Pamięć 9

Ponowne pierwsze spotkanie z Ginny i Molly przebiegło bez większych problemów. Tak, jak podejrzewała, Harry został wykluczony z grona ludzi, którzy obecnie mogą się do niej zbliżać.

– Dopóki nie nauczy się nad sobą panować – uściślił Ron. – Sam zrozumiał jak bardzo ponoszą go emocje i wie, że musi sobie z tym poradzić.

Było jej trochę wstyd, że tak bardzo jej ulżyło. Na szczęście nikt tego nie zauważył.

Ron opowiadał o praktykach i tym, że wciąż nie jest pewien czy chce poświęcić się umysłowi, czy też lepiej sprawdzi się w chirurgii, bo okazało się, że ma pewne i stabilne dłonie, które bywają rzadkością. Ginny przemyciła jej cztery mugolskie książki, z których podobno wyły ze śmiechu wszystkie wampiry świata, a te, które miały pecha mieć na imię Edward, zalewały Ministerstwo prośbami o oficjalną zmianę w dokumentach. Obiecała je przeczytać, a później dać Severusowi, bo nic go  nie cieszyło tak, jak zła książka, której mógł wytknąć każdy, najmniejszy choćby błąd. A że snuł się ostatnio po domu od łazienki do laboratorium jak duch, to przyda mu się trochę rozrywki.

– …wielka awantura, choć doprawdy nie było powodu, skoro Gabrielle i tak zostanie matką chrzestną. – Molly upiła łyk herbaty i delikatnie dotknęła kolana Hermiony. – Moja droga, czy wszystko w  porządku? Wydaje mi się, że nie słuchasz.

– Przepraszam, Molly. Jestem nieco zmęczona.

– W takim razie zmykaj do domu. No, już. Nie przejmuj się nami.

Podziękowała, zebrała książki i po chwili była już w domu. Nie spodziewała się jednak stojącego tuż przed kominkiem dużego łóżka i obiła sobie o nie biodro. Posykując z bólu ominęła je i spojrzała ze zdziwieniem na Severusa, który powoli zmieniał kolor ściany na zielono. W tej chwili kucał w kącie i nawet na nią nie spojrzał.

– Remont? – Rozjerzała się widząc, że wszystkie meble zostały ściśnięte na środku salonu, tworząc zaporę nie do przebycia.

~Zmieniam nieco wystrój, żeby lepiej spać. Ostatnie noce nie należały do najprzyjemniejszych.

Po części jedynie jej zmęczenie wynikało z nerwów jakie odczuwała wokół ludzi. Od kiedy Severus uparł się spać w salonie nie była w stanie żadnej nocy przespać w całości. Przewracała się z boku na bok, z każdą chwilą coraz bardziej pobudzona i zirytowana. Denerwował ją brak jego ciepła, świszczącego oddechu, pochrapywania, a nawet kradnięcia kołdry. Jedynie duma powstrzymywała ją przed wejściem do salonu i wślizgnięciem się do jego łóżka.

Duma i dystans, jaki wkradł się między nich.

W ciągu niespełna tygodnia Severus – jej sarkastyczny, wspierający i w gruncie rzeczy kochany Severus – zmienił się w wrednego profesora Snape’a. Na jej uśmiechy odpowiadał ponurymi spojrzeniami, lub komentarzami, od których odechciewało jej się z nim rozmawiać. Był uszczypliwy i nieprzyjemny, a każdą próbę pojednania odbierał jak atak.

Mimo wszystko próbowała dalej.

– Harry’ego dziś nie było, pewnie cię to uspokoi. – Nic. – Wiesz, że dopiero po dłuższym czasie zauważyłam jego brak? Chodzi na terapię, choć nie jestem pewna jaką. Zabrzmiało to jak kontrola gniewu, ale nie wiem czy magomedycyna poszła tak bardzo do przodu. – Wciąż nic. – Dostaliśmy od Ginny książki, które podobno są szalenie zabawne. Wampiry płakały nad nimi ze śmiechu.

~I w związku z tym mają mi się podobać? Mogło ci to umknąć, ale od dawna nie mieszkam w lochach i gdybyś raczyła przestać insynuuować moje wątpliwe wampiryczne korzenie to może uznałbym, że gdzieś po drodze zdarzyło ci się zapoznać z różnicami międzygatunkowymi. 

Westchnęła i potarła skronie. Czuła nadchodzącą migrenę i zastanawiała się czy lepiej sięgnąć po eliksir, czy też może po zwykły mugolski lek, bo nie była pewna czy Severus w obecnym nastroju uwarzyłby nowy, gdyby wykorzystała cały zapas.

– Wiesz, że nie to…

~Idź spać. – Przerwał jej, nie czekając na resztę zdania. – Wyglądasz na zmęczoną, a ja dokończę ten fragment i też chciałbym się położyć. Jutro czeka cię wizyta ośmiolatków i ich problemów z czytaniem. Chyba będą potrzebne ci siły, których obecnie zdecydowanie ci brakuje, a ja nie zamierzam ci w tym pomagać.

Przeszła niezdarnie nad jego łóżkiem i położyła książki na stoliku.

~Nie chcę ich. 

Czując narastającą złość wzięła je, kopnęła po drodze jego ulubione krzesło, a następnie trzasnęła drzwiami ich… jej sypialni z taką siłą, że z sufitu posypało się trochę tynku. Rzuciła książki na biurko i usiadła na łóżku czując łzy napływające jej do oczu.

To tylko kryzys. Każdy związek przeżywał kryzysy. Oni nie byli w związku, ale przecież nawet przyjaźnie miewają problemy. A jej powrót do świata żywych mógł taki kryzys wywołać.

To na pewno przejściowe.

Na pewno.

 

 

Miesiąc później Hermiona miała już ustalony tryb dnia. Rankiem wstawała wcześnie i szła po zakupy, po czym zostawiała je na blacie, by Severus coś ugotował, gdy ona brała kąpiel. Jadła śniadanie samotnie, bo on zdążył zjeść w trakcie jej prysznica. Opiekowała się dziećmi, a w tym czasie Severus gotował obiad, który zabierał ze sobą do laboratorium, a ona jadła w biegu, starając się uspokoić dzieci. Gdy ostatnie dziecko zostało odebrane przez wdzięcznych rodziców Hermiona szła do Kolebki, gdzie spędzała kilka godzin. Gdy wracała, w domu witało ją pochrapywanie Severusa. Kładła się do zimnego łóżka i od razu zasypiała.

Była tak zaaferowana, tak zabiegana, że nie miała nawet kiedy za nim zatęsknić i pilnowała, by tak zostało. Dzieci wypełniały jej czas całkowicie, a bez „Sebastiana” do pomocy, „Maria” nie miała z nimi szans. W wolnych chwilach odwiedzała sąsiadki, z którymi robiła na drutach, narzekała na rodzaj męski w ogóle, a mężów w szczególe i była zadowolona z tego, że nie ona jedna przechodziła przez okres męskich fochów. Nastrajało ją to pozytywnie, bo wciąż nie wypowiadał w jej kierunku więcej, niż dwóch czy trzech słów dziennie, bo ani razu nie miała ataku paniki, który wymagałby jego pomocy. Harry, który po miesiącu terapii ponownie dołączył do wieczornych spotkań, był tak delikatny i ujmujący, że nie żałowała ani minuty z nim spędzonej. Trzymał dystans i okazywał jej sympatię, jednak ani razu nie wchodząc na teren, który można byłoby uznać za romantyczny.

Łączyła życie w wiosce z życiem ze światem magii stosunkowo łatwo i przyjemnie. Dopiero na dwa dni przed Bożym Narodzeniem została postawiona w sytuacji, która zburzyła jej spokój. Wyzwanie przyszło w najmniej spodziewanej postaci Artura Weasleya, który zapytał czy planuje cokolwiek na Wigilię.

– Nie jestem pewna… – Tego wieczora śnieg padał gęsto na dworze, a gorąca czekolada Molly tak rozgrzewała żołądek, że Hermiona miała wrażenie, że znów ma siedemnaście lat. – Z Severusem dość spontanicznie decydujemy co robić. W zeszłym roku leżeliśmy na śniegu przez godzinę, zjedliśmy kolację i poszliśmy wcześnie spać. Za to dwa lata temu urządziliśmy bitwę na śnieżki z dzieciakami z miasteczka, po czym poszliśmy na wielką kolację do naszej nabliższej sąsiadki, Anne. Różnie to bywało w Wigilię, ale pierwszy dzień świąt najczęściej spędzaliśmy w domu, przed kominkiem.

– I z książką? – spytała szeroko uśmiechnięta Ginny, poprawiając koc, pod którym siedziała.

– Oczywiście – zaśmiała się. – Zawsze dajemy sobie pod choinkę książki i spędzamy dzień czytając je. Dlaczego pytasz, Arturze?

Mocno siwy, łysiejący już Artur podrapał się po nosie, rumieniąc się, gdy wszyscy zwrócili na niego uwagę.

– Ja… To znaczy my… Molly i ja… I nasze dzieci, oczywiście… Chcielibyśmy zaprosić ciebie i Severusa na Wigilię do nas. Do Nory. Albus i Lavender już wyrazili zgodę, więc nie będziecie sami.

– Poznasz moje wnuki! – wtrąciła Molly, wyraźnie podekscytowana. Uwielbiała chwalić się dziećmi Billa i Fleur, a zważywszy na to, że z puli genetycznej obie dziewczynki wyciągnęły wszystko, co najlepsze z obu stron, było czym.

– I dziewczynę Freda – dodała głośnym szeptem Ginny.

Hermiona roześmiała się. Od kiedy Fred znalazł swoją połówkę George chodził ja struty. Im bardziej Fred był szczęśliwy, tym bardziej ponury stawał się jego bliźniak. We dwójkę podobno stanowili pierwszorzędne przedstawienie, choć z innych, niż zwykle, powodów.

– Dziękuję za zaproszenie, to bardzo miło z waszej strony. Nie mogę jednak nic obiecać. Muszę zapytać Severusa.

Harry zmarszczył brwi i chłodnym tonem zapytał dlaczego. Hermionie umknęło ostre spojrzenie, jakie Ron rzucił przyjacielowi.

– Po Pokątnej wolę zdać się na jego osąd. Będzie lepiej wiedział ode mnie czy jestem w stanie to znieść. Nie chcę mu przysparzać problemów.

Harry już-już otwierał usta, ale Ron uprzedził go.

– Sądzę, że to rozsądne wyjście. Tata i tak zaprosił Snape’a, więc tak czy owak czekamy na jego odpowiedź. Prześlij nam sowę, Hermiono.

Skinęła głową i pożegnała się ze wszystkimi, mając nadzieję, że jeśli wróci o wiele wcześniej, niż ostatnimi czasy, to uda jej się złapać Severusa przed snem.

Znalazła go leżącego pod kołdrą, pogrążonego w książce. Kompletnie zignorował jej obecność, ale tym razem nie zostawiła go w spokoju, tylko przysiadła obok. Przyjrzała mu się i zdziwiła się jakie zaszły w nim zmiany, od kiedy ostatnim razem mogła porządnie na niego spojrzeć, nie w biegu. Wyraźnie schudł, zbladł, a pod oczami miał sińce, wskazujące na źle przespane noce. W kącikach ust i oczu miał napięcie, które pamiętała z pierwszego roku, gdy często męczyły go koszmary.

– Severusie… Jak się czujesz? – Uniósł brew, ale poza tym nie doczekała się żadnej innej reakcji. – Zamierzasz ze mną porozmawiać?

~Nie ma o czym.

– Wyraźnie coś się z tobą dzieje. Czy koszmary aż tak cię męczą?

~To mój problem. A teraz daj mi spokój. Chcę doczytać ten rozdział.

Westchnęła i wyjęła mu z palców książkę, nie zwracając uwagi na jego grymas złości.

– Artur zaprosił nas na Wigilię do Nory.

~Nie idę. Oddaj mi książkę.

Choć miała nadzieję, że odpowie inaczej, i tak poczuła się zawiedziona. Nie wiedziała już jak z nim rozmawiać. Nie miała najmniejszego pomysłu na to, co się z nim działo. Wprowadzanie na siłę dystansu miało sens tylko jeśli… Jeśli chciał odejść i ją na to przygotować.

Ta myśl przeszyła jej serce i przez chwilę zabrakło jej tchu.

– Co ze mną? Czy myślisz, że jestem gotowa na tak wiele osób naraz?

Skinął głową.

~Tak, pod warunkiem, że dostaniesz osobny pokój, który zapewni ci spokój. Jeśli jednak zaczniesz wpadać w panikę, to od razu wracaj. Nie czekaj, aż będzie źle. Nie chcemy raczej powtórki z rozrywki, prawda?

– Nie. Oczywiście, że nie. – Wyciągnął rękę po książkę, ale nie chciała mu jej oddawać. Jeszcze nie. Nie teraz, gdy w końcu udało jej się skłonić go do rozmowy. – A co ty będziesz robił?

~Minerwa zaprosiła mnie do siebie.

– To… To miło. Pozdrów ją ode mnie. – Szybkim ruchem wyrwał książkę i wrócił do czytania, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem. – W takim razie jutro wybiorę się do Nory i wrócę za trzy dni, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie.

Skinął głową nie odrywając wzroku od strony. Nie mając nic więcej do powiedzenia – a przynajmniej nic, co byłaby w stanie z siebie wykrztusić – poczłapała nieszczęśliwie do pustego pokoju. Nie podobała jej się ta sytuacja. Co ona zrobi jeśli on w końcu odejdzie? Próbowała wyobrazić sobie życie bez niego i nie mogła. Był z nią każdego ranka, każdego popołudnia i każdej nocy przez siedem lat. Przyzwyczaiła się do jego obecnośc i polubiła. Bardzo polubiła. Lubiła go bardziej niż Rona i Harry’ego, nawet za najlepszych czasów. Tak samo kochał ciszę, spokój, inteligentne rozmowy i dobre książki. Potrafił być miły, nawet jeśli na swój własny sposób.

Dotknęła kolczyków i uśmiechnęła się smutno. Ciekawe czy spodoba mu się prezent, który dostanie pod choinkę. Miała nadzieję, że tak, nawet jeśli jej nie będzie obok, by mogła cieszyć się jego reakcją.

Pomimo perspektywy domu pełnego radosnych, szczęśliwych ludzi, Hermiona była pewna, że święta bez Severusa będą jej się wydawać puste.

 

 

Następnego dnia spakowała się, pożegnała z sąsiadami (utrzymując, że ona jedzie przodem, a Sebastian dołączy do niej, gdy skończy pracę) i rzucając Severusowi ponure „do zobaczenia”, wskoczyła do kominka, by po chwili znaleźć się w samym środku radosnego chaosu, jakim była kuchnia w Norze.

Starała się uśmiechnąć, ale wymagało to zbyt wiele energii. Czuła się samotnie i źle. Na widok tylu znajomych, radosnych twarzy, jej humor jedynie się pogorszył. Harry odebrał od niej torby i zaproponował herbatę, ale przez chwilę – przez jedno uderzenie serca, po którym zrobiło jej się wstyd – poczuła irytację, że jest taki chętny do pomocy i zadowolony z siebie.

Zdusiła w sobie negatywne emocje, zepchnęła Severusa głęboko, głęboko w tył głowy, by móc się dobrze bawić.

– Dobzi wygląda! – Fleur ucałowała ją w policzek i okręciła wokół. – Ładni szaty. Nowi?

– Tak.

Francuzka pochyliła się bliżej, dotknęła rękawa pięknej, bordowo-złotej sukni i nagle wytrzeszczyła oczy, szepcząc z nabożeństwem:

– Zeszłoroczni kolekcja Madame Zara! Skąd to ma? Ja jestim od lat na lista!

Hermiona musiała się upomnieć, że należy zamknąć usta. Kolekcja?

– Dostałam na święta.

Nie dodawała, że od Severusa. Owszem, szata już wtedy wydawała jej się nieco ładniejsza niż to, co zwykle nosiła, ale… Madame Zara? Madame Malkin była nastawiona na każdego czarodzieja i wiedźmę, brała miarę od każdego. Madame Zara znana była z tego, że szyła jedynie sto szat rocznie, w dodatku jedynie od wybranych osób, a lista oczekujących była ogromna.

Ale Severus i modne ubrania? Zasępiła się wspominając co mu dała w zamian. Kapcie, robione na drutach, bo ciągle narzekał, że mu zimno w stopy i powinni kupić dywan. Dywan i tak kupili, ale uparcie nosił pełen supłów prezent, choć pewnie nie było mu w nich zbyt wygodnie. Miała głupią chęć zrzucić z siebie tę szatę i wrzucić do ognia.

Westchnęła, poprawiła szarfę wokół bioder i – mijając wciąż rozmarzoną Fleur, która posyłała ponure spojrzenia w kierunku swojego męża – dosiadła się do Rona, Ginny i Lavender.

– …dokładnie wtedy kazali mi naciąć… O, Hermiono. Nie słyszałem kiedy przyszłaś.

– Co kazali ci naciąć?

Ginny westchnęła cierpiętniczo.

– Ron właśnie opowiada nam o swojej pierwszej samodzielnej operacji z dzisiejszego poranka. Słyszę to tysięczny raz.

– Ja dopiero dziesiąty – dodała Lavender i obie zachichotały.

– Możecie się śmiać, ale to było wyjątkowo ekscytujące! Zwłaszcza moment, w którym…

– Tak, wiem – rzuciły chórem i podniosły się.

Lavender uśmiechnęła się do niego i pogładziła uspokajająco po ramieniu.

– Opowiedz o tym Hermionie, wydaje się być zainteresowana. My pójdziemy sprawdzić czy Molly nie potrzebuje pomocy. I muszę upewnić się, że Albus nie przesadzi z miodem.

Ron zaczął opowieść od nagłego wezwania, a gdzieś w okolicy rozerwanego mięśnia sercowego i zapadniętego płuca Harry przysiadł się obok Hermiony i widząc, że jest nieco blada, dotknął delikatnie jej dłoni.

To zupełnie oderwało ją od opowieści pełnej krwi. Czuła się… dziwnie. Dłoń Harry’ego była ciepła i ciężka, ale to nie było to, do czego była przyzwyczajona i co zawsze powodowało, że robiło jej się przyjemnie. Jego palce były względnie krótkie, paznokcie poobgryzane, a sama dłoń od wewnątrz pozbawiona zgrubień od ciężkiej pracy.

-…i dostałem sowę godzinę temu, że już się obudziła i jest z nią dobrze. Super, nie?

Wróciła do rzeczywistości i uśmiechnęła się słabo do rozentuzjazmowanego Rona.

– Nie dla mnie. O ile teoria brzmi fascynująco, to od czasu bitwy niezbyt pozytywnie reaguję na krew.

– Ja właśnie wtedy się przyzwyczaiłem. – Oparł się na poduszkach, a w jego twarzy było coś tak uroczystego, że przez chwilę nie była pewna na kogo patrzy. To nie był ten Ron, którego pamiętała i poczuła dumę widząc na kogo wyrósł. – Wiesz, że wcześniej mdlałem i zdarzyło mi się nawet zwymiotować? Potem się przyzwyczaiłem, co też odjęło zmartwień Pani Pomfrey, ale nigdy nie przyszła mi znieczulica.

– Przeżywasz to za każdym razem? To musi być trudne.

– Być może. Jednak to lepsze niż to, co robią niektórzy magomedycy, niektórzy już nawet w trakcie praktyk. Przychodzą do pracy, odbębniają swoje i nie starają się tak, jak powinni, bo nie chcą skonfrontować się z bólem i śmiercią.

– Mądre słowa. – Hermiona obróciła głowę i uśmiechnęła się do Albusa, który wyciągnął przed siebie półmisek z wciąż gorącymi ciasteczkami. – Chciecie? Molly robi najlepsze czekoladowe ciasteczka na świecie. Gdyby nie Artur, to pewnie sam bym się z nią ożenił dla tych ciasteczek.

– A ona kazałaby ci zgolić brodę – rzucił Harry.

Roześmieli się na widok jego przerażonej miny.

– Och, nie. Wszystko, byle nie broda.

– Aż tak jesteś do niej przywiązany?

Dumbledore nachylił się, spojrzał ponad okularami i szepnął teatralnie:

– Prawdę powiedziawszy mam podbródek w kształcie gruszki. Broda dodaje mi powagi i autorytetu.

Podzieliła się tymi nowinami z Severusem, a potem wyobraziła sobie jego samego z równie spektakularną brodą i posłała ten obraz. W odpowiedzi dostała strzałę wściekłości, ale nie mogła się nie roześmiać. Gdy opowiedziała co zrobiła Ron i Albus dołączyli do niej, jednak Harry zmarszczył czoło. Być może nawet by coś powiedział, jednak nie miał szansy, bo oto wkroczył do salonu radosny pochód.

Przodem szedł rozanielony Fred, a wtulona w niego szła Joan, oszałamiająca blondynka, co – zdaniem Hermiony – potwierdzało słabość Weasleyów do jasnowłosych kobiet. Tuż za szczęśliwą parą szła chmura gradowa w postaci George’a. Ron podbiegł do samotnego bliźniaka i zaczął pocieszać go dowcipami, z dość miernym skutkiem,

– Idę o zakład, że wybuchnie, nim dojdziemy do ciasta. – Ginny zmaterializowała się nagle przy kanapie, trzymając za rękę wysokiego, misiowatego (niespodzianka, niespodzianka) blondyna. – Hermiono, to jest Stephen. Stephen, to Hermiona, moja najlepsza przyjaciółka. Dopiero niedawno wróciła do nas.

Uśmiechnął się i wyciągnął do niej dłoń. Bez większego smutku zabrała swoją dłoń spod dłoni Harry’ego. Uśmiech Stephena wydawał jej się znajomy.

– Ja cię chyba gdzieś widziałam… Hogwart?

Ginny, zaciekawiona, przenosiła wzrok z jednego na drugiego.

– Nie, Beauxbatons, mój ojciec jest Francuzem. Ale, kurczę, ja ciebie też skądś kojarzę. Ty… – W jego oczach zalśniło zrozumienie i pstryknął palcami. – Maria. Mieszkasz w wiosce mojej babci ze swoim mężem, Sebastianem. Nie wiedziałem, że jesteś czarownicą, a babcia też chyba nie wie. A Sebastian wie? I czemu go tutaj nie ma?

Ruda wbiła mu łokieć w żebra, aż syknął, na widok miny Hermiony, która szybko się pozbierała.

– Och, Severus, bo tak naprawdę ma na imię, nie jest moim mężem. Jest czarodziejem. Przez ostatnie lata mieszkaliśmy tam, żeby wyzdrowieć po tym, co przydarzyło nam się w czasie wojny. Nie jest zbyt towarzyski.

Stephen kiwnął głową i uśmiechnął się smutno do Ginny.

– Ja wtedy straciłem siostrę. Była o rok młodsza od ciebie, Gin. Nie powinno jej w ogóle tam być, ale coś rąbnęło w wieżę Puchonów…

Hermiona przymknęła oczy, aż za dobrze to pamiętając. Sama omal wtedy nie zginęła.

– Olbrzymy. Obrzucały zamek kamieniami.

Skinął głową i na szczęście nie pociągnął tematu. Być może dlatego, że sama Ginny zbladła tak, że było widać każdy pieg na jej nosie. Cmoknął ją w czubek głowy i uśmiechnął się z widocznym wysiłkiem.

– Kurczę, gdyby babcia wiedziała, że jesteście czarodziejami! Ona jest mugolką, ale magia ją ciekawiła od kiedy mama poszła do Hogwartu. Może wpadnę z nią do was następnym razem?

Skinęła radośnie głową – uwielbiała panią Howell – ale odpowiedział Harry.

– Jeśli będzie tam dalej mieszkała.

– Hę?

Czyżby Severus mówił coś komuś o wykopaniu jej z domu a ona o tym nie wiedziała? Zmarszczyła czoło. Nawet gdyby, to raczej nie powiedziałby o tym Harry’emu.

Harry wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niej, jakby nie powiedział nic dziwnego.

– Jeśli będziesz się czuła dobrze to przecież nic cię tam nie trzyma, prawda? Nie musiałabyś już mieszkać ze Snape’em.

Ciekawe czy przeszło mu kiedyś przez myśl, że ona lubiła mieszkać z Severusem. Pewnie nie. Nie miała jednak ochoty poruszać teraz tego tematu.

– Zobaczymy, Harry. Nie jest wcale powiedziane, że kiedykolwiek będę się czuła na tyle dobrze.

– To tylko opcja do rozważenia. Może zostałabyś u nas? – Kiedy już-już miała zaprotestować, uniósł dłonie w obronnym geście. – Nie na zawsze, tylko do Sylwestra. Tak na próbę. Mamy wolną sypialnię dla gości.

Stała plecami do Ginny, więc nie widziała jej wściekłej miny, a mina Harry’ego nic nie zdradzała. To był… intrygujący pomysł. Z jednej strony nie wyobrażała sobie, że na tak długo wybędzie z domu, ale, pamiętając jak ostatnio traktował ją Severus, nie bardzo miała ochotę wracać.

– Jasne, czemu nie? Tylko dam mu znać.

Harry wyszczerzył zęby i przybił jej piątkę.

~Severusie? Hej! To ważne!

~Mogłabyś nie przerywać mi w trakcie posiłku?

~Szybka informacja: wrócę po Sylwestrze. Harry mnie zaprosił.

~…

~Severusie? Słyszysz mnie?

~Słyszę.

~I?

~I co? Podjęłaś decyzję. Wiadomość dotarła.

~Nie masz nic do powiedzenia?

~Tak właściwie to mam.

~No?

~Daj mi jeść w spokoju.

Po czym bezczelnie zamknął połączenie. Miała ochotę się rozpłakać, ale zebrała się w sobie.

– W porządku. Ale nie chcę w tym pokoju żadnych plakatów Quidditcha.

– Super!

Harry szybko przytulił ją do siebie, wprawiając w osłupienie, i podszedł do Rona, by przekazać mu radosną wiadomość. Hermiona przygładziła szatę i poszła po ciasto.

 

Ginny porozumiała się z bratem spojrzeniem i zauważyła, że nie ona jedna ma wątpliwości czy to dobry pomysł pozwalać Harry’emu spędzić tak dużo czasu w towarzystwie Hermiony tak krótko po jego ostatnim wyskoku. Stephen wybił ją z ponurych myśli podsuwając talerzyk z sałatką.

– Przez ciebie będę gruba.

– Ale nie będziesz głodować.

Roześmiała się, w zamian otrzymując nieśmiały uśmiech i rumieniec. To było właśnie to, co ją do niego przyciągnęło. Był taki inny od mężczyzn, którzy się do niej łasili przynosząc kwiaty, rzucając dowcipami czy nie odstępując jej na krok. On nigdy nie pchał się do przodu, nie narzucał się, jedynie czekał z tym swoim ujmującym uśmiechem, aż zostanie dostrzeżony. Wystarczyło, że dała mu szansę raz i od razu podbił jej serce swoją bezpretensjonalnością. A także rozwiniętym zmysłem obserwacji.

– Ten cały Potter mnie denerwuje. Inaczej go sobie wyobrażałem.

– Czyżby dlatego, że dawno temu był moim chłopakiem?

Stephen pokręcił głową.

– Nie podoba mi się jak odnosi się do Marii. Hermiony. Przecież widać, że nie czuje się komfortowo z dotykiem, a ciągle wpycha się w jej przestrzeń osobistą. I popycha do działań, na które ona jeszcze nie jest gotowa.

Ginny uniosła brwi, zdziwiona. To było w punkt.

– Dobrze ją znasz?

– Nie. Rozmawiałem z nią może ze dwa razy, ale to wszystko widać. Za to dobrze znam Sebastiana… to znaczy, Severusa? – Kiwnęła głową. – Kiedy po raz pierwszy pojawił się w wiosce nie pokazywał się wielu ludziom na oczy. Pomagałem wtedy wieczorami w sklepie ładować skrzynki, a on dopiero po zmroku wychodził. Był strasznie poraniony, chodził ledwo-ledwo. Napisał mi, że miał wypadek samochodowy. Strasznie ponury i samotny facet. A tu miesiąc później nagle babcia mi pisze, że on ma śliczną młodą żonę, która ma jakieś problemy i z domu nie wychodzi? To było mega dziwne.

– Uwierzyłeś w ich maskaradę?

– Widziałem ich, bo ja wiem, raz na miesiąc? Ale i tak niezbyt. Przynajmniej nie na początku. Zachowywali się bardziej jak wrogowie, niż jak małżeństwo. – Ginny zaśmiała się. To była w stanie sobie wyobrazić. – A potem było mi przykro na nich patrzeć, bo myślałem, że ona wkopała go w małżeństwo z jakichś niecnych pobudek. Gdy wychodzili razem ją zajmowało wszystko dookoła, tylko nie on. On z kolei świata poza nią nie widział. Gapił się na nią z, no, powiedziałbym, że z czułością? Chociaż gdy tylko zauważył, że ktoś na nich patrzy, lub gdy ona na niego spojrzała, to od razu się krzywił jakby świeżo zjadł cytrynę. No, ale trwało to rok za rokiem, a chyba jakby ona była interesowna, to by tyle z nim nie siedziała? Więc uznałem, że może się nie znam.

Odsunęła się o krok i uniosła dłoń.

– Czekaj, czekaj. Czy ty mi mówisz, że Snape…

– To tylko moje przypuszczenia.

– Jakie przypuszczenia o czym?

Harry objął ramiona Ginny ręką i uśmiechnął się do nich. Dla niej ten ruch był naturalny, kumpelski. Jednak mina zbitego psiaka Stephena wyraźnie jej powiedziała, że nie tak to dla niego wyglądało (potrafił być cudownie niedomyślny, gdy przychodziło do niego samego). Wywinęła się spod ramienia Harry’ego i dotknęła dłoni swojego chłopaka, by wiedział, kto tu jest dla niej ważniejszy.

– Moje przypuszczenia co do George’a – zmienił szybko temat Stephen. – Zaraz pęknie.

George faktycznie był spektakularnie czerwony na twarzy i mordował wzrokiem paszteciki, bo od kilku minut Fred porozumiewał się z Joan w sposób całkowicie niewerbalny. Widzieli to wszyscy poza zakochaną parą oraz Molly, która postawiła przed swoim nieszczęśliwym synem talerzyk z ciastem.

– George, kochanie, zjedz coś, nic nie…

– MAM DOŚĆ!!! – ryknął tenże, podrywając się na nogi.

Hermiona i Lavender podskoczyły, upuszczając to, co trzymały akurat w dłoniach, a Joan, zaskoczona, pisnęła i spadła z krzesła, pozostawiając Freda w połowie pocałunku z dziubkiem wycelowanym w puste powietrze.

W ciszy, która zapadła, aż za wyraźnie było słychać ledwie opanowane chichoty Ginny i Billa, które natychmiast ucichły, gdy ich matka zgromiła ich wzrokiem.

Fred spojrzał zdziwiony na brata.

– A tobie co? Ciasto ma zakalec?

– TY JESTEŚ JEDYNYM ZAKALCEM W TYM DOMU, PARSZYWY ZDRAJCO!

Fred zacisnął pięści, podniósł się i buńczucznie wypiął (kurzą) pierś.

– A tobie o co chodzi?

– O co? O nią! – George oskarżycielsko wycelował palec w Joan, która podniosła się już z podłogi i właśnie otrzepywała szatę. Pełnymi łez oczami spojrzała na kopię swojego ukochanego. – O nią mi chodzi!

– Joan nic nie zrobiła!

– Jest tu! I to jest jej wina!

– To raczej wina jej rodziców, jeśli już kogoś.

– Fred! – zaskrzeczała Joan.

– Co? Sama się przecież nie zrobiłaś…

– I WIDZISZ? I WIDZISZ?! ZNOWU TO ROBISZ!

– Na dziurawe gacie Merlina, George! CO robię?!

– Kiedy tylko zaczynam z tobą rozmawiać, to ona wtrąca się jednym słowem i przestajesz mnie w ogóle zauważać! Co z ciebie za brat? Od kilku miesięcy nie poświęciłeś mi nawet chwili! Nawet na noc już nie wracasz, że o niedzielnych spacerach nie wspomnę! Czy choć przez chwilę pomyślałeś jak JA się czuję?

Fred autentycznie się zmieszał. Ginny obserwowała to z dzikim zainteresowaniem. Niewiele było w stanie ruszyć jej braci, a dotychczas wszystkie ich interakcje odbywały się w formie oni dwaj kontra reszta świata. Jej samej trudno było ich czasami odróżnić, bo wszystko – od fryzury po zainteresowania – mieli wspólne. Pierwszą rzeczą jaka ich odróżniała była właśnie Joan, którą Fred ubóstwiał, a George nie znosił. Ginny bardzo chętnie dowiedziałaby się skąd wzięła się ta nagła różnica.

Tymczasem Joan stanęła pomiędzy bliźniakami, co było odważnym posunięciem, zważywszy na to, że George nie tylko był od niej wyższy i patrzył na nią z nienawiścią, ale też trzymał w ręce widelec. Znając swoich braci Ginny na jej miejscu albo rzuciłaby klątwę pierwsza, albo by wiała. Na lewej kostce wciąż miała bliznę po właśnie takim widelcu.

– Nie zabieram ci Freda, George. – Dźgnęła go palcem w ramię, aż się cofnął, nadal jednak spoglądając na nią z wysokości wysoko uniesionego nosa. – To raczej ja mam wrażenie, że nie jestem dla niego ważna, bo ciągle mówi o tobie! Co razem zrobiliście i zrobicie. Co mówiłeś, zrobiłeś, zmalowałeś! Na początku byłam zazdrosna, nie powiem, że nie, ale jak mogę być zazdrosna o kogoś, kogo on tak bardzo kocha? Może byłam zachłanna, dalej jestem, ale my dopiero zaczynamy ze sobą być, George.

– To normalne – szepnęła teatralnie Ginny, po czym zwiała za szerokie plecy Stephena, gdy oberwało jej się nie tylko paskudnym spojrzeniem bliźniaków, ale również Joan.

Fred już otwierał usta (a Ginny była bardzo zainteresowana tym, co mógł powiedzieć) ale Ron przerwał mu tonem tak ostrym, jakiego nie słyszeli od niego od wielu lat.

– Może przejdźcie się z tym na zewnątrz, co?

Lavender stała obok Rona, zaciskając dłonie na jego ramieniu. Była blada i lekko drżała, a sądząc po sposobie w jaki oddychała, bliźniacy przestraszyli ją bardziej, niż mogłoby się wydawać.

Bliźniacy wymamrotali przeprosiny, spuszczając oczy na ziemię. Joan westchnęła, założyła grzywkę za ucho, złapała jednego i drugiego za rękę, i wyciągnęła na dwór, skąd niedługo zaczęły napływać dźwięki kłótni.

Albus westchnął i pożegnał się ze wszystkimi, zabierając ze sobą wciąż roztrzęsioną Lavender. Ron wpatrywał się przez dłuższy czas w kominek, jakby rozważał pójście za nimi, ale koniec końców dołączył do Hermiony, która dzielnie się trzymała, przy sałatce.

Ginny objęła Stephena w pasie i szepnęła mu:

– Myślisz, że ciasto George’a jest nietknięte?

Rozdziały<< Pamięć 8Pamięć 10 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz