Uratuj mnie / Rozdział 3. Wspomnienia, które wracają

2 maja 1998 r. zmienił ich życie. Zmienił życie setek czarodziejów i czarownic. Te wspomnienia będą prześladować ich do końca świata, a może i o jeden dzień dłużej. Tego nawet sam Merlin nie wiedział. Luna nie spodziewała się, że to, co, a raczej – kogo, zastaną we Wrzeszczącej Chacie po tym, jak do Draco dotarła wiadomość od jego ojca, tak zmieni życie nie tylko jej, ale też kilku bliskich osób.

– Co się stało?! Snape, odpowiedz mi, co się stało! – krzyczał Malfoy, próbując uciskać ranę, która powstała na szyi jego ojca chrzestnego. 

Obok leżały zwłoki, którymi powinien przejąć się dużo bardziej – zwłoki Lucjusza Malfoya. Draco jednak one nie obeszły. Patrząc na leżące na podłodze ciało, rozrzucone białe włosy i puste spojrzenie, chłopak nie poczuł absolutnie. Zero smutku, zero tęsknoty. Stał się sierotą, niczym przeklęty Potter, ale wcale go to nie obeszło. Może to adrenalina? Kto wie, ale ważniejsze było tamowanie krwotoku Snape’a, utrzymanie go przy życiu.

– Uratuj ją – powiedział niemal szeptem Severus Snape.

– Dobrze wiesz, że to próbuję zrobić – odpowiedział Draco.

– Uratuj ją, bo ja nie zdołałem uratować Lily… – odparł z wyrzutami Snape. – Weź te wspomnienia, oddaj Potterowi. Niech nikomu nie pokazuje. Nikomu.

Luna stała z boku, przyglądając się tej scenie. Widziała, jak Draco zbiera łzy do fiolki, którą mu podała. Widziała, jak ze Snape’a uchodzi życie, jak wykrwawia się z rany na swojej szyi. 

– Leć do Pottera i uważaj – syknął Snape, zamykając oczy.

Dracona ogarnęły wątpliwości. Gdzie on teraz znajdzie Pottera? W tym całym szaleństwie, gdzie mógł być ten skończony pacan? 

– Patronus – szepnęła Luna.

– Co? – spytał blondwłosy.

– Wyślij mu Patronusa. On go znajdzie – odparła dziewczyna.

– Przejmij go, uciskaj, proszę cię, mam tylko jego – powiedział błagalnie Draco, wskazując na szyję Snape’a. Dziewczyna zrobiła tak, jak prosił.

Draco z kolei zrobił, jak podpowiedziała mu dziewczyna. Przywołał wspomnienie, gdy pierwszy raz złapała go za rękę, podczas uwięzienia w Malfoy Manor. Z jego różdżki wytoczył się biały obłok, który po chwili przyjął postać orła.

– Potter, spotkaj się ze mną przy gabinecie dyrektora. Wiesz gdzie to jest tępogłowy harpaku – przekazał patronusowi. 

Luna uśmiechnęła się pod nosem.

– No leć, tylko nie zgub fiolki. Wydaje się ważna – powiedziała dziewczyna. 

– Nie zostawię cię, idziesz ze mną – odparł Malfoy.

– Draco, nie zostawię go. Będę tu czekać, obiecuję, ty leć.

Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie. Potter czekał na niego pod gabinetem, weszli razem do środka. Dziwnie było stać w pomieszczeniu, które należało do Dumbledore’a, w którym był jego portret. Portret człowieka, którego omal nie zabił. Potter wyciągnął go z letargu, zmuszając do obejrzenia wspomnień.

Gdy skończyli, poklepał Malfoya po ramieniu i wyszedł. Chłopak usiadł na ziemi i pierwszy raz w życiu rozkleił się. W końcu on, wychowywany na panicza Draco nie płakał. Nigdy. Nawet jako niemowlę. Teraz po jego policzku spływały nieme łzy. Stracił tak wiele. Matkę, choć nie była wzorem ani dla niego, ani dla nikogo. Ojca chrzestnego, którego nikt nie rozumiał i nie doceniał. Wiedział, że straci też Lunę, że jeśli ci dobrzy wygrają wojnę, a Potter pokona Voldemorta, on sam trafi do Azkabanu i nic, ani nikt go nie uratuje.

Gdy Draco wrócił do Wrzeszczącej Chaty po spotkaniu z Potterem, okazało się, że Luna go okłamała. Nie czekała na niego. Nie było jej nigdzie. Zniknęła, tak samo, jak ciało jego ojca chrzestnego. Na ścianie było tylko napisane krwią:

“Ratuj się – przeżyj. Ja uratuję jego”

Luna wiedziała, co czuł Malfoy w tej chwili. Pokazał jej swoje wspomnienia. Chciał, żeby wiedziała, ile dla niego znaczy. Jak bardzo bał się o nią, jak pomógł potem Potterowi w zabiciu Nagini. Jak on, ślizgon pełną gębą otrzymał dar w postaci miecza Gryffindora. Jak oddał swoją różdżkę Potterowi, by ten mógł dobić wężową mordę. Jak chwilę po tym, gdy zrozumieli, że zwyciężyli, powiedział Kingsleyowi, że poddaje się, i może być jednym z pierwszych skazanych.

“Och, Draco…” – pomyślała Luna, nadal krocząc w stronę swojego domu. Zależało jej na nim. Mogła nawet powiedzieć, że go kocha. Choć nigdy nie powiedziała mu tego prosto w oczy. 

Luna weszła do domu – pustego, pozbawionego życia. Ksenofilius Lovegood zginął kilka tygodni po jej porwaniu przez śmierciożerców, chwilę po tym, jak odwiedziło go Złote Trio. Zabiła go Bellatrix Lestrange – wiedźma, której nienawidziła całym sercem. Odebrała jej rodzinę, odebrała bliskich przyjaciół. To ona odpowiadała za śmierć Syriusza Blacka, zabiła Fleur Weasley, jej ojca… Nie widziała, jak zginęła Bella – wie to od Draco. Wie, że zginęła dzięki Molly Weasley, która w szale po stracie syna i synowej nie przebierała w zaklęciach, by zemścić się na Śmierciożercach. 

“Dobrze, że to nie byłam ja” – pomyślała, zapalając świecę. Weszła do kuchni. Zaparzyła dwie herbaty, wyjęła z szafki kilka eliksirów, które ukradła pani Pomfrey. Brakowało jej Eliksiru Słodkiego Snu, wiedziała, że uzależnia, ale bez niego ciężko mu się zasypiało. Będzie musiała poprosić Hermionę o kilka fiolek. Wyśle jej sowę, bo Patronus mógłby być zbyt znaczący. W końcu jej największa tajemnica nie mogła się wydać, jeszcze nie.

Luna zeszła po schodach prowadzących do piwnicy wraz z eliksirami, parująca herbatą i zupą dyniową od Molly Weasley.

– Dobry wieczór profesorze – zaświergotała, otwierając drzwi.

Rozdziały<< Uratuj mnie / Rozdział 2. Wy nic nie rozumiecieUratuj mnie / Rozdział 4. Został im tydzień >>

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz