Ogród trucizn Rozdział 6

Rozdział szósty: Akonit

 

28 czerwca 1987

 

Pierwszą rzeczą, jaką Granger zrobiła, gdy zobaczyła wnętrze domu Severusa, było wpatrywanie się z otwartymi ustami w jego przepełnione półki z książkami. Nikt nigdy wcześniej nie reagował na jego dom ze zdumieniem. Charity i Narcyza zawsze pozostawały neutralne, ta druga umiejętnie ukrywała odrazę, którą z pewnością czuła. Granger patrzyła na jego obskurny salon, jak na pałac.

 

– Och – wydyszała, robiąc kilka kroków w kierunku książek, nie będąc zaproszoną.

 

Zaprosił ją przesadnym gestem ręki -Proszę wejść.

 

Granger wsunęła fałszywe okulary na grzbiet nosa. – Jakie są szanse, że pożyczysz mi którąś z nich?

 

– To zależy. Co masz mi do zaoferowania w zamian?

 

– Kusi mnie, by obiecać ci moje pierworodne. Myślę, że byłaby to uczciwa wymiana.

 

– Naprawdę myślisz , że chciałbym być obciążony czyimś dzieckiem? I nie dam się też zwieść eliksirowi, który nosisz.

 

W obliczu tak wielu stron do przeczytania, Granger najwyraźniej zapomniała o fiolce z eliksirem lawendy, którą trzymała w jednej ręce. Kiedy mu go podała, uniósł go tak, że eliksir złapał światło.

 

– To nie ma nic wspólnego z twoimi książkami – powiedziała. – To spłata za mały prezent, który mi zostawiłaś wczoraj.

 

Eliksir Rozweselający, fachowo uwarzony. Podręcznikowo. Widział, że zmieliła korzenie stokrotek dokładnie tak, jak zalecały standardowe instrukcje.

 

Warga Severusa drgnęła. – Nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego myślisz, że tego potrzebuję.

 

– Wyobrażam sobie, że potrzebujesz go mniej więcej tak samo, jak ja potrzebuję eliksiru wyostrzającego umysł- Granger uśmiechnęła się do niego. – W każdym razie zastanów się, jak mogłabym cię przekonać. Muszę się zbierać; mam rozmowę o pracę.

 

– Na stanowisko asystenta ogrodnika? To w niepełnym wymiarze godzin, zgadza się?

Severus czekał na jej skinienie głową potwierdzające. – Szkoda. Miałem nadzieję, że znajdziesz stanowisko, które pozwoli ci zająć co najmniej osiemdziesiąt godzin tygodniowo.

 

Granger wydała zamyślony pomruk. -Może powinnam była uwarzyć podwójną porcję.

 

 

 

Algernon Longbottom przedstawił Hermionę swojemu ogródkowi — i sobie — pokazując jej dostawę nawozu hipogryfa, który właśnie przywiózł.

 

-To jest, um.- Hermiona zakaszlała. – Z pewnością jest bardzo… świeży, panie Longbottom.

 

– Mów mi Algie – powiedział, odganiając jedną z wielkich czarnych much, które bzykały wokół nich.

 

Wtedy zdała sobie sprawę, jak dokładnie był spokrewniony z Nevillem. Wielki wujek Algie. Ten, który zepchnął Neville’a z molo w Blackpool i wyrzucił go przez okno na piętrze, próbując zmusić go do pokazania magii.

 

Algie nie był w Zakonie. Żadne nieznośne Niezniszczalne Śluby nie przeszkodziły Hermionie w spisku przeciwko niemu. To było coś do rozważenia.

 

Algie na bieżąco komentował rośliny, gdy krążyli wokół dużego stawu, w którym roiło się od skrzeli i sitowia. Kilka grubych ropuch wystawiło głowy nad mętną zieloną wodę. Krewni Trevora?

 

-Ile uroków klimatycznych masz w tym ogrodzie?- Przykucnięta, Hermiona przesunęła palcami po śródziemnomorskim upale, który otaczał skrzel. — To niezwykłe. Och! Czy to ganglion wiedźmy?

 

Krwistoczerwona bańka pulsowała, jakby odpowiadając na jej pytanie. Algie rozpromienił się.

 

-Dzięki Merlinowi, że nie jesteś kompletną idiotką. Ostatnia osoba, z którą rozmawiałem, nie potrafiła nawet odróżnić Gyromitra esculenta od Morchella esculenta.

 

Wyprostowując się z powrotem do pełnej wysokości, Hermiona przechyliła głowę na bok. – Czy planujesz, że twoja asystentka w większości będzie poszukiwać grzybów w ogrodzie?

 

– Nie, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam dzień. Muszę wiedzieć, że jestem w towarzystwie kogoś, na kim mogę polegać, jeśli zdarzy się, że utkniemy na pustyni.

 

I to było możliwe, gdy przenosił się nawóz hipogryfa z jednego końca ogrodu na drugi?

Algie podrapał się po krzaczastej siwej brodzie. Hermiona zdecydowała, że ​​gdyby urodził się jako mugol, byłby jednym z tych, którzy gromadzili konserwy i zbudowali schron przeciwbombowy w ramach przygotowań do Y2K.

 

-Spędziłam dość dużo czasu na kempingu – powiedziała. – Potrafię zidentyfikować wszystkie rodzime grzyby w Wielkiej Brytanii i wiem, jak oczyścić i oskórować królika zarówno zaklęciem, jak i ręcznie.

 

Z zdecydowanym skinieniem głowy Algie wziął wycinek z wrzecionowatego, białego habru, który był otoczony kręgiem śniegu. Obrót i machnięcie różdżką sprawiło, że gałązka zapuściła korzenie.

 

– Zasadź to w domu – powiedział. -Jeśli utrzymasz go przy życiu wystarczająco długo, by przynieść mi kwiaty, które pojawią się czwartego dnia, zostaniesz zatrudniona.

 

 

30 czerwca 1987 r.

 

Sadzonka Granger zadrapała w kuchenne okno Charity, jej zaczarowana bańka śniegu i lodu kołysała się w tę i z powrotem podczas letniej burzy. Severus był pod wrażeniem tego, że nie tylko żyje, ale i kwitnie. Zaklęcie Odbicia, które Granger rzuciła na roślinę, aby chronić ją przed pojedynkami, miało tę dodatkową zaletę, że sprawiało, że pojedynki były nieco trudniejsze. Charity wciąż nie była do końca gotowa na ten poziom trudności, czego Severus bardzo pragnął.

 

Granger pochyliła się nad gotującym się kociołkiem, jej składniki ułożone były na blacie niczym żołnierze. Nalewka z tymianku, skorupka jajka żmijoptaka , sproszkowana ruta. Przy każdym poruszeniu eliksir mienił się głębszym złotem.

 

– A teraz, jakie masz plany, które wymagałyby nadmiaru szczęścia? -zapytał.

 

Liczyła swoje ruchy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, aż osiągnęła dwadzieścia pięć. – To prezent. Nie mam zamiaru go brać.

 

-Dlaczego ci nie wierzę?

 

– Bóg wie. Zwykle jesteś taką ufną duszą. Gdy podniosła temperaturę i posypała wierzch sproszkowaną rutą, jej ruchy stały się bardziej energiczne.

 

– Skąd zdobyłaś fundusze na skorupkę jajka żmijoptaka?

 

-Charity miała już składniki -Granger wskazała brodą w kierunku szopy, w której Charity, jak zawsze, mozoliła się nad swoimi eksperymentalnymi Zaklęciami. – Obiecałam, że uważę wystarczająco dużo, żeby ona też miała dawkę. Severus skrzywił się. Nie musiał pytać, skąd Charity zdobyła składniki. Zachowała prawie wszystkie zapasy eliksirów Gideona Prewetta. Przez lata Severusowi pozwolono na kilka rzeczy ze świętej świątyni Gideona, ale Granger po prostu weszła i czy to wszystko wzięła? Dlaczego Charity nie poprosiła jego o uwarzenie Felix Felicis?

 

Był tu zanim pojawiła się ta dziewczyna, prawda? Niedługo Granger bez wątpienia zacznie pytać Charity, dlaczego się z nim przyjaźni, a potem…

 

-Dobrze się czujesz? – zapytała Granger miękkim głosem.

 

-TAk.

 

Odpowiedź była automatyczna, choć w pierwszej kolejności nie powinna była być potrzebna. Nie powinien był pokazać czegokolwiek w jego wyrazie twarzy. Severus uspokoił oddech, przywdział zimną maskę na swoim obliczu. Nie do przyjęcia było pozwolić sobie na lenistwo tylko dlatego, że w świecie czarodziejów panował pokój. Nie, kiedy wiedział, że pewnego dnia znów będzie musiał zmierzyć się z Czarnym Panem.

 

Brwi Granger opadły, gdy kontynuowała tworzenie szczęścia dla Charity. – Feliksempra. -Unosząc różdżkę, nakreśliła ósemkę nad kociołkiem. – Tak. Uwielbiam zaczarowany eliksir.

 

– Czy ty…? Mają swoje zastosowania, to jasne, ale zawsze uważałem je za nieco restrykcyjne.

 

– Przypuszczam, że lubię je, ponieważ modyfikowanie Zaklęć przychodzi mi bardziej naturalnie. Rozumiem strukturę – logikę. Eliksiry to nie tylko nauka innego języka, ale także innego alfabetu.

 

Na przeczucie Severus zapytał: – Kto nadzorował twoją praktykę?

 

-Horacey Slughorn.

 

Ach. Cóż, nic dziwnego. Utknięcie w tym czasie mogło być dla niej dobre, jeśli w ogóle miała jakikolwiek talent do eliksirów – wielki , gdyby … Mając miejsce na eksperymenty, może nauczyć się, jak być przynajmniej nieco innowacyjną, zamiast budować na osiągnięciach innych. Laboratorium Slughorna nie było miejscem, w którym można się nauczyć czegokolwiek innego, poza tym, jak być pochlebcą.

-Zastanawiałam się… – powiedziała Granger – Dlaczego ty i Charity toczycie tak często pojedynki?

 

-Muszę utrzymywać swoje umiejętności na wysokim poziomie. W ciągu roku szkolnego często pojedynkuję się z Filiusem i Minerwą.

 

Nie wytłumaczył, dlaczego wybrał letniego partnera do pojedynków. To była historia do opowiedzenia Charity, a nie sprawa Granger.

 

Nauczenie Charity, jak się bronić, było najmniejszym, co mógł zrobić Severus. Wciąż nie wiedziała, że ​​był tam, kiedy jej świat się rozpadł. Nie wiedziała, że nawet jeśli ledwie byli wtedy znajomymi, uratowałby dla niej Gideona, gdyby mógł. Nie wiedziała, że gdyby nie pracował już dla Zakonu, ten dzień postawił by go u boku Dumbledore’a.

 

Wpychając na powrót wspomnienia tam, gdzie ich miejsce, Severus wyjął fiolkę szarego eliksiru chmury deszczowej, który uwarzył dla Granger.

 

-Może się to przydać, jeśli mamy spędzić dużo czasu w swoim towarzystwie – powiedział, kładąc go obok jej kociołka. – Będziemy się lepiej dogadywać, jeśli to przyjmiesz.

 

Zaciskając usta, Granger wpatrywała się w jego dzieło. Tak jak przewidział, odmówiła spytania o przeznaczenie eliksiru. Nie powiedziałby jej. Każdy, kto nie potrafił samodzielnie rozwiązać tak prostej łamigłówki, nie miał żadnego interesu w nauczaniu eliksirów.

 

-Czy to będzie nasze nowe hobby? -zapytała. – Wymianę pasywnych, agresywnych zniewag za pomocą eliksirów?

 

– Skąd wiesz, że to zniewaga?

 

-Spędziłem sześć lat jako twój student.

 

Jej oczy, kiedy napotkała jego spojrzenie, były tak samo ostrożne jak pierwszego dnia. Zanurzenie się w jej umyśle, kiedy rozproszył ją ich pojedynek, było testem. Teraz, kiedy lepiej wyczuwał jej obronę, o wiele łatwiej byłoby znaleźć drogę pod jej tarczą, kiedy mu zaufa. Stopniowo udawał, że ją wpuszcza, żeby pomyślała, że ​​są przyjaciółmi.– Tylko sześć? on zapytał. – W końcu ucieknę z lochów?

 

Granger zesztywniała na tylko jedno uderzenie serca, zanim wzruszyła ramionami. – Sama ucieknę, kiedy wrócę. Nie zamierzam dalej uczyć.

 

– Och? Co będziesz robić zamiast tego?

 

-Nie mam najmniejszego pojęcia. Rozważałam bycie dronem Ministerstwa, zanim zaczęłam nauczać do OWTM-ów , ale nie sądzę, żebym poszła tą drogą. Mam wystarczająco dużo przyjaciół którzy tam pracują, żeby wiedzieć czy warto.

 

– Marnują się tam nawet najbardziej przeciętne czarownice i czarodzieje. Powiedzenie jej, że się zmarnuje, byłoby dla niej nieprawdopodobne. Pewnie znowu oskarżyłaby go, że jest oszustem pod Wielosokowym. Musiał by na próbę powiedzieć coś w sąsiedztwie komplementu. Patrząc, jak chowa składniki, zapytał -W którym domu byłaś?

 

-A jak myślisz, w którym domu byłam?

 

To oznaczało, że zmusi go do zgadywania. Jak żmudne. W tym momencie przychylił by się w kierunku Ravenclaw. Pomimo jej twierdzeń o idealizmie Puchon uznałby, że jej zakład z Aidanem Lynchem jest niewybaczalnie niesprawiedliwy.

 

– Dam ci znać, kiedy zdecyduję – powiedział.

 

Miał sześć miesięcy, zanim Felix Felicis dojrzał, prawie rok, zanim miała wrócić do swoich czasów. Otrzyma swoje odpowiedzi.

 

Hermiona ponownie sprawdziła swoją pracę. Tak było, ten sam wynik. Jej pierwszy instynkt dotyczący eliksiru Snape’a był prawidłowy. Stanowiące biegunowe przeciwieństwo rozwiązania eliksiru rozweselającego zostało zaprojektowane, aby uczynić kogoś wyjątkowo zrzędliwym.

 

Mogę cię nauczyć butelkowania mizantropii. Hmm. W jakiś sposób nie brzmiało to, jak z ust Snape’a.

 

Chichocząc do siebie, Hermiona zaczęła pisać pomysły na odwrocie paragonu z Tesco. Inny standardowy eliksir nie wystarczyłby jej jako odparcie. Musiałaby stworzyć coś od podstaw.

Rozdziały<< Ogród trucizn Rozdział 5Ogród trucizn Rozdział 7 >>

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz