Ogród trucizn Rozdział 26

Rozdział 26 – Poinsecja

 

1 grudnia 1987 r

 

Severus rzucił zaklęcie bez zastanowienia. Był to odruch, wykonywany tak często, że mógł wyczarować wymagane bulgoczące szczęście po prostu machając różdżką w znajomym, szerokim łuku. Odruch Pawłowa. Rzucił go tylko po to, by odesłać jednosłowną odpowiedź na śmieszną prośbę Albusa, by nadzorował dwie wizyty w Hogsmeade z rzędu ( oczywiście że nie ). Nie przypuszczał, że skończy z sercem w gardle, gdy dowód jego miłości do Hermiony wypłynął z jego różdżki.

Nowy Patronus był mniejszy i jaśniejszy niż klempa. Wciąż jeleniowaty, ale teraz przybrał kształt łani. Był zwarty, jak sarna, która obserwowała go latającego z Hermioną w Zakazanym Lesie. Łania zamrugała na niego oczami z długimi rzęsami, gdy patrzył bez tchu na jej świecącą postać. Spodziewał się wydry, ale to wydawało się bardziej odpowiednie. Widział w łani zarówno Lily, jak i Hermionę. Pierwszy przyjaciel, pierwsza miłość. Wiele lat temu opłakiwałby utratę klempy– tego połączenia z Lily – ale nie teraz.

Kurwa. Musiał to wyjaśnić Albusowi, prawda? Kiedy wrócą na wojnę, Albus będzie musiał się upewnić, że wiadomości wysyłane do niego w ten sposób naprawdę pochodziły od jego szpiega. Musiał zostać powiadomiony o zmianie. Jeśli wścibski stary dupek choćby wspomniał Hermionie o tym, jak głębokie są uczucia Severusa, Severus prawdopodobnie zmieni bieg wojny, zabijając go.

 

25 grudnia 1987 r

Hermiona przytuliła się bliżej do ciepłego ciała u jej boku. Nigdy się nie dowie, dlaczego śpiący Severus zawsze kończył praktycznie zwisając z krawędzi łóżka. Korzystając z faktu, że jeszcze się nie obudził, przyglądała się jego twarzy. Coraz bardziej żałowała, że ​​nie może pozostać w jego czasie. Przeżyłaby całą wojnę na nowo, gdyby to oznaczało, że nie musi go tu zostawić samego, gdy nadejdzie lato.

Mniej więcej po raz tysięczny od czasu jej rozmowy z Dumbledorem w pokoju nauczycielskim, usiłowała uwierzyć w wersję wydarzeń Harry’ego. Że Severus przeżył atak Nagini. Nie znaleźli ciała we Wrzeszczącej Chacie, ponieważ starszy Severus był gdzieś sam, unikając ich. Gdyby zmusiła się do myślenia, że ​​Harry miał rację, Przysięga nie przeszkodzi jej w powiedzeniu Severusowi o ataku. W głowie skandowała: Wierzę, wierzę, wierzę …

Jak zawsze, to nie zadziałało. Niestety tak samo jak wcześniej, płomień wokół jej nadgarstka wciąż był, kiedy myślała o wypowiedzeniu tych słów. Jak mogła w to uwierzyć? Ugh, może powinna pojechać do Xenophilliusa Lovegooda, by zapytać o radę w tej sprawie.

– Jak długo zamierzasz się na mnie gapić? – spytał Severus, nie otwierając oczu.

– Tak długo, jak mi pozwolisz.

Jego oczy otworzyły się, tylko po to, by móc nimi przewrócić.

– Wesołych Świąt – powiedziała.

-Mm.

Hermiona zerknęła w nogach łóżka, gdzie ich prezenty czekały na otwarcie. Jej prezenty dla Severusa były schowane w torebkach na prezenty, a nie w opakowaniu obleczonym taśmą. Nie chciała ryzykować uszkodzenia pierwszego: hybrydy naparstnicy i tojadu, o stworzenie którego poprosiła Algie. O ile jej obliczenia nie byłyby błędne, warzenie wywaru tojadowego byłoby dla niego nieco mniej żmudne. Nie żeby Severus wiedział, że w końcu będzie musiał go warzyć przez większą część roku. Drugi prezent był zakupem pod wpływem impulsu. Stojąc w kolejce u Scrivenshafta, zauważyła znajomą gablotkę z pojemnikami na czerwony i czarny atrament oraz stojakiem na trzy pióra. Codziennie stało to na jego biurku, gdy była jego uczennicą, o ile dobrze pamiętała.

Chciała, żeby jej prezent w postaci eliksirów był gotowy do Bożego Narodzenia, ale antytoksyna i Felix Felicis potrzebowały trochę więcej czasu. Dzięki Charity wiedziała, że ​​do jego urodzin jest niedaleko. Do tego czasu wszystko będzie gotowe.

Severus był tym, który odważył się wyjść spod przytulnego schronienia kołdry, aby otworzyć swoje prezenty. Cóż, jego ramię z różdżką odważyło się wysunąć, przywołując oba stosy.

Hermiona zaczęła od prezentu, który był owinięty w gigantyczny liść. Ku jej zaskoczeniu, to od Algiego : książka o magicznych roślinach hybrydowych z notatką nakazującą jej przeczytanie przed następnym latem. Dołączył też rysunek Neville’a przedstawiający mnóstwo wielokolorowych choinek. Hermiona uśmiechnęła się.

Jej prezentem od Charity była sukienka: ciemnozielona i, na szczęście, klasyczna linia w kształcie litery A, a nie jakaś potworność z bufiastymi rękawami z lat 80-tych. To było mniej zaskakujące; Hermiona jęczała w swoim ostatnim liście, że nie ma w co się ubrać na przyjęcie sylwestrowe Charity. Zamierzała kupić coś dzień przed przyjęciem, kiedy pojedzie do Cokeworth, żeby sprawdzić, co u jej Felix Felicis. Po sukience były oczekiwane czekoladki i szaliki oraz bezosobowe rzeczy od kolegów. Na koniec zachowała prezenty Severusa.

Pierwsza z jego ładnie zapakowanych paczek zawierała książkę: jedną o eksperymentalnych eliksirach, których druki były niedostępne od lat w jej czasach. Od wieków szukała egzemplarza w dziale używanym „Rozkwitu i kleksów”. W drugim pudełku znalazła stos papierów wypełnionych jego znajomym, ostrym charakterem pisma.

Było to potwierdzenie jej umiejętności, skierowane do Cechu Eliksirów. Dzięki temu Gildia uznałaby jej mistrzostwo.

– Odniosłem wrażenie – powiedział, podnosząc wzrok z podziwu dla rośliny, którą mu dała – że twoja praktyka u Slughorna zakończyła się przedwcześnie. Pomyślałem, że to może się przydać w przyszłości.

Wewnętrzna jedenastoletnia Hermiona chciała odbyć zwycięskie okrążenie na widok stron z pochwałami od profesora Snape’a, ale zdecydowała się zakryć dłonią usta.

Severus przesunął się i wygładził kołdrę na swoich nogach. —To nie jest wielki prezent, przyznaję. Ale wspaniale wykonujesz tę pracę. Stworzyłaś w tym czasie eliksiry, które są godne poddania się Gildii. Nie byłem pewien, jak to datować, więc zostawiłem tę część pustą. Wypełnij ją, jak chcesz.

Rzucając się przez łóżko, Hermiona wylądowała na jego kolanach i przycisnęła usta do jego. – Jest idealny – powiedziała. —Dziękuję. Nie chciałabym, żeby jakikolwiek inny Mistrz napisał moją ocenę.

Sposób, w jaki się wtedy uśmiechnął – ciepły, zadowolony i tylko dla niej – niemal przyniósł wyznanie miłości wylewające się z ust Hermiony. Nie sądziła, żeby był gotowy, by to usłyszeć, więc pozostawiła je bezpiecznie na inny czas, pochyliła się do przodu i wciągnęła go w kolejny pocałunek.

 

30 grudnia 1987 r

Charity usiadła na podłodze swojej szopy i trzymała w obu dłoniach butelkę z płynnym szczęściem. Jej nogi drżały zbyt mocno, by utrzymać ciężar. Heather siedziała z nią w kuchni, pijąc herbatę i gawędząc przez wieki, zanim wpadła do swojego starego pokoju, by podzielić dojrzałego Felixa Felicisa na dwie fiolki: jedną dla siebie, drugą dla Charity.

To jej jedyna szansa. Musiało zadziałać. Nie mogła w tym zawieść. Podnosząc butelkę do ust, Charity wypiła złoty eliksir.

Smakował bogato i dekadencko, jak gęsta gorąca czekolada posypana cynamonem. Niemal natychmiast Charity poczuła się tak, jakby uciekła od niemożliwego. Świat rozpościerał się przed nią, pełen nieskończonych możliwości. Huh. Dziwne więc, że jej pierwszym impulsem było napisanie do kuzynki charłaczki, Mercy Burbage, i zaproszenie jej na jutrzejszą imprezę sylwestrową.

Charity nigdy nie była blisko Mercy, mimo że obie były odrzucane przez rodzinę. Żyły ze sobą na warunkach kartek świątecznych. Cóż, eliksir wiedział najlepiej. Przynajmniej, jeśli pojawiliby się zarówno Artur, jak i Mercy, Arthur mógłby wypytać ją o mugolski świat, zamiast dręczyć Heather przez cały czas, ponieważ Mercy w większości żyła jak mugol.

Gdy to zadanie zostało ukończone, Charity napisała drugi list: tym razem do Severusa, prosząc go, aby zabrał swoją mamę na przyjęcie, jeśli przyjedzie z Nowej Zelandii na święta. Charity nie miała pojęcia, co to wszystko ma wspólnego z dokończeniem zmiany zaklęć w starej książce Gideona o podróżach w czasie, ale Eileen była mile widziana.

Kiedy Dionizos odleciał z listami, Charity wpadła do kuchni i chwyciła kubek, z którego Heather piła herbatę. Potrzebowała tego. Było w tym coś bardzo ważnego. Wsadziła bochenek chleba pod pachę i wyjęła z lodówki słoik dżemu malinowego i wróciła do swojej szopy.

Zajęło to godziny. Charity nie przestawała chodzić z kromką chleba w zębach, którą magicznie opiekła i posmarowała dżemem. Weszła w rodzaj transu, podczas którego jej obliczenia arytmetyczne zdawały się rozwiązywać same z siebie, a jej ręka z różdżką poruszała się, jakby wiedziała coś, czego ona nie wie. Robiła to wszystko źle, próbując dodać więcej uroku do stron. Wszystko, co kiedykolwiek musiała zrobić, to rozwinąć te, które stworzyli Gideon i Fabian – aby je związać i dać im cel.

Charity pozwoliła eliksirowi nią kierować, pozwoliła mu podejmować wszystkie decyzje, które miały prowadzić do sukcesu. Ostatnia zmiana wykorzystywała słaby odcisk ust Heather od kubka, na kilka sekund przed upływem dwudziestu czterech godzin szczęścia. Charity przycisnęła go do zapadki na księdze, rzucając, jakby kradnąc pocałunek Heather na szczęście.

I wtedy to się stało: jej ostatnie pchnięcie ze strony Felixa. Charity przycisnęła ukończoną książkę do piersi i wiedziała. Musiała dać to Severusowi. Szczęście uciekło, pozostawiając ją z trudem łaknącą powietrza.

Kobieta słyszała, zarówno na lekcji eliksirów Slughorna, jak i kilka razy później, że koniec działania Felixa Felicisa może sprawić, że poczuje się zdesperowana, smutna i jakby całe szczęście na świecie wyschło. To przeszło tak daleko ponad rozpacz, że nie mogła nawet poradzić sobie z katharsis łez. Otworzyła książkę i spojrzała na zawarte w niej daty. 20 czerwca 1987 do 21 czerwca 1988. Długo po śmierci Gideona. To było dla Heather.

Uwięziony szloch zagrzechotał w jej piersi. Nie tego chciała. Tak, chciała, żeby Severus był szczęśliwy – oczywiście, że tak – ale nie za cenę utraty Gideona – utraty go naprawdę – na zawsze. Miała odnieść sukces w każdym swoim przedsięwzięciu, nie Severusa .

Wrócił do niej fragment jednej z lekcji Slughorna: płynne szczęście ma swoje granice. Odniesiesz sukces tylko wtedy, gdy sukces jest rzeczywiście możliwy. Sprawia, że ​​jesteś szczęśliwszy, a nie wszechmocny. Fakt, że zawiodła, oznaczał, że nie było drogi powrotnej dla Gideona, prawda? Żadnej ścieżki, która zakończyła się szczęśliwie. Jej gardło było zbyt suche, by rzucić Geminio, ale wciąż próbowała, chociaż wiedziała, jaki będzie rezultat. Ciemna kopia książki była tylko książką. Żadnej magii. Bez uroków.

Prawdziwa książka wysunęła się z jej zdrętwiałych palców. To był koniec.

Rozdziały<< Ogród trucizn Rozdział 25Ogród trucizn Rozdział 27 >>

Dodaj komentarz