Ogród trucizn Rozdział 10

Rozdział 10 – Oleander 

 

7 lipca 1987 r

 

Fioletowy ogień klątwy Dołohowa skwierczał w powietrzu pędząc w kierunku Severusa. Czyżby aż tak bardzo ją lubiła? Unikając zaklęcia, zacisnął jedną dłoń na nadgarstku Granger. Nie miała czasu, by się wyszarpnąć lub rzucić kolejną klątwą. W ułamku sekundy wzbił się w powietrze, ciągnąc ją za sobą. Z skowytem Granger objęła go nogami i wolnym ramieniem.

 

— Severusie Snape, jeśli mnie upuścisz, przysięgam…

 

-Oboje znajdujemy się trzy stopy nad ziemią. A teraz, czy wrócimy do pojedynku, czy wolisz kontynuować swoje zachowanie pijawki?

 

Zacieśniając uścisk na nim, Granger próbowała przejąć kontrolę nad lotem. Znał jej magię — znał palącą moc jej przekleństw, drobiazgowy przepływ jej ciepła. To było inne. Czuł, jak wciska się w najmroczniejsze zaklęcia, jakie kiedykolwiek rzuciła, jego skóra się rozgrzała. To było jak odurzające przyciąganie, które uwiodło go lata temu w stronę Ciemności , jednocześnie zakazane i zapraszające. Ręka trzymająca nadgarstek Granger unosiła się między jej łopatkami, jakby próbowała przyciągnąć magię bliżej ciała.

 

Ta kusząca przynęta pomogła Granger zmniejszyć wysokość, aż nieskoszona trawa znalazła się tuż pod stopami Severusa. Upadł przyciskając ją do ziemi, poczym wbił różdżkę w zagłębienie pod jej szczęką. Coś jasnoniebieskiego mignęło mu przed oczami i Granger zniknęła. Widział swój własny pusty salon, chociaż wciąż czuł słońce na plecach i splecione z nim ciało Granger.

 

– Nie przeszkadzajcie sobie – powiedział znajomy głos. Sztuczne rozproszenie zniknęło, zastąpione bardzo realistyczną postacią Charity, która krzyżując ramiona, stukała jedną nogą, uśmiechając się do nich powątpiewająco. – Właściwie, czy moglibyście przesunąć się o metr w lewo? Miałam popracować nad kilkoma nowymi projektami; nie będę w stanie tego zrobić, jeśli zostaniecie w tym miejscu.

 

Granger wybuchnęła drżącym śmiechem. – Nazwiemy to remisem?- zapytała, wyplątując się z objęć Severusa.

Nie zgodził się na jej rządy, ale zabrał różdżkę z jej szyi.

 

— Pojedynek — powiedziała Charity. Uśmieszek osłabł prawie niezauważalnie, gdy jej wzrok opadł na ziemię. – Będę w mojej szopie, jeśli będziecie mnie potrzebować.

 

Granger podążyła za Severusem z powrotem do jego domu, nie czekając na zaproszenie.

 

– Czy czegoś jeszcze chciałaś? – zapytał, gdy po wejściu zamknęła i zabezpieczyła jego drzwi. Chciał tylko cichego wieczoru z książką .

 

-Droga powrotna do domu byłaby miła, ale wątpię, żeby była możliwa. Uniosła ręce do naszyjnika. – Czy miałbyś coś przeciwko, jeśli…

 

Pstryknięcie zapięcia sprawiło, że jej urok zniknął. Ciemnobrązowe loki opadły na jej ramiona, a twarz zmieniła się w tę, której Severus nie widział od dnia ich zapoznania. Jej sylwetka pozostała bez zmian.

– Czy przez chwilę mogę być sobą?-

 

– Jeśli chcesz

 

-Dziękuję.- Wzdychając zdjęła fałszywe okulary. – Ten pojedynek nie złagodził stresu, na co szczerze liczyłam.

 

Severus wzruszył ramionami. Jemu również nie pomogło przezwyciężyć żadnej z frustracji, ale wcale tego nie oczekiwał – Co to za niewerbalne zaklęcie, które rzuciłaś pod koniec?

 

Tarcze Severusa były mocno podniesione, ale były bezużyteczne wobec jej zaklęcia iluzji. Przypuszczał, że twórca zaklęcia zaprojektował go tak, aby scena rozgrywała się bezpośrednio przed oczami celu, zamiast atakować umysł. Byłoby o wiele bardziej skuteczne, gdyby nie dotykał jej wtedy, ale…

 

– Och, to było jedeno z moich wlasnych – powiedziała Granger, chwaląc się czuła, jak by znów latała. – To była moja rozrywka, po tym jak wypaliłam się na badaniach eliksirów tuż przed…

Gdy jej głos ucichł, chwyciła się za nadgarstek. Delikatny śmiech wyrwał się z jej ust. – To śmieszne że nawet nie mogę ci powiedzieć… Ała! Stało się to lata później… Świetnie. Zresztą nieważne.

 

-Czy wszystko w porządku?

-Walka z Wieczystą Przysięgą jest bardzo frustrująca, powinnam być wdzięczna za ​​ostrzeżenie, gdy zbliżam się do złamania jej warunków. Myślisz że Profesor Dumbledore sprzeciwiłby się, gdybym resztę roku spędziła jako pustelnik?

 

-Niestety tak.

 

Granger usiadła na sofie przyciągając kolana do piersi. – Nawet bez Wieczystej Przysięgi są ludzie, których nie byłbym w stanie ostrzec. Nie pamiętam szczegółów, co brzmi okropnie i bezdusznie. Było ich tak wielu. Podejrzewam że z moją wiedzą o przyszłości, nauczanie może doprowadzić mnie do lekkiego szaleństwa.

 

-Każde nauczanie doprowadza do lekkiego szaleństwa.

 

– Na pewno, nigdy nie wyglądałeś na takiego, który lubi nauczać. Gdybym wiedziała że skończę tutaj…

 

-Założę się, że gdybyś wiedziała, zostawiłabyś tę książkę w spokoju.

 

– Możliwe. Ale tego nie wiem. Może jednak bym próbowała, na wypadek, gdybym mogła kogoś uratować.- Sposób w jaki na niego spojrzała, dawał wrażenie, że chętnie złamałaby Przysięgę. – Jakbym nie przeniosła się w czasie, nigdy nie nauczyłbyś mnie latać.

 

Severus zadrwił. – Nadal nie potrafisz.- Siadając tuż przy niej, przyglądał się na wpół znajomej twarzy. – Uważasz, że moje przyszłe ja, nie zgodzi się na kontynuowanie twoich lekcji?

 

Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Granger zamrugała pierwsza.

 

-Nigdy nie znaleźliśmy…- Przerywając, potarła miejsce na nadgarstku, w którym uchwycono Przysięgę. – Nie widziałam cię od zakończenia wojny. Harry twierdzi, że ukrywasz się bo nie chcesz, żeby ktoś ci przeszkadzał.

– To… rozsądna hipoteza.

– Tak.

– Czy zgadzasz się z nim?

 

Znowu patrzyła tak, jak gdyby chciała złamać Przysięgę. Severus nie mógł zdecydować, czy mu się to podoba.

 

– Chcę – powiedziała. – Bardzo chcę.

 

Serce Severusa zachowywało się, jakby wrócił do swojej roli szpiega, przeskakując kilka uderzeń, gdy jego puls przyspieszył. Granger przyglądała mu się, jakby zapamiętywała jego rysy. Jakby miała za nim tęsknić, kiedy wróci do swoich czasów.

 

To był jego koniec. Znacznie wcześniej, niż się spodziewał. Mógł rzucić Legilimens, wymusić z jej umysłu informację o jego prawdopodobnej śmierci. Zamiast tego siedział w milczeniu, gdy Granger pochyliła się do przodu i złożyła ledwie odczuwalny pocałunek na jego policzku. Przyjazny pocałunek. Coś, co zrobiłaby Charity. Nic więcej.

 

– Dzięki za pojedynek – powiedziała. – I za to, że pozwoliłeś mi odpocząć na kilka minut od bycia Heather.

 

Z tymi słowami ponownie zapięła naszyjnik, uśmiechnęła się i wyszła.

 

8 lipca 1987 r

 

Hughes,

 

Eliksir może pomóc zachować część twojego zdrowia psychicznego, kiedy zaczniesz nauczać. Uwarzyłem też partię dla siebie. Dopilnuj, żeby nie dawać mi powodu, bym musiał użyć go przed końcem sierpnia.

 

Druga pozycja jest oferowana bezpłatnie. Aby ją zobaczyć, musisz odwiedzić Dumbledore’a; Nie posiadam myślodsiewni.

 

                                             — SS

 

 

Hermiona spóźniona wychodziła do pracy. Nienawidziła opóźnień, ale zagadka najnowszego prezentu Snape’a zajęła więcej czasu niż się spodziewała. Jeśli jej praca była prawidłowa, stworzył eliksir słyszenia wybiórczego. Użytkownik słyszałby głosy innych tylko wtedy, gdyby to, co mieli do powiedzenia, było zarówno interesujące jak i warte uwagi. Wszelka głupota i nudne spostrzeżenia zostałyby przefiltrowane. Chichocząc do siebie, położyła butelkę szmaragdowozielonego eliksiru obok słoika z wirującym wspomnieniem Myślodsiewni. Jeśli te srebrzyste opary nie zawierają wspomnienia łysej Belli, jak ją określił Snape, bedzie zawiedziona.

 

Algie’go nie było w ogrodzie kiedy przybyła do Northumberland, więc Hermiona wyznaczyła sobie zadanie odchwaszczenia grządki z parzącymi ognikami. Dlaczego Algie skrzyżował pokrzywę z ognikiem, nigdy się nie dowie. Ognioodporny szalik owinięty wokół jej głowy i para rękawiczek ze smoczej skóry, które sięgały jej do ramion, zapewniały pewną ochronę, ale niewystarczającą.

 

Kiedy usunęła chwasty i innych intruzów, myśli Hermiony powędrowały do ​​Charity. W szczególności do ostatniej zapamiętanej rozmowy, którą odbyła z profesor Burbage. To było na Balu Bożonarodzeniowym, zaraz po tym, jak Ron spektakularnie wszystko zepsuł. Zapamiętana Profesor miała więcej zmarszczek mimicznych, ale wszystkie pasowały do ​​obecnego uśmiechu Charity. Uściskała rękę Hermiony upuszczając czekoladę na jej dłoń. Robiła to za każdym razem kiedy Hermiona była rozbita przez częste używanie Zmieniacza Czasu.

 

– Mam nadzieję, że w tym roku nie będziesz się męczyć, panno Granger. – powiedziała profesor Burbage.

 

– Nie, proszę Pani. Palce Hermiony zacisnęły się wokół cukierka, gniotąc celofan. – Dziękuję.

 

– Głowa do góry, moja dziewczyno. Nie jest tego wart.

 

Potem uśmiechnęły się do siebie nieśmiało, ale nie zamieniły między sobą żadnych słów. Nie żeby Hermiona mogła sobie przypomnieć.

 

Odchylając się do tyłu i oceniając swoje postępy, Hermiona otarła pot z czoła. Piekący ognik wydawał się spiskować z lipcowym słońcem, by upiec ją na śmierć, ale jej umysł pozostał gdzie indziej. Dokładnie za dziesięć lat w przyszłości.

Gdyby tylko mogła ostrzec Snape’a przed śmiercią Charity. O czyjejś śmierci, jeśli o to chodzi. Znienawidzi ją, kiedy to się stanie. Nie była nawet w stanie wspomnieć o odejściu Horacego, który dopiero wiele lat po wojnie, uległ trwałym uszkodzeniom spowodowanym klątwą Dołohowa.

Przynajmniej Fawkes ją rozumiał – choć mogła się mylić. Jedyne co zrobiła, to pomyślała że ​​potrzebuje jego pióra, uważając by unikać jakichkolwiek szczegółów łamiących Przysięgę, ale feniks wyczytał w niej coś, co wywołało łzy w jej oczach. To było jak bycie na pogrzebie Dumbledora, albo poznanie prawdziwej lojalności Snape’a. Jakby po raz pierwszy usłyszała listę zmarłych. Przysięga nie dała znać podczas całej wymiany myśli. Zastanawiała się, czy to dlatego, że Fawkes nie liczył się jako człowiek, czy może powodem był fakt, że wszelkie informacje które mu przekazała nie zostały podane z własnej woli. Albo oba jednocześnie.

 

– Ał – syknęła Hermiona, cofając się od macki kłującego ognika, który przeciął jej szyję. – Cholera!

 

Z pobliskiego żywopłotu dobiegło westchnienie, po którym nastąpił stłumiony chichot. Podążanie za dźwiękiem doprowadziło Hermionę do mniejszej wersji, okrągłej twarzy Neville’a.

 

– Cześć – powiedziała opierając się chęci przytulenia go. – Jestem Heather.

 

– Cześć – powiedział cichym głosem. – Jestem Neville.

 

– Przepraszam za język. – Hermiona uroczyście uścisnęła jego zaoferowaną dłoń. – Miło cię poznać.

 

– W porządku. Wujek Algie mówi o wiele, wiele gorzej. Kucając, Neville zerwał liść doku, który Algie kazał Hermionie zostawić nie ruszany. – Proszę. To sprawi, że twój ból ustąpi.

 

– Myślę, że to opowieści starych wiedźm– powiedziała Hermiona. – Liście szczawiu nie pomagają w użądleniu pokrzywy.

 

Zawahał się na chwilę, jakby wątpiąc w siebie, po czym powiedział: – Myślę, że te są inne. Wujek Algie nawozi je esencją murtlap. Wymyślił to dla mnie, kiedy się potknąłem i wpadłem w kłujący ognik.

 

– Och. Masz rację. – Pocieranie liścia o szyję przyniosło natychmiastową, chłodzącą ulgę. Hermiona westchnęła. – Tak jest o wiele lepiej. Dziękuję. Nie pomyślałam o tym… Mówiłeś, że wpadłeś na kępę ognistego ognika.

 

– Tak. Okropnie bolało .

 

– Jestem pewna, że byłeś bardzo dzielny.

 

– Tak naprawdę to nie byłem.

 

Podczas gdy Hermiona wróciła do pielenia, Neville podążył za nią niosąc garstkę liści doków. Rozciągnięty na trawie w bezpiecznej odległości od krzaków ognika, ostrożnie zaczął zadawać pytania i robić obserwacje na temat każdej rośliny, którą mógł zobaczyć. Co w ogrodzie Algie było pokaźną ilością. Nawet w wieku niespełna siedmiu lat przyszła ścieżka kariery Neville’a była oczywista.

 

– Czy charłaki mogą uprawiać zielarstwo? – zapytał, kręcąc źdźbłem trawy między pulchnymi palcami.

 

– Do jakiegoś stopnia, na pewno. Są rośliny z którymi nie mogą sobie bezpiecznie poradzić, i są takie, które nie będą rosły bez odpowiednich uroków. Jednak nie ma powodu, aby charłak nie mógł opiekować się roślinami, które są uprawiane przez mugoli. Dlaczego pytasz? Nie jesteś charłakiem.

 

– Chyba jestem. – Neville wyszeptał, jakby to był jego najciemniejszy sekret. – Nigdy nie pokazałem żadnej magii.

 

Hermiona mocno pokręciła głową. – Prawdopodobnie wolniej dorastasz. Ale nawet jeśli jesteś charłakiem, to co z tego? Żaden z moich rodziców nie urodził się z magią i dają radę.

 

Neville zmarszczył nos, poważnie rozważając jej oświadczenie. – Wujkowi i babci to się nie spodoba.

 

– Dobrze, że to twoje życie, a nie ich.

 

– Całkiem słusznie – odezwał się szorstki głos zza ich pleców. Obracając się, stanęli twarzą w twarz z ponuro uśmiechniętym Algie’m.

– Późno dorastający. Tak właśnie jest, mój chłopcze. Jeszcze wyciągniemy z ciebie tę magię.

 

Hermiona skrzywiła się. Biedny Neville.

 

Rozdziały<< Ogród trucizn Rozdział 9Ogród trucizn Rozdział 11 >>

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz