Uratuj mnie / Rozdział 8. Niewiele brakowało

Hermiona obudziła się wczesnym rankiem, gdy wszyscy domownicy jeszcze spali. Uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie wymknąć się z domu, choć pewnie na dole natrafi na panią Weasley. Starała się unikać wszystkich. 

“Od kiedy stałaś się taką samotniczką” – pomyślała dziewczyna. Za chwilę uderzyło ją, że nie jest samotniczką, problemem było to, że właśnie czuła się okropnie samotna. I niezrozumiana. Rodzicom usunęła pamięć i był to pierwszy krok do jej samotności. Zostawiła u nich Krzywołapa, wiedząc, że gdy będzie szukać horkrusów, nie będzie mieć czasu dla kota. I nie byłoby to zbyt rozsądnym posunięciem. Więc pół-kuguar najpewniej był gdzieś w Australii z Grangerami. Za nim też tęskniła każdej nocy.

Poszła do łazienki, cały czas zatapiając się w myślach – robiła tak od wojny. Toczyła wewnętrzne monologi. W normalnym świecie pewnie poszłaby do psychologa, ale co miała mu powiedzieć? 

“Dzień dobry, wyczyściłam pamięć rodzicom, spotykam się z najlepszym przyjacielem, którego kocham, ale wcale nie tak kocham, jak kochać powinnam. Ach! Brałam udział w wojnie, gdzie zabijano ludzi. Mnie samą torturowano, bo jestem szlamą. I nie uratowałam ważnych ludzi”. Tak, gdyby coś takiego powiedziała, z pewnością co najwyżej trafiła do szpitala psychiatrycznego. W czarodziejskim świecie nie było miejsca dla psychologów, psychiatrów, a pojęcie PTSD było czymś absolutnie dziwnym. W tej kwestii byli bardziej zacofani niż najbardziej prawicowi mugole.

Dziewczyna postanowiła zebrać się w sobie i po raz kolejny odegrać rolę idealnej Hermiony. Choć była pełnia lata – w końcu był 6 lipca, czyli dokładnie 65 dni od wielkiej Bitwy o Hogwart, ubrała się w bluzę z długim rękawem. Na zewnątrz świeciło słońce, ale ona cały czas skrzętnie ukrywała bliznę, którą miała na przedramieniu – pamiątkę po spotkaniu z Bellatrix we dworze Malfoyów. Swędziała i wyglądała z każdym dniem coraz gorzej. Próbowała oczywiście eliksiru ze stokrotki, ale nic nie dawał.

W nocy Hermiona podjęła decyzję, by podążać zgodnie z tym, co wpadło jej do głowy. Musiała znaleźć przepis na Oculusa, a potem zdobyć składniki i to w możliwie jak najkrótszym czasie. “No właśnie! Ile mam czasu? Na kiedy eliksir jest potrzebny?” – pomyślała, zdając sobie sprawę, że nie zadała tak ważnego pytania Hermionie. 

Gdy zeszła do kuchni, spotkała w niej oczywiście panią Weasley, która bladym świtem już zajmowała się gotowaniem. “Czy naprawdę obieranie marchewek i gotowanie może tak relaksować? A może ta kobieta też ma problem ze snem?” – zaczęła wewnętrzną debatę.

– Dzień dobry, pani Weasley! – odpowiedziała aż nazbyt radośnie, jak na tę porę dnia. Miała nadzieję, że Molly nie wyczuje fałszywej nutki w jej głosie

– Witaj kochanie, masz jakieś plany na dziś? – spytała kobieta, kładąc przed nią talerz owsianki.

– Chciałam wybrać się na spacer. Myślałam też o wizycie w Londynie, ale nie wiem, czy zdążę dzisiaj się tam udać. Może jutro skoczę na Pokątną? Rozważam też wizytę w Hogwarcie – powiedziała dziewczyna.

– Ach, Ron wybiera się z tobą? Pewnie jak zwykle zaspał! Pójdę go obudzić- krzyknęła Molly.

– Nie! Proszę, nie… to znaczy… chciałam iść sama na spacer, niech Ron troszkę pośpi. Wybiorę się z nim do Londynu – powiedziała Hermiona.

Przez chwilę dziewczyna grzebała w swojej owsiance, nie mogąc nic przełknąć. Zjadła więc kilka łyżek paćki i dopiła kawę.

“Czas porozmawiać z Luną” – pomyślała.

_______________________________

Severus nie spał przez pół nocy – ostatnio i tak nie rozróżniał, kiedy jest noc, a kiedy nadchodzi poranek. Skoro nie widział, to i tak nie robiło mu różnicy. Gdyby zdjął opaskę, a raczej kawałek szmaty, którą obwiązywał oczy, i tak praktycznie nic by nie zobaczył. Wówczas tylko łzy spływały mu ciurkiem, zaczynały piec i tyle było z prób “przejrzenia na oczy”.  “Przeklęta Nagini i pieprzony Voldemort” – pomyślał, jednocześnie czując absurd sytuacji: to oni zmusili go do tego, by wydobył z siebie jakieś łzy. I teraz, i we Wrzeszczącej Chacie.

O porach dnia informowało go pojawianie się tej irytującej dziewczyny, której, na swoje nieszczęście, zawdzięczał ratunek. Odkąd nie widział, znacznie wyczulił mu się słuch, bo węch już był na najwyższym poziomie. Słyszał więc, że krząta się po kuchni, co oznaczało, że mamy nowy dzień. 

Choć mieszkał u niej w piwnicy, mógł się swobodnie przemieszczać po całym domu. Wybrali to miejsce jako “jego przestrzeń”, bo mógł unikać ewentualnego światła, a do tego nikt by go tu nie znalazł. Lovegood zapewniała go, że nikt nie wpada do niej z wizytą, ale natura szpiega kazała mu zachować czujność. Wychodził więc tylko wtedy, gdy musiał udać się do łazienki. 

Wciąż poruszał się z pewną trudnością – brak wzroku to jedno, ale mięśnie jakby odmawiały mu posłuszeństwa. Słyszał kiedyś o skutkach udaru, który jest badany przez mugoli… czyżby to był podobny efekt? Wiedział, że to zapewne ma związek z jadem, ale wiedział też, że musi zrobić wszystko, by rozchodzić te nogi przed kolejną rozprawą Malfoya. Nie mógł przecież kroczyć po Wizengamocie, potykając się o własne nogi. Nie dość, że ślepy, to jeszcze bez możliwości budzenia grozy… 

– Dzień dobry proszę pana – powiedziała Luna, gdy tylko usłyszała skrzypienie drzwi prowadzących do schodów do piwnicy. 

– Mhmmm. To zależy dla kogo Lovegood – odburknął w swoim stylu.

– Może śniadanie? – spytała.

– Ty szykujesz? –

– Tak – odparła. “Kto niby inny?” – pomyślała.

– Na Merlina, to lepiej nie. Kawa wystarczy, albo jakaś trutka na szczury. I chleb. Nic nie szykuj, bo wolę umrzeć szybko w Azkabanie od dementorów niż męczyć się na rozstrój żołądka – rzekł Snape, powoli doczłapując się do stołu. 

– Widzę, że nie opuszcza pana dobry humor – przyznała.

– Jak zawsze Lovegood, jak zawsze – odparł, jednocześnie licząc dalej kroki. 

“Jeszcze pięć na wprost, potem w lewo i do drugich drzwi” – pomyślał Severus. Nauczył się drogi do łazienki na pamięć – przecież nie będzie się prosił o pomoc. Na początku swoich łazienkowych wypraw, nabawił się nie jednego siniaka, opracowując całą trasę. Raz wywrócił się na tyle mocno, że miał wrażenie, że ułamał sobie kawałek zęba. I tak były w kiepskiej formie, więc nie czuł, że to jakaś wielka strata.

Snape wszedł do łazienki raczej po omacku. Utrata wzroku była o tyle przyjemna, że nie musiał więcej oglądać siebie w lustrze. Torturowanie innych swoim wyglądem to jedno, ale codzienne patrzenie na twarz, którą uważał za wyjątkowo szpetną, nie było miłym doznaniem. Z jednej strony był ciekaw, jak wygląda rana na jego szyi po tym, gdy uratowała go Lovegood. Wyczuwał ją pod placami – pofałdowana, o nieregularnej strukturze – zupełnie nie jak po zwykłym ukąszeniu, a bardziej rozerwaniu. 

“Co na Merlina się wydarzyło w tej Wrzeszczącej Chacie?” – pomyślał, gładząc swoją skórę. “Kolejna blizna do kompletu, która w sumie już nie robi różnicy. Przecież gorszy nie będę” – dodał sam do siebie. Wszedł pod prysznic, uważając, by się nie poślizgnąć. Brakowało mu tylko rozbić sobie głowę, gdy będzie nagi. Gdyby tak musiała zastać go Lovegood, liczyłby, że zrobi mu się krwiak i szybciej umrze, niż wybudzi się z takiego koszmaru. Ale znając jego szczęście, akurat w takiej chwili musiałby być przytomny, a potem żyć z myślą, żę jego była uczennica widziała go nago. “O zgrozo…” – przeszły go ciarki obrzydzenia.

Gdy wyszedł spod prysznica, wydawało mu się, że usłyszał pukanie do drzwi wejściowych. Łazienka była położona nieopodal ganka, ale to było niemożliwe, by ktoś przyszedł do Lovegood.

“Cholera jasna, akurat teraz?! Zawsze przeciwko mnie… teraz, gdy jestem tu, a nie na dole” – pomyślał Snape. Znowu usłyszał pukanie i miał już pewność, że tym razem się nie przesłyszał. Zaczął się zastanawiać, co teraz? Rzucić na siebie niewerbalnie zaklęcie kameleona? “Przecież to nie ma sensu…”

____________________________________

Luna stała w kuchni, gdy usłyszała, jak ktoś puka do drzwi. W pierwszym odruchu pomyślała, że może Snape upadł w łazience, albo wzywa ją w ten sposób, bo znów nie może mówić. Gdy podeszła bliżej – woda już nie szumiała, a pukanie znowu dało się usłyszeć. Tym razem wiedziała skąd dochodzi. Ktoś stał po drugiej stronie drzwi wejściowych, natrętnie pukając po raz trzeci. Z ogromnym wahaniem podeszła do nich, lekko uchylając…

– Och, Hermiono! To ty – wykrzyknęła odrobinę za głośno, ale miała nadzieję, że Snape dosłyszy i zrozumie sygnał.

– Cześć – odpowiedziała. – Słyszałam wodę w łazience, więc pomyślałam, że może bierzesz kąpiel, dlatego tak pukałam – dziewczyna spojrzała na Lunę, która wcale nie wyglądała, jakby dopiero co wyszła spod prysznica.

– Tak, tak, miałam taki zamiar… ale… z resztą nieważne! Wejdź proszę, chodźmy do kuchni – powiedziała, jednocześnie zdając sobie sprawę z pewnego drobnego błędu, który popełniła. W kuchni czekały dwie filiżanki z kawą i dodatkowa porcja kanapek.

________________________________

Drzwi od łazienki miały niewielkie otwory na dole – Snape miał nadzieję, że żadne światło nie pada na tyle, by powodować widoczny cień, który mógłby przykuć uwagę Granger. Gdy przechodziła obok, poczuł nietypowe połączenie zapachów… coś jakby brzoskwinię, przez którą przebijała się delikatna woń przypalonego kociołka…

________________________________

“Czyżby Luna nie była sama?” – spytała siebie w myślach Hermiona. Blondwłosa spojrzała na nią spode łba, jakby przyznając się… ale sama nie wiedziała do czego. Do winy? 

– Nie patrz tak na mnie Hermiono… czasem mam wrażenie, że Draco wejdzie, jak tutaj, jak przed wojną, gdy uciekł z domu. Czasem coś mi się odkleja i szykuję podwójne porcje, jakby był wolny… wiem, że jestem szalona – zaczęła mówić Luna.

– Nie oceniam cię, chyba wszystkim po wojnie trochę daleko nam do normalności. No może poza Ronem – on zachowuje się dokładnie tak jak on – przyznała Granger.

______________________________

Snape stał w łazience, lekko oparty o umywalkę. Bał się ruszyć, w obawie, że wyda jakikolwiek dźwięk i Granger go odkryje. Nogi zaczynały mu cierpnąć, od dawna nie był w tej pozycji tak długo. Usiadł w końcu na podłodze, czując, że dłużej nie wytrzyma. 

“Ile ta przeklęta dziewczyna będzie tu siedzieć?” – pomyślał. “Oho, i rozmawiać o Weasley’u… na Merlina, to już tortury u Czarnego Pana były mniej okrutne niż słuchanie o tym idiocie”.

_______________________________

– Nie przyszłam tu mówić o Ronie, choć dużo by opowiadać… bardziej, przyszłam Ci powiedzieć, że mam pewien plan, co do twojego tajemniczego przyjaciela – wyznała Hermiona.

– Naprawdę? To zamieniam się w słuch –

– Wpadłam na to w nocy, skoro profesor Snape był Mistrzem Eliksirów, może w jego zbiorach jest coś na temat Oculusa? Książka z jego przypisami z szóstego roku spłonęła w Pokoju Życzeń, który strawiła pożoga, ale może ma jakieś notatki? –

– Myślisz o tym, by udać się do Hogwartu? – spytała z powątpiewaniem Luna.

– Tak, choć nie wiem, jak uda mi się zebrać w sobie, by się tam znaleźć. Ale może dyrektor McGonagall pozwoli mi też skorzystać z biblioteki i działu ksiąg zakazanych. To jedyny pomysł, jaki wpadł mi do głowy, nie widzę innej opcji. Jeśli w Hogwarcie nic nie znajdę, pojadę do Londynu, gdzie i tak muszę spotkać się z Kingsleyem –

______________________________

“Pffff – co za nadęta, bezczelna i nazbyt pewna siebie idiotka” – pomyślał Snape. Musiał mocno wytężać słuch, by dosłyszeć całą rozmowę. Oczywiście wiedział, że Hermiona jest jedyną osobą, która mogłaby się podjąć choćby próby uwarzenia Oculusua, ale uważał, że jest kompletną kretynką, skoro myśli, że da radę wejść do jego gabinetu albo składziku. Co prawda nie wiedział, w jakim stanie po wojnie są lochy i inne pomieszczenia, ale wątpił, by zwłaszcza jego pokoje uległy jakiemuś dużemu zniszczeniu. Po tym, jak już raz go okradła i zrobiła to w swojej drugiej klasie, skutecznie zmienił zaklęcia i wprowadził nowe hasła. Nie ma szans, by dostała się do środka… 

Z góry też wiedział, że szukanie w hogwarckiej bibliotece będzie bezcelowe. “Będzie marnować tylko czas” – rzucił w swojej głowie. W tej sekundzie dotarło do niego jeszcze jedno – Lovegood poprosiła Granger o pomoc. Wygadała się, choć prosił, żeby tego nie robiła. Czuł jak narasta w nim wściekłość.

______________________________

– To… to… może się udać – powiedziała z nutką zamyślenia Luna.

– Potrzebuję czasu, aby coś innego wymyślić, jeśli ten plan nie zadziała – 

– Hermiono, problem jest taki, że tego czasu nie mamy zbyt wiele – wyznała ze smutkiem.

– To znaczy? Ile mam czasu w takim razie? Nie mam przygotowanej żadnej alternatywy, jeśli ten plan nie wypali, jeśli nie dostanę się do komnat profesora – powiedziała Hermiona. 

“Merlinie, znowu zawiodę… znowu nie uratuję kogoś na czas, bo jestem za wolna. Za głupia. Gdybym miała alternatywę, miałabym plan B, ale nie, oczywiście nic, pustka” – myśli zaczęły kłębić się w głowie dziewczyny jedna za drugą. Atakowały z każdej strony. “Nie mamy czasu, skoro nie mamy czasu, to ten ktoś albo musi cierpieć, albo to… nie, niemożliwe”.

– Hermiono… – próbowała wyrwać ją z letargu Luna, ale dziewczyna nie odpowiadała.

– Komu mam pomóc? Kto. To. Jest. – spytała ze złością, czując, jak włosy zaczynają jej jeżyć się na karku. Odrętwienie przerodziło się w przeczucie, że przyjaciółka coś, a raczej kogoś przed nią ukrywa. Ale kogo? 

– Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam, ale obiecałam. To ktoś bardzo dla mnie ważny. Proszę, nie dopytuj. Jeśli możesz mimo to mi pomóc, to będę ci wdzięczna, ale zrozumiem też jak teraz się wycofasz – 

– W takim razie – ile mam czasu? – zapytała Hermiona.

– Do rozprawy Draco. Zostało nam raptem pięć dni – 

_____________________________

Pełen złości Severus podniósł się zbyt gwałtownie z podłogi, uderzając plecami w umywalkę. Jak Lovegood mogła prosić Granger o pomoc! Po co? Przecież kazał jej się nie wtrącać, miał jeszcze czas, żeby coś wymyślić, a teraz poleci do tego głupka Weasleya i Pottera. Cały plan uwolnienia Draco weźmie w łeb! 

Pełen nerwów uderzył pięścią w ścianę, którą wyczuwał po swojej prawej stronie. Nie przemyślał, że to skoro on słyszy rozmowy toczące się w kuchni, siedzące tam kobiety usłyszą jego. 

_______________________________

W kuchni rozległ się dziwny dźwięk walenia – jakby coś działo się za ścianą. Luna z przerażeniem spojrzała w stronę, w którą była łazienka.

– Co to było? – zapytała Hermiona. – Luna, kto tu jest?! –

– Och, co? To nic – odparła, udając beztroskę. – Wiesz, pewnie nargle albo jakieś gniotki, kryjące się w ścianach –

Coś tu nie grało… Hermiona wiedziała, że przyjaciółka nie mówi jej prawdy. Owszem wierzyła w dziwne stworzenia, ale to był aż nazbyt znajomy odgłos uderzenia w ścianę. Czyżby ktoś inny był w łazience? Ktoś mieszkał z Luną?

– Hermiono, przepraszam cię, ale musisz już iść… muszę zająć się kilkoma sprawami, a ty jeśli chcesz zdążyć do Hogwartu, to powinnaś już ruszać. Teleportacja do Hogsmeade to jedno, ale potem musisz przejść jeszcze kawałek, jeśli chcesz wrócić do Nory przed zmierzchem – Luna poczuła się fatalnie wypraszając przyjaciółkę, ale nie wiedziała, czy ze Snapem wszystko w porządku. 

– Mam cię teraz zostawić? – spytała Granger.

– Tak, proszę… Idź –

– Ale jesteś bezpieczna? –

Luna pokiwała twierdząco głową i uśmiechnęła się delikatnie.

– Na pewno? Obiecujesz? – dopytała dla pewności Hermiona.

– Zaufaj mi, proszę cię – powiedziała Luna, zamykając za przyjaciółką drzwi.

Rozdziały<< Uratuj mnie / Rozdział 7. Rozterki HermionyUratuj mnie / Rozdział 9. Kłótnie i wrzaski >>

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz