Pamięć 16

Światło magicznego płomienia odbijało się od pomarszczonej łysiny czarodzieja, gdy pochylał się nad dokumentami i co chwila przesuwał przesuwał palcem po pergaminie. Z każdym nowym pomrukiem, szybkim spojrzeniem na jej twarz i nerwowym ruchem, czuła się coraz bardziej podminowana.

– Panie Whiltshake, czy…

Uniesiona dłoń przerwała jej w połowie zdania. Nawet na nią nie spojrzał. Ostatnio czuła się tak, gdy profesor McGonagall wezwała ją do siebie, by poinformować, że źle zrozumiała temat eseju i nawet jeśli był on inteligentnie napisany oraz interesujący, to musi wystawić jej ocenę negatywną.

Przygryzając wargę rozejrzała się wokół, starając się zawiesić oko na czymś, co mogło ją zainteresować na tyle, by minęła jej chęć ucieczki. Widok pięknie poustawianych książek zwykle wystarczał, by ukoić jej nerwy, jednak z bliska widziała głównie tytuły, które znajdowały się daleko poza nawiasem jej i tak dość szerokich zainteresowań. Literatura frywolna, kiepskie dramaty, dreszczowce bez suspensu i spora ilość kiczu, który, niestety, sprzedawał się w milionowym nakładzie. Miała pecha otrzymać w prezencie od rozentuzjazmowanej Ginny kilka bardziej popularnych pozycji i musiała przyznać, że po raz pierwszy w życiu zdarzyło jej się przerwać czytanie i odłożyć książkę bez zamiaru powrotu do niej.

Również za sprawą Ginny teraz wierciła się na krześle i czekała, aż starszy mężczyzna skończy przeglądać gruby folder uzyskanych przez siedem lat certyfikatów i szkoleń. Egzaminy zdawać mogła jedynie przez sowę lub w towarzystwie reprezentującego Ministerstwo Albusa, więc lista jej osiągnięć nie była zbyt wielka. Zwłaszcza w porównaniu z dokonaniami Severusa. Była jednak pewna, że jej kwalifikacje na to konkretne stanowisko były wystarczające.

Właściciel Esów i Floresów uniósł głowę i przyjrzał się jej, marszcząc czoło.

– Panno Granger, proszę wybaczyć to pytanie, ale czy ktoś z pani zakpił?

Wszystko w niej trochę oklapło. Nawet nie da jej szansy? Wspaniale, pierwsza rozmowa o pracę i od razu porażka.

Przełknęła ślinę i starała się opanować głos, a także łzy napływające do oczu. Wiedziała przecież, że powrót nie będzie prosty, a to tylko jedna z pierwszych przeszkód. Nie mogła się rozpłakać.

– Czy to oznacza, że odrzuca pan moją kandydaturę? Jeśli chodzi o odpowiednie uprawnienia, jestem pewna, że po otrzymaniu materiałów do nauki, jestem w stanie…

– Chwileczkę, chwileczkę. – Spojrzała w jego ciepłe, brązowe oczy. W pewien sposób jego wzrok przypominał jej Hagrida, był jak szklanka gorącej herbaty z brandy. – Niczego takiego nie powiedziałem. Chcę się jedynie upewnić, że zdaje sobie pani sprawę z tego, że obecnie jedyny wolny etat jaki posiadam, to stanowisko głównego magazyniera. Panna Weasley… – Odchrząknął. – Panna Weasley jest znana ze swojego poczucia humoru, który współdzieli ze swoimi starszymi braćmi.

Podekscytowana Ginny mówiła jej o tym, że poprzedni magazynier, Kingstone, został zwolniony za lewe transakcje i księgarnia desperacko potrzebuje kogoś na jego stanowisko. Nie była jednak pewna w co pogrywał Whiltshake, bo sezon wydawczniy zaczynał się za niecały miesiąc, a on wciąż nie dał ogłoszenia o rekrutacji i sprzedawcy zaczynali stresować.

– Ginny wie dobrze jak zależy mi na znalezieniu pracy, nie zrobiłaby mi tak okrutnego żartu. – Spojrzała na teczkę. – Z tego co się orientuję stanoiwsko głównego magazyniera wymaga głównie zdolnośći Numerologii. Jestem certyfikowaną Mistrzynią, a…

– Tak. Zauważyłem. – Chyba lubił przerywać rozmówcy. – Wierzę też, że jakiekolwiek braki jest pani w stanie szybko nadgonić. Z czystej ciekawości, po co pani aż tyle certyfikatów? Jeśli się nie mylę jest ich około setka.

– Sto dwadzieścia siedem, panie Whiltshake. Egzaminy były dla mnie formą rozrywki edukacyjnej i krótkotrwałym celem, do którego mogłam dążyć. Zajmowały mi czas i dawały mnóstwo radości. Przez ostatnie kilka lat…

– Czytam gazety, panno Granger. – I znów. Poczuła, że jeszcze chwila, a coś powie. To było irytujące. – Jak powiedziałem, to była czysta ciekawość. Rozpiętość dziedzin oraz poziomów jest tak ogromna, że zastanawiałem się czy jest w nich jakiś głębszy sens.

Miała wrażenie, że imadło ścisnęło boleśnie jej żebra, gdy usłyszała echo słów Severusa w głosie Whiltshake’a. Dotychczas była pewna, że Severus tak naprawdę ją wspierał, pomagał jej i podsuwał odpowiednią literaturę, ale księgarz wyraźnie z niej pokpiwał. Cholerny Mistrz cholernych Eliksirów.

Łzy napłynęły jej do oczu i popłynęły. Po raz pierwszy w życiu poczuła się głupia i niedouczona.

Zerwała się z krzesła i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Gdy sięgnęła po dokumenty, Whiltshake odsunął je poza zasięg jej dłoni i nie wydawał się być urażony, gdy na niego fuknęła. Zamiast tego wolną dłonią wskazał jej krzesło.

– Niech pani usiądzie. Przepraszam jeśli to źle zabrzmiało. Nie miałem zamiaru pani urazić.

– To nie… – Jej głos trząsł się tak bardzo, że nie była w stanie się wysłowić. Głowa pękała jej od nadmiaru emocji. Ostatkiem sił wzięła się w garść. – To nie był dobry pomysł. Pójdę już. Dziękuję, że przyjął mnie pan bez zapowiedzi.

Westchnął i potarł oczy.

– Niech się pani nie wygłupia i siada. Jeszcze nie skończyłem.

Chciała odpowiedzieć, że ona skończyła, jednak przed oczami stanęła jej niemal całkowicie pusta skrytka w Gringottcie. W swojej głupocie zapomniała, ze całość nagrody za zasługi dla świata magii oddała na sierocińce, więc w skarbcu zostało jej zaledwie kilka galeonów. Pensja weteranki nie była wielka, a mieszkanie, które znaleźli dla niej bliźniacy, drogie. Potrzebowała pracy. Desperacko.

– Przepraszam – powiedziała słabo i wskazała papiery, które wciąż trzymał. – Byłam pewna, że Mistrzostwo Numerologii i przynajmniej kilka certyfikatów, które mam, mogą być przydatne. Zdaję sobie sprawę z tego, że stanowisko głównego magazyniera jest obciążone ogromną odpowiedzialnością.

– Nie chodzi o brak kwalifikacji, wręcz przeciwnie. O ile jakoś ominęła pani możliwość zdania egzaminu księgarskiego, który jest tu niezbędny ze względu na specyfikę branży, to jest to coś, co można nadrobić. Martwi mnie co innego. Tylko z połową tych certyfikatów mogłaby pani przyjąć przyjemną posadkę w Ministerstwie i to bez większych problemów. Nie chcę zatrudniać pani tylko po to, by za kilka tygodni dała mi pani wypowiedzenie, bo skuszono panią inną propozycją. Rozumiem, że powrót do świata żywych nie był łatwy, ale rzucanie się na pierwszą lepszą ofertę…

– Nie była pierwsza – szybko skłamała, po czym zarumieniła się, gdy spochmurniał. Aha, czyli wszystko było w porządku, gdy to on przerywał, ale gdy ona to robi to już jest nie tak? – Przepraszam.

Whiltshake oparł łokcie na biurku i pacnął dłonią w teczkę.

– Będę z panią szczery, panno Granger. Potrzebuję kompetentnej osoby na to stanowisko, zwłaszcza, że sezon wydawniczy zaraz się zacznie, a my już teraz jesteśmy zawaleni pracą. Jeśli jest to branża, która by panią satysfakcjonowała, zatrudniłbym panią z ogromną chęcią. Jednakże – powiedział surowo, gdy już zaczęła się uśmiechać – nie jestem pewien czy pani podoła. Obawiam się, że przy pierwszym nieporozumieniu da pani nogę i zostawi nas na lodzie w szczycie sezonu. Proszę nie zaprzeczać, kiedy oboje wiemy, że nie jest to coś, co może mi pani obiecać. – Upił łyk herbaty i sięgnął w kierunku papierosów. – W moim zawodzie, panno Granger, jak w przypadku każdego, nazwijmy to, człowieka sukcesu, trzeba umieć czytać ludzi. Komu można sprzedać więcej? Komu warto dać zniżkę, żeby stał się stałym klientem i wracał raz za razem? Który dostawca jest wart zaufania, a który tylko czeka, żeby cię oszukać? Pamiętam panią, gdy przyszła pani po podręczniki do Hogwartu, tuż przed pani siódmym rokiem. – Na jej zaskoczone spojrzenie zaśmiał się. – Jak już mówiłem, czytam gazety, a w tamtym czasie niewiele rzeczy było bardziej interesujących od wojennej zawieruchy i osób, które były jej głównymi postaciami. Widziałem głód wiedzy, pewność siebie, niemal rozpychanie łokciami, byle dotrzeć do pozycji, która panią interesuje. Nie musiałbym specjalnie starać się, żeby namówić panią na większy zakup, ale za to musiałbym ostro targować się o upust. Kogoś takiego zatrudniłbym bez mrugnięcia okiem. Dziś jednak, gdy obserwowałem panią z zaplecza, widziałem wystraszoną kobietę, która omal nie uciekła, gdy w zasięgu jej wzroku znalazło się więcej niż trzy osoby. Wystarczyło, żeby ktoś krzyknął, gdy drzwi na ulicę się uchyliły, a schowała się pani w najbardziej zaciemnionym z kątów. W trakcie naszej rozmowy wykazała się pani nadwrażliwością na krytykę, brakiem dystansu do siebie i brakiem cierpliwości. Praca w księgarni nie jest prosta. Często na siebie krzyczymy, na zapleczu prawie cały czas jest głośno. Potrafię być twardym szefem, co zapewne wie pani od Ginewry. – Żeby tylko twardym. Ginny nie przebierała w słowach, jeśli chodziło o Whiltshake’a. – Chciałbym więc, żeby przekonała mnie pani, że nadaje się do tej pracy. Kwalifikacje nie są problemem. Nawet jeśli nie wie pani absolutnie nic o tej pracy, jestem pewien, że w dwa dni będzie pani wiedziała więcej ode mnie, przynajmniej w teorii. Co jednak ze zdolnością do pracy pod presją? Co z dotrzymywaniem terminów, pospieszaniem dostawców, przeprowadzaniem remanentu i rozliczaniem współpracowników z ich wyników sprzedażowych?

Chciała mu powiedzieć, że w porównaniu z jej życiem to będzie jak niedzielny spacer po błoniach; że potrzebuje trochę więcej czasu żeby do siebie dojść; że nie zdąży wyrobić się w terminie, który jej wyznaczał. Chciała powiedzieć mu bardzo wiele rzeczy, jednak w trakcie jego przemowy zrozumiała, że nie interesuje go jej życie prywatne. Mógł jej współczuć, ale interesowało go głównie to na ile może na nią liczyć.

I w trakcie analizowania tego, co chciała mu powiedzieć, zauważyła zmianę. Niewielką, ale zmianę. Hermiona sprzed Wenecji dawno by już uciekła, poddałaby się. Miała aż nadto wymówek, mogłaby łatwo samą siebie rozgrzeszyć. Ona jednak wciąż siedziała przed starszym czarodziejem. I trzęsła się nie tylko ze strachu, ale również z podniecenia perspektywą rozwoju.

Uspokajając nerwy na tyle, na ile była w stanie, wzięła głęboki wdech, a gdy spojrzała w oczy Whiltshake’a, po raz pierwszy od początku tej rozmowy nie uciekła wzrokiem.

– Doceniam pańską szczerość. Ponieważ dzięki temu wiem jakie są pańskie oczekiwania odpowiem równie szczerze. – I może nawet jej nie przerwie. – Nie jestem w stanie stwierdzić jak szybko przystosuję się do nowych warunków. Cierpię na fobię społeczną, nad którą dopiero zaczęłam pracować i choć widzę lekkie postępy, to nie jestem w stanie obiecać, że mój stan nie pogorszy się ponownie. Stanowisko głównego magazyniera jest dokładnie tym, czego potrzebuję. Grono osób, z którymi będę musiała pracować, nie jest wielkie, a branża jest bliska memu sercu. Są jednak rzeczy, które mogę obiecać. Nigdy nie spóźnię się z obliczeniami, nigdy więcej nie zareaguję emocjonalnie na krytykę i, jeśli do tego dojdzie, nawet w przypływie paniki nie będę uciekać. Zapewniam pana, że zdolności negocjacyjne, nieustępliwość i obowiązkowość wciąż we mnie są, nawet jeśli nie miałam zbyt wielu okazji, by je przećwiczyć. Wiem, że sezon wydawniczy zaczyna się za dwadzieścia sześć dni, więc trudno będzie panu mi zaufać. Obiecuję jednak, że jeśli mnie pan zatrudni, zrobię co w mojej mocy, by odciążyć pana w tym sezonie. – Skręcało ją w żołądku, ale czuła się zelektryzowana i dumna z samej siebie. Nawet jeśli nie dostanie tej pracy, nie uciekła. – Jak pan zapewne zauważył, posiadam uprawnienia do prowadzenia spraw finansowych i prawnych firm czarodziejskich na poziomie wewnętrznym i zewnętrznym z wyłączeniem spraw wymagających kompetencji Wizengamotu. Być może, jeśli udowodnię panu swoją użyteczność, po sezonie będziemy mogli poddać pod dyskusję obowiązki głównego magazyniera?

– W jakim zakresie?

Nie wydawał się być oburzony taką propozycją. Hermiona nie kłamała. Życie z Severusem nauczyło ją wielu rzeczy, a pierwszą z nich była zdolność negocjacji.

– Oddelegowania obowiązków, które mogłyby mi sprawiać trudność. W zamian będę zajmować się nie tylko stroną finansową działalności księgarni, ale również prawną.

– Posiadamy już prawnika.

Wynajmujecie prawnika, do tego na godziny. – Jak większość czarodziejskich biznesów, Esy i Floresy nie mogły pozwolić sobie na zatrudnienie specjalisty od prawa gospodarczego na pełen etat. W świecie magii, aby zostać prawnikiem, należało nie tylko zdać egzaminy, ale również odbyć wieloletnie praktyki, które otwierały drogę do kariery w Ministerstwie lub w banku. Niewielu czarodziejów obierało tę drogę i z tego też tytułu liczyli sobie jak za zboże. Hermiona preferowała prawo cywilne, ale szczyt sezonu trwał cztery miesiące. Ulubiona technika Severusa: nie mów czego nie wiesz, powiedz co będziesz wiedzieć, jeśli znajdziesz czas, by się tego nauczyć. Nabrała się na to wiele, wiele razy. – Mnie mielibyście na miejscu, za te same pieniądze.

Gdy skończyła, jej jedyna profesjonalna szata była niemalże mokra od potu, ręce trzęsły się, twarz paliła gorącem i była pewna, że potykała się o słowa w trakcie mówienia, jednak brzmiała jak ona sama. A raczej jak osoba, którą ta dawna Hermiona mogłaby się stać, gdyby nie Dołohow.

 

 

Sos był ciemny, gęsty i tak pyszny, że ledwo powstrzymała się od wylizania talerza do czysta. Na wsi, gdzie poza sardonicznym spojrzeniem Severusa nic by jej nie groziło, byłoby to jak najbardziej na miejcu. W jednej z najbardziej eleganckich restauracji czarodziejskiego Londynu? Nie bardzo.

– Jeszcze jeden gryz i pęknę… – westchnęła i starała się zeskrobać resztki sosu widelcem. – Dziękuję za zaproszenie. Przepyszne.

George uśmiechnął się szeroko i stuknął kieliszkiem wina z Fredem.

– My wiemy…

– …jak dogodzić kobiecie.

Synchronicznie puścili jej oko i zaśmiali się z własnego dowcipu. Przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się. To było miłe, czuć się bezpiecznie, bez ryzyka, że wpadnie w szał. Nawet jeśli ilości jedwabi i kryształów wprowadzały ją w lekkie zakłopotanie.

– W tej materii nie jestem pewna, czy którykolwiek z was zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda porządne dogadzanie – wtrąciła Joan, zalotnie podkręcając końcówkę włosów.

Wyglądała jak kot, który schrupał kanarka.

Bliźniacy zaczerwienili się po same uszy, a Hermiona cieszyła się, że akurat nic nie przełykała, bo chyba by się zakrztusiła.

– Czy wy… To znaczy…

Wykonała bliżej nieokreślony ruch rękoma, nie do końca pewna jak to ująć w słowa.

– Tylko nie mów mamie…

– …bo dostałaby zawału.

Najwyraźniej znaleźli sposób na to, by relacja z Joan nie wpłynęła negatywnie na ich własną. W sumie, jak Hermiona głębiej się nad tym zastanowiła, nie było to takie złe wyjście. Bliźniacy dzielili się wszystkim, więc jeśli nagle zaszła nierówność, należało to naprawić. Tak długo, jak wszyscy zainteresowani byli zadowoleni, ona nie miała z tym problemu.

– Nie wiem jakich rozmiarów musiałaby się zadziać tragedia, żebym musiała napuszczać na was Molly – przyznała ze śmiechem.

Fred i George odetchnęli głośno. Ciekawe, nie sądziła, że jej opinia ma aż takie znaczenie.

– Boją się tego, co ich matka o tym powie – wyjaśniła Joan, dotykając delikatnie ich dłoni. – Boją się, że byłoby jej za nich wstyd. Nie znam szczegółów, bo jak tylko poruszam temat, zaczynają prześcigać się w obrażaniu Percy’ego.

– Jak o Percym mowa, to nie on przypadkiem jest kelnerem przy tamtym stoliku?

Zauważyła go zaraz na samym wejściu, jego ruda czupryna i wzrost przyciągały wzrok. On jednak zdawał się ich nie widzieć.

– Oczywiście, że on. – Fred uśmiechnął się złowieszczo. – Przychodzimy tu specjalnie dla niego.

– Nie ma nic bardziej satsyfakcjonującego, niż oglądanie Wielkiego Dupka usługującego innym.

– Och, on i jego wielkie, ministerialne marzenia…

– Jakże szybko upadły, gdy okazało się, że był jedynie wykorzystywany przez sprytniejszych od siebie…

– Nadęty bufon…

Gdy bliźniacy w najlepsze zaczęli szydzić, Hermiona odkryła, że jest jej przykro. Mimo wszystkich jego wad, lubiła Percy’ego. Popełniał błędy, monumentalne, jednak był kimś z kim Hermiona rozumiała się bez słów. W Gryffindorze byli jedynymi bystrymi molami książkowymi o społecznej gracji trolla jaskiniowego. Percy był cholernie inteligentny, uczył się o wiele szybciej, niż Hermiona, a do tego miał ambicje, które swego czasu podziwiała. Tylko dlatego, że nie miał łatwej osobowości i nie chciał takiej tworzyć na siłę, był wyśmiewany. Najczęściej przez własną rodzinę.

Hermiona kochała Weasleyów, ale wiedziała też, że są nieustępliwi i często zaślepieni. Dlatego też nigdy nikomu nie zasugerowała, że powodem, dla którego Percy ich opuścił, był sposób w jaki go traktowali.

– Próbowaliście z nim porozmawiać?

Wymienili znaczące spojrzenia, kończąc festiwal Obrażania Percivala Nadętego.

– Każdy z nas próbował – mruknął Fred, nagle tracąc dobry humor.

George wzruszył ramionami.

– Chciał rozmawiać jedynie z Charliem. Mieszkał u niego w Rumunii przez kilka miesięcy po wojnie, zanim nie stanął ponownie na nogi.

– I tyleśmy go widzieli. Do nikogo nie pisał, nikomu nic nie mówił. Jakby zapadł się pod ziemię.

– Rodzice przez ponad rok bali się, że coś mu się stało. Mama płakała niemal codziennie – mruknął George, obrzucając starszego brata ponurym spojrzeniem.

– Jego dawna miłość, Penelopa, wpadła do sklepu któregoś dnia i zgadaliśmy się. To ona powiedziała nam, że widziała go w pubie pracującego jako kelner.

– I tak od kilku lat za nim chodzimy, od knajpy do knajpy.

– Żeby było jasne, nie uważamy, żeby jakakolwiek praca hańbiła.

– Ale to zdecydowanie daleko od jego przechwalania się jak to pewnego dnia zostanie Ministrem Magii.

Hermiona zerknęła na Percy’ego, z delikatnym uśmiechem mówiącego coś do starszej pary. Wyglądał spokojnie i dojrzale. Nie było w nim ani śladu napuszenia, jakie pamiętała sprzed lat. Miała zamiar podzielić się tą obserwacją, ale Joan uprzedziła ją pytaniem.

– Ginny wysłała nam sowę, że dostałaś pracę? Gratulacje.

Uśmiechnęła się szeroko, czując prawdziwą dumę. Percy poszedł w zapomnienie.

– Tak, będę pracowała w Esach i Floresach jako główny magazynier. Pół roku okresu próbnego, a potem ewentualnie umowa na czas nieokreślony.

Udało jej się również wynegocjować dwumiesięczny okres ochronny – zero krzyków, jedynie konstruktywna krytyka, a kontakt z dostawcami wyłącznie w towarzystwie Whiltshake’a. Trochę było jej wstyd, że w ogóle o to poprosiła, ale lepiej najeść się trochę wstydu, niż później spanikować i coś zepsuć.

George podrapał się po karku.

– Słuchaj, a jak z wynagrodzeniem? Dasz sobie radę?

– Nie wiedzieliśmy, że nie masz forsy, kiedy szukaliśmy mieszkania.

– Tanie nie jest.

Pewne szczegóły wolała zachować w tajemnicy, więc najlepszym wyjściem była pół-prawda.

– Oddałam większość na potrzeby sierot wojennych. Żyliśmy głównie z tego, co zarabialiśmy sprzedając eliksiry. No i z publikacji.

Temat szybko zszedł na produkcję mikstur dla mugoli pod przykrywką silnie działających leków. Joan, która pracowała w aptece zaopatrującej Hogwart i producentów eliksirów, starała się wyperswadować im sprzedawanie eliksirów na lewo, bo mogło to wejść w nieciekawe interakcje z mugolskimi lekami.

Hermiona słuchała ich jedynie jednym uchem, prowadząc w głowie szybkie rachunki. Do pierwszej wypłaty pozostał jej cały miesiąc zaciskania pasa. Kwestia pieniędzy była problematyczna i będzie wymagała od niej przynajmniej kilku kolejnych wizyt w Gringottcie. Okłamała bliźniaków jedynie w kwestii kwoty, jaką przekazała na sieroty. To nie była większość, a całość. W dodatku każda ilość pieniędzy, jaka wpływała do jej skarbca, pod koniec każdego miesiąca była przesuwana do krypt trzech różnych magicznych sierocińców. Te pięć galeonów, które się ostało, ostało się jedynie dzięki temu, że koniec miesiąca miał być dopiero za kilka dni.

Tuż po tym, jak trafiła do ich domku, Severus postawił jej ponad tuzin zasad, które albo przestrzegała, albo mogła się wynosić. Większa część z nich była absurdalna i śmieszna, jednak Hermiona była tak zmęczona i zniechęcona, że nawet nie protestowała. Po latach kłótni i obustronnych fochów ostała się tylko jedna, jedyna zasada – wszelkie koszty wspólnego mieszkania, jak i utrzymania ich obojga, ponosił Severus. Próbowała wielokrotnie dokładać się do budżetu, spodziewając się, że będzie używał pieniędzy do kontrolowania jej. Jednak nigdy tego nie zrobił, a przy każdej z kłótni temat pieniędzy nie wypłynął ani razu. Nie było to coś, co chciał użyć przeciwko niej. Jej przypuszczenia, że pieniądze, którymi dysponował Severus, pochodziły z czasów, gdy był szpiegiem, potwierdził Albus, twierdząc, że Mistrz Eliksirów brzydzi się nimi. Mimo tego zajęło jej prawie pięć lat, nim poczuła się komfortowo z korzystania z jego krypty, do której miała pełen dostęp. O pieniądzach rozmawiali jedynie wtedy, gdy planowali większe wydatki, przy czym ona pytała, a on odpowiadał, żeby robiła, co tylko zechce. W pełni popierał jej datki na cele charytatywne, ale nie zamierzał brać w nich udziału.

Gdyby nie to, że nie zamierzała mu już nic nigdy zawdzięczać, opróżniłaby mu skarbiec z czystej złośliwości.

Rozdziały<< Pamięć 15Pamięć 17 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 10 komentarzy

  1. Połknęłam to opowiadanie jak smok!
    Nagle koniec? Z niecierpliwością będę szukać na następną notkę.
    Życzę dużo weny ❤️❤️

Dodaj komentarz