Szach Mat! Czyli HG/SS Bez Cukru

Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.


 

Kuchnia w Norze jak zwykle była pełna ludzi. Pani Weasley krzątała się przy garnkach, jej mąż czytał Proroka Codziennego, a dzieci wraz z gośćmi jadły obiad. Profesor McGonagall dyskutowała z Nimfadorą Tonks na temat nowych zaklęć, które miałyby usprawnić transmutowanie ludzi w zwierzęta, Remus Lupin przysłuchiwał się im, natomiast Harry nie mógł się powstrzymywać od ciągłego spoglądania na stronę tytułową gazety, która była w dłoniach pana Weasleya. Było tam wielkie zdjęcie grubej kobiety, podobnej do ropuchy, która uśmiechała się paskudnie. Jeszcze gorszy, jeśli to w ogóle było możliwe, był nagłówek: DOLORES UMBRIDGE NOWYM MINISTREM MAGII. Harry miał wrażenie, że grzanki, które zjadł na śniadanie, zamieniają się w kamienie. Umbridge Ministrem?! Widocznie nie tylko on wyczuwał w tym coś niewłaściwego, bo na wieczór zapowiedziane zostało spotkanie Zakonu Feniksa.

Były letnie wakacje i kilka dni wcześniej Harry Potter ukończył siedemnaście lat, co oznaczało, że stał się pełnoletni, według czarodziejskiego prawa. Musiał opuścić dom wuja i ciotki, jednak nie tęsknił za nimi ani tym bardziej oni za nim. Tym bardziej był zszokowany, gdy w dzień urodzin znalazł w nogach swojego łóżka prezent od nich – małą ramkę z ich zdjęciem. Co dziwniejsze, w środku był list. List od Dudleya. W pierwszym szoku jedyną rzeczą, o której pomyślał Harry było to, że nie miał pojęcia, że Dudley umie pisać. Dopiero przy drugim czytaniu dotarł do niego sens listu. Dudley pisał, że chociaż nie dogadywali się dobrze, co było eufemizmem na skalę światową, będzie za nim tęsknił i ma nadzieję, że ten prezent nie pozwoli mu zapomnieć o rodzinie. Wbrew sobie postawił ramkę obok łóżka, chociaż sam nie wiedział dlaczego. Z równie wesołym skutkiem mógł tam ustawić portret Snape’a.

Mistrz Eliksirów był ostatnim człowiekiem, na którego chciałby patrzeć. Kiedy w czerwcu Śmierciożercy dostali się do Hogwartu, uciekł razem z nimi po drodze nokautując Dumbledora. Dyrektor później im wytłumaczył, że robił to zgodnie z rozkazem, ale Harry nie mógł zapomnieć wyrazu nienawiści, jaki pojawił się na twarzy Snape’a, gdy rzucał zaklęcie. Tak, zdecydowanie lepiej było patrzeć na Dursleyów. Poza całkowicie nieoczekiwanym prezentem od rodziny dostał również kilka innych rzeczy, ale tutaj nie było zbyt wielkich niespodzianek. Państwo Weasleyowie podarowali mu zegarek, zgodnie z tradycją rodzinną, i ciągle przepraszali, że nie jest nowy, chociaż Harry’ego tak uradował ich podarunek, że przez kilka minut musiał walczyć ze sobą, by się nie rozpłakać. Fred i George przesłali mu chyba połowę asortymentu z „Magicznych Dowcipów Weasleyów”, a Bill razem z Fleur dodali do tego skrzynię, która była cała pomarańczowo-czerwona z wielką, złotawą błyskawicą na wieku. Hermiona, jak należało się spodziewać, dała mu książkę, ale po raz pierwszy miał ochotę ją za to uściskać. „Poradnik do walki z Czarną Magią dla początkujących Aurorów” był czymś, czego pragnął, a wstydził się wejść do księgarni i kupić. Musiała zauważyć jego tęskne spojrzenia. Ginny i Charlie wręczyli mu kilka egzemplarzy smoczych łusek, które bardzo dobrze działały na bóle głowy. Hagrid przysłał tort własnej produkcji, który na szczęście został wręczony ghulowi ze strychu i zatkał go na kilka dni, oraz włosy z ogona jednorożca, które trzymały silniej niż niejeden łańcuch. Remus i Tonks, którzy zamierzali się pobrać, dali mu wspaniałą pelerynę, która, jak mówiła Tonks, sama się składała i prasowała. Mile zdziwiła go dodatkowa przesyłka z Hogwartu – kadra profesorska życzyła mu pomyślnych wiatrów i na dowód sympatii otrzymał dosyć spory gobelin przedstawiający godło Gryffindoru – lwa. Podobny prezent otrzymał kilka miesięcy wcześniej Ron i z tego co się orientował, to każdy uczeń w dzień swoich siedemnastych urodzin dostawał list od nauczycieli wraz z gobelinem odpowiedniego domu. Jedynym zmartwieniem Harry’ego było to, że nie miał go gdzie zawiesić. Grimmauld Place 12 nie było już tajną kwaterą Zakonu, bo w chwili, gdy aportowali się tam razem z Dumbledorem w lipcu, dopadli ich Śmierciożercy. W związku z tym obecnie przebywali w Norze.

Pan Weasley odłożył gazetę i ciężko westchnął, po czym zwrócił się do profesor McGonagall.

– Minerwo, czy wiedzieliście coś na ten temat? Wczoraj, kiedy wychodziłem z biura, Scrimgeour wciąż był Ministrem.

– Niestety, dla nas też było to szokiem. – Profesor posmarowała sobie grzankę masłem i dodała dżemu. – Przy śniadaniu dostaliśmy pocztą gazetę i chyba pierwszy raz w swoim życiu widziałam Albusa tak wściekłego. Pomona omal nie zeszła na zawał i Poppy musiała jej podać waleriany na uspokojenie. Najgorsze jest to, że nikt nie wie, co się stało z Scrimgeourem. Kingsley miał się odezwać, ale wciąż milczy.

– Co zamierza Dumbledore?

– Nie wiem. Od razu zajął się powiadamianiem członków Zakonu o spotkaniu, poprosił Kingsleya, żeby poszedł do Ministerstwa i czegoś się dowiedział. Potem odbył krótką rozmowę z Severusem, po której ten zniknął. Miał się dowiedzieć, czy to sprawka Sami-Wiecie-Kogo, ale też milczy. Robi się bardzo nieciekawie.

Przy ostatnim słowie skrzywiła się i dodała nieco cukru – dżem był za kwaśny. Harry omal nie podskoczył. Po raz pierwszy mówiono o sprawach Zakonu w ich towarzystwie. Zauważył, że bliźniacy, Ron, Ginny i Hermiona też chciwie łapią każde słowo. I tak mieli się niedługo wszystkiego dowiedzieć.

Dosłownie trzy dni wcześniej na kolacji pojawił się Dumbledore i spokojnie jedząc kaczkę powiedział:

– Molly, chciałbym, by Harry, Hermiona i twoje najmłodsze dzieci przystąpiły do Zakonu, jeśli taka jest ich wola.

Nie był to najsubtelniejszy sposób przekazania tej szokującej informacji, ponieważ pani Weasley opuściła różdżkę powodując, że noże zaczęły wirować po kuchni, Harry omal się udławił sokiem z dyni, Hermiona pisnęła i złapała ją czkawka, Ginny zakrztusiła się ziemniakiem, bliźniacy stuknęli się głowami sięgając po sól, a Ron wylał sobie zupę na kolana. Dumbledore z chichotem odczekał, aż wszyscy się uspokoją. No, prawie wszyscy. Pani Weasley wyglądała, jakby ktoś ją mocno ukłuł.

– Albusie! To są jeszcze dzieci!

– Nieprawda! – oburzyli się unisono Fred i George.

– Milczcie!

– Nie, Molly, oni mają rację. Są już pełnoletni, tak samo Harry, Ronald i Hermiona. Ginewra za mniej niż rok osiągnie pełnoletniość. Wiesz dobrze, jaka jest sytuacja. Nie tylko ich potrzebujemy, ale ich własne bezpieczeństwo zależy od informacji. Informacji, które muszą poznać.

– Nie zgadzam się! Mam już połowę rodziny w Zakonie, nie zmuszaj do tego tych dzieci!

– Nikogo nie zmuszam – powiedział poważnie, patrząc na każde z nich zza okularów-połówek. – Jeśli któreś z nich się nie zgodzi, wtedy może czuć się zwolnione z obowiązku. Nie będzie żadnych komentarzy, żadnego wyśmiewania. Stawką jest wasze życie, więc dobrze to przemyślcie.

Zapadła cisza, w czasie której słychać było jedynie histeryczne, ciężkie oddechy pani Weasley. Harry postanowił odezwać się pierwszy.

– Już w zeszłym roku dużo na ten temat myślałem, panie profesorze. – Głos tylko lekko mu się trząsł. – Nawet gdybym nie chciał, to jestem częścią tego wszystkiego. Chcę dołączyć do Zakonu.

– Harry! – zapłakała pani Weasley.

– Ja także. – Ron poważnie patrzył na swoje zaciśnięte pięści. – Ktoś musi się tym zająć, prawda?

– My też – powiedzieli bliźniacy.

– Dołączymy, bo…

– Tak trzeba.

Pani Weasley opadła na krzesło i zaniosła się głośnym szlochem, jednak to słowa Ginny ją dobiły.

– Jeśli mam zginąć, zginę w walce.

– Oszaleliście?! – Podskoczyła i ze łzami w oczach potrząsała najpierw Fredem, potem Ronem, w końcu przycisnęła do siebie Ginny. – Nie róbcie mi tego! Nie musicie tego robić! Zostawcie to wszystko nam! – Wszyscy Weasleyowie patrzyli w stół, żadne z nich nie uczyniło nawet ruchu. Harry czuł się tak, jakby to on wbijał sztylety w serce pani Weasley. To wszystko jego wina… – Hermiono! Chociaż ty wykaż się rozsądkiem! Co na to twoi rodzice?!

– Moi rodzice zrozumieją. – Głos Hermiony drgnął. – Dyrektorze, czy mogłabym w jakiś sposób zapewnić im bezpieczeństwo? Oni nie mają jak się bronić.

– Oczywiście.

– W takim razie ja również chcę przystąpić do Zakonu.

Dla mamy Rona było to za wiele – zemdlała. Bliźniacy, z minami winowajców, ułożyli ją na sofie i docucili.

– Wybacz, Molly…

Dumbledore był naprawdę smutny.

– Albusie, chociaż obiecaj mi, że przynajmniej na razie nie dostaną żadnej misji!

– Mamo! – padło z czterech gardeł.

– Obiecuję. W takim razie, drogie panie i drodzy panowie. – Wstał i ukłonił się. – Zobaczymy się na najbliższym spotkaniu. Dobranoc.

Teraz, siedząc w ciepłej kuchni, Harry mógł zrozumieć postawę pani Weasley. On był sam, Hermiona także, ale cała rodzina Rona była w tej chwili w Zakonie. Nawet Fleur, która w tej chwili kręciła się po Norze i ozdabiała sypialnię swoją i Billa, postanowiła dołączyć.

– Ni mogę zostawici Bill w takij chwili. Ja też będę waliczyć.

Jej narzeczony próbował ją przekonać, żeby tego nie robiła, ale okazało się, że trafił na wyjątkowo upartą osobę. W końcu poddał się, ale widać było, że nie jest z tego powodu zachwycony. Remus rzucał mu zaniepokojone spojrzenia. Podczas czerwcowej pełni księżyca Bill leżał wciąż w malignie, więc nie było wiadomo, jak zareaguje na tą, która się zbliżała. Lupin już pił swój eliksir, by być obecnym na spotkaniu Zakonu i nikogo nie zaatakować, ale tak naprawdę to Bill stanowił zagrożenie. Harry wzdrygnął się na wspomnienie Greybacka, jego żółtych oczu, długich pazurów…

Odepchnął od siebie talerz, czując, że nic więcej nie przełknie i obserwował podwórze, po którym beztrosko spacerowały sobie kurczaki. Za kilka godzin Nora będzie wypełniona po brzegi ludźmi, którzy w każdej chwili mogą zginąć. Przyjrzał się roześmianej Ginny, pożerającemu udko Ronowi, Hermionie patrzącej na chłopaka z lekkim obrzydzeniem, bliźniakom stukającym się pucharkami, Tonks tulącej się do Remusa i całej reszcie. Ludzie, których kochał, lubił i podziwiał w następnej sekundzie mogli być martwi. I to wszystko z powodu jednej głupiej przepowiedni i jednego chorego na umyśle czarnoksiężnika. Paranoja.

Miał właśnie zatopić się w czarnych myślach, gdy usłyszał dwa pyknięcia i na podwórzu pojawiła się Luna z Nevillem. Dziewczyna potrafiła od każdego odegnać ponure myśli – miała na sobie tiarę wielkości głowy, która wyglądała jak skrzyżowanie dyni z cukinią. Roześmiał się i wyszedł ich przywitać.

– Miło was widzieć! Luna, co ty masz na głowie?

– To nowa moda, nie wiesz? Podobno czarownice z Kualalumpy i stowarzyszenia Burakowego Cukraka uznają to za dobry afrodyzjak, który w dodatku leczy Hokumulusa.

Spojrzał zdziwiony na Nevilla, który jedynie wzruszył ramionami i podał mu dłoń. Nie urósł wiele od czasu, gdy ostatnio się widzieli, ale zdecydowanie wyszczuplał.

– Babcia mnie męczy kapustą. Mam jej tak dosyć, że prawie nic nie jem.

– Pani Weasley pewnie się postara, żebyś to nadrobił.

– Pewnie tak.

– Co właściwie tu robicie? – spytał, kiedy ruszyli do wejścia.

W środku Luna wzbudziła powszechne zainteresowanie i właśnie doprowadziła profesor McGonagall do łez ze śmiechu.

– Dumbledore przyszedł do mnie w zeszłym tygodniu i spytał, czy chcę dołączyć do Zakonu – powiedział chłopak ponuro. – Babcia była wniebowzięta. Gdyby była choć trochę młodsza, pewnie sama by przystąpiła. U Luny był wczoraj rano.

– Nie chciałeś dołączyć?

Neville spojrzał mu prosto w oczy i lekko się uśmiechnął.

– Nie na wiele się wam przydam, ale jak mógłbym was zostawić? Może nie wskakuję w to z wielkim „Hurra!”, ale chcę.

Po jakimś czasie okazało się, że nie tylko oni dostali taką propozycję od Dumbledora. Ernie McMillan, Hanna Abbot, Cho Chang, Lavender Brown, siostry Patil i kilku znajomych z Hogwartu, głównie tegorocznych siódmoklasistów. Szalonooki Moody, który pojawił się jako jeden z pierwszych, powiększył kuchnię Weasleyów do rozmiarów niemalże Wielkiej Sali. Każdy mógł wygodnie usiąść, kilka gnomów zostało transmutowanych w filiżanki, gdy tych zabrakło, ale każdy miał co wypić.

Koło dwudziestej pojawił się także Dumbledore. Kiedy wszedł, od razu ucichły wszelkie śmiechy. Zaczęło być poważnie.

Dumbledore usiadł tak, by wszyscy mogli go widzieć. Podziękował za herbatę i uważnie przyjrzał się zarówno starszym członkom Zakonu, jak i tym nowym. Po chwili westchnął.

– Kingsley i Severus się spóźniają.

– Spokojnie, na pewno dotrą. – Profesor Sprout była lekko blada.

– Oni nigdy się nie spóźniają, ale widocznie zawsze musi być ten pierwszy raz. Zaczniemy więc od wstępu, może zdążą na dalszą część. – Spoważniał i pochylił się do przodu. – Mamy, po raz pierwszy od powstania Zakonu Feniksa, tak wielu nowych członków. Wszyscy jesteście młodzi, większość z was nie skończyła jeszcze szkoły, a mimo to wiecie, co od was zależy. Każdemu z was opowiadałem już historię Zakonu, więc nie będę się powtarzał. Nas, starych członków, nie pozostało zbyt wielu, dlatego potrzebujemy świeżej krwi. – Harry zauważył, że Hermiona przełyka nerwowo ślinę. Ten zwrot nie brzmiał najlepiej. – Zgadzając się na przystąpienie do Zakonu wiedzieliście, że możecie zginąć. Tym bardziej jestem wam wdzięczny, że jednak dołączyliście. Szybko wam powiem, kto czym się zajmuje, żebyście wiedzieli, do kogo się zwracać w jakiej sprawie. Ja jestem Głową Zakonu i do mnie zgłaszacie absolutnie wszystko, bez względu na to, czy skontaktowaliście się z innym członkiem. Muszę wiedzieć wszystko, by nie popełnić nigdzie błędu. Każdy błąd kosztuje czyjeś życie. Profesor McGonagall jest naszą skrzynką kontaktową, do niej należy się zgłaszać, gdy ja jestem nieosiągalny. Ona również przekazuje informacje pomiędzy członkami Zakonu w sposób całkowicie bezpieczny. Alastor zajmuje się stroną zbrojną. Zbiera niebezpieczne przedmioty i zajmuje się nimi, ale także będzie wam udzielał porad i lekcji z zakresu samoobrony i ataku. Musicie wiedzieć, jak atakować bez używania Zaklęć Niewybaczalnych, by powstrzymać, a nawet zabić. – Większość obecnych wciągnęła przy tych słowach powietrze. – Tak. Zabić. Czasem nie ma innego sposobu. Mundungus kontaktuje się z przemytnikami i czarnym rynkiem. Gdy trafia na niego coś niebezpiecznego, stara się to zdobyć. Do niego zwracacie się w sprawach związanych właśnie z takimi rzeczami, jeśli usłyszycie cokolwiek na temat jakiejś broni. Profesor Flitwick zajmuje się sprawami Hogwartu, gdy mnie nie ma. Sprawuje również pieczę nad uczniami, więc jeśli uważacie, że komuś grozi niebezpieczeństwo, a mnie nie ma, zwracacie się do niego. Profesor Sprout razem z profesorem Slughornem zajmują się truciznami i trującymi roślinami, które mogą się znaleźć w okolicach zamku, czy też innego miejsca. Panie Longbottom. – Neville podskoczył, oblał się herbatą i zaczerwienił po koniuszki uszu – Słyszałem, że jesteś wyjątkowo utalentowany w kierunku Zielarstwa. Chciałbym, byś pomógł profesor Sprout.

– Byłbyś mi dużą pomocą, Neville – dodała korpulentna czarownica. – Mam taki nawał pracy, że nie daję sobie z tym rady.

– O-O-Oczywiście.

– Dobrze, kto następny? Kingsley jest naszym człowiekiem w Ministerstwie razem z Arturem. Oni nasłuchują, wynajdują i zbierają wszelkie informacje, które mogą być dla nas przydatne. Profesor Snape jest naszym… hmmm, nie lubię tego słowa… naszym szpiegiem w obozie Śmierciożerców. – Hanna Abbot i Ernie McMillan podskoczyli i wydali zgodne: „CO?!”. – Wiele lat temu był Śmierciożercą, ale jeszcze przed upadkiem Voldemorta przeszedł na naszą stronę. Wykonuje najtrudniejszą i najniebezpieczniejszą pracę z nas wszystkich, więc nie należy mu zawracać głowy, dopóki nie usłyszycie żadnych pogłosek o nowych Śmierciożercach. Jednak i w takim przypadku lepiej zgłosić się do mnie.

Tu zerknął na Harry’ego, jakby go upominając.

– Profesor Hooch zajmuje się transportem pomiędzy Hogwartem a Norą i niektórymi domami członków Zakonu. Gdy trzeba będzie się gdzieś szybko przemieścić, należy udać się do niej. Hagrid i profesor Maxime są naszym łącznikiem z olbrzymami, tak samo jak Remus z wilkołakami. Przypuszczam, że w tym temacie nie będziecie mieli żadnych plotek czy nowości, więc zostawcie ich w spokoju. Tonks i reszta aurorów są wsparciem. Aby uzyskać ich pomoc należy się zgłosić do mnie, do profesor McGonagall, do Alastora lub do Severusa. Żaden inny członek Zakonu nie jest w stanie ich wezwać. Reszta ma zadania całkowicie niezwiązane z tym, czego możecie się dowiedzieć. Jakieś pytania?

Harry czuł się oszołomiony. Tyle informacji na raz, że sam nie wiedział od czego zacząć. Bez zdziwienia zauważył wyćwiczoną rękę Hermiony.

– Profesorze, czy my także otrzymamy jakieś konkretne zadania, tak jak Neville? Dumbledore przyglądał się jej przez chwilę, jakby ją oceniał, po czym skinął głową.

– Tak. Każde z was ma już określoną ścieżkę. Niektórym z was może się nie spodobać to, o co was proszę, ale mam nadzieję, że zrozumiecie. Harry – chłopak podskoczył – chciałbym, byś znów wrócił na lekcje Oklumencji. Tym razem jest to ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. To jest twoje jedyne zadanie i mam nadzieję, że bez względu na to, jak bardzo nie lubicie się z Severusem, dasz radę.

Harry skrzywił się, ale po chwili dotarło do niego, że będąc w Zakonie i mając stałe połączenie umysłowe z Voldemortem naraża innych. Niechętnie potaknął.

– Postaram się najlepiej, jak potrafię.

– To dobrze. Fred i George do was mam pytanie dotyczące waszych dodatkowych prac.

– Ma pan na myśli proszek peruwiański i tego typu rzeczy?

– Tak. Po pierwsze, czy jesteście w stanie tych rzeczy wyrobić nieco więcej?

– Jak najbardziej.

– Po drugie chcę byście zwracali uwagę na to, kto co kupuje i zdawali mi raporty. Proście o imiona i nazwiska, wpisujcie co te osoby kupują i jak często. To dość ważne. Chciałbym również później z wami porozmawiać na temat niektórych artykułów, których lepiej nie sprzedawać nikomu poza Zakonem.

– Nie ma…

– …problemu.

– Panna Granger. – Hermiona zbladła, ale uniosła głowę. – Do pani mam wyjątkową prośbę. Tak, prośbę. To ty podejmiesz decyzję. W ciągu sześciu lat pokazałaś swoje zdolności w niemalże każdej dziedzinie nauki i jest wiele spraw, które chciałbym ci powierzyć. Jednak jedna z nich jest ponad nimi wszystkimi. Słyszałem, że jesteś wybitną uczennicą w eliksirach?

Większości obecnych pospadały w dół szczęki. Hermiona wydukała:

– Eee… Słucham?

– Wybitną uczennicą w eliksirach. A to przynajmniej wywnioskowałem pomiędzy wierszami narzekań Severusa.

– Nie wydaje mi się, żeby to były bezpodstawne narzekania, profesorze.

– A jednak. Zadanie jest bardzo… delikatnej natury i nawet się cieszę, że w tej chwili nie ma z nami Severusa, bo on jest osobą, która nie powinna o tym wiedzieć.

Harry poczuł przypływ strachu o Hermionę. Ron, pani Weasley i Ginny chyba też, bo patrzyli na nią z rozszerzonymi oczami, bladzi i spoceni. Hermiona była lekko zielona, ale głos jej nawet nie drżał.

– Jeśli w ten sposób będę w stanie pomóc.

– Będziesz. Potrzebuję kogoś kto… hmmm… będzie w stanie włamać się do prywatnych zapasów Mistrza Eliksirów i popracować nad eliksirem łagodzącym lub leczącym uboczne efekty klątwy Cruciatus.

Harry rzucił szybkie spojrzenie na Nevilla, który cały zamienił się w słuch. Gdyby dało się uleczyć jego rodziców…

– Czy profesor Snape nie może sam się tym zająć? Zna się na eliksirach daleko lepiej niż ja.

– Ale nie ma innowacyjnego podejścia do pewnych spraw i będzie się wzdragał przed użyciem niektórych składników. W dodatku sam boryka się z… pewnymi skutkami ubocznymi.

– A dlaczego miałabym się włamywać? Nie sądzę, by mógł się sprzeciwić pańskiej prośbie o udostępnienie magazynu.

– Nie, nie sprzeciwiłby się. Jednak wtedy pochowałby co ciekawsze egzemplarze po kątach. Z tego co wiem, już raz się tam włamałaś.

Hermiona zaczerwieniła się, Harry i Ron prawie parsknęli. Prawie.

– Owszem, ale to było w drugiej klasie i podczas zajęć. Nie sądzi pan chyba, że co lekcję będę się tam włamywać?

– Oczywiście, że nie. Tak samo, jak Neville będzie pomagał Pomonie w Zielarstwie, tak samo ty zostaniesz uczennicą profesora Snape’a. W ten sposób będziesz częściej w okolicach magazynu i, jeśli się postarasz, będziesz w stanie podejrzeć jego notatki dotyczące tegoż eliksiru.

Harry’emu coś nie pasowało i dopiero po chwili wiedział co.

– Zaraz, zaraz. Przecież Snap… profesor Snape nie uczy Eliksirów, tylko Obrony?

– Horacy uznał, że…

– Nie umiem się połapać w tym co on tam narozrabiał w pracowni – burknął Ślimak. – Wszystko poprzestawiane, inaczej poukładane! W dodatku zmienił plan zajęć i składniki niektórych eliksirów! Nie nadaję się do tego!

– Więc, jak chciałem powiedzieć, Horacy uznał, że woli pozostać w zamku i pomagać Pomonie, bez żadnej konkretnej posady. Po zajęciach będziesz pomagała profesorowi Snape’owi przy różnych eliksirach dla Zakonu. Ostatnio drastycznie spadły nam ilości Veritaserum i kilku innych równie… pomocnych. Severus, choć za nic się do tego nie przyzna, nie daje sobie rady z tempem, które mu narzucam. Potrzebuje pomocy.

Hermiona skrzywiła się, nabrała powietrza i wypuściła je, jakby chciała się uspokoić.

– Dobrze – powiedziała w końcu. – Jeśli w ten sposób mogę pomóc. Tylko jakoś nie widzę, żeby on się na to zgodził.

– Zgodzi się, zgodzi. – Machnął lekko ręką Dumbledore i kontynuował. – Ronaldzie, chciałbym byś ty, razem z Hanną – dziewczyna rozejrzała się, jakby niepewna czy to o niej mowa – sprawdzał co jakiś czas Ślizgonów. Nie znoszę szpiegostwa, zwłaszcza w szkole, ale większość uczniów Slytherinu ma rodziców Śmierciożerców i niektórzy mogą, tak jak pan Malfoy, podążać za wskazówkami. Mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi?

Ron skinął głową i nieśmiało uśmiechnął się do Hanny, która niepewnie pomachała ręką.

– Ginewro, twoje zadanie będzie dość… nietypowe. – Ginny uniosła hardo głowę. – Dziewczęta. Masz zostać osobą towarzyską i stworzyć własną siatkę, z której będziesz zbierać informacje. Każdy dom, każdy rok, masz być wszędzie i wszystko słyszeć. Dasz radę?

– Oczywiście, że tak.

– Ernie, to samo odnosi się do ciebie, ale ty inwigilujesz chłopców. – Chłopak skinął głową. – Reszta… Pan Lee, panna Johnson, panna Bell, pan McLaggen, pan Thomas, panna Lovegood, panna Brown, panny Patil i pan Smith… Z wami będę musiał porozmawiać na osobności. Wasze zadania będą spokojniejsze i mniejszej wagi niż te, które dotąd wymieniłem, jednak nie chciałbym byście z tego powodu podchodzili do nich niepoważnie.

Jordan Lee, Katie Bell i Angelina Johnson oburzeni zaczęli wykrzykiwać, że oni zawsze biorą się za wszystko poważnie, a Dumbledore jedynie się uśmiechnął.

Profesor Flitwick pociągnął dyrektora za rękaw.

– Ministerstwo, Albusie. Po co nas dziś zwołałeś?

– Ech… – Uśmiech od razu zniknął. – Właściwie to czekałem na dokładniejsze informacje od Kingsleya i Severusa, ale żaden z nich się ze mną nie skontaktował. Jednak i bez nich nie wygląda to wesoło. Dolores Umbridge dziś rano została Ministrem Magii, jak pewnie wszyscy już wiecie. Prorok rozpływa się nad nową Minister, ale prawda jest taka, że Dolores została zastraszona i wykonuje jedynie polecenia.

Hermiona rzuciła im spojrzenie mówiące „a nie mówiłam?”. Od rana twierdziła, że Umbridge nie jest na tyle zła, by sama z siebie zająć to stanowisko.

– Skąd to wiesz? – Lupin robił się coraz bardziej blady. – Uch… Przepraszam was na chwilę.

Wyszedł z kuchni do pokoju, skąd dobiegły ich krzyki i stękania, które po chwili zmieniły się w piski. Kilka minut później do sali wszedł wielki wilk i ułożył się koło stóp Tonks, która zaczęła gładzić jego futro.

– Dolores od dłuższego czasu wyglądała na wystraszoną. Kiedyś, przypadkiem rzecz jasna, podsłuchałem jak Rokwood groził jej rodzicom. Musicie wiedzieć, że rodzice profesor Umbridge od dłuższego czasu leżą w domu i niewiele potrafią zrobić sami. Mimo to bardzo ich kocha i, niestety, wszyscy o tym wiedzą. Wyszedłem więc z założenia, że została Ministrem wbrew swojej woli. To jednak są jedynie moje podejrzenia. Drugim wariantem jest, że…

Ale już się nie dowiedzieli, jaki miał być drugi wariant, bo nagle rozpętało się piekło. Bill, bez ostrzeżenia, rzucił się na siedzącego obok Charliego i wbił się w niego paznokciami. Jego gałki oczne szalały, z ust toczyła się piana. Fleur chciała doskoczyć do niego, ale Szalonooki złapał ją w pasie. Remus-wilk rzucił się na chłopaka i uderzył go grzbietem, by po chwili zostać w niego ugryzionym. Zawył przeciągle, a w ciszy jaka zapadła usłyszeli kilka pyknięć i ochrypły krzyk Kingsleya:

– Niech mi ktoś pomoże!!!

Harry złapał Ginny i Hermionę, po czym ustawił je obie za swoimi plecami i wyciągnął różdżkę. W chaosie jaki był dookoła, ciężko było cokolwiek zauważyć. Profesor McGonagall okręciła Billa niewidzialnymi sznurami, aż padł i nie był w stanie nikomu zrobić krzywdy, a pani Pomfrey wlała mu siłą jakiś eliksir, który spowodował, że od razu zasnął. W międzyczasie pan Weasley pomógł wejść do środka Kingsleyowi, który krwawił z ramienia i miał podbite oko, a tuż za nimi Dumbledore i Hagrid nieśli coś długiego i czarnego, z czego kapała krew.

Dopiero gdy to coś w pewnym momencie zakaszlało i wylało z siebie strumień krwi, Harry zrozumiał, że był to Snape.

Położyli go na szybko wyczarowanej sofie i teraz wyraźnie było widać znany długi, haczykowaty nos. Jednak tylko po tym i tłustych, czarnych włosach poznał człowieka, którego nienawidził. Jego szaty były bardziej szkarłatne niż czarne, twarz cała w ranach i we krwi, jedna brew przecięta, szrama na policzku i wciąż kaszlał krwią. Usłyszał jakiś pisk i obrócił się. – Ginny i Hermiona wzajemnie się podtrzymywały, ciężko było powiedzieć, która którą, bo wyglądały tak samo źle. Tymczasem pani Pomfrey rzuciła się w stronę Mistrza Eliksirów i machała nad nim szybko różdżką, podobnie Dumbledore, a w tym czasie Kingsley opowiadał.

– To był mój błąd! Mój! Najpierw poszedłem, zgodnie z poleceniem Umbridge, do lochów, gdzie znalazłem mnóstwo mugolaków, którzy byli zmarznięci i pobici. Potem wpadłem do jej biura i zacząłem wykrzykiwać, że co ona sobie myśli i jak tak może i w tym momencie pojawił się Sami-Wiecie-Kto i próbował mnie przekabacić na swoją stronę. Chciałem go przekląć, ale bez problemu odbił zaklęcie, po czym kazał Snape’owi ze mną walczyć! Myślałem, że ten będzie się wstrzymywał, ale jak mi posłał Avadę Kedavrę, to wpadłem w panikę. Zacząłem uciekać, a on mnie gonił. On mnie tak urządził. – Wskazał na ramię i oko. – Kiedy przenieśliśmy się w tutejsze okolice, to Sami-Wiecie-Kto przeniósł się za nami. Wyśmiał mnie i powiedział, że nie tak się rzuca klątwy. Po czym przeklął go, sam nie wiem czym, ale takiego świństwa jeszcze nie widziałem. Snape padł na ziemię i zaczął się wić, plując krwią, a Sami-Wiecie-Kto mruknął, że przesadził i zwrócił się do mnie, do mnie!, żebym lepiej go zabrał do Dumbledora, żeby ten się nim musiał zająć! Potem się śmiał, a z nim ta wiedźma, Bellatrix, a ja powiedziałem, że zdrajcy zasługują na pieską śmierć, a Sami-Wiecie-Kto paskudnie się zaśmiał i przeniósł go tuż przed to podwórko, więc ja za nimi. To wtedy usyszeliście pyknięcie. On nie mógł tu wejść i od razu się aportował, a ja zacząłem krzyczeć. Merlinie… Co z nim?!

Harry nie mógł oderwać wzroku od bladej twarzy człowieka, którego sam chętnie by zabił dwa tygodnie temu. A on teraz leżał tu, bliski śmierci. Sam nie wiedział co czuje – ulgę, złość, smutek, panikę? Nie umiał się w tym połapać. Dopiero po kilku minutach pani Pomfrey wyprostowała się i ruszyła do swojej torby.

– Przeżyje, przeżyje. Nie mazgaj się, Kingsley, tylko daj mi to oko. Ale ci spuchło. Posmaruj tym. – Wcisnęła mu jakiś słoiczek, a sama wróciła z kilkoma innymi przed sofę. – Nie mam pojęcia, co to było, ale powinno zostać zakazane. Gorsze nawet niż ta jego cholerna Sectumsempra. Na nią przynajmniej jest jakieś zaklęcie odwracające. Alastor, wiesz co to?

Szalonooki podszedł i machnął kilka razy różdżką.

– Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Z zewnątrz niewiele obrażeń, ale okropnie napaskudziło wewnątrz. To tak jakby Sectumsemprę ktoś zastosował na wnętrzności.

Harry poczuł, że jest mu zdecydowanie niedobrze. Chciał usiąść, ale poczuł na sobie czyjeś dłonie. Dumbledore stał obok nich, wyjątkowo poważny.

– Musicie wyjść stąd na jakiś czas.

Dumbledore pogonił ich do wyjścia. W środku został jedynie on, pani Pomfrey, Szalonooki i Kingsley.

Ginny przytuliła się do Harry’ego, a Ron lekko obejmował Hermionę. Obie dziewczyny były roztrzęsione i nie tylko one. Reszta dziewcząt trzęsła się i nawet Luna nie rzucała dowcipów. Hagrid stanął obok nich i tak mocno klepnął Harry’ego w plecy, że ten prawie upadł na nos.

– O, wybacz Harry. Nie martwcie się! Nie było takiego, którego pani Pomfrey by nie złożyła do kupy! Harry, jesteś pewny, że chcesz być w Zakonie? Ja ni mam nic przeciwko, ale boję się o ciebie. O was.

– Nie, Hagridzie. Podjąłem decyzję. Wiesz może, co się stało z Billem?

– Przypuszczam, że to pełnia. – Wskazał palcem na okrąg wiszący na niebie. – Horacy twierdzi, że będzie musiał przeszukać różne książki i porozmawiać z tym tam. – Machnął dłońmi wielkości kołpaków od ciężarówki w kierunku Nory. – Podobno można jakoś przerobić ten eliksir, co Remus go bierze, żeby Bill był niegroźny.

– Akonit można zastąpić znacznie słabszym zawilcem – wymamrotała Hermiona. – Musiałabym sprawdzić w kilku książkach. W Wywarze Tojadowym, który przyjmuje Remus, podstawowym składnikiem jest właśnie akonit, czyli tojad. Jest na tyle silny, by utrzymać wilkołaka przy jego ludzkiej świadomości. Zamieniając akonit zawilcem, można nieco obniżyć stopień ryzyka, bo Wywarem Tojadowym Bill by się zatruł.

Po chwili przerwała i niepewnie podniosła głowę. Połowa obecnych patrzyła na nią szeroko rozwartymi oczami. Slughorn podszedł do niej i przyjrzał jej się z bliska.

– Faktycznie masz do tego dryg, moja droga. – Uśmiechnął się. – Nie pomyślałem o zawilcu. Jutro wezmę się do pracy, Molly – zwrócił się do pani Weasley. – Jak dobrze pójdzie, to podczas następnej pełni twój syn nie będzie musiał się niczym martwić.

Harry i Ron patrzyli na Hermionę dziwnym wzrokiem.

– No co? – spytała w niezręcznej ciszy.

– Ty zdecydowanie za wiele czytasz – powiedział lekko Ron, co wywołało kilka śmiechów.

Dziewczyna obróciła głowę, lekko obrażona.

– Wiesz, Ron, gdybyś chociaż raz zerknął do podręcznika Eliksirów z własnej woli to też byś to wiedział.

– Nie miałem na to ochoty. Snape skutecznie wybił mi z głowy eliksiry.

– Nie trzeba lubić nauczyciela, żeby interesować się przedmiotem.

– Tak? A co było z Trelawney?

Lavender i Parvati zaśmiały się głośno. Wszyscy dobrze pamiętali, jak Hermiona wyszła z lekcji Wróżbiarstwa kopniakiem otwierając klapę w podłodze i rzucając przedmiot.

– Wróżbiarstwo to jedna wielka głupota i dobrze o tym wiecie. To nie miało nic wspólnego z tym, że profesor Trelawney była… eee… no…

– Nietypowa? – podsunęła profesor McGonagall z przekąsem. Sama nie znosiła Trelawney i, tak samo, jak Hermiona, uważała wróżenie za wierutną bzdurę. Jednak Harry raz był świadkiem przepowiedni wygłoszonej przez tę konkretną wróżbiarkę. W dodatku to ona wygłosiła tę głupią przepowiednię, według której „żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje”. Oczywiście jego przyjaciele wiedzieli o tym, ale to nie zmieniło sceptycznego podejścia Hermiony do tej dziedziny magii. Harry rozejrzał się i gdy uznał, że nikt tego nie zauważy, rzucił Muffliato.

– Harry, co ty wyrabiasz?

Hermiona oburzyła się. Wciąż nie była przekonana do zaklęć Księcia Półkrwi, pomimo tego, że wiedziała, że tym Księciem jest Snape.

– Jak myślicie, co się stało z Malfoyem?

To pytanie chodziło mu po głowie od kilku dni. Najwidoczniej nie tego się spodziewali, bo Ron omal się nie wywrócił, a Ginny pisnęła.

– Nie wiem, stary. – Jego przyjaciel podrapał się po długim nosie. – Myślisz, że jest zakładnikiem? Albo przyłączył się do Sam-Wiesz-Kogo?

– Raczej to pierwsze – mruknęła Hermiona. – Miał zabić Dumbledora, tak? Nie wykonał zadania, w dodatku stchórzył. Nie sądzę, żeby Sam-Wiesz-Kto okazał mu łaskę.

– Pewnie trzyma go gdzieś pod kluczem, żeby szantażować jego rodziców. – Ginny wzdrygnęła się na samą myśl o tym. – Malfoyowie nie są ostatnio najlepszymi z najlepszych, no nie?

– A mnie się wydaje, że mógł się do nich przyłączyć.

– Bo ty, Harry, masz obsesję na punkcie złych ludzi – warknęła Hermiona. – I nie przyjmujesz do wiadomości, że mogłoby być inaczej. Przez cały rok byłeś równie pewny, że Snape jest tym złym i nawet kiedy Dumbledore wytłumaczył ci, że działał zgodnie z rozkazami, ty wciąż uważasz, że wiesz lepiej! Weź się w garść, Harry i dorośnij! Ty, także Ron, więc nie śmiej się z niego.

– Dlaczego ty zawsze za nim stoisz murem? – Ron odsunął się od niej nieco i spojrzał podejrzliwie. – Czyżbyś się w nim podkochiwała?

– Ron, jesteś chory na umyśle – prychnęła Ginny, a Hermiona skinęła głową.

– Nie bądź śmieszny. Ufam mu, bo Dumbledore mu ufa. I powtórzę się po raz tysięczny – jeśli nie ufamy Dumbledorowi, to komu innemu możemy zaufać? Teraz, kiedy jesteśmy w Zakonie, odpowiadamy nie tylko za siebie samych, ale też za innych. Niech to do was w końcu dotrze, że nie możecie szafować wyrokami, kto jest jaki.

Harry zacisnął pięści i skrzywił się.

– Więc uważasz, że każdemu mamy ufać?!

– Nie, Harry. Nie każdemu. Zaufaj nam, zaufaj Dumbledorowi. To wystarczy.

Zanim zdążył odpowiedzieć otworzyły się drzwi od kuchni i wyszedł przez nie nieco zmęczony Dumbledore.

– Przepraszam, Molly, że wyrzuciłem was z waszej kuchni, ale musieliśmy dokładnie zbadać Severusa. Możecie już wejść i dokończymy spotkanie. Mamy kilka nowych informacji.

Powoli zaczęli wchodzić. Harry, Ron i Hermiona weszli jako jedni z ostatnich. Od razu spojrzeli w kierunku Snape’a – siedział już przytomny, ale był tak blady, że wydawało się, że bardziej jest duchem niż człowiekiem. Pił właśnie coś, co wyglądało na eliksir pieprzowy, a przynajmniej taki miało skutek – mężczyźnie poszła para z uszu.

Usadowili się i Dumbledore powstał.

– Kingsley powiedział nam, że w lochach Ministerstwa przetrzymywani są czarodzieje z mugolskich rodzin. Umbridge stwierdziła, że mugole nie mają prawa uczyć się magii. Poza tym nie wie, co się stało z Rufusem. Jeszcze wczoraj rozmawiali na temat planowanego dzisiaj spotkania w sprawie dementorów, a dziś się nie pojawił w Ministerstwie. Kingsley udał się do domu Scrimgeoura i nie znalazł go w środku. Co dziwniejsze – nie było najmniejszego śladu walki. Wszystko wskazuje na to, że został porwany w drodze między domem a Ministerstwem. Severusie?

Snape wstał, a jego pocięte, wciąż zakrwawione szaty nadawały mu jeszcze większej bladości.

– Dostaliśmy rozkaz porwania Ministra i przyprowadzenia go przed oblicze Czarnego Pana. – Jego głos był tak słaby, że ledwo go słyszeli. Widać było, że poruszanie się sprawia mu ból, ale nawet się nie zająknął. – Ja, Nott i Crabbe musieliśmy go obezwładnić w okolicach wejścia do ministerstwa. Wcześniej miał obstawę. Nott nieco zbyt mocno wczuł się w swoją rolę i Minister odniósł wiele obrażeń. Zbyt wiele. Zginął na miejscu.

Dumbledore schował twarz w dłoniach, profesor McGonagall zacisnęła usta i otarła oczy. Starsi Weasleyowie zaklęli paskudnie, a ich matka nawet nie zwróciła im uwagi.

– Nie mogłeś go uratować?

– Molly, gdybym to zrobił, to mógłby przekazać Czarnemu Panu wiele cennych informacji – wysyczał zza zaciśniętych zębów. – Powinnaś się cieszyć, że poczekaliśmy, aż jego obstawa sobie poszła, bo Persival w niej był.

Pani Weasley opadła na krzesło i prawie się rozpłakała. Dumbledore spojrzał ostro w kierunku Snape’a, a ten jedynie się skrzywił i kontynuował.

– W każdym razie Czarny Pan nie był zadowolony z efektów. Mianował Umbridge Ministrem. Nasza kochana Dolores powinna lepiej dbać o swoich rodziców. Od dziś zawsze przynajmniej dwóch Śmierciożerców będzie się przy nich znajdowało, by zapewnić sobie jej całkowitą uległość. Co do mugoli w lochach, to nic im nie będzie. Kilku z nich oberwało za wychylanie się, ale póki będą spokojni, nic im nie grozi. Czarny Pan chce ich mieć pod ręką, by móc ich życiem szantażować Dumbledora.

– Mamy szansę ich stamtąd wydostać? – Charlie masował sobie zadrapane ramiona.

– Nie. Lochy są zbyt dobrze strzeżone. Sam Czarny Pan często tam się pojawia. Ostatnio podbudowuje sobie swoje ego strasząc samą swoją obecnością. Porażka dwa lata temu w Ministerstwie wciąż go boli. Zamierza uderzyć na szkołę.

– Kiedy?

– Jeszcze sam nie wie. Na razie planuje nasłać dementorów na pociąg do Hogwartu.

Kilka osób krzyknęło, zaczęło rzucać inwektywami, ale Dumbledore uciął to podniesieniem ręki.

– Skoro o tym wiemy, to będziemy w stanie temu zapobiec, więc przestańcie się martwić. Czy ma jakieś inne plany?

– Raczej nie. Chwilowo pławi się w sukcesie zdobycia Ministerstwa. Arturze, odradzam tobie i twoim synom pojawianie się w pracy. Od teraz jesteście na Liście.

– Na jakiej znowu liście? – Pan Weasley spojrzał niepewnie na Charliego i Billa, który wciąż spał.

– Są na niej nazwiska czarodziejów, za których jest wyznaczona nagroda. Kingsley również się na niej pojawił. Tonks, Lupin, McGonagall, Flitwick, Sprout, Dumbledore, Potter, Granger, wszyscy Weasleyowie, prócz Persivala. Lista zawiera ponad sto nazwisk, ale za te osoby jest najwyższa nagroda.

– Niby jaka nagroda? Kto byłby taki głupi?

– Molly, nagroda jaką proponuje Czarny Pan skusi każdego. Jest to obietnica, Wieczysta Przysięga, że nie tknie rodziny takiej osoby ani tego nie zleci.

Zapadła cisza. Harry wyobraził sobie, że mógłby uratować Weasleyów, Hermionę… Tak, to była wyjątkowo kusząca propozycja.

– Dobrze, ale plany, Severusie. Jakie ma plany?

– Żadnych, przecież mówię! – ryknął, po czym złapał go atak kaszlu. Obrócił się do nich plecami i przez chwilę nic nie mówił. Gdy ponownie się do nich zwrócił wyglądał jak sama śmierć. – Chwilowo nie ma żadnych planów. Dementorzy napadający na pociąg to był pomysł Belli, ale spodobał mu się.

– Czyli mamy w tej chwili po prostu czekać?! – Szalonooki wstał i podszedł do Snape’a, po czym dźgnął go sękatym palcem w pierś. – A ty niby za co zostałeś tak urządzony?! Może po prostu nam czegoś nie mówisz?!

Snape skrzywił się i zrobił krok w tył.

– Byłoby mi miło, gdybyś mnie nie tykał Moody. Nie czuję się dzisiaj najlepiej. Co do tego – wskazał na swoje szaty – to była kara za śmierć Ministra. Miałem dopilnować Notta i Crabbe’a, ale niezbyt mi to wyszło.

– Więc dlaczego pana nie zabił?

Wszyscy spojrzeli na Harry’ego, któremu to pytanie wymknęło się zanim pomyślał.

– Bo wie dobrze, że jestem niezastąpiony, Potter – syknął. – Nie znajdzie nikogo innego, kto wkradnie się w łaski Dumbledora i będzie tak blisko niego. On nie jest głupi. Lekkomyślny, ale nie głupi. Co mi przypomina, że nie ćwiczyłeś Oklumencji.

– CO?

– A to, że dzisiaj Czarny Pan powiadomił nas, że odbędzie się spotkanie Zakonu. Znalazł to w twojej głowie, Potter. Gdyby nie to, że nie może tu wejść, to już mielibyście na karku wszystkich Śmierciożerców.

Harry podskoczył, ale wzrok Dumbledora powstrzymał go od wykrzyczenia wszystkiego, co miał do powiedzenia.

– Zanim przybyliście nakazałem Harry’emu wznowić lekcje Oklumencji. Nie obchodzi mnie, jak bardzo się nie znosicie. Masz go tego nauczyć, czy to jasne?

– Tak. – Widać było, że ta odpowiedź nie sprawia mu przyjemności. Usiadł na wolnym krześle i oparł się o nie, przymykając oczy. – To nie wszystko.

– Ha! A nie mówiłem?!- Szalonooki niemal świecił z ponurej satysfakcji.

– Nie ciesz się, Moody – warknął Snape. – Bo to nic przyjemnego. Czarny Pan zbiera nową armię.

– To akurat nic nowego.

– MILCZ, Potter! – Znów zakaszlał kilka razy i kiedy odejmował rękę od ust, Harry zauważył, że jest zakrwawiona, a jego głos był wyjątkowo ochrypły. – Ta armia jest inna. Nie tylko wysłał posłów do olbrzymów, zresztą po raz kolejny, ale też dostał dziś rano informację od przywódcy wilkołaków, że zgadzają się na przyłączenie do niego. Wiedziałeś o tym, Lupin?

Zwrócił się do wilka, który jedynie zwiesił głowę i przecząco nią pokręcił.

– Wilkołaki i olbrzymy? – McGonagall się skrzywiła. – To niezbyt dobrze.

– To nie koniec. Odkrył, że istnieje pewien rodzaj ludzi, którymi można się posłużyć. – Pani Weasley wciągnęła mocno powietrze, bo Snape spojrzał na nieprzytomnego Billa. – Ludzie pokąsani przez wilkołaki, gdy ci byli w ludzkiej postaci. Ma ich już ponad dwustu.

– Bogowie… – Dumbledore złapał się za usta, a Harry omal nie zwymiotował. To było chore, to było chore. – Co on zamierza z nimi zrobić?

– Napuścić na normalnych ludzi, a co innego? Kiedy nie ma pełni, tacy ludzie zachowują się normalnie. Nie odczuwają żadnych efektów tak, jak zwykłe wilkołaki. Fazy księżyca są im całkowicie obojętne. Jedynie pełnia wyzwala u nich krwiożercze zapędy. Mniemam, że Bill zaatakował was dzisiaj?

– Rzucił się na Charliego – powiedziała słabo pani Weasley. – Czy jest… czy jest na to jakieś lekarstwo?

– Powinno być – Skinął głową. – Zamierzam nieco zmienić Wywar Tojadowy. Akonit zastąpię zawilcem, do tego trzeba będzie zmienić kolejność dodawania składników i takie tam. Horacy, mam nadzieję, że mi w tym pomożesz?

Profesor Slughorn lekko się uśmiechnął.

– Oczywiście. Już jakieś pół godzinki temu obmyśliłem całą recepturę.

– Niczego innego bym się po tobie nie spodziewał – mruknął Snape. – W każdym razie Bill nie powinien wychodzić z Nory. Greyback pamięta każdego, kogo pokąsał i Czarny Pan zamierza wyłapać wszystkich.

Weasleyowie skinęli głową, a Fleur przytuliła mocniej Billa.

Dumbledore wyprostował się i pogładził palcami brodę.

– Czy oprócz Billa są jeszcze ludzie, których Voldemort nie może znaleźć?

– Kilku uczniów. Greyback wspominał o pannie Brown. – Skierował swoje czarne oczy na Lavender, która mimowolnie schowała się za Parvati. – Ale widzę, że nie ma żadnych napadów wściekłości poza zwykłymi, więc chyba można ją wykluczyć. Jest dwóch czy trzech Ślizgonów, ale ich zbadam osobiście. Pan… Creevey, jeśli się nie mylę, powinien również zostać sprawdzony, Minerwo. I to proponuję jeszcze dzisiaj. Z tego co wiem jest z rodziny mugoli, więc nie mają jak się bronić.

– Albusie-. – Profesor McGonagall zerknęła na dyrektora.

– Oczywiście, idź. – Kobieta niemal wybiegła i po chwili pyknięcie doniosło o jej aportacji. – Czy z ponurych wiadomości, to wszystko? – Kiedy Snape zagapił się w podłogę, Dumbledore zbladł. – Severusie, czy to wszystko?

– Fekete się ze mną skontaktował. Przyłącza się do Czarnego Pana – wyszeptał Snape, a Harry nie zrozumiał dlaczego Slughorn i Dumbledore zbledli, Hermiona podskoczyła, a pani Weasley złapała się za głowę, podczas gdy reszta zacisnęła pięści.

– Kto to jest Fekete? – zażądał odpowiedzi. Snape spojrzał na niego nienawistnie, ale odpowiedziała Hermiona.

– Węgierski Mistrz Eliksirów, wynalazca wielu paskudnych, NAPRAWDĘ paskudnych eliksirów. W dodatku odkrył, jak można każdy eliksir zneutralizować. I nie chodzi o odtrutkę, ale o całkowite odbarwienie i pozbawienie smaku oraz zapachu. Każdą miksturę potrafi doprowadzić do konsystencji, wyglądu i zapachu wody. Dlatego nazywają go „Cicha Śmierć”.

– Podczas pierwszej wojny zabił wielu ludzi, ale nigdy oficjalnie nie przyłączył się do Sami- Wiecie-Kogo – zapłakała pani Weasley. – Jeśli on zapowiedział, że się przyłącza, to będę się bała wziąć nawet wodę ze studni.

– Wiesz, gdzie przebywa? – zapytał słabo Dumbledore.

– Nie. Wiem tylko tyle, że jest dobrze strzeżony. I zaopatruje w eliksiry każdego Śmierciożercę na świecie.

– Będziemy potrzebowali mnóstwa odtrutek i testerów.

– Dla każdego członka Zakonu przynajmniej po jednej odtrutce na każdą truciznę z opisem, jak rozpoznać zatrucie. Testery nie są problemem, ale nie rozpoznają wszystkich trucizn.

Harry śledził wzrokiem obu mężczyzn. To wszystko z chwili na chwilę robiło się coraz gorsze.

– Zaraz, czy pan próbuje nam powiedzieć, że możemy wypić sobie sok z dyni i nagle zejść?

– Nie, Potter. Dopóki będziesz słuchał, co się do ciebie mówi, to nie.

– Ale przecież…

– Potter, czy do ciebie nie dociera, że to nie czas na durne pytania?! Każde z was dostanie instrukcje, jak się zachowywać, by się nie otruć i jeśli nie uznasz, że jesteś ponad to, to nic ci się nie stanie!

– Kiedy te instrukcje…

– Harry, uspokój się. Później ci wszystko wytłumaczę – mruknęła Hermiona widząc, że Snape zaraz sam go otruje.

Harry nie rozumiał tego – czegoś nie wie, to pyta, a oni go jeszcze za to karcą. No, dobra, nie słuchał zbyt często na lekcjach, ale chyba można mu wytłumaczyć, prawda?

– Muszę się przez chwilę zastanowić – powiedział Dumbledore i wstał. – Wracam za kilka minut. Wyszedł na podwórze i mogli obserwować go, jak stoi i patrzy w księżyc. Harry zwrócił się do Hermiony.

– O co właściwie chodzi z tym facetem?

– Harry, wyobraź sobie, że masz Eliksir Wywewnętrzania. Ten, który wywraca człowieka na lewą stronę. – Skrzywiła się. – A teraz sobie wyobraź, że są mikstury znacznie gorsze i boleśniejsze od tej. I nie można ich rozróżnić od wody, soku czy herbaty. Mają ten sam zapach, tę samą konsystencję. – Harry miał wrażenie, że jego żołądek właśnie się wywraca na lewą stronę. – Rozumiesz teraz? Można otruć tysiące ludzi bez problemu. Nie sądzę, żeby groziło nam to w Hogwarcie, jeśli będziemy pić tylko to, co jest podawane w szkolnej kuchni. Każdy napój, każdy sok będzie najpierw sprawdzany na obecność wszystkich znanych trucizn. Problem w tym, że Fekete jest dość… płodnym Mistrzem Eliksirów, a każdy następny eliksir jest paskudniejszy od poprzedniego.

– No świetnie – wtrącił Ron. – Ale jak niby mamy wyłapać wszystkie te miksturki? Przecież nie będę chodził z milionami buteleczek przy sobie, kiedy będę szedł pod prysznic.

– Są pewne… sposoby – powiedziała Hermiona, marszcząc czoło. – Musiałabym sprawdzić w kilku książkach, ale jest chyba możliwość zaczarowania płynącej wody tak, by oddzielała wszystko, co nie jest tylko wodą. To jednak jest dość skomplikowany proces magiczny i…

– Pani za dużo myśli – odezwał się obok nich wesoły głos Slughorna. – Są prostsze sposoby. Wystarczy kratka magiczna. Do tego kilka prostych zaklęć i wystarczy.

– Ale, profesorze, jeśli nie znamy większości tych mikstur, to jak mamy się przed nimi bronić?

– Zostaw to mnie i Severusowi, dziecko drogie. Nie męcz tym swojej główki.

Zaśmiał się tubalnie i poszedł porozmawiać z Hagridem na temat jadu akromantuli. Hermiona patrzyła za nim nachmurzona, a Harry zauważył, że równie ponure spojrzenie rzuca Slughornowi Snape.

– Ej, Hermiono – szepnął do niej. – Nie naburmuszaj się tak, bo sama zmienisz się w nietoperza.

Dziewczyna podskoczyła i prychnęła.

– Bo on za lekko podchodzi do tej sprawy.

– A ty za poważnie.

– Bo to poważna sprawa, Harry. Śmiertelnie poważna.

 

Dumbledore wrócił po niemal dwudziestu minutach. W tym czasie Harry zdążył dowiedzieć się wszystkiego na temat Fekete, zostać obsztorcowanym przez Snape’a za olewanie Oklumencji i umówić się na herbatę z Luną.

Dyrektor usiadł ciężko na krześle, a jego usta były zaciśnięte w wąską linię.

– Nie mamy wiele szczęścia. Śmierć Scrimgeoura, wilkołaki, pół-wilkołaki, Fekete… Na pewno w ciągu wakacji spotkamy się jeszcze kilka razy. Mam nadzieję, Molly, że będziemy mogli się tutaj pojawiać?

– Oczywiście, że tak. – Skinęła głową lekko zaróżowiona pani Weasley. W czasie „przerwy” wypiła kilka kieliszków Ognistej Whisky.

– Severusie, czy dasz radę do jutra, no, najpóźniej do pojutrza zrobić odtrutki i testery?

– Nie. – Skrzywił się Snape. – To za dużo pracy. Mamy obecnie w Zakonie ponad pięćdziesiąt osób. To oznacza około czterysta odtrutek i mniej więcej tyle samo testerów. Daj mi tydzień.

– To za późno… Porozmawiamy po spotkaniu. Bill niech na razie zostaje w Norze. Zbyt niebezpieczne jest wypuszczanie go poza dom. Za miesiąc ślub, tak?

– Tak, ale można go przełożyć.

– Nie, nie trzeba. Powstrzymaj się jednak z pieczeniem i gotowaniem, dopóki nie dostaniesz testerów. Arturze, muszę prosić ciebie i Charliego, żebyście nie szli do pracy. Ministerstwo jest teraz niebezpiecznym miejscem. Po spotkaniu chciałbym z wami porozmawiać. Jest kilka spraw, przy których potrzebuję pomocy. Remusie – wilk zamachał ogonem i nastawił uszy – chcę, żebyś jak najszybciej udał się do wilkołaków i spróbował chociaż kilku przekonać do naszej sprawy. Musisz bardzo uważać, bo teraz jesteś na Liście. Hagridzie to samo tyczy się olbrzymów. Gdy tylko przybędę do zamku skontaktuję się z madame Maxime. Tonks, chciałbym żebyś zakradła się do ministerstwa. Nie wiem, przebierz się za kogo tam uważasz. Musimy wiedzieć, co piszczy w trawie. Kingsley, postaraj się dowiedzieć, jak wygląda kwestia rodziców Dolores. Może jednak jest sposób na uratowanie ich. Musimy również pomyśleć o uwolnieniu tych ludzi z lochów ministerstwa. Severusie, dowiedz się czegoś więcej na ten temat. Proszę uczniów, którzy nie mają swojego przydziału o pozostanie. Będę z wami rozmawiał w cztery oczy. Najpierw jednak chciałbym porozmawiać z Harrym, Hermioną, Ronaldem i Severusem na osobności. Możecie się rozejść.

Snape drgnął, gdy usłyszał swoje imię zaraz po ich i spojrzał na nich ponuro. Widocznie naprawa jego wnętrzności nie podziałała kojąco na piekielny charakter. Harry’emu Snape często przypominał odbezpieczony granat, który trzyma się w ręce. Jeśli się za mocno nim potrząśnie, to wybuchnie i urwie ci głowę. Poczekali, aż większość członków Zakonu rozejdzie się do domów i usiedli w jednym z kątów. Dumbledore rzucił zaklęcie rozpraszające i mogli swobodnie porozmawiać. Cóż, tak po prawdzie z nich wszystkich jedynie Dumbledore czuł się swobodnie.

– Oklumencja, Harry. Severus zgodził się ciebie ponownie nauczać i mam nadzieję, że tym razem uda wam się dojść do porozumienia. Jeśli nie, to i tak masz się tego nauczyć. I tym razem nie jest to dobra rada, a rozkaz. Voldemort wie, że może z twojej głowy wyciągać różne informacje. – Spojrzał uważnie na Hermionę i Rona. – Chciałbym również, by twoi przyjaciele także się tego nauczyli.

– Dumbledore, to za wiele – warknął Snape. – Jeden półgłówek wystarczy. Nie potrzeba mi dodatkowo drugiego durnia i panny Wiem-To-Wszystko.

Hermiona zacisnęła zęby, a Ron pięści. Dumbledore machnął ręką.

– Niewiele mnie to obchodzi Severusie. Masz ich tego nauczyć. Rozumiem twoje obiekcje, ale nie możemy sobie teraz pozwolić na prywatne anse.

Snape niechętnie skinął głową, ale Harry widział, że wątpliwa cierpliwość Mistrza Eliksirów jest na wyczerpaniu.

– Jeśli to wszystko, to chciałbym udać się do zamku. Mam sporo roboty.

– Nie jesteś jeszcze w stanie pracować na najwyższych obrotach. Dopiero co wyglądałeś jak wypatroszona ryba.

– To ty narzuciłeś mi tempo dwóch dni. Muszę się za to zabrać już teraz, żeby wyrobić się w terminie.

– To nie wszystko, Severusie. Od dzisiaj nie pracujesz sam. Przydzielam ci asystenta.

Harry poczuł, że Hermiona się spina. Nic dziwnego, bo Snape wstał i obrzucił dyrektora wyjątkowo morderczym spojrzeniem.

– Pracuję sam i dobrze o tym wiesz – warknął. Na jego czoło wystąpiła pulsująca żyłka.

– Owszem, ale nie robisz tyle, ile bym chciał. Zapasy eliksirów spadają w zastraszającym tempie. A teraz kiedy wiemy, że Fekete jest po ich stronie będziemy ich potrzebować jeszcze więcej. Nie zrobisz tego sam. Nie w… obecnym stanie.

Snape’a szlag trafił. Napiął się i ryknął:

– Dotąd dawałem sobie radę, więc…!!!

W tym momencie aż zgiął się wpół i zaczął kaszleć. Harry spojrzał w kierunku reszty – zaklęcie rozpraszające działało dobrze, nawet nie patrzyli w ich stronę. Tymczasem Snape usiadł na krześle i transmutował szpilkę w białą chusteczkę, która po chwili zrobiła się szkarłatna.

– Nie dasz sobie rady, Severusie – powiedział miękko Dumbledore. – Jesteś za słaby.

– Nie potrzebuję niczyjej pomocy, niczyjej łaski – warknął Snape. – Dotąd dawałem sobie radę, więc i teraz dam. A niby kogo chciałeś mi przydzielić do pomocy? Pottera?

Zaśmiał się paskudnie i znów kilka razy zakaszlał. Harry zaczął się denerwować. Może nie był najlepszy w eliksirach, ale takie jawne wyszydzanie było ciosem poniżej pasa! Jednak Dumbledore nie przejął się tym i wciąż się uśmiechał.

– Nie, nie Harry’ego. Sądzę, że panna Granger będzie na tyle kompetentna.

Snape rzucił mordercze spojrzenie Hermionie, która zgarbiła się, ale nie odwróciła głowy.

– Nie potrzebuję niczyjej pomocy, Dumbledore. A na pewno nie od dziewuchy, której wydaje się, że wszystko wie najlepiej. Jeśli już chcesz dać mi kogoś do pomocy, to pozwól Horacemu.

– Nie, Horacy nie zamierza wtrącać się w twoje metody warzenia eliksirów. Ponownie wracasz na stanowisko Mistrza Eliksirów, a on zajmie się Obroną przed Czarną Magią. Nie chcę słuchać żadnych narzekań! – powiedział twardo, gdy Snape już otwierał usta. – Zostało postanowione. Hermiona będzie ci pomagać codziennie przy eliksirach począwszy od dzisiaj. Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt zmęczona, by się tym zająć?

Ostatnie pytanie zwrócone było do Hermiony. Zbladła lekko, ale pokręciła głową.

– Nie. Mogę zacząć nawet teraz.
– Dobrze. Wyruszycie natychmiast do zamku i – tutaj spojrzał poważnie na Snape’a – obarczysz ją taką samą pracą, jaką sam będziesz wykonywał. Będę wiedział, jeśli będziesz robił więcej. Bądź rozsądny, nie uparty.

Snape burknął pod nosem coś zdecydowanie niecenzuralnego, po czym wstał i przytrzymał się oparcia krzesła.

– Na co czekasz, Granger? Na zaproszenie? – syknął. – Leć po szaty robocze, rękawice, książki i czego tam jeszcze potrzebujesz. Za pięć minut aportujemy się do zamku. – Hermiona pobiegła na górę, a on obrócił się plecami do dyrektora – Nie podoba mi się to, Dumbledore. Wiesz dobrze, że z tymi eliksirami to nie zabawa.

– Och, nie narzekaj. Wiem dobrze, że uważasz ją za najzdolniejszą uczennicę, jaką kiedykolwiek miałeś. I Horacy twierdzi tak samo. Wiesz, że to ona podsunęła mu pomysł z zawilcem? Będzie ci pomocą, nie zawadą.

– Każdy człowiek w mojej pracowni będzie zawadą – warknął. – I wcale nie uważam, że jest najzdolniejszą uczennicą. Wykuć formułki potrafi każdy głupek. – Tu zerknął na Rona i Harry’ego, po czym uśmiechnął się wrednie. – No, nie każdy. Są przypadki beznadziejne. Potter, Weasley chcę was widzieć w każdy poniedziałek o godzinie osiemnastej w moim gabinecie. Zaczynacie za trzy dni.

Gdy tylko pojawiła się Hermiona i szybko się pożegnała z panią Weasley wyszli na podwórko i po chwili dwa pyknięcia uświadomiły im, że Hermiona ma spędzić dwa wyjątkowo ciężkie dni w towarzystwie najbardziej złośliwego człowieka jakiego znali. Dumbledore wydawał się tym nie przejmować i spokojnie pogładził swoją brodę.

– Profesorze… czy to bezpieczne zostawiać Hermionę samą ze Sn… z profesorem Snape’em?

– Oczywiście, że tak. Nic jej nie grozi, Ronaldzie.

– Nie o to chodzi, ona sama potrafi o siebie zadbać. Chodzi mi o to, że profesor Snape ma dość… wybuchowy charakter. Czy pod tym względem Hermiona będzie bezpieczna?

– Do Severusa trzeba się przyzwyczaić. – Uśmiechnął się dyrektor i na tym zakończył dyskusję.

Po chwili już rozmawiał z Lavender, która nieco zbladła, gdy usiadła przy stole. Ginny właśnie klepała ją po plecach.

– Co się stało? – spytał Harry, siadając obok.

– Dostałam pewne zadanie. – Lavender przygryzła dolną wargę. – Nie jest ono specjalnie przyjemne, ale dam radę.

– Możemy ci jakoś pomóc?

– Jeśli naprawdę chcecie, to błagam, nie komentujcie tego, co będę robiła podczas roku szkolnego.

Zaczerwieniła się i rzuciła przepraszające spojrzenie Ronowi. Skinęli głową. Dumbledore akurat skończył rozmawiać z bliźniaczkami Patil, gdy w kuchni pojawił się patronus kota i przemówił głosem profesor McGonagall:

– Creevey jest już bezpieczny. Wpadłam akurat w momencie, gdy dopiero zaczynał wariować. Musiałam go zabrać stamtąd siłą, bo pojawili się Śmierciożercy. Jesteśmy teraz w Hogwarcie. Potrzebuję Poppy.

Pani Pomfrey od razu wskoczyła do kominka i powiedziała: „Hogwart”.

Harry zerknął na Rona i wskazał głową ich pokój. Weszli do środka, rzucili Muffliato i zaczęli mówić jeden przez drugiego. W pewnym momencie przestali.

– Ty pierwszy- mruknął Ron.

– Oklumencja! Znowu! Wiem, że to ważne, ale nie dam rady.

– Ty, jak ty. Biedna Hermiona. Codziennie będzie musiała spędzić sporo czasu ze Snape’em. Co do Billa… Myślisz, że uda im się wynaleźć ten eliksir?

– Mam nadzieję. Naprawdę się wystraszyłem, jak się rzucił na Charliego. Więc… będziesz szpiegował Ślizgonów? Macie już jakiś pomysł z Hanną?

– Chwilowo nie, ale wpadnie tutaj pojutrze i obgadamy to. Nie będzie to łatwe, bo wątpię, by Ślizgoni dali się tak łatwo zinwigilować.

– Może zrobicie to samo, co w drugiej klasie?

– Ale żadne z nas nie jest dobre w eliksirach, a nie chcę zawracać Hermionie głowy.

– Właśnie… Idzie coś między wami czy nie? Ron klapnął na swoje łóżko i ciężko westchnął.

– No właśnie chyba nie. Kilka razy ją pocałowałem, nawet zaszliśmy troszkę dalej, ale… Kurczę, ona jest jak sopel lodu! Nic na nią nie działa. Absolutnie nic! A kiedy zaczyna ze mną gadać, to mam wrażenie, jakbym był z innego świata. Z kolei kiedy ja zaczynam mówić o Quidditchu, to ona rzuca standardową gadkę: „Quidditch to nie jest najważniejsza rzecz na świecie, Rooon” – naśladował Hermionę i całkiem nieźle mu to wyszło. – Miałeś przykład naszej rozmowy dzisiaj z tym Wywarem Tojadowym. Czasami łapię się na myśli, że ona chyba jest dla mnie za mądra.

– Cóż, to żadna nowość – parsknął Harry, ale w zamian otrzymał jedynie groźne spojrzenie. – Słuchaj, czasami… po prostu nie wychodzi. Spójrz na mnie i Ginny. Wydawało mi się, że jestem w niej zakochany, ona niby to samo czuła do mnie, ale kiedy w końcu się zeszliśmy, okazało się, że to nie to. Dbam o nią, ale jak o siostrę. Może ty czujesz to samo w stosunku do Hermiony?

– Czy ja wiem… – Ron podrapał się po nosie. – Po prostu jej nie można zadowolić.

– Nie zauważyłem by Hermiona miała jakieś wyjątkowo duże wymagania wobec chłopaków. Weźmy takiego McLaggena…

– On był pomyłką, sama to powiedziała. Wspominała nawet Kruma i stwierdziła, że wydawał jej się wtedy taki dorosły i dojrzały, inny niż reszta. Z czasem jednak, podczas tej ich cholernej korespondencji, doszła do wniosku, że nie mają zbyt wielu wspólnych tematów. Nie wiem czego ona wymaga, naprawdę.

– Wiesz co? – Harry się uśmiechnął. – Spróbuj z nią ponownie we wrześniu. Po miesiącu spędzonym w towarzystwie Snape’a będziesz dla niej istnym błogosławieństwem.

RozdziałyRozdział 2 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Mam łezkę w oku, pierwszy raz czytałam to, gdy jeszcze były dodawane na bloxa ostatnie rozdziały tak znajdujące się. Tam również było ciemne tło. Ile to już minęło xDWróć do czytania

  2. Jeju jak ja się cieszę że to się tu pojawiło. Mam ogromny sentyment do tego fanfika. Kocham je, a po przeczytaniu tego pierwszego zdania tak jakoś cieplutko zrobiło mi się na sercuWróć do czytania

Dodaj komentarz