, w jakim ją zastałem, ale wątpię, by to był dobry pomysł. W każdym razie, nawet mnie ten widok przeraził. Przykro mi, ale nie jestem w stanie powiedzieć niczego więcej na jej temat. Kolejna sprawa. Na spotkaniu dostałem polecenie, by podać wam współrzędne posiadłości.

Jego słowa sprawiły, że rozgorzała prawdziwa dyskusja.

– CISZA – warknął. – Nawet jeśli powiem, gdzie się znajduje, co zrobicie z tą informacją? Wybierzecie się tam i zaatakujecie? Bądźmy poważni. Nikt z was nie ma takiej siły. To jest niewykonalne.

– Severus ma rację – powiedziała Minerwa. – Mierzmy siły na zamiary.

– Co więc zrobimy? Jak uratować Hermionę? – zapytała Tonks.

– Jest pewien sposób, jednak dość ryzykowny – westchnął Snape. – Musi być martwa.

Szok i niedowierzenie malowały się na twarzach zebranych. Nie tego się spodziewali, to było zbyt dużo.

– Severusie, ty chyba nie… – zaczęła Molly.

– Zanim cokolwiek powiecie, posłuchajcie. Istnieje sposób na sfingowaną śmierć. Eliksiry są ogromnym wachlarzem możliwości. Wszystko jednak musiałoby się odbyć w ciągu trzech godzin, w innym wypadku panna Granger umarłaby bezpowrotnie. Tylko nie mogę mieć pewności co do tego, czy Czarny Pan zgodziłby się oddać ciało. Dlatego jest to plan na tyle niebezpieczny, że nie wiem, czy chcemy aż tak ją narażać.

– Czy pozostaje nam coś innego?

– Nie wiem, dopóki nie zobaczę Granger. Niestety w kwestii jej odzyskania musimy się tymczasowo wstrzymać.

Pani Weasley rozpłakała się. Snape uniósł brew. Łzy nie były pomocne.

HARRY, RON I REMUS

W Muszelce pojawiły się kolejne osoby. Luna Lovegood, Garrick Ollivander, Dean Thomas i Gryfek, uratowani przez Zgredka, który przypłacił to życiem. Przetrzymywano ich w lochach Malfoy Manor. Nadzieja umarła. Nie było z nimi Hermiony. To oznaczało tylko jedno – zabrał ją sam Voldemort.

W niedużym domku nad morzem zrobiło się dość ciasno, jednak nikt nie narzekał. Dean i Luna spędzali sporo czasu razem, dużo spacerowali, często gdzieś znikali. Kondycja fizyczna Ollivandera poprawiała się z każdym dniem, więc Bill zaproponował, by przeniósł się do ciotki Muriel, gdzie byłby równie bezpieczny, a warunki byłby znacznie bardziej komfortowe. Harry, Ron i Remus sporo czasu spędzili z Gryfkiem, od którego dowiedzieli się, że w skrytce Bellatrix Lestrange, w Banku Gringotta, znajduje się niezwykle cenna rzecz. Puchar Helgi Hufflepuff. W końcu mieli wskazówkę! Teraz pozostało tylko dostać się tam i zdobyć go, a później zniszczyć.

– Chłopcy, nim wybierzemy się do Banku musimy dokładnie opracować strategię. Gobliny opowiadają się po stronie Sami-Wiecie-Kogo, trzeba zachować wszelką ostrożność. Będziemy potrzebować Eliksiru Wielosokowego. Inaczej się tam nie dostaniemy. Obawiam się jednak o to, w jaki sposób stamtąd uciekniemy…

– Remusie, nie mamy wyjścia, musimy tam pójść, bez względu na ryzyko – rzekł Potter. – Czy są jakieś informacje o Hermionie?

– Severus zajmuje się tą sprawą. Na razie nic konkretnego.

– Ach, Snape. Wątpię, by cokolwiek zdziałał – oburzył się Ron.

– Ronaldzie, zapewniam cię, że robi wszystko, co w jego mocy. Zadba o jej bezpieczeństwo, jestem tego bardziej niż pewien. Ale nie możemy ryzykować utratą szpiega.

– Cokolwiek powiesz, nie zmieni to mojego zdania na jego temat. Cholerny zdrajca – wypluł ze złością Weasley.

Lupin przetarł zmęczone oczy. Niedawno była pełnia, ciężko to zniósł. Zapadnięte policzki, mysie, przerzedzone włosy i wysoka, chuda postura. Ubrania na nim wisiały, cokolwiek na siebie nie założył.

– Daj spokój, Ron – mruknął Harry.

– Daj spokój?! Czy ty się słyszysz? Sam-Wiesz-Kto przetrzymuje Hermionę, Merlin jeden wie, czy ona jeszcze żyje. A może poddają ją długim torturom i zrobią z nią to samo, co z profesor Burbage?! Pomyśl! Przecież to potwór! – zakrzyknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Potter zacisnął zęby. Dawno nie czuł się tak bezsilny. Zerknął na zasmuconego Remusa, po czym opuścił pokój potrzebując powietrza. Lupin rozsiadł się wygodniej w fotelu, przymykając powieki. Nie miał za złe chłopcom tego, w jaki sposób się zachowywali. Przeżywali tragedię na swój sposób i doskonale to rozumiał.

HERMIONA

Pokój, który dostała od Voldemorta był nieduży, ale posiadał wszystko, czego potrzebowała. Łóżko, w końcu wygodne, miękkie, w którym można było się zapaść. Była też prywatna łazienka. Nie chciał, by kręciła się po posiadłości. Jedynym miejscem, do którego miała prawo iść, była biblioteka. Do tego wyłącznie w towarzystwie Iskierki. Skrzatka miała pełnić funkcję tymczasowego opiekuna-nadzorcy, do momentu, kiedy Czarny Pan zleci to któremuś ze swoich zwolenników. Modliła się o to, by tą osobą został Snape.

– Kiedy przyjdzie profesor Snape? – zapytała, nim zdążyła się ugryźć się w język.

Voldemort przystanął w drzwiach i spojrzał na nią przez ramię.

– Ach, Severus… Po co ci ta informacja? – syknął.

– Chciałabym… jest jedyną osobą, którą znam. Czułabym się lepiej, mogąc się z nim zobaczyć.

Zaśmiał się szyderczo.

– Ufasz zdrajcy, Granger?

– On… Ja…

– Wysłówże się, dziewucho!

Zamilkła, skubiąc nerwowo skórki wokół paznokci.

Legilimens!

Czuła, jak wdziera się w jej umysł, jak przegląda po kolei obrazy w jej głowie. Ale znała oklumencję, ćwiczyła ją razem z Harrym na szóstym roku. Dzięki temu wiedziała w jaki sposób sprawnie się obronić. Tak, by przeciwnik nawet nie zauważył, że coś jest nie tak. Podsuwała mu wspomnienia. Nie była jeszcze na etapie, by umiejętnie tworzyć fałszywe, więc nie ryzykowała. Voldemort nie odnalazł niczego, co mogłoby go usatysfakcjonować. Frustracja malowała się na jego wężowej twarzy. Podszedł bliżej, wbijając jej różdżkę w pierś.

– Drażnisz mnie, szlamo. Gdyby nie fakt, że jesteś mi potrzebna, już dawno bym się z tobą rozprawił tak, że nikt nie byłby w stanie rozpoznać twojego truchła. Apnea!

Otworzyła usta, ale nie mogła złapać oddechu. Chwyciła dłońmi swoje gardło. Czuła mrowienie. Twarz zaczynała czerwienieć, a przed oczami pojawiły się mroczki. Ostatnim, co usłyszała, nim straciła przytomność, było Finite Incantatem.

CZARNY PAN

Czarny Pan wezwał Severusa. Chciał zadać mu kilka pytań dotyczących Granger. Ciekawiło go, co Snape będzie miał do powiedzenia na jej temat. A może mianowanie go jej opiekunem byłoby dobrym pomysłem? Snape nie był głupi, umiałby zadbać o szlamę. Nie ufał w tej kwestii pozostałym zwolennikom. Ona musiała być żywa i sprawna. Przynajmniej do czasu rytuału. Zdawał sobie sprawę, że nie każdy ze śmierciożerców powstrzymałby się przed zabawieniem się z nią. Severus… on był godny, wyważony, posłuszny, oddany… Tak, nadawałby się idealnie…

– Mój panie, chciałeś mnie widzieć – usłyszał głos wiernego sługi.

Spojrzał na kłaniającego się mężczyznę i skinął dłonią, wskazując mu fotel przy kominku. Sam zasiadł w drugim.

– Severusie, napijesz się ze mną Ognistej?

– Panie, będę zaszczycony.

– Tak… Wezwałem cię w sprawie naszej drogiej panny Granger. Możesz być spokojny, oszczędziłem jej życie. Mam pewien plan, a ona pomoże mi go zrealizować. Nie martw się, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Chciałbym cię zapytać o kilka rzeczy.

– Słucham, panie.

– Znasz ją chyba dość dobrze, w końcu była twoją uczennicą. Co o niej myślisz?

Snape zmarszczył czarne brwi i napił się alkoholu. Voldemort wprawił go w osłupienie.

– Zawsze była gadatliwa, ciekawska, zadawała za dużo pytań, odzywała się nieproszona. To osoba niezwykle irytująca. Aczkolwiek trzeba jej przyznać, że ma niezwykły głód wiedzy. Jest zdolna, ale niegodna mocy, jaką posiada.

– Ach tak… A mimo tego, pomagałeś jej. Dlaczego? Mogłeś zostawić ją w takim stanie, w jakim ją zastałeś. Dotykałeś i leczyłeś szlamy. Zawsze miałeś do nich słabość, Severusie.

– Panie, ja…

– To twoja słabość, ale może okazać się przydatna. Z niewiadomego powodu, ufa ci. Chcę wiedzieć, dlaczego. Odwiedzaj ją częściej. Zapewne zaskoczy cię to, ale dostała własną komnatę i dostęp do biblioteki.

Faktycznie, Severus był w szoku, choć nie dał tego po sobie poznać.

Rozdziały<< Hurt | Rozdział VHurt | Rozdział VII >>

Ann

• slytherin house • walnut wood with a dragon heartstring core, 12 ½" and unbending flexibility • rattlesnake • Piszę od tak dawna, że już straciłam rachubę ;) To zawsze był mój świat, w nim czułam się najbardziej sobą. Kształtowanie nowych rzeczywistości, układanie liter w słowa, a słów w zdania stało się ważnym elementem mojego życia, bez którego czułabym pustkę. Szlifuję swój warsztat, wciąż się uczę, pracuję nad swoimi tekstami, aby stawały się coraz lepsze. Oprócz pisania, dużo czytam, rzecz jasna. Zarówno literaturę poważniejszą, jak i tę zdecydowanie niepoważną (która zresztą pozwala się czasem odmóżdżyć). Jeśli tylko starcza mi czasu, oglądam seriale i filmy. W pisaniu, jak i na co dzień, towarzyszy mi muzyka – dosłownie nie rozstaję się z moim Spotify i słuchawkami!

Dodaj komentarz