Hermiona powoli docierała do błoni Hogwartu, a zamek było widać już z oddali. Szła w tę stronę, czując niemiły ucisk w żołądku. Wiele kosztowała ją wyprawa w te strony, ale jeśli jej podejrzenia były słuszne… musiała uwarzyć Oculusa. Była to winna wszystkim – tym, którzy polegli, bo nie mogła pomóc, jak i Lunie, która stała się najbliższą jej osobą.
“Dziwnie tu wracać” – pomyślała. W głowie kłębiło jej się tyle myśli… zastanawiała się, czy droga, którą właśnie idzie, nie była miejscem, w którym upadł, wydając ostatnie tchnienie, któryś z jej znajomych. Gdy dotarła do bramy, była nie lada zaskoczona, że tak bez trudu mogła otworzyć wrota. Albo Hogwart przyjmował ją bez żadnych przeszkód, albo był bardzo słabo zabezpieczony.
Majestatyczny zamek królował ponad drzewami – do pokonania miała jeszcze trochę drogi. Zaczęła zastanawiać się, czy nie wstąpić na chwilę do Hagrida. Nie wiedziała, co u niego słychać od zakończenia wojny, poza tym, że Graup ocalił mu życie, poświęcając własne.
“Na Merlina, nawet nie zastanowiłam się, jak on się czuje!” – zaczęła wewnętrzny monolog. “Jesteś taka samolubna Hermiono… zamknęłaś się w sobie, warzyłaś tylko eliksiry i czytałaś, zamiast dowiedzieć się co słychać u twoich przyjaciół! Ale czy jeszcze są moimi przyjaciółmi? Przecież ich zawiodłam.”
Nogi same poprowadziły ją do chatki pół olbrzyma. Zdziwiła się, gdy dookoła było zupełnie pusto, a teren był wysprzątany. Nie było roślin, żadnych zwierząt… nikogo. Zajrzała przez okno, wspinając się po drewnianych, pustych skrzynkach – dom Hagrida był pusty. “Co się z nim stało?” – zastanowiła się.
To niezwykłe odkrycie na chwilę wytrąciło ją z równowagi – zachciało jej się płakać. Mijała właśnie jezioro, w którym żył kraken. To, nad którym spędzali tyle czasu. “Wiele bym dała, żeby wrócić do tamtych lat w Hogwarcie”. Idąc dalej, podjęła decyzję, że pójdzie do gabinetu profesor… a raczej dyrektor McGonagall.
______________________________
Hermiona z duszą na ramieniu doszła do wejścia do zamku. “Zaskakujące, wygląda, jakby nic się tu nie wydarzyło” – pomyślała. Wszystko było jakby na swoim miejscu, a mimo to czuła, że coś się zmieniło. Wewnątrz budynku było zimno, wręcz przerażająco zimno, zwłaszcza jak na początek lipca. “Dziwnie być w środku… iść korytarzem, w stronę tych wszystkich miejsc”. Miała wrażenie, że portrety się na nią spoglądają i oceniają każdy jej ruch.
– Panna Granger? – usłyszała za swoimi plecami. Odwróciła się i ujrzała panią Pomfrey. – Wszystko w porządku? Jesteś bardzo blada dziecko… Dobrze się czujesz? – spytała z wyraźną troską w głosie kobieta.
– Dzień dobry proszę pani. Tak, wszystko w porządku, po prostu… dziwnie tu być – odpowiedziała.
“Kiedy się tak postarzała? Czy ten ostatni rok wpłynął tak na nas wszystkich?” – spytała się w myślach. Poppy Pomfrey miała około 50 lat, ale jej twarz była poorana zmarszczkami. Włosy, choć starannie spięte, były siwe. Jak na czarodziejskie standardy, wyglądała na zdecydowanie zmęczoną i dużo starszą. Hermiona wiedziała, że ostatni rok był trudny dla każdego. Po Hogwarcie chodzili śmierciożercy i każdy czuł oddech wojny na ramieniu, ale myślała, że tylko ona wyglądała strasznie.
– Cieszę się, że masz się już dobrze dziecko! Widzę, że wszystkie rany się wygoiły, czyli eliksiry pomogły. Szkoda, że nie chciałaś, abym cię odwiedziła, ale panna Lovegood mówiła, że odwiedza cię jakiś uzdrowiciel z Munga, więc nie nalegałam –
“Jakie rany?” – pomyślała Hermiona. Oczywiście, miała nieco powierzchownych otarć po bitwie, była mocno wychudzona, według zaklęcia diagnostycznego miała pęknięta dwa żebra, ale już się zrosły. Ale nie potrzebowała eliksirów… sama je sobie warzyła.
– Przepraszam pani Pomfrey, ale chyba nie rozumiem, o co chodzi –
– Panna Lovegood była u mnie kilka razy po bitwie po eliksiry dla ciebie, gdy dochodziłaś do siebie. Pewnie nawet nie zastanawiałaś się, skąd się wzięły, skoro większość czasu byłaś na silnych eliksirach przeciwbólowych – odpowiedziała Poppy. – Idziesz do Minerwy czy wpadłaś po prostu w odwiedziny? –
– Tak, tak – idę do profesor McGonagall – odpowiedziała, wciąż będąc w szoku.
– Powinna być w swoim gabinecie, akurat dobrze trafiłaś, bo przegląda zgłoszenia na gajowego… i niektórych nauczycieli –
– Gajowego? – zapytała Hermiona.
– Oczywiście kochanie, och, pewnie nic nie wiesz! Po wojnie Hagrid postanowił wyjechać do Francji, do Madame Maxime. Chciałyśmy wyprawić mu przyjęcie pożegnalne, ale się nie zgodził. Było mu ciężko tu być po stracie Dumbledore’a, choć Snape był dla niego zaskakująco wyrozumiały. Hagrid uznał, że po śmierci Graupa nic go już tu nie trzyma i pora zadbać o siebie…
– To zrozumiałe – odparła Hermiona. Cieszyła się, ze Hagrid będzie szczęśliwy w Beauxbatons, ale miała nieodparte wrażenie, że straciła go bezpowrotnie. “Kolejny, którego zawiodłam, nawet nie zastanowiłam się, jak się czuje po śmierci brata… i dyrektora”.
– Dobrze kochanie, trafisz do Minerwy, ja muszę jeszcze zająć się kilkoma rzeczami, zanim wyjadę na urlop. Cudownie było cię zobaczyć! Cieszę się, że już z tobą lepiej! – odpowiedziała kobieta, lekko przytulając dziewczynę.
Hermiona przystanęła, nie mogąc otrząsnąć się po tym, co usłyszała – nie mogła zrozumieć, o co pielęgniarce chodziło. Czy kobieta rzeczywiście powinna nadal leczyć dzieci w Hogwarcie, skoro nie ogarnia rzeczywistości? To wszystko nie miało sensu. “Przecież Luna nie brała dla mnie żadnych eliksirów, jeszcze ja… ja warzyłam je dla niej!” – pomyślała. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, ani nie zadawała pytań, choć pewnie powinna. Ruszyła w stronę gabinetu dyrektorki, wciąż zastanawiając się, o co chodzi. Uznała, że musi jeszcze raz porozmawiać z Lovegood, nawet jeśli ona nie do końca chciała ją widzieć.
Gdy dotarła do gargulca, ten wpuścił ją bez problemu. Weszła po schodach, by dotrzeć do pomieszczeń, w których kiedyś przebywał Dumbledore. “A potem profesor Snape” – pomyślała. “Musisz wyrzucić go z głowy Hermiono, bo zaczynasz świrować” – powiedziała do siebie w myślach. “Już nawet zaczynasz podejrzewać rzeczy, które nie mają prawa się zdarzyć”. Czemu myślała o nim w tej chwili? Miała nadzieję, że ujrzy jego portret w gabinecie i przekona się, że jej myśli są absurdalne.
Zapukała do gabinetu – po chwili stanęła w nich Minerwa McGonagall. Kobieta uśmiechnęła się na jej widok.
– Panna Granger! Jak się cieszę, że cię widzę dziecko – wejdź! –
– Dzień dobry pani profesor, a raczej… pani dyrektor – odparła.
– Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, sama nie wiem, czy to dobry pomysł, by objąć to stanowisko –
– Najlepszy, proszę pani –
– Chodź moja droga, napijesz się herbaty? Założę się, że nie przyszłaś tutaj rozmawiać o mojej dyrekturze – powiedziała Minerwa, kierując się w głąb gabinetu.
“Dziwnie tu być” – pomyślała Hermiona. Nie była w gabinecie Dumbledore’a tak często, jak Harry czy nawet Ron. Zaczęła rozglądać się dookoła. Portret Albusa wisiał w środkowej części pokoju, niemalże na honorowym miejscu. Ale nigdzie nie dostrzegała profesora Snape’a.
– Co cię sprowadza drogie dziecko? – spytała dyrektorka.
– Pani profesor… gdzie jest portret profesora Snape’a? – wiedziała, że to niegrzecznie odpowiadać pytaniem na pytanie, ale to było coś ważniejszego niż “dobre wychowanie”.
– Nie ma, po prostu nie pojawił się. Rama była gotowa, myślałam, że po prostu się w niej pokaże. Nie wiem, co się stało, bo był oficjalnie dyrektorem – gabinet go przyjął, nie to, co Umbridge.
– Ekhem – dobiegło je charczenie obrazu. – Witam panno Granger – odezwał się Dumbledore z obrazu. – Wątpię, aby w najbliższym czasie Severus pojawił się w swoich ramach, ale Minerwa nie chce mnie słuchać –
– Ponieważ twoja insynuacja jest bezpodstawna Albusie! – odparła McGonagall.
– Ty tak sądzisz, ale moim zdaniem, Severus jeszcze wszystkich może nas zaskoczył – wyznał Dumbledore, jednocześnie puszczając oczko do Minerwy. – Pójdę teraz do Grubej Damy – miło było cię zobaczyć panno Granger – po czym ukłonił się i przeszedł między ramami.
– Do tej pory fascynuje mnie, w jaki sposób mogą przechodzić między obrazami – wyznała Hermiona. – Gdy miałam przy sobie obraz dyrektora Blacka, było to wręcz niezwykłe… Ale pani profesor, co dyrektor miał na myśli? –
– Och, nieistotne dziecko, ma zbyt wiele czasu. Poza tym nie zapominaj, że jest tylko obrazem, niejako wyobrażeniem o Albusie, a nie nim samym. No, ale wróćmy do tematu! Nie mówiłaś, co cię tu sprowadza –
– Poniekąd… profesor Snape – przyznała Hermiona, a na twarz Minerwy wpełzło nieukrywane zdziwienie. – Już tłumaczę, choć to trochę dziwne, wiem. Czy mogłabym znaleźć się w jego komnatach? –
Minerwa zdziwiła się jeszcze bardziej. Wiele już widziała w swoim życiu, ale nie spodziewała się usłyszeć, że Hermiona Granger będzie chciała (i to jeszcze dobrowolnie), wybrać się do komnat Severusa Snape’a.
– Panno Granger… pozwolę sobie spytać: po co? –
– Chciałabym uwarzyć pewien eliksiry, ale nie znam przepisu. Kiedyś o nim czytałam, ale to był jakieś szczątkowe informacje, a wiem, że to eliksir na poziomie mistrzowskim. Pomyślałam, że może profesor Snape miał jakieś książki na ten temat, których nie ma w bibliotece… – odparła Hermiona, jednocześnie czując, że zaczyna się rumienić. Właśnie do niej dotarło. “Na Merlina… poprosiłam Minerwę McGonagall o dostęp do prywatnych komnat profesora Snape’a!”
– Hermiono, sądząc po twojej minie, zrozumiałaś, jak brzmiała twoja prośba – odpowiedziała kobieta, uśmiechając się.
– Tak pani profesor –
– Rozczaruję cię, ale wszystkie rzeczy Severusa zostały usunięte z jego komnat przez skrzaty. Trzymamy je, dopóki ktoś z rodziny nie postanowi ich odebrać. W przypadku Severusa najszybciej będzie to pan Malfoy –
– Och, rozumiem –
– Ale nie smuć się moja droga, kilka książek o eliksirach jest tutaj w gabinecie – możesz je pożyczyć. Wiem, że wrócą do mnie w nienagannym stanie – powiedziała Minerwa.
– Dziękuję pani profesor! Nawet pani nie wie, ile to dla mnie znaczy… może będę mogła… – zaczęła Hermiona, ale ugryzła się w język.
Pierwszy raz od dawna zaczęła mówić, jak dawna ona. Wizja nowych książek, i to takich o fascynującej tematyce, była jak powiew świeżego powietrza dla dziewczyny. Oczywiście, czytanie zbiorów prawniczych, by uratować Draco, także było ważne, ale… nie było tym samym.
– Tak moja droga? Dokończ, proszę, przy mnie nie musisz się krygować – powiedziała czarownica.
– Pani profesor… może, jeśli znajdę odpowiedni przepis i dam radę, będę mogła komuś pomóc. Będę mogła zrobić to, czego nie umiałam podczas wojny i… uratuję kogoś – powiedziała, jednocześnie czując, że łzy zaczynają napływać jej do oczu.