Pamięć 11

Jeśli Severus miał w planach wyspać się porządnie to akcja Hermiony pozbawiła go tej możliwości. Ilekroć zamknął oczy jego mózg zaczął krzyczeć, że oto ziściło się marzenie. Pocałowała go. A on całował ją i nie tylko go nie odrzuciła, ale kazała przy sobie zostać.

Nad ranem spała z lekkim uśmiechem na ustach, kompletnie nieświadoma chaosu jaki w nim wzbudziła. Poruszyła się przez sen, kosmyk włosów opadł jej na policzek. Wyciągnął dłoń, by założyć jej go za ucho i przy okazji pogłaskał jej jedwabistą skórę.

Poranne, zimowe słońce przesunęło się na nieboskłonie. Jasny promień niemiłosiernie przesuwał się po łóżku, aż spoczął na jego twarzy. Wymamrotał w myślach kilka przekleństw w kierunku Ra, Apolla oraz całego słonecznego tałatajstwa, po czym spełzł z łóżka by zasunąć zasłony. Pomimo eliksirów i maści jego ciało aż za dobrze pamiętało siłę jaką Hermiona wkładała w ciosy. Odwracając się od okna jego spojrzenie padło  na lustro zawieszone na ścianie, w którym Hermiona lubiła się przeglądać. On go nienawidził już za samo to, że pokazywało mu jego własną gębę. Nigdy nie należał do najwspanialszych okazów płci męskiej, a z wiekiem jedynie mu się pogorszyło. Wojna spowodowała, że postarzał się przedwcześnie. Bruzdy na jego twarzy były głębsze niż powinny, włosy siwiały, a całe jego chude ciało traciło sprężystość. Miał ledwie pięćdziesiąt lat i choć na mugolskie standardy wyglądał młodo, to według czarodziejskich był przynajmniej o dwadzieścia lat starszy niż powinien. Co Hermiona w nim widziała? Nie mógł nawet jej zaspokoić, gdyby doszło co do czego. Nie posmakuje jej, nie pocałuje głęboko. Kiedyś doprowadzał językiem kobiety do wrzenia, a w tej chwili… Nie będzie mógł jej pieścić. I ona nigdy nie pozna pieszczot tego typu, bo jeśli już położy na niej swoje ręce, to do następnego czarodzieja będzie musiała przejść po jego trupie. Co w sumie mogło się zdarzyć.

Parsknął, zgorszony własnym dramatyzmem. Usiadł na łóżku i wolno wciągnął powietrze do płuc, przytrzymał i wypuścił. Wdech, wydech… Rozluźnij mięśnie, oczyść umysł… Trzy oddechy poźniej był ponownie tym, kim być lubił – pewnym siebie, zdecydowanym czarodziejem. W cholerę z wyglądem, na to już nic nie poradzi, a jeśli istniała jakaś kobieta na świecie, która wiedziała jak wyglądał, to była to Hermiona. A język był jedynie elementem repertuaru, którym mógł się pochwalić.

Zaś jeśli chodzi o przejście po jego trupie… Nigdy nie lubił przegrywać bez możliwości podjęcia walki. Walczył o lepsze jutro, o swoją duszę, o życie tych, których szanował i tych, którzy byli mu obojętni. Mógł zawalczyć o kobietę. A jeśli odejdzie? Będzie musiał się z tym pogodzić.

Póki co musiał spojrzeć na to wszystko z nowej perspektywy. Ustalić plan, przyjąć możliwe scenariusze. Starać się możliwie obiektywnie przeanalizować sytuację. Hermiona już była nim zainteresowana, co otwierało drogę do dalszych małych zwycięstw. Mieszkali pod jednym dachem od lat, znała jego upodobania, humory i przyzwyczajenia, więc nie może zmienić się za bardzo. Dobrą bazą będzie to, co wyraźnie sprawiało jej przyjemność. Rozmowy, czytanie na kanapie, wspólne posiłki. Kojarzył jej się z bezpieczeństwem, więc powinien częściej pozwalać jej na kontakt fizyczny. Samemu się do tego przyzwyczaić. Jej choroba była mu na rękę, ale zachowanie Pottera (zepchnął furię w głąb umysłu, tą kwestią zajmie się później) mogło wywołać w niej strach, który mógłby wypłynąć, gdyby zbyt szybko wykonał ruch. A tego chciał uniknąć za wszelką cenę, nawet jeśli mieliby się poruszać ślimaczym tempem przez najbliższą dekadę. Wytrzymał sześć lat, może wytrzymać następne.

A więc najpierw oswajanie.

Upewniając się, że Hermiona śpi głęboko, przebrał się w zwykłe spodnie i t-shirt, po czym poczłapał do kuchni. Kiedy się obudzi będzie albo bardzo zawstydzona, albo będzie chciała kontynuować. Miał wielką nadzieję na to drugie, ale w przypadku tego pierwszego lepiej dać jej trochę czasu na zebranie myśli. On sam nie może się zachowywać jakby nic się nie stało, ale też nie może okazywać jak istotne było to dla niego naprawdę. Najlepiej przygotować śniadanie, podać je jakby nigdy nic, ale zwiększyć ilość dotknięć. Poruszać tematy, które ją interesują. Nie przesadzać z entuzjazmem, ale wykazać większe zainteresowanie.

Uśmiechnął się i przeciągnął z lubością, jęcząc z ulgą, gdy mięśnie napięły się, a następnie rozluźniły. Miło znów poczuć dreszcz ekscytacji, niepewność kolejnych godzin, zwłaszcza gdy po raz pierwszy nie ma to nic wspólnego ze śmiertelnym zagrożeniem, Czarnymi Panami, Orderami Feniksa czy też pisaniem egzaminów.

Wrzucił na patelnię masło i przyprawił je, co chwila sprawdzając łyżeczką kombinację ziół. Gdy był zadowolony wrzucił pokrojoną w idealne kwadraty szynkę i podsmażył, w międzyczasie krojąc cebulę. Gotowanie przychodziło mu łatwo. Niewiele różniło się od warzenia eliksirów, a potencjalne eksperymenty mogły się skończyć co najwyżej niestrawnością, a nie wysadzeniem domu. Gdy miał czas lubił bawić się nożem i warzywami, wycinać różne kształty i układać z nich figury. Dawno nie robił ryżowego misia skąpanego w curry, może powinien to zaplanować na najbliższe dni. Hermiona była wtedy zachwycona.

Kończył smażyć jajka, gdy usłyszał ciche kroki i odsuwane krzesło. Uśmiechnął się pod nosem, gdy usłyszał zachwyt w jej głosie.

– Pysznie pachnie… Z cebulką?

~I na szynce. Nie rozsiadaj się. Przygotuj talerze i sztućce. Ręce mam tylko dwie i obie zajęte gorącą patelnią.

– Tak właściwie tylko jedna z nich trzyma patelnię, ale dobrze, dobrze, pomogę ci. Znaj mą dobroć.

Przewrócił oczami tak, by widziała, że to robi i poczuł miłe łaskotanie w podbrzuszu na dźwięk jej śmiechu.

Gdy nakładał jej śniadanie stanął bliżej, niż zwykle. Jego udo opierało się o jej ramię. Zerknął na nią i omal nie zepsuł wszystkiego śmiejąc się w głos, bo czerwień jej policzków była spektakularna, a widelec, najwyraźniej, zawierał w sobie odpowiedzi na wszystkie tajemnice świata.

~Niewątpliwie mamy interesujące sztućce, ale może zacznij jeść. Nie będę specjalnie dla ciebie podgrzewał.

– Sama mogę sobie podgrzać – burknęła, ale posłusznie zaczęła jeść.

~I spalisz mi kolejną patelnię? Nie, dziękuję. Szkoda mi pieniędzy na następną.

– Nie spaliłam jej. Była zepsuta!

~Oczywiście. A pożar wybuchł tak przy okazji? Oboje wiemy co z ciebie za kucharka. Czy też raczej, jaka nie jest z ciebie kucharka.

– Jesteś okropny – wymamrotała, patrząc mu w oczy bez rumieńca. Od razu lepiej. – Mamy jakieś plany na dziś?

Wzruszył ramionami.

~Sara była tu wczoraj, chciała złożyć ci życzenia noworoczne. Mogłabyś się do niej przejść.

Hermiona upiła łyk herbaty i przymknęła na chwilę oczy. Upewnił się, że zaleje mieszankę wodą o idealnej temperaturze dziewięćdziesięciu stopni i wyrzuci po upływie czterech minut i trzydziestu pięciu sekund, co było odpowiednim czasem na maksymalne wyciągnięcie aromatu i smaku, a sekundy przed pojawieniem się goryczy. Należy jej pokazać jakie plusy ma zadawanie się z Mistrzem Eliksirów.

– Nie zdziwiła się, że jesteś sam?

~Napisałem jej, że zostałaś zaproszona przez przyjaciół, których nie toleruję i którzy nie tolerują mnie. Nie odbiegłem zbyt daleko od prawdy.

Zaśmiała się i pokręciła głową, a jej nieujarzmiona grzywa omal nie skończyła w jajecznicy.

– Żałuj, że nie było cię u Weasleyów. Fred i George odstawili akcję o jaką nigdy bym ich nie posądziła. – Na jego uniesioną brew kontynuowała z lubością. – Otóż Fred ma dziewczynę…

Nawet gdyby nie planował udawać zainteresowania ta historia by go wciągnęła. Czuł sympatię do dzikich bliźniaków za ich nonkonformistyczne podejście do życia, a większość ich żartów odbywała się poza Salą Eliksirów, więc mógł z nich czerpać radość. To, że poróżniła ich kobieta, było fascynujące. Gdyby ktoś spytał go lata temu czy jest szansa, że kiedyś jeden bliźniak wścieknie się na drugiego, powiedziałby, że absolutnie nie ma takiej opcji. A tu proszę.

Hermionie nie było jednak dane ukończyć historii. Dotarła do fragmentu, w którym Joan stanęła między braćmi, gdy ktoś zapukał do drzwi. Severus omal nie zaklął. Był bardzo, bardzo ciekawy jak zakończyła się cała afera.

~Siedź. Ja otworzę.

Jeśli za drzwiami stał Potter, to Severus nie zamierzał tym razem zakończyć całej sprawy na przemodelowaniu mu twarzy. Kretyn w pełni sobie na to zasłużył, tym razem całkowicie na swój własny rachunek, bez wciągania w to swojego ojca i Blacka.

Szczęście w nieszczęściu za drzwiami znalazł mocno zbudowanego, wysokiego blondyna, który uśmiechnął się nieśmiało, co storpedowało wszystkie mordercze zamiary Severusa.

– Przepraszam, że tak się wpraszam, ale… Jakby to powiedzieć…

Severus był pewien, że kojarzy chłopaka skądś, ale dopiero ledwo słyszalny francuski akcent przypisał imię do twarzy. Wyjął kartkę i długopis, które miał wetknięte w każdą parę spodni, i szybko naskrobał:

Stephen, prawda? Wnuk pani Howell?

Chłopak skinął głową i nachylił się, szepcząc konspiracyjnie.

– Ginny mnie tu przysłała, żebym sprawdził czy wszystko w porządku z Hermioną. Chciała sama przyjść, ale Ron obawiał się, że możesz zmieść ją z ziemi za sam fakt posiadania nazwiska Weasley.

Wyciągnął różdżkę szybciej, niż pomyślał. Skąd ten chłopak, zwykły mugol, wie o Hermionie, Ginewrze i Weasleyach? Jego umysł dokonał szybkich skojarzeń i kalkulacji, a zimna, znajoma obręcz ścisnęła jego żebra, gdy w jego głowie, wielkimi literami, pojawiło się jedno słowo.

Śmierciożerca.

– Yyy… Co ty… – zaczął chłopak, robiąc krok w tył i sięgając do kieszeni.

Severus złapał go za rękę, wciągnął do środka, zatrzasnął drzwi i nim tamten zdążył odzyskać równowagę przywołał krzesło, podbił nogi Śmierciożercy siedziskiem i zaklęciem przywiązał go sznurami. Zabrał mu różdżkę i, gdy tamten otwierał usta, ogłuszył go. Wpadł do kuchni, porwał zdziwioną Hermionę i aportował się w jedyne miejsce, które wydawało mu się w tej chwili bezpieczne, a znajdowało się w zasięgu aportacji dwuosobowej. Wcisnął wystraszoną Hermionę w objęcia zszokowanej Minerwy i wrócił do domu.

Oparł się o ścianę, oczekując aż zawroty głowy miną. Nigdy nie przepadał za aportacją, a dwuosobowa zawsze stwarzała większe zagrożenie dla jego żołądka. Gdy nudności minęły ruszył do przedpokoju, gdzie Śmierciożerca powoli zaczynał odzyskiwać przytomność.

Energicznie machając różdżką ustawił wszystkie bariery, jakie przyszły mu do głowy i ruszył do laboratorium po Veritaserum. Oficjalnie nie powinien go posiadać, ale przestał się przejmować tego typu rzeczami lata temu. Czego Ministerstwo nie wie, tego im nie musi oddać. Nie bawiąc się w uprzejmości złapał chłopaka za włosy, odciągnął głowę do tyłu i nie słuchając jęków o byciu przyjacielem Weasleyów, wlał mu do gardła trzy krople. Następnie przystawił sobie krzesło i czekał.

Severus spodziewał się tego. Od siedmiu lat był święcie przekonany, że ten dzień przyjdzie i miał rację. Śmierciożercy nie zostali wybici co do nogi. Wielu popleczników Voldemorta nigdy nie zostało ujawnionych, nie miało Mrocznego Znaku, a ci, których znaleziono, wykręcili się kłamstwami o Imperiusie i szantażu. Wiedział o tym, ponieważ tych, którzy zostali postawieni przed Wizengamotem, sam wskazał z imienia i nazwiska. Każdego jednego z nich. Było jedynie kwestią czasu nim ktoś go odnajdzie i odpłaci pięknym za nadobne. W pewnym sensie ulżyło mu, że to wreszcie się stało. Dzięki pożytecznemu idiocie, który już powoli poddawał się woli Veritaserum, będzie w stanie rozpracować całą grupę osób, którym udało się go odnaleźć. A poza zasięgiem Wizengamotu, zdaniem Severusa, każdy był zdany jedynie na własną różdżkę.

Twarz chłopaka rozluźniła się, oczy zeszkliły. Był gotowy. Severus skupił się i zaczął wykonywać skomplikowane ruchy różdżką. Zaklęcie, którego miał właśnie zamiar użyć, było jednym z pierwszych, które opanował tuż po wyzdrowieniu, ledwie kilka miesięcy po tym, jak stracił język. Nie było proste, musiał wprowadzić własne modyfikacje i nim je udoskonalił pracował nad nim prawie trzy lata. Jak dotąd nigdy go nie potrzebował. Pierwsza część była prosta – litery pojawiały się w powietrzu, na wysokości twarzy „Stephena”. Druga część wytwarzała głos, który odczytywał słowa.

– Kim jesteś? – rozbrzmiał niski, bezosobowy głos. Chłopak skrzywił się, ale odpowiedź pojawiła się natychmiastowo:

– Stephen LeBeau.

– Skąd pochodzisz?

– Bordeaux w Akwitanii, Francja.

– Ile masz lat?

– Trzydzieści jeden.

– Kto cię tu przysłał?

– Ginewra Weasley.

Kłamstwo. Weasleyówna sama by się tu pojawiła, gdyby miała jakiś biznes.

– Od kiedy wiesz kim jestem?

– Od Wigilii tego roku.

Veritaserum było jedynie pierwszym elementem przesłuchania jakie zamierzał przeprowadzić. Większość Śmierciożerców pochodziła ze starych rodów, które od małego raczyły swoje dzieci niewielkimi dozami Veritaserum, by mogły oszukiwać cały aparat sprawiedliwości. Można było kłamać, jednak wymagało to pewnej dozy finezji. Imiona, nazwiska, a nawet wiek były bez znaczenia, można je było wyjawić bez większych konsekwencji, bo łatwo było o nową tożsamość. To, że ten chłopak naprawdę nazywał się Stephen LeBeau, było wysoce prawdopodobne. To, że skłamał drugi raz sugerowało bardzo, bardzo długi proces wyciągania informacji.

Severus wiedział, że Śmierciożerca kłamie. Już lata temu, tydzień po tym, jak się wprowadził do tego domu, „Stephen” wydawał mu się podejrzanie uprzejmy. Przyczepił się do niego jak rzep do psiego ogona. Może przenieść meble? Przyniesć zakupy? Zanieść coś na pocztę? Babcia przysyła ciasto! Chodźmy na drinka! Musiał być szlamozbieraczem, odpowiedzialnym za wtapianie się w świat mugoli i obieranie celów. Mieli wzbudzać zaufanie i sympatię. Ten chłopak był do tego zadania wręcz stworzony. Wszystko w nim budziło ufność.

– Jakie masz wobec mnie plany?

– Chcę upewnić się, że Hermiona czuje się w porządku. Ginny poprosiła mnie, żebym przyszedł sam, bo nie wiedziała, jak jesteś nastawiony do osób z otoczenia Pottera.

Czyli wiedział skądś o jej chorobie. Niedobrze. Pytanie skąd wie było bez sensu. Wystarczy, że któryś z Weasleyów puścił parę, a ktoś nieodpowiedni to podsłuchał. Wieść o ataku Hermiony przed Esami i Floresami też zapewne rozeszła się jak świeże bułeczki.

– Kto cię tu przysłał?

– Ginewra Weasley…

Severus skierował na niego różdżkę i wypowiedział w myślach zaklęcie, które niegdyś było dla niego równie naturalne co oddychanie. Crucio. Mężczyzna wrzasnął i próbował się wyrwać z więzów, żeby choć nieco ulżyć bólowi, ale liny trzymały zbyt mocno.

Kłamanie pod wpływem Veritaserum wymagało skupienia. Ból rozpraszał myśli.

– Kto cię tu przysłał?

– G-G-Gi… Ginewra W-W-Weasley…

Głos chłopaka drżał, a w jego tonie przebrzmiewał szok, jakby nigdy nie doświadczył tego uczucia, takiego bólu. Musiał być jednym z kretów, być może w Beauxbatons, co by wyjaśniało akcent.

Severus spojrzał na zegar. Miał jeszcze jakieś pięć minut działania eliksiru. Większość tortur, jakie przychodziły mu do głowy, wymagały przynajmniej dwudziestu minut pracy, nim człowiek był w stanie sprzedać własnego ojca i matkę byleby ból ustał. Były, oczywiście, silniejsze klątwy, ale jeśli ma jakiekolwiek problemy, na których diagnozę Severus nie miał czasu, mógł umrzeć zanim powiedziałby coś użytecznego. Co pozostawiało tylko jedno wyjście.

Voldemort zawsze powtarzał, że tym, co robiło z Severusa idealnego Śmierciożercę, był jego absolutny brak zahamowań, jeśli uznawał, że należy coś zrobić. Jak na ironię, było to również coś, co zrobiło z niego idealnego szpiega, a także coś, co ostatecznie doprowadziło do upadku jego dawnego pana. W tej chwili nie odczuwał niczego poza skupieniem na celu. Musiał wydobyć ze Śmierciożercy imiona wszystkich jego współpracowników i musiał dowiedzieć się ile dokładnie wiedzieli. A jeśli przy tym zniszczy umysł chłopaka? To już nie było jego problem, bo ciała zamierzał pozbyć się w taki sposób, by nikt go nie odnalazł.

Coś w jego twarzy musiało go zdradzić, bo przez oszołomienie Veritaserum Śmierciożerca zrobił się blady i zaczął powoli, cicho błagać. Severus nie poświęcił temu ani chwili uwagi, za to skierował na niego różdżkę. W oficjalnych materiałach zawsze czytał, że nie należy łączyć Veritaserum z Legilimencją, ponieważ eliksir znosił wszystkie wewnętrzne bariery mózgu, a Legilimencja powoli je mieszała i niszczyła. Najbliższe temu było porównanie do tworzenia eliksiru – gdy wszystkie składniki leżały ładnie poukładane i ich się nie ruszało, wszystko działało jak należy. Kiedy jednak zaczęło się je mocno mieszać niektóre ulegały destrukcji, a reszta mieszała i gotowała się tak długo, że w niczym nie przypominała składników wyjściowych. Jedynym powodem, dla którego Voldemort nie użył tej metody na nim, była silna Oklumencja Severusa, która odparłaby nie tylko działanie Veritaserum, ale również stawiłaby opór Legilimencji.

Szczerze wątpił, by Śmierciożerca przed nim mógł pochwalić się takimi umiejętnościami.

Od kiedy utracił język nie musiał korzystać z Legilimencji ani razu, a będzie miał tylko jedną okazję. Jeśli coś pójdzie nie tak, nigdy nie dowie się, kto go znalazł i nie będzie mógł ochronić Hermiony i siebie. Przysunął różdżkę do skroni pocącego się i płaczącego Śmierciożercy, po czym przymknął oczy. Inkantacja, tak prosta w formie werbalnej, była cholernie ciężka niewerbalnie.

Już miał zacząć, gdy usłyszał pyknięcie, silna dłoń zacisnęła się na jego nadgarstku i oderwała od głowy chłoaka. Severus odskoczył, pod ramieniem strzelając dwoma pierwszymi klątwami, jakie przyszły mu do głowy.

Oba promienie odbiły się od wzniesionej tarczy Albusa Dumbledore’a. Stary czarodziej trzymał różdżkę przed sobą, a jego zimne oczy były poważne.

– Severusie, coś ty próbował zrobić?

Wzruszył ramionami, machnął różdżką, a litery zaczęły pojawiać się w powietrzu.

To szlamozbieracz. Jest pod wpływem Veritaserum, możesz spróbować go przesłuchać, ale dobrze kłamie. Legilimencja wyciągnie z niego kto jeszcze wie o naszym domu.

Albus westchnął ciężko i położył dłoń na ramieniu Śmierciożercy.

– Panna Weasley nie byłaby zadowolona gdybyś zmienił jej chłopaka w warzywo. Ten chłopak jest tym za kogo się podaje. – Zaczął rozwiązywać liny i pocieszać Stephena cichym głosem. – Wiesz, że gdybym nie był tego pewien, nie przeszkodziłbym ci. Powinieneś się uspokoić i ruszyć głową. Och, oraz uspokoić pannę Granger. Kiedy opuszczałem dom Minerwy trzeba było jej podać eliksir uspokajający.

Zbladł, gdy zauważył, że nieświadomie zamknął połączenie.

Hermiono?

Przez chwilę panowała cisza. Czy dostała ataku? Kolejnego? Tak szybko?

~Wszystko w porządku?

Głos jej wyraźnie drżał, jednak nie wychwycił nut, które mogły zwiastować chorobę.

~Tak, Albus już tu jest.

~Co się stało?

~Nic istotnego. Poniosła mnie wyobraźnia.

~Wystraszyłam się.

~Albus mi powiedział. Nie przesadź, proszę, z eliksirem uspokajającym. Źle działa na żołądek.

~Czy mogę już wrócić?  – Uśmiechnął się słysząc jak wzdycha. – Minerwa doprowadza mnie do szału. Usiłuje mnie utuczyć, jakbym miała być główym daniem na święto dziękczynienia.

Dobrze jej tak. Niech pozna tę inną stronę Minerwy.

~Słyszałam.

~Hmm, nie mogłaś. Nie zwerbalizowałem tej myśli.

~Wyczułam, w takim razie.

~Nie podsłuchuj moich emocji. To niegrzeczne.

~Chciałeś żebym to wyczuła.

~Niech Minerwa napcha cię aż po gardło, przynajmniej zaoszczędzimy na jedzeniu.

~…

~Coś nie tak?

~Śpisz dziś na podłodze – warknęła.

~Naprawdę?  – Z lubością przeciągał samogłoski. – Ostatnim razem, gdy chciałem pójść spać gdzie indziej zostałem osaczony przez kudłatą ośmiornicę żądającą bym już nigdy jej nie zostawił…

Uśmiech przeszedł mu w złośliwy gdy przeprowadziła mentalny ekwiwalent trzaśnięcia drzwiami w nos.

Dumbledore skinął głową i podał szklankę wody dyszącemu chłopakowi.

Z leciutkim ukłuciem winy Severus zauważył, że Stephenowi trzęsą się dłonie. Nigdy, przenigdy nie przyzna się do tego nikomu, ale trochę spanikował i przesadził.

– Dobrze wiedzieć, że jestem godny zaufania. – Chłopak złapał się za głowę i jęknął. – Jak rozumiem nie macie niczego na ten cholerny ból? Co to w ogóle było?

– Severusie?

Ostry ton Albusa przestał go ruszać już gdzieś w okolicach końca pierwszej wojny, ale tym razem omal się nie zarumienił ze wstydu, jak uczniak, i jedynie niechętne mentalne ugłaskanie przez Hermionę go ustabilizowało. Bez słowa poczłapał do laboratorium i sięgnął po fiolkę, której sam, na szczęście, nie musiał już zażywać, ale trzymał na podorędziu na wszelki wypadek.

Oczy Dumbledore’a zmieniły się w dwa zamarznięte stawy, których zgrabnie unikał, pilnując, by Stephen przyjął dawkę w odpowiedni sposób.

– Cruciatus? Czyś ty do końca zwariował? Chcesz mieć na karku Ministerstwo?

Severus pomachał radośnie trzymaną różdżką.

Zapasowa. Spadek po Gardym, jeśli można to tak nazwać.

Prawie dwadzieścia lat temu, tuż po pierwszej wojnie, miał przyjemność zamordować najbardziej sadystycznego ukrytego poplecznika Voldemorta jakiego poznał w swoim życiu. To, co Gardy lubił robić – zwłaszcza mugolskim dzieciom – wciąż okazyjnie nawiedzało jego najgorsze koszmary. Severus upewnił się, że ostatnie godziny życia Gardy’ego były wypełnione czystym cierpieniem. Pozbył się ciała w najzwyklejszym cynowym kociołku, a jedyną rzeczą, którą zachował, była różdżka przepełniona tak paskudnymi zaklęciami, że samo dotknięcie jej wyciągało na wierzch wszystkie demony Severusa, co było przydatne gdy musiał łamać prawo. Choć używał jej od lat, nikt nigdy go nie namierzył. Czasami zastanawiał się jakie czary zostały wplecione w nasączone krwią drewno, jednak nigdy na tyle, by to bliżej zbadać. Ważnym było, że zapewniała mu anonimowość.

Albus rozluźnił się i ponownie przyjął rolę dobrotliwego, zatroskanego dziadunia, która tak weszła mu w krew, że chyba sam zaczął wierzyć, że tym właśnie jest.

– Severusie, ten chłopak prawdopodobnie nigdy nie był pod wpływem Niewybaczalnego.

Tym lepiej dla niego. Pierwszy raz nie pozostawia żadnych śladów. Witamy w świecie dorosłych, panie LeBeau.

– Bardzo zabawne.

Stephen spoglądał na niego ponuro, pocierając dłonie. Eliksir wyraźnie pomógł mu ekspresowo, co zastanowiło Severusa, czy to eliksir z czasem nabierał mocy, czy też jego własne nerwy były tak zniszczone, że potrzebował bardzo silnej dawki, której efektów prawie nie czuł. To było coś, co zdecydowanie powinien zbadać. Najlepiej zaraz po tym, jak chłopak podziękuje mu za eliksir, na co się nie zanosiło. Bezczelny.

~Jesteś złośliwy.

~Nie podsłuchuj.

~To zamknij połączenie. Cały czas sięgasz ku mnie.

Z trudem nabrał powietrza w płuca. To zwykle ona kontaktowała się z nim. Nie on. Nigdy nie pozwolił sobie na przekroczenie tej linii. Na bycie potrzebującym. Przeczesał palcami włosy i zdziwił się, gdy poczuł jak mocno się spocił. Wyszedł z wprawy. Kilka lat temu taka sytuacja nie wywołałaby nawet kropli potu, a teraz czuł się jakby przebiegł maraton.

A Albus zapewne obserwował go jak jastrząb, wszystko widział i wszystko wiedział, niech go szlag trafi.

– Zabiorę Stephena do Nory, by Ginny się nim zajęła. Czy zrobiłeś coś jeszcze o czym powinienem wiedzieć?

Nie miałem czasu.

Stephen wstał na drżących nogach i wyprostował się, patrząc Severusowi prosto w oczy.

– Co mam powiedzieć Ginny? Naprawdę martwiła się o Hermionę.

Niezamierzenie Stephen zyskał uznanie Severusa. Po swoim pierwszy Cruciatusie trząsł się na widok swojego oprawcy przez ponad miesiąc. No, ale też był znacznie młodszy, gdy otrzymał swój „pierwszy raz” i o wiele trudniej przyszło mu pogodzić się z utratą jedynego bezpiecznego miejsca w świecie, niż z przemocą.

Westchnął. Nie wina Weasleyówny, że jej brat postanowił zaprzyjaźnić się z największym kretynem, jakiego nosiła ziemia.

Wszystko z nią w porządku. Miała poważny atak, ale nie powinno zaważyć na ogólnym stanie jej zdrowia.

Czuł jak z tymi słowami wypływają niemal ostatki jego sił magicznych. Zaklęcie czytające i Cruciatus wyciągnęły z niego więcej energii, niż sądził, że to możliwe. Będzie musiał się położyć.

No i to by było na tyle jeśli chodzi o wielki plan zdobywania Hermiony.

– Dasz sobie radę?

Albus nawet nie udawał, że nie zauważył jego słabości. Severus skinął głową i wskazał im drzwi.

Gdy już-już myślał, że się ich pozbył, od drzwi dobiegł go głos Stephena.

– Przepraszam, że cię wystraszyłem, ale będę musiał porozmawiać z tobą na temat dzisiejszego poranka, gdy znajdziesz chwilę.

Krzywiąc się niechętnie Severus zamknął drzwi i ruszył do sypialni, po drodze obijając się o ściany, tak zmęczony, że gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki, zasnął głęboko.

 

Gdy Hermiona wróciła kilka godzin później, wręcz uciekając chcącej matkować jej Minerwie, zastała go pogrążonego we śnie, mamroczącego coś o składnikach eliksirów. Uśmiechnęła się słysząc tę paplaninę i bez namysłu położyła się obok, wtuliła w jego plecy i odetchnęła zapachem, który kojarzył jej się z domem. Severus przebudził się i półprzytomnie obrócił, pocałował ją w głowę, nakrył ich kołdrą i ponownie zapadł w sen.

Ta czułość, ten niewielki gest, omal nie doprowadziły jej do płaczu.

Rozdziały<< Pamięć 10Pamięć 12 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz