Ogród trucizn Rozdział 13

Rozdział 13 – Niebieski Barwinek 

 

1 sierpnia 1987 r

 

Co ona tu do diabła robiła?

Szkło zachrzęściło pod butami Hermiony, gdy szła za Snape’em w ciemną uliczkę. Wszystkie latarnie uliczne były zepsute, ale wydawało się, że nie ma problemu ze znalezieniem drogi przy słabym świetle księżyca. Tym razem zadowolił się przechadzką, zamiast zmuszać ją do biegu, aby nadążyć za jego długimi krokami.

Spacer był pomysłem Snape’a. Butelka wódki, którą kupili w sklepie na rogu, to także jego inicjatywa. Nie mogła go winić za to, że chciał się napić, biorąc pod uwagę informację, które w końcu udało jej się przemycić obchodząc Przysięgę.

Kroki Snape’a prawie się zatrzymały, gdy mijali zrujnowany plac zabaw, ale kontynuował, dopóki nie znaleźli się ponownie w jego ogrodzie, przycupnięci na dwóch wyczarowanych krzesłach. Otwierając wódkę najpierw podał jej.

Chwila była tak surrealistyczna, że ​​Hermiona prawie chciała zrobić z niej kapsułę czasu, którą jej młodsze ja odkryje podczas pierwszego roku. Ta dziewczyna nigdy nie wyobrażałaby sobie siebie siedzącej w ogrodzie w Cokeworth, dążącej do upicia się w towarzystwie profesora Snape’a.

Hermiona z wahaniem wzięła butelkę. Smakowało jak przyszły ból głowy, albo jakby mogło z łatwością usunąć resztę łuszczącej się farby z szopy Snape’a. Po tym, jak oddała mu flaszkę, nastąpiła kolejna chwila kapsuły czasu; Snape przyłożył usta do szyjki i pociągnął łyk. Patrzyła, jak jego jabłko Adama przemieszcza się podczas przełykania.

Serce Hermiony podskoczyło, gdy przypomniała sobie, że rzeczywiście spróbował Rozgrzewającej Pary. I zrobił to w jej obecności, nie inaczej. Gdy wyobrażała sobie, że w ogóle go używa, robiłoby to w środku zimy, w mrożącej krew w żyłach wilgoci lochów.

Głównym składnikiem rozgrzewającej pary było schwytane westchnienie. Para została stworzona z myślą o konkretnej osobie; ogrzałoby tę osobę tylko wtedy, gdyby warzyciel miał do niej pozytywne nastawienie. Ta konkretna fiolka działała tylko na Snape’a. Gdyby ktokolwiek dotknął go lub wdychał zawartość, nie poczułby żadnej zmiany.

Charity była obiektem testów Hermiony, kiedy próbowała udoskonalić tę na wpół zapamiętaną technikę. Chmura inspirowana Charity była błękitna, pełna nadziei i jasna.

-Łał! – powiedziała Charity – Czuję się przytulnie, ciepło i… lubiana? To jak przytulenie w butelce. Poza tym, że czuję się trochę winna i smutna, więc myślę, że to bardziej jak przytulenie na pogrzebie. Czy poczucie winy było tym, do czego dążyłaś? Czy Severus powiedział ci coś przykrego?

– Trzymając fiolkę w górze, przyjrzała się zawartości. – Jeśli tak jest będziesz potrzebowała znacznie więcej tego materiału.

Co czuł Snape? Wytwarzanie pary to jedno. Ale rozmyślanie nad emocjami wobec Snape’a i nadawanie im imion to coś zupełnie innego. Przez większość dni czuła się jakby był jej jedynym znajomym w tym czasie. Jedynym co łączyło ją z domem.

Dlaczego poprosił — no cóż, rozkazał — żeby została? Pewnie po to, żeby ją upić i znów spróbować użyć na niej legilimencji. Gdy myślała o opuszczeniu tarcz i wpuszczeniu go do środka, jej nadgarstek zapłonął.

Słabo. Głupia przysięga.

Snape spojrzał na niebo, jakby wszystkiemu było winne – temu, co już się wydarzyło i co miało dopiero nadejść. Leniwy ruch różdżki Hermiony wysłał bąbelki światła w kierunku gwiazd. Wystrzeliły, gdy tylko osiągnęły granicę zaklęć, które chroniły ogród przed wścibskimi mugolskimi oczami.

Z jej punktu widzenia nie tak dawno wyczarowała podobne bąbelki, kiedy pewnego wieczoru, tuż po śmierci Horacego, siedziała z Georgem w Norze. George posłał magiczne zygzakowate fajerwerki za jej bańkami świetlnymi, rozbijając je tak, że rozbłysły jak nowe konstelacje. Potem powiedział jej – Ponieważ jesteś tak cholernie nieszczęśliwa w wybranej przez siebie karierze, powinienem ci powiedzieć, że możesz mieć bardzo obiecującą przyszłość, tworząc produkty dla cudownego małego sklepu z dowcipami. W każdym razie, jakakolwiek liczba ludzi chciałaby cię zatrudnić, bo jesteś pieprzoną Hermioną Granger, powinnaś rozważyć sklep z żartami.To dla ciebie oczywisty wybór. Zawsze byłaś zdolna.

Wzdychając, Hermiona zwróciła swój wzrok z powrotem na Snape’a. -Tęsknię za moimi chłopcami – powiedziała.

-Czy ty ich kolekcjonujesz? – zapytał, wciąż krzywiąc się. – Twoje życie w tamtych czasach jest o wiele ciekawsze, niż kiedykolwiek sobie wyobrażałem.

— Kolekcjonuję ich, jak sądzę, w czysto platoniczny sposób. W moim życiu rozczarowująco brakuje poliandrii.

-Jak nudno. Po powrocie powinnaś poszukać mojego starszego ja.

Wypluła łyk wódki. – Nie chciałby dodawać więcej poliandrii do mojego życia, uwierz mi. Jeśli w ogóle żył.

– Nie, prawdopodobnie masz rację. Nie mam naturalnej skłonności do dzielenia się. Pochylając się bliżej, wyrwał jej butelkę z ręki. — Przypuszczam, że Potter należy do twojej platonicznej kolekcji?

-Tak. Głównie On i Ron Weasley. A po spędzeniu tylu czasu w Norze, bracia Rona też są dla mnie jak bracia. Wymieniła ich wszystkich, starając się pominąć Freda. Chociaż Snape prawdopodobnie nie mógł nic z tym zrobić, chciała wysłać komuś wiadomość, że Fred Weasley już się nie śmieje, nie oddycha i nie opowiada dowcipów w jej czasie. Poczuła mrowienie w nadgarstku. – Oczywiście jest też Neville. Widzę go w tym czasie, ale jest inny.

– Nie zmienił się tak jak ja, jak sądzę.

-Zdecydowanie nie. Czy to dziwne wchodzić ze mną w interakcję, biorąc pod uwagę, że znam cię o wiele dłużej niż Ty mnie?

– Nieszczególnie. Jednak mówiłaś, że nigdy mnie dobrze nie znałaś.

Świat wydawał się cieplejszy i bardziej zamazany, gdy alkohol przenikał przez jej organizm. Jej głowa dopiero zaczynała odczuwać przyjemne uczucie zawrotów. Wypijając kolejnego drinka, Hermiona wzdrygnęła się. Smak się nie poprawił.

-To dziwne myśleć, że będziesz mnie już znać, kiedy zostanę twoją uczennicą – powiedziała.

– Kiedy zobaczę, że jesteś przydzielona do Hufflepuf?

Hermiona uśmiechnęła się. Gdyby miała kontrolę nad swoimi podróżami w czasie, nie wróciłaby od razu do 2001 roku. Konieczny byłby postój w lecie po jej pierwszym roku, aby mogła wrócić do Spinner’s End i drażnić Snape’a, tym że ​​nie był w stanie odgadnąć jej przydziału do Gryffindoru.

-Tak myślisz?- zapytała.

– To nie jest moja ostateczna odpowiedź. – Snape pociągnął kolejny łyk wódki, zanim podał jej butelkę. –To musisz być albo Puchonem, albo Krukonem.

Zaśmiała się w szyjkę butelki. – Daj mi znać, kiedy zdecydujesz.

-Dam.-Zmrużył oczy. – Czy byłaś Hatstallem?

– Prawie. Tiara Przydziału nie spędziła ze mną tak długiej debaty, jak to zrobiła z Nevillem, ale wydawało mi się, że to wieczność, kiedy tam siedziałam.

-Gdzie skończył Longbottom?

-Gryffindor.

-Nie… Naprawdę?

-Zabierze mu trochę czasu, aby zdobyć jakąkolwiek pewność siebie, ale absolutnie należy do gryfonów. Jest bardzo odważny.

Snape zadrwił, jakby właśnie otrzymał jedno z zadań Neville’a do eliksirów.

-Hmm.

Kiedy Hermiona zwróciła swoją uwagę z powrotem na gwiazdy, wezbrała w niej absurdalna potrzeba latania. Jej myśli przeskakiwały nad każdym przerażającym magicznym lotem, jaki kiedykolwiek odbyła, skupiając się zamiast tego na lekcji latania ze Snape’em w Zakazanym Lesie. Sposób, w jaki jego magia pieściła jej skórę, był bardziej niebezpieczny niż jakakolwiek miotła.

-Czy zawsze tak jest, kiedy uczysz ludzi latać? – zapytała.

-Musisz być bardziej szczegółowa. Czy zawsze tak jest?

Podekscytowana odwaga zmieszała się z Gryffindorską zuchwałością, płonąc mocno w jej piersi, dopóki nie powiedziała – Podniecająco.

Snape zaśmiał się. – Nie mam pojęcia. Nie próbowałem uczyć nikogo innego. Wymyśliłem zaklęcie dopiero kilka lat temu i nie reklamowałem nikomu swojego odkrycia. Według ciebie mam zamiar uczyć Czarnego Pana w pewnym momencie, tak? Biorąc pod uwagę, ile mrocznych zaklęć rzucił, prawdopodobnie nie będzie wymagał praktycznej demonstracji.

– Podziękuj za to Merlinowi.

Jakaś część Hermiony – prawdopodobnie ta pijana – chciała, by lot bez miotły pozostał czymś, co było tylko ich doznaniem, nie dzielone z Voldemortem i skalane przez niego. Ale danie Voldemortowi takiej mocy pomogłoby Snape’owi zdobyć przychylność, być może wyciągnie go z trudnej sytuacji. Voldemort był mile widziany, jeśli to zapewniło Snape’owi bezpieczeństwo.

-Czy mogę mieć kiedyś kolejną lekcję?- zapytała, zanim zdążyła pomyśleć o tym lepiej.

Przez sposób, w jaki wtedy na nią patrzył, spodziewała się, że odczuje inwazję Legilimencji. Zamiast tego Snape pochylił się bliżej i ciągnął w tę iz powrotem wisiorek z przebiśniegami na jej szyi.

– Być może – powiedział. Gdy wstał, rozgrzany jego dotykiem metal opadł z powrotem na jej pierś. – Chodź ze mną.

Otwarcie drzwi do jego szopy wymagało zrzucenia kilku osłon. Wewnątrz pozbawionej okien przestrzeni znajdowało się jego laboratorium eliksirów. Coś różowego i lepkiego bulgotało w złotym kociołku, ale Snape odpędził ją, zanim zdążyła przyjrzeć się bliżej. Alkohol najwyraźniej też na niego działał; był zadowolony wyczarowując koc by usiąść na podłodze, zamiast robić kolejną parę krzeseł.

– Dzięki temu mój kociołek nie będzie cię nęcił – powiedział.

-Jeśli nie chcesz pokazać mi, co warzysz, to co my tutaj robimy? Nie jest to idealne rozwiązanie na lekcję latania.

– Nie zabiorę cię na lot, kiedy piliśmy. Jesteśmy tutaj, bo to powstrzyma moją matkę i… Charity przed zobaczeniem nas.

Hermiona nie zauważyłaby krótkiej pauzy przed imieniem Charity, gdyby jej nie nasłuchiwała. Jego twarz niczego nie zdradzała.

-Twoją matkę? – zapytała.

– Przyjechała z wizytą. Nie ruszaj się.

Sięgając za szyję Hermiony, Snape rozpiął jej naszyjnik. Loki opadły i otarły się o jego nadgarstki, gdy urok zniknął, ukazując jej prawdziwy wygląd.

– Lepiej – powiedział, upuszczając łańcuszek z wisiorkiem na jej dłoń.

Hermiona pozwoliła swojej głowie opaść do tyłu, by delikatnie oprzeć się o ścianę szopy. Dobry panie. Co do diabła, miała zrobić z tym Snape’em, który dokuczał zamiast kpić, który chciał zobaczyć jej prawdziwą twarz? Spojrzał na jej usta, a ona po prostu… chciała … Jeśli była ze sobą szczera, czuła w jego kierunku szarpnięcie od czasu tego pierwszego lotu. Może nawet wcześniej. Może rosło, odkąd zostawił jej ten pierwszy, złośliwy eliksir.

Albo odkąd wpadła do jego łazienki, kiedy był ubrany tylko w ręcznik.

– Najpewniej w ogóle cię nie znałam, prawda? – zapytała.

-Prawdopodobnie nie.

Był na tyle blisko, że mogła poczuć ciepło jego oddechu. Na tyle blisko, że ledwo musiała pochylić się do przodu, zanim jej usta złączyły się z jego ustami. To był ledwie pocałunek – tylko szybkie muśnięcie ust i niezręczne uderzenie nosa – ale przez tę krótką, cudowną chwilę Snape oddał pocałunek.

-Jak pijana jesteś? – zapytał, cofając się, by spojrzeć jej w oczy.

Wystarczająco odurzona, by wziąć to, czego chciała, bez pełnego rozważenia konsekwencji.

– Hmm – powiedziała. – W skali od jednego do dziesięciu, gdzie jeden to wcale, a dziesięć to Sybill w bożonarodzeniowy poranek, mam około szóstki. Może siódemkę. A co z tobą?

– Gdzieś w okolicach piątki, jak sądzę. To może być szóstka, kiedy wstanę.

Nie próbował ponownie jej pocałować, ale jakoś nie czuła się odrzucona. Opuściła głowę na jego ramię, jej puls podskoczył trochę, kiedy na to pozwolił. Jego grymas wciąż był obecny, choć nie tak głęboki jak wcześniej.

-Czy teraz jest dobry moment, aby ponownie poprosić cię o pomoc w Klubie Obrony? – wyszeptała.

-Absolutnie nie.

-Cóż, musiałam spróbować.

– Oczywiście, że tak. Hufflepuf.

Rozdziały<< Ogród tucizn Rozdział 12Ogród trucizn Rozdział 14 >>

Ten post ma 6 komentarzy

Dodaj komentarz