Hurt | Rozdział XIV

HERMIONA

Złość ukłuła ją bezlitośnie, jednak zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Przeklęty Severus Snape i jego przeklęte poczucie… czego? Dlaczego znów to robił? Przejmował się nią, litował, dbał. To zupełnie nie było w jego stylu.

– Momentami wydaje mi się, że pana rozgryzłam. A później zachowuje się pan w sposób, który zupełnie neguje moje wcześniejsze wnioski – mruknęła.

– Jesteś bezczelna, Granger. Gryfonom zawsze brakowało pokory, wydaje im się, że wszystko wiedzą i nie potrafią ugryźć się w język. Wścibskość to jakieś wasze chore credo? – odwarknął.

– Nieprawda. To raczej ciekawość, a nasze motto brzmi: bez ciekawości nie ma mądrości. Po prostu się zastanawiam, kim tak naprawdę pan jest.

Złapał mocno jej podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy.

– Prawda jest taka, panno Granger – wysyczał wściekle – że nie powinna pani analizować mojej osoby pod żadnym kątem. Czy jest to zrozumiałe?

– Dobrze pan wie, że to tak nie działa.

– Działa. Zmień sobie obiekt do analizy, nie jestem żadnym eksponatem czy króliczkiem doświadczalnym.

Uśmiechnęła się złośliwie, nadal wpatrując się w jego niemal czarne oczy, skrywające pewnego rodzaju mrok, który był magnetyczny. I właśnie to powinno ją niepokoić, a wcale tak nie było. Przesunęła wzrok niżej, na jego krzywy nos, który wcale nie był brzydki. Po prostu miał swój urok. Nie przerwała wędrówki – dalej były jego wąsko zaciśnięte usta. Na brodzie i policzkach dostrzegła cień zarostu. Severus Snape był mężczyzną. Był pieprzonym mężczyzną, który ją przyciągał. Niedobrze.

– Co ty wyprawiasz, Granger?

Odsunął się od niej gwałtownie i była niemal pewna, że lekko się zarumienił, ale szybko ukrył to za kurtyną długich włosów.

– Do łazienki, natychmiast.

Wykonała jego polecenie, a kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, wypuściła powietrze ze świstem. Coś było na rzeczy.

Szybka kąpiel nieco ją otrzeźwiła. Spoglądała na poranione przedramiona i dotarło do niej, że wszystko, co się dzieje w ostatnim czasie, jest tak całkowicie nierealne. Koszmar, senna mara. A jednak przebudzenie nie nadchodziło. Wyszła z łazienki, dostrzegając Snape’a siedzącego przy oknie i czytającego książkę. Podniósł wzrok, spoglądając na Hermionę.

– Lepiej? – zapytał już spokojnym tonem.

– Tak. Przepraszam, profesorze Snape. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Ja nigdy…

– Wiem, panno Granger. Właśnie tak działa czarna magia. Stajesz się innym człowiekiem. Masz zakaz czytania takich książek, a jeśli dręczą cię pytania lub wątpliwości, to po prostu zapytaj mnie. Igrasz z ogniem i jesteś już na samej granicy. Musisz zrozumieć, że pewna wiedza powinna zostać nieodkryta. A przynajmniej nie przez kogoś tak podatnego jak ty.

– Co znaczy, że jestem podatna?

– Łatwo wchłaniasz niebezpieczną wiedzę. Takie książki nie są czysto teoretyczne. One są nasiąknięte czarną magią. Jeśli nie będziesz ostrożniejsza, wchłonie cię. Nie sztuką jest zacząć i się temu poddać. Sztuką jest z tego wyjść. To jak z wysoko uzależniającymi substancjami. Zaczynasz je spożywać, czujesz się wspaniale, czujesz potęgę, moc. A potem przychodzi otrzeźwienie i wiesz, że aby być szczęśliwą, musisz brać więcej. I więcej. Aż kończy się umiar.

– Rozumiem.

– Wątpię, ale popracujemy nad tym. Dlaczego nie zagoiłaś ran?

– Nie mogę. Czarny Pan mi nie pozwolił.

– Pozwól się chociaż opatrzyć. Nadal krwawią.

Westchnęła, przysiadając na skraju łóżka. Snape wyczarował bandaże i przyklęknął przed nią. Oczyścił nacięcia, pokrył je maścią i zabandażował. Robił to z niezwykłą delikatnością, jak najbardziej unikając niepotrzebnego dotyku.

– Dawno nie nosiłam opatrunków – parsknęła Hermiona. – To takie bardzo mugolskie.

Poczuła ciężar goryczy na sercu. Przypomniał jej się moment, gdy miała pięć lat i tata uczył ją jazdy na rowerze. Pierwsza samodzielna próba skończyła się paskudnym rozbiciem obydwu kolan. Wtedy tata zabrał ją do domu, posadził na kuchennym stole, dał kawałek czekolady i opatrzył zranienia. Przyklęknął wtedy przed nią tak jak robił to teraz Snape. Łzy cisnęły się do oczu na to wspomnienie, tęsknota ścisnęła wnętrzności. Była taka słaba i bezbronna.

– Dlaczego płaczesz? – mruknął niepewnie Mistrz Eliksirów.

– Bo tak bardzo tęsknie za domem – wymamrotała.

Mężczyzna usiadł obok i objął ją nieporadnie ramieniem. Wtuliła się w jego bok i trwali tak w bezruchu przez kilka minut. Ciszę przerywał tylko cichy szloch dziewczyny.

– To tak bardzo boli, profesorze Snape.

Znów była tą Hermioną, na moment stała się sobą. Zarzuciła ręce na szyję Severusa, przytulając go mocno. Cieszyła się, że był tutaj, że mogła widywać chociaż jego. Był w końcu pewną częścią jej życia, które miała kiedyś poza tymi murami.

– Panno Granger… Hermiono – odchrząknął, ale nie odsunął się, nadal ją obejmując.

Czuła jak ich serca biją mocno, nie odróżniając który rytm należy do niej, a który do niego.

– Niech pan mnie nie zostawia, proszę.

SEVERUS

Przeklęta Gryfonka! Nie mógł jej zostawić, bo nigdy by sobie tego nie wybaczył. Jej łzy przesiąkły jego szatę, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Nie uważał się za czułego. Takie uczucia były oznaką słabości, a słabości nie znosił. Ale jakim byłby człowiekiem, gdyby ją odrzucił w takim momencie? Fakt faktem, gdyby coś takiego miało miejsce w zupełnie innych okolicznościach, odepchnąłby ją i zwyzywał od idiotek. Teraz jednak sytuacja była wyjątkowa i dość delikatna. Pozostawało tylko pytanie – dlaczego akurat on? Czy to nadal była część pokuty? Choć znał ją od wielu lat, tak naprawdę dopiero teraz zagościła w jego życiu, odnajdując w nim swoje miejsce. Nie czuł się z tym dobrze, uważał to za niewłaściwe, ale nie mógł poradzić nic na to, że pewne aspekty zwyczajnie pozostawały poza jakąkolwiek kontrolą. Kiedy trzymał ją w ramionach, jego serce wypełniał spokój i potrzeba zapewnienia jej bezpieczeństwa. Niech go piekło pochłonie, ale zrobi wszystko, aby ją z tego wyciągnąć. Nawet za cenę własnego życia.

– No już, spokojnie. Zamoczyłaś mi szaty – mruknął.

– Przepraszam – wymamrotała.

– O ile pamięć mnie nie myli, już kiedyś coś mówiłem ci na temat tego przepraszania.

– Tak, tak. Coś faktycznie było. Mieliśmy poćwiczyć, prawda?

– A jesteś gotowa?

Odsunął się od niej i sięgnął po swoją różdżkę, obracając ją zgrabnie między palcami. Pierwsze zaklęcie padło z jego strony, bez żadnego ostrzeżenia. Uratował ją wyłącznie refleks, bo uchyliła się dosłownie w ostatniej chwili. Złapała za różdżkę i zaatakowała Snape’a. Mężczyzna z niezwykłą gracją i bez żadnego wysiłku postawił przed sobą tarczę ochronną. Zaklęcie odbiło się rykoszetem i uderzyło z hukiem w kolumnę łóżka. Nie rzucał żadnych zaklęć defensywnych, a wyłącznie się bronił. Czekał, aż jego przeciwniczka nieco opadnie z sił i wtedy będzie mógł zaatakować. Hermiona szaleńczo miotała przeróżnymi zaklęciami, nawet tymi czarnomagicznymi. Dostrzegł, że jej oczy na powrót mocno pociemniały. Zatem znów stała się zabawką Czarnego Pana. Jej oddech znacznie przyspieszył i właśnie ten moment wybrał na atak. Expelliarmus niemal musnął jej ramię, ale prędko odskoczyła. Żadnej taryfy ulgowej – pomyślał, napierając ponownie. Teraz to ona się broniła, rezygnując z zaklęć defensywnych. Początkowo radziła sobie doskonale, jednak niestabilnie postawiona stopa wytrąciła ją z równowagi, a to dało mu czas na rozbrojenie. Upadła na pośladki, plecami mocno uderzając o krawędź łóżka. Jęknęła boleśnie, a on uśmiechnął się złowieszczo.

– Coraz lepiej, panno Granger – rzekł z uznaniem, pomagając jej się podnieść.

– Usłyszeć komplement z pańskich ust to zaszczyt – parsknęła.

– Nie przyzwyczajaj się.

Cichy trzask uświadomił im, że w pokoju pojawiła się Iskierka.

– Panie Snape, sir. Czarny Pan wrócił i chciałby się z panem spotkać w swoich komnatach.

– Wygląda na to, że czas na mnie. Do widzenia, Granger.

Iskierka chwyciła jego dłoń i chwilę później stał już przed obliczem Voldemorta. Ukłonił się pokornie.

– Witaj, panie.

– Severusie, cieszę się, że jeszcze cię zastałem. Jak dzisiejsze ćwiczenia ze szlamą? – zapytał.

– W porządku, choć jeszcze trochę pracy przed nią.

­– Czy jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć?

– Szlama zgłębiała dziś magię krwi – odparł Snape.

– Wspaniale! Tak myślałem, że sięgnie po odpowiednie książki. Wystarczył drobny bodziec.

Severus nie widział w tym jednak ani nic wspaniałego, ani tym bardziej drobnego bodźca.

– Mój panie, jeśli mógłbym coś… zasugerować. Rzucanie jej na głęboką wodę może mieć nieciekawe skutki. Pozwól mi pokierować jej edukacją z zakresu czarnej magii. Sądzę, że obaj mamy świadomość tego, jak ważna jest rola mentora w procesie nauki – powiedział Mistrz Eliksirów, błagając w duchu, aby Voldemort przyznał mu rację.

– Jak zwykle nieomylny. Niech więc tak będzie – powierzam ci ją zupełnie. A co słychać w Zakonie Feniksa?

– Od ostatniego spotkania nic konkretnego się nie wydarzyło. Potter zapadł się pod ziemię i nie ma żadnych informacji. Dziś wieczorem jest spotkanie, być może usłyszę coś nowego.

– Severusie, doskonale wiesz, że bardzo nie lubię niewiedzy… postaraj się.

– Tak, panie, oczywiście.

– A teraz możesz odejść. Jutro wieczorem spodziewaj się wezwania.

HARRY, RON I REMUS

Poprzedniego wieczora dotarli do Świńskigo Łba. Otworzył im Aberforth, niezbyt zadowolony.

– Co tu robicie? Nie wiecie, że Hogsmeade jest jednym z najbardziej inwigilowanych i otoczonych przez śmierciożerców miejscem?

­– Nie mamy się gdzie udać. A nie pogardzilibyśmy ciepłym posiłkiem, Aberforcie – rzekł Remus. – Wylądowaliśmy tutaj z mojej winy. Natrafiliśmy na pewną przeszkodę w naszej… misji. Śmierciożercy niemal nas dopadli w Monmouth.

­ – A co żeście, do licha, robili w Monmouth? – zapytał Dumbledore, zapraszając ich do kuchni.

– Mieliśmy w planie przenocować u mojego starego przyjaciela, Benjamina Dotta. Dotarliśmy do jego domu późnym wieczorem, byłem zbyt zmęczony, aby wyczuć ciężką atmosferę, jaka tam panowała. Noc była spokojna, ale z samego rana pojawili się śmierciożercy. Zabito jego żonę i szantażowano go. Na szczęście udało nam się uciec bez szwanku, ale Ben… jestem pewien, że go zabili. Niepokoi mnie w tym wszystkim to, że śmierciożercy są w stanie przewidzieć nasze ewentualne ruchy.

– To pewnie przez Snape’a – warknął Weasley.

– Ron, uspokój się. Nie ma w tym winy Severusa. Doskonale wiesz, jaką rolę odgrywa.

­– Co nie zmienia faktu, że jest pieprzonym zdrajcą!

– Nie wiesz, o czym mówisz, młody człowieku – syknął Aberforth.

– Dlaczego mu tak ufacie?! Dlaczego wierzycie, że on nam pomaga?

– Albus Dumbledore mu uwierzył. A my nie mamy podstaw, by sądzić inaczej – odparł Lupin. – Nie widziałeś go, Ronald, kiedy Hermiona została porwana. Był przerażony i zaopiekował się waszą przyjaciółką. Jestem pewien, że robi to nadal, dzięki swojej pozycji, jaką zajmuje w kręgu Sami-Wiecie-Kogo.

Rozdziały<< Hurt | Rozdział XIIIHurt | Rozdział XV >>

Ann

• slytherin house • walnut wood with a dragon heartstring core, 12 ½" and unbending flexibility • rattlesnake • Piszę od tak dawna, że już straciłam rachubę ;) To zawsze był mój świat, w nim czułam się najbardziej sobą. Kształtowanie nowych rzeczywistości, układanie liter w słowa, a słów w zdania stało się ważnym elementem mojego życia, bez którego czułabym pustkę. Szlifuję swój warsztat, wciąż się uczę, pracuję nad swoimi tekstami, aby stawały się coraz lepsze. Oprócz pisania, dużo czytam, rzecz jasna. Zarówno literaturę poważniejszą, jak i tę zdecydowanie niepoważną (która zresztą pozwala się czasem odmóżdżyć). Jeśli tylko starcza mi czasu, oglądam seriale i filmy. W pisaniu, jak i na co dzień, towarzyszy mi muzyka – dosłownie nie rozstaję się z moim Spotify i słuchawkami!

Dodaj komentarz