Uratuj mnie / Rozdział 9. Kłótnie i wrzaski

Gdy tylko Hermiona wyszła, Luna poczuła, że powoli znów może zacząć oddychać.

– Niewiele brakowało – powiedziała na głos dziewczyna, jednocześnie wyglądając przez małe okienko. Miała nadzieję, że Hermiona od razu teleportuje się do Hogsmeade. – Profesorze! Jest pan tam? – zawołała przez zamknięte do łazienki drzwi.

Nie usłyszała odpowiedzi, ale drzwi otworzyły się, a Severus stał w nich z wyraźnie napiętą sylwetką. Gdyby mogła zobaczyć jego oczy, najpewniej przypominałyby mroczne tunele, wypełnione jedynie czernią. Sama postawa Snape’a pozwala Lunie wiele zrozumieć. Miał mocno spięte ramiona, ręce ściśnięte w pięść. Z jednej z nich delikatnie na podłogę kapała krew. Szczęka wyglądała tak, jakby miała zaraz pęknąć, choć nie widziała jej dokładnie przez zarost, który zapuszczał od wydarzeń we Wrzeszczącej Chacie. Wolała odsunąć się od drzwi w obawie, że mógłby ją stratować.

– Proszę pana? – spytała jeszcze raz, bardzo niepewnie. Widziała, że teoretycznie, fizycznie nic mu nie jest. Nie miał ataku, związanego z klątwami, czy czymkolwiek innym… po prostu musiał przyłożyć ścianie. Sama zdziwiła się na tę myśl. – Wszystko w porządku? – dopytała.

– Jak mogłaś Lovegood. Co ja do cholery ci mówiłem? Miałaś siedzieć cicho, nikogo nie prosić o pomoc. Czy ja na Merlina już nie mam u nikogo posłuchu! – wykrzyczał jej niemal prosto w twarz.

– Ale… przecież profesorze – zaczeła Luna.

– Nie mów do mnie profesorze, ile razy mam ci to mówić? Nie jestem nim. Już nie. Kurwa mać… Czy wiesz, co zrobiłaś idiotko? Wiesz?! – 

– Proszę się uspokoić – 

– Jak mam się uspokoić! – krzyknął, podchodząc bliżej miejsca, z którego dobiegał jej głos.

Gdyby wiedział, gdzie stoi, mógłby złapać ją za ramiona i porządnie potrząsnąć. Czuł, że jest niesamowicie wściekły, miał chęć krzyczeć, zamordować ją. Gdyby mógł na nią spojrzeć – zabiłby samym wzrokiem.

– Czy ty wiesz, co teraz będzie? – darł się, jak od dawna już nie. Pierwszy raz od swojej “śmierci” we Wrzeszczącej Chacie krzyczał. I… sprawiało mu to przyjemność. – Lovegood, ta kretynka poleci do Weasleya i Pottera, wypapla im wszystko. Zaczną się szwędać, coś podejrzewać. Cały plan uwolnienia Malfoya weźmie w łeb! Wszystko twoja wina idiotko! – 

– Przecenia ich pan – powiedziała ze spokojem Luna.

– Co? – spytał z niedowierzaniem.

– Przecenia ich pan – 

– Co ty mówisz?! Przecież ta cholerna Granger wszystko teraz odkryje. Przylezie tu znowu, będzie szperać w Hogwarcie. Czyś ty rozum postradała? – darł się coraz głośniej. Jednocześnie czuł, że narasta w nim magia. To też zdarzyło się po raz pierwszy, gdy poczuł mrowienie magii w sobie.

– Proszę się uspokoić – rzekła dziewczyna – Zaraz zrobi pan krzywdę sobie albo mnie –

– Nie będziesz mnie uspokajać Lovegood! Nie będziesz mi mówić, co mam robić! – 

– Pan mnie też – odpowiedziała. 

Stoicki spokój, który drzemał w dziewczynie, był godny podziwu. Niejedna inna osoba dałaby się ponieść emocjom i dołączyć do krzyków Snape’a. Ale Lovegood patrzyła na niego z lekkim uśmiechem, wciąż zastanawiając się, o co naprawdę mu chodzi. Gdyby ją teraz zobaczył, zdenerwowałby się pewnie jeszcze bardziej. Zamiast okazywać strach, struchleć pod wpływem jego gniewu i napinających się mięśni twarzy, ona stała i spoglądała na niego z dozą politowania.

– Coś ty do mnie powiedziała, Lovegood? Czyś ty już do reszty zgłupiała?! Zapominasz, z kim rozmawiasz do cholery! Jestem na tyle wkurwiony na ciebie, że mógłbym cię zabić! Nie zapominaj, że jestem śmierciożercą i mordowanie gówniar nie robi na mnie wrażenia – krzyknął, lekko się zapowietrzając.

Luna czuła, że jeszcze chwila, a wybuchnie śmiechem. Wiedziała, że powinna się mocniej przejąć jego złością, ale nic nie mogła poradzić na to, że wyglądał jak wkurzony testral, który gdyby mógł, tupałby nogą. Nie robiło na niej wrażenia, po tych wszystkich latach krzyków podczas lekcji eliksirów. 

– Jakim prawem powiedziałaś Granger o Oculusie?! Mówiłem ci, że kategorycznie zabraniam ci komukolwiek o tym mówić. Co z tego, że nie odzyskałbym wzroku? Ta idiotka i tak sobie nie poradzi! Nawet nie znajdzie przepisu. Tylko zdradziłaś mnie, zdradziłaś w tym momencie Malfoy’a. Jak mogłaś być taka głupia – wykrzyczał. 

W tym samym momencie Snape poczuł, jak mrowieją mu ręce, więc trzepnął lewą dłonią, chcąc pozbyć się dziwnego uczucia. Nie spodziewał się jednak tego, że jego prowizoryczny ruch sprawi uwolnienie magii. Zgromadzona w nim energia znalazła ujście, sam nie do końca wiedział w jaki sposób. Oczywiście świetnie radził sobie z magią bezróżdżkową, a przynajmniej kiedyś – teraz od tygodni nie radził sobie z żadną formą magii. Jednak coś się zmieniło. Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła.

– Mam nadzieję, że zwykłe Reparo na to zadziała – przyznała Luna, patrząc się na drzwi. Przypomniała sobie, że Snape nie widzi, więc nie wie, co zniszczył. Czy był w ogóle świadomy, że to on? Że jego magia wróciła? – Stłukł pan szybę w oknie. Magią –

Snape był w szoku. Cała złość z niego uszła i miał ochotę się zaśmiać. Zdał sobie jednak sprawę, obok kogo się znajduje, więc powstrzymał skrywaną, bardzo, bardzo mikroskopijną radość, która się w nim zatliła.

– Czy teraz możemy porozmawiać jak dorośli ludzie, proszę pana? – spytała Luna. – Nie zjadł pan śniadania przez odwiedziny Hermiony. Może przejdziemy do kuchni? –

– Lovegood… naprawdę, któregoś dnia cię zamorduję – odparł, przechodząc kilka kroku w kierunku, w którym wiedział, że znajduje się stół.

– Trzeba opatrzyć panu rękę – rzekła.

– Daruj sobie, zagoi się sama. Nic mi nie będzie – powiedział. – Na jaką cholerę mówiłaś Granger o eliksirze? Wiesz, że dojdzie prawdy, połączy fakty i się wygada wszystkim. Tego chciałaś? Zniwelować szansę na uwolnienie Draco? –

– Musiałam… jeśli nie ona, to nikt tego nie zrobi. Przecież pan, będąc ślepym, nie uwarzy odtrutki. Hermiona dostarczała mi część eliksirów dla pana już wcześniej, kilka… ukradłam z Hogwartu od pani Pomfrey, gdy zajmowaliśmy się odbudową zamku. Wiele brałam ze Świętego Munga, wiedzieli, kim jestem, że mam powojenne traumy, rany i inne takie, więc nie było wielkiego problemu. Ale część warzyła Hermiona. Nigdy nie spytała, po co mi ani dla kogo. Ona… zmieniła się po wojnie – wyznała z nutką smutku w głosie.

– To nie zmienia faktu… – zaczął Snape, ale nie mógł dokończyć, bo Luna weszła mu w słowo. 

– Właśnie wiele zmienia. Hermiona nie jest już tą dziewczyną, która pan zna z Hogwartu. Wydoroślała, spoważniała. Nie zwierza się chłopakom ze wszystkiego. To najbardziej godna zaufania osoba, jaką znam. I jedna z najtrudniejszych charakterem… no może zaraz po panu –

– Nie przeginaj Lovegood – 

– Ale taka prawda, profe… proszę pana. Hermiona, nawet jeśli rozgryzłaby prawdę, a nie wątpię, że coś zaczyna podejrzewać, nie powie chłopakom. Nawet jeśli Harry jest po pana stronie i robi wszystko, by oczyścić “pośmiertnie” pana imię. 

___________________________________

Hermiona wyszła od Luny, ale nie teleportowała się od razu do Hogwartu. Musiała wszystko przemyśleć. Wiedziała, że nie ma wiele czasu na uwarzenie Oculusua, ale… “Nie, to niemożliwe” – pomyślała. Ruszyła w stronę Nory, wolała przejść się niż w tym momencie rozszczepić

“Na Merlina, Luno… w coś ty się wpakowała?” – pomyślała. Zaczęła analizować, kto może być w mieszkaniu dziewczyny. Czy to Narcyza? Niemożliwe, widziała przecież jej ciało, wiedziała, gdzie jest grób jej i Lucjusza. “Ilu śmierciożerców jeszcze nie odnaleziono?” – zaczęła wyliczać w myślach. Ostatnio pojmano Lestrange’a, podobno mieli niebawem schwytać Antonina Dołohowa… “Co z Rookwoodem?” – spytała siebie w myślach. Nie mogła sobie przypomnieć, czy ten jest już pojmany i czeka na wyrok… 

Za wszelką cenę próbowała nie dopuścić do siebie jednej myśli… miała pewne podejrzenie, które jej nie opuszczało, ale to było zbyt szalone, aby było prawdziwe. Nawet jeśli składałoby się w całość, to – nie, niemożliwe… 

“Hermiono, zaczynasz bzikować” – pomyślała. “Wpadają ci do głowy coraz głupsze pomysły!”

Gdy już sama siebie zbeształa w myślach, uznała, że jest gotowa, by ruszyć do Hogsmeade. Było to jedyne miejsce, w którym nie musiała się zastanawiać, czy wyląduje gdzieś, gdzie nie spotka mugoli. Dzięki temu, że wioska była jedyną w Wielkiej Brytanii, którą zamieszkiwali tylko magiczni, mogła poczuć się choć przez moment bezpiecznie. W Londynie było o to o wiele trudniej.

Znalazła się tu pierwszy raz od Bitwy w Hogwarcie. Zaskakujące i fascynujące jednocześnie, jak bardzo świat czarodziejski różni się od tego, który znają mugole. Ci drudzy potrzebowali lat, by podnieść się po wojnach, odbudować zniszczenia, do których doprowadzili ludzie… czarodzieje potrzebowali kilku, góra kilkunastu machnięć różdżką, by choć zewnętrznie ich świat wrócił do normy. Hermiona w głębi serca żałowała, że tego samego nie da się zrobić z psychiką.

Początkowo dziewczyna pomyślała, że mogłaby dostać się do Hogwartu przez ukryte przejście, łączące błonia i Wrzeszczącą Chatę, ale bała się tego, co może tam zastać. Ogarniało ją przerażenie, że to miejsce, tak puste i pozbawione duszy, było tym, w którym skonał Severus Snape. Z przejścia w Miodowym Królestwie, które prowadziło do Hogwartu nie zostało nic – zasypano je podczas przygotowań do bitwy. Został więc spacer przez błonia.

____________________________________

– Mamo, widziałaś dziś Hermionę? – spytał Ron, wchodząc do kuchni. 

Było około południa, ale chłopak dopiero zwlókł się z łóżka. Nie miał z Hermioną kontaktu od poprzedniego dnia. Dziewczyna unikała go – oczywiście, to bolało, ale z drugiej strony nie umiał jej winić. Od czasu zakończenia wojny zamknęła się w sobie, a on nie wiedział, w jaki sposób ma do niej dotrzeć. Oczywiście, kochał ją – była dla niego najważniejszą dziewczyną w życiu, ale sam nie wiedział… czy to miłość, przyjaźń czy bardziej przywiązanie. Spędzali ze sobą wiele czasu szukając horkruksów, ale częściej się kłócili, niż mogli dogadać. Przez lata był zazdrosny, gdy tylko jakiś chłopak próbował się do niej zbliżyć, ale sam przez wiele lat nie zrobił nic, by zacząć z nią być na poważnie. Nawet teraz mu nie wychodziło.

– Tak kochanie – odparła Molly. – Dziś rano wstała przed wami wszystkimi, zeszła na śniadanie. Potem powiedziała, że idzie na spacer –

– I do tej pory nie wróciła? –

– Nie widziałam jej, może jest z Ginny? – zapytała kobieta.

– Nie. Ani Ginny, ani Harry jej nie widzieli. Wybierają się niebawem do Ministerstwa, Harry mu udzielać wywiadu do “Proroka Codziennego” i opowiedzieć historię Snape’a. Nie wiem, czemu tak bardzo mu na tym zależy, ale uznał, że chce oczyścić jego imię – przyznał Ron. 

Nie mógł zrozumieć, dlaczego jego przyjaciel w ogóle się tym zajmował. Było dla niego jasne, że Severus Snape to nikt więcej, jak dupek z lochów, tłustowłosy nietoperz, który gnębił ich przez długie lata. Po co chciał zrobić dla niego coś dobrego? “Przecież i tak nie żyje” – pomyślał Ronald. 

– Och, to wspaniale kochanieńku. Myślę, że to dobra decyzja… Harry czuje, że powinien coś zrobić w tej kwestii i bardzo dobrze – przyznała Molly.

– Mamo, co ty mówisz! Będziemy teraz wszyscy udawać, że był cudownym człowiekiem? To morderca! Kto wie, co jeszcze robił… zabił Dumbledora, przez niego nie żyją rodzice Harry’ego. Kto wie, czy to nie on zabił Fleur i… – nie zdążył odpowiedzieć, bo monolog przerwał mu huk patelni upadającej na podłogę.

– Ronaldzie Weasley! Jak śmiesz tak mówić! Nie tak cię wychowałam – wybuchła kobieta. Jej twarz przybrała koloru włosów, zlewając się w jeden odcień. – Jakikolwiek by Severus nie był dla ciebie w szkole, czegokolwiek nie zrobił, jest bohaterem! Poświęcił swoje życie, by ratować Harry’ego i nas wszystkich, by spłacić swoje winy. Dobrze wiesz, że gdyby nie jego podwójna rola to byłoby więcej ofiar – wykrzyczała.

– Ale mamo! – 

– Ty mi tu nie mamuj chłopcze! Jestem zawstydzona, słysząc to, co mówisz. I nie waż się grać swoim bratem i jego żoną. Dobrze wiesz, jak było! A teraz proszę cię, wyjdź z kuchni i wróć na obiad – powiedziała.

Ron pierwszy raz widział ją w takim stanie. Była czerwona niczym pomidory, które leżały na blacie. Niejednokrotnie bywała wściekła, zwłaszcza gdy coś działo się z bliźniakami. Wychowanie ich nigdy nie należało do łatwych. On i Harry też przyprawili jej niejednego siwego włosa. Ron wziął głęboki wdech i wyszedł z Nory. 

Wiedział, że będzie musiał porozmawiać z matką, choć pewnie gdy wróci na obiad, kobieta będzie udawać, że nic się nie wydarzyło.

Rozdziały<< Uratuj mnie / Rozdział 8. Niewiele brakowałoUratuj mnie / Rozdział 10. Zmiany po wojnie >>

Dodaj komentarz