Rozdział 6

– Skąd wiesz? – Posłała mu najbardziej czarujący uśmiech, a Ginny zagapiła się na nią z niedowierzaniem.

– Bo go znam – odwzajemnił uśmiech. – Trzeba będzie się gdzieś zaczaić.

– Oczywiście – Złapała go pod rękę. – Znam odpowiednie miejsce. Molly…

Nachyliła się nad przyjaciółką i szybko jej wyjaśniła. Zaczęła znów podskakiwać i mówić głośno.

– Idziemy do wujka? Wspaniale!

Skręcili do wyjścia i Hermiona westchnęła.

– But mi się rozwiązał!

Kucnęła i zza włosów zauważyła, że dobrze zbudowany grubas także się zatrzymał i udawał, że interesuje go stojący niedaleko pomnik. Wolly tupał nogą.

– Pospiesz się, Jane. Spóźnimy się.

– Już, już. Nie moja wina, że mi się but rozwiązał.

Poprowadziła ich w miejsce, w którym kiedyś się zgubiła. Był to ślepy zaułek. Bez okien i drzwi. Idealne miejsce na obronę. Lub zasadzkę. Zagryzła wargi i tuż za rogiem cała trójka wyciągnęła różdżki. Niestety, Śmierciożerca nie był sam. Przyprowadził kolegów. Było ich razem ośmioro. Hermiona przełknęła ślinę. To mogło być niebezpieczne. Jeden ze Śmierciożerców – chudy, niski chłopaczek zaśmiał się:

– Nieźle rzucone zaklęcia, ale na szczęście Amycus potrafi je przejrzeć na wylot! Granger, Weasley… Miło, że wpadłyście.

– Kim jest ten facet? – Mężczyzna zwany Amycusem przyjrzał mu się. – Nie znam cię.

– Za to ja znam was. Amycus, Alecto, Spinear, Hollow, Beaumont, Murray, McTravish i Oaks.

Byli wyraźnie zszokowani tym, że ich rozpoznał. Hermiona nie była pewna kto pierwszy rzucił zaklęcie. Po chwili walczyli zaciekle. Jej zaklęcie podtrzymujące ich wygląd padło. Na szczęście ich nieco powiększone ubrania nie przeszkadzały w walce. Ona i Ginny walczyły jedynie z Amycusem i Alecto. Pamiętała tę dwójkę z bitwy w Hogwarcie. Wolly sam dawał radę szóstce, ale powoli słabł. W tym momencie Ginny rozbroiła Alecto i spetryfikowała ją. Chwilę później padł Amycus.

Obróciły się by pomóc Wolly’emu, ale ten warknął:

– Nie wtrącajcie się! Biegnijcie tam, gdzie macie biec!

Hermiona pociągnęła Ginny za rękę.

– Ruszaj się!

Dobiegły do numeru 29 i zadudniły.

– Przyszłyśmy na herbatkę ziołową! Szybko!

Drzwi otworzyły się natychmiast. Stał w nich czarodziej w granatowej szacie.

– Co się dzieje?

– Walczą! Tam w zaułku – Wskazała palcem. – Został jeden z naszych przeciwko szóstce. Kazał nam uciekać.

– Wejdźcie.

Sam wybiegł. Usiadły w środku i Ginny zaczęła na nią krzyczeć.

– Dlaczego to zrobiłaś?! Mogłam walczyć!

– Tylko byśmy przeszkadzały! Uspokój się i usiądź.

Sama wyłamywała palce. A jak przez to, że posłuchały, zginie? Czy potrafiłaby mieć czyjąś śmierć na sumieniu?

Gdy po kilkunastu minutach ktoś zapukał do drzwi podskoczyły jak oparzone. Ginny podniosła różdżkę i krzyknęła:

– Kto tam?!

– Otwierajcie, wy dwie. Chyba mogę wejść do własnego domu, co?

Ginny otworzyła a Hermiona ją ubezpieczała. Do środka wpadł Wolly razem z profesorem Friedrichem. Obie z ulgi usiadły na ziemi.

– Nic wam się nie stało?

– Nie jesteście ranni?

Obaj uśmiechnęli się, ale odezwał się profesor.

– Nie, wszystko w porządku. Chodźcie do salonu. Tutaj nie wejdą, więc nie macie się co martwić. Wolly, robisz się za stary na takie ekscesy.

– Dałbym sobie z nimi radę, Hal – parsknął i opadł na fotel. – Wiesz o tym.

– Wiem, wiem. Skoro jednak się tam ruszyłem, to nie mogłem pozwolić ci się bawić samemu.

– Miałem inne dzieci do zabawy – parsknął i wyczarował sobie chusteczkę, żeby przytrzymać ją przy ranie na głowie. Zerknął na nie. – Dałyście sobie dobrze radę. Niezłe rozeznanie w terenie, Hermiono i świetne udawanie, że wszystko w porządku. To samo tyczy się ciebie, Ginny.

– Dałybyśmy sobie radę – mruknęła płomiennowłosa.

Profesor Friedrich przyglądał się jej z zaciekawieniem.

– Czy ty przypadkiem nie jesteś córką Molly Prevett?

– Przypadkiem jestem córką Molly Weasley.

Uśmiechnęła się dziewczyna. Hermiona wyciągnęła z kieszeni szortów złożony pergamin.

– To od profesora Dumbledora.

Mężczyzna wziął, otworzył i nieco się nachmurzył przy czytaniu.

– Wielokrotnie mu odmawiałem, więc dlaczego naciska?

– Ma swoje powody – powiedział wesoło Wolly. – Od sześciu lat nie może znaleźć porządnego nauczyciela na to stanowisko.

– Hmm… A Moody?

– Miał nim być w czwartej klasie, ale w efekcie zastąpił go młody Crouch. – Wolly skrzywił się. – Pamiętasz go, oczywiście?

– Jakbym mógł zapomnieć. Biedna Alicja…

– I Frank.

– I Frank. – Skinął głową. – A… Snape?

– Zbyt wiele wrzeszczał, za mało tłumaczył – mruknęła Hermiona. – W dodatku skupiał się tylko na tym, żebyśmy docenili jaka wielka jest czarna magia.

Profesor zaczął się tubalnie śmiać. Miał koło sześćdziesięciu lat, ale trzymał się naprawdę dobrze. Przystojna, ogorzała twarz, ciemne włosy zaczesane do tyłu, błękitne oczy, bardzo podobne do Dumbledore’a i, z tego co dało się zauważyć, nieźle zbudowany. Szkoda, że wyraźnie był typem lowelasa.

– Więc niby ja mam być idealnym kandydatem?

– Byłoby miło mieć kogoś normalnego na lekcjach.

Ginny wyprodukowała swój najsłodszy uśmiech, który powodował, że połowa chłopaków w Hogwarcie rozluźniała krawaty z wrażenia. Nie ominęło to Friedricha. Lekko poróżowiał i zerknął na Hermionę.

– Ty również uczysz się w Hogwarcie?

– Tak. W siódmej klasie.

– Czyli znasz sławnego Harry’ego Pottera oraz jego przyjaciół? Pana Weasleya i pannę Granger?

Hermiona zaśmiała się.

– Raczej tak.

– Och, chciałbym ich poznać. Muszą być fascynujący. – Hermiona i Ginny spojrzały na siebie i parsknęły. – Dobrze. Przekażcie Dumbledorowi, że jeśli potrafi zapewnić mi bezpieczeństwo, to na pewno pojawię się pod koniec sierpnia w szkole. I… – dodał po chwili – kiedy będzie następne spotkanie Zakonu, niech da mi znać. Pojawię się.

Cała trójka gości uśmiechnęła się, pożegnała i aportowała tuż za drzwiami. Po chwili stali przed Norą i odetchnęli nie widząc nikogo w promieniu kilku mil.

– Cóż… To był ciekawy dzień. – Wolly parsknął podając Hermionie plecak. – Jednak nie mam ochoty go powtarzać. Babskie zakupy są ponad moje nerwy.

– Narzekasz. – Zaśmiała się Ginny i przytuliła mężczyznę. – Wielkie dzięki. Było wesoło. Wpadnij na ślub Billa. Ciekawi mnie, jakim jesteś tancerzem.

– Całkiem niezłym. – Uśmiechnął się. – Jestem dość wszechstronny.

Hermiona znów spojrzała na niego podejrzliwie, a Ginny zgromiła ją wzrokiem.

– Miło było. – Podała mu rękę i kiedy ją uścisnął, parsknęła. – Jesteś ciekawym okazem.

– Wciąż mnie podejrzewasz?

– Tak. Zwłaszcza, że znalazłam to. – Podniosła do góry fiolkę z gęstym, złotawym płynem. – Sądzę, że kiedyś mi to wytłumaczysz.

Zbaraniał.

– Kiedy…?

– Kiedy wiązałam buta i ponownie wzięłam cię pod rękę. Tak cennych rzeczy nie trzyma się w kieszeni. – Przyjrzała mu się. – Ile minut jeszcze mam czekać, żebyś się zmienił?

Pokręcił głową.

– Uparta baba. Dobrze, to nie jest moja prawdziwa postać. Wystarczy?

– Postójmy tu jeszcze chwilkę i porozmawiajmy. Chcę się upewnić, czy moje podejrzenia jednak były właściwe.

– Po co? – Wzruszył ramionami. – Jeśli jestem nawet samym Dumbledorem, co ci to da?

– Satysfakcję, albo rozczarowanie. Lubię wiedzieć.

– Och, nie wątpię.

– I pierwszymi pytaniami, które zadam jeśli moje podejrzenia się potwierdzą, będzie to, jak ukrył pan Mroczny Znak i czy ma pan schizofrenię.

– Cóż… Myśl sobie dalej, ale ja się spieszę.

– Jeszcze kilka minut. Wypił pan eliksir gdy wyszliśmy z plaży. Ukradkiem, kiedy ja rozmawiałam z Ginny. W związku z tym zostały jakieś dwie minuty.

– No już dobrze, dobrze – mruknął i nachmurzył się. – To ja. Zadowolona, Granger?

Ginny, która niepewnie śledziła dyskusję podskoczyła i jej usta ułożyły się w idealne „O”.

– Oczywiście, że tak. A teraz proszę o odpowiedź na pytania.

– Z Mrocznym Znakiem nie było problemu. Jest kilka… użytecznych zaklęć. I nie, nie powiem ci jakie. To nie jest ci ani potrzebne, ani odpowiednie. Co do drugiego to nie wiem o co ci chodzi.

– Sądzę, że wyjaśniłam to kiedy „przepraszałam”. – Zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu

– Gdybym zachowywał się tak, jak zwykle, to nie czułybyście się w moim towarzystwie swobodnie, a to na pewno zwróciłoby uwagę Śmierciożerców i mogłoby im podpowiedzieć, kim jestem. A tego przecież chcieliśmy uniknąć.

W tym momencie rozmarzone oczy zaczęły się zwężać, a złoto powoli zmieniało się w czerń. Szopa brązowych włosów powoli oklapała i czerniała. Nos wydłużał się i stawał się haczykowaty. Skóra jaśniała, aż przybrała niezdrowy, blady odcień. Ginny wciąż zszokowana wpatrywała się w niego.

– Na potrzebę waszego towarzystwa zmieniłem język i styl poruszania się. – Wzruszył ramionami. – Było to dość proste. Przy okazji, Weasley, niezbyt lubię róż, więc jakbyś chciała przysyłać mi boa, to postaraj się o inny kolor.

Dziewczyna poczerwieniała aż po cebulki włosów. Zdała sobie sprawę, że wiele słów, których właśnie on usłyszeć nie powinien, usłyszał.

– Przysięgam, że wyrzucę tę kieckę, gdy tylko przyjdziemy do domu.

– Rób jak chcesz – powiedział, po chwili jednak uśmiechnął się złośliwie. – Nie wątpię, że będzie ci pasować coś innego. Najlepiej różowego. Granger, nie pojawiaj się w tym kombinezonie w szkole, bo osobiście wykopię cię na błonia.

– Nie mam nic innego.

– Gdybyś powiedziała mi, że chcesz odpowiednie wyposażenie to sam udałbym się po to na Pokątną – warknął. – Ale ty masz twardy łeb upartego Gryfona. Wydaje ci się, że jeśli sama nic nie możesz zrobić, to jest to awykonalne.

– Świetnie! Po co więc pan w ogóle się fatygował?

– Rozkaz Dumbledora. Nie sprawiało mi przyjemności udawanie idioty.

– Wiele w takim razie do udawania nie było.

– Pięć punktów i szlaban dla panny Weasley w pierwszą sobotę!

– A za co?! – Ginny oburzyła się.

– Spytaj Granger. Jutro o szóstej masz być w sali – warknął do Hermiony i po chwili zniknął.

Ginny podparła się pod boki.

– A pomyśleć, że nawet go polubiłam!

Hermiona zaczęła się śmiać i po chwili Ginny przyłączyła się do niej.

– Wiesz co, Ginny?

– No?

– Tak sobie myślę, że właśnie poznałyśmy kogoś, kto się chowa pod całym tym sarkazmem i wredotą.

– Tak sądzisz? – Ginny uśmiechnęła się. – Mimo wszystko Wolly to jeden z sympatyczniejszych facetów, jakich poznałam. Jeśli Snape ma z nim coś wspólnego, to chyba będę w stanie go polubić. A teraz chodźmy przymierzyć to, co kupiłyśmy. Mam nadzieję, że będzie wyglądało równie dobrze co na fantomie. – zanim weszły do kuchni obróciła się z głupim uśmiechem. – Wiesz co zauważyłam?

– Już się boję.

– Snape w mugolskich ciuchach wyglądał równie dobrze co Wolly.

Hermiona skrzywiła się.

– Jesteś chora. Przy okazji… Nikomu nie mówimy, kim jest Wolly.

Ginny puściła porozumiewawczo oko.

– Rozumiem.

 

 

Ginny założyła sukienkę i obróciła się do lustra. Hermiona zeszła na dół, żeby coś zjeść i nawet nie zerknęła do torby. Jej przyjaciółka nie przywiązywała do swojego wyglądu żadnej wagi. Ginny była inna – lubiła dobrze wyglądać. Teraz miała do tego dodatkowy bodziec – chciała Dracona Malfoya, chciała go dla siebie. Postanowiła więc dyskretnie użyć wszystkiego, co posiadała. Chcąc nie chcąc musiała przyznać, że Snape miał oko, chociaż sam wciąż łaził jedynie w czerni. Jasnozielona suknia pasowała do niej idealnie. Była zawiązywana na szyi, gorset był usztywniany i idealnie opinał jej biust i talię. Spódnica pięknie łączyła się z górą, na której jakimiś sztucznymi kamieniami były wyszyte przepiękne róże, i sięgała samej ziemi. Trzeba będzie ją skrócić i nieco zaszyć rozcięcie na udzie, bo sięga jej bardziej pasa, niż uda. Obróciła się i westchnęła widząc, że gorset przepięknie wygląda i komponuje się z jej ognistymi włosami. Czuła, że potrafi wszystko – nie ma mowy, by Draco na nią nie spojrzał. Hermiona weszła do pokoju i zatrzymała się z wrażenia w drzwiach.

– No co? Źle wyglądam?

– Wręcz przeciwnie – uśmiechnęła się i weszła do środka. – Zawsze wiedziałam, że masz cudowną figurę, ale ta sukienka podkreśla to i wspaniale pasuje do twojego typu urody. Malfoy nie ma żadnych szans – parsknęła.

– Mam nadzieję. – Usiadła na łóżku i zaczęła rozwiązywać gorset różdżką. – Przymierz swoją.

– Nie mam na to ochoty. Jestem zbyt zmęczona, żeby cokolwiek robić, a jutro muszę o szóstej być w lochach.

– Ty ostatnimi czasy w domu jedynie jesz i śpisz.

– A nawet jak wyjdę gdzieś na miasto to nie mogę się uwolnić od Snape’a. Czy on musi być takim dupkiem?!

Ginny przebrała się w zakupione dżinsy i właśnie zakładała cudowną koszulkę. Fioletową z falbankami na ramionach. Kiedy przepchnęła głowę przez otwór, uśmiechnęła się.

– Nie przesadzaj. Był całkiem miły. Przynajmniej dopóki nie wrócił do swojej postaci.

– No właśnie, a ja muszę pracować z jego postacią właściwą. Co myślisz o tym całym Friedrichu?

– Nie dziwię się, że mama go nie chciała – zachichotała wspominając pożądliwe spojrzenie starego czarodzieja. – Jest obleśny z tym swoim wzrokiem. Ciekawi mnie jedynie jaką zrobi minę, kiedy się dowie, że to ty jesteś Hermioną Granger.

– To było akurat śmieszne. Mogę cię o coś prosić?

– No?

– Trzymaj dzisiaj Rona z daleka ode mnie – burknęła i opadła na łóżko. – Znowu zaczyna się do mnie kleić.

– Rozmawiał o czymś z Billem wczoraj. Podsłuchałam coś o różnych metodach zwracania na siebie uwagi dziewczyny. Nic dziwnego, że Bill był zawsze popularny.

– Tylko, że Bill nie robi tego wszystkiego z gracją słonia – mruknęła jej przyjaciółka. – I jest znacznie przystojniejszy. Możesz to dla mnie zrobić?

– Nie ma sprawy, ale według mnie powinnaś go rzucić. I to definitywnie.

– Nie mogę…

– Hermiona, jak tak dalej pójdzie, to w końcu nie wytrzymasz i rzucisz go z takim hukiem, że do końca życia się do ciebie nie odezwie. Wiesz o tym.

Usiadła i sięgnęła do plecaka po ubrania by się na nich wyżyć. Rozkładała energicznymi ruchami koszulki, spodnie i uśmiechnęła się paskudnie, gdy wyjęła kombinezon strażacki.

– Niech zgadnę – zaśmiała się Ginny. – Masz zamiar to założyć jutro?

– Oczywiście. Sam mi to zaproponował – parsknęła i pokręciła głową. – Potrafisz uwierzyć w to, że prawie polubiłam Wolly’ego?

– Ja tam go polubiłam. Nie mogę jednak uwierzyć, że cały czas byłaś podejrzliwa wobec niego. Naprawdę masz głowę nie od parady.

– Co mi po tym skoro nie mogę posłać w diabły tego wrednego nietoperza, rzucić twojego brata i nie być za mądrą dla wszystkich facetów w okolicy? Skończę jak Umbridge – stara panna z fiołem na punkcie kotów i różu.

– To niezbyt radosna wizja. Może spytaj o radę Trelawney? –

Zachichotała, gdy Hermiona zrobiła wyjątkowo wściekłą minę.

– Och… Hermiono! Widzę, widzę! Umrzesz! Zapchasz się kocim kłaczkiem! – Podskoczyła. – Co mi przypomina, że miałam nakarmić Krzywołapa.

– Nie musisz. Dorwał wczoraj kilka myszy i zaniósł do swojej nory.

– Głupio mi bez niego. – Otworzyła drzwi. – Kici, kici, kici… Krzywołapku… No, chodź do pani. Kici, kici, kici…

Po chwili na schodach pojawiła się dumnie stercząca ruda kita i dopiero po niej pojawił się spłaszczony pyszczek. Uśmiechnęła się i wzięła go na ręce.

– Moje kocisko… Mój śliczny kotek…

Wyprężył się i zaczął mruczeć z zadowolenia nadstawiając spód pyszczka do drapania. Niestety, stała o kilka minut za długo. Z góry zszedł Ron i prawie na nią wpadł. Uśmiechnął się szeroko i przytulił ją mocno. Krzywołap wydał z siebie oburzone miauknięcie, wbił jej pazury w ramię i uciekł.

– Wspaniale, Ronald – warknęła, wściekła i obolała. – Tylko mi brakowało, żeby mnie Krzywołap podrapał.

– Sorry – mruknął i tym razem przytulił ją delikatniej.

Oparła głowę o jego ramię w poszukiwaniu odpoczynku, ale zaraz zaczął gładzić jej kark. Musiała przyznać, że szyja i kark to najwrażliwsze części jej ciała, więc dziwiła się jak dotyk Rona, nawet najdelikatniejszy, może powodować u niej drgawki wstrętu.

– Ron… Nie dzisiaj. Jestem zmęczona.

– Ostatnio cały czas jesteś zmęczona – wymruczał jej do ucha.

– Słuchaj, zeszliśmy się ledwie wczoraj. Mówiłam, żebyśmy zwolnili.

– Przecież nic nie robię.

– Jasne. A ta ręka na moim karku? Druga na moich pośladkach? Odpuść, Ron.

Cofnął się i założył ręce.

– Już, już. Nie bądź taka zła. Masz może ochotę na spacer?

– Gdzie? Nie możemy wychodzić poza Norę.

– Gdziekolwiek… Z Ginny wybrałyście się do Brighton, tak? Chodź ze mną gdzieś. Miejsce nie ma znaczenia.

Westchnęła i podrapała się po czole. Czy ona naprawdę musi mieć takie szczęście, że natrafia na durniów, którym trzeba tłumaczyć nawet najprostsze sprawy?

– Nie możemy, to byłoby zbyt niebezpieczne. Z Ginny aportowałyśmy się do Brighton, bo nie miałam ani jednej pary spodni, która nie byłaby dziurawa czy zepsuta. Jednak nawet wtedy dostałyśmy obstawę.

– Daj spokój. Możemy przecież gdzieś się wybrać.

– Nie możemy! ZROZUM TO.

– Jak sobie chcesz – mruknął. –Jutro znów wrócisz późno i padniesz spać.

– Znam swoje obowiązki i wypełniam je najlepiej jak potrafię. Codziennie robię ze dwanaście kociołków różnych mikstur, Snape robi tyle samo, siedzimy do późnej nocy a i tak nie zawsze wyrabiamy normę. Mogę chyba być zmęczona, prawda?

– Tak, wiem, że musisz to robić i nie o to mam pretensje. Po prostu wygląda to tak, jakbyś specjalnie mnie unikała.

– Jesteś śmieszny, Ron.

– Czy ja ci się w ogóle podobam?

Westchnęła ciężko i przyjrzała mu się uważnie. Ron mocno wydoroślał przez szóstą klasę. Miał prawie metr dziewięćdziesiąt i zamiast plączących się patyków dorobił się umięśnionych ramion i silnych, zgrabnych nóg. Długi, piegowaty nos nadawał jego pociągłej twarzy charakteru, a niebieskie oczy świecące spod rudej grzywki powinny powodować u niej drgawki i efekt miękkich nóg. Nie powodowały. Westchnęła. Nie mogła go skrzywdzić. Nie potrafiła.

– W jakiś sposób na pewno.

Uśmiechnął się i znów spróbował ją pocałować, ale go odepchnęła.

– Potrzebuję czasu, Ron. Czasu. Mamy przed sobą przynajmniej rok.

Lekko się skrzywił, ale odpuścił.

– Dobranoc, Hermiono i trzymaj się.

Nastawiła policzek i po chwili poczuła mokre usta. Powstrzymała się przed wzdrygnięciem z obrzydzenia. Weszła do pokoju, gdzie natknęła się na ponure spojrzenia Ginny.

– Grasz nie fair. Dałaś mu nadzieję.

– Ginny, ja po prostu NIE UMIEM mu tego powiedzieć!

– Tchórzysz! Od kiedy jesteśmy kurczakami?!

– Uch! Nie rób takich samych porównań, jak Snape!

– A może on ma rację?!

– Zwariowałaś?! Od kiedy on miewa w czymkolwiek rację?!

– Daj spokój, Hermiono. Zawsze nam wyrzucałaś uprzedzenia wobec niego, a teraz robisz to samo!

– Wielkie dzięki – warknęła, po czym wzięła kilka głębszych oddechów. – To po prostu za trudne dla mnie. Nie chcę go stracić, a wiem, że odrzucając go zranię jego ego. Mam nadzieję, że sam zrozumie, że do siebie nie pasujemy i, że znajdzie kogoś innego.

– Wiesz, że masz u mnie poparcie bez względu na to co zrobisz. Tylko… nie podoba mi się to.

– Ginny od czasu zerwania z Harrym nie odzywacie się do siebie. Wiesz co by się stało, gdybym zerwała z Ronem? A pamiętaj, że on jest daleko bardziej wrażliwy niż Harry.

– Raczej drażliwy, niż wrażliwy – zaśmiała się dziewczyna. Uniosła ręce. – Poddaję się. Rób co chcesz, tylko potem nie oczekuj współczucia.

– A czy kiedykolwiek oczekiwałam?

– Tak. Po zerwaniu z Wiktorem.

Hermiona zacisnęła pięść. Ginny zasłoniła sobie usta. To miał być temat tabu.

– Ja… przepraszam. Nie chciałam ruszać tego tematu.

– Nie musisz. – Uśmiechnęła się. – Jestem teraz nieco starsza i znacznie mądrzejsza.

– To powiesz mi, co właściwie się między wami stało?

Pamiętała jak trzy lata temu w czerwcu Hermiona wbiegła do jej pokoju i rzuciła się jej na kolana i zaczęła płakać. Nie przestała dopóki nie zasnęła.

– Pokłóciliśmy się. Teraz wiem, że to była bzdura, ale… Byłam przerażona tym, że Voldemort powrócił, że Harry omal nie zginął, że Cedric umarł. Zarzuciłam mu, że używał czarnej magii i że ma trzymać te brudne łapy z daleka ode mnie. Wpadł w szał i dopiero w ostatni dzień na chwilę wziął mnie na bok i porozmawialiśmy. Przeprosiłam go, ale… to był koniec. Za wiele sobie wykrzyczeliśmy. Dlatego teraz staram się panować nad sobą, bo wiem, że słowa wypowiedziane w gniewie mogą zniszczyć wszystko.

– Znam ten ból – mruknęła. – Ja też pokłóciłam się z Harrym. O Cho. Zarzuciłam mu, że wciąż za nią patrzy i pewnie dalej mu się podoba, a ja jestem substytutem. Dwa dni później zerwał ze mną. Powiedziałam za dużo, ale nie potrafię się hamować. Jeśli coś mnie złości, to mówię to.

– Nieodrodna siostra swoich braci i córka swojej matki – zaśmiała się Hermiona. – Teraz, jeśli mi wybaczysz, muszę nad czymś posiedzieć.

Ginny zajrzała jej przez ramię i przeczytała jakiś dziwny, makabryczny wierszyk napisany na pergaminie, który jej przyjaciółka trzymała na kolanach.

– Co to? Brzmi okropnie.

– Być może klucz do odnalezienia eliksiru na Cruciatusa. Niestety dość… trudny i pokręcony.

– Niekoniecznie. Niektóre zwroty są dość proste.

– Tak?!

– Tak. Możesz tego nie wiedzieć, bo nie znasz świata czarodziejów od podszewki. Nacięcie kciuka prawej dłoni oznacza Wieczystą Przysięgę. Kiedyś nie zawierało się jej za pomocą tylko magii, ale też używano do tego krwi. Lewa ręka jest od serca, ale Wieczysta Przysięga ma być z rozmysłem, więc nacinano prawą rękę, tę od rozumu. Mruk to postać z dziecięcych bajek, którą straszy się małe dziewczynki. Bajka była dość… delikatna, ale ostrzegała przed gwałcicielami. „Co po prawej, co po lewej”… Mamy taki przesąd, że przed wyjściem z domu należy rzucić okiem na to, co po prawej i po lewej, by zapamiętać ostatni widok domu. Jednak nie wiem jak to się ma do ognia. Z reszty nie rozumiem nic, ale dziwi mnie ten Bóg. Czarodzieje są ateistami. Często mówimy: „o, bogowie” czy coś w tym stylu, ale nigdy nie odnosimy się do jakiegoś mugolskiego bóstwa. – Uśmiechnęła się. – Pomogłam jakoś?

– Trochę… Jak się nazywa ta bajka z Mrukiem?

– „Pani Mara i Pan Mruk”. Nie mają autora.

– Kim była pani Mara?

– Sukkub.

Hermiona zaśmiała się w głos.

– Muszę to przeczytać! Ciekawi mnie, jak dzieciom wykładało się takie tematy.

– Nie śmiej się. To dość poważna sprawa. Czarodzieje wiedzą, że dzięki magii mogą mieć pewną… władzę nad mugolami. Te baśnie są po to, żeby od dziecka wpajać im odpowiednie podejście moralne. To wyjątkowo ważna część edukacji czarodziejskiej, której… hmm… urodzeni w niemagicznych rodzinach nie posiadają. I to właśnie oni są największym zagrożeniem.

– Dzięki. – Uśmiechnęła się z przekąsem jej przyjaciółka, ale dopisała coś pod spodem. Wyciągnęła z torby kilkanaście ciężkich tomów i całkowicie się w nich zagłębiła. Co chwila dopisywała coś lub skreślała. Ginny stała teraz przy oknie i spoglądała na podwórko, gdzie Harry z Draco latali na miotłach i łapali znicz. Ron po chwili do nich dołączył i zaczęli grać w berka. Nabrała ochoty na latanie, a im na pewno przyda się czwarty zawodnik.

– Hermiono, idę na dwór.

– Mhm – powiedziała nieobecnym tonem, skreślając nerwowo kolejny punkt.

Zamierzała zbiec na dół ale na własne nieszczęście natknęła się na Fleur.

– Ginny, jak ty ładni wyglądasz. Pasuji ci ten kolor.

– Dziękuję, Fleur. Idę na podwórko pograć z chłopakami w Quidditcha.

– Och, to taki ciekawy. Mmm… Ginny? Czy Gabrielle może z wami spać? Jak przyjedzi?

– Oczywiście, że tak. Ja mogę spać z Hermioną w jednym łóżku – uśmiechnęła się niepewnie. – Zresztą nie jest pewne, czy Hermiona będzie tutaj nocować. Będą razem ze Snape’em ciężko pracować, więc możliwe, że będzie spała w zamku.

– Ja taka zła na nią! A jak Bill coś się stani?!

Łzy napłynęły do jej dużych, błękitnych oczu. Nie rozumiała podejścia Billa – on bał się, że może coś jej zrobić i to dla niej i ich przyszłych dzieci chciał wyzdrowieć.

– Fleur, on już postanowił. Nie jest to wina Hermiony. Wiesz dobrze, że jeśli Sama-Wiesz-Kto ma całą armię takich jak on, to nikt nie jest bezpieczny. A taki eliksir mógłby ich wyleczyć.

– Ale dlaczego Bill?!

– Gdybym to ja została pogryziona, to możesz być pewna, że zgłosiłabym się na ochotnika – warknęła. – Zrozum go, Fleur. On to robi dla ciebie i dla wszystkich innych ludzi. Ale głównie ze względu na ciebie.

– Ja tego nie potrzebui! Mnie Bill starczy! Jeśli bo te ugryzienia on umrze, to ja też!

Zalała się łzami, a Ginny westchnęła. Na górze jedna nie umie mówić nie, a ta przed nią myśli tylko o sobie. Po chwili usłyszała dudnienie na schodach i Hermiona z rozwichrzonymi włosami podbiegła do niej.

– Jak mówisz, że nazywała się ta bajka?

– „Pani Mara i Pan Mruk”.

– Świetnie. Lecę do biblioteki. Muszę ją znaleźć.

– To twoi wina! – Fleur potrząsnęła kędzierzawą dziewczyną. – Jak Bill umrzeć, to przez ciebi!

Hermiona zbladła i zacisnęła zęby.

– Wybacz mi, ale sądzę, że Bill się zgodził.

– Tylko dlatego, że nikogo inny nie ma!

– Uspokój się i nie histeryzuj – warknęła i odepchnęła ją. – Mam znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż twoje fanaberie i fochy.

Fleur zatkało, a Ginny uśmiechnęła się. Nie wolno było wchodzić Hermionie w drogę, gdy coś postanowiła. Jej przyszła bratowa musi się nauczyć, że nie wszyscy padają jej do stóp i podają wszystko na złotej tacy. Usadziła Francuzkę przy stole i podała jej herbatę, wcześniej sprawdzając testerem.

– Jestem egoistki?

– Tak.

– Czy to taki źle, że chcę Bill zdrowy i cały?

– Nie, Fleur. Chodzi o sposób w jaki to przedstawiasz. Wychodzisz za Billa więc musisz zrozumieć, że on ma swoje zasady. Nie cofanie się przed niebezpieczeństwem do nich należy.

– Ja wim, że on odważny, ale… Boję się.

– Każdy z nas się boi.

– Ona ni. – Wskazała na pusty kominek. – Ty też ni.

– Ona zwłaszcza. Nie jest taka odważna, na jaką się kreuje. A ja… Ja się boję wielu rzeczy i o wiele osób. Jednak gdybym miała możliwość komuś pomóc, to zrobiłabym to. Nie mam niestety takiego mózgu i czuję się bezradna. Nie możesz myśleć tylko o sobie.

Dziewczyna niechętnie skinęła głową i zaczęła się bawić naszyjnikiem. Ginny czym prędzej wybiegła z kuchni i wpadła do schowka na miotły. Wyjęła Zmiataczkę 6 i podleciała do chłopaków.

– Mogę się przyłączyć?

– Wolniejszej nie było? – Harry śmignął na Błyskawicy tuż koło jej nosa.

– Nie popisuj się, Harry. – Ron był zachwycony swoją nową miotłą. Ich mama wyskrobała zaskórniaki na Nimbusa 2000. Draco siedział na Nimbusie 2001. Ona na Zmiataczce nie miała z nimi szans. – Ginny, może chciałabyś na chwilę? Zamienialibyśmy się z tobą?

– Czyli gramy w trzy osoby?

– Czemu nie? – Draco parsknął. – Puszczamy znicza i ten, kto go pierwszy złapie, wygrywa.

– Wszelkie chwyty dozwolone, prócz czarów – Zlecieli na ziemię i Harry podał jej Błyskawicę. – Pokaż, co potrafisz.

– Ta jest, kapitanie!

Zasalutowała i wzbiła się w powietrze. To był pierwszy raz, gdy dosiadała tak szybkiej miotły. Działała na najmniejsze drgnięcie i bardziej wyczuwała zamiary niż ruch. Ona i Draco w tej samej chwili dojrzeli znicza. Zanurkowali i przyspieszyli. Był szybszy, więc przyspieszyła i nieco zagrodziła mu drogę tak, by jej włosy przysłoniły mu widok. Usłyszała, jak klnie i zachichotała po czym bez problemu załapała małą piłeczkę.

– Grasz nieczysto. – Draco uśmiechał się tak czarująco, że zapierało jej dech w piersiach, ale odpowiedziała uśmiechem.

– Nie wiem o co ci chodzi. To ty grasz nieczysto.

Zrobił zdziwioną minę. I dobrze – nie musi wiedzieć, jak bardzo.

 

 

Hermiona do późna siedziała w bibliotece i dwa razy nawet się zdrzemnęła. Za drugim razem obudził ją profesor Dumbledore.

– Hermiono, już późno. Wracaj do Nory.

– Przepraszam, zaczytałam się i sama nie wiem kiedy…

– Nie ma problemu. – Jego uśmiech zawsze dodawał jej otuchy. Odesłała różdżką książki i razem z dyrektorem wyszła z biblioteki. – Jak ci idą badania?

– Powoli. Wydawało mi się, że coś znalazłam, ale to był ślepy zaułek.

„Pani Mara i Pan Mruk” było wesołą lekturą i nieraz musiała zatykać sobie usta, bo miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale nie doszła do żadnych wniosków poza tymi, które podsunęła

jej Ginny. Na wszelki wypadek sprawdziła każde słowo zarówno w znaczeniu czarodziejskim, jak i mugolskim, ale nic to nie dało.

– Tak to bywa, ale niech cię to nie zniechęca.

– Nie zamierzam się poddawać – uśmiechnęła się słabo. – Szkoda tylko, że nie mam bladego pojęcia, gdzie szukać informacji.

– Niestety nie jestem w stanie ci w tym pomóc. Eliksiry zawsze były jednym z dwóch przedmiotów z których byłem słaby.

– A jaki był drugi?

Zachichotał.

– Wróżbiarstwo. Severus powiadomił mnie, że Hal się zgodził na przyjęcie posady. Przykro mi też, że was zaatakowano. Prawdopodobnie mieli wskazówki dotyczące miejsca zamieszkania Hala.

– Nic się nie stało, jednak nie potrzebowałyśmy obstawy. Mógł mnie pan poinformować o tym, że nie będziemy same oraz o tym, kto nam będzie towarzyszył. Najadłyśmy się wstydu za wszystkie czasy.

– Czy ja wiem? Severus wydawał się dobrze bawić.

– Profesor Snape zawsze dobrze się bawi kiedy może nabijać swoich uczniów w butelkę.

– Nie miałyście o tym wiedzieć. – W jego głosie zabrzmiała jakaś lekka stalowa nuta i wiedziała, że nie powinna kontynuować. – Na jutro planujecie przemienienie Remusa?

– Tak. Co prawda dzisiaj profesor Snape miał dokończyć przygotowywanie gabinetu, ale nie wiem czy mu się udało, skoro większość czasu był poza Hogwartem…

Dumbledore odprowadził ją do kominka pani Hooch i uśmiechnął się.

– Jeśli miał to zrobić dzisiaj, to na pewno to zrobił. Macie podobne podejście do swoich obowiązków. Dobranoc, Hermiono.

– Dobranoc, panie profesorze. Nora.

Kiedy wyszła z kominka uderzyła ją wszechogarniająca cisza. Zerknęła na zegarek i westchnęła. Druga w nocy. Za trzy godziny będzie musiała wstać. Po cichu weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Światło księżyca wpadało do środka i pełzało po włosach Ginny. Dziewczyna, jak zwykle, leżała rozkopana i lekko poświstywała. Hermiona zdjęła szatę, wyjęła pergaminy i schowała pod obluzowaną deską podłogi starając się nie robić hałasu. Nastawiła budzik i położyła się patrząc na księżyc. Zastanawiała się jak bardzo musi boleć Remusa taka przemiana. Jeśli było to podobne do Eliksiru Wielosokowego, to nic dziwnego, że tego nie lubił…

Rozdziały<< Rozdział 5Rozdział 7 >>

mroczna88

Miłośniczka mocnej herbaty, grubych książek i puchatych kotów. Lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. Znana głównie z tego, że zostawiła niedokończone opowiadania sześć lat temu i od tego czasu unika świata, żeby nie przyznać się jak bardzo się tego wstydzi. Tym razem jednak wróciła i będzie nie tylko poprawiać stare teksty, by nie były tak żenująco kiepsko napisane, ale też w końcu je dokończy. Tylko trzeba dać jej trochę czasu i cierpliwości ^.^ Szczerze poleca książki: serię Koło Czasu autorstwa Roberta Jordana, serię Wiedźmy autorstwa Olgi Gromyko, cokolwiek napisał Sanderson (ale Rozjemcę najbardziej), cokolwiek napisała Naomi Novik (Wybrana ma relację, która bardzo przypomina sevmione!), Sagę Księżycową autorstwa Marissy Meyer (najlepszy retelling baśni jaki powstał) oraz cokolwiek napisała Maggie Stiefvater (jej seria Kruczych chłopców i Wyścig śmierci najlepsze) Szczerze poleca seriale:Koło Czasu, Sense8, The Boys, Carnival Row, Good Omens, Black Sails, The Wilds, Motherland Fort Salem, The Untamed, Panic, Warrior Nun, Galavant, Dark, Wynnona Earp, Goblin (koreański), Bridgerton, Downton Abbey

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz