Pamięć 15

Mieszkanie było puste. Nie licząc kilku regałów i niewielkiego stolika na środku jednego z dwóch pokojów było kompletnie pusto, co chwilowo bardzo dobrze oddawało uczucia Hermiony.

Pusta przestrzeń w pustym sercu.

– Wchodzisz?

Ron delikatnie popchnął ją do środka, bo zamarła w progu. Chyba zdawał sobie sprawę z tego, że jeszcze chwila, a nie licząc się ze stanem zdrowia aportowałaby się, by błagać Severusa, by wymazał ze swoich wspomnień ostatnie trzy tygodnie.

– Nie jestem pewna… Ron, czy to dobry pomył? – zapytała cienkim głosem, który ledwo przeszedł jej przez gardło i odbił się cichym echem od ścian.

Chłopak westchnął i oparł się o framugę. Próbował przybrać neutralny wyraz twarzy, choć od momentu, gdy usłyszał o jej obecnej sytuacji, był wzburzony i klął pod nosem, gdy sądził, że ona nie słyszy.

– Zawsze możesz pójść do nas, chętnie cię przenocujemy. Harry… – Zasznurował usta tak ciasno, że wyglądał prawie jak profesor McGonagall, gdyby ta kiedykolwiek zdecydowała się na przefarbowanie włosów i zmianę płci. – Harry ciężko nad sobą pracuje, ale jeśli nie będziesz czuła się przy nim bezpiecznie, to z radością wykopię go z domu na jakiś czas. Mama go przyjmie. O, albo możesz iść do Nory. Tak cię rozpieszczą, że sama zechcesz uciec.

Uśmiechnęła się i pokręciła głową.

– Dzięki za chęci, ale nie trzeba. Poradzę sobie, tylko… – Przeszła do mniejszego z pokojów, tego z regałami, a Ron posłał za nią pomniejszony magiczny kufer zawierający cały dobytek jej życia. – Jeszcze nigdy nie mieszkałam sama. To trochę przerażające.

– Mogę z tobą zostać na kilka dni, jeśli chcesz. Albo przysłać Ginny. – Na jej pytający wzrok odpowiedział wzruszeniem ramion. – Staram się pomóc. Kilka pierwszych dni będzie najtrudniejsze.

Nie była pewna czy kilka dni wystarczy, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ostatnie lata przyzwyczaiły ją do tego, że w każdej chwili może zwrócić się do kogoś, kto był tuż obok. Kiedy jednak zamknęła drzwi za Ronem i zapadła cisza, musiała przyznać sama przed sobą, że powinna była to zrobić już lata temu.

Gdy Mistrz Luzeron odprowadził ją na Most Rialto, była pewna, że odtąd wszystko pójdzie łatwo i gładko. Nawet, gdy Mistrz pozbawił ją pamięci, nie czuła niepokoju i na widok Dumbledore’a i Severusa szczerze się ucieszyła. Po tym, jak powiedziała im, co zrobiła, Albus jedynie skinął głową i powiedział, że Lavender na pewno przemyśli tę sprawę należycie. Jednak Severus…

– Nie – mruknęła, ze wszystkich sił odganiając od siebie to wspomnienie.

Zakasała rękawy i otworzyła wieko kufra, skąd od razu zaczęła wyjmować książki. Regały świeciły pustką, a jej przyda się trochę fizycznej pracy.

Wybór mieszkania był tym, czego kiedyś bała się najbardziej, jednak skończyło się na tym, że wynajęła pierwsze z góry z listy przygotowanej przez bliźniaków. Pocieszeniem było, że ich sklep znajdował się raptem trzy minuty spacerem od jej bramy. Kiedyś, gdy wciąż była nastolatką marzyła, by zamieszkać na Pokątnej, tuż nad księgarnią, gdzie każdego dnia, po jakiejś Bardzo Ważnej Pracy, będzie zachodziła po nową książkę. Nie licząc księgarni oddalonej o ledwie pięćset metrów, jej życzenie spełniło się, choć gdyby wiedziała jakie będą temu towarzyszyły okoliczności, to dwa razy by się zastanowiła.

Niemal bezwiednie sięgnęła ku Severusowi, ale napotkała gruby mur. Nie spodziewała się niczego innego, ale i tak bolało. Musiała pozbyć się nawyku sięgania ku niemu, gdy humor jej się pogarszał.

Powolne, metodyczne rozpakowywanie rzeczy ściągnęło jej umysł na inne tory. Każda rzecz miała swoje miejsce na podłodze i przypisana była do czegoś, co dopiero musiała kupić. Wyciągnęła pergamin, pióro i spojrzała na leżące przed nią kupki. Dla większości ludzi zakupy są rzeczą prostą i zwyczajną, jednak sama idea wybrania się do sklepu, ba!, myśl o wizycie u Gringotta, która ją czekała, wywoływała nerwowe mdłości.

– W pierwszej kolejności muszę kupić łóżko – mruknęła, nanosząc odpowiednie adnotacje na drugi arkusz, na którym wypisywała priorytety. Później porówna obie listy i na świeży, trzeci pergamin, naniesie plan na następne dni. – Nie, najpierw Gringott, potem salon Kuznetsovej, nie sądzisz? – Spojrzała w bok, jakby spodziewała się, że ktoś jej odpowie. To było głupie. Brakowało jej kogoś, kto usłyszałby jej słowa i był w stanie na nie zareagować. Brakowało jej Krzywołapa. Skinęła głową, podejmując decyzję. – Magiczna Menażera o… hmmm, osiemnastej? Najpóźniej dziewiętnastej. Kupię sobie nietoperza i będę wszystkim wmawiać, że Severus tak naprawdę nie wyrzucił mnie z domu, tylko z wściekłości się skurczył – parsknęła śmiechem, choć łzy już podchodziły jej do oczu. Walić to. Nie będzie płakać. – Kot. A potem regały z szufladami. Albo regały z łóżkiem, a potem kot. Powinnam zdążyć.

Każdego dnia o dwudziestej miała umówione spotkanie z terapeutą specjalizującym się w pomaganiu ofiarom wojny. Właśnie do kogoś takiego chodził również Harry.

– Mocno posunięty syndrom stresu pourazowego. Podobna sama diagnoza została postawiona w niecałe pół godziny. – Zaraz po tym, jak znalazła swoje torby przed drzwiami, Hermiona zadzwoniła do Gringotta (który miał podłączoną mugolską linię) i poprosiła o Billa, który zabrał ją do Muszelki mugolskimi środkami transportu bez zadawania żadnych pytań. Za to chętnie porozmawiał z nią o Harrym. – Zdaniem jego terapeuty dziwnym jest, że Harry bez problemu przechodzi coroczne badania Aurorów, bo ten typ ścieżki kariery dla kogoś z jego przypadłością jest destruktywny. A przynajmniej tak to przekazał nam sam Harry, choć z tego, co wiem, nie zamierza w najbliższym czasie rzucać papierami.

Ron był o wiele bardziej sceptyczny.

– Żyłem z Harrym pod jednym dachem od lat i próbowałem go namówić na wizytę u specjalisty jeszcze zanim zapisał się do Akademii. Nie mam na to dowodów, ale jestem pewien, że Ministerstwo przymknęło oko na potencjalną chorobę Harry’ego, ignorując lub tuszując wyniki jego testów psychologicznych, byleby mieć Wybrańca w swoich szeregach. Od kiedy dołączył do Sił Reagowania, Akademia przeżywa złoty okres. Jeszcze nigdy nie mieli tylu rekrutów.

– To okropne – szepnęła, mając przed oczami wściekłą twarz Harry’ego. Przez całą wojnę walczył z tym, by nie dać się wykorzystać przez Ministerstwo, ale koniec końców tak skończył. Nawet jeśli dostawał coś w zamian, było to okrutne. – Czy terapia mu pomaga?

– Wydaje mi się, że tak. Po raz pierwszy od kilku lat wziął dłuższy urlop i spędza go w swoim pokoju ćwicząc Oklumencję i jakieś mugolskie techniki relaksacyjne. Podobno musi, ummm… pogodzić się ze sobą? Coś takiego. – Wyszczerzył zęby w nieco zawstydzonym uśmiechu. – Psychologia nie jest moją mocną stroną, zresztą magomedycyna dopiero odkrywa potrzebę czegoś takiego, mocno opierając się na mugolskich technikach, więc większość terapeutów jest półkrwi. Co mi przypomina, że fajnie by było, gdybyś też się wybrała. Siedem lat borykania się z klątwą, lęki, poczucie zagrożenia i inne zabawne rzeczy pewnie trochę nadwerężyły twoje nerwy. Że nie wspomnę o dość toksycznym…

– Lepiej nie kończ tego zdania.

Wzruszył ramionami, nie zwracając większej uwagi na jej ponury wzrok. Prosiła, by nie komentował jej sytuacji, ale widać było, że aż się do tego pali.

– Nie muszę. Za to muszę ci przyznać się, że umówiłem ci na jutro pierwszą wizytę na Pokątnej. Spokojnie, spokojnie. – Uniósł dłonie w poddańczym geście, widząc, że podniósł jej ciśnienie. Być może nie mogła używać magii, ale po latach pielenia w ogrodzie miała dobrze wyćwiczone mięśnie i mogła mu przyłożyć tak, że zobaczyłby gwiazdy. – Chciałem jedynie lekko cię do tego popchnąć. Nie musisz iść, jeśli nie chcesz.

Poszła. I zaraz na pierwszej wizycie rozpłakała się tak mocno, że omal nie uciekła. Gdy jednak wyszła z gabinetu – z czerwonym nosem, zapuchniętymi powiekami i wciąż na granicy łez – poczuła się… Być może nie lekko, ale zdecydowanie lepiej. Pewniej.

Zdaniem Hermiony – dopracowywanym i przeredagowywanym na bieżąco – życie od nowa powinno być pełne wyzwań i nawet jeśli pewne elementy ją przerażały, to powinna stawić im czoła. Napięcie w podbrzuszu i ogólna nerwowość przypominały jej te pierwsze dni w Hogwarcie, gdzie na każdym kroku czekało ją coś nowego.

Fleur zaproponowała jej pomoc w zakupach, ale Hermiona odmówiła najdelikatniej, jak potrafiła. Lubiła żonę Billa, ale w niewielkich ilościach i w towarzystwie kogoś, kto mógłby w razie czego między nimi pośredniczyć. Jednak nawet gdyby to Ginny zaproponowała wspólną wyprawę, Hermiona odmówiłaby. Chciała zrobić to sama, choćby tylko po to, by przekonać się, że potrafi. Potrzebowała zacząć żyć, a wizyta u terapeuty tylko ją w tym upewniła. Senne, leniwe dni spędzone w słodkim kłamstwie musiała zostawić za sobą. Musi zacząć wychodzić z domu, spotykać się z przyjaciółmi, zacząć robić coś samodzielnie. Potrzebowała przestrzeni, by znów się odnaleźć.

Jednak była jedna rzecz, która stała na drodze ku znalezieniu spokoju i przestrzeni na rozwój. Musiała przygotować świat na swoje przyjście.

Z poczuciem grozy zmusiła się do naskrobania dwóch słów na pergaminie.

 

 

– Hermiona dała wywiad w gazecie.

Na dźwięk głosu Rona dłonie Snape’a drgnęły nad zlewem, ale w żaden inny sposób nie dał po sobie znać, że usłyszał i wrócił do szorowania talerzy.

– Ekhem – odchrząknął rudzielec, rozsiadając się wygodniej na kanapie. – „Jak donosi nasz korespondent, Swiftwell Bourden, panna Granger zgłosiła się do niego w godzinach porannych, gdy kawa wciąż była gorąca, a powietrze przyjemnie rześkie.” Co za marnotrastwo papieru. Dlaczego w ogóle ten idiota pisze o sobie w trzeciej osobie? „Od razu zauważył wyjątkową nerwowość znanej bohaterki, która na tyle lat zniknęła ze świata magii. Z nieśmiałego, delikatnego dziewczęcia…” – Obaj parsknęli. – Jak napisać, że nie znało się wcześniej Hermiony, bez pisania wprost, że nie znało się jej wcześniej, no nie? „…wyrosła piękna kobieta, która nie straciła swojego uroku i niewinności. Od progu poprosiła naszego szalenie przystojnego…” Nie no, to jest jakaś tragikomedia. – Ron roześmiał się na całe gardło, celowo ignorując sztywne plecy drugiego mężczyzny. Aż dziw, że od ciągłego spinania się nie miał zmiażdżonych kręgów. – Krótko mówiąc wróciła, ma się świetnie, była chora, wciąż przeżywa wojnę i bla bla bla… A, „prosi o pozostawienie jej w spokoju i ofiarowanie czasu na ponowne zaaklimatyzowanie się w czarodziejskiej społeczności.” Ta, to brzmi jak cytat z Hermiony, bo ten pismak pewnie nie zna tylu mądrych słów. „Gdy będzie czuła się na siłach, by dać kolejny wywiad i otworzyć swe progi dla gazet, zgłosi się do redakcji Proroka, a do tego czasu…” Hahaha, to brzmi jak Hermiona, którą znam i kocham!

Mistrz Eliksirów w końcu połknął haczyk. Przestał poświęcać pełnię swojej uwagi brudnym naczyniom (które zresztą umył chyba dwukrotnie) i z ciężkim westchnieniem obrócił się, po czym skinął dłonią na Rona, by kontynuował. Nawet brew nie drgnęła mu na widok bezczelnego uśmiechu rudzielca.

No, ale też miał pełen tydzień, by przyzwyczaić się do tego widoku.

– Uwaga, uwaga, cytuję. „Panna Granger poinformowała naszego zszokowanego i pozytywnie przerażonego dziennikarza, iż każde naruszenie jej prywatności zostanie potraktowane z pełną surowością prawa i samoobrony koniecznej. Co, jak łaskawie przypomniała, jest zgodne z piętnastym podpunktem artykułu sześćdziesiątego siódmego Ustawy o Zastosowaniu Magii Praktycznej. Nasz korespondent zamierza, oczywiście, trzymać się litery prawa i jest bardziej, niż mocno przekonany, iż panna Granger nie żartuje. Należy więc współczuć tym, którym wydaje się, że ta delikatna kobietka nie ma kręgosłupa ze stali. Nie pokonała przecież tych wszystkich Śmierciożerców pięknym uśmiechem…” On chyba do niej uderza, co?

Snape wykonał całą pantonimę przewracania oczami i wzruszania ramionami, że patrzcie jak bardzo go to obchodzi, zupełnie jak zeszłoroczny śnieg. Ron jednak zdążył już poczynić pewne obserwacje i wysnuć wnioski na temat byłego nauczyciela. Pierwszym i najważniejszym był fakt posiadania przez byłego nauczyciela całej gamy emocji, które usilnie, choć z trudem, skrywał przed światem, a o które Ron go nigdy nie podejrzewał.

Trzeba jednak przyznać, że jego początkowe założenia stawiały Snape’a na równi ze sklątką tylnowybuchową, więc miejsca na poprawę było sporo.

– Dostałem informacje, że tylko do dzisiejszego poranka pięciu kretynów zostało zatrzymanych przez Aurorów, a dwóch wylądowało w Mungu na pozaklęciówce. Chyba wszyscy zdążyli zapomnieć z kim mają do czynienia. – Oparł podbródek na dłoni i obserwował Snape’a tylko kątem oka. – Ciekawe czy już znalazła pracę.

Początkowo Ron zamierzał urządzić Mistrzowi Eliksirów wykład tysiąclecia o tym jak się powinno i nie powinno traktować straumatyzowanych młodych kobiet, które są w nim zakochane. Kiedy jednak Snape otworzył mu drzwi wszystkie myśli wyleciały mu z głowy i nawet karcące spojrzenie wydawało się być równie brutalne jak dźganie pufka pigmejskiego igłą. Facet był w rozsypce. Oczywiście jego wersja rozsypki wyglądała inaczej, niż w przypadku większości ludzi, jednak Ron spędził wystarczająco dużo czasu na mugolskim oddziale psychiatrycznym (w ramach wycieczki studenckiej), by rozpoznać, że coś było bardzo nie tak. Snape nie warczał. Nie krzyczał. Nie okazał absolutnie żadnych uczuć. Nawet nie próbował go wyrzucić. Otworzył drzwi, obrócił się na pięcie, poczłapał do fotela i zanurzył się w fascynującej czynności obserwowania pustej ściany. Sądząc po stanie mieszkania wyglądało to tak od momentu, gdy wywalił rzeczy Hermiony za próg.

Oto – pomyślał ze smutkiem, odkładając gazetę i sięgając po paskudną herbatę – co robi z silnego, inteligentnego człowieka relacja współzależna. Och, było w tym wszystkim od cholery winy Snape’a, jakieś pięć procent, ale pozostałe dziewięćdziesiąt pięć Ron zwalał całkowicie na Dumbledore’a. Nie chodziło nawet o dość nielegalne łączenie umysłów bez zgody osób w to zamieszanych. W trakcie bitwy wszyscy sięgali po wszystko, co mieli w zapasie, byle tylko wygrać i przeżyć. Jednak zmuszenie tej dwójki do zamieszkania razem, do udawania małżeństwa – to już było w pełni celowe działanie i zakończyło się dokładnie tak, jak można było przypuszczać.

Zrozumienie pełni tego z czym wiąże się więź umysłowa zajęło Ronowi wiele tygodni poszukiwań i rozmów z Hermioną i Lavender. Ciekawiło go, czy którakolwiek z nich (i Snape) była świadoma tego, że im dłużej taka więź była utrzymywana, tym bardziej zacierały się granice między umysłami, a po wieku trwania klątwy czarodzieje nie potrafili określić która myśl wyszła od którego z nich. Śmierć jednego z partnerów, w odpowiednim stopniu zaawansowania więzi, była w stanie zniszczyć umysł tego, który zostanie przy życiu. Gdyby w tej chwili Snape kopnął w kalendarz, Hermiona przeżyłaby ogromny szok, choć bez długotrwałych efektów. To go pocieszało, gdy myślał o Lavender. Albusowi, niech go szlag jak najszybciej trafi, nie pozostało zbyt wiele czasu na tym świecie i kobieta niedługo powinna być wolna, bez większych uszczerbków na umyśle. Co nie oznacza, że nie było żadnego ryzyka emocjonalnego.

Tuż po tym, gdy znaleźli Hermionę, Ron wybrał się do Remusa, by dopytać go o możliwie jak najwięcej szczegółów. Harry zdecydował, że zostanie w Kolebce i Ron nie winił go za to. W poprzednich latach Harry wielokrotnie próbował odwiedzić Remusa, jednak albo zastawał zamknięte drzwi, albo zatrzaskiwano mu je przed nosem i nie potrafił myśleć o starym przyjacielu ojca bez bólu. Również i wtedy Ron miał przygotowaną małą przemowę pouczającą – jak to Harry jest samotny, jak to Remus jest ostatnią pozostałością rodziców, jak w ogóle mógł się tak zachować… Jednak wszystkie słowa wyparowały mu z głowy, gdy tylko zobaczył Remusa. Wilkołak był wrakiem. Alkohol niemal całkowicie go wykończył, a gdy zobaczył go w progu, w pierwszym odruchu chciał go wyrzucić, ale szybko się poddał i rozpłakał się w objęciach Rona jak dziecko. Trzymając rozpaczającego mężczyznę, po raz pierwszy od kiedy zaczął szkolenie, Ron nie miał pojęcia co robić. Był świadkiem wielu załamań – wojna nikogo nie pozostawiła bez śladów, a i później, w Mungu, spotykał się prawie z samymi tragediami. Potrafił się zdystansować wobec swoich pacjentów i nieść im ulgę. To jednak był Remus. Niezręcznie posadził wilkołaka na kanapie, otoczył go kocem, podał eliksir uspokajający i delikatnymi pytaniami ciągnął go za język. Historia, jaką usłyszał, zmroziła mu krew w żyłach.

Od tamtej chwili zastanawiał się – i to intensywnie – czy Dumbledore zdawał sobie sprawę z tego, co zaszło. A jeśli wiedział, to czy ostrzegł Hermionę i Snape’a. Lavender zdawała się nie mieć o niczym pojęcia, ale też czasami z jej oczu wyzierał Dumbledore i jego wiem-ale-nie-powiem iskierki. Co nie powinno go podniecać, a jednak za każdym razem czuł dreszcz przyjemności.

– Tak sobie myślę, że skoro poszła do Proroka, to chyba zaczyna sobie radzić. Dobrze. Powinna się w końcu stąd wyrwać. Czy też raczej, zacząć od nowa, odkąd została wykopana z domu przez obsesyjnie zazdrosnego tyrana.

Z każdym słowem spojrzenie Snape’a robiło się coraz mroczniejsze i przypuszczał, że gdyby w długopalcych dłoniach znajdował się teraz talerz, to mogłyby po nim zostać same okruchy. Na szczęście skończył już mycie naczyń, więc chwilowo jedynie gąbka miała stracić swój pierwotny kształt na kilka minut. Ron starał się wyciągnąć Snape’a ze skorupy i jeszcze poprzedniego dnia nie próbowałby tak bezpośrednio odnieść się do całej sytuacji, bo tylko dobiłby tym biednego gościa.

Gdzieś między drzwiami a fotelem chęć dokopania Snape’owi, podobnie jak w przypadku Remusa, umarła śmiercią naturalną. Dotarło do niego, że tak naprawdę z tych dwojga, to Hermiona miała łatwiej. Była młodsza, łatwiej się adaptowała, miała zapewne o wiele mniej tragicznych przeżyć i dzięki temu mniejszy bagaż emocjonalny.

Snape machnął różdżką i leżące na stole pióro zaczęło ruszać się po kartce.

A mówisz mi o tym ponieważ…?

Nareszcie jakaś reakcja. To pierwsze słowa jakie udało mu się wyciągnąć od zgryźliwego dziada. Z całych sił powstrzymał się przed westchnieniem z ulgi.

– Fred i George znaleźli jej mieszkanie, którego Strażnikiem Tajemnicy jestem ja i jesteś ostatnią osobą, której bym powiedział, gdzie ono się znajduje. Tak tylko uprzedzam.

Snape roześmiał się rzęźliwie z tak psychotycznym grymasem, że Rona zafascynowała ilość mięśni, którymi facet potrafił poruszać, gdy tylko zechciał. Kto by pomyślał, że miał więcej, niż dwa – jeden odpowiedzialny za kąciki ust, a drugi za lewą brew?

Jeśli tylko to chciałeś mi powiedzieć, wystarczyło to zrobić tydzień temu. Oszczędziłbyś mi nerwów, a sobie czasu. Nie zamierzam jej szukać.

Ron rozsiadł się i odetchnął głęboko. Zaczynamy.

– Och, nie wątpię, że teraz nie masz takiego zamiaru. Obaj wiemy co się teraz dzieje, bo obaj liznęliśmy więcej, niż trochę, psychologii. – Ponure spojrzenie potwierdziło jego przypuszczenia. – Jesteś na etapie zaprzeczenia. To ja ją wyrzuciłem, ja jej nie chciałem, ja pozbyłem się problemu, ja nie chcę mieć z nią do czynienia. – Kiedy zobaczył jak końcówka różdżki bierze go na cel, uniósł pokojowo dłonie. Starał się brzmieć spokojnie, ale konkretnie. – Wiem, że tak było. Ty podjąłeś decyzję, ale obaj wiemy dlaczego. Choć trochę czasu zajęło mi, nim w pełni to pojąłem. – A gdy to się stało poczuł głęboką litość i prawie się rozryczał. – Obaj wiemy, że gdy ona ruszy ze swoim życiem do przodu, gdy zdasz sobie sprawę z tego, że zostawia cię tak bardzo w tyle, zaczniesz jej szukać i próbować ściągnąć do poprzedniego życia. A na to, niestety, nie mogę ci pozwolić. – Im dłużej mówił, tym bledszy robił się Snape. Merlinie, biedny facet. – Dlatego jestem tutaj.

Minął dłuższy czas, nim różdżka opadła, a pióro zaczęło skrzypieć.

Daruj sobie ostrzeżenia. Groźby nic ci nie dadzą, bez różnicy, ile czasu byś tu spędził.

Ron zamrugał ze zdziwieniem. Chyba nie do końca wyjaśnił jak się miały sprawy.

– Ale ja nie jestem tu, by ci grozić. Wręcz przeciwnie. Widzisz, Snape… Severusie… – O, Merlinie. To brzmiało tak fatalnie w jego ustach, że skrzywili się unisono. – Jestem tu po to, żeby pomóc twojemu kościstemu tyłkowi ją dogonić. Innymi słowy, by ci pomóc.

Oho, to był ten wyraz nienawiści i zdegustowania, który pamiętał ze szkoły. Będzie śmiesznie.

Rozdziały<< Pamięć 14Pamięć 16 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 10 komentarzy

  1. Mroczna, choć tak inne niż pierwsza wersja, ale cudowne.
    Oczywiście nie żałuję tej pierwszej wersji, bo to co prezentujesz w tej chwili jest bardziej dojrzałe.
    Ale moje zbolałe serce bardzo cierpi razem z Twoimi (naszymi) bohaterami… Ciągle się zastanawiam, czy zasłużyli na kolejne tortury… Chociaż życie jest okrutne.
    Niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały!😘

    1. Też jest mi ich szkoda! Ale tak, musiałam pozmieniać, bo choć jest równie dramatyczne, jak poprzednio, to w dojrzalszy sposób. Mimo wszystko ich problemy są dość realne i trudne… Sama nie mogę się doczekać, aż napiszę coś pozytywnego 😉

  2. Dobry pomysł z nietoperzem… chociaż cały czas przypominałby jej o Severusie… więc chyba jednak kot… który przypominałby jej o Krzywołapie…. to może jednak sowa?Wróć do czytania

  3. W oryginale chyba nie doszłam tak daleko z czytaniem 😀 Uwielbiam ich interakcje i Twój humor. Fajnie, że tutaj Ron jest bardziej kumaty/empatyczny/rozwinięty emocjonalnie (niepotrzebne skreślić) niż u Rowling, aby być opoką dla przyjaciół.

    I ma rację – będzie śmiesznie 🙂

    1. Cieszę się, że możesz od razu przeczytać wersję poprawioną! <3 I że nie przeszkadza ci mój dziwny humor.
      Co do Rona, kiedy pisałam Pamięć czytałam dużo fików i zaczęło mi być przykro, że we wszystkich (łącznie z moimi własnymi!) jest takim beznadziejnym przypadkiem. Niech choć raz on będzie tym dobrym 🙂

      1. Zdecydowanie popieram 😀 Tak samo niezbyt podoba mi się przedstawianie Draco jako jednowymiarowego drania bez głębszej refleksji na temat wieloletniego wychowania i rozdzielności osobowościowej z ojcem 😀

Dodaj komentarz