Ogród trucizn Rozdział 27

Rozdział 27 – Przebiśnieg

 

31 grudnia 1987 r

W Arturze było coś innego.

Tak, był młodszy, ale było w tym coś więcej niż mniej siwych włosów i zmarszczek mimicznych. Nie był to również brak blizny po ataku Nagini. Jakakolwiek była zmiana, uderzyła Hermionę, gdy tylko Artur przybył na przyjęcie Charity z Molly, Billem, Charliem i Percym. Młodsze dzieciaki odesłano na wieczór do cioci Muriel, biedactwa.

Głos Artura brzmiał tak samo – wciąż te miłe, ojcowskie tony, które kiedyś obiecały jej, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by pomóc odnaleźć jej rodziców i przywrócić im wspomnienia. I dotrzymywał słowa. Pracował nad tym niestrudzenie, nawet gdy pogrążył się w żalu po śmierci syna. Nikt inny nie był tak zdeterminowany, by ponownie złożyć jej rodzinę. Dzięki temu miała znacznie więcej cierpliwości na jego niekończące się pytania o mugoli.

Zbliżając się do miejsca, w którym Artur i Eileen stali z kuzynką Charity, Mercy, Hermiona walczyła, aby dowiedzieć się czym ten młodszy Artur różni się od starszej wersji. Zupełnie jakby coś towarzyszyło jej od lat, tak długo, że zapomniała o tym aż do nagłej nieobecności danej rzeczy. Pokrótce rozważała możliwość Wielosokowego, ale nic w jego zachowaniu nie sugerowało, że nie był prawdziwym Arturem. Może miało to coś wspólnego z Nagini – cieniem pozostawionym przez jej truciznę.

—Więc jesteś swego rodzaju uzdrowicielem umysłu?– Artur zapytał Mercy.

– Można tak powiedzieć. Przyjmuję zarówno mugoli, jak i magicznych. Przeważnie tych pierwszych. Magiczni ludzie bardzo niechętnie rozmawiają o swoich problemach i lękach z nieznajomą osobą.

– Och, leczysz lęki? Jakie to fascynujące. Czy twój pacjent nic nie zobaczy, gdy spojrzy na Bogina?

Mercy zachichotała. —Nie, nadal będą widzieli swój największy strach. Po prostu są lepiej przygotowani do tego, by go odpędzić.

Eileen nagle wydało się, że jej kieliszek z mniszkiem lekarskim i łopianem jest fascynujący. Po miesiącach postrzegania jej jako Madam Pince, dziwnie było widzieć ją bez przebrania. Była znacznie młodsza niż Madame Pince, stalowoszare włosy i papierowa skóra bibliotekarki sprawiały wrażenie o wiele starszej. Ile miała lat, kiedy urodziła Severusa? Dziewiętnaście?

– W takim razie mieszkasz wśród mugoli na pełny etat? – spytał Artur Mercy, jego niebieskie oczy błyszczały. —Czy możesz używać elektryczności?

– Eee, tak, trochę – powiedziała Mercy. — Tylko światła, czajniki i tak dalej. Nic tak interesującego.

— Przez lata żyłam bez magii — powiedziała cicho Eileen, marszcząc brwi w szklance. – Nie jest to tak efektowne, jak ci się wydaje.

Artur wzruszył ramionami. – Świat mugoli jest po prostu tak inny i prawie nie uczymy się niczego o ich sposobach i życiu.

– To prawda – powiedziała Mercy. – Co nie jest dobre dla charłaków, uwierz mi. W ogóle nie byłam przygotowana, kiedy moja rodzina wysłała mnie do mugolskiej szkoły. Bardzo szybko nauczyłam się obserwować innych ludzi, aby nauczyć się podstawowych rzeczy. Kiedy byłam nastolatką pytałam na przykład, jak używać długopisu… ludzie zwykle robili zabawną minę.

Eileen prychnęła. – Pani Cooper przez lata przynosiła mi zapiekanki po tym, jak w panice wpadłam do jej domu, ponieważ próbowałam użyć plastikowego pojemnika jako naczynia do pieczenia. Prawdopodobnie nadal uważa, że ​​nie można mi powierzyć gotowania.

Arthur wyglądał, jakby chciał zapytać, co jest złego w używaniu plastiku do pieczenia.

Pozostawiając za sobą tajemnicę przemiany Artura, Hermiona poszła odnaleźć Severusa. Zniknął mniej więcej wtedy, gdy Percy przyszedł do Hermiony, żeby pochwalić się starym aparatem, który dostał na Boże Narodzenie. Od czasu do czasu jasny błysk światła ujawniał pozycję Percy’ego w tłumie (i prawdopodobnie sprawiał, że jego ofiary widziały plamy). Złapał też Severusa i Hermionę, zanim ten pierwszy odszedł. Kto wiedział, że Percy i Colin Creevey mieli wspólne hobby?

Poszukiwania Hermiony nie trwały długo. Tak jak się spodziewała, odkryła Severusa stojącego samotnie w chłodnym księżycowym świetle ogrodu. Wyciągnął rękę, by przyciągnąć ją do siebie, gdy się zbliżyła. Jego ciało było tak solidne, ciepłe i prawdziwe, iz prawie mogła zapomnieć, że jej czas z nim dobiega końca. Prawie.

Dotrzymując słowa, Charity wykonała zadanie usypiania ogrodu pod koniec lata. Wciąż można było znaleźć tu i ówdzie obszary życia — zimowe kwiaty, wiecznie zielone — ale w większości wszystko zostało przycięte, by czekać na wiosnę. Koniec roku wydawał się dobrym momentem, by wyjaśnić też kilka innych rzeczy.

— Severusie? – powiedziała Hermiona. – Powiesz mi o Lily?

Severus przypuszczał, że prędzej czy później powinien się spodziewać tego pytania. Patrząc prosto przed siebie na ogród, przygryzł wewnętrzną stronę policzka.

—Co chciałabyś wiedzieć? – zapytał.

– Chyba wszystko, co zechcesz mi powiedzieć. – Hermiona bawiła się luźną nitką na rękawie ramienia, który owinął wokół jej ramion. —Jaka ona była?

— Uparta. Sprytna. Zabawna. Myślę, że nie tak miła, jak chciała być, ale o wiele milsza niż ktokolwiek inny, kogo spotkałem jako dziecko. Polubiłaby cię.

-Naprawdę?

– Napewno tak.

Przez chwilę nie było słychać żadnego hałasu poza przytłumionym, świątecznym szumem przyjęcia i zwykłymi odgłosami Cokeworth w nocy: odgłos spalonego samochodu, głosy podniesione w kłótni, piskliwe szczekanie lisa. Severus wdychał lekki zapach kwitnących zimą kwiatów.

– Czy byłeś w niej zakochany? – zapytała Hermiona w sposób, który sprawiał wrażenie, jakby znała odpowiedź – albo myślała, że ​​zna.

Severus roześmiał się. —Nie. Najgorszy pocałunek w naszym życiu dowiódł tego całkowicie. W każdym razie najgorszy pocałunek w moim życiu. Byliśmy bliżej niż przyjaciele, ale w rodzinny sposób. Biorąc pod uwagę jej fatalny gust do przyjaciół, ja i Lily nie mieliśmy tyle szczęścia co ty i jej syn, jak sądzę. – Dopóki się nie rozdzielili. Ale ich rozstanie nie oznaczało, że kiedykolwiek przestali się o siebie troszczyć. Po prostu byli na różnych ścieżkach, po przeciwnych stronach wojny. W jego przypadku złej stronie.

—A jednak twój Patronus pasuje do jej? – zapytała Hermiona.

Severus postanowił pominąć ten szczegół w swojej odpowiedzi.

—Istnieje wiele rodzajów miłości, tak mi powiedziano. Czy myślisz, że tylko romantyczna miłość może mieć tak głęboki wpływ na kogoś?

– Nie, chyba nie. Odwracając się do niego, uniosła wiecznie poplamioną atramentem dłoń, by objąć jego policzek. —Chociaż z pewnością jest potężna.

Nie była to deklaracja jako taka, ale oddech Severusa zamarł mimo wszystko. Ośmielając się uwierzyć, że może rzeczywiście odwzajemnić jego głupie uczucia, zniżył usta do jej ust. Gdy tylko wsunął język przez jej rozchylone usta, za ich plecami rozległ się aż nazbyt znajomy głos.

– Weźcie pokój!

Severus jęknął. Odsuwając się tylko nieznacznie od pocałunku, powiedział: – Mam jeden – też całkiem niedaleko. – Chodź, Hughes. Najwyraźniej obrażamy delikatną wrażliwość Charity.

Zamiast pozwolić mu poprowadzić ją do swojego domu, Hermiona roześmiała się i została w miejscu. Zdrajca.

– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała Charity. – Heather, czy mogłabym porozmawiać z Severusem na osobności? To nie potrwa długo, obiecuję.

Coś w tonie Charity powstrzymało automatyczną odmowę, która ścisnęła gardło Severusa. Przez cały dzień wyglądała na zmęczoną i zafascynowaną, ale sprowadził to do stresu związanego z organizacją przyjęcia. Może to było coś więcej. Czy była chora? Miała jakieś kłopoty?

– Oczywiście – powiedziała Hermiona. – Pójdę trochę pogadać o książkach z Eileen. Ścisnęła ramię Severusa. – Zachowaj mi buziaka na północ.

Charity mrugnęła. – Zachowa.

 

To przyniosło Charity kolejny śmiech i przesadny pocałunek w policzek, gdy Hermiona wyszła z ogrodu i wróciła na przyjęcie.

Wszystko dobrze? – zapytał Severus po kilku chwilach, gdy Charity rzuciła Muffliato. —Co jest?

—Czy jesteś zakochany w Heather?

Zamarł. Czy wszystkie kobiety w jego życiu wybrały sylwestra jako oficjalną noc bardzo osobistych pytań? Czy jego matka wkrótce zejdzie do ogrodu na własną inkwizycję? I dlaczego Charity go o to pytała? Czy miało to coś wspólnego z dziwnymi spojrzeniami, które czasami rzucała mu latem, czy…

– Uspokój się – powiedziała Charity, przewracając oczami. – Nie szykuję się do jakiejś niezręcznej romantycznej spowiedzi. Nie jestem w tobie zakochana, idioto.

Dzięki Merlinowi.

Nie odpowiedział na jej pytanie (w końcu nawet nie powiedział jeszcze Hermionie), ale Charity chyba nie potrzebowała ustnego potwierdzenia.

—Tak myślałam. – Jej następne słowa padły w zapierającym dech w piersiach pośpiechu, jak pierwszoroczniak próbujący wyjaśnić, dlaczego złapał ją na korytarzu po godzinie policyjnej. – Heather pochodzi z przyszłości i naprawdę nie sądzę, żeby miała na myśli jakąkolwiek krzywdę, ale nie chcę, żebyś został zraniony, więc pomyślałem, że powinieneś wiedzieć i powinnam powiedzieć ci wcześniej i proszę, nie dawaj się aresztować przez używanie czarnej magii, aby wydobyć od niej informacje.

Własne oddechy Severusa stały się szybsze i płytsze. Jednym z postanowień Niezniszczalnej Przysięgi Hermiony było nieujawnianie nikomu, że pochodzi z innych czasów. Widział ją niecałe dwie minuty temu, żywą i zdrową. Jako gwarant wiedziałby, czy przysięga została złamana. Czułby, że jego magia jakoś zatrzyma jej serce. Niesłuszność tego wspięłaby się pazurami w jego ramię z różdżką i rozerwałaby na strzępy jego duszę. Hermiona nie miała okazji, by ogłosić Charity swój status podróżnika w czasie, zanim odeszła chwilę temu. Była w porządku. Musiała być w porządku.

– Jak doszłaś do tego wniosku? – zapytał, wbijając paznokcie w dłonie, walcząc z chęcią wbiegnięcia do domu i sprawdzenia pulsu Hermiony.

Dolna warga Charity zadrżała. – Widziałam książkę w jej pokoju, miesiące temu. Kiedyś należała do Gideona. Gideona i Fabiana. Próbowałem ją modyfikować od czasu ich śmierci. Ja… No cóż. Udało mi się, z pewną pomocą płynnego szczęścia Heather, ale nie zabierze mnie z powrotem do Gideona, co było moim pierwotnym planem.

Nie ujawniła się więc z własnej woli. Hermiona była w porządku. A Charity, ze wszystkich ludzi, była najwyraźniej odpowiedzialna za podróże w czasie. Merlinie.

– Właśnie dlatego kazałam Ci, nauczyć mnie pojedynków. Przypuszczam, że to zawsze była słaba szansa. Ja kontra cała grupa Śmierciożerców.

Jednym z nich był Severus, choć prędzej zwróciłby swoją różdżkę na siebie, niż użyłby jej przeciwko niej. Nawet wtedy, zanim byli przyjaciółmi, nie mógłby jej skrzywdzić.

Sięgnęła do kieszeni, wyjęła mniej zmatowiałą wersję srebrnej książki Hermiony o feniksie i rzuciła ją Severusowi. – Masz. Mam ci to dać, zgodnie z tym eliksirem. Domyślam się, że w końcu wymyślisz, jak zanieść to Heather i przyprowadzić ją tutaj, do siebie. – Zaśmiała się niewesoło. –Właśnie zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem, czy Heather to jej prawdziwe imię.

– Nie jest.

Charity sapnęła. – Już wiedziałeś? Od jak dawna? Bardzo się tym denerwowałam, dupku.

—Wiedziałem od początku. Dumbledore też wie. To tajemnica przed wszystkimi innymi.

Jeśli chodzi o próby pocieszenia, to niewiele, ale wiedział, że historia jego pierwszego spotkania z Hermioną ją rozśmieszy. —Kiedy przybyła do naszego czasu, wylądowała w mojej łazience w Hogwarcie. Kiedy tam byłem. Mogłoby być znacznie bardziej zawstydzające, gdyby wylądowała zaledwie kilka minut wcześniej.

Zadziałało. Odrzucając głowę do tyłu, Charity zachichotała.

– To wspaniale – powiedziała. —Pomijając moje własne rozczarowanie, cieszę się twoim szczęściem. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

Dumbledore wyraził podobne zdanie. Słysząc to z ust Charity, o wiele łatwiej było w to uwierzyć.

– Dziękuję – powiedział, ściskając książkę, na którą nie zasłużył. Bogowie, nigdy, przenigdy nie mógł jej powiedzieć. Nigdy.

Uderzyła ramieniem w jego ramię, gdy odliczanie od dziesięciu dało się usłyszeć z domu. Kiedy ochrypłe okrzyki powitały rok 1988, Charity cmoknęła Severusa w policzek.

—Szczęśliwego Nowego Roku, kolego.

—Szczęśliwego Nowego Roku.

Rozdziały<< Ogród trucizn Rozdział 26Ogród trucizn Rozdział 28 >>

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz