Pamięć 8

Choć wypoczęta i zrelaksowana, zaraz po przebudzeniu, Hermiona czuła się słabo. Przy wstawaniu kręciło jej się w głowie i musiała kilkukrotnie siadać z powrotem. Ręce miała ciężkie, nogi jak z ołowiu.

Za oknem wstawał świt, co sugerowało, że miała atak, bo nie pamiętała niczego, co działo się po wyjściu z księgarni. Przetarła oczy, ziewnęła i wróciła pod kołdrę, bo było jej zimno.

Ciekawe jak długo była nieprzytomna. I gdzie podziewał się Severus.

~Gdzie jesteś?

Na drugim końcu więzi panowała cisza. Strach ścisnął jej żołądek, zawroty głowy nasiliły się.

~Severusie? SEVERUS!!!

~Nie drzyj się. Zaskoczyłaś mnie, to wszystko. Robię śniadanię. Nie wstawaj, zaraz przyjdę. To mój tydzień i nie zniosę żadnej czerwieni w pokoju, nawet jeśli będzie nią twoja krew. Jeśli będziesz próbowała samodzielnie wstawać, to skończy się tym, że w coś przydzwonisz łbem.

Opadła z ulgą na poduszki i uśmiechnęła się.

Wszedł do pokoju ubrany w ciemne jeansy i gruby sweter, który podarowała mu na święta trzy lata wstecz. Postawił tacę ze śniadaniem na stoliku i podał jej szlafrok.

– Czemu jest tak zimno?

Odsunął firankę, żeby mogła spojrzeć na szron mieniący się niczym diamenciki. Nie pamiętała czy zabezpieczyła róże przed mrozem.

– Jak długo spałam? Wczoraj… To znaczy, kiedy ostatnim razem byłam na dworze było dość ciepło.

~Mamy ósmy listopada. Spałaś prawie dwa tygodnie. Albus obawiał się, że możesz już się nie obudzić.

Pochylił się nad biurkiem i zaczął przetrzepywać szuflady w poszukiwaniu Merlin-wie-czego, tym samym pozwalając włosom zasłonić twarz. Każda linia jego ciała wskazywała na zmęczenie i Hermiona podejrzewała, że jej stan miał z tym trochę wspólnego.

– Jeszcze nigdy tyle to nie trwało. Pogarsza mi się?

~Nie wiem. Nie wiem też jak to sprawdzić. Na razie jesteś zbyt słaba na wycieczki, więc możesz zapomnieć o Weasleyach. Nie. – Już otwierała usta, by zaprotestować, ale ton jego głosu wywołał dreszcze niepokoju. Przyjrzała mu się uważnie, ale nie była w stanie dojść do tego co było powodem tej wściekłości. – Nie chcę o tym słyszeć ani słowa. Ani o wyprawie do Weasleyów, ani o Potterze.

Ach.

– To nie była wina Harry’ego.

Trzasnął szufladą, przestając udawać, że coś tam zgubił i pozwolił jej zobaczyć jak bardzo cała sytuacja go poruszyła.

~Była. I chyba wyraziłem się jasno, że nie chcę o nim słyszeć. – Podszedł i ponownie wcisnął jej w ręce szlafrok. – Zamierzasz się ubrać czy potrzebujesz pomocy? Herbata stygnie.

Przewróciła oczami i otuliła się ciepłym materiałem, czując, że to nie jest odpowiedni moment na dyskusję. Podała mu rękę, by pomógł jej wstać z łóżka. Zawroty głowy wróciły, zachwiała się. Ciepła dłoń objęła jej biodro. Ustabilizował ją i delikatnie podprowadził do kuchni. Nawet przez pierwszy rok, gdy było między nimi najwięcej złych emocji, nawet gdy posyłała go do wszystkich diabłów, zawsze jej pomagał. Hermiona wiedziała, że niewielu jest ludzi równie obowiązkowych jak Severus, ale po tych siedmiu latach wiedziała, że to tylko pozory. Severus chciał pomagać, lubił być użyteczny. Widziała to w jego relacjach z dziećmi z wioski. Robiąc coś dla innych czuł się spełniony. Choć, oczywiście, nigdy by się do tego nie przyznał.

– Och, jajecznica!

~Nie byłem pewien czy dasz radę dotrzeć do kuchni. Poczekaj chwilę.

Po chwili wrócił z tacą i postawił przed nią talerzyk, kubek i wsadził widelec do ręki.

– Nie jestem dzieckiem, jestem w stanie jeść bez pomocy.

Ledwo, ale nie zamierzała mu o tym mówić. Droga talerz-usta męczyła ją bardziej, niż była w stanie przyznać. Ciemne oczy śledziły jej ruchy i szła o zakład, że gdyby choć kawałek spadł z widelca, nakarmiłby ją sam.

– Czego szukałeś w biurku? – No. Uciekł wzrokiem. – Wiesz, że tym razem niczego ci nie schowałam.

Poza dwiema pipetami, ale bez nich mógł się swobodnie obejść.

Była pewna, że teraz zmieni temat, ale postawił przed nią małe pudełeczko. Na jej zaciekawione spojrzenie wzruszył ramieniem.

~Chciałem dać ci to na urodziny, ale nie było odpowiedniego momentu.

Pisnęła z radości. Była pewna, że celowo jej niczego nie dał, ponieważ był na nią obrażony, ale nie zamierzała teraz robić awantury. Darowanemu Severusowi nie zaglądało się w motywy.

– Dziękuję!

~Nie ma za co. Nie co dzień kończy się ćwierć wieku.

– Nie szczerz się tak. Jeszcze pięć lat i będziemy świętować twoje półwiecze.

Skrzywił się niemiłosiernie, czym wywołał u niej wybuch śmiechu. Nienawidził wypominania mu wieku. Kilka miesięcy temu przyuważyła go przed lustrem, ponuro odsuwającego włosy na bok, z każdym siwym włosem pochmurniejącego coraz bardziej. Pocieszyła go wtedy, że wiele kobiet uznaje szpakowatych mężczyzn za atrakcyjnych, jednak jej szczere intencje nie zostały docenione. Przez dwa dni musiała stołować się u Anne.

Wciąż chichocząc otworzyła paczkę. Malutkie, złote kolczyki w kształcie lwów leżały na czerwonej poduszeczce.

~Lew Gryffindoru dla najbardziej irytującej Gryfonki jaką znam. Skoro wracasz do świata żywych to musisz jakoś wyglądać. Nie sądzę, by ktokolwiek je zobaczył spod tej szopy, ale… EJ!

Podskoczyła, żeby go przytulić, ale zapomniała, że wciąż jest dość słaba. Wpadła na Severusa, zwaliła go z krzesła i pociągnęła za sobą jego talerz ze śniadaniem, tym samym obrzucając ich oboje jajecznicą.

Severus jęknął.

~Merlinie, mój krzyż. Już nigdy więcej niczego ci nie dam, skoro w ramach podzięki przeprowadzasz jajeczne zamachy na moje życie.

Bezpardonowo zrzucił ją z siebie i otrzepał resztki jajecznicy ze spodni. Kiedy przysunęła się do niego z szerokim uśmiechem, odsunął się.

~Pięć kroków ode mnie. Dla mojego własnego bezpieczeństwa.

– Nie dramatyzuj. Chciałam ci podziękować. I zaproponować coś bardzo, bardzo ciekawego, co chciałam zrobić już jakiś czas temu…

 

 

Powiedzieć, że Harry niespokojnie czekał na sowę od Albusa, to jak nic nie powiedzieć. Ledwie sypiał. Mało jadł. W pracy posadzili go za biurkiem, uznając za niezdolnego do pracy w terenie po tym, jak próbował pobić innego Aurora. Codziennie wysyłał wiadomość do Albusa i jeszcze ani razu nie dostał odpowiedzi. Dlatego, gdy w końcu przyszła, poczuł się tak, jakby odroczono mu wyrok śmierci.

Wybiegł z biura, wskoczył do kominka i po chwili potrząsał ledwo przytomnym po całonocnej zmianie Ronem.

– Ron! Obudziła się!

– Effy ffie… – Rudy potarł oczy i spróbował jeszcze raz. – Co się dzieje?

– Hermiona! Obudziła się!

Wyciągnął ledwie przytomnego przyjaciela z łóżka i aportował się z nim w ogrodzie Hermiony, gdzie prawie dwa tygodnie temu Snape zaatakował go. Zapukał do drzwi, a kiedy nikt nie otworzył, nacisnął klamkę.

– Harry… – Ron pociągnął go za rękaw, rozglądając się niepewnie i przeskakując z nogi na nogę. Było dość zimno, a on tylko w pidżamie. – To nie jest… – Harry wszedł do środka. – …najlepszy pomysł. Cholera.

W środku przywitało ich przyjemne ciepło, ale to, co zastali w kuchni spowodowało, że Harry bez namysłu wyciągnął różdżkę. Wywrócone krzesło, śniadanie rozrzucone po całej podłodze.

– Myślisz, że ktoś ich zaatakował? – szepnął Ron, już w pełni przytomny.

Nagle usłyszeli wrzask bólu Hermiony. Zupełnie jakby kopnął go prąd, Harry ruszył w kierunku dźwięku. Nie w prawo… W lewo. Ponowny krzyk. Podkradli się pod drzwi sypialni i usłyszeli odgłosy szamotaniny.

– Przestań! To boli! – krzyczała dziewczyna. Harry zagryzł usta tak mocno, że poczuł krew. – Wcale się o to nie… Ała! Przestań dyszeć mi nad uchem! I uważaj na włosy… Nie opieraj się na nich, tylko je złap. O, tak! Delikatnie… Merlinie, Severusie, dawno tego nie robiłam i to miejsce jest wrażliwe. Trochę wyczucia. Co z ciebie za Mistrz Eliksirów, że za pierwszym razem nie możesz trafić? Och, no jasne!

Cała ta przemowa była dość dziwna, ale nabrała sensu dopiero, gdy Hermiona… jęknęła. Harry nie był pewien jaką ma minę, ale Ron był czerwieńszy od swoich włosów i ciągnął go z powrotem ku kuchni.

– Chodź, Harry… Oni…

– Nie, to niemożliwe.

– Sam przecież słyszysz. – W tym momencie Hermiona zaczęła żądać mocniej, a Ron zasłonił sobie, z jakiegoś powodu, oczy. – Serio, zostawmy ich. Chodź.

Kolejny wrzask bólu.

– On jej robi krzywdę!

– Harry, nie…!

Kopnięciem otworzył drzwi i zamarł. Stał nosem w różdżkę w pełni ubranego Mistrza Eliksirów, który najwyraźniej szykował się do rzucenia paskudnej klątwy. Tylko okrzyk Hermiony powstrzymał go w pół ruchu.

– Wybaczcie. – Ron stanął za nim i kopnął w goleń tak mocno, że Harry poczuł łzy napływające mu do oczu. – Dostaliśmy informację od Albusa, że Hermiona się obudziła, a drzwi były otwarte, w kuchni bałagan i myśleliśmy, że… no, że coś się stało…

– I dlatego się wprosiliście? – Hermiona wypowiedziała słowa, które Harry widział wypisane na twarzy Snape’a.

– Krzyczałaś – powiedział i wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste, że w takiej sytuacji normy nie obowiązują.

Hermiona, ubrana w coś puchowego i błękitnego, siedziała na łóżku i trzymała się za ucho. Była blada, spocona i wyglądała niezdrowo, a mimo to jej ganiące spojrzenie miało pełnię swojej siły.

– Jak wygląda nasza kuchnia, to nasza sprawa. Cieszę się, że chcieliście sprawdzić jak się czuję, ale na przyszłość wcześniej wyślijcie sowę lub zostańcie przed drzwiami – warknęła. – Poprosiłam Severusa, żeby przekłuł mi ucho, bo dziurki mi zarosły, ale robił to zbyt delikatnie. A teraz wyjdźcie. Wystraszyliście mnie i potrzebuję chwili, żeby się uspokoić, a Severus jest na cienkiej granicy z morderstwem.

Harry już-już chciał powiedzieć, że nic go to nie obchodzi, ale Ron siłą zaciągnął go do kominka i po chwili rzucił nim o ścianę.

– Czyś ty całkiem zwariował?! – wrzasnął, wygrażając mu palcem. – To było wtargnięcie!

– Jestem Aurorem!

– To! Było! Wtargnięcie! Jeśli Snape się wpieni, to może cię pozwać i możesz pożegnać się z karierą. Musiałeś tam wejść, prawda?! Nie mogłeś po prostu poczekać, aż ktoś nam otworzy drzwi!

– Byłeś tam! To brzmiało…

– Jakby uprawiali seks!

– Jakby robił jej krzywdę!

– Gówno prawda! – Ron usiadł na łóżku i przetarł oczy, wyraźnie zmęczony. – Mieszkają ze sobą od siedmiu lat, a ich relacje, bez względu na to jakie są, nie są naszą sprawą.

– Zrobił jej krzywdę, przecież sam widziałeś!

– Jeśli przekłuwanie uszu jest dla ciebie formą przemocy to radzę ci oddać odznakę, bo nie nadajesz się na Aurora.

Założył ręce na piersi i odezwał się chłodnym tonem, jakby mówił o kimś zupełnie innym

– Usłyszałem okrzyk bólu. Snape był Śmierciożercą i zawsze będzie podejrzany, zawsze może wrócić do starych zwyczajów. Między nim i Hermioną nic nie ma, więc nawet jeśli uprawiali seks, to raczej nie za jej zgodą. Cokolwiek tam się działo, miałem prawo podejrzewać, że dzieje się źle. To chyba normalne, że zareagowałem?

– Nie, stary. Cała ta sytuacja była chora. Potrzebujesz pomocy i sam zapiszę cię do terapeuty.

– Nie jestem chory!

– Masz obsesję! – Ron przymknął oczy, jakby coś go bolało. – Lubię cię, stary. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i widzę, że nie jest z tobą dobrze. I nie jest dobrze z Hermioną. Zostaw ją w spokoju. Bo, jeśli mam już być szczery do bólu, na miejscu Snape’a ja nie powstrzymałbym się przed klątwą.

Harry zacisnął szczęki, nie wierząc w to co słyszy. Wycedził:

– Że co proszę?

– Gdybym to ja opiekował się Hermioną, upewniał się, że ma wszystko, co jest jej potrzebne do wyzdrowienia, a przynajmniej życia w jak najmniejszym bólu, tylko po to, by jakiś egoistyczny bubek swoją nieodpowiedzialnością wywołał w niej atak, a następnie – nie przerywaj mi, Harry! – tuż po tym, jak się obudzi, wparował do mojej sypialni, jakby miał do tego prawo… Przekląłbym go tak, że długo nie mógłby komfortowo usiąść. – Harry bez słowa ruszył do drzwi, ale Ron doskoczył do niego i przytrzymał go. Powaga na jego twarzy nie podobała się Harry’emu. – Zrobiłbyś to samo. Gdybyś to ty się nią zajmował, a Snape swoją obsesją na jej punkcie tak rażąco pogorszył jej stan… Nie powstrzymałaby cię jej prośba, żebyś go nie krzywdził.

Harry wyrwał się z jego uścisku.

– Snape’a przekląłbym za samo istnienie – mruknął, ale twarz Rona nie złagodniała. – Dobra, dobra. Wiem. Zachowałem się źle i nieodpowiedzialnie. Następnym razem pomyślę dwa razy. Zadowolony?

Ron pokręcił głową.

– Nie. Umawiam ci wizytę w Mungu. Jeszcze dziś.

– Uważaj, bo pójdę!

– Pójdziesz. – Definitywny ton zatrzymał go w pół kroku nad progiem. – Bo jeśli tego nie zrobisz sam poproszę Snape’a żeby złożył na ciebie donos i potwierdzę wszystko, co powie. Jeśli ty nie zadbasz o siebie i o Hermionę, to ja zrobię co tylko trzeba, by nie skończyło się to tragedią. Znów mam dwójkę przyjaciół i nie chciałbym, by ten stan liczbowy się zmienił.

 

 

Serce Hermiony galopowało i nim była w stanie się uspokoić, Severus wściekł się jeszcze bardziej. Nie widziała go takim od czasu Wrzeszczącej Chaty, gdy skonfrontował się z Syriuszem.

– Poszli – wyszeptała. Cała odwaga, cała złość, wyparowały, gdy tylko zniknęli jej sprzed oczu. – Ze mną już w porządku. Usiądź, proszę.

~Jedno zaklęcie. Jedna mała klątwa i byłoby po sprawie. – Zrzucił papiery z biurka i rąbnął w blat dłonią. – Jak śmieli?! JAK ŚMIELI TU WCHODZIĆ JAKBY MIELI DO TEGO PRAWO?!

Potarła skronie i zamknęła więź, nie chcąc dać się wciągnąć w bezsensowną dyskusję. Ułożyła się do snu, czując, że to będzie najlepsze wyjście.

Miała wieloletnią praktykę z Severusem i jego ognistym temperamentem, który tak skrzętnie krył za maską chłodnej obojętności. Wystarczyło dać mu trochę czasu na wyżycie się i dopiero wtedy próbować przemówić do rozumu. Jego poziom IQ drastycznie spadał, gdy wściekłość rosła. Hermiona lubiła zarówno emocjonalną, jak i zimną stronę Mistrza Eliksirów. Nawet jeśli w takich chwilach rozważała uduszenie go poduszką.

Obudziła się, gdy na dworze było już ciemno. Zamrugała kilka razy, by przyzwyczaić się do słabego światła świecy stojącej na biurku. Severus siedział obok niej na łóżku, z przymkniętymi oczami.

~Od tej pory sieć Fiuu będzie dezaktywowana, a dom otoczony barierą, która nie pozwoli nikomu, poza nami, wejść bez pozwolenia.

Jego głos był twardy, ale spokojny. Zwróciła uwagę, że pokój był świeżo wysprzątany. Musiała przespać fenomenalny pokaz idiotyzmu. Sama planowała nałożyć pewne ograniczenia na dom, więc nawet nie zamierzała udawać, że się kłóci.

– W porządku. – Dotknęła uszu. Najwyraźniej w bliżej nieokreślony sposób przekłuł jej dziurki, gdy spała. – Dziękuję. Nic nie poczułam.

~Gdyby było inaczej byłbym sobą bardzo niepocieszony. W końcu to dość proste zaklęcie.

Uśmiechnęła się, czując, że humor wraca na salony.

– Kolczyki są piękne. Gdzie je znalazłeś?

~W Norfolk. Nie patrz tak na mnie, jestem w stanie aportować się gdzie tylko zechcę, a ostatnimi czasy nie cierpię na brak czasu. Jest tam pewien interesujący antykwariat.  – To wyjaśniało wszystko. Severus i jego książki. – Były w gablocie i tak się złożyło, że było to we wrześniu.

– Hmmm… A co z urodzinową lasagne?

Parsknął i uśmiechnął się, wciąż nie otwierając oczu.

~Pojutrze. Twój żołądek nie jest jeszcze gotowy na takie cuda.

– Ale ja chcę teraz!

Wiedziała, że brzmi jak rozpieszczone dziecko, co potwierdzał szerszy uśmiech Severusa, ale uwielbiała jego lasagne. Królestwo za lasagne! Prychnął. Cóż, warto było spróbować.

– Będziesz musiał pomóc mi wstać. Muszę się wykąpać, bo czuję się tragicznie.

~I wcale lepiej nie wyglądasz.

– Tak się cieszę, że jestem jedyną osobą na świecie, która może słyszeć twój cudny trel. Przy okazji języka nie mogli usunąć ci mózgu?

Zaśmiał się i spojrzał na nią błyszczącymi oczami, aż jej na chwilę dech zaparło.

~Próbowali przez rurkę. Dołohow, skończony idiota, twierdził, że skoro Egipcjanom się udało, to jemu też się uda. Nie byłem pewien kto był bardziej zawstydzony, gdy zemdlał – oni czy ja.

Poczucie humoru Severusa, przez pierwszy rok, wprowadzało ją w szczere zdumienie. Ciężko jej było pogodzić profesora Snape’a, ponurego Mistrza Eliksirów, z kimś, kto – uwalany po łokcie sosem – komentuje jej kolejny wybryk kulinarny jako pożywkę dla czegoś nieśmiertelnego, bo nawet wszystkożerne sklątki by od tego padły, Hagrid razem z nimi, a wtedy Hogwart stałby się siedliskiem Akromantul, co byłoby perfekcyjną wendettą za pokaranie mnie taką, pożal się Merlinie, kucharką.

Z czasem zaczęła doceniać jego sarkazm, aż zaczął ją bawić. Nic jednak nie podobało jej się w nim tak bardzo jak to, że potrafił żartować z tych wszystkich koszmarnych sytuacji, które przydarzyły im się w trakcie wojny. Jedynie spory dystans do siebie samego mu na to pozwalał, a i tak minęło trochę czasu, nim każdy taki dowcip przestał mścić się koszmarami.

Ujęła jego dłoń i ścisnęła delikatnie. Uśmiechnęła się, gdy odpowiedział tym samym.

– Pamiętasz te chwile, gdy Ginny była przetrzymywana przez Śmierciożerców?

~Ciężko o tym zapomnieć. To ja musiałem ją stamtąd wyciągać.

– Opowiadała mi później, że były momenty, w których nie była pewna, czy aby na pewno już nie zwariowała. – Wyczuła jego zainteresowanie. – Kojarzysz Rookwooda?

~Ciężko byłoby mi go nie kojarzyć. Byliśmy na jednym roku.

– Specyficzny facet, z tego, co mówi Ginny. Podobno chodził po korytarzu i śpiewał „Oh my darling, Clementine” tańcząc kankana.

Zadrżały mu usta, a po chwili zaśmiał się w głos, rzężąc. Hermiona zawtórowała mu. Nawet w tej formie jego śmiech był zaraźliwy.

Kiedy się opanował otarł łzy, a w jego głosie wyraźnie wyczuła rozbawienie.

~On zawsze był barwną postacią. Czarny Pan średnio raz na tydzień zastanawiał się jakby go tu zamknąć, uspokoić lub zabić, ale tak, żeby był przydatny. Wariat, ale cholernie bystry. W Hogwarcie dość często lądował poza sypialnią, bo nikt przez niego nie mógł zasnąć. Mulciber aż do samego końca miał tik nerwowy ilekroć słyszał jego głos. Rookwood cierpiał na słowotok, a gadał takie głupoty, że mógłby założyć spółkę z Lovegood.

Rzadko kiedy wyczuwała w nim coś zbliżonego do czułości. A może był to żal?

– Szkoda ci go?

~Czasami… Był świetnym Niewymownym, nawet nie ciągnęło go specjalnie do czarnej magii. Ale Czarny Pan potrzebował Niewymownego i zagroził jego rodzinie. Za informacje kupował bezpieczeństwo rodziców i siostry, którzy wyrzekli się go, gdy tylko został pojmany. Z jego zdrowiem psychicznym nigdy nie było dobrze, ale po tym, no i po Azkabanie, zwariował. Ci, którzy trafili do Azkabanu… – Zapatrzył się w przestrzeń. – Każdy z nich wpadł w jakieś skrajności. Bella była sadystką, zawsze, ale kochała dzieci. Azkaban zniszczył i zobrzydził w niej nawet tę ostatnią kroplę dobroci. Rookwood nie mógł się zamknąć, nie widział różnicy między tym, co mówił, a tym, co żyło w jego głowie. Za to Lestrange… To znaczy, młodszy Lestrange, Rudolphus, aż do chwili śmierci nie powiedział ani słowa. A był wspaniałym oratorem.

Pogłaskała go po ramieniu, czując, że wpada w melancholię.

– Cieszę się, że Albus dotrzymał słowa i nie pozwolił im cię zamknąć.

~Do samego procesu nie byłem pewien czy to zrobi. Z Albusem nigdy nic nie wiadomo.

– To już za nami. Możemy odetchnąć.

Pokręcił głową.

~Nie wszystko jest za nami. Musimy porozmawiać o twoim stanie zdrowia.

Jęknęła i wcisnęła twarz w poduszkę.

– Musimy? – wymamrotała.

~Niestety.

– Dobrze, ale najpierw muszę się wykąpać.

Podprowadził ją do łazienki, przyniósł czyste ubrania i dał znak, że jakby co – cokolwiek, na co przewróciła oczami – to ma go wołać. Podczas gdy on sprzątał kuchnię, Hermiona usiadła na stołku ustawionym specjalnie dla niej pod prysznicem, i umyła się na tyle dokładnie, na ile potrafiła, choć wciąż czuła się bardzo, bardzo słaba.

Godzinę później, tęskniąc z całych sił za lasagne, przegryzała suchary z ogórkiem i popijała cienką herbatą.

– Mogłeś ją zrobić choć trochę mocniejszą… Wiem, wiem, żołądek, marudzę, bla, bla…

Severus założył ręce na piersi i zaczął mówić, jednocześnie gestykulując żywo prawą ręką.

~Musimy ustalić nowe zasady. Taka sytuacja nie może się więcej powtórzyć. Następny atak tego kalibru i możesz się już nie obudzić. Dotychczas opierałem się na założeniu, że Potter jednak dorósł, choć trochę, jednak myliłem się i nie można na nim polegać. Stąd zasada pierwsza: Potter nigdzie z tobą nie wychodzi. Możesz widywać się z nim w Norze, ale żadnych wyjść, o których nie wiem i na które się nie zgodzę. A wątpię, bym miał się zgodzić.

Zacisnęła palce na kubku i ze złością przegryzła sucharka.

– A ja nie mam nic do powiedzenia?

~Ostatnim razem pozwoliłem ci podjąć decyzję i to był błąd. Omal nie zabiłaś mnie i siebie. – Westchnął i dotknął jej dłoni. Bardzo rzadko inicjował kontakt fizyczny. Tym razem musiało mu naprawdę zależeć na tym, by go zrozumiała. – Nie chcę cię ograniczać. Nie chcę dyktować ci jak masz żyć. Chcę jednak, żebyś żyła. Weasley wydaje się mieć głowę na karku, ale Potterowi, po tym wszystkim, nie mogę i nie chcę zaufać. – Skinęła głową i pogładziła jego palce kciukiem. Zawsze ją dziwiło jak wiele zgrubień od ciężkiej pracy znajduje się na jego eleganckich dłoniach pianisty. – Wizyty w Norze lub Kolebce, póki co, ogranicz do dwóch tygodniowo. I przez pierwszy miesiąc jedynie Ginewra, Molly i Artur mogą z tobą przebywać. Chciałbym, żebyś na nowo się z nimi oswajała. Tym razem zrobimy to po mojemu.

– Ale w ich towarzystwie czułam się już dobrze!

~Czyżby? – Upił łyk herbaty (mocniejszej, niż ta, którą ona otrzymała), dając jej chwilę na to, by przetrawiła jego słowa. – Z ich ocenzurowaną wersją, tak. Jednak ludzie nie będą wokół ciebie chodzili na palcach cały czas. Nie, jeśli naprawdę chcesz wrócić do rzeczywistości.

– Oczywiście, że chcę. To nie jest jakaś przelotna zachcianka. Pokątna… – Przymknęła oczy, wspominając ten pierwszy moment, gdy cegły się rozstąpiły. Nim dostrzegła tłum. – Tęskniłam. Tęskniłam za całym magicznym światem. Zaczęłam już pomalutku marzyć, robić plany… Znaleźć pracę, może coś, co mogłabym robić z domu, ale musiałabym od czasu do czasu pojawić się między ludźmi…

Uśmiechnął się i uścisnął jej dłoń.

~Jest mnóstwo opcji otwartych dla kogoś z twoim mózgiem, ale najpierw musisz przestać trząść się, gdy tylko coś pójdzie choć trochę nie po twojej myśli. Dobrze by było, żebyś poćwiczyła aportację. Sieć Fiuu już nie wywołuje u ciebie mdłości, ale aportowanie się będzie zależne w stu procentach od ciebie. Nie zawsze będziesz w miejscu, z którego łatwo i szybko będziesz mogła fiukować. Musisz więc poćwiczyć aportowanie się w różnych stanach emocjonalnych.

Wiedziała o tym, ale część jej obawiała się tego. Sieć Fiuu była nieskomplikowana, wystarczyło mówić jasno i wyraźnie. Potencjalne konsekwencje to jedynie znalezienie się w niewłaściwym kominku. Aportacja wymagała skupienia i wyobrażenia sobie celu jasno i wyraźnie. Coś, czego nie potrafiła zrobić przez bardzo długi czas, a i teraz przychodziło jej to z trudem.

– Nie chcę się rozszczepić.

~Mówisz tak, jakbym na pierwszy raz planował kazać ci aportować się do Australii i z powrotem. Zaczniemy malutkimi kroczkami. Stąd do ogrodu, z ogrodu do domu. A potem powoli zwiększymy dystans. To będzie kwestia miesięcy. – Skinęła głową, wciąż niepocieszona, ale nie mogła odmówić mu racji. To był dobry plan. – Ach, tak, jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Pod absolutnie żadnym pozorem nie wolno ci zostać sam na sam z Potterem. Może być z wami Weasley, którekolwiek z nich, ale żadnego sam na sam.

– Harry nie jest niebezpieczny.

~Dla twojego zdrowia jak najbardziej jest. – Samo to, że więcej nie rozwijał tematu powiedziało jej jak istotny jest ten element w całym planie. Harry często powodował, że nie czuła się do końca komfortowo, ale przecież o to chodziło, prawda? O wychodzenie poza strefę komfortu. – Chciałbym też żebyś wróciła do kółka gospodyń, dziergała z nimi czy co wy tam robicie przez te wszystkie godziny…

– To się nazywa spędzanie czasu z koleżankami – powiedziała z przekąsem. – Nie narzekałeś, gdy zrobiłam ci koc i sweter.

~Skąd wiesz czy nie potrzebuję kolejnego swetra i dlatego tam cię nie wyganiam?

– Bo robię twoje pranie i wiem, że masz więcej ciuchów, niż nosisz, bo najbardziej lubisz swoje pidżamy – zaśmiała się, a Severus do niej dołączył.

~Tak, cóż, swetrów nigdy za mało. Chodzi jednak o to, byś spędzała czas w towarzystwie ludzi, którzy nie znają twojej magicznej strony i nie wiedzą, co dokładnie ci dolega. Jeśli będziesz w stanie znosić częściej wszystkie te gadatliwe baby, to myślę, że spotkanie w pracy, od czasu do czasu, nie powinno przekraczać twoich możliwości. – Zapiszczała z radości i z większą werwą zjadła kolejnego sucharka. – Tylko omijaj wszystkie ogłoszenia wymagające umiejętności pracy pod presją, bo pod presją to ty się smarkasz i chowasz pod łóżkiem.

– Ha. Ha. Aleś ty zabawny. Co z Albusem i Lavender? Nie było ich w twoich planach.

Od razu przestał się uśmiechać.

~Lavender miała atak dwa dni temu. Przez najbliższy czas Albus nie chce jej nigdzie puszczać.

Hermiona posmutniała. Lavender miewała ataki znacznie częściej, niż ona, w dodatku cięższe. Żałowała, że nie może przejąć od niej choć trochę bólu.

– Obudziła się już?

~Jeszcze nie, ale zdaniem Albusa niedługo powinna. Weasley dużo jej pomaga, najwyraźniej jego obecność jest dla niej uspokajająca. Dlatego nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś to jego poradziła się w kwestii pracy, którą mogłabyś wykonywać. Ja wypadłem z obiegu, nie wiem jakie i gdzie panują warunki pracy. Nie mam też za bardzo możliwości dowiedzieć się tego.

– Nikt tego od ciebie nie wymaga. – Wiedziała, że Severus nie znosił przyznawać, że czegoś nie wie. A już w ogóle dramat zaczynał się wtedy, gdy musiał na kimś polegać, by zrobił coś, co on kilka lat temu mógłby zrobić z palcem w nosie. – I tak bardzo mi pomagasz.

Jego ciemne oczy spojrzały głęboko w jej brązowe, a coś bliżej nieokreślonego, co wywołało w niej smutek, przebiegło przez ich więź.

– To prowadzi do ostatniego z moich warunków. Odtąd będę sypiał na kanapie w salonie.

Zachłysnęła się powietrzem, nie do końca pewna, że usłyszała to, co usłyszała.

– Czy ty… To znaczy… Mamy sypiać osobno? – Skinął głową, jego dłoń delikatnie ścisnęła jej. – Dlaczego? A jeśli znów zaczną dręczyć nas koszmary? Co, jeśli w nocy dostanę ataku?! Nie zgadzam się na to!

~Nie krzycz. Spokojnie. Oddychaj. Oddychaj… – Nie zauważyła, że zaczęła wpadać w histerię. Otarła łzy i starała się uspokoić galopujące serce. Nabrać powietrza w płuca. – Nie znikam z twojego życia, będę tu cały czas. Ale będziemy spędzać dużo czasu osobno i musisz nauczyć się uspokajać bez mojej pomocy.

– Ale ja nie chcę… – wyjęczała, rozpłakując się na dobre.

Westchnął i puścił jej dłoń, by założyć jej mokry kosmyk włosów za ucho. Pogłaskał ją delikatnie po policzku i uniósł twarz tak, by na niego spojrzała.

Jego uśmiech był delikatny. Głos łagodny. Definitywny.

~Tak będzie najlepiej. Uwierz mi.

 

 

Samouspokajanie się było jedynie częścią prawdy, za to jedynym jej elementem, który Severus mógł Hermionie powiedzieć. Nie chciał mówić o tym, że jej plany na przyszłość nie uwzględniały jego osoby. Nie chciał też mówić o tym jak bardzo był do niej przywiązany i jak każdy dzień, który przybliżał ją do wolności, dla niego był katorgą.

Dlatego rozrysował plan, który musiał odnieść sukces. Chciał jej szczęścia. Chciał, by żyła życiem, które sobie wymarzyła.

I dlatego musiał samego siebie wykreślić z tego planu.

Zdał sobie z tego sprawę, gdy czekał na jej przebudzenie. Chodził z kąta w kąt, nie mogąc sobie znaleźć miejsca i poczuł się żywy dopiero, gdy się do niego odezwała. Zszokowała go tak mocno, że upuścił patelnię na ziemię. Jedynie gorący tłuszcz parzący stopę powstrzymał go przed poddaniem się impulsowi by do niej podbiec, przytulić, pocałować. Gdyby mógł, otuliłby ją kołdrą i nigdy nigdzie nie wypuszczał, by była bezpieczna.

To jednak nie było to, czego Hermiona chciała i on dobrze o tym wiedział. Mało tego, był dumny z jej planów. Z tego, że wracała do bycia taką Hermioną Granger, jaką byłaby, gdyby nie Dołohow.

Za pół roku, może za rok, będzie w pełni gotowa do zmierzenia się z prawdziwym światem, a wtedy z czym on zostanie? Z pustym łóżkiem, niezajętym krzesłem, bez leżących na środku pokoju skarpet i z wszechogarniającą, ogłuszającą ciszą.

Bał się swojej reakcji, gdyby z dnia na dzień go zostawiła i poszła żyć swoim życiem. Już teraz miewał wizje, w których widział samego siebie błagającego i jej spojrzenie pełne wyrzutów sumienia. Pełne litości. Zostałaby. Z poczucia obowiązku. Próbując odpłacić za te siedem lat, gdy to on był dla niej oparciem.

A to by go zniszczyło. Dlatego musiał wprowadzić dystans. Musieli nauczyć się żyć bez tego drugiego.

 

Rozdziały<< Pamięć 7Pamięć 9 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 13 komentarzy

  1. Mamuś-Anni

    Dziękuję… dziękuję za to że mogę po raz kolejny czytać to opowiadanie, ale tym razem tak inne…
    Czekałam na kontynuację na FF.net, ale to, co prezentujesz teraz – uzupełnione – jest jeszcze bardziej chwytające za serce. Moi ulubieni bohaterowie H&S żyją, myślą, czują i chociaż póki co, akcja rozdziera mi serce, będę niecierpliwie czekać na kolejne rozdziały, choć nie wiem jak będę krwawić. Jeśli nawet specjalnie dla mnie – dokończ to opowiadanie, PROSZĘ!!!!

  2. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Harry dogłębnie mnie irytuję, mogliby go zamknąć w tym mungu na zawsze.
    A Sev.. szkoda mi go, po prostu szkoda. Poświęcił dla niej tak dużo, a zostanie po prostu przez nią wykreślony i odepchnięty… Płakać się chce.

    1. Też mi go szkoda… Ale prawda jest taka, że ona nie jest mu nic winna. On sam podjął decyzję, że się nią zajmie, a gdyby miała z nim zostać z poczucia obowiązku, to byłyby złe motywy 🙁

  3. MajaSnape

    Ale się cieszę, że tu trafiłam <3 czekam z niecierpliwością na następny rozdział, Twoje opowiadania nadal czyta się z tą niesamowitą lekkością i przyjemnością! No i fabuła oryginalna <3

    1. Dziękuję! Staram się 😉 Przez te lata zmienił mi się gust, zmienił mi się styl, więc chciałabym żeby te fiki tutaj pojawiły się w lepszej wersji.

Dodaj komentarz