The Poison Garden – Ogród trucizn

Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.


Tłumaczenie, autorem opowiadania jest Turtle_wexler

To moje pierwsze tłumaczenie,dlatego proszę o wyrozumiałość i zwracanie mi uwagi na błędy. Może być ich sporo ponieważ nie uczyłam się angielskiego, w dodatku nie jestem humanistą. Tłumaczę ze słownikiem i pomocą Google.

 

Rozdział 1 : Biały wrzos

 

21 grudnia 2001

 

Drogi profesorze Snape,

 

Może już nie powinnam cię tak nazywać. Nie jesteś moim nauczycielem od czterech lat. Nie wiem, jak bym się do ciebie odnosiła, gdyby nie ten stary, znajomy tytuł. Resztę moich byłych nauczycieli nazywam po imieniu, ale nie jestem pewna, czy kiedykolwiek mogłabym nazywać cię Severusem. Chcę mi się śmiać, kiedy wyobrażam sobie twoją reakcję na taką poufałość. My dwoje nigdy nie byliśmy znajomymi. 

 

Przypuszczam, że nie ma znaczenia, jak cię nazywam. Już nie możesz się tym przejmować. Nie żyjesz. Prawdopodobnie.

 

Horacy Slughorn również nie żyje (zdecydowanie). Jego śmierć jest znacznie nowsza niż twoja: utrzymujące się skutki klątwy, którą rzucił podczas bitwy o Hogwart. Ponieważ przez dwa lata byłam jego najlepszym uczniem, przejęłam jego zajęcia — ale tylko do końca roku. Nie wrócę następnej jesieni. Podążanie za planami lekcji i pomaganie uczniom w przejściu przez ich SUMY i OWTM jest w porządku, ale jak wiesz, nie mam prawdziwego talentu do Eliksirów. Mogę podążać za wskazówkami, ale brakuje mi tej twórczej iskry i instynktu. Spędziłam ostatnie dwa lata próbując udowodnić, że jest inaczej. Czas przestać się okłamywać. Czas dowiedzieć się, co tak naprawdę chcę zrobić z resztą mojego życia. Ponadto, jeśli będę zmuszona dotrzymać kolejnych terminów, próbując powstrzymać uczniów przed spowodowaniem śmiertelnych eksplozji, sama zabiję wielu z nich. 

 

Minerva zabrała mnie na rozmowy kwalifikacyjne, aby przedstawić moją opinię na temat moich potencjalnych zastępców. Do tej pory żaden nie był odpowiedni. Któregoś dnia pomyślałam, że palce jednego z kandydatów były za krótkie i przysadziste, a jego włosy za jasne. Ponieważ moje zastrzeżenia nie miały nic wspólnego z jego umiejętnościami, musiałam stawić czoła prawdzie: nie wyobrażałam sobie go jako Mistrza Eliksirów Hogwartu tylko dlatego, że nie jest tobą.

 

Nie wiem, dlaczego nadal piszę te listy. Nie wiem, dlaczego desperacko cię szukam w obliczu każdego wysokiego mężczyzny o ciemnych włosach. Być może dlatego, że to czy żyjesz, nadal pozostaje bez odpowiedzi, a wiesz, jak zawsze się z tym czułam.

 

To nie tak, że byłbyś zadowolony, ​​że ​​cię opłakuję. Zadrwiłbyś i nazwałbyś mnie sentymentalną lub ckliwą, albo – co najgorsze w twoich oczach – Gryffonem. Posłałbyś mi to spojrzenie, którym zawsze we mnie rzucałeś , kiedy machałam ręką w powietrzu i szukałam twojej uwagi i aprobaty. To spojrzenie jest tak pochłonięte moim wprowadzeniem do magicznego świata. Nic dziwnego, że bez niego Hogwart nie jest już taki jak dawniej. 

 

Tak tak wiem. Typowy, sentymentalny Gryfon. Przepraszam Pana.

 

Wykroczyło to znacznie poza zerowe cale pergaminu. Jestem pewna, że powiedział byś, gdybyś miał coś do powiedzenia w tej sprawie. Jak zawsze mam nadzieję, że jesteś spokojny.

 

I dziękuję z całego serca za wszystko.

Hermiona Granger 

 

 

Niskie zimowe słońce odbijało się od szarego kamiennego pomnika, gdy Hermiona zbliżyła się z listem w dłoni. Powiew, który owijał jej loki wokół twarzy, zapiekł ją w policzki i sprawił, że lato wydawało się odległe.

 

Hermiona zatrzymała się przed miejscem, gdzie nazwisko jej byłego profesora było wyryte nad jego listą (prawdopodobnie) pośmiertnych odznaczeń. W tym miejscu, oparte o kamień, znajdowały się zakrwawione lilie.

 

Dosłownie krwawe. Na czerwono ktoś wypisał na białych i różowych płatkach oskarżenia, takie jak morderca lub zdrajca . Pomnik już dawno został zaczarowany, aby chronić go przed wandalizmem. Jedna osoba zdecydowała się obejść uroki, umieszczając swoje nienawistne graffiti na kwiatach, które dzieliły imię mamy Harry’ego. To się często powtarzało.

 

Hermiona prychnęła. Trzy lata od (prawdopodobnej) śmierci Snape’a, a wciąż bukiety były od tych, którzy chcieli, aby jego imię zostało usunięte z pomnika pamięci. Może tak naprawdę go nie znała, ale wiedziała wystarczająco, by mieć pewność, że nienawidziłby ich braku oryginalności bardziej niż ich zamierzonych obelg.

 

Może z wyjątkiem płatków z napisem tchórz. Nigdy nie był w stanie tolerować tego konkretnego kłamstwa.

 

Hermiona przemieniła swój list do profesora Snape’a w gałązkę białego wrzosu. Coś, co kwitło w kwaśnych warunkach. To było na szczęście i ochronę, chyba że zawiodła ją pamięć. Gdyby mogła, zaoferowałaby mu ochronę przed hordami nosicieli lilii. Nie żeby kiedykolwiek potrzebował jej ochrony. Zawsze było odwrotnie.

 

– Witaj, Granger – powiedział znajomy, przeciągający głos.

 

Zerkając przez ramię, Hermiona szorstko skinęła mu głową. -Malfoy.

 

Draco podszedł do niej i trącił opadające kwiaty lilii wypolerowanym butem. – Bez wyobraźni.-Patrzył na propozycję Hermiony z wrzosu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Jak często przychodzisz z wizytą?

 

– Jestem pewna, że częściej, niż by chciał.

 

-Jeden raz to więcej niż chciałby, żeby większość ludzi go odwiedzała.-Z rękami w kieszeniach Draco uśmiechnął się do niej. To nie był lodowaty, wyrachowany uśmieszek z dawnych czasów. Uśmiechnął się, jakby ją znał.

 

Przyłapała go na tym, raz czy dwa, kiedy spotkali się na Ulicy Pokątnej. Czasami kiwał jej krótko głową i szedł dalej, ledwo nawiązując kontakt wzrokowy. To miało największy sens; wiedziała, dlaczego nie walczył z nią po wydarzeniach w jego rodzinnym domu. Kilka razy spojrzał na nią, jakby stracił oddech i został zastąpiony czystym gniewem. Kiedyś na balu charytatywnym na rzecz sierot wojennych poprosił ją do tańca. Biegał i ciągał ją sztywno w tańcu, a ona nie rozumiała, co sprawiło, że rzucał się w tę iz powrotem.

 

Hermiona wzruszyła ramionami do siebie. Przestała próbować dociekać jego motywacji na szóstym roku.

 

— To niefortunne, że jego nos na zawsze został uwieczniony w kamieniu — powiedział Draco, wskazując na wygrawerowany portret Snape’a.

 

Hermiona skrzywiła się.

– Nie widzę nic złego w jego nosie.

-Skoro tak mówisz.

 

Przechodząc na drugi koniec ściany, Draco przesunął palcami po literach imienia Charity Burbage. Widział, jak umiera profesor Burbage, prawda? Coś na temat byłego profesora mugoloznawstwa pojawiło się na jego procesie. Hermiona nie pamiętała szczegółów – jeśli kiedykolwiek je znała. Te dni były przesiąkniętą smutkiem plamą.

 

Draco wyczarował pęk żółtych cyni i bezpiecznie schował je pod nazwiskiem profesor Burbage’a. W jakiś sposób ta chwila wydawała się zbyt intymna, by ją oglądać. Hermiona odwróciła wzrok i zajęła się znikaniem lilii.

 

-Myślę, że zobaczymy się dziś wieczorem w Ministerstwie. – Powiedziała, gdy zniknął ostatni płatek, chcąc uciec.

 

Draco przyglądał się jej przez chwilę, zanim udzielił odpowiedzi. – TAK. – Odchrząknął, kiedy jego głos był szorstki i zdławiony. – Nie przegapiłbym tego. Do zobaczenia później, Granger.

 

Kiedy Hermiona szła z powrotem do zahartowanego w boju zamku, nie widziała, jak Draco pochyla się, by rzucić Finite Incantatem na jej bukiet. Z uśmiechem, który byłby miły na ustach innych, przeczytał jej list.

 

 

 

Parvati pomachała do Hermiony, gdy ta weszła do Skrzydła Szpitalnego. Mimo że machnęła różdżką nad młodym Puchonem, któremu jakimś cudem udało się wyhodować szósty palec na lewej dłoni, Parvati miała już na sobie zwiewne, ciemnofioletowe szaty.

 

-Nie możesz się doczekać balu? – zapytała Hermiona z chichotem.

 

-Nie mogę się doczekać przerwy – powiedziała Parvati. – Proszę bardzo, panie Emerson. W przyszłości odradzałabym wykonywanie nieznanych zaklęć ręką bez różdżki. Spróbuj powstrzymać się od cofnięcia mojej pracy w drodze powrotnej do pokoju wspólnego.

 

Chłopak odbiegł, zginając naprawioną rękę. Spojrzenie Parvati podążyło za nim ze zirytowaną miną tak podobną do Madam Pomfrey, że Hermiona prawie się roześmiała.

Sama pani Pomfrey wyszła z gabinetu i spojrzała na swoją uczennicę z błyskiem rozbawienia w oczach.

-Urocze szaty, Parvati. Mam nadzieję, że oczarowałaś je, by odpychały wymiociny i krew, jeśli zamierzasz je nosić przez resztę popołudnia.

 

Parvati beztrosko machnęła ręką.

– To nie jest mój pierwszy dzień. Oczywiście, że tak.

 

– Wiedziałam, że dobrze cię wyszkoliłam. Witaj Hermiono – zacmokała Pani Pomfrey.

– Wyglądasz trochę niespokojnie, kochanie. Dobrze się czujesz?

 

-Nic mi nie jest, dziękuję. Przyszłam tylko sprawdzić stan twoich zapasów – powiedziała Hermiona. – Jak szybko schodzi eliksir pieprzowy?

 

-Teraz trochę wiecej, gdy zimna pora roku jest w pełni, ale jestem w stanie samodzielnie uwarzyć więcej. Idź do swojej kwatery. Weź miłą kąpiel, zjedz porządny posiłek i spróbuj się zrelaksować przez chwilę .

 

Relaks, gdy jej przyszłość była całkowicie niezdecydowana, był zagrożony. Osiągnięcie pulsu poniżej stu uderzeń na minutę, kiedy nie wiedziała, w jakim kierunku pójdzie jej kariera, nie wchodziło w rachubę. Hermiona spróbowałaby długiej kąpieli i jedzenia – najlepiej w towarzystwie grubej książki, która nie miała nic wspólnego z Eliksirami.

 

-Tost nie jest porządnym posiłkiem, dla przypomnienia. – powiedziała Parvati.

 

Hermiona uśmiechnęła się.

– Pójdę, ale tylko dlatego, że nie mogę tu stać i słuchać takich kłamstw.

 

 

 

Ogromna wanna była dla niej ulubioną częścią kwatery Snape’a. Nadal myślała o pokojach tak, jakby należały do niego. Nikt inny nie zamieszkiwał ich między jego a jej rezydencją. Slughorn zażądał większych pomieszczeń. Carrowowie zostali umieszczeni w komnatach dla profesorów wizytujących w pobliżu gabinetu dyrektora. Hermiona rozumiała, dlaczego chciał umieścić tych dwoje tam, gdzie mógł się im bliżej przyjrzeć.

 

Machnięcie różdżką Hermiony sprawiło, że woda wypłynęła z kranów. Bez aromatu. Tego dnia miała już dość zapachu. Ścieżka prowadząca do lochów była polem minowym studentów, którzy uważali, że perfumy atakujące okolicznych ludzi są idealnym dodatkiem do formalnego stroju.

 

Kiedy zrzuciła zewnętrzne szaty, coś w kieszeni uderzyło o podłogę z płytek. Dziwne.

 

Używając różdżki, dla bezpieczeństwa, wylewitowała tajemniczy przedmiot z fałd czarnego materiału. Była to mała książeczka, niewiele większa od jej dłoni, oprawiona w srebrną okładkę, która zmatowiała ze starości. Przód zdobił feniks, a jego misterne pióra z ogona owijały się z boku w zatrzask, który przytrzymywał książkę zamkniętą. Hermiona nigdy wcześniej tego nie widziała.

 

Przyszły jej na myśl nieszczęścia Ginny z książkami z nieznanych źródeł. Jako obecny nauczyciel Obrony, Bill i jego wieloletnie doświadczenie jako Łamacz Klątw był tylko jednym wyjsciem. Pomimo świadomości, że znalezienie Billa w zamku zajmie kilka minut, Hermiona zaczęła rzucać własne zaklęcia diagnostyczne. Tłumienie ciekawości nigdy nie było jej mocną stroną.

 

Zaklęcie po zaklęciu nie ujawniało w książce nic złośliwego. Hermiona zmarszczyła brwi. Rozsądnym rozwiązaniem było zabranie tego do Billa w celu uzyskania drugiej opinii, ale ona ufała własnemu zaklęciu, czyż nie?

 

Zaryzykowała dotknięcie palcem. Nic. Poruszając kciukiem pod zatrzaskiem, otworzyła książkę. Ostre szarpnięcie za serce. Wszystko zawirowało w bieli, zgrzytach i ucisku.

 

Kiedy Hermiona stanęła solidnie i w końcu była w stanie ponownie się skupić, tylko jedna rzecz zmieniła się w jej otoczeniu: blady mężczyzna, który był uderzająco podobny do młodego Severusa Snape’a, stał przy umywalce z ręcznikiem przewieszonym nisko wokół bioder. Wyglądał na gotowego by zabić ją na miejscu. Hermiona ledwo słyszała jego głęboki baryton ponad rykiem w uszach.

 

 

RozdziałyOgród trucizn Rozdział 2 >>

Ten post ma 12 komentarzy

    1. Aż sprawdziłam orginalny tekst – tam w tym zdaniu nie masz napisane, że to był mężczyzna, a ta profesor była kobietą XD

  1. Ogólnie opowiadanie jest fajne, pomysł bardzo mi się podoba – kocham motywy związane z cofaniem się w czasie 😉
    Zgubiłaś kilka myślników, ale poza tym jest super. Oby tak dalej!
    Dużo, dużo weny i powodzenia! Czekam na kolejny rozdział 🙂

    1. Dziękuję. Masz rację z tym profesorem. Zwykła literówka. Słownik robi kawały. Publikowałam z telefonu, mała czcionka nie ułatwia sprawy. Dziękuję za zwrócenie uwagi i komentarz

  2. Hej (jak dotąd wszystko miodzio <3 ) wydaje mi się, że w polskim przyjęło się, że Gryfon, jako osoba przynależąca do domu, przez jedno f 😉Wróć do czytania

  3. Mi też się podoba – sądząc po stylu, zanosi się na coś naprawdę ciekawego. W dodatku jest długie, więc mogę sobie wyobrazić, że nawet BARDZO ciekawego! 😉

    Jeśli chodzi o tłumaczenie – dziewczyno, dobrze Ci idzie!
    Oczywiście są drobne potknięcia – kilka mało zgrabnie sformułowanych zdań (po polsku). Wierz mi, znam ten ból – po przetłumaczeniu sporego kawalka tekstu z angielskiego mam problemy z poprawną wymową i każde kolejne zdanie brzmi coraz dziwniej 😉
    Dlatego jeśli mogę Ci poradzić – po przetłumaczeniu rozdziału rób sobie przerwę na kilka dni. I dopiero wtedy do niego wracaj. Takie świeże spojrzenie bardzo, bardzo pomaga – sama to widzę. I nagle zdania, które wcześniej wydawały się normalne – rażą w oczy i od razu widać, co trzeba w nich poprawić.

    Ale naprawdę – Kochana – dobrze Ci poszło! Gratulacje!

  4. Czy Charity Burbage nie była kobietą? Jeśli tak to powinno być „coś na temat byłej profesor mugoloznastwa…”Wróć do czytania

Dodaj komentarz