Pamięć 18

Pierwsza wypłata z Esów i Floresów omal nie doprowadziła jej do płaczu.

Ginny, która poszła z nią do banku, z lekkim zażenowaniem klepała Hermionę po plecach, podczas gdy niegdyś pretendująca do miana najwybitniejszej czarownicy swoich czasów starała się z całych sił nie rozpłakać się na widok dziesięciu galeonów, trzech sykli i dwudziestu knutów widniejących na wyciągu z jej osobistego rachunku.

– No, już, już… Musimy iść kupić ci łóżko i kota. Chodź.

Uśmiech Ginny był lekko złośliwy, ale tylko lekko. Hermiona uśmiechnęła się i wsiadły do wagonika. Jeśli ktoś znał wartość pieniądza, byli to Weasleyowie, a zwłaszcza Ginny. W przeciwieństwie do swoich braci nie miała po kim dziedziczyć ubrań, więc wszystko, co nosiła, pochodziło ze sklepów „Ciuch za sykla”. Przyznała się kiedyś Hermionie, że nic jej tak nie przerażało, jak myśl, że napotka kogoś, kto był pierwszą właścicielką szaty, którą nosiła.

To była jednak przeszłość. Obecnie Ginny nie tylko miała bogatych (i hojnych) braci, ale również sama zarabiała całkiem dobrze jako starszy księgarz i mogła sobie pozwolić na kupno nowych rzeczy. W tej chwili spoglądała na elegancki zegarek, który informował ją, że ma jedynie dwadzieścia pięć minut, by wyciągnąć pieniądze ze swojej skrytki, aportować się do Madame Malkin, odebrać zamówioną szatę, aportować się do domu, ogarnąć i być z niewielkim poślizgiem w Migotliwej Wywernie.

– Przez to wszystko zapomniałam ci pogratulować! – krzyknęła Hermiona, gdy wagonik zrobił wyjątkowo ostry zakręt i zapiszał, jakby miał za chwilę wylecieć z torów i polecieć w pustkę.

Na szczęście ich skrytki znajdowały się w wyżej położonych fragmentach banku, więc nie czekały ich mdłości na wskutek kontrolowanego spadku.

– Dzięki! Ale więcej w tym wkładu Stephena, niż mojego!

Śmiech Ginny zabrzmiał podwójnie głośnie, gdy zatrzymali się przed jej skrytką i zapadła cisza. Wciąż chichocząc pod nosem, Ginny wygramoliła się z wagonika i otworzyła różdżką niewielką dziurę w ścianie.

Krypty, takie jak Harry’ego i Weasleyów, należały już do przeszłości. Jedynie najstarsze czarodziejskie rody mogły pozwolić sobie na zajęcie tak ogromnej przestrzeni. Wszyscy inni transportowani byli do nowszej części jaskiń Gringotta, gdzie całe ściany zajęte były rzędami czegoś, co Hermionie nieodmiennie kojarzyło się ze studzienką kanalizacyjną. Grube, metalowe koło otwierało się za dotknięciem różdżki właściciela (i osób uprawnionych, dzięki czemu ani Severus, ani Hermiona nie musieli wybierać się do banku, bo robił to za nich Albus), a za nimi nie było komnaty takiej, jaką widziała u Harry’ego, tylko niewielka przestrzeń zmniejszająco-zwiększająca. Ginny nie powinna była być w stanie włożyć rękę aż po łokieć, a jednak zrobiła to bez problemu.

Nieważne ile cudów Hermiona widziała, magia dalej potrafiła ją zachwycić.

– Nie oznacza to, że się nie cieszę – podjęła dyskusję ruda, gdy wcisnęła się w wagonik i znów ruszyli. – Pierwszy raz będę celebrować jakąkolwiek rocznicę i nie ukrywam, że podoba mi się, że Stephen tak bardzo chce mi zaimponować. Tylko troszkę go poniosło.

Migotliwa Wywerna była najmodniejszą restauracją czarodziejską w Anglii,  a trzecią w świecie. Ze wspaniałym menu, o wieloletniej tradycji i takiejż kulturze.

– Wyobrażasz sobie, że kobietom nie wolno pokazywać kostek? – chichotała jednego wieczora, gdy Hermiona z całych sił usiłowała zrozumieć czemu jej poprzednik zamówił pięćset egzemplarzy „Przepisu na Ucieczkę”, a następnie zostawił je bez dozoru.

Odłożyła dokumenty, widząc, że wbrew samej sobie, Ginny jest zachwycona.

– To seksistowskie.

– Oj tam! I będę musiała mieć kapelusz! Kapelusz! – Zaśmiały się obie. – Stephen będzie musiał sobie sprawić specjalną szatę czteroczęściową, bo w innej go nie wpuszczą. I zejdziemy osobnymi schodami! On pierwszy i będzie na mnie czekał, a ja zrobię wielkie wejście, bo, uważaj na to!, zostanę zaanonsowana. To zupełnie jak w pamiętniku, który pisałam jak miałam te dwanaście czy trzynaście lat. Wszystkie te dziewczęce marzenia o trzydaniowym obiedzie w rozświetlonej sali, o tańcach w półmroku, o rzewnej muzyce! Och-ach, panie grajku, jeszcze jedną serenadę!

Rechotała w najlepsze i gdyby nie siedziała na czymś inym, niż podłoga, to zapewne już by z tego spadła.

– To w sumie dość słodkie.

– Wiem, wiem! Takie spełnienie nastoletnich marzeń nie powinno być aż tak urocze, a jednak jest.

Teraz, gdy wagonik pokonywał ostre zakręty jeden po drugim, a one obijały się o siebie, Hermionę zastanawiało jedno.

– Ginny – krzyknęła, próbując przekrzyczeć świst wiatru. – Czy Stephen wie na co się pisze?

– Absolutnie nie – wyszczerzyła zęby, a jej brązowe oczy zamigotały zupełnie jak u Dumbledore’a. – Nigdy tam nie był. Nie wie, że przy każdym stoliku latają wróżki, a nasza cudowna Celestyna Warbeck często jest gwiazdą wieczoru.

Biedny Stephen. Wspominając jego minę za każdym razem, gdy w Norze rozlegał się przesłodzony głos Celestyny, mogła mu jedynie współczuć.

Zatrzymali się ze skrzypieniem przed skrytką Hermiony. Jej studzienka miała wygrawerowane przenikające się inicjały HG, do tego książki, lwy i węże. Omal nie przewróciła oczami na ten widok. Ostatni raz, gdy tu była, trzy miesiące po tym, jak osiągnęła dorosłość, płyta była gładka i pozbawiona jakichkolwiek ozdobników.

Gwizd Ginny nie pomógł.

– Albus – rzuciła słowem wyjaśnienia.

– Ach. No tak. Wydawało mi się, że…

– Proszę poczekać. – Skrzeczący głos goblina przerwał im, a ręka Hermiony zastygła o milimetry od pieniędzy. – Ponieważ jako właścicielka skrytki pojawia się pani tu pierwszy raz od pięciu lat od kiedy zmodernizowano nasz regulamin, Bank Gringotta pragnie przypomnieć, że pozostawiając w krypcie więcej, niż pięćset galeonów, obowiązuje opłata w wysokości galeona miesięcznie.

– To mi nie grozi – wymamrotała, zgarniając wszystko do sakiewki.

Goblin ponownie chrząknął. Westchnęła i spojrzała na niego z uniesnioną brwią. Nie przejął się tym. Złączył długie palce i obdarzył ją ostrozębym uśmiechem, który upodabniał go do rekina.

– W skrytce nie może znajdować się mniej, niż sykiel, ponieważ wtedy, za trzymanie pustej skrytki, obowiązuje opłata w wysokości dwunastu knutów.

Ginny puściła jej oko.

– Warto oszczędzać.

Z ciężkim westchnieniem Hermiona odłożyła sykla i upadła na Ginny, bo goblin nie czekał, aż usiądzie i ruszył z kopyta. Chyba jej nie polubił.

 

Pogoda, dla odmiany, była przepiękna. Największy boom sprzedażowy był za nimi, rok szkolny się rozpoczął, a Hermiona sprawdziła się, więc dostała dzień wolny. Whiltshake był zachwycony tegorocznym utargiem i podpisywał niemal wszystko, co mu się podsunęło pod nos.

Hermiona wystawiła nos do słońca i odetchnęła pełną piersią.

– To co tam masz? – Na jej powątpiewające spojrzenie Ginny szybko się poprawiła. – Nie pójdę z tobą, bo nie mam czasu, ale skieruję cię do odpowiedniego sklepu.

– Myślę, że dam sobie radę. – Wyciągnęła listę, a rude brwi podjechały w górę na widok jej długości. – Powinnam zmieścić się w budżecie na ten miesiąc jeśli ograniczę się do najważniejszych rzeczy.

Transmutacja, na szczęście, była przedmiotem, z którego Hermiona zawsze otrzymywała wysokie wyniki. Dlatego też, gdy w końcu magia wróciła, mogła nieco ulepszyć swoją garderobę i w ten sposób na jakiś czas odeszło jej kilka pozycji z listy. Jednak wykrzykników, wskazujących na najistotniejsze potrzeby, wciąż było wiele. Bywały dni, że rewidowała listę i ilość wykrzykników się powiększała, jednak zwykle czuła się tak, jakby każda kreska z kropką u dołu potępiały jej rozrzutność i rozbestwienie. W końcu bywały czasy, że nie miała niczego poza cienkim materacem, wodą i chlebem, a bez słowa skargi brała udział w ciężkich bitwach.

Zdaniem jej terapeuty powinna popracować nad takim podejściem do wygody. W trakcie wojny priorytety się zmieniają i czyste ubranie ustępuje miejsca suchemu, a tak długo jak utrzymuje ciepło może zupełnie nie pasować do sylwetki, a nawet należeć do kogoś innego. To jednak było już za nią. Przetrwała i powinna cieszyć się życiem – razem z rzeczami, które przyniosą jej komfort. Nie należało się tego wstydzić.

Ciepła dłoń na ramieniu wyrwała ją z zamyślenia. Ginny patrzyła na nią z powagą. Coś w jej twarzy – tak ładnej, tak przyjemnej, z wysokimi kośćmi policzkowymi i małym noskiem – mówiło o tym, że widziała rzeczy, które niektórym śnią się w najgorszych koszmarach i wyszła z tego silniejsza. Ciekawe czy Stephen wiedział o stali, która kryła się pod radosną powłoką i jak sobie z tym radzili. Nie miała śmiałości o to pytać.

– Wiesz, że w każdej chwili możesz dostać od nas wszystko, czego potrzebujesz, prawda? Jesteś rodziną. Bliźniacy mają więcej forsy, niżby mogli wydać, rodzicom dobrze się powodzi i nawet ja mam spore oszczędności, bo nigdy nie oddałam nawet knuta ze swojej nagrody.

Bo oszczędzała na własny dom. Hermiona bardzo dobrze o tym wiedziała.

– Dziękuję za propozycję, ale muszę odmówić. – Spojrzała z uwagą na długi kawałek pergaminu, czując niemalże dumę. Mały krok do przodu, ale jej własny. – Po raz pierwszy nie jestem od nikogo zależna i nie zamierzam tego zmieniać.

Ginny skinęła głową i aportowała się, a Hermiona ruszyła w kierunku pierwszego salonu meblowego, który miała na liście.

 

 

Trzy godziny później stała w swoim mieszkaniu i patrzyła z niechęcią na proste, jednoosobowe łóżko.

– Uwierzysz w to? – syknęła w kierunku brązowego kocura, który wylegiwał się w plamie światła. Spojrzał na nią jednym okiem i ziewnął. – Dziesięć galeonów za takie coś!

Pamiętała jak dwa lata wcześniej kupowali z Severusem nowe łóżko. Kosztowało ich mugolską równowartość ośmiu galeonów – solidne, szerokie, z miękkim materacem, w który można było się zanurzyć. Gdy skonfrontowała się ze sprzedawcą, dowiedziała się, że tak, tak to wygląda z mugolskimi meblami, ale magicznie pozyskiwane drewno jest droższe, a przez ostatnie dwa lata snycerze oraz drwale narażeni są na ataki półtrolli, które przeniosły się z gór do lasów i tam zaczęły tworzyć swoje siedziby, przez co do wszystkich mebli doliczano podatek od ryzyka. Miękki materac dostała jako gratis, gdy mężczyzna zauważył jej minę, przez co później miała wyrzuty sumienia. Sprzedawca nie był winny temu, że właściciel mieszkania, które wynajmowała Hermiona, nie życzył sobie żadnych mugolskich sprzętów w domu. Wybitnie miał coś do wszystkiego, co kiedykolwiek zetknęło się ze światem mugoli. Gdyby wiedział kto będzie tu mieszkał, nim podpisał umowę z bliźniakami i Ronem, mógłby odmówić wynajmu. Przypuszczała, że gdyby był z nią Severus, przemyciłby tyle mugolskich mebli, ile by się dało, a potem nie dałby właścicielowi powiedzieć ani słowa na ten temat.

– Cóż, ja Severusem nigdy nie byłam. Brak mi prezencji – mruknęła.

Kot prychnął. Mały zazdrośnik. Ilekroć wspominała jakiegokolwiek mężczyznę – nawet Albusa! – Miaustrz domagał się uwagi. Tęskniła za Krzywołapem i jego niemal ludzką inteligencją, więc była zainteresowana wyłącznie kugucharami lub połówkami. Miaustrz był większy niż Krzywołap, jego pysk nie wyglądał jakby miał bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze ścianą, a jego gęste futro miało kolor mlecznej czekolady. Złote oczy patrzyły na nią z zainteresowaniem, gdy tylko weszła do Menażerii, a uroczo różowy nosek wciągał powietrze. Początkowo, gdy rozmawiała z właścicielką, jej uwaga skupiła się na słodkim białym kociaku, ale Miaustrz najwyraźniej uznał, że to on tutaj wybiera i zaczął miauczeć jak syrena alarmowa, by zwrócić na siebie jej uwagę. Tym ją kupił.

– Zwykle nie jest taki głośny – mówiła właścicielka, głaszcząc kocura za uchem. – Biedactwo nie ma szczęścia. Dwukrotnie była adoptowany i oddawany. Niektórzy są uprzedzeni, uważają, że kuguchary są zbyt dzikie. Nie wiedzą jak dać sobie z nimi radę.

Hermiona wiedziała.

– Zazdrośnik, zazdrośnik… – przekomarzała się z nim, głaszcząc go pod brodą, podczas gdy on mruczał i miauczał z pretensją w głosie jednocześnie. – Niech sobie gnije w pełni umeblowanym domu, sam i bez nikogo do rozmowy. Ja mam ciebie, a reszta przyjdzie z czasem.

Przed oczami przez chwilę widziała oblaną słońcem Wenecji zszokowaną twarz Severusa. Uczucie żalu ukłuło ją między żebrami. Czym go wtedy uraziła? Przecież chciał, żeby wyzdrowiała. Nie byłby to pierwszy raz, gdy temperament Severusa wziął górę nad rozsądkiem, jednak to nigdy nie trwało tak długo. Musiała przekroczyć jakąś granicę, o której nie wiedziała.

– Co jest jego problemem, a nie moim – mruknęła, a Miaustrz westchnął ciężko, jakby nie mógł uwierzyć, że wciąż mówi o tym samym. – Wzdychaj, wzdychaj, cwaniaku. Wykopię cię z domu i zobaczymy jaki będziesz wtedy mądry.

Zamruczał i bezczelnie otarł się o jej rękę. Nie mogła powstrzymać śmiechu.

Cmoknęła kota w główkę i usiadła przy biurku, które transmutowała z drewna na opał. Od kiedy tylko rozpoczęła pracę próbowała uporządkować bałagan Kingstone’a. Wstawała o dwie godziny wcześniej, a gdy pierwsi współpracownicy, ziewając i marząc o łóżku, wtaczali się do księgarni, ona była już po uszy zakopana w dokumentach. Julian, miły chłopak z działu podręczników, przynosił jej kawę, a Ginny zabierła z Nory podwójne śniadanie, więc nie musiała się nigdzie ruszać.

Nie wróciła do Madame Kylux po tym pierwszym, pechowym razie. Choć nie dopadł ją ani jeden atak paniki, starała się unikać sytuacji, w których coś mogłoby go wywołać. Wyjście do pubu z ludźmi z pracy było stresujące – nie znała miejsca, nie znała większości z kolegów, więc gdy poczuła pierwsze fale niepokoju zebrała swoje rzeczy i szybko się pożegnała. Wolała być uznana za nieprzystępną, niż za wariatkę.

Bez problemu odnajdywała się w swoich codziennych obowiązkach, jednak rozmowy z dostawcami przyprawiały ją o ból głowy. Większość z nich wyciągała problemy związane z poprzednimi zamówieniami, niedotrzymanie terminów oraz kwot. Hermiona czuła się kompletnie nieprzygotowana do prowadzenia dalszych negocjacji i pałeczkę przejmował Whiltshake. Zdążyła już zapomnieć jakie to upokarzające, gdy nie wie czegoś, co jest od niej wymagane. Ten wstyd pchał ją jednak do przodu. By nie widzieć ponurych spojrzeń pani Wilkins, nie słuchać prychnięć pana Georgesa i nie pozwolić nikomu patrzeć na nią z góry, powięcała każdą wolną chwilę na przeglądanie dokumentów.

Nie było to proste. Podejrzewała, że jej poprzednik nigdy nie zrozumiał czym jest archiwizacja. Spora część zamówień nie była opatrzona datami, polecenia zapłaty były niewłaściwie wpisywane w kolumny przychodów z Hogwartu, co z kolei powinno być w osobnej teczce, a nie wciśnięte do stosu malowniczo określonego jako „Inne” pomiędzy sprawozdania roczne i opłaty czynszu za lokal.

Numerologia była czymś, co Hermiona kochła najbardziej. Po Runach, Transmutacji i Zaklęciach był to jej ulubiony przedmiot, ale w przeciwieństwie do pozostałych trzech przedmiotów miała do niego ponadprzeciętny talent. Od lat subskrybowała wzystkie Numerologiczne pisma na rynku, w tym „Magiczne i niemagiczne zagadki” – grubą księgę pełną wyzwań, rebusów, sudoku i trójwymiarowych kombinacji liczb. Tomiszcze wychodziło spod pióra trójki Mistrzów mających ponad pięćdziesiąt lat mistrzostwa za sobą. Choć wychodziło co kwartał, Hermionie zwykle zajmowało pół roku rozwiązanie wszystkich zadań, a i tak robiła to od deski do deski, w przeciwieństwie do Severusa, który przy wielu zadaniach rzucał ołówkiem w ogień. W porównaniu z „Zagadkami” jej obecne zadanie było dziecinnie proste, jednak daleko bardziej frustrujące. Numerologia w całym swoim chaosie i pozornym niepoukładaniu była cudownie harmonijna. Nie było jej trudno uwierzyć, że istniały ludy czczące matematykę lub uznające ją za cud.

Niestety, zagadka, która przed nią leżała, była dziełem człowieka, a człowiek z natury był chaotyczny. Całe szczęście, że miała przed sobą kilka godzin spokojnej pracy. Na ten wieczór zaplanowała posortowanie całej dokumentacji dotyczącej TuSięLepi, jedynej drukarni na całym świecie, która zajmowała się ręcznym klejeniem papirusów i zapisywaniem na nich starych alchemicznych tekstów. Wczoraj rano otrzymała od nich wezwanie do zapłaty opiewające na trzy tysiące. Whiltshake zbladł, gdy zobaczył tę kwotę i poprosił ją o wyjaśnienie tej sprawy, ponieważ nie tylko nigdy nie dostali żadnego papirusu, ale też nigdy nie składali w TuSięLepi bezpośrednich zamówień. Wszystkie papirusy, jakie mieli w księgarni, otrzymywali od prywatnych kolekcjonerów, którzy albo uznali dany papirus za nieprzydatny, albo znudzili się nim. Gdzieś pomiędzy rolkami powinna być jedna, którą sprzedał Esom i Floresom Severus, twierdząc, że większych bredni nie czytał i zamierza napisać do swojego Mistrza długi esej o tym jak go oszukał polecając mu ten tekst za czasów praktyk. A po napisaniu tego eseju odczyta go i wyśle wyjcem. Nigdy tego nie zrobił, ale odgrażał się miesiącami, ilekroć mu się przypomniało, bo papirus kosztował prawie dwieście galeonów, a sprzedał go za ledwie pięćdziesiąt.

Nie dane jej jednak było spokojnie spędzić tego wieczora.

Po tym jak powstrzymała samą siebie przed wysłaniem sowy do Severusa, by podpytać go o szczegóły związane z zamawianiem papirusów, zdążyła posortować ledwie kilka kartek, gdy sieć Fiuu w jej kominku aktywowała się.

– To było okropne!

Zapłakany głos zniekształcał słowa, ale wołanie o pomoc było aż nadto zrozumiałe. Wpuściła Ginny przez sieć Fiuu i czekała, aż Weasleyówna przestąpi przez rusztowanie, niebezpiecznie zahaczając o nie swoimi niebotycznie wysokimi szpilkami. Jej błękitna szata była poplamiona rdzawymi plamami i przez krótką chwilę serce Hermiony stanęło, pewne, że to krew. Silną ręką zdusiła chęć ucieczki i przytuliła Ginny, z ulgą wdychając zapach wina dochodzący z plam.

Ginny trzęsła się i wśród szlochów wypluwała z siebie słowa tak szybko, że Hermiona zrozumiała ledwie połowę. Coś tam Stephen i toaleta. A potem Whiltshake. I w tym wszystkim udział miała jakaś wila, ale chyba nie Fleur. Nie była nawet pewna czy wieńczące historię inwektywy skierowane były do Stephena, do samej Ginny, czy do tajemniczej wili.

Kiedy skończyła się pierwsza fala, Ginny upiła kilka łyków wody, a jej twarz powoli przestawała przypominać spuchnięty bakłażan, Hermiona odważyła się odezwać.

– Weź jeszcze kilka łyków, odetchnij głęboko i zacznij jeszcze raz, od początku. – Podała Ginny ciepły szlafrok, bo w pokoju było chłodno, a tuż obok piegów zaczynała tworzyć się gęsia skórka. – Czy potrzebujesz czegoś na wytrzeźwienie?

Z jakiegoś powodu Severus wrzucił do jej torby chyba połowę zapasów swojego laboratorium. Przed chorobą od spania pod śpiworem uratowała ją jego własna mieszanka eliksirów leczniczych, a okazjonalnie używała Bezsennego Snu. Wszystkie inne jednak, łącznie z trzema fiolkami Bezkaca, stały nieużywane na półce.

– Chiba f’ktycznie siem psida… – wyznała z lekkim wstydzie w głosie i do Hermiony dopiero wtedy dotarło, że głównym powodem, dla którego nie zrozumiała przyjaciółki był fakt, iż tamta była kompletnie pijana.

Przyniosła fiolkę i usiadła przed Ginny na podłodze, podnosząc różdżkę w powietrze.

– Nie ruszaj się. – Zamknęła oczy i skupiła się, próbując przypomnieć sobie te rzadkie chwile, gdy Severus wypił o jeden kieliszek za dużo, a nie miał eliksiru na wytrzeźwienie pod ręką. – Może być nieprzyjemnie, bo sama nigdy tego nie robiłam, tylko obserwowałam. Sobrietus.

Brązowe oczy rozwarły się szeroko, ciałem rzucił potężny wstrząs, a Ginny ostro wciągnęła powietrze.

– Oooo, cholera – jęknęła w końcu, owijając się mocniej szlafrokiem. – Cholera, cholera. To było gorsze od Mroźnych Stóp bliźniaków… Musiałaś?

– Sama chciałaś – wymamrotała Hermiona, niemal urażona. Jednak zamiast się czepiać, po prostu podała jej fiolkę. – Wypij. Jest paskudne, ale zadziała migiem.

Pięć minut i jedną wizytę w toalecie później, siedziały po turecku na łóżku i popijały herbatę. Hermiona zauważyła dużo dziwnych rzeczy w wyglądzie przyjaciółki, ale nie była pewna jak poruszyć ten temat.

– To się da wyjaśnić – wymamrotała Ginny, przysłaniając sobie ultragłęboki, obecnie mocno zarumieniony, dekolt szlafrokiem. Ginny, podobnie jak Ron, nie potrafiła rumienić się jedynie na twarzy. Nawet jej ramiona pokrywały się rumieńcem.

– Nie wątpię. Bardziej od twojego… hm… ciekawego stroju, interesuje mnie makijaż. Startujesz w wyścigach drag queen? Obawiam się, że musiałabyś być mężczyzną, by się dostać.

– O, rany. O, mamo – wyjęczała, chowając twarz w dłoniach. – Widziałam się w lustrze w łazience. Nie sądziłam, że aż tak przesadziłam.

Nagle zaczęła się śmiać i nawet Hermiona ze swoimi chwiejnymi emocjami była pod wrażeniem jak szybko ponownie wróciła do płaczu.

– Obawiam się, że wszystko zniszczyłam – wyszlochała, wypłakując przesadny makijaż w rękaw szlafroka.

Żałowała, że nie może ściągnąć umysłu Severusa do pomocy. Radził sobie zaskakująco dobrze z emocjonalnymi kobietami (Anne i jej wieczna rozpacz były głównymi elementami przynajmniej jednego wieczoru tygodniowo). Wielokrotnie próbowała sobie wyobrazić Severusa pocieszającego Ślizgonki, bo wiedziała, że to robił, jednak wyobraźnia ją zawodziła.

Jednak go tu nie było. Będzie musiała stawić temu czoła sama. Merlinie, wspomóż je obie.

– Co właściwie wydaje ci się, że zniszczyłaś? – zapytała, czując się dość niezręcznie.

Kiedyś – przed bitwami, rozlewem krwi i chorobą – przeprowadzała wiele tego typu rozmów i nigdy nie sprawiały jej problemu. Wydawało jej się, że wiedza wyniesiona z książek jest tym samym, co przełożenie jej na realne sytuacje. Rozdawała rady na prawo i lewo, nie do końca zdając sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji. Sama teoria, zero praktyki.

Obawiała się, że Ginny polegała na niej tak samo jak w czasach, gdy wciąż śniła po nocach o Harrym. Nie brała poprawki na te wszystkie lata, które minęły od tego czasu. Hermiona nie wiedziała przecież prawie nic o Stephenie, a zapewne jeszcze mniej o tej nowej Ginny – mniej brawurowej, stonowanej i doroślejszej, niż nastolatka marząca o księciu z bajki. W dodatku biorąc pod uwagę, że mieszkała z facetem, którego kochała pod jednym dachem przez tyle lat i zdążyła go jedynie pocałować zanim ją wykopał z domu, to wiele do powiedzenia w temacie związków też nie miała.

– Wszystko. Zniszczyłam wszystko! – krzyknęła Ginny, wyrzucając ramiona w górę, po czym zaczęła wyliczać na palcach. – Związek, praca i rodzina. Zawaliłam wszystko!

Starając się nie przerywać i nie wydawać żadnych osądzających dźwięków, Hermiona czekała cierpliwie na dalszą część.

– Myślałam, że to będzie zabawne jeśli Stephen wejdzie do Wywerny bez żadnego przygotowania. Ale zamiast być oczarowany moją osobą rozglądał się dookoła z przerażeniem. – Złapała rękę Hermiony i spojrzała jej prosto w oczy. – Powinnam już wtedy z nim wyjść, prawda?

– Ginny, ja…

– No, bo gdybyśmy wyszli, to wszystko byłoby w porządku! Ale ja chciałam zostać, bo co jedna przaśna kolacja może zrobić złego? Wszystko szło dobrze, aż do deseru. Jedzenie było pycha, wino było wyśmienite i oboje wypiliśmy więcej, niż planowaliśmy, więc byliśmy nieźle zrobieni. Wszystko wydawało się zabawne i naprawdę myślałam, że to była jednak dobra decyzja zostać. Stephen jest uroczy po alkoholu, taki miś koala. Najchętniej wtuliłby się we mnie i poszedł spać. Już mu trochę głowa opadała, ale czekaliśmy na deser. I wtedy stolik obok zajęła cholerna wila. – Przeczesała palcami włosy, niszcząc resztki eleganckiej fryzury, jakie się do tego czasu uchowały. – Zawsze miałam problem z wilami. Nie było cię w okolicy, gdy młodsza siostra Fleur przyjechała do Nory na rok i robiła wodę z mózgu moim braciom. Nigdy nie byłam w stanie przejść do porządku dziennego z tym jaki mają wpływ na mężczyzn. I ubzdurałam sobie, że Stephen, który przecież zdaje się świata poza mną nie widzieć, będzie na ten czar odporny. – Hermiona bardzo, bardzo mocno starała się nie skrzywić. – W dużym skrócie: myliłam się. Gdy ta francowata lalunia zerknęła na niego przez ramię i odpaliła feromony, zupełnie stracił rozum. Zaczął coś paplać o tym, że jest potomkiem samego Merlina i może jej podarować Ekskalibur. Nawet by mnie to rozbawiło gdybym nie była pijana i gdyby Stephen jej się nie spodobał. Powiedziała mu, żeby dosiadł się do niej. Co też zrobił. – Kolejna fala płaczu. – Poszłam do toalety i gapiłam się w lustro, czując się paskudna. Więc próbowałam poprawić to i owo… Żałuję, że nie mogę cofnąć się w czasie i kopnąć się w tyłek, bo głupiego Stephena jeszcze bym przeżyła, ale to nie był koniec. – Tego Hermiona się obawiała. – Kiedy wróciłam na salę, Stephen siedział nie z jedną, a z dwoma wilami. Doprowadziło mnie to do szału. Zażądałam żebyśmy wyszli, a on kazał mi przestać histeryzować i spadać do domu. – Ginny pociągnęła nosem i pomachała palcem. – Upokorzył mnie, a mnie się nie upokarza! Jeśli myślał, że tak po prostu posłucham, to chyba zapomniał z kim ma do czynienia.

Przed oczami Hermiony stanęła nieprzytomna twarz Malfoya ze skrzydełkami nietoperzy wystającymi ze skóry. A potem Ron krztuszący się bąbelkami. A także szereg innych spektakularnych klątw, w których Ginny była specjalistką.

– I co zrobiłaś? – zapytała, nie do końca pewna czy chce znać odpowiedź.

– Wylałam wino. Na całą trójkę. – Spojrzała w dół na plamy na swojej sukience i uśmiechnęła się płaczliwie. – No, na czwórkę, nie zauważyłam, że i na mnie chlusnęło. Wile zaczęły drzeć się w niebogłosy, a wtedy koło nas pojawił się Whiltshake. Nie myśląc zbyt trzeźwo zaczęłam wypłakiwać mu się w rękaw, że te dwie suki oczarowały mojego chłopaka, że nie mam pojęcia co robić. A on odepchnął mnie i wrzasnął, że jestem nienormalna. – Ginny z jękiem rozpaczy walnęła o ścianę. – To jego żona i córka. Cholerny Whiltshake ma cholerną wilę za żonę, a jego córka jest pół-wilą i najwyraźniej polubiła mojego chłopaka. A ja nazwałam je sukami i oblałam winem. I teraz chyba będę musiała poszukać sobie nowej pracy.

– Zwolnił cię?

– Nie, ale na pewno to zrobi.

Hermiona westchnęła i potarła skronie. Musiała w jakiś sposób uspokoić Ginny.

– Nie sądzę, żeby cię zwolnił, bo wina leżała po stronie jego córki. Wile pełnej krwi i półwile są w stanie kontrolować swój czar. – Ginny spojrzała na nią zszokowana. – Kiedy Harry przygotowywał się do Turnieju Trójmagicznego przeczytałam kilka książek o wilach, bo chciałam wiedzieć czy będziemy mieli problem z naturą Fleur. A Stephen…

– Może iść się walić – warknęła ruda, zakładając ręce na piersi.

– Yyy, tak, pewnie tak, ale chciałam powiedzieć, że jedynie będąc trzeźwym zwykły człowiek może stawić czoła magii wili. Po takiej ilości alkoholu jaką pochłonęliście nie sądzę, by miał jakiekolwiek szanse. – Kiedy Ginny już otwierała usta, żeby się z tym sprzeczać, Hermiona zmieniła temat. – A co ma do tego twoja rodzina? Nie było ich tam.

– Tego też nie wiesz, ale ja i mama w ostatnich latach niezbyt dobrze się dogadujemy. Po wojnie mama sukcesywnie zaczęła mieć coraz większe problemy z sobą. Przez jakiś czas to znosiłam, ale potem zaczęłam traktować ją tak, jak ona traktowała mnie. Dzięki temu ilość afer się zmniejszyła, a mama trochę się uspokoiła. – Wywinęła młynka kciukami. – Ostatnim razem noże latały po kuchni, gdy zaczęłyśmy się kłócić. Więc kiedy restauracja wezwała Aurorów, a oni wezwali moich rodziców… No, mama nie była zachwycona. Darła się, że przyniosłam wstyd rodzinie. I dała mi w twarz. A ja jej oddałam. Nie sądzę bym widziała mojego ojca kiedykolwiek tak podkurwionego. Jeszcze chwila i myślę, że sam by mi przyłożył, ale musiał zająć się uspokajaniem mamy. – Na widok miny Hermiony wzruszyła ramionami. – Nie był to pierwszy raz, ale z jakiegoś powodu łatwiej mu akceptować gdy rzucamy w siebie klątwami, niż gdy dochodzi do rękoczynów. Stephen w końcu się otrząsnął i spojrzał na mnie jak gdyby nigdy mnie nie widział. Wszyscy się na mnie gapili. Więc zawinęłam się do Nory i od razu do ciebie zafiukałam.

Mówiła o tym lekko, jakby jej to nie ruszyło, ale tak mocno kręciła kciukami, że Hermiona bała się, że jeszcze chwila i wypadną ze stawów. Ona sama z kolei nie potrafiła przyjąć tego wszystkiego do wiadomości. Kiedy jej rodzice jeszcze żyli nigdy się nie kłócili, rzadko kiedy podnosili na siebie głos. Nie miała pojęcia co ma poradzić, co powiedzieć. Że będzie dobrze? Że Stephen do niej wróci? Że nie straci pracy? Nie mogła zagwarantować żadnej z tych rzeczy.

Ginny pisnęła, gdy Miaustrz zeskoczył z szafy na jej kolana. Przyglądał się jej przez chwilę, po czym zaczął mruczeć i ocierać się o poły szlafroka.

– Sprytna bestia – pochwaliła go Hermiona i uśmiechnęła się smutno. Krzywołap by tego nie zrobił. Ona była jedyną osobą, którą przytulał, choćby się paliło i waliło. Merlinie, jak ona tęskniła za tą rudą kupą futra. – Twoi rodzice cię kochają i skoro nie był to pierwszy raz jak do szło do awantury, przyjmą cię z powrotem. Ale zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała iść. Możesz zostać u mnie na trochę, choć trzeba będzie coś transmutować, żebyś miała na czym spać.

Choć na samą myśl mieszkania z kimś z kim dotychczas nie mieszkała, kotłowało jej się w żołądku, to było jedyne co mogła zrobić. Dawna Hermiona stanęłaby na głowie żeby wszystkich pogodzić i wyjaśnić im jakie popełniają błędy, ale ta dawna Hermiona była dzieckiem. Nowa Hermiona wiedziała, że sprawy Ginny są sprawami Ginny i nie powinna się w nie wtrącać. Może jedynie okazać swoje wsparcie na każdy możliwy sposób, nawet jeśli nie będzie to dla niej łatwe.

Godzinę później Ginny, umyta i ubrana w pidżamę Hermiony, chrapała w najlepsze na cieniutkim materacu na podłodze, pod transmutowaną kołdrą z koca. Hermiona westchnęła ciężko i upadła na łóżko, a Miaustrz z zadowoleniem zajął miejsce przy jej boku, grzejąc i wibrując z siłą małej kosiarki. Głaskała go i czuła jak napięcie całego dnia z niej ucieka, a oczy same się zamykają.

Gdy więc rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi, zaklęła paskudnie.

Rozdziały<< Pamięć 17Pamięć 19 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 16 komentarzy

    1. Prawda? 😀 Ja jakiś czas temu odkopałam swój stary pamiętnik, gdzie opisuję jakbym chciała swój pierwszy raz przeżyć. Czytałam przez palce, takie to było złe xD

Dodaj komentarz