Pamięć 4

Hermiona zamknęła drzwi za swoimi przyjaciółmi i uśmiechnęła się lekko, pocierając ramiona. Powinna założyć sweter. Było dość chłodno.

~Trzeba było wykopać ich wcześniej. Cholerne szczeniaki mogły chociaż skonfrontować swoje plany z Albusem. Ale nie, oczywiście, że nie. Musieli zrobić wielką akcję godną Chłopca-Który-Przeżył.

– Robisz się marudny, wiesz o tym? – spytała wesoło, stając w drzwiach do laboratorium. – I mógłbyś się ubrać w coś konkretniejszego, bo znów spędzisz cały dzień w pidżamie.

~Jaki znowu cały dzień! Nie ma nawet południa! Jeśli mi się zachce, to będę cały dzień chodził w pidżamie! I nie marudzę!

– Czemu jesteś taki zły?

~Bo ich nie lubię. Bo nie lubię, jak ktoś pojawia się znikąd i zaczyna ustawiać wszystko po swojemu, jakby rozumiał co się dzieje. A ty jesteś na tyle głupia, by słuchać tych idiotyzmów!

– Chciałabym ich odwiedzić.

Lepiej było to od razu powiedzieć, zamiast kręcić się dookoła głównego tematu. Być może Severus miał czas, i cierpliwość, na gierki, ale w  naturze Hermiony nie leżało udawanie, że słonia wcale nie ma w składzie porcelany.

~Nie.

– Severusie, bądź rozważny. Gdybyś ze mną poszedł to na pewno nie dostałabym ataku. Ja naprawdę się za nimi stęskniłam…

Obrócił się do niej gwałtownie, wrzeszcząc w jej głowie i żywo gestykulując. Dawno nie widziała go tak złego. Aż cofnęła się o krok, zszokowana.

~Sądzisz, że jesteś gotowa na spotkanie z nimi, ale nie jesteś! Do jasnej cholery, wciąż wpadasz w panikę, kiedy widzisz więcej niż osiem osób zebranych w jednym miejscu! Weasleyowie są spontaniczni i jak się będą na ciebie rzucać, to kto potem będzie musiał się tobą zajmować?! Bo na pewno nie święty Potter! A czy przyszło ci do głowy, że mogę nie chcieć robić za niańkę?!

Zagryzła usta i postanowiła pominąć wszystkie przykre słowa, wiedząc, że to tylko próba wybicia jej tego pomysłu z głowy. Zły Severus miał grację młota pneumatycznego.

– Nie wpadnę w panikę. Obiecuję. Proszę cię. Severusie, chociaż jedno spotkanie. – Spojrzała mu prosto w oczy, mając nadzieję, że zrozumie jak ważne jest to dla niej. – Proszę.

~Możesz sobie prosić ile chcesz. Ja tam z tobą nie idę! Wybij to sobie z głowy!

– Gdybym cię lepiej nie znała, to pomyślałabym, że jesteś po prostu zazdrosny – warknęła, szybko ze smutku przechodząc do wściekłości. – Ale ty po prostu jesteś, jak zwykle, skupiony na samym sobie! Nie lubisz ich, więc ja też nie powinnam się z nimi widywać?! Świetnie! Pójdę tam sama!

~A proszę bardzo! Tylko nie wracaj potem smarkająca i trzęsąca! JA egoistyczny?! A ile razy…

– WIEM! Słyszałam tę litanię tyle razy, że znam ją na pamięć! Dlaczego tak ci przeszkadza, że chcę się z nimi spotkać?!

~Bo nie jesteś na to gotowa. I to jest moje ostatnie słowo.

– Zobaczymy co powie na to Albus! – zagroziła.

~Zapewne, że to świetny pomysł. Ale on zawsze był miękki gdy chodziło do Pottera.

Wydała z siebie okrzyk wściekłości, kopnęła jeden z kociołków i założyła ręce na piersi.

– Przecież tu w ogóle nie chodzi o Harry’ego! Chcę stąd wyjść! Spotkać się z ludźmi!

Severus wniósł ręce do nieba, jakby prosił siły wyższe o cierpliwość.

~A ja to niby kosmita? Poza tym, jeśli chcesz porozmawiać, to ta… jak jej tam było… Ta z okularami mówiła, żebyś przyszła na herbatę.

– Anne? – Prychnęła. – Ona jest nudna! W dodatku jest mugolem, jak ty to sobie wyobrażasz? Jak mam nawiązać bliskie relacje nie mogąc mówić o tym, co mnie fascynuje? Nie będę z nią mogła przecież porozmawiać na temat Astronomii czy Transmutacji!

~Bo Potter i Weasley to tacy specjaliści!

– Sam widziałeś, że się zmienili. Dorośli! Zwłaszcza Ron. To po nim, nie po Harrym, spodziewałam się wybuchów. – Podeszła do niego i pociągnęła za koniec szlafroka. – A ty nie jesteś kosmitą, tylko po takim czasie spędzonym tylko w twoim towarzystwie chciałabym zobaczyć inne twarze… Miałam kiedyś znajomych, koleżanki. Brakuje mi tego.

Westchnął i poklepał ją po ramieniu, co jak na niego było wyjątkowo wylewnym gestem.

~Będziesz gotowa. Ale nie jestem pewien czy w tej chwili to dobry pomysł. Ewentualnie… EWENTUALNIE, powtarzam, i nie szczerz się tak, mogę przystać na spotkanie z Ginewrą. O ile poinformuje się ją o twoim delikatnym stanie.

Hermiona podskoczyła z radości i uściskała go, jak zwykle wprawiając w urocze zakłopotanie. Myślałby kto, że oblazły go pająki.

~PUŚĆ MNIE! Ile ty masz lat?! Jedenaście?!

– Na pewno bym tego nie zrobiła wtedy, gdy miałam jedenaście lat!  – Okręciła się wkoło i roześmiała. – Zrobię dziś galaretkę z bitą śmietaną! Będziemy świętować!

~Chciałaś powiedzieć – zrobisz galaretkę z bitą śmietaną. Jeśli ty się za to weźmiesz, to ja się wyprowadzam. Mam dosyć twoich kulinarnych wybryków. Poza tym JA nie mam czego świętowtać. Zwłaszcza, że nie planuję iść tam z tobą.

– Jeśli będę czuła się dobrze w ich towarzystwie, to nie będziesz musiał spędzać całych dni w mojej obecności! Czy to nie jest warte galaretki?

~Fakt. Jest to jakiś powód do świętowania. Leć po to mięso, bo Archer zamknie sklep i na obiad będziemy mieli kości z wczoraj.

Wybiegła radośnie z laboratorium, nie zauważając lekkiego uśmiechu z jakim się w nią wpatrywał. Jednak mimo uśmiechu na ustach w jego oczach czaił się smutek.

Od sześciu lat obawiał się, że ten dzień nadejdzie. I stało się.

 

 

– To cudownie!

Pierwszą rzeczą jaką Harry i Ron zrobili po powrocie było odwiedzenie Nory, gdzie poinformowali wszystkich o odnalezieniu Hermiony. Ginny nie mogła usiedzieć w miejscu i co chwila podskakiwała ze szczęścia. Pani Weasley płakała w objęciach męża. Bliźniacy aportowali się do sklepu, żeby znaleźć coś, co mogliby posłać Hermionie.

Jedynie Bill i Charlie zachowali zdrowy rozsądek.

– Mamo, Ginny, jeśli będziecie się tak zachowywać w jej towarzystwie, to na pewno nie wyjdzie to jej na zdrowie. – Charlie, na urlopie przez lipiec i sierpień, rozsiadł się w fotelu i sięgnął po muffinkę. – Jefli wsesniej Fnejp nie urfie fam głofy.

Zakrztusił się i zaczął kaszleć, a Bill rąbnął go po bratersku w plecy. Być może miał z tego zbyt wiele frajdy, niemniej nie uszkodził brata.

– Kiedy możemy spodziewać się informacji? – Najstarszy Weasley pociągnął za kolczyk w uchu z namysłem. – Musimy się przygotować, żeby nie było żadnych niespodziewanych gości czy nieprzyjemnych niespodzianek.

To mówiąc spojrzał w kierunku gnomów ogrodowych, które właśnie próbowały przekroczyć próg, korzystając z zamieszania. Obróciły się na pięcie i zwiały z piskiem.

Harry wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia. Mają skonsultować to z Dumbledorem, przypuszczam, że on przekaże nam decyzję. Ale Snape jest mocno przeciwny tej wizycie, a jego opinia wydaje się być istotna dla Hermiony. Jego zdaniem ona nie jest w stanie z nami się widywać.

Ginny przyjrzała mu się mrużąc podejrzliwie oczy.

– Ale ty w to nie wierzysz?

– Nie wiem. To wszystkie jest jakieś… dziwne. On jest dziwny.

Ron parsknął i klepnął go w plecy.

– Harry dorabia sobie nieco teorii do tego wszystkiego. Owszem, Snape martwiący się o Hermionę wydaje się być, jak to ujął Harry, czymś dziwnym, ale nie sądzę, by przetrzymywał ją wbrew jej woli. Wiesz, jaka jest Hermiona.

– Jaka była, Ron! Nie widzieliśmy jej siedem lat.

– Daj spokój, stary. Jeśli będzie nas mogła odwiedzić, to świetnie. Jeśli nie, trudno. Poczekamy. Nawet jeśli mielibyśmy czekać następne siedem lat. Nikt z nas nie chce by jej stan się pogorszył, prawda?

Pan Weasley przytaknął i poszedł aportować się do zamku, by porozmawiać z Albusem. Zdaniem Harry’ego to mogło niewiele pomóc, jeśli w ogóle cokolwiek by dało. Wszystko sprowadzało się do Snape’a i już tylko to wystarczało, by nastrój Harry’ego się pogorszył.

Ginny zauważyła to i wzięła go na stronę.

– Co jest?

– Nie wiem o co ci chodzi – wymamrotał, nie chcąc przyznać się do tego potwora w nim, który węszył, szukając drogi wyjścia.

– Reszta mogła tego nie zauważyć, ale ja znam to spojrzenie. Co cię martwi?

Harry i Ginny po wojnie nigdy do siebie nie wrócili. Jego nastroje były zbyt nieprzewidywalne, a ona miała swoją własną traumę, którą musiała przepracować. Próbowali, raz, i skończyło się to łzami po obu stronach. Od tamtej nieszczęsnej randki, jeśli w ogóle można tak to nazwać, Ginny była jego najbliższą przyjaciółką i rozumiała go lepiej, niż ktokolwiek inny.

– Oni ze sobą śpią – wyrzucił z siebie i widząc jej zaskoczenie szybko się poprawił. – Nie sypiają, ale śpią. Obok siebie. W jednym łóżku.

– Merlinie, ale mnie wystraszyłeś! – zaśmiała się i złapała za serce. – Już miałam wizje nie z tego świata!

– Całe to ich sztuczne małżeństwo jest trochę zbyt prawdziwe jak na mój gust. Są bliscy, sypiają obok siebie, komunikują się w sposób, którego nie da się usłyszeć. Hermiona jest bliżej z nim, niż z nami.

– Och, Harry… – Ginny poklepała go po ramieniu w sposób, który odebrał jako patronizujący. Już miał jej powiedzieć gdzie może sobie wsadzić swoją litość… ale przypomniał sobie kim ona dla niego jest. I potwór ułożył się nieszczęśliwie z powrotem, czekając na kolejną okazję. – Nie ma nic złego w tym, że obok siebie sypiają. Przez pierwsze dwa lata po Bitwie prawie co noc spałam z którymś z moich braci, bo koszmary i wspomnienia mnie przytłaczały. Nic więc dziwnego, że szukają w sobie pocieszenia. Z tego co mówisz przez ostatnie lata prawie cały czas spędzali tylko ze sobą, więc to oczywiste, że będą ze sobą blisko. To nie musi jednak oznaczać, że Hermiona nie będzie mogła nawiązać równie silnej, lub nawet silniejszej, relacji z wami. Nie straciliście jej.

– Ja po prostu się martwię – wymamrotał, unikając jej wzroku. To, co mówiła, miało sens i choćby za to przez jedną, krótką chwilę, nienawidził jej. – Nie podoba mi się to wszystko.

Ginny z westchnieniem pokręciła głową, czując, że wcale nie pomogła. Harry nie potrafił żyć bez wroga, nie potrafił poradzić sobie z bezcelowością, z brakiem kierunku jakie jego życie miało obrać. Od kiedy miał jedenaście lat przez następne kilka wiedział dokładnie co go czeka, co musi zrobić. Adrenalina stała się chlebem powszednim, aż w końcu się od niej uzależnił. Magoterapeuci stymulowali jego ośrodki samouspokajania, ale jakakolwiek sytuacja stresowa, jakiekolwiek podejrzenie padające na kogoś z jego otoczenia i Harry wracał do starych, niezdrowych nawyków.

Tym razem, szła o zakład, ubzdurał sobie, że Snape więzi Hermionę, trzyma ją z daleka od nich tylko po to, by zrobić im na złość lub po to, by mieć ją tylko dla siebie. Zwykle machnęłaby na to ręką i kazała mu iść do lekarza na kolejną rundę terapii, ale tym razem chodziło o coś więcej, niż o stan ducha Harry’ego.

– Wiem, co ci chodzi po głowie. – Spojrzał na nią ostro, ale kontynuowala, chcąc wyraźnie mu przekazać co o tym myśli. Ściszyła głos, bo Bill mijał ich z zaciekawioną miną, ale nie przystanął. – Hermiona jest dorosła, a Snape nie jest jej właścicielem. Jeśli tak podejdziesz do całej sprawy, skupisz się na nim, zamiast na niej, to tylko ją skrzywdzisz. A tego chyba byś nie chciał, prawda?

– Oczywiście, że nie! Dlatego właśnie…

– Nie. – Spojrzała mu hardo w oczy i wzdrygnęła się widząc zacietrzewienie w każdym rysie jego twarzy. – Powstrzymaj się, Harry. Wiesz, co się dzieje, kiedy wpadasz w taki stan. Zależy ci na jej dobrze, i to jest ten element, który należy kultywować, ale jeśli się nie opanujesz, to możesz przegiąć w którąś stronę. Snape opiekował się nią przez te lata, a ona jest na tyle zdrowa i szczęśliwa, na ile może być, prawda? Powinieneś choć trochę mu zaufać.

Już mówiąc to ostatnie zdanie i widząc jak mięśnie twarzy Harry’ego drżą z ukrywanej furii zrozumiała, że popełniła błąd. Ale było już za późno. Harry obrócił się na pięcie i wyszedł przed dom, gdzie zaczął chodzić w tę i z powrotem, od czasu do czasu sprzedjąc kopniaka któremuś z gnomiaków.

Ron zszedł po schodach taszcząc trzy opasłe tomiszcza zza których ledwo widział stopnie. Położył książki delikatnie na stole i otworzył pierwszą z nich. Widok najmłodszego Weasleya z książką wciąż wzbudzał powszechną konsternację, jednak o ile na początku trwała ona dość długo, to teraz była to ledwie sekunda zdziwienia, po czym każdy przypominał sobie „no tak, magomedyk”.

– Czego szukasz? – Charlie przesunął drugi tom w swoim kierunku i zaczął przerzucać strony

– Delikatnie z tym – mruknął Ron. – Są stare jak świat. W którejś z tych ksiąg wydaje mi się, że była informacja o połączeniach umysłowych z czasów starożytnych. Podejrzewano, że Aleksander Macedoński, jeden z pierwszych królów-magów, porozumiewał się na odległość ze swoim przyjacielem czy też, według niektórych historyków, kochankiem, Hefajstionem. Kojarzę, że gdzieś tam był cały traktat o zaklęciach łączących umysły, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć gdzie dokładnie. Chcę to przejrzeć zanim zwrócę się do Gordona.

– On prowadzi katedrę chorób umysłowych, tak? – Bill wszedł do kuchni w nowych szatach i zaczął zapinać buty sięgające mu aż po kolana.

– Tak, prowadzi z tego zajęcia, ale ma specjalizację z ogólnej magii mózgowej. Z tego co wiem obecnie prowadzi badania nad połączeniami nadneuronowymi. Co prawda bazuje głównie na bliźniakach syjamskich i jednojajowych, ale podobno interesował się też zaklęciami, które próbują łączyć umysły oraz ich efektami ubocznymi. – Na uniesioną pytająco brew Billa, odpowiedział – Pisał do Freda i Georga czy nie byliby chętni przejść kilka testów. Odmówili, ale zapadło mi to w pamięć. Zanim wyjdziesz, mógłbyś proszę napisać do swoich kolegów egiptologów czy nie słyszeli kiedyś o takich przypadkach? Egipscy magowie, zwłaszcza ci starożytni, uprawiali wybitnie eksperymentalną magię.

– Jasne, jutro wyślę do nich sowę. – Wyprostował się, poprawił włosy i uśmiechnął się szeroko. – Dobrze, ja spadam na randkę z Fleur.

Wychodząc omal nie zderzył się z Dumbledorem, który miał dłoń uniesioną do pukania.

– Williamie, dobry wieczór. – Jego oko posyłało stuwatowe światełka, a uśmiech mógłby zasilić małą społecznośc na całe miesiące. – Pozdrów pannę Delacour i przekaż jej proszę, że dzięki niej gobliny stały się nieco uprzejmiejsze.

Ron omal nie parsknął śmiechem. Kilka miesięcy wcześniej jeden z goblinów posunął się o krok za daleko w utrudnianiu życia Fleur (gobliny nie akceptowały pracowników banku o ile nie byli goblinami) i, na oczach piętnastu innych współbraci, został zaatakowany przez wilę-ptaka. Od tamtego czasu gobliny niechętnie odnosiły się do Fleur z szacunkiem, a jej sugestia by pozwolić ludziom pracować przy obsłudze klientów, przynajmniej na pierwszym froncie, po latach leżenia na biurku Naczelnego Dyrektora, została przyjęta.

Dumbledore ledwo zdążył usiąść, gdy Harry wparował do środka i naskoczył na niego.

– Wiedziałeś! Cały ten czas wszystko wiedziałeś i nie powiedziałeś nam ani słowa!

Dziękując Molly za herbatę Albus poprawił się na poduszkach i wskazał Harry’emu krzesło naprzeciwko. Harry usiadł, czując się tak, jakby siedział na szpilkach.

– Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś poruszony Harry, ale mam za sobą ciężki dzień i byłbym wdzięczny gdybyś zechciał mówić ciszej. – Cienie pod jego czami faktycznie były głębsze, a broda była potargana. Ron zauważył, że szata czarodzieja nie była równo zapięta na całej długości. Albus nigdy nie wyglądał jakby wyszedł prosto z żurnala, ale zwykle odznaczał się subtelną elegancją. Tym razem jednak jedynym słowiem, które mogłoby go określić było „wymięty”. – Odpowiadając na twoje niezadane pytanie – tak, wiedziałem wszystko, a nawet i więcej, od początku. Podjąłem jednak najlepszą z możliwych decyzję.

– Gówno, a nie najlepszą!

Albus westchnął i przymknął oko. Złota nić na opasce zasłaniającej pusty oczodół odbijała delikatnie światło.

– Najlepszą dla Hermiony, Harry. Nie dla ciebie, nie dla mnie, a nawet nie dla Severusa. Za to najlepszą dla niej.

– W jaki sposób zamknięcie w jednym domu ze Snape’em ma być najlepszym wyjściem?! – Ron położył dłoń na ramieniu Harry’ego w ostrzegawczym geście. Przez chwilę naszła go ochota strząsnąć ją, ale wziął trzy głębokie oddechy i osadził swojego potwora na jego miejscu. – Przepraszam, Albusie. Czy mógłbyś nam wyjaśnić dlaczego to właśnie Snape miałby jej pomóc lepiej, niż my byśmy mogli?

– Severus jest na tyle silny, by dać sobie z nią radę w chwili ataku.

– Nie jesteśmy chucherkami. – Wskazał na swoją świeżo zdobytą odznakę. – Mam za sobą lata przygotowań.

– Tak, jednak Hermiona nie miała tyle czasu, by dać ci możliwość nauczenia się tego wszystkiego, co Severus już umiał. Nie wspominając już o więzi umysłowej głównym atutem Severusa był jego… hmmm… dystans do sytuacji Hermiony. Nie obawia się ostrej walki z nią, nie przeżywa jej ataków tak, jakbyście wy to przeżyli. – Nim Harry zdążył zaprotestować Albus uniósł dłoń. – Wiem, co mówię, Harry. To nie jest przyjemny widok, a dla kogoś bliskiego mógłby  być nie do zniesienia. Zaczęlibyście traktować ją inaczej. Zachowywać się przy niej w inny sposób. A tego by nie zniosła i, szczerze powiedziawszy, nie byłoby to wobec niej fair.

– Dystans, co? – prychnął.

– Wydaje mi się, że to, co mówi Albus, ma sens. – Ron założył ręce na piersi i odchylił się na krześle, wpatrując się w księgi. – Hermiona wygląda na szczęśliwą i to mi wystarczy. Jeśli Albus twierdzi, że w tej sytuacji dystans jest niezbędny to, nie oszukujmy się, nie jest coś, co my moglibyśmy osiągnąć.

– Snape wcale nie ma dystansu! – wypalił Harry, trzęsąc się ze złości. – On z nią sypia! W jednym łóżku!

W ciszy, która zapadła, Ginny jęknęła cicho pod nosem. Głupota i zaślepienie Harry’ego nie miały granic.

Jedyną osobą, która nie wydawała się być zdziwiona lub poruszona był Dumbledore.

– Wiesz, Harry, często jest zalecane, by pacjenci z dysfunkcjami poznawczymi nie pozostawali sami sobie – powiedział cicho Ron, jednak lekko zzieleniał. – To…

– Ona nie jest pacjentką, a on nie jest jej rodziną!

– Ginny zaklęła pod nosem- głupota i zaślepienie Chłopca-Który-Przeżył była niewiarygodna. Dumbledore jednak dalej się spokojnie uśmiechał, więc widocznie nie było to dla niego wielkim szokiem. Za to reszta rodziny zareagowała różnie. Bill zakrztusił się herbatą, Charlie’mu upadła kanapka, pani Weasley zbladła, bliźniacy zaczęli chichotać, a pan Weasley taktownie przemilczał całą sprawę. Za to Ron postanowił się odezwać.

– Harry, często zalecane jest, by pacjenci nie pozostawali sami. To…

– Ona nie jest pacjentką, a on nie jest jej rodziną!

– Nie jest naszą sprawą jakie są między nimi relacje. – Głos Dyrektora był stanowczy, a jego spojrzenie już nie tak przyjazne. – Ronald ma jednak rację. Z tego też powodu ja również śpię z panną Brown w jednym łóżku.

Charlie i Ginny roześmiali się, podczas gdy reszta przejawiała interesujące zmiany kolorów – od sinych po zielonkawe. Pan Weasley taktownie milczał od dłuższego czasu (wieloletnia praktyka z Molly nauczyła go, że w sytuacjach kryzysowych to najlepsze z możliwych wyjść), ale dopiero teraz się odezwał.

– Jak to wpływa na chorych?

Dumbledore upił łyk herbaty i podziękował Arturowi skinieniem głowy.

– Zauważyliśmy razem z Severusem, że Hermiona czuje się spokojniejsza, gdy ma go blisko siebie. Przetestowaliśmy to na pannie Brown oraz na panu McMillanie. Poprawiło to ich kondycję znacząco.

– Ale Ernie umarł – głucho powiedział Harry.

Albus posmutniał.

– Nie wzięliśmy pod uwagę połączenia umysłowego jako elementu najistotniejszego dla ich zdrowia, przyznaję to ze wstydem. Obecność fizyczna Remusa była dla pana McMillana kojąca, jednak brakowało komfortu psychicznego, który w ostatecznym rozrachunku okazał się niezbędny.

W kuchni zapadła cisza, słychać było świerszcze cykające za oknem.

– Chcemy… – zaczął mówić Harry, ale szybko się poprawił. – Chcielibyśmy, żeby Hermiona mogła nas odwiedzać raz na jakiś czas. Jesteśmy gotowi robić to powoli. Na początku tylko Ron i ja, może pani Weasley i Ginny. Dopiero kiedy do nas się przyzwyczai pomyślimy o większej ilości ludzi.

– Tak, Hermiona i Severus streścili mi ten plan. Uważam, że jest rozsądny i rozważam wprowadzenie do tego również panny Brown.

– Jest tylko jeden problem. Snape się nie zgadza – warknął Harry.

Albus westchnął ciężko i ścisnął nasadę nosa.

– Musisz zrozumieć, Harry… Naprawdę, musisz zrozumieć, że jeśli coś się stanie to on będzie odpowiedzialny za zdrowie i życie Hermiony. To nie jest coś, co można traktować lekko. Niemniej jednak to bardzo dobry pomysł.

– A Snape?

Uśmiechając się, Dyrektor wziął kolejny łyk herbaty i odpalił ogniki w oku.

– Severusa zostawcie mnie.

 


mroczna88: Następne rozdziały będą pojawiały się tak szybko, jak szybko będę w stanie to zedytować. Minusem edytowania starych tekstów jest zauważanie jak fatalnie się pisało… Po zedytowaniu pojawią się nowe rozdziały, które mam już naszkicowane.

Rozdziały<< Pamięć 3Pamięć 5 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz