Pamięć 19

Mokre od deszczu ulice połyskiwały łagodnie w świetle lamp, tworząc nostalgiczny obrazek. Dwie kostki brukowe tuż przy wejściu do Sowiarni Publicznej były szczególnie piękne. Nim zaczęło padać były tak samo nijakie i zakurzone jak reszta, ale po pierwszych minutach ulewy z dumą pokazały tygrysie pasy, świecące i wyszlifowane przez tysiące stóp. Ta bardziej po lewej była lekko wyszczerobiona i dodawało jej to uroku. Pozostałe sto czterdzieści w zasięgu wzroku zdecydowanie ustępowały jej miejsca. Hermiona wiedziała o tym, ponieważ od dwóch godzin tkwiła z nosem przyklejonym do szyby, czekając na swojego nocnego gościa sprzed dwóch dni.

– Podać kolejną wodę?

Pretensjonalny głos kelnerki – młodej, świeżo po Hogwarcie, niebywale niegrzecznej i zapewne zarabiającej mniej, niż powinna – sugerował, że na miejsce Hermiony i jej wody, czeka co najmniej tuzin bogaczy gotowych zamawać Dom Perignona.

– Poproszę. I… – Jakie tu właściwie było menu? Wchodząc rzuciła na nie okiem, ale nie zastanawiała się, co zamówić, bo miała nadzieję, że nie będzie zostawać długo. – Kanapkę. Z kurczakiem.

– Jaaasneeee – odpowiedziała dziewczyna. Jej przedłużanie samogłosek było tak idealne, że Hermiona bez trudu wyobraziła ją sobie z trwałą, nawijającą gumę balonową na palec. – Ale płatne z góry, nie?

Znaczące spojrzenie na podniszczoną torbę wywołało u Hermiony rumieniec wstydu. Nie czuła się tego dniach na siłach rzucać zaklęcia upiększające, więc nie tylko jej torba wróciła do swej oryginalnej postaci, ale również jej szata była lekko poplamiona. Nie sądziła jednak, że można ją posądzić o kompletny brak pieniędzy.

– Oczywiście, proszę.

– Dzięęękiii. Zara przyniosę.

– Zaraz – powiedziała odruchowo.

– Hę?

Na twarzy kelnerki próżno było szukać zrozumienia.

– Poprawna forma… Zresztą, nieważne.

Machnęła niedbale ręką, mając nadzieję, że do dziewczyny nie dotrze, że została poprawiona. Albo niech dotrze kiedy Hermiona będzie już miała przed sobą bezpieczą, nie skażoną śliną kanapkę. Głośne burczenie żołądka co chwila przypominało jej, że od obiadu poprzedniego dnia nie miała nic w ustach. Była zbyt zmęczona i zajęta. Po nocnych przeżyciach musiała jeszcze przez chwilę poświęcić się pracy i kiedy się kładła było dobrze po trzeciej. Nie zamierzała zmieniać swojego trybu dnia ze względu na dramaty innych ludzi. Wstała więc o piątej i poszła do pracy, gdzie później tego dnia stoczyła batalię o utrzymanie Ginny w pracy. Następnie pracowała aż do późnej nocy i ponownie wstała o piątej. Potrzebowała snu. Zdecydowanie.

Z lekkim uśmiechem powitała kanapkę (razem z kelnerką) i nie zastanawiając się, czy została opluta, chciwie wtopiła zęby w bułkę. Omal nie jęknęła z zachwytu. Czasy, gdy mogła spędzać całe noce na nauce, a potem funkcjonować, dawno minęły. Życie na wsi było przewidywalne i jedynym co mogło ich trzymać do późna, były dobre książki. Ta rutyna właśnie, do której nie tęskniła, była tym, co Severusowi podobało się najbardziej. Twierdził, że ekscytacji i nieprzewidywalnego starczy mu na następne dziesięć reinkarnacji minimum.

Pokręciła głową z całych sił starając się odsunąć myśli o nim na bok. Wystarczyło, że za każdym razem, gdy wychodziła na deszcz, przypominało jej się jego silne ramię trzymające ją blisko, by parasolka mogła objąć ich oboje. Przymknęła oczy, poczuła zapach deszczu i była w stanie wyobrazić sobie Severusa tak, jakby stał obok niej.

– O czym myślisz? – zapytał ktoś niemal prosto w jej ucho.

Przez chwilę miała wrażenie, że to on pochyla się nad nią, szepcze jej w myślach, jak miał w zwyczaju wieczorami, dotykając jej ramienia.

Ale ten głos pochodził z zewnątrz, a barwa i ton daleko odbiegały od niskiego barytonu Severusa. Westchnęła i spojrzała prosto w jasnoniebieskie oczy, które chowały się za ciężkimi okularami opierającymi się na długim, piegowatym nosie.

– Spóźniłeś się.

Percy uniósł dłonie w geście poddania i usiadł naprzeciwko niej.

– Wiem, przepraszam. Musiałem zostać dłużej w pracy. Chciałem dać ci znać, ale wyleciało mi to z głowy.

Wydawał się zmęczony, zniechęcony. Gdy nocą przyszedł do niej prosząc o spotkanie, nie miała możliwości przyjrzeć mu się. Podczas kolacji z bliźniakami również, widziała go jedynie z daleka. Teraz jednak, w ostrym świetle jarzeniówki, wyraźnie widziała fioletowe sińce pod oczami i nienaturalną bladość. Percy zawsze był najbledszy i najchudszy spośród Weasleyów, ale nigdy nie wyglądał na chorego. Mężczyzna siedzący naprzeciwko niej przypominał jej Severusa po jednym z jej poważniejszych ataków.

Zadrżała na tę myśl i sięgnęła po kanapkę, próbując zająć czymś ręce. Starała się nie wspominać ataków. Choć wiedziała, że jest od nich wolna, jakaś irracjonalna część jej osoby podszeptywała, że wystarczy skupić się na tym ociupinkę za bardzo i wszystko wróci. Spodziewała się ataku choroby tak jak człowiek czujący lekkie napięcie mięśni spodziewa się skurczu łydki.

Musiała odciągnąć od tego myśli.

– Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?

To było pierwsze, co przyszło jej do głowy. Gdy usłyszała pukanie do drzwi spodziewała się wielu osób, nawet Minerwy, jednak Percy’ego na tej liście nie było.

– Śledziłem cię. – Dawny Percy zarumieniłby się dziko robiąc takie wyznanie, ale ten nowy jedynie uśmiechnął się krzywo. Była w tym jakaś gorycz. – Nie było to takie trudne, w dodatku słyszałem Ginny przez drzwi. Powinnaś pomyśleć o lepszych zabezpieczeniach.

Zmroziło ją lekko, gdy pomyślała, że to mógłby być ktoś, kogo cel nie był niewinny. Harry. Pokręciła głową sama do siebie. Nie powinna tak myśleć. Od czasu fiaska w kuchni Harry ani razu się do niej nie odezwał i miała powody sądzić, że jest z nim już lepiej.

– Po co?

Zmarszczyła czoło. Ona i Percy zawsze w dziwny sposób dobrze się rozumieli, jednak od wielu lat nie mieli kontaktu.

Oparł się na łokciach – sweter miał łatany w kilku miejscach, zauważyła – i spojrzał jej prosto w oczy.

– Potrzebuję pomocy, a nie mam się do kogo zwrócić.

Westchnęła.

– Twoja rodzina liczy więcej członków, niż ja mam palców u rąk.

– Nie rozmawiają ze mną, a ja nie zamierzam rozmawiać z nimi.

– Rodzice dalej cię kochają. Gdyby moi wciąż żyli, byliby pierwszymi osobami, do których bym się zgłosiła w chwili potrzeby.

Zapadła niezręczna cisza. W tym czasie kelnerka przytuptała do stolika, obrzuciła Percy’ego niechętnym spojrzeniem i przyjęła zamówienie na herbatę przewracając oczami.

– Przepraszam – powiedział, gdy dziewczyna oddaliła się. – Nie wiedziałem.

– Nikt nie wie. To było kilka lat temu.

Nawet nie poszła na pogrzeb. Odsypiała atak, jaki wieść o ich wypadku wywołała. Nie potrafiła zliczyć ile nocy przepłakała, wtulając się w Severusa.

Percy z ciężkim sapnięciem przeczesał palcami włosy. Zdziwiła się, widząc, że w połowie był siwy.

– Nie myśl, że nie próbowałem. W pierwszej kolejności udałem się do bliźniaków, ale mnie wyśmiali. Bill zatrzasnął mi drzwi przed nosem, a Charlie… Cóż, Charlie jest daleko.

– Jest jeszcze Ron. Nie, nie, posłuchaj – powiedziała szybko, widząc jak zaciska usta. Często zastanawiała się czy poza nimi ktoś jeszcze przejął ten tik od Minerwy. – Ron dojrzał, nawet nie wiesz jak bardzo. A Molly dalej za tobą tęskni.

Przetarł okulary i przez chwilę zbierał się w sobie.

– Nie miałem tyle śmiałości. Z rodzicami czekałaby mnie długa rozmowa, na którą nie jestem jeszcze gotów. A przed Ronem czy Ginny było mi zwyczajnie wstyd.

– Wstyd? Percy, ja nie wiem czy będę w stanie ci pomóc. – Widząc jego nieszczęśliwą minę delikatnie dotknęła jego zimnych palców. – Nie myśl, że odmawiam. Po prostu nie wiem w czym ja mogłabym pomóc, jeśli twoja rodzina nie może lub nie chce.

Zarówno w Hogwarcie, jak i przez pozostałe lata, Hermiona wielokrotnie myślała, że nienawiść do Percy’ego była sztucznie podgrzewana i niepotrzebnie wywlekana przy każdej nadarzającej się okazji. Ginny, Fred i George byli do niego negatywnie nastawieni od kiedy tylko pamiętała. I to tylko dlatego, że był inny.

Nie był złym bratem. Pamiętała, że to Percy pocieszał Ginny, gdy była opętana przez Voldemorta, choć nikt inny nie zwracał na jej dziwne zachowanie uwagi. Pamiętała awanturę jaką wywołał, gdy nawrzeszczał na bliźniaków, by przestali ją straszyć. Jaki był przerażony, gdy Rona wyłowiono z jeziora i jak próbował go przytulić. Gdy Śmierciożercy pojawili się na Mistrzostwach, Percy nie uciekł, tylko bez wahania wyciągnął różdżkę i ruszył do bitwy. Owszem, bywał protekcjonalny i arogancki, ale poświęcił godziny swojego czasu pomagając jej wybierać przedmioty i tematy esejów. Z nikim tak często nie siedziała przy jednym stole w Bibliotece, każde pochylone nad swoją książką. W pewnym sensie oboje byli tacy sami – nie do końca dopasowani, nie do końca tacy, jak wszyscy inni.

Zdarzyło się, że temat Percy’ego wypływał w rozmowie z Severusem. Nie tylko zgadzał się z jej obserwacjami, ale miał też swoje. Percy był zdterminowanym człowiekiem, który miał przede wszystkim na celu dobro swojej rodziny i, jak to ujmował Severus, nigdy nie dołączył do fanklubu Pottera. Jego niechęć do Harry’ego była spowodowana nie tylko tym, że ten chłopak znikąd był bezwarunkowo zaakceptowany przez całą familię, gdy on sam był odtrącany, ale też tym, że Harry, jak nikt inny, samym swoim istnieniem wystawiał Weasleyów na ogromne niebezpieczeństwo.

Lojalność nie zawsze była doceniana, a cena myślenia inaczej, niż wszyscy dookoła, była ogromna.

Widzieć go w tym stanie – steranego przez życie, załamanego i bez nadziei… Było to bardzo, bardzo bolesne i – jak za każdym razem, gdy myślała o Percym – zastanowiła się, czy gdyby Weasleyowie bardziej go akceptowali, jego życie byłoby szczęśliwsze.

– Potrzebuję pieniedzy – wypalił, wytrącając ją z zamyślenia. Kiedy spojrzała na niego wielkimi oczami, wbił wzrok w stół. Czubki jego uszu były rdzawoczerwone, pięści zaciśnięte. Nawet nie wyobrażała sobie jak wiele musiało go to kosztować. – I to wcale nie mało. Dwieście tysięcy mugolskich funtów. I potrzebuję ich jak najszybciej.

Nie była w stanie oddychać. Kwota, którą wymienił, była dla niej absolutnie nieosiągalna.

– Och, Merlinie… Percy, ja ledwo zarabiam na swoje utrzymanie – wyszeptała, wskazując wodę. – Nie mogę sobie nawet pozwlić na herbatę, a ta kanapka jest szczytem luksusu na tę chwilę.

Jeśli myślała, że dotąd wyglądał źle, nie wiedziała jak określić co się z nim stało, gdy skończyła mówić. Wydawał się zapadać sam w sobie i dopiero, gdy przysłonił sobie oczy rękoma, zauważyła niewielki krążek na jego lewej dłoni. Był cały zaśniedziały.

Odchrząknął kilka razy. Jego plecy zaczęły się trząść. Gdy znów na nią spojrzał, okolice jego oczu były lekko zaczerwienione, a we wzroku miał kompletną rozpacz.

– Ach, w porządku… Musiałem spróbować. Bardzo dziękuję ci za spotkanie i jeszcze raz przepraszam za spóźnienie.

Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wybiegł z kawiarni prosto na deszcz.

 

 

Wyrzuty sumienia, że nie zatrzymała Percy’ego, trzymały Hermionę prawie cały tydzień. Nie była pewna czy powinna podzielić się z kimkolwiek szczegółami, ale nawet gdyby się zdecydowała, nie miałaby okazji. Ginny była wciąż pogrążona w żałobie po swoim związku, Molly i Artur nie odzywali się do nich, a bliźniacy wyjechali do Francji na dwa tygodnie. Rona z kolei nie mogła złapać, więc problem rozwiązał się sam.

Gdy wyrzuty sumienia minęły, problemy Percy’ego, jakiekolwiek by one nie były, zostały szybko zastąpione przez jej własne. Whiltshake stracił do niej cierpliwość i kazał jej zacząć pokazywać się na sali sprzedaży.

– Nie możesz kryć się w kącie cały czas – powiedział w pewien poniedziałek, gdy zastanawiała się dlaczego faktury za integracje znajdują się w tej samej teczce co zamówienia kawy do biura. – Sprzedawcy muszą cię poznać, a ty powinnaś obserwować co dokładnie ludzi interesuje, a które alejki omijają szerokim łukiem.

– Przecież sprzedawcy mają oczy – mruknęła, wbijając się w fotel.

– Aha! – krzyknął, jakby złapał ją na kradzieży. Aż podskoczyła. – I tu wychodzi twoja ignorancja! Nie masz pojęcia co się dzieje za drzwiami zaplecza!

I tak oto, we wtorek rano, stanęła w miarę bezpiecznym miejscu i z niedowierzaniem patrzyła na tłumy przy kasie.

– ¡Hola, mi amiga! – Mario, specjalista od literatury hiszpańskiej, posłał jej szeroki uśmiech, którym podbijał serca niczego nie spodziewających się czarownic i czarodziejów. – Kogo tu przywiało, proszę, proszę. Musisz częściej się tu pokazywać. To będzie sześć knutów i dwa sykle, proszę pani – zwrócił się do starszej kobiety, która zarumieniła się jak podlotek. Rozbawienie rozluźniło ją trochę. Bywała już w gęsto zaludnionych miejscach, ale nie aż tak. – Pomieszczenie jaśnieje, gdy tylko się w nim pojawiasz.

Wskazała palcem stos ksiąg, który chwiał się niebezpiecznie za kasą.

– To nie ja, tylko „Lumos i inne zaklęcia świetlne”. Kto wpadł na pomysł, by poukładać je w ten sposób? – prychnęła z niesmakiem i różdżką zaczęła posyłać je do kartonów. – Jeśli trzyma się je zbyt długo obok siebie, do tego w słońcu!, zaczynają się wzajemnie napędzać i niedługo okazyjnie oślepiałyby ludzi błyskami.

– Mielibyśmy małe party! – zachichotał, ale usłużnie pomógł jej pozaklejać kartony. – Coś się urodziło?

Nie powie mu przecież, że Whiltshake zmusił ją do wyjścia do ludzi.

– Potrzebowałam lekkiej zmiany otoczenia. – Szał podręcznikowy minął w zeszłym tygodniu, Hogwart otworzył swoje podwoje, ale dobrze wiedziała, że Esy i Floresy to coś więcej, niż tylko podręczniki. – Sezon mnie ominął, ale chciałabym zobaczyć jak biznes wygląda od waszej strony.

– Jesteśmy zajęci prawie cały czas, dzięki czemu godziny płyną szybciej. Jak chcesz, mogę zamienić się z tobą robotą – rzucił niewinnie, szczerząc zęby na widok jej miny. – Albo i nie. Ale dobrze, że tu jesteś, bo mam do ciebie biznes.

– Nie odpowiadam za rabaty na podręczniki, więc jeśli masz kuzynostwo czy rodzeństwo, nic nie mogę na to poradzić – wyrecytowała formułkę, którą przez ostatni miesiąc musiała użyć ponad czterdzieści razy.

Większość pracowników miała za sobą kilkuletni staż, więc można byłoby pomyśleć że będą wiedzieć, że jedyną osobą mającą wpływ na obniżkę cen jest Louise, która w świecie Mugoli byłaby marketingowcem, ale w świecie magii była po prostu „babką od wystawy”. Albo zapomnieli, albo mieli nadzieję, że Hermiona da się wkręcić w jakieś mniej legalne akcje. Co niestety mówiło bardzo wiele o jej poprzedniku.

– Mam od cholery rodzeństwa, a kuzynostwa jeszcze więcej, ale wszyscy grzeją tyłki na Mallorce, więc nie wiem czy rabat dałby im cokolwiek. – Mario postukał palcami po ladzie i uśmiechnął się niewinnie. Oho. – W ten weekend moja siostra żeni się ze swoją dziewczyną i zapowiedziały, że jeśli się nie pojawię, potraktują mnie paskudną klątwą, przez którą nie usiądę wygodnie z rok czy dwa. Dodam, że moja przyszła szwagierka jest Mistrzynią Zaklęć i jeśli pamięć mnie nie myli ciągnęła fakultet z Uroków i Klątw. Nie bardzo chcę się przekonać na ile poważne są ich groźby.

– Pan Whiltshake nie dał ci wolnego? – zapytała, mocno zdziwiona.

Szef miał charakter, jaki miał, ale jeśli chodzi o grafiki, traktował swoich pracowników z szacunkiem i często szedł im na rękę. Czasami aż za bardzo.

– Och, dałby, ale wcześniej zdążył dać wolne Kierstin, Myfanwy i Dickowi, a nasza kochana Mei zatruła się jakimiś oparami i leży u Munga od wczoraj.

– Trzeba było go poinformować wcześniej…

– Mówiłem mu! – przerwał jej i zrobił minę zbitego, chorego psa. Nie miała pojęcia co cała sprawa miała z nią wspólnego, ale jeśli chciał się wypłakać na jej ramieniu, to mogła go wysłuchać. – Zaraz jak tylko została wyznaczona data, ale to było rok temu i zapomniał. Obiecał mi! A teraz wycofuje się, bo cała trójka urlopowiczów ignoruje sowy i najwyraźniej chowa się w jakimś buszu, bo słuch o nich zaginął! Za kilka dni mamy festiwal książki i będzie tu istne pandemonium. Jest nas minimalna liczba, nawet sam boss będzie pracował za ladą.

– Przykro mi, ale…

Jedyną opcją – podkreślił, wpatrując się w nią intensywnie czekoladowymi oczami. – Jedyną opcją jest znaleźć zastępstwo. Whiltshake wstępnie się zgodził, więc proszę, proszę, por favor, zajęłabyś moje miejsce?

Och. Oooooch, cholerny Whiltshake! Idź, zobacz jak wygląda sprzedaż, pokaż się ludziom, poobserwuj klientów – co za stek bzdur!

– Nie ma mowy – rzuciła na wydechu, czując jak galopuje jej puls. Otworzyła drzwi na zaplecze i była aż nazbyt świadoma, że Mario idzie za nią do jej gabinetu. – Mario, nie nadaję się do pracy z ludźmi. Prędzej zwymiotuję na klientów…

– Niektórym by się to przydało – mruknął, wyraźnie nie pocieszony.

– …niż sprzedam choćby jedną książkę. Przecież każdy to wie!

– No właśnie!

Ton jego głosu wskazywał, że to właśnie jest argument najważniejszy i ostateczny. Co, oczywiście, nie miało sensu. Zaczęła podejrzewać, że szwagierka już go czymś poczęstowała.

– Skoro rozumiesz, to pozwolisz, że zajmę się kosztorysem na przyszły kwartał.

Mierzyli się przez chwilę wzrokiem. Szczerzył zęby, jakby cała sprawa już była postanowiona.

– Czemu jeszcze tu jesteś? – warknęła, czując, że jeszcze chwila i wyjdzie z siebie, stanie obok i przyłoży mu prawym sierpowym.

– Bo ktoś powinien ci w końcu powiedzieć, że powinnaś wszystkim udowodnić, że się mylą. Zaczynając od samej siebie.

Prychnęła z niesmakiem. Takie zagrywki Harry i Ron przestali stosować już na drugim roku, bo widzieli, że to na nią nie działa.

– Wychodząc nie zrób sobie krzywdy stosem „1000 sposobów na morderstwo”. – Nie zrobił najmniejszego gestu wskazującego na to, że zamierza opuścić pomieszczenie. Potarła skronie czując nadciągającą migrenę. Chyba czas zacząć nosić okulary, bo czytanie drobnej czcionki zaczynało przyprawiać ją o ból głowy. – Mario, odpowiedź brzmi: nie.

– Jesteś w lepszym stanie, niż myślisz. Nawet Ginny tak uważa. – Super. Przynajmniej będzie miała na kim się wyżyć, gdy wróci do domu. – Kiedy skupiasz się na zadaniu nie zauważasz ludzi dookoła tak bardzo. Najgorszy jest początek.

– Być może ty nie lubisz swojej pracy na tyle, by ryzykować spadek obrotów łzami i kuleniem się w kącie, ale mnie nie uśmiecha się robienie z siebie pośmiewiska.

To zaczynało przypominać grę w ping-ponga.

– Być może ty nie lubisz swojej pracy na tyle, by mieć spoko relacje z współpracownikami, ale ja nie miałem nic przeciwko chronieniu twojego tyłka przed Stellą Newmore, robiąc z siebie idiotę, byś ty nie musiała odpowiadać na pytanie dlaczego faktury były źle wypełnione. Na tym polega ta praca. Pomagamy sobie, gdy ktoś tego potrzebuje.

Zarumieniła się ze wstydem. Faktura dla pani Newmore była jej pierwszą, najpoważniejszą wpadką. Starsza kobieta prowadziła małą księgarnię w jakiejś zapomnianej przez Merlina wiosce i zaopatrywała się bezpośrednio u nich po cenach hurtowych. Hermiona, niestety, policzyła jej jak zwykłemu klientowi, a do tego wprowadziła niewłaściwe ilości książek. Pani Newmore miała przez to miała później problem z Aurorami podejrzewającymi ją o handel czarnoksięskimi księgami, bo przy jej zarobkach niemożliwym było, by mogła pozwolić sobie na takie zamówineie w Esach i Floresach.

Gdyby nie Mario, Hermiona również zostałaby odwiedzona przez niezbyt pozytywnie nastawionych do sprawy Aurorów. Czarował starszą panią przez ponad dwie godziny, aż wyszła ukontentowana wizją potencjalnych dalszych zniżek, które obiecał jej wypracować u Louise. Następnie odstawił przedstawienie przed sceptyczną Louise, prosił i błagał, aż mu się udało. Była mu wdzięczna, ale nie była pewna czy na tyle, by zgodzić się na coś takiego.

– Do kiedy muszę dać ci znać?

Gdyby odpowiedział od razu, odmówiłaby i szlag niech trafi dobre relacje w pracy. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział jak nią manipulować. Mario jednak wydawał się najpierw zdziwiony, następnie uradowany, a dopiero na samym końcu zadowolony z samego siebie. Mogła z tym żyć.

– Wiedziałem, że można na ciebie liczyć! Nawet jeśli trzeba było co nieco ci przypomnieć! – Potuptał w miejscu, odstawiając bliżej nieokreślony taniec zwycięstwa. – Myślę, że do czwartku będzie w porządku. W piątek chciałbym wyświstoklikować z samego rana, bo urządzamy giga imprezę, by tradycyjnie być skacowanymi na ślubie.

Pomachała mu na pożegnanie, zastanawiając się, czy trzy dni zażywania Wywaru Nerwolepszego mogłoby odbić się na jej zdrowiu w dłuższej perspektywie. Sproszkowane skrzydła narsusa mogły wywołać mdłości, ale gdyby wcześniej wypiła trzy filiżanki mocnej herbaty powinno być w porządku. Gorzej z bilwicą, której śladowe fragmenty korzenia podrażniały obszary mózgu odpowiedzialne za świadome działanie.

Trzęsącą się dłonią starła pot z czoła. Musi zapytać Severusa…

~Czy jest  jakaś alternatywa Wywaru Nerwolepszego? Bilwica nie brzmi jak dobry pomysł.

pomyślała i tak mocno obiła się o zamknięte drzwi jego umysłu, że aż poczuła wstrząs w kościach. Zassała ostro powietrze, starając się przekonać samą siebie, że ten ból nie jest prawdziwy, że nic jej nie jest.

– Skurwysyn – syknęła, waląc pięścią w blat stołu. Dokumenty posypały się, rujnując pół dnia ciężkiej pracy. – Kurwa!

To przywróciło ją trochę do rzeczywistości. Przecież nie klęła tyle. Nie traciła panowania nad sobą do tego stopnia, by niszczyć swoją pracę. Ale też mogła albo kląć i wściekać się, albo usiąść i rozpłakać się. Terapeuta zalecał jej przeżycie tego rozstania.

Owszem, myślała o nim coraz rzadziej, ale wystarczyła jedna myśl, by wspomnienia najlepszych chwil zalały jej umysł.

Subtelne uśmiechy wymieniane przy okazji przewracania stron. Niewiarygodna gorąca czekolada rozgrzewająca ich ciała podczas długich, zimowych wieczorów. Delikatny dotyk palców na krzyżu w trakcie spaceru po wiosce. Pełne wściekłości spojrzenia, gdy szukał zaginionych ingrediencji. Trzaskanie drzwiami prosto w twarze roześmianych dzieci. Głębokie westchnienia każdej nocy, gdy głowa dotykała poduszki, a ciało zagłębiało się w materac. I te kilka skradzionych losowi pocałunków.

Niech go szlag trafi. Niech go szlag…

 

 

A/N: We wszystkich moich poprzednich fikach tego nie widać, ale bardzo lubię Percy’ego. Jest mi go żal i sądzę, że spośród wszystkich postaci, które teoretycznie miały w miarę szczęśliwą sytuację życiową, on był potraktowany najbardziej niesprawiedliwie. Zarówno przez swoją rodzinę, jak i przez czytelników. Jego osoba jest potrzebna do scalenia pewnego wątku fabularnego, który wyjdzie dalej, ale przede wszystkim czuję przemożną potrzebę zrehabilitowania Percy’ego po tym, jak go potraktowałam w Bez Cukru, gdy byłam głupia i ślepa.

Może niektórym z Was otworzę oczy na jego perspektywę.

A/N/2: To ostatni „stary” rozdział. Wszystkie następne będą całkowicie nowe 🙂

Rozdziały<< Pamięć 18Pamięć 20 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 8 komentarzy

  1. No to czekam na dalsze rozdziały, bo serce mi się kraje na rozstanie Severusa i Hermiony :'(
    Czytałam Twoje opowiadanie jeszcze na fanfiction, stąd przejście przez to drugi raz boli mocniej.

  2. Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis! ❤️
    Szkoda, że Percy jest taki nieszczęśliwy, ale wierze że wszystko się ułoży i przede wszystkim dlaczego potrzebuje tyłu pieniędzy, podejrzewam że chodzi o chorobę jego żony lub dzieci. Więc jego rodzina tym bardziej powinna pomóc!
    Dużo weny❤️❤️❤️

Dodaj komentarz